styczeń 2012 - 2021

15 lutego 2021
Miałam od dłuższego czasu tylko jedno pragnienie, abym mogła iść do fryzjera! Włosy rosną mi już powolutku i 
mają grubość włosków niemowlaka. Nosiłam związane w malusieńką kituchnę. Moja córka zlitowała się nad biedną, zapuszczoną z wyglądu matkę, gdyż o fryzjerze nie ma co marzyć, przyniosła nożyczki i obcięła mi włosy. Zastrzegała się, że nie jest przecież fryzjerką, to przecież wiadomo, ale ma odwagę cywilną i cięła jak mogła najlepiej. Może i małe mankamenty są, ale ja jestem zadowolona i czuję się znacznie lepiej. Sami oceńcie jak wypadło strzyżenie. Oto staruszka w znienawidzonym selfie! Strasznie nie lubię robić sobie tak zdjęć. Muszę patrzeć na funkcje aparatu, aby jakoś nacisnąć. co tam trzeba, zamykam oczy, które i tak są zbolałe i wychodzi na to, że jestem prawie niewidoma. Tak jednak jest, a ja rzeczywistości nie upiększam, jest, jaka jest.
W ostatnim czasie z oczami mam kłopot. Mój współtwórca strony, wielce uczynny pan Piotr, szukając dla siebie w archiwum dokumentów, ma zawsze mnie także na uwadze i właśnie przysłał mi chyba z pięćdziesiąt stron wpisów w aktach notariusza z miasta Warty. Siedziałam murem, aby je chociaż z grubsza przejrzeć i prawie że nie mogę unieść powiek. Robię okłady z mocnej herbaty parzonej specjalnie w tym celu, gdyż pić nie mogę ze względu na ciśnienie, ale sam zapach mnie odurza. Postanowiłam, że będę przygotowywać tylko streszczenia aktów, a nie dokładne tłumaczenia i tylko jeden akt dziennie. Chwała dla Miłkowic to ważna sprawa, ale chodzenie o lasce dla niewidomych to trochę chyba uciążliwe zajęcie. Tak naprawdę, to powinnam skończyć chociaż jakiś kurs prawniczy, gdyż dla laika to zajęcie wielce absorbujące, muszę niekiedy czytać kilka razy, abym wiedziała o co właściwie chodzi, ale dam radę! Muzyczka w tle, koniecznie, przeniesienie na ekran telewizora, aby było bardziej czytelne powiększenie i zabieram się do działania. Staruszki mają w sobie moc działania.  


31 stycznia 2021
Senna niedziela, niedziela w bloku, nic niedzieli nie rozwesela, wokół tylko biel i święty spokój. Może dobra taka niedziela, ale w niedzielę dobrze mieć coś lub kogoś u boku. Ja mam, łóżko, gdzie już dwa razy się zdrzemnęłam, książkę i telefon, no jeszcze kuchnię, gdzie mogę przyrządzić  posiłek. "Pisarstwo" na weekend  zarzuciłam, jakaś przerwa też mi się należy. Stawiam na książkę. Marienbad na tapecie. Może więc żydowski kawał. Przepisuję z małymi skrótami, jako że boję się, że gdy sama go opowiem, mogę zupełnie położyć.

Chaim dochodzi do wniosku, że syn powinien się ożenić. Razem z żoną Rebeką udają się do yentl, żydowskiej swatki.
– Chcę, abyś znalazła dla mojego chłopaka Jakuba najcudowniejszy okaz żydowskiej kobiecości.
- Dobrze.
Po trzech tygodniach swatka wraca i ogłasza: - Znalazłam żonę dla waszego Jakuba. Prowadzi koszerny dom, chodzi do synagogi trzy razy w tygodniu, zna wszystkie modlitwy. Ta dziewczyna to przykład żydowskiej kobiecości. Do tego jest urocza i piękna.
- Przepraszam, mogę o coś zapytać? – wtrąca się Chaim.
- Oczywiście – odpowiada yentl.
- Czy jest dobra w łóżku?
- Cóż – odpowiada yentl – niektórzy mówią, że tak, niektórzy, że nie.

Mam nadzieję, że niedziela będzie przyjemniejsza, gdy już zagościł na waszej buźce uśmiech. Wieczorem nastawiam się na filmy, zawsze to jakaś atrakcja, gdy człowiek wdziera się w czyjeś życie i ocenia je przez pryzmat własnej wrażliwości i moralności.



30 stycznia 2021
Babciu, poczytaj wnukom! Zapoznaj ich z historią swojej ziemi. Wzbudź zainteresowanie dawnymi dziejami. Nie na próżno się mówi, wszystko trwa tak długo, jak długo  jest w ludzkiej pamięci. Nasza pamięć nie wygasła, powołaliśmy z mroków niepamięci to, co wydawało się, że na zawsze zostało zapomniane.
Zawsze mówię, że to, co dzieje się z naszymi dziećmi, to nasza wina lub powód do dumy. Nie ma rodziców, którzy nie popełniają błędów, ale zawsze możemy starać się je naprawić, gdy zorientujemy się, że coś poszło nie tak. Narzekać możemy tylko na siebie, a nie jest to łatwe. Z dziećmi trzeba się bawić, czytać im, chodzić na wycieczki i spacery, uczyć je życia. Ja, tak samo jak inni, popełniałam błędy, ale czegoś tam moje dzieci nauczyłam, rozbudziłam zainteresowania, mam to, co mam, inni też mają to, co mają. Dzisiaj zachęcam do przeczytania następnego opowiadania pana Antoniego, może kogoś zainteresuje, a już na pewno przybliży dzieje. Jeszcze kilka opowieści powstanie, więcej to niż pewne. Nie każdy temat nadaje się do takich gawęd, ale coś tam się wybierze. Zapraszam na stronę opowieści, ale także na stronę łatwiejszego opisu historii Miłkowic mając nadzieję, że niejedna babcia i niejeden dziadek siądą do komputera szukając śladów dziejów swoich stron rodzinnych. Tak to już jest, że im lat przybywa, tym bardziej chce się wracać do tego jedynego miejsca gdzie nasze dzieciństwo było sielską krainą. Nie wiem dlaczego, ale u mnie tak jest, że tylko na starość udają mi się drożdżowe ciasta. Kiedyś nie dawałam rady, ciągle był zakalec i przestałam piec, ale moja mama była mistrzynią drożdżówek, teraz ja przejęłam tę rolę. Moi rodzice opowiadali historie minione, ja spisuję. Nie da się ukryć, że jestem staruszką i bardzo mi ta rola odpowiada, ze względu na drożdżówki i historię do pisania.
Adresy są u góry strony.


29 stycznia 2021
Ojciec Rydzyk budzi zainteresowanie z powodu smykałki do interesów, ale okazuje się, że nie tylko u niego wystąpiły takie objawy, miał poprzedników. Jak ktoś się urodzi z takimi zakusami, to je realizuje, kimkolwiek by był i gdzie by się nie znalazł. Czytam „Zdarzyło się w Marienbadzie” Krystyny Kaplan, traktuje  o wizycie króla angielskiego Edwarda VII w tym uzdrowisku. Tak przelotnie zwróciłam uwagę na przemykających przez deptak mnichów, którzy według autorki czerpali zyski z założonych przez ich opata pijalni wód. Interes to interes, jak jest nastawiony na zyski, to działa w tym kierunku. Zakonnicy byli ludźmi światłymi, mieli dostęp do ksiąg, mieli czas na rozmyślania i modlitwę, na działania też. 
„Pierwsze wzmianki o źródle pochodzą z 1749 roku, z roczników Klasztoru w Tepli, gdzie zostało wymienione jako źródło soli i słonej wody… 1801-1812 opat Kryštof Pfrogner, były profesor historii Kościoła i rektor Uniwersytetu w Pradze, uczynił z Klasztoru miejsce rozwoju różnych dziedzin nauki. Opat ten zbudował pierwsze uzdrowisko u źródeł w Mariańskich Łaźniach. Jednakże za prawdziwego założyciela Mariańskich Łaźni uznaje się jego następcę, opata Karla Reitenbergera, który w znacznej mierze finansował rozwój nowego uzdrowiska.” Finansował, gdyż miał zyski, to naturalne. W ciągu swojego istnienia Klasztor był 12 razy całkowicie splądrowany, 6-cio krotnie spalony, 2 razy wyludniony z powodu zarazy morowej oraz 6 razy ulegał kasacie. Stracił możność nadzoru po takich zniszczeniach.
Marienbad stał się słynnym uzdrowiskiem. Bawili tam najsłynniejsi ludzie epoki. W XIX wieku  odwiedzali go europejscy monarchowie i arystokraci, ludzie kultury i sztuki. Każdy coś tam ma ze zdrowiem, a to złe trawienie, a to brzuch mu rośnie, w krzyżu łamie. Świeże powietrze, kąpiele błotne, picie słonawych wód z domieszkami pomagają dojść do siebie, w doborowym towarzystwie także. Męża tam można było łatwiej znaleźć - a o to zawsze  trudno, dobry i bogaty mąż to skarb - poznać kogoś, pochwalić się z kim to nie rozmawiało się, albo kogo nie widziało. Nic się przez lata nie zmieniło, teraz jest tak samo, tylko królów i arystokracji brak, ale są inni, warci poznania.  


28 stycznia 2021
„Podobno najlepszym wsparciem do rozwoju umysłowego człowieka jest zdrowe poczucie własnej małości. Krystyna Kaplan
Dzisiaj misz masz. W nocy nie mogłam spać. Godziny spędzone na rozmyślaniach i czytaniu przyniosły, jak widać, efekty. Rankiem, po odespaniu straconych godzin, zastałam za oknem biały puch rozłożony równomiernie na całym terenie. Byłam tak zdziwiona, że aż mnie zatknęło. Podobno tak padało, że świata nie było widać, ale to wiem już z drugiej ręki.
Kurskiego uważam za intryganta i karierowicza, który zrobi wszystko, aby wypłynąć. Nie chce go prezydent, ani premier, ale jak ma się poparcie tam gdzie trzeba, to się trwa na stanowisku i pozwala sobie na plecenie głupstw, byle nie stracić stołka. Coś mu się też niekiedy udaje, kiedy nie traci czasu na zamawianie durnych seriali ze wschodu. „Geniusze i marzyciele. Henryk Magnuski”. To ciekawy serial, przybliżający Polaków, którzy wnieśli coś do odkryć naukowych.
„Henryk Magnuski (ur. 30 stycznia 1909 w Warszawie, zm. 4 maja 1978 w Glenview) – polski inżynier, konstruktor, projektant i wynalazca pracujący w Stanach Zjednoczonych, pracownik amerykańskiego koncernu telekomunikacyjnego Motorola, twórca jednego z pierwszych walkie-talkie.”
Ciekawie Magnuski podsumował swoje życie, kiedy już w obliczu śmierci córki starały się przeprowadzić i nagrać z nim rozmowy. Powiedział, że jest zadowolony ze swojego życia, i gdyby miał żyć jeszcze raz, przeżyłby je tak samo. Niewielu ludzi chciałoby takie powtórzenia w całości, a nawet we fragmentach. Musiało to być dobre życie, dające satysfakcję na polu osobistym i zawodowym.

Zupełnie nie rozumiem ludzi, którzy zapisali się na szczepienia i 40 % nie zgłosiło się do punktów szczepień. Mogłabym być zaszczepiona miesiąc wcześniej, a tak będę czekała. Wczoraj ktoś mi opowiadał, ze system po zgłoszeniu chętnej kobiety do zaszczepienia, podsunął jej placówkę leżącą 460 kilometrów od jej miejsca zamieszkania. Tak jak mnie Ciechocinek, ale to tylko nasza nieudolność. Trzeba było szukać, a nie godzić się na to co wyskoczyło po zalogowaniu się do systemu. Staruszki bywają trochę nieudolne, ale to taka uroda staruszek.

To, że Kaczyński, nasz wódz i kierownik duchowy, postanowił przeciąć i zakończyć sprawę aborcji. To jest błąd, gdyż błędem było w ogóle ruszanie sprawy aborcji!!! Czy pan to rozumie, a może trzeba i wodzom tłumaczyć to i owo, po to mają doradców, a gdy ci są nieudolni, to już sprawa nabiera innego wymiaru.

Moja córka wczoraj przybieżała z nową wycieraczką!
Jest gumowa poprzeplatana szczeciniastym materiałem. Chyba nikt nie będzie chciał polegiwać na takiej nastroszonej podkładce. Zrobiła mi niespodziankę, wcale o to nie prosiłam, gdyż uważałam, że sklepy są pozamykane, a się okazuje, że funkcjonują. Jestem odcięta od rzeczywistości handlowej, odwiedzam tylko spożywczak obok mnie i bazarek, raz w tygodniu każdy. Gdy mi czegoś zabraknie, staram się sobie jakoś radzić. Zawsze znajdzie się wyjście z sytuacji.



27 stycznia 2021
Niekiedy jakaś melodia „uczepi” się mnie jak rzep i słucham jej na okrągło. Nic to dobrego nie jest, gdyż tak się nią nasycę, że nie słucham jej później kilka tygodni. Nie jest dobrze, gdy czegoś człowiek ma w nadmiarze, lepiej pragnąć, to wtedy, gdy już osiągniesz cel, to nawet okruszyna, czy kilka taktów muzyki może uszczęśliwić. Koncert skrzypcowy No.4 Mozarta w wykonaniu Ojstracha mnie zupełnie usidlił. Ja mam chyba trochę inne nagrania koncertów w komputerze, bardziej wyraziste, ale to też jest ładne. Taka muzyka uspokaja, wprowadza w inne wibracje. Najlepiej mi się pisze, gdy słucham muzyki.
Pamiętam, kiedy moja malutka córka uczyła się gry na skrzypcach. Bardzo się cieszyłam, to piękny instrument, nie chodzi mi o wygląd, lecz o brzmienie. Po dwóch latach zrezygnowała. To było przykre. Profesor, który ją uczył, powiedział mi, że pokładali w niej duże nadzieje. Szkoda. Było z nauką trochę kłopotu, trzeba było ją na lekcje wozić, przywozić. Ja miałam dosyć ruchomy rozkład godzin, ale przecież jakoś sobie radziłam. Dzisiaj słuchając Ojstracha, zapytałam ją, dlaczego przestała grać na skrzypcach, powiedziała, że jej siostra grała na fortepianie i dla niej to był instrument marzeń. Co prawda udowodniła, że nie rzucała słów na wiatr, I Konkurs im. Bacha, który odbył się w szkole muzycznej, przyniósł jej pierwsze miejsce. Była pierwszą laureatką. Miała wtedy 12 lat. Na zdjęciu odbiera nagrody. Trochę szkoda, miała potencjał, trema tylko ją tylko lekko muskała. Coś mi się wydaje, że w niej też jest trochę tęsknoty, ale trudno. Studiowała później zupełnie co innego. Lepiej zbyt wiele nie myśleć, tylko posłuchać Ojstracha.

26 stycznia 2021
Jaką przyjemną odbyłam dzisiaj podróż, w słońcu i przyjemnej ciepłocie zimy. Znowu wróciła ta klimatycznie podejrzana. Szłam powoli, nie stosowałam przyśpieszeń niestosownych do mojego wieku, i naprawdę było przeurocze. Pobyt w aptece, mimo miłej i ujmującej obsługi, nie należał do czarujących. Suma, jaką miałam zapłacić w końcowej fazie miesiąca, była zaborcza w stosunku do stanu mojego konta. Zamilczę wysokość kwoty, gdyż nie wypada w obliczu trudnej sytuacji pandemicznej robić rządowi zarzuty ze sprawy niedotrzymania przyrzeczeń darmowych leków dla emerytów. Darmowe to te najtańsze, a te droższe nieco poszły w górę. Takie mamy czasy! Jakoś przetrzymamy i to.
Przy okazji wstąpiłam na bazarek i kupiłam trochę owoców po cenach wielce obiecujących, ale nieco mniej wybornych w smaku. Lepsze to, niż kupowanie witamin podtrzymujących werwę i siły osłabione przez zimową wiosnę. Nie ma co narzekać, zawsze można się trochę przespać, gdy chęć do działania ucieka bokiem.
Nic to. Mam wielkie marzenie. Nie mogę go spełnić z powodu zamknięcia punktów usługowych. Myślałam, że zaszczepię się wcześniej, ale się nie udało. Muszę więc czekać do połowy maja. Tak bardzo chciałabym iść do fryzjera!!! Włosy wyrastają mi w mysich kosmyków w różnym tempie, z tyłu szybciej, z przodu wolniej, boki rozstrzępione we wszystkich kierunkach. W dzień umycia jakoś to wszystko ginie w „lwiej grzywie”, ale już następny dzień to czas upokorzeń późno starczych. To jest niemożliwe, aby myła je codziennie. Nie oglądam się w lustrze, tylko w przelocie, przeczesuję je i podpinam grzebieniem aby nie wchodziły mi w oczy. I czekam! Czekam jak na zmiłowanie, na użycie nożyczek w sprawnych rękach mojej fryzjerki. Oby tylko jej cowid nie przymknął w domu. Tak sobie przytnę włosy, jak to dawniej miało miejsce, póki mi włosów starczy. Tak to będzie kiedy świat uwolni się od tego paskudztwa. Moja szansa to połowa maja!!!!


25 stycznia 2021

Khaled Hosseini „i góry odpowiedziały echem”
„Dla mnie proces twórczy to złodziejstwo. Gdyby zajrzeć pod piękny wiersz, panie Boustouler, można by tam znaleźć wszelkiego rodzaju świństwa. Tworzyć to niszczyć życie innych ludzi, czynić z nich swoich wspólników wbrew ich wiedzy i woli. Kraść ich pragnienia, sny, przywłaszczać sobie ich wady, cierpienie. Brać cudzą własność. I robi się to świadomie, z premedytacją.”

Aż mnie zatknęło, gdy to przeczytałam. Skąd ja znam takie wyrzuty sumienia?! Z własnej praktyki, męczą mnie od lat. Przecież nie da się pisać tylko o sobie, zbyt małe spektrum działań. Kiedy pisałam o Miłkowicach, o rodzinie, a nawet swoje wierszyki, modliłam się, naprawdę, w intencji osób, o których pisałam. W intencji właścicieli Miłkowic to nawet zamówiłam mszę św. . Musiałam umieścić pewne dane, było to konieczne ze względu na ciągłość wydarzeń, ale nie pisałam o niektórych sprawach wprost, nie mogłam się zdecydować. Mam nadzieję, że mi wszystko wybaczyli, i docenili moje działania, gdyż inaczej nie sprzyjaliby mojej pracy.
Siedzę teraz nad streszczeniami, czytam całe rozdziały, nasuwają mi się nowe skojarzenia faktów, ale nie wiem, czy będę je przytaczać. Ściskanie wiedzy w takie małe pęczki, to wcale nie jest taka łatwa sprawa, co napisać, co pominąć, ale jak podjęłam się, to zrobię. Widzę, że coraz bardziej zaczynam rozciągać, muszę chyba sobie narzucić ilość słów, albo się zmieszczę, albo będę skracać tak długo, aż będę usatysfakcjonowana swoją pracą.

 
24 stycznia 2021
Modlitwa uwielbiająca Boga: Ty sprawiłeś, że myślę i czuję, utkałeś mnie w łonie mej matki. Dziękuję. Dopracowałeś mnie w każdym szczególe. Cudowne są Twoje dzieła – i moją duszę znasz dokładnie.
W młodości dzieło jeszcze może być cudowne, im dłużej, szczególnie na starość, dzięki osobistemu stylowi życia, dzieło lekko się deformuje, ale życie trzeba przeżyć w takim stanie, w jakim się dotrwało. Obejrzałam film „Nebraska”. Córka mi podesłała, namawiając do obejrzenia, abym komediodramatem umiliła sobie sobotni wieczór. To nietuzinkowy film, o starości, gdzie nadzieja konfrontuje się z rzeczywistością. Film jest czarno-biały.
Główny bohater jest mężczyzną w podeszłym wieku, alkoholikiem, ale takim nieszkodliwym. W gazecie znalazł wkładkę informującą, że wygrał milion dolarów. Aby odebrać pieniądze musi jednak wybrać się do miasta w Nebrasce oddalonego o tysiące kilometrów. Staruszek wybiera się tam pieszo, gdy rodzina widząc  w ogłoszeniu chwyt marketingowy, odmawia pomocy. Na szczęście go zawrócili. Prosi syna Davida, aby mu towarzyszył. Ten najpierw odmawia, ale później widząc determinację ojca, wybiera się z nim do Nebraski, po drodze odwiedzając krewnych i znajomych. Staruszek nie kryje się ze swoim szczęściem, wynikają z tego różne perturbacje, gdyż są tacy, którzy chcą się załapać na pieniądze, inni wyśmiewają starca. Syn staje w obronie jego marzeń.
Film wart obejrzenia, ale ja niezbyt cieszyłam się humorem, raczej poszłam we współczucie dla starca i przejęłam się dramatyzmem filmu. Chciał dzieciom zostawić majątek, chciał chociaż na starość być dobrym ojcem. Jego przejazd przez miasteczko półciężarówką, o której marzył, a którą kupił dla niego syn sprzedając swój samochód, to triumfalna jazda człowieka odnoszącego życiowy sukces!
Filmy oglądamy po to, aby wyciągnąć jakieś życiowe wnioski, bez tego jest to tylko zabicie czasu. A więc:
- Życie tylko wtedy ma sens, gdy stawiamy sobie cel, który staramy się zrealizować, bez względu na to, jaki by nie był, nawet wygranie miliona, którego się i tak nie dostanie.
- Nie należy się przejmować tym, co powiedzą ludzie. Zawsze będą mówić, a życie ucieka. Nie zawracać sobie głowy podgryzkami, złymi słowami, których w filmie wiele. To jest nasze życie i my poniesiemy konsekwencje naszego postępowania. Tym, którzy starają się oplątywać innych pajęczyną intryżek, trzeba wybaczyć, gdyż oni są widocznie bardzo nieszczęśliwi. Nie mają innych celów w życiu? A szkoda, życie szybko mija.
- Starość bywa trudna, uparta i nieobliczalna, gdy choroba wykrzywia drogi życiowe. Szczęśliwi ci, obok których kroczy życzliwy i wspierający człowiek starający się zrozumieć, że ludzie w podeszłym wieku spoglądają na świat ze swojej perspektywy.
Identyfikuję się poniekąd ze staruszkiem, ja też ciągle stawiam sobie cele, aby nuda mnie w życiu nie zjadła.

Dzisiaj znalazłam płytę Osieckiej sprzed około dwudziestu lat, i słucham. Nie wszędzie już chcę się odtwarzać, ale jakoś się udało. To były czasy.

 

23 stycznia 2021
Wczorajszy dzień upłynął pod kątem rejestracji na szczepienia Covid-19. Muszę stwierdzić, że miałam kłopoty. Najpierw dzwoniłam usilnie na numer podany do rejestracji na stronie przychodni. Chciałam zaszczepić się tutaj, blisko, znam wszystkie kąty. Zadzwoniłam w końcu do przychodni. Podobno kolejki jak za dawnych dobrych czasów. Podano mi aktualny numer rejestracji, ale nie dodzwoniłam się, mimo, że próbowałam wiele razy. Ile osób się zaraziło w związku z tym, nie mnie osądzać. Weszłam na stronę Gov.pl aby jakoś sfinalizować sprawę. Kiedy dopełniłam już formalności, usilnie kierowali mnie do Ciechocinka. To zupełnie mi nie odpowiadało. W końcu poprosiłam o pomoc córkę, która nawinęła mi się pod rękę. Była bardziej operatywna, przetestowała wszystkie punkty szczepień i w końcu trafiła na przychodnię w miarę blisko mnie. Przystałam już na to, co miałam zrobić. Termin szczepienia 31 marzec. Dwa miesiące obostrzeń, siedzenia w domu, krucjaty covidowskiej będę miała przed sobą. Przy pierwszym zgłoszeniu pani informatorka wprowadziła mnie w błąd. Liczą się roczniki, a nie miesiące podczas rejestracji, ale ja tego nie wiedziałam i ona też widoczne nie. Poczekam, posiedzę w domu, może uda mi się zrealizować jakieś zadania sobie narzucone. Ból życia wyraża się w wyrzeczeniach, narzucaniu sobie ograniczeń, ale tego nie zmienię. Pogodzę się z losem.
Tak, to ludzie nie chcieli się szczepić, przysłali jakieś idiotyczne filmiki odstraszające, a teraz, kiedy coraz więcej chorych wokół, kiedy śmierć zbiera żniwo, ruszyli do punktów szczepień. Sytuacja jest trudna. Niektórzy mówią, że tylko u nas taki bałagan, to tylko po części prawda. Sytuacja przerasta każdego, łatwo mówić, że gdzieś indziej jest lepiej, może i jest, a może to tylko gadanie.
Słucham dzisiaj od rana sprzątając „Atramentowej” i muszę powiedzieć, że sprawia mi to radość. Mam nowe głośniczki, stare odmówiły posłuszeństwa. Kiedy przyłączyłam je do laptopa, aż zdrętwiałam, jeden milczał! Spenetrowałam wszystko, co z dźwiękiem jest związane i wykryłam balans cofnięty do zera. Jak to się mogło stać, nie wiem, ale już wszystko jest w porządku. Jedną piosenka kończąca płytę, przesłuchałam ją kilka razy, mam nadzieję, że wam też sprawi radość.


Jestem zdruzgotana. Pierwszy raz w życiu doświadczyłam tak perfidnej kradzieży. Stało się to chyba wczorajszej nocy. Jakiś ruch za drzwiami w godzinach porannych mnie trochę zaniepokoił. Dzwonek, ale zanim doszłam do drzwi, wszystko  ucichło. Zbytnio się nie przejęłam, pomyślałam o pomyłce i tyle. Wychodzę około południa do sklepu, przecież coś muszę jeść, z niczego się nie tyje, otwieram drzwi i oniemiałam, pod drzwiami nie ma mojej ukochanej wycieraczki z owieczką! Rozglądam się, sąsiedzi z lewej też ogołoceni, ale po prawej wycieraczka nienaruszona spoczywa pod drzwiami. Moja solidna, gruba, z owieczką i powitaniem na wierzchu, zniknęła, chyba na zawsze. Taka strata, taki ubytek mienia biednej wdowy, staruszki niezbyt dobrze sytuowanej. To jest nieludzkie, jak tak można! Niechby już przywłaszczyli sobie wycieraczki ludzi zasobnych, dla których kupno wycieraczki to mały pikuś, ale nie steranej życiem, przygiętej przez lata, bez możliwości dotarcia do sklepu znajdującego się w dużym oddaleniu, która nie może wydawać pieniędzy raz po raz na wycieraczki. Pałałam oburzeniem potęgowanym pluchą, kiedy to wycieranie butów na wycieraczce jest niezbędne przed wejściem do mieszkania.
Podzieliłam się moim bólem z tymi, którzy takich spraw muszą wysłuchiwać z powodu powiązań rodzinnych i sąsiedzkich. Okazało się, że to nie pierwszyzna. „Ptaki bez gniazd” podobno robią sobie z takich bardziej solidnych wycieraczek posłania na najwyższych piętrach, gdy mróz im zbytnio doskwiera, a stan wskazujący na % nie pozwala na przytulenie się w schroniskach. Jednej pani to nawet przynieśli z powrotem pod drzwi przywłaszczoną bez jej zgody wycieraczkę i położyli na miejscu, tacy honorowi. To chyba cała tajemnica. Poczekam jak sprawy się potoczą, ale nawet gdyby nie byli gorliwi w oddaniu mojej własności, kupię wycieraczkę najtańszą i z kolcami, takiej chyba nie wezmą, gdyż mogła by im wbijać się w kręgosłup, a to nie jest przyjemna sprawa.
Muszę z tym jakoś żyć, tym bardziej, że przed staruszką zadanie zarejestrowania się na szczepienie. Jak nie dam rady z przychodnią, to zrobię to przez internet. Zaszczepiona być muszę, gdyż stoję przed zadaniem kupna wycieraczki. Muszę czuć się bezpiecznie, gdy pomknę do Obi lub Castoramy napędzać im obroty handlowe. Tak sponiewierać staruszkę! Ludzie bez serca, zastanówcie się, komu kraść wycieraczki, aby łzy obdarych z mienia, nie spływały na wasze, też przecież sterane życiem, głowy.  
 

21 stycznia 2021
Wczoraj zaprzysiężenie Bidena było ważne dla świata. Miejmy nadzieję, że przyniesie mądrzejsze rządy. Lady Gaga z symbolem pokoju na piersi robiła wrażenie. Nasza telewizja poświęciła jednak lwią część dziennika Trumpowi. Widać, że z bólem go żegnają. Może i jego poczynania w przeszłości nie były takie złe, ale sposób bycia nie do przyjęcia. Nie lubiłam go od pierwszego dnia i pożegnałam z radością. Dobrze, że nie wysadził świata w powietrze, przecież walizkę na taką okazję miał do końca. Trochę za leciwy ten nowy prezydent, ale widocznie nie mieli młodszego kandydata. Dajmy już temu spokój.
Dla mnie najważniejsze są opowieści. To tunele  łączące mnie z przeszłością, dalszą i bliższą. Dzisiaj może cofnę się tylko o parę lat. Przecież to Dzień Babci. Nie mogłam spać i cały czas przesuwały się przed  oczami scenki z bycia z moim ukochanym wnukiem. Byliśmy nierozłączni. Spacery okraszone baśniową scenerią, krasnale pod świerkiem, zaczarowana dziupla, która widział tylko wnuk. Trzymałam go na rękach, a on opowiadał mi wrażenia. Bałam się, że wpadnie do tej przepaścistej dziury, chyba musiałabym wtedy rozbić drzewo! Niekończące się dialogi pomiędzy Liściojadem a Czeremuszką, postaciami wymyślonymi pośród drzew w parku, umilające nam długie spacery.
Jazda na rowerze! Kiedy „ktoś” miał już z chyba z pięć lat i wypadało jeździć bez kółek, babcia zatroszczyła się o sukces. Z babcią wszystko było można. Podczas jazdy próbnej udało się pokonać strach, bo chyba o to chodziło. Kiedy wjeżdżaliśmy triumfalnie alejką do domu, z okna patrzyli na nas zdumieni rodzice. To był nasz wielki sukces, którym szczyciliśmy się długo, długo. Były wspólne zabawy, tylko bionicli babcia nie mogła opanować. Dostałam Gadunkę na pamiątkę, to długa historia, spadła mi z półki w czasie porządków, a ja byłam bezradna. Do dzisiaj nie opanowałam sztuki łączenia, ale obiecano mi, że jak tylko „ten ktoś” się zjawi, naprawi wszystko. Mały zakamuflowany obrazek z okresu jazdy jeszcze z dodatkowymi kółkami dołączę, nie mam zgody na publikowanie zdjęć i wcale się nie dziwię. Zawaliłabym was opowieściami o naszych przygodach. Oto wierszyk łączący się z tym wydarzeniem. Bycie babcią to najpiękniejsze, co może się człowiekowi w życiu przydarzyć.
Rozterki babci
Wnuczek z babcią zgodna para,
Wnuczek piękny, babcia jara.
Zrozumienia pełna gama
Świątek piątek, wieczór z rana.

To, co wnuczek zrobić może,
Zrobi babcia. Daj jej Boże!
Klocki lego, komputerek,
I rysunki, i gier wiele.

Babcia szybko z wnuczkiem miga
Lekka, zwinna, babcia fryga,
Na rowerze i na „roli”,
Nawet, gdy ją noga boli.

Lecz ma babcia słabą stronę.
Bionicle jej nie sądzone.
Nie rozumie, nie ułoży
I jeszcze się przy tym sroży.

Wnuk podsuwa jej schematy,
Łączy części, daje rady.
Babcia jednak nie pojmuje,
Toa, Pirak?! „Rezygnuję!”

Wnuk babunię więc pociesza,
W nos całuje i rozgrzesza.
„Babciu, ważne abyś była,
kochała mnie i lubiła.”

Babcia sapcia, babcia chrapcia
Już do kuchni drepcze w łapciach.
Rosół warzy i pierogi-
„Jedz i rośnij wnuku drogi!”

20 stycznia 2021
Zdrowie staruszki nie jest z żelaza. Wczoraj wzrok odmówił mi posłuszeństwa. Okłady z herbaty trochę zlikwidowały zaczerwienienie i ból, taki, jakbym miała pełno piasku pod powiekami. Musiałam odejść od komputera, nie było rady. Napisałam drugą opowieść, ale muszę przystopować. Będą się pojawiać co tydzień, lub dwa razy z tygodniu, ale raczej ta pierwsza wersja. Dostałam kilka porad w sprawie zachowania stylu i rzeczowych porad jak pisać dla dzieci. To w końcu dla kogo piszę, dla dorosłych i dla dzieci? Historię muszę przemycić, to mój główny cel, chcę tylko trochę ją przybliżyć i to wszystko.  Oto druga opowieść „Budowle, których nie ma”
hallas.pl.tl/Opowie%26%23347%3Bci-kilka-Antoniego-Wilka.htm
Przemyślałam sprawę i dokonam zmian. Na stronie Miłkowic będą streszczenia bez upiększeń, ale tutaj na stronie pojawi się wesja przystępna dla wszystkich.


19 stycznia 2021
Dzisiaj jakoś wszystko ogarnęłam od rana, wywietrzyłam mieszkanie, aby nie zbywało mi na tlenie, nakarmiona i uładzona, z palcami wysmarowanymi maścią przeciwbólową - niech im klawiatura posłuszna będzie - siadam do pisania. Zaraz zaczynam drugi rozdział, dzisiaj pójdę w dialog. Prehistoria to wstęp, zapraszam do przeczytania.
https://milkowice.pl.tl/1-.--Pradzieje-_-opowie%26%23347%3B%26%23263%3B-pierwsza.htm
Dziadek został wyeliminowany, co prawda jest dziadek, ale z innym wykształceniem i jawi się, jako amator archeolog i historyk, zresztą sami zobaczycie, jak będziecie mieli ochotę zaglądać na moją stronę. Tak będzie dla mnie i dla dziadka łatwiej, ze zgrzybiałym dziaduniem miałabym zbyt wiele kłopotów, a ja przecież nie jestem zawodowym pisarzem, tylko też amatorem z pasją i chcę jednego, przekazania historii i dziejów Miłkowic, tylko w takiej lżejszej formie, do czytania. Trzymajcie za mnie kciuki, nawet ci, którzy nie są mi przychyli, co szkodzi przekazać trochę dobrej energii drugiemu człowiekowi. No to dzieła! Za oknem piękna śnieżna aura, mrozik, a ja wyspana i pełna entuzjazmu. Podobno się paliło w nocy na moim osiedlu, przyjechało kilka jednostek straży, a ja nic nie słyszałam, to chyba przez to nowe okno, zbyt uszczelnione. Pożary są przerażające. Na szczęście nikt nie zginął, ale straty są, i to duże. To był sklep motoryzacyjny. Jakby mało było pandemii, to jeszcze pożary. 


18 stycznia 2021
Wczoraj „poetessa” Osiecka trochę mnie do siebie zniechęciła. Zaszła w ciążę, urodziła i na tym skończyła się jej rola. Ona pisała, musiała wyjechać na festiwal, aby święcić tryumfy, a maleństwem zajmował się Passent. Dla mnie to sprawa niepojęta. Ojciec karmi, przewija, przytula, a matka pisze, ledwie zerkając na śliczną buzię córeczki. Mnie serce pękało, kiedy na to patrzyłam. Agata znalazła się później w rodzinie założonej przez ojca i podobno było dobrze, ale jak tu żyć na tym świecie, gdy matka jest gościem i to niezbyt trzeźwym. To na psychice dziecka musi się odbić.
Mnie mróz zmraża, - 15 stopni. Wszystko włączone, ale ciepła nie ma, w domu i w sercu. Lodowacieję. Nie mogłam spać, kiedy jest zmian ciśnienia atmosferycznego, miewam kłopoty. Nie miałam tez ochoty wstać, w końcu cieplutkie łóżko tez ma znaczenie. Kiedy pomyślę sobie o zimach spędzonych przy piecu kaflowym, praniach z dużą pomocą „Frani”, butlach gazowych, a wcześniej kuchniach z paleniskiem, mieszkaniach w wielu formatach, bólach rozdzierających duszę, muszę przyznać, że czas jest teraz dla mnie łaskawy, oczywiście, gdy wszystko funkcjonuje jak należy, żadna rura nie pęknie i prądu nie wyłączą na skutek awarii. Szczęście jest jednak zawsze w nas, bez względu na warunki atmosferyczne i bytowe. Jestem szczęśliwa, tylko niewyspana, znowu w dzień utnę sobie drzemkę, a ja nie mam czasu na takie ekscesy.


17 stycznia 2021
Mrozi. Nie ruszam się z domu. Staram się jakoś zorganizować sobie czas. Zaczynam trochę pisać. Roboczy tytuł opowieści o Miłkowicach to właśnie „Opowieści nadwarciańskie”, a może „Opowieści znad Warty”. Nie mogę się zdecydować w jakiej formie moją one powstać. Kto ma opowiadać i komu. Dzisiaj napisałam pierwszy rozdział „Pradzieje”, jutro spróbuję formy dialogu, może będzie ciekawiej. Mam w planie jeszcze wątek miłosny, takie są propozycje. Oto fragment, sami zobaczcie, że to nie jest prosta sprawa. Czuję się jakbym była na lekcji, to mnie trochę frustruje. Ma być to historia Miłkowic dostępna dla wszystkich, bez dokumentacji historycznej. Zobaczymy co z tego wyniknie i kto to w końcu będzie czytał. Najbardziej lubię pisać o wszystkim i o niczym, tak jest najłatwiej i dla mnie zabawnie.
Nadwarciańskie opowieści

Wstęp
Opowieści dziadka Antoniego mieszkańca Miłkowic
Rzeka Warta
Dziadek Antoni lubił rzekę. Wieczorem po pracy na polu, zabierał konie i prowadził do wody. Pławiły się radośnie w rzecznych falach, parskały i nie miały ochoty wychodzić na brzeg. Antoni też pływał i chłodził rozpalone dziennym żarem i pracą ciało. Kiedy już wychodzili z wody, puszczał konie na nadrzeczną łąkę, a sam siadał na brzegu i wpatrywał się w lśniące rzeczne fale, skaczące w wodzie ryby, słuchał kumkania żab i ogarniało go szczęście i wielka więź z ziemią, która dla niego była całym ukochaniem. Przypominał sobie opowieści zasłyszane dawno temu i obmyślał, którą opowie wnukowi czekającemu na wieczorne spotkanie z dziadkiem. Podniósł się, chwycił konie za uzdy i podążył do domu, rad, że będzie o czym opowiadać dziecku. Słuchali dziadka Antoniego wszyscy domownicy, radzi, że staruszek pamięta dawne dzieje i chce się swoją wiedza podzielić.


Opowieść pierwsza
Pradzieje
Opowiem historię o czasach najdawniejszych, takich, o jakich opowiadają tylko najstarsi ludzie wzbudzając zaciekawienie, ale sami niekiedy nie dając zbytnio wiary temu, co mówią. Ja opowiem prawdę. Spotkałem w początkach XXI wieku na nadwarciańskich polach archeologa Krzysztofa Gorczycę i jego ekipę Działu Archeologicznego Muzeum Okręgowego w Koninie. Oni szukali przeszłości zakopanej w ziemi, najlepiej więc wiedzą, co tutaj się działo przed wiekami. Mój ojciec widywał na Zaspach jeszcze przed II wojną profesora Bogdana Kostrzewskiego, dyrektora Muzeum Archeologicznego w Poznaniu. Prowadził na Zaspach badania. To, co tutaj znalazł, powędrowało do Muzeum Archeologicznego w Poznaniu. Ja sam także widziałem to i owo, gdy wędrowałem wzdłuż rzeki Warty od Zasp aż za wysoki brzeg. Natknąłem się na kawałki ceramiki, monety z czasów królów Polski, odłamki kamieni obrobione chyba ludzką ręką. Przeczuwałem, że kiedyś dawno temu mieszkali tutaj ludzie, pracowali, prowadzili handel, ale teraz wiem na pewno jakie skarby kryją się w naszej ziemi. Zaczynam więc pierwszą opowieść, ale nie baśń, gdyż są przecież dowody na to jak żyli tutaj ludzie przed wiekami.
Pradolina rzeki Warty w okolicach Miłkowic opierała się z jednej strony o wysoczyznę zwaną Młyńską Górą, a z drugiej, o wyżej położony kraniec wsi Popów. Tereny te w odległej przeszłości porastały potężne lasy. Po każdej powodzi rzeka zmieniała nieco swoje koryto, a wylewała często, każdej niemal wiosny, niekiedy także latem. Bystry nurt brał drzewa w swoje posiadanie. Poddawały się, łamały, nie wytrzymując naporu wody, lub spadały z podmytej, wysokiej skarpy wprost do wody. Ile kryje się ich pod zwałami piasku, trudno domniemywać, ale potężne drzewo o obwodzie kilku metrów za Młyńską Górą rzeka oddała. Ludzie zabierali je powoli rzece po II wojnie, tnąc różnymi sposobami i wydobywając na brzeg, gdy nie stało opału, a zimy bywały ciężkie. Potężny dąb odkopano na podwórku p. Grabowskiego w Łęgu. W głębokim wąwozie biegnącym przez całe podwórko legł w całej okazałości wywołując zdumienie podziwiających go ludzi. To mocne dowody na to, jak potężne to były lasy, piękne, dostojne i życiodajne.
Wysoki brzeg rzeki Warty od zawsze przyciągał ludzi, jako dogodne miejsce zamieszkania. Przed wiekami przedzierały się tędy przez gęstwiny leśne wędrowne grupy szukając nowych miejsc, gdzie można byłoby się osiedlić. Zatrzymywali się najchętniej na wysoczyźnie nad rzeką, zakładali obozowiska, budowali szałasy, rozpalali ogniska, łowili ościeniami ryby i wyruszali na polowania. Narzędzia z kamienia, skrobaki, pięściaki, pozwalały im na obróbkę skór służących później za ubrania. Z mięsa zabitych zwierząt przygotowali nad ogniskami pożywienie. Lasy zasobne w zwierzynę łowną, a także rośliny, grzyby, jagody, ślimaki i żółwie dawały możliwość przeżycia. Przebywali tutaj tak długo, jak było dość jedzenia, a później szli dalej tam, gdzie łatwiej było je znaleźć... 



12 stycznia 2021
Komu rząd pomoże? Obecnie „przedsiębiorcy działający w określonych branżach mogą ubiegać się o rozwiązania wprowadzone w ramach tarczy 6.0, w tym bezzwrotną dotację w wysokości 5 tys. zł.” Gospodarkę trzeba ratować, bez jej dobrego funkcjonowania zginiemy wszyscy. To nie jest łatwa sytuacja, przecież nikt nie jest w stanie przewidzieć skutków działań. Często słyszymy – budżet nie jest z gumy! To prawda, a guma jest chyba już bardzo naciągnięta. Skąd biorą się pieniądze na te wszystkie działania pomocowe, ja naprawdę nie wiem. Pojawiają się nowe podatki, choćby podatek cukrowy. Ma to nas uchronić od nadmiaru słodyczy, co jest słusznym założeniem, ale przecież można do rozumu człowieka dotrzeć także inną drogą, chyba w tym wypadku bardziej potrzebne są pieniądze dla budżetu, a one skądś muszą wpłynąć.
Emeryci mają dostać nie tylko trzynastkę, ale także czternastkę. Propozycje są różne, pojawia się także taka, aby podwyższyć emerytury z połowy kwoty, a resztę przeznaczyć na ratowanie przedsiębiorstw. To oburza związkowców. Mówi się także o tym, że największe podwyżki dostaną ci, którzy mają niskie emerytury, gdyż krótko pracowali. Jakaś racja w tym jest, ja już na emeryturze jestem tak długo, jak pracowałam, ale się nie buntuję, dadzą, to przyjmę, dlaczego nie, ale nie będę zabijać się o pieniądze. Wszystko robię za friko, gdyż uważam, że mam misję do spełnienia. Jak to ładnie brzmi, prawda? Teraz zabieram się za opis dziejów Miłkowic w formie przystępnej dla czytelnika, tylko nie mogę się zdecydować czy to ma być opis, czy może wprowadzić bohaterów ciągnących narrację, a może to ma mieć charakter baśniowy? Myślę i radzę się zaufanych osób. Jak dostaniecie maila z prośbą o radę, proszę się nie dziwić. Doświadczenia w tej dziedzinie to raczej nie mam, ale mam dobre chęci i mam nadzieję, że się uda. Mój Anioł Stróż przecież nie jest jeszcze na emeryturze, tam chyba nie znają takiego pojęcia, musi ciągnąć opiekę, póki podopieczny żyje. Ja z moim Opiekunem mam dobre relacje, dziękuję Ci skrzydlaty Dobrodzieju.
Wrócę jeszcze do finansów emeryckich. To nie jest tak, że pieniądze mają tylko emeryci o wysokich emeryturach. Ci zasobni, jak wynika z moich obserwacji, bywają goli, gdyż przeputają to, co mają, obdarowując, wspierając, rozdając, a później sami zmagają się z niedoborami. Są średnio zamożni z wysokimi oszczędnościami. Znajomy mi emeryt lubił podróżować, póki pandemia nie zatrzymała go w domu. Nikt nie lubi jeździć po świecie sam. On jeździł z przyjaciółką, ale warunkiem wspólnych podróży było samofinansowanie, ona płaciła za siebie. To chyba była mądra decyzja, można było zwiedzić więcej świata. Mężczyźni, którzy czują się „oskubani” przez kobiety sami są sobie winni. Chcesz płacić, za kogoś, to płać, widocznie masz powody, ale później nie jęcz, że zostałeś wykorzystany. Powiem szczerze, ja bym takiej darowizny nie przyjęła, to zbytnio zobowiązujące.
Podobno średnia emerytura to 2900 zł, ja nie mam takich „apanaży”, nawet nie mogę sobie tego wyobrazić. Nie martwię się też z tego powodu, nie muszę się męczyć zwiedzaniem świata, nie mam za co, i nie mam ochoty. Zwiedzać to bym nawet chciała, ale bez podróży, które jakie by nie były, wywołują u mnie skurcze żołądka i ciarki na grzbiecie. Nie lubię tego i już. Krótki dystans jest do przyjęcia w miłym towarzystwie, ale nie setki kilometrów umęczenia! Nie ma się co zastanawiać nad sprawami nierealnymi, dzisiaj sobota, trzeba trochę poodkurzać i zabrać się do działania „pisarskiego”. Miejmy nadzieję, że sprostam zadaniu i zachęcę Was do czytania. Nie daje mi to spokoju, a to dla mnie zawsze jakiś impuls do działania, a że pieniędzy nie zarobię, nic nie szkodzi, mam co jeść, mam przytulne mieszkanie, w którym lubię przebywać, wsparcie ludzie mi życzliwych. To staruszce wystarczy do szczęścia. Przecież odbywam ciekawą podróż przez życie, póki żyję. 



15 stycznia 2021
"Sami zobaczycie, mówił, znowu rozdzielą wszystko pomiędzy księży, jankesów i bogaczy, i oczywiście guzik dla biedaków,..." Marquez "Jesień patriarchy"
Gabriel García Márquez to mój ulubiony pisarz. Nie sięgam po niego zbyt często, aby mi nie spowszedniał. Przeczytałam jego opowiadania, których maestrią pisarską jestem oczarowana. Wyciągam też praktyczne wnioski. Literatura to przecież nie tylko przyjemność, ale nauka życia, gdy życie już lekcji nie udziela.
Kobieta w wieku przedstarości kupuje na cmentarzu działkę dla siebie. Korzyść podwójna, będzie miała swoje miejsce po śmierci, a za życia miejsce do odwiedzin! Zagląda tam często, pielęgnuje ten skrawek gruntu, zawiera znajomości, a nawet uczy trasy do przyszłego miejsca spoczynku swojego przyjaciela psa. Musi przecież ktoś ją odwiedzać po śmierci. Wątków obocznych jest jeszcze kilka, ale ten mnie zauroczył. Ile to wdów w świątek i piątek biega na cmentarz do swoich byłych mężów, nawet jak byli to dranie spod ciemnej gwiazdy. Jest gdzie iść, zająć czas i wypełnić sobie pustkę życia.
Wczoraj oddałam się lekturze tegoż autora „Jesień patriarchy” i jestem takzbulwesowana, że nie mogę dojść do siebie. Jest to opowieść o dyktatorze, jego nieograniczonej władzy, w każdym razie tak jest napisane we wstępie. Wszystko jest splątane w różnych czasach, miejscach, to gorycz władzy na przestrzeni wieków. Realizm magiczny! Widocznie dyktatorzy są tak skołowani, że sami już siebie i ludzi, którymi władają, nie potrafią zrozumieć.
U nas też mały koszmarek. Afera taśmowa w Wałbrzychu z udziałem działaczy PiS. Radosław Łosiński nagrał kontrowersyjne rozmowy, teraz boi się, że może stracić pracę. Ludzie na nagraniach mówili prawdę, po to są w partii, aby mieć dobre stanowiska i pieniądze. Teraz rozwiązano struktury, a oni muszą odejść. Jakby ktoś nie wiedział, że tak to wygląda! Im dłużej rządzą, tym więcej się obławiają. Tak było zawsze i tak będzie. Ideowcy, to rzadki gatunek wśród polityków. Kaczyński niech szerzej otworzy oczy, gdyż inaczej zaplącze się tak, jak bohater powieści Marqueza, przestanie rozumieć świat i ludzi. Na dobrą sprawę, to powinien wyrzucić z partii większość jej działaczy, gdyż po to tam siedzą, aby mieć stanowisko i władzę. Chyba mam rację, prawda? Im się należy, tak wrzeszczała pewna pani. :)
Oto fragment nagrania: "Mówiłem o tych ludziach, co wszyscy wiedzą, że tacy sami ludzie jesteśmy jak ci w PO czy SLD. Niczym się nie różnimy i każdy jest k... pazerny, każdy by coś chciał, tylko różnimy się szefami".


14 stycznia 2021
Wczoraj wieczorem nie miałam zajęcia i postanowiłam obejrzeć "Taśmy Amber Gold" nowy film Sylwestra Latkowskiego. Promowali go na potęgę, pomyślałam, może coś sensownego pokażą. Po kilku minutach tak byłam znudzona śledztwem o niczym właściwie niemówiącym, że kiedy już wybrzmiały czerwone zasłony w oknach, jako dowód burdelu, dałam spokój i wyłączyłam kanał.
Przez miesiące komisja miała udowodnić winę Tuska, zmarnowane pieniądze, winy nie udowodniono; katastrofa smoleńska i szukanie winnych to były już karygodne poczynania niegodne pamięci ludzi, którzy stracili życie; śmierć Adamowicza do dzisiaj niewyjaśniona do końca. PiS rządzi sześć lat, co udowodnili, nic! Gdzie więc pies pogrzebany?
Ludzie, którzy ulokowali swoje pieniądze na taki wysoko procent nie mieli żadnych obaw, dominowała tylko chęć zysku? W katastrofie smoleńskiej nie było ani jednego mądrego człowieka, który nie widziałby ryzyka lądowania w tak trudnych warunkach? Komu zależało na śmierci Adamowicza, czy tylko temu choremu psychicznie człowiekowi? O ile tak, to dlaczego nie ma jeszcze końca procesu? Ja chyba nie rozumiem intrygantów i podżegaczy.
Dzwonię dzisiaj od rana do przychodni, bez skutku. Nie daję jednak za wygraną. Mam pewien problem, gdyż nie wiem czy jestem już osiemdziesięciolatką, czy jeszcze jestem 70+. Kończę w październiku osiemdziesiąt lat, więc chyba się trochę odmłodzę. Szczepić się mam ochotę, ale nic nie wskórałam, gdy już się dodzwoniłam. Jednak jestem siedemdziesięciolatką! Och! Kilka miesięcy, a inny zakres wiekowy. Poczekam i nie będę się pchała. Nikt nie będzie później mojego nazwiska szargał w mediach, jako podstępnie zaszczepionej. Rocznica osiemdziesiąciolecia też będzie skromna w dobie pandemii, ile rodzina zaoszczędzi na prezentach, a ja na uroczystości.
W zakres dziwności świata wpisała się także moja zimowa pelargonia. Stoi na balkonie, mimo mrozu, gdyż temperatura domowa by jej zaszkodzić mogła. Patrzę na nią codziennie, nie boi się niczego, nawet temperatur minusowych. Wygląda to trochę dziwnie, czerwone kwiaty na tle śniegu. W przyrodzie, tak jak w życiu, pełno jest anomalii. Nawet, gdybym chciała, nie pomogę jej. W drzwiach balkonowych usadowiła się moja paproć, wszędzie indziej jest jej za ciemno i opuszczę te swoje paprocie kosy pełna żalu i pretensji do mnie. Stoi jak omszony kamień, tylko ją przesunę o metr czy dwa, już stroi fochy. Ja tylko pozornie decyduję o tym, co mogę zrobić w domu. Są siły dominujące nade mną, pozornie podległe, ale wymuszając swoje racje bytowe. Paprotka – mamrotka.


13 stycznia 2021
Nie bardzo kocham rozmowy telefonicznie, boli mnie ręka od trzymania telefonu! Przełączę na głośnomówiący, to bywa, że moi rozmówcy buntują się, że źle słychać. Moje rozmowy są więc lapidarne. Najbardziej ostatnio odpowiada mi WhatsApp - krótko, zwięźle i do rzeczy. Odsłuchuję, kiedy chcę i mówię, kiedy mi to odpowiada. To nie lenistwo, tylko ograniczenia wiekowe, a przecież bardzo sobie cenię kontakty międzyludzkie i cieszę się, gdy ktoś się do mnie odzywa.
Wczoraj miałam dzień rozmów inicjowanych z mojej strony. Jubilaci! Nie wypadało nie zadzwonić. To tacy mili ludzie i rozmawiam z nimi z przyjemnością, nie pouczają mnie, nie mówią jak oni by to zrobili, otulają mnie sympatią jak kołderką i dają przyjemnie ciepełko. Jak ja to lubię, i te głosy aksamitem nakrapiane.
I jeszcze jedna sprawa. Coś takiego we mnie jest, że niekiedy dzwonię do ludzi, z którymi rzadko się kontaktuję z różnych powodów, uzasadnienie podałam na początku wpisu, i okazuje się, że albo się właśnie rozchorowali, albo czeka ich operacja, która jest dla nich trudna do przebrnięcia, a nie mówię już o ostatnich dniach na tej ziemi. No tak już jest, może to przypadek, a może mam jakieś wyczucie sytuacji. Z moimi córkami mam chyba połączenie telepatyczne, jedna i druga strona jednocześnie nawiązuje kontakt. Bywa też, tak jak u każdego, że czekam na telefon i czekam, a ktoś się ociąga, ja nie mam zamiaru się narzucać. Honorna jestem, ale teraz się już nie przejmuję, tak widocznie ma być.
Dorzucę jeszcze radę, jaka do mnie dotarła i trochę mnie rozbawiła, ale to wcale takie śmieszne nie jest. Na czas pandemii, i nie tylko. Należy umoczyć w soku z połowy cytryny, oczywiście świeżym, patyczek do czyszczenia uszu, czysty a nie zużyty, i dokładnie nim wyczyścić wnętrze nosa!!! Kwas zabija wirusy i bakterie nie pozwalając im wniknąć w głąb organizmu. Sok z cytryny wypijamy, to też ma swoje znaczenie. Czynność należy powtarzać co trzy dni. Ja próbuję, nie zaszkodzi, a pomóc może.


12 stycznia 2021
Zaszczepić nauczycieli, tak uważam. Ja, jako staruszka mogę poczekać, tydzień lub dwa, a nawet dłużej. Nie będę wychodzić, mogę poświęcić się dla ludzi, którzy będą musieli się narażać bardziej jak ja. Tak chyba będzie uczciwiej. Dzieci muszą iść do szkoły, dlaczego najpierw te najmłodsze? To chyba oczywiste!
„Udręka życia”, wczorajszy teatr w mistrzowskim wykonaniu Seniuk i Gajosa, daje odpowiedź, w części oczywiście, gdyż nie ma jednoznacznych odpowiedzi, co warte jest nasze życie. Para małżeńska, która przeżyła wspólnie czterdzieści lat i do ostatnich dni kłóci się zawzięcie nawet w środku nocy, kocha się i nienawidzi, dokucza sobie i rozgrzesza się ze swoich poczynań. Gunkel, ich przyjaciel, odwiedza ich w środku nocy i zazdrości im tego, że są razem, a on umiera z żalu w samotności. Starość, jak się okazuje, to wspaniały czas na życie małżeńskie, gdyż jest strach, aby nie zostać samemu. Nie można przeżyć życia bez przytulenia drugiej osoby, ale na kłótnie zawsze jest dobry czas, leciwa dama i stary ramol wypominają sobie wszystko, co noszą w sercu dobrego i złego. Wniosek jest jeden, bez względu na wszystko, każdy z nas umiera jako samotny Gunkel i nie ma na to rady. Ważne jest jednak to, że ktoś nas nosi w sercu, kultywuje pamięć o nas. Czy pamięć o tej drugiej osobie zabieramy na tamten świat?! Jak kogoś kochamy, to chyba tak. Prawdziwa miłość daje jednak wolność osobie, która zostaje. Przecież ślubujemy – nie opuszczę cię aż do śmierci.
Spotykałam kiedyś obok mojego bloku panią, z którą ucinałam sobie pogawędki. Nie wiem jak się poznałyśmy. Wszystko sprowadzało się do wysłuchiwania jej zwierzeń. Miała już dwóch mężów i usilnie chciała się z kimś jeszcze związać, gdyż dla niej życie w samotności było udręką. Trochę starałam się ją od tego odwieść, gdyż wiek jakoś już nie sprzyja nowym związkom, ale ona była innego zdania. Nie widuję jej ostatnio, ale kogo mam widywać, gdy prawie nie wychodzę z domu, albo znalazła partnera i przeniosła się gdzieś indziej, albo odeszła do lepszego świata, a może zwyczajnie na siebie nie wpadamy. Nie mam się kogo zapytać, gdyż nie wiem nawet jak się nazywała, ale utkwiła w mojej pamięci, gdyż jej apetyt na życie mnie trochę onieśmielał.
W związku z tematem nasuwa się też para z Sanatorium Miłości. Osiemnaście lat różnicy, przeżywają drugą młodość, seks kwitnie, pani oczekuje oświadczyn. Dobrze, że są szczęśliwi, ale jak długo to potrwa? Ponad osiemdziesięcioletni mężczyzna to naprawdę stary człowiek, i co dalej? Może w tym cytacie znajduje się odpowiedź? „Każdy człowiek umiera, nie każdy naprawdę żyje.” Wiliam Wallace


11 stycznia 2021
Noc przespałam w całości, dzień rozpoczął się nieomal szokiem. Słońce było widoczne na południowym- wschodzie w całej krasie. Najpierw zorza rozogniła nieboskłon, później wyjrzało słońce, naprawdę! To tak niecodzienny widok, że wzruszył mnie nieomal do łez. Im dalej w dzień, tym słońca mniej, ale jeszcze prześwituje przez chmury. Muszę zapamiętać to niezwykłe zjawisko atmosferyczne! Na jutro zapowiadają duże opady śniegu, to dopiero będzie się działo. Pójdę dzisiaj załatwić wszystkie sprawy związane z aprowizacją, gdyż lepiej chyba będzie oglądać śnieżne zakusy zza okna.
Czuję się naprawdę wspaniale. Rozpiera mnie energia, wszystkie zaległe domowe sprawy załatwiam sprawnie i bez ociągania się. Słońca blask pozwala wykonać wszystko na czas.
Mam jednak małą zadrę, z którą nie mogę sobie poradzić. Każdy dziennik, z prawa, lewa i centrum, okraszony jest widoczną iniekcją szczepionki! Wielka strzykawa wbija się w ludzkie ramię!!! Nie radzę sobie z tym, zamykam oczy, odwracam się, ale nie zawsze zdążą zakończyć, gdy moje spojrzenie kieruje się znowu na ekran. Bardzo źle to znoszę, ja nie jestem stworzona do takich rzeczy. Szanuję służby medyczne, to dzięki ich poświęceniu i pracy żyję i to w zupełnie dobrym stanie zdrowia, ale stomatologia, ginekologia i chirurgia mnie dołują niepomiernie, miałam przykre doświadczenia, więc nie ma się co dziwić. Teraz doszły szczepienia. Czekam na powiadomienie, że na mnie przyszedł czas, ale więcej niż pewne, że nawet nie spojrzę w stronę strzykawki. Niech się dzieje co chce, ale bez mojego wzrokowego kontaktu. I tak to jest, nigdy człowiek nie jest w stanie zażyć szczęścia do końca, zawsze coś mąci jego doznania.


10 stycznia 2021
Niestety, porażki też bywają moim udziałem. Poważnie podeszłam do zrobienia ebooka, okazało się wczoraj, że wszystko mnie lekko przerosło. Word to nie jest program do pisania książek, to jest miejsce do prac biurowych. Ja jednak pokusiłam się o rzecz wręcz niemożliwą, z PDF chciałam przejść z powrotem do Worda, a to trudna sprawa, gdyż wszystko się przesuwa i trzeba robić od nowa. Siedziałam kilka dni nad jedną stroną, Ciśnienie mi gwałtownie podskoczyło i powiedziałam, dosyć! Uzupełnienia, owszem, ale na oddzielnych stronach.
Na dodatek śnią mi się sceny jakichś rycerskich walk, pożegnań, dialogi, krajobrazy… Tylko nie to, o żadnych bohaterach czasów minionych nie będę pisała. Kochana rodzina i znajomi głowią się nad tym, czym mam się zająć, abym nie sczezła z nudów. Przychyliłam się do sugestii, aby opisać w przystępnym języku dzieje Miłkowic. Niech będzie, ale przy okazji pojawiły się znowu pytania, co i dla kogo, albo o kim, pisałam, pisząc swoje wierszyki – miałam taką fazę, i opowiadania.
Och! Trochę mnie to zawsze bawi, ale też czuję skrępowanie. Niekiedy nie ma o czym mówić, gdyż do napisania czegoś tam, wystarczył bodziec, widziana gdzieś w przelocie twarz, ślady na śniegu. To moje sztandarowe wyjaśnienie, właśnie ślady na śniegu. Pamiętam, że spadł śnieg, spojrzałam przez okno na szeroką płachtę trawnika i przez całą jego szerokość widoczne ślady. Tak mnie to zachwyciło i zainspirowało, że napisałam wierszyk. Oczywiście, że wplotłam w to różne wydarzenia, ale ze śladami nie miały za wiele wspólnego. Lubię ten wierszyk. Żałuję trochę, że z beja wszystko usunęłam, gdyż niekiedy komentarze były ciekawsze niż wiersz, ale stało się.
Dopytują mnie też, co jakiś czas, o powód napisania tak agresywnego opowiadania jak „Po drugiej stronie cienia”. Nie mam zamiaru się tłumaczyć.   Mogę tylko powiedzieć, że w życiu bym nie porozbijała tylu przedmiotów! Jestem spokojna, oszczędna i wiem, jak trudno sprząta się kawałki szkła po małej nawet katastrofie. Rzadko da się mnie wyprowadzić z równowagi. Nie to, co Potocka, kiedy Ciechowski znalazł sobie nową wybrankę serca, cichą i pełną dobroci, podobno pani Małgorzata w szalonym widzie utraty ukochanego, rozbiła wszystko w domu, co jej wpadło w rękę i nasunęło się przed oczy. Musiała, to roztrzaskała! Ja nie mam takiej potrzeby, ale może mam ukrytą potrzebę wyładowania się w obliczu poniesionej porażki, albo coś w tym stylu. Nie musicie, ale jak macie ochotę, to przeczytajcie to nieszczęsne opowiadanie. Nie usunę go, gdyż sama lubię od czasu do czasu do niego wrócić.
https://hallas.pl.tl/Na-kraw%26%23281%3Bdzi-istnienia.htm

***Na śniegu ślad twoich stóp***

Na spadochronach ciszy poranka
Wolno spadały płateczki śniegu.
Przerażone burością ziemi
Karnie układały się w szeregu.

Nasze milczenie zawisło w ciszy
Stojących na stole filiżanek.
Oczy błądziły, śniegu szukając
Za koronkowym wzorem firanek.


Śnieg przestał padać, a lekkie chmury
Obmywały twarze w blasku słońca.
Wstałeś powoli, włożyłeś kurtkę,
„Żegnaj” i to był początek końca.


Zostały na ścieżce ślady stóp twoich
Na pamiątkę odciśnięte w bieli.
Niech tylko teraz znów śnieg nie pada
Niech śnieg mej pamiątki nie zabieli.

 


9 stycznia 2021
Muszę napisać p kobiecie, która budzi mój szacunek. To Nancy Pelosi, przedstawicielka demokratów w USA. Ma kobieta odwagę i wie, czego chce. Konflikt między Nancy Pelosi i Donaldem Trumpem istnieje od początku jego prezydentury i wcale się temu nie dziwię. 24 września 2019 Nancy Pelosi ogłosiła wszczęcie śledztwa w sprawie impeachmentu prezydenta Donalda Trumpa. Trump to był zawsze „dziwny” człowiek, ale gdy zyskał zwolenników, trudno, trzeba było uznać go prezydentem, a teraz mają wszyscy za swoje, ciekawa jestem, co z nim zrobią.
„Nancy Pelosi reaguje na ataki w Kapitolu
3 stycznia 2021 r. Nancy Pelosi została ponownie wybrana na szefową Izby Reprezentantów, na której czele urzęduje już od dwóch lat… Po głośnym incydencie wezwała wiceprezydenta Mike’a Pence’a na powołanie się na 25. Poprawkę Konstytucji USA, która pozwala jemu i gabinetowi przejąć władzę prezydencką od Donalda Trumpa. Ponadto wezwała szefa policji Kapitolu do rezygnacji ze swojego stanowiska. Nancy Pelosi na konferencji prasowej w Waszyngtonie zasugerowała, że prezydent dopuścił się ataku na naród: Prezydent Stanów Zjednoczonych wzniecił zbrojne powstanie przeciwko Ameryce…”

Co to się ostatnio dzieje, że tacy „dziwni” ludzie, nie chcę ich nazywać wprost, dochodzą do władzy i tak władzę kochają, że nie chcą ustąpić. Przecież w naszej polityce jest to samo, może więc dlatego tak lubią Trumpa? Dlaczego ci "odbiegający od normy" zyskują zwolenników? Przecież wiadomości sprzed kilku dni same dokonały sobie strzału w piętę, czy Kurski jest tak naiwny, że tego nie przewidział. Pamiętam kilka takich epizodów, oto jeden z nich, wódz wrzeszczał - Wybory zostały sfałszowane. Pomyślałam wtedy, co teraz będzie? I nic, nikt się tym nie zajął, powiedział sobie i już. Tyle znaczą słowa w polskiej polityce. O innych sprawach już nie będę pisać, szkoda słów. Szkoda też, że takiej Nancy Pelosi, mającej autorytet, nie mamy w Polsce. Krzykacze niewiele zdziałać mogą, trzeba kogoś z pozycją.
Ciekawa jestem jak sprawy się potoczą z Trumpem. Ameryka pokaże, czy demokracja ma siłę.


8 stycznia 2021
- „Mądrej głowie dość dwie słowie”, nie dość mądrej też. Zrobi to, co jej ktoś sugeruje. Trump zachęcał, podjudzał, sprzeciwiał się komu tylko mógł, i się dosłużył. Wtargnięcie do Kongresu gawiedzi to nie świadczy o demokracji, lecz o głupocie. Teraz się odżegnuje, ale ja nie wierzę, że da spokój, póki go nie zamkną, będzie bruździł, władza widocznie uderza do głowy. Program pierwszy cały nieomal dziennik poświęcił pokazywaniu buntów w naszej, polskiej, rzeczywistości. Można było sądzić, że u nas znowu szaleje opozycja. Nie powiedziano jednak czyje słowa judziły, „mordziły” i przyczyniały się do wystąpień. My wiemy! Jestem przeciwko wszelkim zamieszkom, ale niekiedy nie da się ich uniknąć. W USA nie miały racji bytu.
- Zdenerwowałam się i czynię dopisek. Pan Prybora wyśpiewał piosenkę, której nie znałam,  przecudowny kwiat, a w niej cielę w ciele i w głowie rozumu niewiele, ale w łóżku bywa z nią  weselej!!! Niech go... jeszcze trochę i będę go lubiła tak, jak księcia Karola! Sami posłuchajcie jacy to mądrzy są mężczyźni. 
 
- Agnieszka Osiecka nie daje mi spokoju. Serial, jak na taką indywidualność, jest trochę mdły, ale jaki jest, taki jest, i tak będę oglądała. Scena z ostatniego odcinka, gdzie mamusia Agusi siedzi uśmiechnięta promiennie, wpatrzona w ekran, słuchając Gołasa rozmarzona, a to piosenka o jej córci z wyznaniami i wręcz obelgami! Przybora już ma za sobą tę niewielką dla niej, a dla niego wielką miłość, która została w nim na całe życie i na starość domagał się jeszcze przypisania jemu piosenki „Na całych jeziorach ty”, ale nie ma pewności, że to on był. Mnie zastanawia, z czego żyła mamusia Agusi, nie pracowała, w domu służąca, nie jakieś tam luksusy, ale do garnka było co włożyć. Może miała jakiś kapitał? Żyła z procentów, ale to przecież kiedyś się kończy? Teraz u nas to nawet procenty od kapitału gdzieś zanikły, a jeszcze trzeba płacić za utrzymanie konta. Chodzi mi o tę miłość do Kabaretu Starszych Panów. Ja też z taką miną oglądam odcinki kabaretu i serial o Agnieszce, nawet teraz, gdy piszę, to czuję, że się uśmiecham z rozrzewnieniem, i miłością do jej piosenek. Agnieszkę Osiecką trzeba kochać, inaczej nie można, a Przybora, no cóż, wszystko, co piękne, kiedyś się kończy, a co z takiej miłości pozostaje, to saldo dodatnie do końca dni.


7 stycznia 2021
Moja choinka o świcie, ostatnie spojrzenie!
Postanowiłam dzisiaj rozebrać choinkę. Tak się przejęłam pracą, której zbytnio nie lubię, że już o świcie obudziłam się. Za wcześnie było wstawać, leżałam i patrzyłam na szary niebieski całun poprzetykany światłami okien, takich rannych ptaszków jak ja. Jakoś jeszcze zasnęłam i  dwie godzinki dodałam do wypoczynku nocnego. W końcu zaświeciłam światełka na choince, starałam się podziękować jej za to, że jeszcze mogłam ją wystroić, a teraz przeprosić, że będę zdejmować wszystkie bombki, łańcuchy, kwiaty i składać do pudełek. To ważny dzień, przecież nie mam gwarancji, że jeszcze kiedyś powtórzę ceremonię choinkową. Ile igieł spadło z biedaczki! Odkurzacz się napracował.
Dzionek miałam naprawdę pracowity. Skończyły się wszystkie zasoby ciast i słodyczy, upiekłam więc w międzyczasie ciasto nastawiając piekarnik na wskazany czas i temperaturę. O mało wszystkiego nie spaliłam. Jak się ma nową kuchnię, trzeba siedzieć w kuchni i pilnować, a nie "gawędzić" z choinką, gdyż nieprzewidzianie są wyniki. Dobrze, że zajrzałam dziesięć minut przed końcem pieczenia, gdyby ciasto dopiekło się do końca, nie byłoby co zbierać. Wszystko trzeba wypróbować, piekarnik, garnki, kandydata na męża lub partnera, jak klamka zapadnie, ciężko się pozbierać.
Zdejmując świecidełka z choinki miałam czas na przemyślenia słuchając miłej sercu muzyczki. Ostatnio zajmuje mnie problem intrygantów. Szalenie nie lubię ludzi, którzy robią podchody, aby dowiedzieć się więcej niż ktoś chce powiedzieć albo zrobić, bezinteresownie dokuczyć komuś, pokazać swoją wyższość. Mierzi mnie to okrutnie. Ja wyczuwam takie typki na odległość, ale daję zawsze ludziom szansę, może się mylę, może mają dobre intencje, jednak rzeczywistość pozostaje okrutna. Jedno słowo wypowiedziane przez fałszem sznurowane usta, potrafi uczynić wiele zła, a rozsiewane, zmarnować człowiekowi życie. Chodź później i się tłumacz z czegoś, co nie jest twoim udziałem.
Byłam w aptece w tym tygodniu. Przy okienku kobieta „czołg”, a może „taran”, wydziera się na cały głos, gdyż coś jej się nie podobało. Farmaceutka, młoda dziewczyna na praktyce, gdyż nigdy jej jeszcze nie widziałam, stała bezbronna i speszona. Powiedziałam, co myślę, aby przywołać tak „dobrze wychowaną” damę do porządku. Zjawili się na szczęście pomocnicy wśród personelu i jakoś krzykaczkę spławiliśmy. Czy nie można było załatwić sprawy dyskretnie, nawet, gdy farmaceutka popełniła błąd? Co takiej osobie z tego przyjdzie, że wszyscy wokół słuchają, z zażenowaniem oczywiście.
Kto nie popełnia błędów? Chyba tylko ten, co nic nie robi. To taki pierwszy lepszy przykład miażdżący drugiego człowieka. Nie o tym chciałam pisać. O tym, co powinnam napisać, nie napiszę, aby intrygantom nie dać satysfakcji. Najgorsze są osoby pełne pozorowanej słodyczy, takich to naprawdę lepiej unikać.
Choinka była w porządku, ale ona na szczęście nie umie mówić, tylko stoi i świeci, cieszyła oczy, a musiałam się z nią pożegnać. Zaraz przyjdą pomocnicy, którzy wyniosą ją do piwnicy. Do następnego roku choinko, może tak, a może nie.


6 stycznia 2021

Z pewnym ociąganiem podejmuję dzisiejszy temat, gdyż już mnie nie dotyczy, ale wypowiadane osądy o kobietach na temat ich seksualności, denerwują mnie trochę, tak wszystkie inne tematy niemające nic wspólnego z prawdą. Rozmawiać o tych sprawach mogę, akceptować, niekoniecznie i wtedy następuje zmiana tematu ze strony rozmówcy.
Seksualność jest przypisana człowiekowi, ale u różnych osób ma różny poziom i oddziaływanie. Wykluczymy przypadki chorób, budowy anatomicznej narządów, i poziom hormonów, co ma duże znaczenie szczególnie u starszych osób. Jak staruszkowie chcą uprawiać seks, niech to robią, to nie nasza sprawa. Problemem jest to, że mężczyźni lubią posądzać kobiety o oziębłość płciową. Lepiej by było, gdyby zamiast marnować czas na takie opowiastki w męskim gronie, zastanowili się, dlaczego kobiety są oziębłe. Nie mówię o sytuacji, gdy mężczyzna poniża kobietę, czy to psychicznie czy fizycznie, a później oczekuje ciepłych uczuć w łóżku. Niech o tym zapomni, siłą się niczego nie wymusi. Mówimy o sytuacji, gdy para czuła wspólną więź i raptem coś się psuje. Kobiety bywają zmęczone nadmiarem obowiązków i tracą ochotę na współżycie. Jedno złe słowo i można się pożegnać z satysfakcją. Powodów jest więcej. Kiedy jednak usłyszałam, że kobiecie jest łatwiej osiągnąć orgazm, ledwo powstrzymałam się od wybuchu śmiechu. Coś mi się wydaje, że jest odwrotnie, dlaczego kobiety nie szukają „prostytutów” męskich, chyba nie ma nawet rodzaju męskiego od tego wyrazu, a niektórzy mężczyźni nie mogą się bez odpowiedników kobiecych obejść. Płacą i mają.
Powodem problemów jest też chęć męskiej dominacji. Kiedy kobieta jest bardziej inteligentna, kiedy zarabia więcej, kiedy nie daje się łatwo podporządkować, wtedy bywa problem i żadne endorfiny i estragony nie pomogą, chłoptaś czuje się źle i umyka do kogoś, kto go przytuli. Tutaj mogę przytoczyć przykład Agnieszki Osieckiej, kochliwa była, mężczyźni ubiegali się o jej względy, a gdy coś nie wychodziło, odchodzili lub byli zamieniani na bardziej przydatny egzemplarz.
„Mężczyźni lubili być w jej towarzystwie, ale później już było gorzej - bali się jej inteligencji. Bali się, że nie sprostają. Agnieszka była niezwykle oczytana, miała ogromną wiedzę - wielu to przerażało. Mężczyźni boją się takich kobiet, bo nie potrafią ich zdominować. Więc, na wszelki wypadek, przeważnie żenią się z żonami. Zresztą Agnieszka nie szukała stabilizacji. Oczywiście, co pewien czas podejmowała takie próby z różnymi mężczyznami, ale te związki szybko się rozpadały - mówił Anderman w książce "Osiecka. Tego o mnie nie wiecie".” I o czym tu dalej mówić, lepiej umościć się w swoim gnieździe i robić , co można, aby dzieci miały ojca, a żona jakieś tam wsparcie, gdyż bez mężczyzny trudno żyć.


5 stycznia 2021
Poszłam spać o 23, obudziłam się o czwartej. Czy to ma sens? Co ja mam teraz robić? Usiadłam do komputera i postaram się zastosować wszelkie sugestie na temat pracy w Wordzie, których wczoraj mi udzielono, póki pamiętam! Ciekawa jestem, kto jest go w stanie rozgryźć?!  Przy okazji pogadałam ze swoim mentorem o tym i owym, oto rezultat moich przemyśleń.
Każdy sądzi innych wobec siebie. Tak już jest. Gdy słyszysz sądy o ludziach, które wydają się dziwne i niesprawiedliwe, najczęściej to wynik praw moralnych osoby, która je głosi. Ja tutaj też piszę o sprawach i ludziach według mojej oceny, a że się to komuś nie podoba, to już jego sprawa i nie mam zamiaru się tym martwić. Szanuję cudze poglądy, ale mam też własne. Gdy coś mnie zbytnio już boli, rozmawiam z ludźmi, których zdanie cenię i najczęściej słyszę - proszę się nie przejmować, to pani ma rację. Może mam, może nie mam, ale mam na tyle odwagi, aby swoje zdanie mieć.
Teraz rozpętali sprawę szczepień poza kolejnością. Jedną z takich osób jest Michał Bajor. "Zaproszenie było skierowane do nas już po świętach i z oficjalną informacją, że są to szczepionki nadprogramowe, których wiele mogłoby ulec przedawnieniu po 31.12.2020 (...) Jeżeli ktoś z Państwa poczuł się urażony, serdecznie przepraszam" - napisał artysta na Instagramie.
W czym więc rzecz? Jak ma się zmarnować, to lepiej zaszczepić. Problem tylko w tym, kto informował, zapraszał i dlaczego takie, a nie inne osoby? To naprawdę garstka ludzi. Wyrzucanie z partii tylko z tego powodu, to już przesada. Dla mnie to zasłona dymna nad sprawą szczepień. Chyba są jakieś kłopoty, o których lepiej nie mówić. Gdyby mnie zaproszono na takie szczepienie, też bym poszła, dlaczego miałabym nie iść, gdy i tak coś mogłoby się zmarnować. Problem tylko w tym, że mogli zaprosić osoby należące do grupy szczepień, a nie inne, znane. Skąd wiedzili kogo zapraszać?  Ciekawa jestem dlaczego mnie nie zaprosili?

 
4 stycznia 2021
Białe płatki śniegu wirowały dzisiaj w powietrzu i pokryły bielą ziemię. Ciche były i delikatne, nie to, co deszcz bębniący o parasol do utraty tchu. Musiałam iść na bazarek. Nawet sprawiło mi to radość. Jakiś pan z maluchem zawzięcie lepili bałwana, nawet mieli duże osiągnięcia jak widać, tylko psy denerwowały się bardzo patrząc na stwora, jakiego chyba w swoim życiu nie widziały. Obszczekiwały go tak zawzięcie, że budowniczowie wycofali się na drugą linię. Ja w drodze powrotnej, kiedy już sytuacja się ustabilizowała, zrobiłam zdjęcie, abym miała dowód, że mówię prawdę. Trochę żałowałam, że nie uchwyciłam akcji obszczekiwania, ale trudno, muszę to jakoś przeboleć. Nie sprawdziłam się jako reporterka. 
Bardzo poprawiła się sytuacja w serialu "Osiecka". Magdalena Popławska bardziej się upodobniła do Agnieszki pod względem figury, sposobu bycia i urody. Młoda Osiecka była trochę nieporadna w wydaniu Elizy Rycembel, ale to chyba dobrze. Dojrzalsza Aga wdała się w romans z Jeremim Przyborą - Grzegorz Małecki, syn Ani Seniuk - znalazł się doskonale w swej roli, tylko materiał na rolę, trochę mnie zaskoczył. Czytałam ich listy, byłam przekonana, że to była miłość platoniczna, ale gdzie tam u Osieckiej cos niedopełnionego! Nie pochwalam takich związków, jednak artyści żyją inaczej, dla nich spełnienie i wypełnienie uczuć musi się dokonać, ale i tak lubię Osiecką. Widać było jak rodzą się wiersze, nie ma przeżyć, nie ma wierszy i nic się na to nie poradzi.


3 grudnia 2020
Staruszkowie mają problemy ze snem, ja też mam, rzecz jednak w tym, że ja muszę się wyspać, jednak w innych godzinach niż ustalone jest to dla ludzkiego organizmu od wieków. Nie siedzę już wieczorami przy komputerze, no niekiedy zaglądam, ale tylko jak mam jakiś ważny powód. Około 24 zasypiam, budzę się za dwie godziny i mam przerwę trzy, czterogodzinną, później  śpię, tak jak dzisiaj, do jedenastej! Dzień ucieka, czas się kurczy, w nocy nic mądrego nie można zrobić, zmęczenie daje znać o sobie, oczy też, bolą i pieką, gdy się czyta i czyta. Nie chcę brać tabletek na sen, melatonina akurat się skończyła.  Uroki starości! Ludzie różne rzeczy robią w bezsenne noce, jeden prasuje, drugi ręcznie pierze, inny jeszcze zajmuje się haftem, ale mnie nic z tych spraw nie nęci.
Moja córka znalazła gdzieś moje zdjęcie sprzed dwudziestu lat. Sześćdziesięciolatka. Trochę byłam inna, oczy miałam widoczne, włosy, chyba już farbowane, ale jeszcze dość obfite, reszta też już stosownie do wieku. Kiedy sobie pomyślę, jak ja to wszystko przeżyłam, dałam radę, podołałam przeciwnościom losu, robi mi się trochę nieswojo. Byłam psychicznie silnym człowiekiem, to nie ulega wątpliwości, miałam dzieci a dla nich każda matka zrobi co w jej mocy, ale sił fizycznych mi nie stawało, wszystko było robione trochę ponad możliwości. Jaka ja teraz jestem wolna, wypoczęta, jestem panią własnego losu. To ja decyduję, wytyczam cele, rozplanowuję. Księżniczka losu! 
Dzisiaj o 12,30 brałam udział w Mszy Św. transmitowanej z Krakowa. Wybieram sobie kościoły i czas, mam prawo. Kazanie księdza mnie zaskoczyło, ale pozytywnie. Nareszcie ktoś upublicznił moje myśli, podobno opublikowane w prasowym artykule dotyczącym dzieła stworzenia świata przez Boga. Ksiądz wyjaśniał naukowe podejście do istnienia świata według boskiego planu. Opatrzność podarowała nam życie przez dziedziczenie! Opowiedział historię ludzkości, nie da się już tego ukryć, drogą ewolucyjnych zmian, historię rozwoju cywilizacyjnego człowieka rozumnego poczynając od cywilizacji sumeryjskiej nad Eufratem i Tygrysem. Jak to się stało, że około dziesięciu tysięcy lat mózg człowieka nabrał takiego przyśpieszonego rozwoju? Kościół chyba nareszcie dorasta do tego, że nauki kościoła trzeba odczytywać w oparciu o wiedzę człowieka. Boski plan to rozwój człowieka, rozwój nauki, zmiana świata w oparciu o rozwój duchowy człowieka. Proste, tylko trzeba chcieć to zrozumieć, a nie tkwić w jakichś teoriach sprzed stuleci. 


2 grudnia 2021
Jak nie ma gdzie wylać łez, gdy nie chcą płynąć z błahych powodów, najlepiej oglądać filmy o dawnych dziejach Polski, ojczyzny naszej. Po spotkaniu z filmową Agnieszką, która jakoś mnie nie zachwyca, ale oglądam, gdyż kiedyś uwielbiałam poetkę, przerzuciłam się na TV Kultura i wtopiłam się w Potop. Najpierw moje oczy spotkały się z kochającymi kraj dzielnymi wojami, a także zdrajcami gotowymi rzucić się jak sępy na swoich rodaków i króla. Postać Kmicica- Olbrychski, zakochanego do szaleństwa w Oleńce- Braunek, która tak naprawdę urzekła mnie jako aktorka dopiero pod koniec jej życia, pozwolił przyjrzeć się jej jeszcze raz i zrozumiałam, że jej uroda była niebanalna. A jej słowa- Jędruś! ran twoich niegodnam całować! zrosiły moje oczy łzami szczęścia, że ta wielka miłość nareszcie dopełni się. Lubię patrzeć na takie zakochane pary i cieszyć się ich życiem w zgodzie i miłości.
Długo w noc nie mogłam się oderwać od książki Bunscha „Imiennik”. Romans Bolesława Śmiałego z Krystyną z Bużenina, o którym już kiedyś wspominałam, został przedstawiony w nowym świetle. Przeznaczenie i namiętność połączyła tych dwojga, a ja znowu lałam łez potoki. Tak naprawdę to jestem spokojną osobą, pełną współczucia dla ludzi, których łączą uczucia owiane tajemnicą lub tragicznymi wypadkami. A tak na marginesie, stanowienie o świętości, nie zawsze ma swoje odwołanie w faktach. Wtedy w kraju wszystko dopiero zaczęło się kształtować w prawie, obyczajach i jak zwykle, wprowadzaniem ludu w stan oszołomienia, kiedy to sprytny mnich wmówił biskupowi, że chodził po wodzie i przywołał człowieka z martwych. Oczywiście cuda upozorowano. Szkoda, że tak wszystko się skończyło. Zmarł biskup, i skończył na wygnaniu król, chyba najlepszy i najbardziej operatywny władca. Knowania możnowładców swoje zrobiły. Dam już spokój, miało być o rzewnych łzach, a skończyło się na ocenie wydarzeń, mojej, gdyż zdań jest tyle, ilu historyków zajmujących się tymi sprawami. Popłakać zawsze sobie warto, łzy mają moc oczyszczającą. 


1 stycznia 2021
I przyszedł, wśród huków i wystrzałów, jak co roku, ale jakiś inny, z groźbą wirusowej zagłady, zarażonych - Polska: 1 305 774, Świat: 83 892 223
Byle przetrwać, może te wszystkie życzenia zdrowia, szczęścia pomyślności się w jakiejś mierze spełnią. Zaklinamy rzeczywistość i cieszymy się tym, co mamy, byle nie było gorzej.
Ja jestem pełna nadziei, że świat upora się z zarazą, chociaż już zapowiadają następną, ale przecież jak świat światem ludziom towarzyszyły epidemie i jakoś przetrwaliśmy. Najważniejsze, że po tej jedynej w roku nocy przetrwaliśmy i obudziliśmy się, trochę niewyspani, niektórzy z kacem, ale to już sprawa wyboru. i dzisiaj słuchamy najpiękniejszych sylwestrowych i noworocznych koncertów z nadzieją w sercu.




 

 

1 stycznia 2012

Wkroczyłam śmiało w rok 2012! Wczoraj spędziłam wieczór przy telewizorze. Było zupełnie przyjemnie. Wybrałam film o Chopinie, dlatego że tak się składało, że nigdy do końca go nie obejrzałam, a przecież takie nagromadzenie emocji i poplątanych układów damsko - męskich nie zdarza się na co dzień. Ludzie prowadząsię raczej bogobojnie. Drugi dotyczył osamotnionego dziecka żyjącego w rozbitej rodzinie. To „Serce Klary”. Whoopi Goldberg jak zawsze świetna. Na temat urody nie będę się wypowiadać. Brzydulę też można kochać.
Sztuczne ognie wachlarzowato rozświetlały niebo, od czasu do czasu ktoś sobie o mnie przypomniał i zadzwonił. Było dobrze. Samotność nie jest tak straszna. Chciałam doświadczyć, to doświadczyłam i powtórzę w przyszłości.
Jedyne, czego żałuję, to to, że nie tańczyłam w młodości na wielkim balu… Same zabiegi wokół takiego imprezowania już dowartościowują kobietę. Trudno, nie było mi dane i już nie będzie. Nie będę miała sukienki balowej, butów na niebotycznych obcasach… Cóż, są sprawy, które mnie w życiu ominęły.
Zawiesiłam nowy kalendarz, porządkuję komputer. Trzeba zmienić hasła, jakoś ułożyć wszystko i koniecznie wybrać się na spacer. Po południu zabiorę się za stronę Miłkowic. Mam nowe, ciekawe materiały. Muszę przyznać,  że mam szczęście do ludzi, którzy mnie wspierają w przedsięwziętych zamiarach. Przychodzą i ofiarowują pomoc. To jest naprawdę piękne.
Słońce dzisiaj wypłynęło na niebo jak ognista kula. Należy to koniecznie wykorzystać, gdyż nie wiadomo jak długo to potrwa. 
Zobaczymy Nowy Roku co z sobą przyniesiesz. Raczkujesz dopiero i nie wiadomo co z Ciebie wyrośnie.
Norkę kanadyjską obrałam za symbol stycznia tylko dlatego, że mi się podobała.

3 stycznia 2012
Nowy Rok bieży jak należy, a to znaczy że wszystko staje się możliwe. Rano dzwonek, listonosz i niespodzianka. Moja Emilka przysłała mi mój portret, obraz olejny!!! Jak ładnie zrobiony- w tonacji beżowo - brązowej, kolorach do których ostatnio mam słabość. Jak tylko zdjęcie do mnie dotrze, pokażę go na swojej stronie. Radość ma wymiar szerszy – z jednej strony ktoś chce mi sprawić radość i obdarować mnie najcenniejszym prezentem, gdyż wykonanym własnoręcznie, a kontekst wzbogacony jest jeszcze o rozwijający się talent mojej przyjaciółki. Sami zobaczcie.


A oto portret i zdjęcie, świeżo upieczona siła pedagogiczna lat 18... 
Podobieństwo doskonale uchwycone, prawda! 
Artystka malarka powiedziała mi, że nie jest to odwzorowanie zdjęcia, lecz własne spojrzenie na osbę, czyli na mnie i wydobycie cech charakterystycznych!!!

Chyba widzę, co wydobyła na światło dzienne. 
Jedna moja córka, gdy  zobaczyła nowy obraz, wykrzyknęła: - Mamo, ty to jak Tyszkiewicz! Same sygnowane podpisem olejne obrazy u ciebie!
No fakt, mam galerię! Ale dlaczego Tyszkiewicz?! Nie wiem, naprawdę.
Druga córka, która sam maluje, stwierdziła.
- Świetny obraz. Pani Emilka maluje coraz lepiej!
Ja też tak myślę.  Dziękuję miła przyjaciółko za pamięć i za talent, który mogę podziwiać.

To nie koniec niespodzianek! W poczcie dostałam przesyłkę z Muzeum Archeologicznego w Poznaniu ze skanowanym tekstem dotyczącym wykopalisk w Zaspach – Miłkowicach. Dotyczą okresu wczesnorzymskiego. No, no to nie błahostka, ma się te zabytki!
Następnie napłynęła mapa z 1930 roku. Ile kryje ciekawych szczegółów.
Zaraz się zabieram za umieszczanie wszystkiego na stronie. Trochę się z tym opóźniłam, gdyż głowiłam się co zrobić, aby umieszczając artykuł prasowy nie powiększać go zbytnio, gdyż cała strona się „rozłazi”, a tego nie chcę. Artykuł musi być jednak czytelny. Ktoś nasunął mi pomysł, dołożyłam do tego swoją wolę walki i jest efekt. Zabrało mi to sporo czasu, nie przeczę, ale można sprawdzić efekt i przeczytać swobodnie tekst o przenoszeniu cmentarza. Ciekawy, gdyż nie zawsze przenoszą cmentarze, a raczej się to rzadko zdarza. Trzeba kliknąć w napis pod artykułem raz a później drugi i można swobodnie czytać.
http://milkowice.pl.tl/_-Cmentarze.htm
Zakupy też mi się udały, nawet zbyt bardzo… Dzisiaj był taki ładny dzień, pojechałam więc do Galerii aby nabyć mikrofon, jako że w piątek musze oddać ten co miałam pożyczony a przy okazji wypróbowałam wartość karty seniora. Kupowałam tylko potrzebne rzeczy, ale jakoś się nazbierało i mam bon na 5 złotych! Zaszaleję przy następnych zakupach. Musze się zastanowić co nabędę za taką oszałamiającą dla emeryta kwotę. Na tym koniec eskapad. Teraz będę już kręcić się tylko koło moich sklepów. Kupuję tam mydło i powidło, ale tylko w zakresie naznaczonym na kartce ze spisem towarów.
Teraz do pracy, już czas!

 5 stycznia 2012
Nie mam pewności, czy powinnam o tym pisać, ale naprawdę zrobiło mi się przykro, gdy rozmawiałam z moja znajomą o swoich stronach internetowych, które nie ukrywam cieszą mnie, i usłyszałam słowa, które mnie wprawiły w zdumienie.
- Trochę sobie dorobisz, bo chyba ktoś ci płaci za zbieranie tych informacji. Doszłaś do porozumienia z gminą, przyznaj się…
Zrobiło mi się przykro. Ktoś, kto mnie choć trochę zna, to już wie, że ja z oddaniem pracuję tylko dla wyższych celów, które mi przyświecają. Nawet tutaj w Internecie, już niejedną akcję podjęłam tylko dlatego, aby zrealizować jakąś ideę, która dla mnie stała się ważna. Mało tego, wszyscy, którzy ze mną współdziałają, a zawsze ktoś taki się znajdzie, gdyż na szczęście są też ludzie, którzy rozumieją pobudki mną kierujące i pomagają mi w osiągnięciu moich zamierzeń. Na szczęście, ale tak naprawdę, to wszyscy poświęcamy swój czas, niekiedy i pieniądze, gdyż przecież coś trzeba przesłać, zadzwonić, a to też kosztuje. Jestem im za to wdzięczna i cieszę się, że życie nie sprowadza się tylko codzienności. Ja nie mówię, że zarabianie pieniędzy nie jest ważne. Oczywiście, że jest. Na szczęście kiedyś też pracowałam i dostawałam za to wynagrodzenie, a teraz nie muszę mieszkać pod mostem, tylko mam dach nad głową i nie chodzę głodna. Ja nie ma już sił, aby pracować dla bliźnich jako wolontariuszka, ale mogę przecież tutaj też się jakoś realizować, a że podejmuję się działań nieco odbiegających od ogólnie przyjętych norm, to już nie moja wina. Tak chyba jestem zaprogramowana.
I jeszcze problem „sławy”! O matko, zaraz zachłysnę się tym słowem. Też to zostało poruszone. Gorzki ona miewa niekiedy smak, ale nie będę o tym pisała, aby nie dawać satysfakcji niektórym ludziom… Ja nie zaprzeczam, że czytelnicy moich stron cieszą mnie bardzo, radują mnie swoją obecnością, tym, że chcą tutaj zaglądać! Ja naprawdę nie widzę sensu pisania, robienia czegoś, gdy nikt tego nie czyta, nikomu to nie służy. Po co to wtedy robić?! Przecież to, co ja myślę, to nie muszę dla siebie zapisywać, gdyż to jest we mnie.
Wracając jednak do spraw, które niektórych uwierają, powiem krótko. Monografię Miłkowic napiszę, ale tutaj, o wydawaniu tego nie ma już mowy! Przez ten rok będę zbierała materiały, pisała wprawki różnego rodzaju i zgłębiała sprawy nie do rozwiązania. Przyjdzie czas, że to wszystko zbiorę i opracuję. Robię to dla moich Miłkowic, może to już moja ostatnia posługa…
Ale gdy już to z siebie wyrzuciłam - a podobno kobiety tak mają, że jak się wygadają, to problem z głowy - mogę spokojnie zabrać się do zaplanowanych zajęć. Nie jest źle, a tak naprawdę jest dobrze, tylko to posądzenie mnie o czerpanie profitów z tego co robię, trochę mnie zabolało. Podobno każdy sądzi ludzi według siebie i coś w tym jest!
Miłego dnia życzę, a sama zaraz idę do fryzjera, gdyż moja fryzura trochę przerosła określone ramy jej kiedyś nadane i grzywka już wchodzi mi w oczy. No, a teraz przypieczętuj wpis moja "kanadyjko", gdyż mi się wyjątkowo podobasz.

Ach, jeszcze jedna sprawa. Gdy ktoś chce do mnie pisać, to nie ma przeszkód. Jest tak opcja Kontakt.Wystarczy kliknąć i napisać!

6 stycznia 2012
Dzisiaj Trzech Króli. Zawsze do tego dnia stała choinka. Zgodnie z moim zwyczajem rozebrałam drzewko, nawet z radością, gdyż cieszy w święta, a później już nie tak bardzo. Wydałam w związku z tym obiad, gdyż jakoś musiałam przyciągnąć osoby, które nie boją się schodzić do piwnicy. Dla mnie to traumatyczne przeżycie i za żadne skarby sam tam nie pójdę. Nie wypadało nosicielom obojga płci odmówić i zgłosili się w godzinach popołudniowych, a wtedy już nie było wyjścia. Choinka ładnie zapakowana sfrunęła do przepastnej gardzieli ciemności. I po kłopocie.
Teraz siedzę przy mojej stronie. Mam nowego Współtwórcę. Dostałam zdjęcia lotnika, którego szukałam bezskutecznie już od dłuższego czasu i zdjęcia mostu zrobione w czasie wojny przez niemieckiego nauczyciela. To było wzruszające. Ile pięknych wspomnień wiąże się dla wszystkich z mostem. To tam się spotykali, chodzili na spacery, jeździli na przejażdżki rowerowe. Na most wjeżdżało się z rozpędu, gdyż wieś była wysoko położona. Od połowy drogi już nie trzeba było pedałować i wpadało się na most przejeżdżając go w tempie ekspresowym. Droga powrotna już nie była tak szalona. Deptać trzeba było w dwójnasób. To były piękne czasy… Szkoda, że nie możemy natrafić na kręcony tam film. Był już w kolorze i wtedy widać by było wszystko jeszcze dokładniej. Tak…
8 stycznia 2012
Dzisiaj uszlachetniły się nasze dusze dzięki WOŚP. Kilka złotych i zaraz człowiek się lepiej czuje. Nam nie ubędzie, czyjeś życie można będzie uratować. Podobno nie ma tak biednych ludzi, aby nie mogli komuś pomóc. Na tym polega wspieranie bliźnich.
Zamieszczam moje nowe zdjęcia, aby było widoczne jak się zmieniłam. Mam nadzieję, że zajrzy tutaj ten, kto powinien. Ciekawa jestem jak spojrzy znowu na moje zdjęcie, wyglądam bardziej czy mniej inteligentnie?!


Sam już nie wiem,
które zdjęcie lepiej
oddaje moją szarpaninę 
wewnętrzną...
 Bedę wdzięczna za ocenę.
Mam zamiar podjąć 
działania wzbogacające mnie wewnętrznie.


 
                    
9 stycznia 2012
Byłam dzisiaj rano w sklepie. Stoję sobie przy stoisku z wędlinami i zastanawiam się co wybrać. Więcej niż 10 dag nie kupuję, nie ma powodu. Lubię chleb szczególnie żytnio-razowy. Kiełbaska lub ser służą do urozmaicenia kanapki, nie stanowią jej istotnego składnika. Obok mnie rozpiera się sympatyczny tęgi pan, wybiera, dobiera kiełbasy, salcesony, metki, wątrobiankę… Nazbierał się tego spory stosik. Sprzedawczyni grzecznie pyta o dalsze zamówienia. Pan uśmiecha się do nas i konkluduje: - Na śniadanie wystarczy.
Pani za ladą nie opanowała się dostatecznie, robi zdziwioną minę i aby pokryć jakoś zmieszanie stara się zażartować: - Nie da pan chyba rady.
Odzywa się ktoś z kolejki:- Da, da, to widać! Pan omiata nas wszystkich piorunującym wzrokiem, spogląda na wypowiadającą te słowa zażywną jejmość obsługiwaną przez drugą sprzedawczynię i odparowuje: - Szczupła się odezwała, a wątróbkę to kto wtrząśnie! Kobieta kupowała 1,5 kg wątróbek drobiowych oznaczonych ceną promocyjną. To naprawdę robiło wrażenie. Pan wrzucił swoje zakupy do koszyka i na szczęście odszedł do kasy. I dobrze. Pani bardzo się rozsierdziła. Ja, ja – tak podsumowują swoje wypowiedzi mieszkańcy mojego miasta, co mnie szalenie bawi. Ja, ja- nie zaglądaj nikomu do koszyka z zakupami bo możesz się niepotrzebnie narazić.

12 stycznia 2012
Dzień znowu szary. Może już ta zima będzie naznaczona takim kolorem. Pamiętam już taką. Śniegu nie było wcale. Zaraz wybieram się na spacer z kijkami do lasu. Idziemy w grupie, jednak przejdę do tych, którzy przesuwają się w terenie z ograniczoną prędkością. Nie czuję się jeszcze na siłach. W domu jakoś funkcjonuję, ale forsowanie się nie wchodzi w rachubę.
Przez dwa dni siedziałam z nosem wściubionym w wydrukowany tekst. Przeczytałam go chyba ze dwa razy porównując wydarzenia z linią Miłkowskich, aby się nie pogubić. W tym rodzie kultywowano tradycję nadawania pierwszemu synowi imię Mikołaj. Jak widać z innych dokumentów badacze historii też się na tym poślizgnęli. Mikołaj jednak, według najnowszych źródeł, ślubował Katarzynie z Remiszewic wierność małżeńską sto lat później niż obwieścili to światu. Przychylam się do najnowszych moich odkryć i nanoszę je do kalendarium. Herb też się odchylił od pionu, mamy teraz Miłkowskich znaczonych herbem Poraj. Zobaczymy co jeszcze czas przyniesie.
15 stycznia 2012
Zastanawiałam się czasami, czy ja mam rację. Widzę, że droga którą obrałam, czyni mnie człowiekiem szczęśliwym, ale czasami budzi się zwątpienie. Może trzeba było zboczyć, może poczuć jak smakuje inność, przekonać się, dotknąć, dać się zauroczyć. Nie leży w mojej naturze bawić się cudzym kosztem, dlatego wolę ominąć, zostawić w spokoju, przetrzeć w porę oczy.
Słuchałam dzisiaj w kościele o drodze, którą każdy podążać musi, gdyż po to przyszedł na świat ten, by nie ulegać pokusie. Każdego z nas obdarowano, tylko czasami o tym nie wiemy, gdy sprawdzimy się w działaniu, otworzą się podwoje, bezwładu unikniemy.
Ja naprawdę cieszę się z tego co robię, spokój swój cenię, tylko czasami pęka w jakimś miejscu sumienie, wycieka żałość za nie dotkniętym, nie przeżytym… No cóż, nie wróci, niespełnieniem zostanie.
Namawiają mnie teraz, bym pisała o miłości. Nawet to chętnie bym zrobiła, zawsze to jakieś inne ukierunkowanie, tylko się boję. Ludzie odbierają to jako osobiste przeżycia, a tego za nic bym nie chciała. Przecież mam dosyć wyobraźni abym o uczuciu, którego nie doznałam, też pisała. Wytłumaczyć tego jakoś nie można, dopatrują się, pytają, szukają odniesień… Ja o swoich uczuciach opowiadać nie będę, są moje i nie mam zamiaru dzielić się nimi ze światem. Jednak o takich porywach wichrowych, szalonych, chętnie bym napisała. Tylko co mam zrobić, napisać, że to nie odnosi się do mnie?! Sama już nie wiem, ale za tym tematem sama tęsknię ogromnie!!! O codzienności pisać mogę, to mi wcale nie przeszkadza. Dniewnik pobiegnie swoim torem, a kiełkujący temat sam może utoruje sobie drogę.
16 stycznia 2012
Dzisiaj postanowiłam kupić część prezentów, gdyż w lutym mam pięć uroczystości urodzinowo- imieninowych. Rano już zaczęłam przygotowywać obiad, aby po powrocie nie biegać po kuchni w celu przyśpieszenia procesów kulinarnych. Wyjęłam z zamrażalnika trzy płaty zmarzniętej na kość ryby, włożyłam do uprzednio przygotowanego płaskiego garnka, w którym już wrzała woda z przyprawami do ryb i wrzuciłam zmarzlinę. Poczekałam aż zagotuje się, co też się stało, tylko tyle, że gdy ja obierałam warzywa, woda wypłynęła z garnka na płytę kuchenki, nie upilnowałam! Delikatnie zebrałam ściereczką o wysokiej wsiąkliwości wodę z przyprawami do ryby, zdjęłam pokrywkę i oniemiałam. W garnku prawie nic nie było… Ja rozumiem, że żywe stworzenia w 70 % składają się z wody, ale ta ryba chyba miała jej 90%! Prawie nic w garnku nie zostało. Odczekałam kilka minut, odcedziłam wszystko i pełna podziwu wyłożyłam na talerz. Obrane warzywa po umyciu rozdrobniłam w mikserze, sparzyłam wodą, doprawiłam i zostawiłam wszystko, aby po powrocie zrobić rybę zapiekaną w warzywach, a raczej warzywa zapiekane z rybą, gdyż ta zniknęła zupełnie w ich natłoku.
Poszłam szukać tego co miałam kupić, kupiłam, ale po drodze podkusiło mnie, aby wstąpić do sklepu z odzieżą. Przeceny szaleją w sklepach!!! Ujrzałam sweter przeceniony o połowę w moim ulubionym kolorze marengo – dla słabo rozpoznających kolory informuję, że to odcień ciemnoszarego, nieco jaśniejszy niż grafitowy – z czarnym. Pomyślałam sobie, teraz albo nigdy. Co prawda pieniądze ulokowane w sweterku nie mogły już być przeznaczone na dodatkową porcję ryby, ale nic z tego sobie nie robiłam, w końcu też muszę jakoś wyglądać, a mam i tak nadwagę!
Po powrocie do domu włożyłam zapiekankę polaną sosem pomidorowym z rozbełtanym jajkiem, jako że żółtego sera też nie było, bo i skąd. Sam przecież do domu nie przyjdzie!
Dogotowałam kaszę, też zdrowa. Umyłam szybko głowę, wysuszyłam, trochę nawinęłam na wałki, jakgdyż już nie mam siły suszyć na szczotce, ubrałam sweterek i czekałam. Pomyślałam sobie, że jak wejdzie moja córka i nie zauważy gruntownej metamorfozy, jaka zaszła u matki, to nie wiem co zrobię! Na szczęście wyraziła uznanie i zachwyt, ale czy szczere, nie wiem.
Ze starymi ludźmi to już tak jest, że niby są, ale tak, jakby ich zupełnie nie było. Kto mówi miłe słowa staruszce? No chyba, że chce, aby coś zrobiła lub załatwiła.
Burzą się lekarze, aptekarze, czas chyba na staruszki. Wystąpię do rządu, może nawet osobiście do premiera, aby ustanowić funkcje komplemenciarza, który będzie odwiedzał w określone dni staruszki i mówił im miłe słowa, prawdziwe czy nie, to nie ma znaczenia, ważne, aby czuły się dowartościowane. Do mnie może przychodzić w piątek. Wtedy będzie także komplementował ryby, które znikają w czasie gotowania, może od miłych słów napęcznieją i będzie je widać?!
17 stycznia 2012
Mam trochę czasu, gdyż pranie się dopiera i muszę czekać. Usiadłam więc do komputera i trochę mogę popisać o blaskach i cieniach starości.
Teraz raczej pławię się blasku monitora. 
Właśnie instalowałam program Ad Muncher, aby zwariowane reklamy nie goniły się ze mną po ekranie. Piszę o tym z powodu głębokiej miłości bliźniego, gdyż, szczególnie przy darmowych stronach, reklamy skaczą tak przeraźliwe, że aż dostaje się oczopląsu. Może komuś się to przyda i też zdoła uchronić się od niechcianych przybyszów. Teraz mam spokój. Cisza, tylko ja i tekst, który przeglądam. Program działa próbnie tylko 30 dni, ale dobre i 30 dni spokoju… Później coś się wymyśli, jak powiedział dobry duch opiekun wspomożyciel.
Zaraz idę zmierzyć się ze służbą zdrowia. Trzeba zacząć rejestrować się do lekarzy różnych specjalności, gdyż mam wypisane terminy i jakoś muszę to wszystko ogarnąć. Czeka mnie kontrola u chirurga, jako że już rok mija od zetknięcia się mojego z ostrzem skalpela. Tak, jak ten czas szybko mija. Jeszcze o wszystkim co trzeba pamiętam, ale jak będzie wyglądał świat, gdy będę zapominać?! Dla ścisłości kartki podpowiadaczki też funkcjonują… Gdy nadejdzie mroczny czas gubiący wydarzenia, to będzie tragedia, no chyba, że o tym też się wtedy nie pamięta. Oby taki czas nigdy nie nadszedł.

 
22 stycznia 2012
Nareszcie jestem! Wszystko się psuje, a teraz przyszła kolej na mój komputer. „Rozłożył” się mechanicznie. Wymagał wymiany części. Staruszek, nie ma co ukrywać, Ma już kilka lat, a komputery starzeją się jeszcze szybciej niż koty. Dobry anioł rozwinął na szczęście skrzydła, wymienił co trzeba, sformatował, wgrał i chodzi. Przyznam szczerze, nie lubię formatowania. Tyle się później trzeba nabiedzić, aby wszystko powgrywać, dopasować… Nie lubię tego. Na szczęście w tej pracy też słychać było trzepot białych skrzydeł! Nikt jednak za mnie całej tej otoczki nie uzupełni. Doszłam do wniosku, że ja bardzo lubię, gdy dla mnie coś robią inni. Jak nie ma innej możliwości, robię wszystko sama, ale nich tylko pojawi się szansa, że może zrobić to ktoś inny, a już spycham pracę na jego barki. Teraz wgrałam sobie Offisa 2007. Super.
Wszystko chodzi jak należy, no prawie. Spragniona nowości po kilkudniowym okresie bezczynności dorwałam się do Biblioteki Cyfrowej aby szukać materiałów do strony o Miłkowicach. Odszukałam pamiętniki powstańców styczniowych z najbliższej okolicy i zaczytałam się tak, że skończyło się to katastrofą kulinarną.
Młodociany powstaniec, który pochodził z Woli Miłkowskiej do powstania iść musiał, gdyż jego patriotyzm nie pozwolił mu usiedzieć w domu, a że biedni rodzice nie mogli mu woli walki wyperswadować, wyposażyli go w mundur i konia, pobłogosławili i wypuścili spod swoich skrzydeł. Ojciec jednak trzymał rękę na pulsie i często odwiedzał go przywożąc prowiant i odzienie. O potrzeby powstańców nie miał kto zadbać a i warunków ku temu nie było. W końcu przed bitwą, kiedy już przygotowywano się do wskakiwania na koń, koń tak się rozochocił, że palnął młodzieńca prosto w twarz kopytem i biedak pozbył się wszystkich zębów. Z zapchaną szarpiami buźką, tato, który właśnie był w pobliżu, uwiózł go bryczką czy koczykiem do domu i chłopak na tym wojaczkę zakończył, ukrywając się potem przed ruskimi siepaczami.
To co się działo w czasie mojego zaczytania w kuchni z gołąbkami z kaszą w sosie grzybowym i ziemniaczkami, nie da się opowiedzieć! Miały tylko dojść, ale one przeszły swój czas przyrządzania! Impotenckie gołąbki, które zupełnie utraciły jurność, oklapnięte nurzały się w sosie z rozgotowanymi liśćmi kapusty, a ziemniaki na samej krawędzi przypalenia przywarły do dna garnka, sycząc. W oparach spalenizny rzuciłam się z pełnym poświęceniem do ratowania pożywienia. Łyżką wybierałam górne partie ziemniaków, łopatką z największą delikatnością podważałam rozklapany byt gołąbków, aby w jakiej takiej formie wylądowały na talerzu. Zalałam garnek po ziemniakach wodą tłumiąc przypaleniznę i aby już tego wszystkiego nie widzieć, przeszłam z talerzem do pokoju w celach konsumpcji, zostawiając kuchnię przewiewowi, mającemu zlikwidować przykry zapach. Ziemniaki były pyszne. Uplasowały się na granicy gotowania i pieczenia, gołąbki też, ale ten wygląd… Na proszony obiad to one zupełnie się nie nadawały.
Tak to bywa, gdy Internet dominuje nad codziennością.
 24 stycznia 2012
Silny powiew słonecznego wiatru uderzył o ziemię i nic się szczególnego nie stało, no prawie nic. Myślę, że energia jak się dzięki temu wyzwoliła , mnie osobiście pomogła.
Od kilku już dni wszystkim wokół zatruwałam życie prosząc o pomoc w zlikwidowaniu usterki jaka pojawiła się u dołu mojej strony. Oprócz – No trzeba by się zastanowić… nie wynikało z tego o wiele więcej. Co prawda w kodzie strony dało się namierzyć co jest przyczyną defektu, ale nie było pomysłu jak go zlikwidować .
Dzisiaj zastanawiałam się w towarzystwie jedynej osoby, z którą da się tak naprawdę porozmawiać o sprawach technicznych związanych ze stroną, co z tym fantem zrobić, ale rozwiązanie jakoś się nie pojawiało. W pewnym momencie dosłownie mnie olśniło. Wstawiłam kod do Googli i drogą szybkiej analizy pojawiających się odniesień wyciągnęłam wniosek, że musi ten błędny kod być umieszczony w jakimś miejscu, które odnosi się do większej ilości podstron. Weszłam na stronę, zlikwidowałam co trzeba i wszystko gra. Jaka byłam z siebie dumna.
Miałam już kilka takich przypadków w życiu, że nagłe olśnienie pozwoliło mi rozwiązywać trudne i skomplikowane problemy. To nie świadczy wcale o jakiejś wielkiej mojej mądrości, tylko o rozwiniętej intuicji. Dobre i to, przecież wszystkiego w życiu mieć nie można.

25 stycznia 2012
Wstałam dzisiaj rano w nadziei, że wiatr słoneczny jeszcze mnie będzie owiewał. Szukam dowodu, że we dworze w powstaniu styczniowym zginął Siemiątkowski.
Natknęłam się wczoraj na taką informację.
Józef Lipski herbu Grabie (ur. 1772, zm. 2 kwietnia 1817 w Cielcach), właściciel dóbr BłaszkiKazimierz Biskupi i Miłkowice; walczył w insurekcji kościuszkowskiej w 1794 w Sieradzkiem, był jednym z przywódców powstania wielkopolskiego 1806 roku w Kaliskiem
Pójdę więc  za ciosem. Józef Lipski był synem Michała. Wiąże się z tym ciekawa opowieść
Michał Lipski

Michał Lipski jechał z małżonką do Kalisza modlić się o potomstwo przed obrazem św. Józefa i jego dobry uczynek był początkiem do przedłużenia rodu Lipskich.
Mamy więc  później Józefa Lipskiego właściciela Miłkowic.
Józef umiera bezpotomnie.
Wdowa wydaje się za mąż za Mamertego Dłuskiego, który w 1834 roku był właścicielem Miłkowic, a ściślej powiedziawszy osiadł tam, gdyż to jego żona Benigna  przybyła tutaj z Gzikowa, siedziby Lipskich, którzy dziedziczyli Miłkowice. Szybko umarła, a wdowiec widocznie wyniósł się do swojego majątku Dziębędy.
W 1779 roku w Miłkowicach przychodzi na świat Telesfor Polkowski, więc  ani chybi musiał być synem którejś z córek Lipskiego. Wynosi się z Miłkowic po 1864 roku, gdyż w czasie powstania ginie tutaj prawdopodobnie mąż jego córki Siemiątkowskiej, gdyż wystawiony na licytację majątek nie ma prawowitych właścicieli, których się poszukuje - braci Siemiątkowskich.
 
Zawiadomienie to ogłasza się dla niewiadomych z pobytu i niemających w hypotece obranego za-
 
mieszkania prawnego: Zygmunta i Antoniego nieletnich braci Siemiątkowskich.
Czy ja prawidłowo wyprowadzam wnioski? Szukać powinnam Siemiątkowskiego. Nie znam jego imienia, także imienia małżonki, a o synach jakoś głucho. To on według wszelkiego prawdopodobieństwa zginął we dworze w Miłkowicach.
Liczę na to, że spotkam tutaj kogoś bardziej obrotnego niż ja i ten ktoś naprowadzi mnie na trop, a ściślej mówiąc na dowód, że mam rację. Wierzę w swój przysłowiowy łut szczęścia. 
27 stycznia 2012
Nareszcie zima. Mrozi aż miło, już to lepsze niż ta szarość i plucha. Dzisiaj mnie zniosło do lekarza. Miałam już od miesiąca wyznaczony termin wizyty. Pojechałam. Miejsce mi raczej mało znane, ale już na szczęście wiem, gdzie się znajduję i w którą stronę do domu. To następstwo pomieszkiwania w moim pięknym mieście od ponad trzech lat. Lekarz jak to lekarz, coś musi zapisać aby trud nie był nadaremny. Najważniejsze, że nic nadzwyczajnego się nie dzieje. Postanowiłam po tej owocnej poradzie lekarskiej pojechać do naszej centralnej biblioteki. Szukam dzieł związanych z powstaniem styczniowym w Wielkopolsce. Sprawa jest trudna, gdyż tutaj nie gromadzą książek o takiej tematyce, o powstaniu owszem, ale Wielkopolska ich nie interesuje. Odnalazłam dział komunikacji międzybibliotecznej i z bardzo sympatyczną panią zamówiłyśmy w konińskiej bibliotece interesującą mnie pozycję. Teraz mam tylko czekać. Trudno poczekam, mimo, że cierpliwa to ja nie jestem.
Wyszukałam w dziale tematycznym dawno zapomnianą pozycję Kieniewicza według opisu mogącą być przydatną, wypisałam co tam trzeba i musiałam czekać, gdyż poszukiwali jej w magazynie. Oj, chyba przydatna to ona nie będzie. Już się zorientowałam.
Czas, który tam spędziłam pozwolił mi na poczynienie pewnych obserwacji. Weszło dwóch mężczyzn, chyba Azjaci, gdyż postura i smagła cera o tym świadczyła. Patrzyłam spod oka na siedzące przy komputerach dziewczyny, gdyż tylko taką drogą zamawiamy tam książki, wszystkie jakoś nie mogły się skupić i spoglądały na przybyszów. Wcale nie byli przystojni, tylko byli inni. Może wystarczy wyróżniać się wśród otoczenia aby wzbudzić zainteresowanie?!
Ciągle mnie wszyscy namawiają na „miłosne” kawałki. Cóż robić, zamówienie publiczne jest najważniejsze, od lutego zaczynam. Popławimy się w uczuciach, mimo, że mi się wydaje ta tematyka nie przystająca do siedemdziesięcioletniej damy… Ale jak trzeba, to trudno, popłynę na fali miłości do wyimaginowanego ukochania, tylko żeby potem nie było, że mi się w głowie przewraca.

28 stycznia 2012
Praca to najszlachetniejszy wybawca ze wszystkich słabości.
To nie ja wymyśliłam, tylko pan Aleksander Ostrowski, ale przychylam się do jego przemyśleń i wiem, że jak coś w moim życiu się nie układa, zaczynam ze zdwojoną energią pracować. Najlepiej aby była to praca fizyczna, ale jak nic nie ma akurat do zrobienia, to każde zajęcie jest dobre, byłe absorbowało człowieka całkowicie. Jest w tym jednak pułapka, gdyż w momencie kiedy muszę zabrać się do jakiejś pracy z góry zaplanowanej, np. generalne sprzątanie sobotnie, wtedy mam nieodpartą chęć pisania. Dzisiaj taki dzień nadchodzi, dlatego aby opóźnić odkurzanie i pucowanie, piszę na potęgę. Już spłodziłam na senior.pl własny przyczynek do ACTA, zapraszam, gdyż nie będę się tutaj powtarzać, a sprawa jest gorąca. Dotyczy przecież wolności wypowiedzi.

http://www.klub.senior.pl/moje/formiko/

Na powyższy temat rozmawiałam niedawno z sąsiadką, oczywiście o pracy, a nie wolności słowa, gdyż ta nie została niczym ograniczona w czterech ścianach mojego domu, no chyba że zasadami dobrego wychowania. Doszłyśmy do wniosku, że życie ma tylko wtedy sens, gdy żyjemy z pasją. To nadaje sens życiu i daje poczucie własnej wartości. Z pasją można robić wszystko, siać pietruszkę, pomagać innym, pisać, gotować a nawet plotkować, ale tego nie polecam, gdyż można komuś zrobić krzywdę. Zaraz wykrzeszę w sobie pasję i zabiorę się do pracy, a w międzyczasie przemyślę sprawę, do kogo maja być skierowane moje wiersze, aby nikt się nie podszywał pod podmiot liryczny. Może stworzę lirycznego obserwatora, takiego podglądacza, który będzie opowiadał o miłości?!
Miłego dnia życzę. :):)

Wiadomość z ostatniej chwili!!!

To jest coś niesamowitego!!! Opadające wody zbiornika Jeziorsko odsłoniły ruiny XIV- wiecznego dworu w Miłkowicach. Myślałam, że już na zawsze przepadł wszelki ślad, a tutaj proszę. Docieramy do sprawdzenia informacji. Co jeszcze nam czas przyniesie?
http://milkowice.pl.tl/_-Dw%F3r--_-ludzie-i-wydarzenia.htm
Muszę się podzielić wiadomością, gdyż sam nie potrafię się z tym uporać.

 
niedziela, 29 stycznia 2012
Zaczynam pisać wierszyki. Dzisiaj tak z przymrużeniem oka, gdyż moja córka mi powiedziała, że moje wierszyki są takie smutniutkie. To wcale nie jest prawda, tylko że tak jakoś się układa. Dzisiaj o mężu marnotrawnym. Może się uśmiechniecie. Napisałam go dlatego, że pewna pani wymyślała mężowi, że niestały, że taki, że owaki, ale jak to w życiu bywa, wina leży po obu stronach. Problem w tym, że jak wszystko jakoś trwa, to się swojej winy nie widzi, ale jak pęknie, to się kołki łamie na głowie tego, kto nie wytrzymał i odszedł w siną dal.

Przywoływanie męża marnotrwanego

Wczoraj upiekłam biszkopt, przełożyłam kremem z torebki, gdyż nie starczyło mi już zapału na własnoręcznie sporządzenie. Jest pyszny. Wcale nie potrzeba, jak się okazuje, robić na parze. Ludzie albo chorzy, albo wyjechali, sam jem i nie narzekam. Dawno już tak dobrego ciasta nie upiekłam
Podaję przepis. Mnie wypadł doskonale. Ze dwa kilogramy mi przybędzie. Ale co tam, raz się żyje i to nie wiadomo jak długo…

Biszkopt szybki
W garnku mieszam mikserem 3 całe jajka z 1 szklanką cukru, nie musi być tak czubata, dodaję jedną szklankę mąki tortowej, ½ szklanki mąki ziemniaczanej, szczyptę soli, łyżeczkę kopiastą proszku do pieczenia. Wyłożyć na blaszkę i piec do zarumienienia. Nie przypalić!
Przyłożyć kremem, dżemem, czym tam chcecie.

Mam teraz robić kotlety z kaszy gryczanej z pieczarkami. Wszystko już przygotowane, ale ja jestem tak opchana, że chyba poczekam z godzinkę. Mam kapustę modrą od wczoraj, zrobię jeszcze sos pomidorowy i będzie obiad lekkostrawny i chyba smaczny. Podaję przepis, ale można wszystko odszukać w Internecie. Zresztą ja też tam wyszukałam.
Kotlety z kaszy gryczanej z pieczarkami - jak mielone
1. Woreczek kaszy gotujemy we wrzątku aż zmięknie.
2. Bułkę suchą trzeba namoczyć w wodzie lub mleku aż stanie się miękka, a potem ją odcisnąć dłonią.
3. Pieczarki obieramy, kroimy i smażymy, a na koniec miksujemy na mus.
4. Cebulę obieramy, kroimy i miksujemy mikserem na mus (w kotletach się nie przypali, nie będzie wyłaziła, ale będzie wyraźnie wyczuwalna!).
5. Ugotowaną kaszę mieszamy w misce razem ze zmiksowanymi pieczarkami i cebulą, a także żółtkiem lub całym jajem oraz odciśniętą bułką. Dodajemy nieco tartej bułki - konsystencja ciasta musi być zwięzła, ale nie sucha!. Oczywiście całość trzeba porządnie posolić i popieprzyć.
6. Z uzyskanego farszu formujemy kulki, obtaczamy je w bułce tartej i smażymy na oleju/oliwie z oliwek.

Czekam do jutra, mam dostać nowe materiały do strony o Miłkowicach.
31 stycznia 2012
Dzisiaj wypada już zamknąć miesiąc styczeń. Owocny był w wydarzenia. Od jutra zaczynam żyć poezją i prozą. Nie wiem jednak jak to będzie wyglądać, gdyż cały czas myślę o swojej stronie Miłkowice. Przekazane materiały z Muzeum w Koninie robią wrażenie. Okres kultury łużyckiej, to już nie byle co. Wstawiłam datę jej trwania tak na wszelki wypadek, gdyż jak się okazało nie wszyscy kojarzą ten okres. To ten czas, co Biskupin. Myślę, że o Miłkowicach dowiemy się jeszcze o wiele więcej, ale trzeba uzbroić się w cierpliwość.
Dzisiaj spędziłam ranek u lekarzy, zastosowałam zmasowany atak na służbę zdrowia. Mam już wszystko za sobą. Lekarstwa w domu, tylko ze zdziwieniem patrzyłam na rachunek, prawie wszystko 100%! Ceny oczywiście bardzo podwyższyły rachunek. Jak tak dalej pójdzie, to nie będzie lekko, a czas działa zdecydowanie na moją niekorzyść.
Wczoraj znienacka zawitał przedstawiciel energetyki. Przyszedł nie proszony i nie zapowiedziany. Założył nowy licznik i poszedł, ale nie wiem czy to jest w porządku. On co prawda usprawiedliwiał swój zakład, gdyż przy okazji sprawdzają czystość czynów i intencji odbiorców prądu. Ja jednak nie czułam się dobrze. Skąd ja mam u licha wiedzieć kto puka do moich drzwi. Jestem w domu sam i mam prawo chyba czuć się bezpiecznie. Osobiście nie kradnę prądu, nie przestawiam liczników, nie podłączyłam a raczej nie obeszłam licznika, dlaczego więc jestem tak traktowana?!

 
Facebook "Lubię to"
 
Motto strony
 
„Pamiętaj, że każdy wiek przynosi
nowe możliwości.
Daj z siebie wszystko – inaczej oszukujesz samego siebie.”
O nic cię nie poproszę - fasti
 
Nigdy się nie ukorzę
o nic cię nie poproszę
zamknę słowa na klucz
wymyję w zimnej rosie
wierszyk jakiś napiszę
życie sobie osłodzę
ukradnę słowa sowie
wiatr pogonię w ogrodzie
nie będę już wiedziała
o wszystkich dylematach
miłości niespełnionej
uczuciach do końca świata
A kiedy czasem nocą
poszukam złudnych cieni
perliście zalśni rosa
na zimnym skrawku ziemi
i wtedy moje serce
w atramentowej toni
odszuka twoje myśli
i z bólem je dogoni
bo jesteś mym marzeniem
i będziesz do końca świata
w Różowej Księdze Uczuć
zapisanym tego lata
Bezsenność
 
w ciemnej ciszy nocy
kroczy cicho zegar
wybija wspomnienia
i czasu przestrzega

srebrny blask księżyca
o tarczę się oparł
oświetlił wskazówki
i wszystko zamotał

czyjeś smutne oczy
wpatrzone w mrok nocy
śledzą czasu przebieg
bezsenności dotyk
Sposób na samotność
 
Wymyśliłam sobie ciebie
W noc bezsenną o poranku,
Gdy uparcie w okno moje
Zerkał księżyc, bard kochanków.

Wymyśliłam sobie ciebie,
Gdyż ma dusza poraniona
Nadawała ciągle sygnał
„Skrzynka żalów przepełniona.”

Wymyśliłam ciebie sobie
Od początku, aż do końca.
Wiem, że nigdy cię nie spotkam,
Muza tylko struny trąca.
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja