czerwiec 2012 - 2021
30 czerwca 2021
Kończy się czerwiec i przesłanie dla wszystkich. Oto nasze pragnienia.

29 czerwca 2021
Lubię zapachy lata, takie intensywne i zniewalające. Pachniały dzikie róże rosnące na skwerkach, akacje, teraz lipa roztacza swoją woń. Pachnie także ligustr. Jego zapach roznosi się daleko poza  żywopłot. Pachną łąki i zboża na polach. To dobra strona lata, upały są trochę męczące. Starzy ludzie dosyć trudno je znoszą. Najlepiej spędzać czas w zacienionym, przewiewnym miejscu. Mój balkon już od godzin południowych nadaje się do tego doskonale. Lubię siąść na fotelu z dobrą książką w ręku i napawać się urokami lata, póki jest.
Przykro mi, że wczoraj tak niepochlebnie napisałam o śwince na balkonie. Właściciele świnki o imieniu Nuna podjęli decyzję, wyprowadzą się do domu pod Bydgoszczą i swoją ulubienicę zabiorą ze sobą.  Lepiej jej będzie na podwórku. To słuszna decyzja. Sąsiedzi odetchną, gdyż nie wydaje mi się, aby podnosili larum, gdyby Nuna nie dawała o sobie znać swoim zapachem. Każdy ma prawo mieć swoje ulubione zwierzątko, ale inni nie muszą być tym zachwyceni. Pani Simona Kossak miała udomowionego dzika! W takiej sytuacji świnka to przyjazne zwierzątko. 


28 czerwca 2021
Mój balkon już znacie. Hoduję kwiatki ze zmiennym powodzeniem, ale jakoś sobie radzę. Przyznaję, suszę także pranie, ale na suszarkach, których nie widać z zewnątrz. Schnie naprawdę szybko. Lubię sobie posiedzieć na balkonie, poczytać, popatrzeć na świat, porozwiązywać krzyżówki. Myślę, że mieszczę się w przyjętych normach. Są jednak ludzie, którzy balkon czy taras wykrzystują do hodowli warzyw. Mają prawo, ale niekiedy sami sobie utrudniają życie. Hodują pomidory, sałatę, a nawet dynię. Miejsce jest zupełnie zajęte. Ta pasja utrudnia życie chorej matce właścicieli, która nie mieści się już wśród skrzynek i trzeba z nią na spacer wychodzić do parku – nie chodzi, siedzi na wózku. Wyjście do parku bardzo polecane, ale ona chciałaby tak na dłużej na tarasie sobie posiedzieć, podrzemać, jak to stary człowiek, a nie może. Warzywa są ważniejsze.
Są jeszcze drastyczniejsze przypadki, na balkonie przebywa w mieście B. świnka. Nie ma siły na właściciela, a ludzie się skarżą. Może właściciele chcą być oryginalni, a może od kogoś dostali malutką świnkę i teraz, kiedy urosła nie wiedzą co z nią zrobić?!  Świnia, to świnia, swoje zwyczaje ma i jej sąsiedztwo była uciążliwe ze względu na zapachy. Zwrócono się z tą sprawą do prasy, aby świnia zyskała rozgłos i znalazł się nareszcie ktoś, kto problem rozwiąże. Świnia to inteligentne zwierzątko i ja nie mam nic przeciwko świni, ale ona powinna przebywać w swojej zagrodzie, no może w domku z ogrodem, gdy już tak musi być, ale na balkonie? Świnie powinny być rejestrowane ze względu na szerzące się choroby, a ta samopas. Powiem szczerze, nie chciałabym takiego sąsiedztwa, na balkonie chcemy mieć możliwość oddychania zapachem kwiatów, a nie świńskimi odchodami.
https://bydgoszcz.wyborcza.pl/bydgoszcz/7,48722,27249723,swinia-na-balkonie-bloku-w-bydgoszczy-mieszka-tu-od-dawna.html

27 czerwca 2021
Starożytna mądrość: Początek kłótni jest jak przerwanie tamy — zaniechaj tego, zanim wybuchnie spór.
Takie mam przesłanie na dzisiaj w mojej poczcie. To chyba mądra maksyma. Problemem jest jednak to, że nie ze wszystkimi ma się ochotę kłócić. Moja domowa psychologia podsuwa mi takie rozwinięcie tematu. Musi nam na kimś zależeć, aby podejmować z nim kłótnię. Ja jestem człowiekiem spokojnym i unikam konfliktów. Co zrobić jednak, gdy inni kłótnię prowokują, lub postępują w sposób, którego w żaden sposób nie można zaakceptować. Są różne wyjścia ;
- podjąć próbę wyjaśnienia sprawy, co często kończy się kłótnią, gdyż osoba winna broni się jak zwierz w matni, otoczony niespodziewanie przez myśliwych, 
- dać sobie spokój i przejść obok tego w milczeniu dusząc wszystko w swoim wnętrzu, co owocuje nerwicą,
no i wyjście ostateczne
– odejść w milczeniu chyba niewiele tracąc, gdyż człowiek nieuczciwy zatruć może życie na zawsze.
Wniosek wynika z tego jeden – sami decydujemy o tym, z jakimi ludźmi żyjemy. Wiem, wiem, niekiedy nie ma wyjścia. Przecież są na ziemi ludzie szczęśliwi, a może umiejący być ludźmi szczęśliwymi - tak postępują, że ktoś nie ma serca ich zranić. Kto to tam wie?!
Ja się czuję bardzo szczęśliwa, oto ja z córką na wczorajszym rajdzie kończącym likwidację reliktów przeszłości przed fontanną dającą ochłodę. Co prawda musiałam poczekać, gdyż słowa - dzisiaj nie mogę, ale w sobotę pojedziemy i wszystko załatwimy padły - znacie to, prawda? Młodzi ludzie są teraz naprawdę zapracowani, a starzy potrafią czekać, co zresztą innego mają do roboty.   



26 czerwca 2021
Ludzie wymyślają ciągle jakieś nowe trendy w modzie, mebli domowych także. Kiedyś ozdobne, gięte, złocone, później prostota i oszczędność stylu, teraz wymyślono meble ze starego drewna. Im bardziej stare, tym bardziej pożądane. Moja córka przysłała mi zdjęcie stołu, to ostatni nabytek, który mnie trochę zszokował. Podobno wszystko jest wyszlifowane i dopasowane, ale dla mnie „dziurawe”. Mam się zachwycić nową stylistyką. Każdy może mieć swoje zdanie na ten temat, jej prawo mieć meble w domu takie, jakie chce mieć, „z duszą”, tak to określiła.
Ja wolę meble bez duszy, ale za to funkcjonalne. Energia zgromadzona w starych przedmiotach mnie obezwładnia i dlatego nic starego w domu nie postawię, nawet gdyby to był najpiękniejszy antyk! Należę do pokolenia, które kupowało meblościanki, gdyż taka była moda. Nic innego nie było w sklepach. Meblościanka zajmowała dużo miejsca, nie była pakowna, ale być musiała. Na szczęście mamy to już za sobą. Jakieś meble w domu być muszą. Jesteśmy trochę niewolnikami mody. Oto moja nowa aranżacja pokoju, półki w różnych konfiguracjach. Póła w pionie, półka w poziomie, nie zajmuje dużo miejsca, a energią obdarowuję ją ja. Stawiam ostatnio na kwiaty, właśnie takie energetyczne i oczyszczające wnętrze. Każdy w swoim mieszkaniu musi się czuć dobrze, to jest ważne, w końcu spędzamy tutaj większość czasu. 


25 czerwca 2021
Wczoraj byłam na bazarku. Chodzę tam prawie codziennie. Owoce i warzywa bywają świeże - nie zawsze, ale przeważnie. Problem w tym, że płaci się gotówką i trzeba ją mieć w kieszeni. Mam blisko, to chodzę. Przemykam więc między stoiskami, porównuję, wybieram, kupuję, co mi jest potrzebne. Nagłe poruszenie kupujących odciąga mnie od kramów. Środkiem kroczy postać barwna jak rajski ptak, w turbanie lub jakimś zawoju na głowie, suknia to jakiś patchwork, ona roześmiana, rozgadana, zaczepiająca ludzi. Coś jest nie tak! Sprzedawczynie wymieniają pomiędzy sobą uwagi, widocznie ją znają – Chyba znowu jej się pogorszyło! – mówi jedna z nich z wyraźną troską w głosie. To chyba znana osoba, ale ja nie wiem, o kogo chodzi. Odbiega od normy, to fakt. Choroby psychiczne to problem ludzkości od wieków. Sięgnęłam do internetu.
Zaczytałam się o dwubiegunowej chorobie Wojciecha Młynarskiego, o której opowiada jego siostra. Cóż począć, takie choroby mogą dotknąć każdego, a szczególnie ludzi sztuki. Powołam się na autorytety psychiatrii:
Choroba afektywna dwubiegunowa (ChAD) objawia się występowaniem naprzemiennie epizodów depresji i manii, rozdzielonych okresami remisji.
Sylvia Plath, która popełniła samobójstwo, cierpiała na chorobę afektywną dwubiegunową. Fragment wiersza pt. Księżyc i cis.
Oto jest światło myśli, zimne, planetarne.
Drzewa myśli są czarne, a światło niebieskie.
Trawy smutki swe składają u stóp Bogu,
kłując mnie w kostki szepczą o pokorze.

Biografie wielu wybitnych twórców pokazują, że cierpieli oni na zaburzenia dwubiegunowe. Twórczy szał łączył się nierozerwalnie z depresją, wielkie uniesienie z rozpaczą.
- Dziś, na podstawie badań, ponad wszelką wątpliwość wiemy, że kreatywność, geniusz, wiążą się z szaleństwem - mówi prof. Aleksander Araszkiewicz, kierownik Katedry Psychiatrii Collegium Medicum im. Ludwika Rydygiera w Bydgoszczy Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. - Analizy biografii wielkich malarzy, poetów, pisarzy potwierdzają, że bardzo często borykali się oni z chorobą afektywną dwubiegunową. Oczywiście nie można powiedzieć, że każdy wybitny artysta był chory psychicznie. Ale jest ich wyraźna nadreprezentacja wśród badanych.
Mozart, Beethoven, jak również Van Gogh cierpieli na depresję maniakalną. Lista jest o wiele dłuższa. Jerzy Kosiński, Stanisław Witkiewicz, Ernrest Hemingway, Jimi Hendrix, Janice Joplin, Marilyn Monroe, Virginia Woolf, Mark Rothko - wszyscy oni, najpewniej w wyniku zaburzeń psychicznych, popełnili samobójstwo.
Jedną z pierwszych osób prowadzących badania na ten temat była profesor Nancy Andreasen z Uniwersytetu w Iowa (Stany Zjednoczone). Przez 15 lat obserwowała 30 znanych pisarzy. W 1974 roku stwierdziła, iż u 80 procent z nich wystąpiły objawy zaburzeń afektywnych, a u niemal połowy (w porównaniu z 10 proc. osób z grupy kontrolnej niebędących artystami) rozpoznała chorobę dwubiegunową.
Skłonność do podejmowania ryzyka, wiara, że wszystko zależy ode mnie, wszystko mi się uda, jest charakterystyczne dla choroby dwubiegunowej - dodaje.
Kiedy poecie Rainerowi Maria Rilkemu proponowano psychoanalizę, nie zgodził się: - Nie odbierajcie mi moich demonów, bo z nimi odejdą również anioły - mówił.
Może to oznacza po prostu bycie bardziej wrażliwym, dostrzeganie tego, czego nie mogą poczuć i zobaczyć inni? Może każdy jest trochę zwariowany? Mniej lub bardziej normalny?


24 czerwca 2021
Wczorajszy mecz Polski ze Szwecją trzymał w napięciu. Ta pierwsza bramka była wielkim zaskoczeniem, a później cud dwóch bramek, i ta końcowa, wbita nam przez Szwedów, była wielkim rozczarowaniem. Oni nic nie zyskali, my straciliśmy wszystko. Może i dobrze, nie będę przeżywała strachu o naszych. Reszta rozgrywek mnie nie obchodzi. Wystarczy mi wynik.
W trakcie rozmówek bazarkowo-zbliżeniowych, w takiej pogwarce – co słychać – dowiedziałam się, że pewna pani namiętnie ogląda z mężem mecze, ale nie lubi Lewandowskiego, gdyż jest zbyt bogaty! Wbiło mnie w ziemię. Ja rozumiem, że z jej finansami może być kiepsko, ale aby zazdrościć komuś powodzenia popartego ciężką pracą, tego już pojąć nie mogę. Kto komu broni być Lewym?! Mentalność ludzka ma naprawdę różne poziomy.
Tej pani radziłabym mieć w domu roślinę doniczkową zwaną drzewkiem szczęścia. Może to by coś pomogło. „Grubosz, potocznie nazywany drzewkiem szczęścia, zyskał popularność jako roślina zapewniająca sukcesy i pomyślność.” https://porady.interia.pl/choroby-i-leczenie/news-jakie-wlasciwosci-lecznicze-posiada-grubosz-drzewko-szczesci,nId,4984107
Ja mam roślinę w domu, na wszelki wypadek, bo to przecież także drzewko pieniędzy. Co kilka lat wsadzam nowe sadzonki, gdyż grubosz bardzo się rozrasta. Doświadczyłam także symbiozy ze mną, jako organizmem żywym, gdy bardzo źle się czułam, schylił się w doniczce, bałam się że to już koniec, grubosza i mnie. Teraz wszystko wróciło do normy, ja także. Oto mój grubosz, podobno zawiera arsen, ale przecież nie będę go jadła.


23 czerwca 2021

Dzisiaj Dzień Ojca. Najlepsze życzenia dla Ojców. To taka ważna postać w życiu rodziny. Jego podstawa w stosunku do żony i dzieci daje gwarancję szczęscia. Mój Ojciec, najlepszy z ojców, zostawił po sobie życzliwą pamięć. Nie żyje już trzydzieści lat, ale nawet we wspomnieniach wnuczek, kiedy o nim mówią, rozjaśniają się twarze. Na ukształtowanie postawy życiowej córek ojcowie mają wielki wpływ.
Tato, to dla Ciebie ta herbaciana róża. To rewanż za ofiarowaną mi na imieniny z prośbą, aby jej nie ścinać, gdyż jest taka piękna. Została w ogródku i była źródłem radości dla domowników. To była moja róża.
Czytam ostatnio „Odległe brzegi” Kristin Hannah. Książka traktuje o postawie głównej bohaterki, która, mimo że ma spokojne życie, nie czuje się szczęśliwa. Postawiła na rodzinę, dzieci wyfrunęły z gniazda, a ona pozostała z brakiem miłości, która z biegiem lat się ulotniła. Zaczęła uczęszczać na kursy „Kobiety bez pasji”, gdzie spotykała się z innymi kobietami osamotnionymi życiowo z różnych powodów. Chciały odnaleźć drogę dla siebie. Szukały swoich pasji, nigdy nieujawnionych z braku czasu. To wspaniałe przesłanie dla wszystkich kobiet. Trzeba odnaleźć w sobie to, co w nas drzemie i dać sobie szansę, aby to zrealizować. Nie dać sobie wmówić, że ty nie potrafisz, nie umiesz. Zrobisz tak jak będziesz umiała, ale dasz sobie szansę. Nie musisz być geniuszem, wystarczy, że będziesz twórcą swojego pokroju.
Dlaczego piszę o tym w Dniu Ojca? Otóż dlatego, że to opowieści mojego Ojca, jego zainteresowania i pamięć o lokalnych wydarzeniach historycznych popchnęły mnie do udokumentowania historii mojej rodzinnej miejscowości. Oczywiście mama też miała w tym swoją rolę, ale dzisiaj jest święto Ojca. Zbieranie materiałów do historii Miłkowic pochłonęły mnie bez reszty. Gdybym tak dzisiaj miała wybierać zawód, zajęłabym się właśnie tym, chociaż swoją pracę przecież  wykonywałam z miłością i poświęceniem.
Tato, wiem, że się uśmiechasz po drugiej stronie. Ciekawa jestem jak mnie przywitasz, gdy już będę tam, gdzie Ty teraz jesteś.


22 czerwca 2021
Nareszcie trochę chłodniej. Czekamy na burzę. Duchota jednak straszna. Oglądam moje kwiatki na balkonie i co dzień podejmuję walkę z innymi natrętami, a to ziemiórki, to znowu mrówki, a dzisiaj okryłam na liściu powoju jakieś białe kulki i pełno uwijających się wokół robaczków! Liść zerwałam. Robaczki pogrzebane. Wszystko, co daje radość, przynosi także problemy. Begonia trochę odżyła, ale ciężko jej będzie po tym "upalaniu" wrócić do równowagi.
  
Jestem zupełnie rozbita, skupiam się na pracach fizycznych, ziewam przejmująco i nie mogę dojść do siebie. Daleko już coś w przestworzach grzechocze, niebo szaro-sine. Ptaki nawet zamilkły. Zbliża się burza.


21 czerwca 2021
Zaczęłam tydzień od wizyty u reumatologa. Szłam wolniutko, gdyż obserwowałam ludzi idących ulicą. Same kobiety, gdzie są chłopcy? Ani jednej sztuki! Siedzą w domu, po co mają się przemęczać, to wygodna część społeczeństwa. Żartuję, ale coś w tym jest.
Zwróciła moją uwagę dziewczyna idąca tak pięknie, że chciało się patrzeć – ruchy energiczne, skoordynowane, płynne. Szyk i elegancja, jakiś dziki wdzięk, żar lejący się z nieba jej nie przeszkadzał. Inni szli, tak jak ja, krok za krokiem. Nogi popuchnięte, obolałe, zgięte do przodu, albo rozchodzące się na boki. Nawet młode osoby poruszały się w sposób powiedziałabym niechętny.
Obserwacja rzutowała na tempo mojego marszu. Spóźniłam się 3 minuty. Czekała już pani z dziewiątej dwadzieścia i udzieliła mi nagany, ja miałam termin ósma pięćdziesiąt. Powiedziała, że już weszła pani z dziewiątej. Wspaniałomyślnie zaproponowałam, żeby weszła teraz, mnie tak znowu na czasie nie zależy, ale uniosła się honorem i stwierdziła – Niech pani wchodzi. No to weszłam, gdy pacjentka wyszła. Nie ma o czym mówić, trzeba, będę się leczyć.
W drodze powrotnej odwiedziłam bazarek. Truskawek mnóstwo, wybierać, przebierać i spożywać, co też uczyniłam po powrocie do domu. Mała drzemka w taki upał była konieczna, muszę dać odetchnąć podstarzałemu organizmowi, a teraz będę porządkować szuflady. Przez porządek należy rozumieć usuwanie zbędnych dokumentów zalegających teczki i teczuszki. Wkładasz i zapominasz, że włożyłaś, i tak sobie leżą, niekiedy latami. Dzisiaj czystka dotknie wszystkie z minionych lat. Zostaną tylko aktualne i te ponadczasowe typu akt własności mieszkania… Radzę, zróbcie to, ktoś to przecież musi zrobić. Najtrudniejsza sprawa w tych radykalnych porządkach przychodzi wtedy, gdy coś jest jednak potrzebne, a już zostało zlikwidowane.


20 czerwca 2021
Wczorajszy dzień miałam zajęty do granic możliwości. Nie lubię takiego natłoku wydarzeń. Mnie zadawala cisza, spokój, kraina łagodności. Kiedy już wróciłam do domu siadłam przed telewizorem ze szklanicą wody miętowo-miodowej zaprawionej obficie cytryną i oglądałam w ciszy mojego wysprzątanego domu film w tv kultura o upartej bibliotekarce, która stwierdziła, że wśród książek nigdy nie grozi nam samotność. To taka półprawda, gdyż zawsze samotność pokazuje rogi, nie pomogą koty, kwiaty, książki, a nawet bractwo różańcowe. Potrzebni są osobiści mądrzy i mili ludzie.
Ciszę przerywały wiwaty, ryki i krzyki ulicy, ale film tak mnie wciągnął, że na nic nie zwracałam uwagi. Wiadomość w telefonie postawiła mnie na nogi – Mamo, oglądasz mecz? Mamy remis. Wszystko ustawiło się na swoim miejscu. A jednak to dzisiaj mecz, zupełnie zapomniałam. Włączyłam na powrót telewizor i wgapiałam się w pogoń za piłką naszej drużyny. Szczęście wielkie, że zremisowali. Hiszpania to nie jest przecież łatwy przeciwnik. Nie jestem fanką futbolu, ale jak świat tak się tym fascynuje, to ja też jakoś staram się nadążać. Nie lubię sportów wyczynowych, zbyt się denerwuję. Sport według mnie powinien służyć zdrowiu, a gdzie tu mówić o zdrowiu, kiedy zawodnik dostaje ataku serca na boisku, a jeszcze w takim upale, tego kopną, ten ma pęknięte wiązadło… Bez gry też się takie rzeczy zdarzają, ale to zupełnie coś innego.
Jak my te upały kochani seniorzy przetrzymamy? Duchota okropna. Moje begonie wczoraj się usmażyły w słońcu. Przestawiłam pod parasol, ale które kwiaty mam wystawić na słońce, przecież wszystkich nie osłonię. Dzisiaj wstałam o szóstej i o poranku posiedziałam w miłym chłodku na balkonie. Teraz już zaczyna dopiekać. Wszystkie rolety spuszczone, chodzi o to, aby mieszkanie się zbytnio nie nagrzało. Przecieranie na mokro podłogi też daje dobre efekty, zraszanie pomieszczeń wspomaga. Lepiej siedzieć w domu, niż w takie upały wybierać się na wycieczki. Działkowicze chyba spędzają czas w cieniu drzew, ja mam tylko balkon. Dobre i to, przecież są mieszkania bez balkonów. Z rozrzewnieniem wspominam ogródek babci, nadmorskie dzionki w chłodzie bryzy, leśne eskapady. Teraz już mnie to nie ciągnie, wolę zacisze mojego domu.




19 czerwca 2021
Całe życie pracujemy dla innych, nawet gdy nam się wydaje, że to inni dla nas pracują. Wszyscy sobie jesteśmy potrzebni. W pracach domowych radziłam sobie sama, to sporadyczne wypadki, gdy córkę prosiłam w tych sprawach o pomoc. Jednak wiek daje o sobie znać. Dzisiaj po raz pierwszy skorzystałam z odpłatnej pomocy przy myciu okien. Naprawdę nie czuję się już na siłach. Młoda, energiczna osoba uporała się z pracą przy myciu i wieszaniu firanek w dwie godziny. Okna są czyste, bieleją firanki, a ja czuję się zmęczona od patrzenia na jej pracę. Chyba już czas, aby okna przeszły w inne ręce. Moje nie są już do tego zdolne. Mycie okien to ciężka praca, mimo że udostępniłam tej pani elektryczną myjkę, to jednak trzeba wszystko przeciągnąć jeszcze raz, a to kosztuje trochę wysiłku. Wszystko kiedyś musi się wydarzyć pierwszy raz. Ja mam to już za sobą.
Sprzątaniem mieszkania zajmę się sama, powoli, dokładnie, z moją wrodzoną sumiennością do wieczora uporam się z pracą. Oj, staruszko, co będzie, gdy nawet na to nie będziesz miała siły?! To jest trudne do wyobrażenia, naprawdę.
Bogate, a może ubogie, słownictwo babci, zależy jak na to spojrzeć. Babcia się nie nadaje do naszego towarzystwa. Zamykam babci niewyparzoną gębusię. Dosyć!!!

Innowacyjna metoda sprzątania kuchni.



18 czerwca 2021
Życie nas niekiedy zachodzi od tyłu, tak jak spryciula wieloryb. Nigdy nie wiadomo, kto jest sprytniejszy i mądrzejszy. Później pozostaje tylko rechot zdziwienia.
"Turyści prawie przegapili moment swojego życia. Podczas obserwacji wielorybów wszyscy członkowie wyprawy skierowali obiektywy w jedną stronę, gdy tymczasem jeden przewrotny humbak "zaszedł ich od tyłu". Ten przezabawny moment uchwycił reżyser i fotograf Eric J. Smith."
Z ludźmi też tak jest. Mądrale podchodzą cię od tyłu, krytykują, równają z ziemią, a sami oprócz jadu nie prezentują sobą nic więcej. Ja zawsze odnoszę się do takich spraw z wyrozumiałością i staram się zrozumieć, co pcha ludzi do takich działań. Humbak zakpił sobie z obserwatorów sam ich obserwując. Rozumiał cel ich działania. Wiem, że zawsze za chęcią szkodzenia komuś, stoi własne niepowodzenie na jakimś polu. Współczuję serdecznie takim ludziom. Małostkowość to cecha maluczkich.
Co mnie obchodzi, że ktoś osiedla się w środku lasu w starej chatce? Chce, to mieszka, ja bym się zwyczajnie bała. Inny z upodobaniem słucha „siekanej” muzyczki disco polo? No i co mnie do tego, chce, to słucha. Ja mam wybór, słucham klasyki. Takie mam upodobanie i to mi sprawia przyjemność. Jeden słucha Radia Maryja, inny zagląda tylko na Onet. Przykładów jest wiele. Przyjmuję zasadę, robię to, na co mam ochotę. Jestem już w takim wieku, że nie muszę wygłaszać okolicznościowych przemówień na apelu ku czci, czy mi się to podoba, czy nie. Jestem wolnym człowiekiem tak jak humbak, mogę obserwować z boku to, co innym wydaje się celem działania. Jakie to piękne być emerytem, jeść truskawki na ukwieconym balkonie i nic nie musieć. Przez dwa tygodnie słodyczy mam nie ruszać, przebadają mnie powtórnie i zapadnie decyzja, co dalej. To jest pewne ograniczenie, ale przecież świat na tym się nie kończy. Jestem staruszkowatym humbakiem i uśmiecham się półgębkiem obserwując świat zza ronda kapelusza, który znowu wrócił do łask z racji upałów.


17 czerwca 2021
Świat idzie z postępem. Teraz wyniki badań laboratoryjnych można sobie obejrzeć w internecie. Myślę, że to dobre rozwiązanie. Po co mi „fura” papierzysk zalegających szuflady. Wyniki mam nienajgorsze, ale mam też nadmiar niektórych elementów budulcowych trzymających moje ciało przy życiu. Zaszalałam dzisiaj z wyrobami cukierniczymi, hulaj dusza, jutro idę do lekarza i usłyszę, jaka to muszę być wstrzemięźliwa. No trudno, jak będę musiała, to będę, ale dzisiejszy smak słodyczy zachowam na długo.
Szaleństwom dzisiaj nie ma końca. Wystawiłam resztę książek do zabrania, chociaż będą miały nowego właściciela. Córka wydrukowała mi podziękowanie dla tych, którzy chcieli je zabrać. Umieściłam je przy książkach finalizując sprawę. Zabieram się teraz za wszelakiej maści kasety, płyty i taśmy. Wszystko zapakuję do wora i wywieziemy na śmieci. Nie ma w czym tego odtwarzać i po co trzymać. Następnie pod nóż pójdą dokumenty, wyniki badań i inne papierzyska. Będę czysta jak niemowlę, nieobciążona przeszłością. Ktoś to zrobić musi, niech to będę ja.
Mam jednak satysfakcję życiową. Zakupiłam krzyżówki Technopolu, niby jolki, ale rozwiązuje się tak pięknie, że jako staruszka mogę plasować się w czołówce. To nie Rozrywka, gdzie trzeba sobie niekiedy łamać głowisię, tutaj lekko, łatwo i przyjemnie. To jest właściwa droga dowartościowania ludzi. Pozdrawiam serdecznie.


16 czerwca 2021
Wracam do normalności, a może codzienności?! Spać nie można, jeść i pić nie można, no to co mam robić? Idę do przychodni na ósmą. Nowa odsłona kwietna, może to mnie wspomoże. Miejsce fotela bez zbędnych poduszek, ma być widoczny fotel prawie legowiskowy.

Czy są lepsze i gorsze miejsca w domu, gdzie możemy czuć się gorzej lub lepiej? Niewątpliwie tak. Mebel, który mnie zawsze przyciąga, nie tylko mnie, ale także koty sypiające z na nim z upodobaniem, także gości. Jest wygodny, przestrzenny i wtulający. Siadam na nim gdziekolwiek by stał i nie mam zamiaru się go pozbywać.
Wczorajszy wieczór zastany ciszą - mecze mnie nie rajcują, przegrana Polski wręcz mnie odstręcza – wbił mnie w fotel. Zapatrzona na monumentalny spokój drzew i liści owianych zachodem słońca odbijającym się w oknach sąsiedniego bloku, czułam, że szara godzina zasysa mnie w szarą wieczorną dziurę i wciąga w siebie bez możliwości powrotu… To było kojące, ale i trochę przerażające. Staruszka zawieszona w szarości znikającej światłości dnia! Obejrzałabym sobie wszystko z innej perspektywy.
Boję się, dzisiaj o ósmej mam stawić się w przychodni w celu pobrania krwi. To zawsze pociąga za sobą jakieś przykre następstwa, jak nie fizyczne, to medyczne. Bez przyczyny człowieka tam nie wpychają. Nie śpię już od wczesnego świtu. Wyszłam nawet na balkon, ale tam jest bardzo rześko i wolę na ranek spoglądać zza okiennych szyb. Podobno wszyscy po czterdziestce przejdą takie badania w celach zapobiegawczych chorobom, i oczywiście w celu ich wykrywania. Lekarze rodzinni będą mieli urwanie głowy.
Wracając do lepszych i gorszych miejsc w mieszkaniu. Kot wyczuwa cieki wodne. Lubi tam spać, ale my ludzie, czujemy się w takich miejscach źle. Ustawiłam komputer w miejscu, gdzie nie dociera słońce, i to jest dobra strona tego przedsięwzięcia, ale mnie do komputera teraz nie ciągnie. Nawet pasjanse nie chcą się układać jak należy. Może to i dobrze, w końcu życia nikt nie spędza przed monitorem, a jednak czegoś szkoda. Muszę się zaprzyjaźnić z nowym miejscem. Kot wyczuwa, to ja też mogę zamienić się w radiestetę. Jak coś nie będzie grało, położę miedziane przedmioty. Na szczęście nie mam w komputerze tajnych danych, mogę więc spać spokojnie. Gorzej z Michałem Dworczykiem. Podobno hakerzy przejęli dokumenty służbowe mogące być „wykorzystane do wyrządzenia szkody bezpieczeństwu narodowemu RP”. A niech to! Teraz zrobiła się afera na szczeblu państwowym. Nie wiadomo, co jeszcze ujawnią. Mało to mamy zmartwień, to jeszcze to dochodzi.


15 czerwca 2021
Dzisiaj upał zelżał. Wczesnym rankiem wyprawiłam się na bazarek, na pocztę, do apteki, wszędzie tam, gdzie „interesa” mają do załatwienia staruszki. Po raz pierwszy w życiu zaginęła przesyłka, którą wysłałam do córki z nasionkami owianymi sentymentem. Nie doszła. Ponowiłam próbę i zobaczymy jaki będzie efekt.
Wyszłam z domu bez strachu, że ktoś przemknie się drzwiami na korytarz. Fifunia ma już nowy domek. Dostała się w dobre ręce. Czekano na nią ponad miesiąc. Kiedy już uwolniona od wszystkich dolegliwości spowodowanych nadmiernym temperamentem miała wczoraj zostać dowieziona na miejsce, urządziła mi niezłą niespodziankę. Poszłam wynieść śmieci, oczywiście upewniwszy się najpierw gdzie znajduje się Fifi, wracam, a tu nikt mnie nie wita. Przerażona biegam po mieszkaniu, bo przecież to, że jednak mogła się wymknąć, zawsze mogło się zdarzyć, nawołuję imieniem, naszym umownym znakiem ci-ci-ci i nic. Cisza. Łzy już skapują po moim starczym obliczu, przerażenie powoduje gwałtowne bicie serca, nie wiem, co robić, kici nie ma! Obeszłam wszystkie zakamarki, kici nie ma. W końcu pojawia się rozespana i zdziwiona, że przerywam jej sjestę. Och, Boże, jak ja się ucieszyłam, że jest, że mruży te swoje ślipięta i łasi mi się do nóg. Nie wiem gdzie się ukryła, ale odnaleziony skarb miał wartość nieoszacowaną. W końcu pojechała, trafiła na mądrych ludzi, już oswaja się z nowym miejscem. Chyba ma większe wygody, niż u mnie.
Moja córka wczoraj dzwoni i przekazuje mi wszystkie informacje i dziękuje mi za to, że zajęłam się Fifi. To nie tak. Fifi podziękowała mi sama za opiekę stokrotnie, spojrzeniem, przytuleniem, opieką w czasie choroby, wspólnymi zabawami. To było prawdziwe podziękowanie i nikt więcej nie musi mi dziękować. Na tym kończę opowieść o Fifi, to już nie jest moja Fifi, teraz ma nowy dom i niech sobie też zasłuży na miłość i opiekę, to naprawdę cudowny kotek. Trzymaj się Fifi, ja nie jestem w stanie cię zapomnieć, ale chcę dla ciebie dobrego domu. Tak musi być malutki, kochany Fifilku.


14 czerwca 2021
Sama już nie wiem, czy lepiej mieć piękne wspomnienia, czy może obejść się bez czegoś i mieć święty spokój!? 
Dzisiaj u mnie nerwowo. Fifi o 19 jedzie do nowego domu. Przywróciłam w mieszkaniu pierwotny ład, aby wiedziała, że tak w domu też może być. Była bardzo zainteresowana. Nowe skupiska kabli wprowadzały ją w stan wielkiego podniecenia. Na siłę musiałam wyciągać ją, aby można było korzystać z dobrodziejstw kultury. Niezadowolenie w sposób widoczny malowało się na jej kociej twarzyczce. Starałam się odciągnąć uwagę Fifi od telewizora, ale i tak dwa razy wyciągnęła przewód łączący z UPC. Wolałam już nosić ją na rękach, aby obejrzeć do końca film. Noc była wspólnym wspomaganiem się w dojściu do drzemki lub snu, jak tam kto woli. Dzisiaj upał niemiłosierny, no może będzie jeszcze większy, ale Jej Wysokość znużona wielce zasnęła i jest teraz trochę spokoju. Zrobiłam zakupy w pobliskim sklepie, piorę już drugi wsad. Wszystko schnie migiem, a ja usiadłam do komputera, i mimo, że ziewam niemiłosiernie, staram się przekazać moje doznania w relacji malutki kociak i ja, staruszka, która nie chce go zostawić u siebie, aby mógł zyskać dom na stałe. Ze mną to już tylko obrąbki życia, nie będzie inaczej.
Budzimy się i zaczynamy deptać.
   
Myślę, że powinniśmy się cieszyć tym, co mamy. Przez miesiąc miałam tyle atrakcji emocjonalnych, tyle radości, gdy mały sowizdrzał robił, co chciał, i tylko z boku spoglądał, jak na to zareaguję. Nie ma co rozpaczać, przechylać życie na swoją stronę, trzeba też widzieć drogę innego osobnika, jego możliwości życiowe. Kocham tego małego brzdąca i kiedy spojrzy na mnie swoimi pięknymi oczętami, mięknę w jednej chwili. Dobrze Fifuniu, że chociaż trochę u mnie byłaś. Byłaś radością, a to jest najważniejsze.


13 czerwca 2021

Niedzielny ranek snuje się jak cień. Fifi śpi ukojona słonecznym blaskiem, a ja czytam sobie o Edwardzie Gierku i Stanisławie, jego małżonce do dni ostatnich. Zmobilizowała mnie do tego wiadomość, że będzie film o ich życiu i poczynaniach. Trudno o Gierku mówić źle, o jego żonie też, mimo, że pełniąc rolę pierwszej damy, która wyszła z cienia męża, naraziła się na wiele krzywdzących plotek. Polska miała długi, a teraz nie ma? Oby tak się nie skończyło jak z Gierkiem, nawet polską emeryturę mu zabrali!
Gierek to naprawdę przystojny mężczyzna, żona to taka zwykła żona do gotowania obiadów i dbania o męża, ale musiała sobie poradzić ze światowym życiem. Mąż bardzo ją szanował, liczył się z jej zdaniem, a to chyba wiele mówi o związku. Ciekawa jestem, co pokażą nam w filmie. Pójdę ko kina, chyba będzie już można.
Pierwsze damy mają trudną rolę do spełnienia. Dużo też zależy od pozycji męża. Mnie osobiście najbardziej podobali się Kwaśniewscy – zgodne stadło, odpowiednia prezencja i co najważniejsze, prezydent który miał swoje zdanie i był prezydentem wszystkich Polaków.


12 czerwca 2021

- Kot potrafi swoim nosem zaobserwować u swojego właściciela pojawiające się ewentualnie objawy ciężkiego stanu zdrowotnego. Wykrywanie chorób przez koty to jedna z ich zalet, o których czasami zapominamy.
Twój kot uważa, że jesteś częścią jego życia i musi się Tobą zająć – tak, jak zająłby się sobą. Dlatego, gdy tylko zauważy, że cierpisz z powodu zranienia lub choroby, będzie próbował się kłaść na bolących miejscach, będzie mruczeć i tulić dla Ciebie – będzie próbował Cię ogrzać i zrelaksować, bo to najlepsze, co może dla Ciebie zrobić.
Takie zachowanie może świadczyć po prostu o tym, że Twój kot bardzo Cię kocha i chce się zwyczajnie poprzytulać, ale może też próbować dać Ci do zrozumienia, że w Twoim organizmie rozwija się choroba.
To wiadomości z internetu, które i ja miałam okazję doświadczyć.
- Od kiedy mam do czynienia z Fifi moje ciśnienie nie stwarza problemów, jest w normie. Sam kontakt z sierścią kota, głaskanie i przytulanie tego miłego zwierzątka spowodowało takie zmiany. Oczywiście biorę leki, ale kiedyś brałam, a i tak miałam kłopoty.
- Była taka noc, kiedy ból nie dawał mi spać. Moja Fifunia nie odstępowała mnie na krok, spała ze mną, mruczała i przytulała się. Nie wiedziałam, co się dzieje, ale widocznie starała mi się pomóc, tak jak umiała. Całą noc było przy mnie. Kiedy ból minął, oczywiście z udziałem leków, Fifi wyniosła się na następne noce z mojego łóżka. Co prawda śpi w tym samym pokoju, ale nie zawsze, i już nie szuka takiego bliskiego kontaktu. Mamy teraz rozdzielność łoża, i dobrze. Ona odpoczywa tak jak chce, a ja mogę spać spokojniej. To naprawdę nie wymysły, koty wyczuwają choroby. Mam na to więcej przykładów, ale teraz mówimy o Fifi.
Dom, do którego uda się kotek, szykuje się i zabezpiecza na jej przyjęcie. Bardzo się zżyłam z Fifunią, pomogłyśmy sobie wzajemnie najlepiej jak umiałyśmy, mój czas dobiega końca, a ona potrzebuje domu na stałe. Te jej ufne i szczere oczęta, kładzenie łapki na moich ustach i twarzy, to takie miłe gesty. Bywa, że po takich głaskach, Fifi nagle zaczyna podgryzać, nie raniąc, ale okazując w ten sposób swoją miłość. Ja też się staram, bardzo się staram, aby Fifuni niczego nie brakowało. Wniosła ta kocia piękność wiele kolorytu do mojego życia.


11 czerwca 2021
Nikt mi nie zarzuci, że nie jestem wierną przyjaciółką i towarzyszką zabaw mojej opiekunki! Staram się z całego kociego serduszka być zawsze przy niej, chodzę za nią krok w krok, nawet niekiedy narażam się na lekkie przydepnięcie moich łapek, gdy nie spodziewa się, że mogę być przy niej, gdyż zostawiła mnie śpiącą jak kamień na ¾ łóżka, ale ja się zrywam i pędzę jak na złamanie karku, byle tylko nie została sama. Wskakuję na stół, już potrafię to zrobić, i spoglądam na jej poczynania w kuchni. Niekiedy skosztuję czegoś innego niż jedzenie z puszek. Ostatnio jadam mięso z kurczaka ugotowanego bez soli i przypraw. Smakuje mi bardziej niż to, co do tej pory jadałam.
Zabawy teraz wymyślam już sama. Przecież nie jestem jakąś gapowatą kotką, ale bystrym stworzonkiem próbującym dostać się w każdy zakamarek i wyciągnąć z tego praktyczne wnioski, a to zza serwantki wysuwam łapki, to chodzę po krawędzi ekranu telewizora, obsługuję też komputer przebiegając szybciutko po klawiaturze i burząc zapisany tekst… Z takim ślicznym kotkiem jak ja trzeba się bawić, a nie robić coś, co dla mnie nie ma znaczenia.
Bardzo pomagałam H. kiedy porządkowała książki, wyrywała strony z wpisami dla jej córek ze szkoły. Tyle lat trzymała te książki, a teraz dziewczyny wzięły tylko te tytułowe kartki, a książki wyniosłyśmy i daliśmy je ludziom, którzy chcieli je wziąć. Rozłożyłyśmy wszystko na skrzynkach pocztowych i wziął je sobie, kto chciał, nie tylko te, ale także wiele innych. Mnie tam nie zależy na tym, kto brał, ja tylko utrzymywałam porządek przy pracy.
Teraz zasnęłam na krawędzi półki, aby tylko być bliżej mojej opiekunki, która robi to, co ja chcę, taka jest jej rola. Chciałam się odwrócić na tym skrawku, jaki zajęłam, aby wszystko lepiej widzieć i spadłam. H. wzięła mnie pod brzuszek i przeniosła na moje miejsce do spania. Zgodziłam się, gdyż oczęta zamykały mi się ze zmęczenia. Ja nie mogę zrozumieć, że ludzie nie mogą spać, koty zawsze mogą. Jak już się prześpię, to zabiorę się do działania, tyle jeszcze rzeczy jest do zrobienia. Bierzcie ze mnie przykład, w życiu zawsze trzeba się tak ustawić, aby żyło się wygodnie. H. wyszła na chwilkę, a ja zaraz ułożyłam się na fotelu przy komputerze. Jak wróci, to ja się przeniosę na miejsce, gdzie świeci słońce. Lubię ciepełko. Niech jej się wydaje, że ona też coś ma do powiedzienia, he, he. 


10 czerwca 2021

Wczoraj pojechałam odebrać wyniki prześwietlenia, nie ma się czym cieszyć, ale o tym jutro, dzisiaj chcę się zanurzyć w mdląco-kuszącym zapachu akacji, którym obdarowało mnie miasto B. Snuł się zapach akacjowy za mną na każdym skwerku, w parku i gdzie się tam jeszcze dało. Dla mnie akacje już na zawsze pachną wakacjami. W którymś tam roku rok szkolny zakończył się 5 czerwca. Nie pamiętam już dlaczego, ale zjechaliśmy do Miłkowic wcześniej niż zwykle i wtedy w czasie szczytu kwitnienia akacje pachniały tak upojnie i czarowały świeżymi pękami kwiatów. Droga wiodąca do rzeki, obrośnięta akacjami, wydawała się rajską doliną. Wyzwoleni z obowiązków, przemieszczaliśmy się szpalerem akacjowym kilka razy dziennie aby nacieszyć się wonią tak kuszącą - w południowym upale i wieczornym zagubieniu w księżycowym blasku. Takie mgnienia czasu otulone akacjowym czarem zostają w pamięci na zawsze.

Akacje
Julian Tuwim
Białe akacje tchną wonią opiłą
Pod nocą srebrno-modrą,
Jak gdyby innych kwiatów nie było
I wcale być nie mogło.

Te ciemne liście i białe kwiecie
Szelestnym szemrzą szeptem,
Jak gdybym żadnych głosów na świecie
Nie słyszał nigdy przedtem.

Tak przez gałęzie lśnią gwiezdne dale
I taki cichy ten wieczór,
Jak gdybym jeszcze nie kochał wcale
I tylko Ciebie przeczuł.


9 czerwca 2021

I co mi zrobisz, jak mnie złapiesz, przecież jestem już grzeczna – powiedziały oczka Hrabinki, gdyż tak się dzisiaj nazywa, gdy z naskoku zatrzymała się na taborecie służącym za podparcie dla moich obolałych nóg.
Rankiem, kiedy utartym zwyczajem przeniosłam się na kanapę, ze złości, jak jeszcze nigdy, pozrzucała na mnie wszystkie poduszki stojące na oparciu, a później przeniosła się na mój fotel od komputera i na szczęście zasnęła. Od rana ma małpi humor, wszystko do niej należy. Boję się, że nie oprą się jej co lżejsze meble. Niech sobie tylko czegoś znowu nie złamie! Siedzę przy komputerze, zerkam na to rozbrykane stworzenie, układam pasjansa za pasjansem, gdyż nie mogę się skupić na czymś innym, i czekam na finał tych szalonych harców. Nałożyłam do miseczki żarełka i mam nadzieję, że zmęczona i syta, zaśnie w jakimś swoim ulubionym miejscu, a ja będę mogła wyjść z domu.
Dzisiaj jest hrabinką, gdyż uważa, że świat do niej należy, może robić, co chce. Muszę się stąd wynosić, gdyż czeka na miejsce na fotelu, co wyraźni okazuje. Piszemy razem, a to nie zawsze dobrze wychodzi.


8 czerwca 2021
Fifi zmienia imiona często, zależnie od okoliczności. Dzisiaj naraziła mi się w nocy, wchodziła pod kołdrę i gryzła moje palce nóg. Ja już nie wiem, co temu kotu jeszcze przyjdzie do głowy! Jest więc Gryzunia, niech ma za swoje. Nie wiem jak ja się rozstanę z tym kotem, jest tak pełna uroku, niewypowiedzianego wdzięku i takiej słodkiej naiwności ale i uporu, robi, co chce, i już. Teraz śpi, a ja, nie ukrywam, też trochę się zdrzemnęłam. Poderwałam się, gdyż musiałam w końcu jakoś zmyć w kuchni podłogę, póki nie mam pomocnicy, gdyż uważa, że to świetna zabawa.

O mnie coś źle mówisz? To same łgarstwa i tyle. Muszę się przecież bawić, jestem malutka. 
Byłam dzisiaj na prześwietleniu mojej dłoni. Tumult w poczekalni, wszystkie zastarzałe choroby wymagają jednak rozliczeń medycznych. Mam to na szczęście już za sobą, jutro wyniki, znowu tam pojadę. Nurtuje mnie taki mały dylemat, nie od dzisiaj, nie mogę się z tym pogodzić, dlaczego nie znamy daty swojej śmierci?! Gdyby to trwało jeszcze rok, czy dwa, to po jakiego licha ja mam się leczyć, wszystko można wytrzymać, ale jak nie daj Boże dłużej, to to boskie dzieło stworzenia, zdegenerowane przez czas, trzeba by było utrzymać w jakim-takim stanie, gdyż na dłużą metę z defektami nie dałoby się żyć. Naprawdę nie wiem, czy długie życie to jest nagroda, czy kara? Czy to, że takie kocię otrzymałam na kilka tygodni, abyśmy bez siebie nie mogły wytrzymać nawet godziny, to szczęście, czy może też ukazanie życia w innej perspektywie? Nie wiesz co stracisz. Z kotami to ja naprawdę mam problem, lubię koty, nie chcę mieć kota, tęsknie za moimi kotami, nie chcę ich skazywać na samotność, gdybym odeszła nagle i niespodziewanie. Koty to zagwozdka, która mnie zniewala.
Zobaczyłam po drugiej stronie ulicy poletko maków, z daleka tak wyglądało, gdy podeszłam bliżej, nie wyglądało to już tak pięknie. Iluzja życia i tyle. 


7 czerwca 2021
Cierpliwości, temat mojej Fifuni wyczerpie się już w środę lub czwartek. Ma jechać do nowego domu. Jakoś tak dziwnie przycichła, boję się, że to czuje. Ja też coraz częściej o tym myślę. Wczoraj, kiedy już wszystko przygotowałam do snu i poszłam się myć do łazienki, Fifi czekała przed drzwiami, ale widocznie było już za długo i przeszła do sypialni, położyła się na środku łóżka i kiedy przyszłam, prezentowała się w całej, już prawie młodzieńczej, okazałości. Z trudem zmieściłyśmy się w łóżku, gdyż nie chciałam jej przeszkadzać w relaksie i zabrałam się za lekturę, co nie zostało dobrze przyjęte. Musiałam głaskać pod szyjką i drugą ręką przewracać kartki, w końcu jejmościanka się zdenerwowała i w wielkich susach przemierzała pokój. To był znak, że żąda zgaszenia światła i spędzenia nocy tak, jak należy, czyli w ciemności. Tak też uczyniłyśmy. Jakoś jednak o zaśnięciu nie było mowy, chodziła po mnie szukając najlepszego miejsca, udeptywała, kładła się obok i sapała mi do nosa… Jakoś jednak zasnęłyśmy.
Zupełnie odzwyczaiłam się od spania z kimś w łóżku i jest mi trudno się dostosować do wymagań chociażby kociego osobnika. Nie ma jednak co narzekać, Fifi wniosła do mojego życia tyle kolorytu, że tak naprawdę odmieniła moje życie. Nie jest ważne, co ja chcę, ważne jest tylko żeby ona była zadowolona. Chodzi teraz za mną krok w krok, śpi tylko tam, gdzie ja jestem. To miłe, że ktoś jest do człowieka tak przywiązany, ale to także zobowiązanie wobec takiej ufności we mnie.
Byłam dzisiaj w Obi, przygotowuję się do małych remontów i przy okazji kupiłam fuksję za dwa złote. Pełno przecen, chcą widocznie poupychać nadmiar roślin. Warto zajrzeć, ja więcej nie kupowałam, gdyż nie mam już gdzie stawiać. Fuksja była trochę oklapnięta, ale wstawiłam do garnka z wodą i doszła do siebie. Dawno juz fuksji nie miałam, trzeba czuwać, aby nie przesuszyć podłoża, gdyż zaraz "pada". Jest malutka, ale ma czas całe lato aby uróść. 



6 czerwca 2021

Radość serca służy zdrowiu; lecz przygnębiony duch ujmuje sił.
Tak dobrze nie ma, aby zawsze było dobrze, ale przecież mogłoby być gorzej i dlatego ciesz się z tego, co masz. Uf! Ta stara mądrość ma swój sens. Ja nie mam zamiaru smucić się, nie chcę być słaba. Dzisiaj wstałam o piątej rano! Tak zdecydowała Fifi, a z taką pięknotką się nie dyskutuje. Wyciągnęła wtyczkę od lamy z gniazdka i ja, bezbronna staruszka, nie wiedziałam, co się stało. Jak już się obudziłam, chciałam poczytać no i mała niespodzianka. Na szczęście sprawdziłam, co w trawie piszczy, i prześcignęłam małą psotnicę. W końcu przeniosłam się do pokoju, gdzie rezyduje Fifilka i role się odmieniły, ona zasnęła natychmiast w promieniach słońca, a ja czuwałam. Teraz śpi u moich nóg, taka wierna i oddana. Jak ja lubię takie poświęcenie.

Taką ma minkę Fifi, gdy wraca z balkonu. Uważam, że koty powinny mieć prawo wychodzenia na podwórko, łąkę , nawet na balkon czy taras. Ja nie mam zabezpieczenia na balkonie i dlatego tam nie może przebywać. Muszę ją nosić na rękach, aby nie skoczyła na dół. 
Dobrze, że jest tak przyjemnie ciepło. Wyszłam na balkon, mimo oporów Fifi zamkniętej w innym pokoju po powrocie do mieszkania. Podlałam kwiatki i chętnie bym tam została dłużej, ale popiskiwania mojej pupilki zmusiły mnie do powrotu. Poczytałam sobie o tym i owym, i podaję dalej prawdy, na które sama wpadłam. Aby pranie szybciej wyschło, należy je odwracać co pewien czas na drugą stronę, w zimie suszyć na mrozie, a nawet mniejsze gabarytowo włożyć do zamrażalnika. Nie śpij w majtkach, piżamę zmieniaj chociaż dwa razy w tygodniu, co tydzień pościel i pierz, pierz, pierz… Przeczytaj, jak patrzy facet na kobietę która mu się podoba? Nie przegap sygnałów! https://www.ofeminin.pl/swiat-kobiet/jak-patrzy-facet-na-kobiete-ktora-mu-sie-podoba-nie-przegap-sygnalow/p9rj704 Przecież za staruszkami też się niekiedy ktoś obejrzy, tylko nie zawsze staruszkom się to podoba. One chciałyby, aby się za nimi oglądali przystojni mężczyźni, tylko tacy patrzą budząc w sobie wspomnienie swojej babuni. Nie ma się co przejmować, mój kot na tymczasie mnie lubi i jawnie to okazuje. Czego chcieć więcej? Powrotu Tuska do polskiej polityki? Jak to zrobi, to popełni wielki błąd. Co prawda PiS już trzęsie portkami i opowiada o tym, co to by było, gdyby wrócił, widocznie mają obawy. Miłego dnia, warto cieszyć się życiem, aby nie osłabiać działania własnej wątroby. 




5 czerwca 2021

Od samego rana biegamy jak mrówki, ja i Fifi. Ja staram się wszystko ogarnąć, a ona roznieść po wszystkich kątach. Dzisiaj nawet odnalazła śliczną piłeczkę do ping-ponga, żółtą, i dlatego cenną. Niezbyt długo się nią nacieszyła, po kilku minutach gdzieś ją zagnała i znowu jej nie ma. Z takim żywiołowym kotkiem trudno mieć w domu ład i skład. Widać z jaką radością wita nowy dzień, uwielbia słońce. Nockę miałyśmy pełną odwiedzin kotunia w moim łóżku. Śpię snem głębokim, ale czuję jak wibrysy, czyli kocie wąsy, gładzą mnie po policzku! Zagarnęłam kociaka pod kołdrę i zasypiam jak kamień otaczając ramieniem przybysza, ale gdy się przebudziłam, miejsce było wolne, a ja miałam ścierpniętą rękę wykorzystaną jako tarczę ochronną, a kot spał w nogach łóżka! Zupełnie nie czułam, kiedy się wymknął. Rankiem, kiedy Fifunia była głodna, stała na dwóch nóżkach przy łóżku i tak się we mnie wpatrywała, że się obudziłam. Fifi, to mała rozrabiaka, ale bardzo subtelny i delikatny kotek.

Wczoraj moja córka zadeklarowała, że całe przedpołudnie poświęci dla mnie.

Proponowała spacer po Myślęcinku albo wyjazd do Ostromecka. Pomyślałam jednak, że ja mam potrzeby inwestycyjne i namówiłam ją do odwiedzin w sklepach, do parku zawsze zdążę iść. Kupiłam dwa kwietniki, gdyż planuję trochę przemieszczeń wewnątrz-pokojowych, a przy okazji dostałam od córki dwa kwiatki na balkon. Chciałam kupić sama, ale się uparła, że to będzie prezent, no to niech jej już będzie. Galerię też odwiedziłyśmy i kupiłam sobie spodnie na lato, które by mi się dopinały w pasie i przewiewną bawełnianą bluzkę w kolorze zbliżonym do spodni, teraz będę staruszką w kolorze green, ale chyba też grin, gdyż szeroko mogę się teraz uśmiechnąć, że mam to, co chciałam mieć.



4 czerwca 2021
Poszłam do lekarza ogólnego, albo rodzinnego, jakby go tam nie nazywać, przedstawiłam listę swoich niedomagań, jako staruszka, zbadał mnie i stwierdził, że nic szczególnego w moich płucach nie widzi, a przecież mam zadyszkę, gdy wchodzę po schodach, gdy się schylam, i zadał mi pytanie, które mnie trochę zszokowało:
- Czy pani przypadkiem nie przytyła ostatnio?
Zatkało mnie, kto to takie pytania zadaje staruszce!
- Przytyłam panie doktorze, dobrnęłam do osiemdziesięciu kilogramów – odrzekłam zgodnie z prawdą.
- To trzeba trochę, a nawet więcej niż trochę, schudnąć szanowna pani – podsumował dyskusję. Och, co za niedyskrecja medyczna! Dał mi skierowanie na badania dodatkowe. Zdziwiłam się trochę, że nie dał mi skierowania do ręki, tylko oznajmił, ze zadzwoni pielęgniarka i poda termin. Tak się też stało, ale to dopiero w połowie czerwca. Podobno jest taki natłok chętnych do badań laboratoryjnych, że w pięciu minutach przyjmują dwie osoby. Mam się stawić na czas, gdyż jak wypadnę z grafiku, to koniec, mogę się sama badać. Znowu całą noc nie będę spała z przejęcia.
Z chudnięciem jest problem. Już od wczoraj wprowadziłam rygor żywieniowy, trzy posiłki dziennie i basta. Jakoś się trzymam, ale nie wiem jak długo wytrwam. Spacery! Ja nie lubię chodzić na spacery, szczególnie sama. Aby to coś dało, trzeba iść żwawym krokiem, a tutaj upał, człowiek zipie ze zmęczenia, jakoś nieswojo się czuję, gdy taka umęczona pędzę ulicą. Lepiej już może ćwiczyć w domu. No nie ma rady, schudnąć trzeba, aby nie dyszeć jak stara lokomotywa.
Fifulka, moja malutka kocia pięknotka, jest taka sprawna, że skok z kanapy, przez oparcie krzesła i wylądowanie na fotelu, to dla niej żaden wyczyn. Teraz sobie upodobała wędrówkę po klawiaturze laptopa. Jak ja mam pisać?! Wczoraj szykowałyśmy książki do sprzedaży, a może likwidacji, zobaczymy, to obie tak się napracowałyśmy wzajemnie sobie pomagając, że mnie rozbolała głowa. Moją pomocnicę chyba też, gdyż zasnęła na parapecie okna. Jeszcze tylko następny tydzień będziemy z sobą, później panienka idzie do nowego domu. Martwię się, może nie poznają się na jej inteligencji i zaradności, sprycie i sprawności fizycznej. Dobrze by było, gdyby mogła wychodzić na podwórko. Tam by się czuła w swoim żywiole. Niechby jej się wszystko dobrze ułożyło, jest taka śliczna i zgrabna i miła, hollywoodzka kocia pięknotka.



3 czerwca 2021
Wczoraj zrobiłam interes życia, sprzedałam stare telefony i za uzyskane pieniądze zakupiłam kwiatki na balkon. Tak postanowiłam. Pozbyłam się zalegających szufladę staroci i mam nadzieję że postąpiłam słusznie,  kwiatki się rozrosną i upiększą balkon, na którym czuje się wspaniale. Drewno na podłodze to naprawdę doskonałe rozwiązanie. Nie wiem czy trwałe, ale ja nie będę martwiła się o przyszłość, dla mnie ważna jest teraźniejszość. Wszystkie kwiatki domowe "wyszły" na balkon. Ogrodniczka Fifi zbyt intensywnie zabrała się za ich pielęgnację i nie było rady. Stoją na parapetach, ale to nie jest dobre dla nich miejsce, u mnie słońce od wschodu daje o sobie znać. Rozłożyłam już parasol abyrośliny bardziej czułe na wysoką temperaturę ochronić.
Balkon w kwiatach, mam nadzieję, że w przyszłości tak będzie.
Prawa strona balkonu z kwietnikiem z drabinki wykombinowanym, lewa strona z groszkami pachnącymi - tak mnie naszło w tym roku, parapet z roślinami domowymi i poziomkami.
     
Widocznie przywlokłam z kwiatkami mrówki, gdyż zaczęły już się uwijać na półce, małe i czarne, takie jakieś dziwne. Na wszelki wypadek owinęłam doniczki papierowymi serwetkami nasączonymi octem. Mam nadzieję, że intruzów odstraszę. Podobno mrówki nie znoszą zapachu piołunu, wrotyczu, nagietka, lawendy, mięty, tymianku, majeranku, czosnku i pietruszki, ale skąd wezmę w jeden dzień takie rośliny?! Ocet też się sprawdził. Stałam rano na balkonie obserwując procesję Bożego Ciała wokół kościoła i zerkałam na kwiatki, mrówek nie widać, może więc poszukały lepszego miejsca.
Zorganizowanie procesji na tak małym terenie ma te dobre strony, że trwa krócej, ludzie nie przemieszczają się po całym osiedlu. Myślę, że proboszcz jest rozsądnym człowiekiem. Ja nie mam odwagi brać udziału w takich zgromadzeniach, ale jak ktoś się decyduje, to jego sprawa.



2 czerwca 2021

Każdy dźwiga na barkach swój krzyż i swoją misję dziejową. Co do tego to nie mam wątpliwości. Wczoraj stałam w kolejce, takie też się zdarzają niestety, obok mnie pani elokwentna i rozmowna, no może odwrotnie. Wypytała mnie o wiek, chyba miała nadzieję, że jestem starsza niż ona, ale okazało się, że mnie trochę prześcignęła w latach - nad moim wyglądem ostatnio też nie można przechodzić do porządku dziennego, coś tu nie gra - i dalejże dawać mi rady co robić, aby nie dać się wiekowi. Wysłuchałam, ale powiedziałam, że ja idę z duchem czasu i czego to ja nie dokonałam. Tak trochę z przekory. Trochę przygasła, ale się nie dawała uważając, że ona żyje pełną osiemdziesięcio-kilkuletnią piersią. Dałam za wygraną, gdyż miałam już dosyć stania, tym bardziej, że zaczęły się awantury z udziałem pakerów płci męskiej. Zrezygnowałam z kolejki i przypadkowego towarzystwa, ja nie mam siły ani ochoty na takie działania.
Sama mam też trochę przyciemnione sumienie. Starałam się przekonać starszą osobę, aby używały karty do płacenia w sklepie. Kartę miała, tylko jej nie uaktywniła. Jakoś dała się namówić, ale ja chciałam iść dalej. Chciałam pomóc, w końcu żyjemy w XXI wieku, prawda? Napotkałam jednak na zdecydowany opór. Pomyślałam sobie, Bóg z wami ludzie, nie chcecie, to nie, każdy nich idzie własnym torem, gdy będzie czuł potrzebę, sam się zgłosi i poprosi o pomoc, a jak nie, to też jego sprawa.
Tak samo jest w każdej dziedzinie życia. Jeden uprawia działkę z powodzeniem, drugi pomaga kotom, ktoś inny uprawia sporty… Najlepiej nikogo nie przekonywać do kierunku jego działań, nie oceniać, niech każdy robi to, co jest jego pasją, niech pomaga komu chce, niech leży do góry brzuchem, jak to lubi. Nic na siłę, to tylko może przysporzyć przykrości obu stronom.
 


1 czerwca 2021
Dzień Dziecka. W każdym z nas jest coś z dziecka, gdy potrafimy się cieszyć z drobiazgów, robić to, na co mamy ochotę, mówić prawdę bez ogródek, uśmiechać się za friko, i takie tam objawianie prawdy światu bez zamartwiania się, jakie to przyniesie konsekwencje. Nie mówię, że możemy to robić zawsze, ale w dzisiejszym dniu możemy sobie na to pozwolić.
Ja składam zawsze moim córkom życzenia, przecież dla mnie zawsze pozostaną moimi dziećmi. To już tyle lat, a ja tyle mam wspomnień z ich dzieciństwa, choć już niekiedy mylą mi się fakty i każdy widzi je inaczej, co nie przeszkadza, że miło się wspomina stare czasy.

 






Czerwiec 2012


1 czerwca 2012


Czerwiec Dniem Dziecka się zaczyna. W dorosłym człowieku też jest dziecko, ja widzę w moich dzieciach zawsze małe dziewczynki. To rodzi problemy, ale ja już nic na to nie poradzę. Przecież się staram.
Wszystkim małym dzieciom i dużym, które w dorosłych są i będą, życzę radości. Życie jest jakie jest i nie da się go przeżyć bez potknięć i błędów, które towarzyszą nam aż do starości, ale niech to będą błędy, które da się naprawić, a jak nie da się tego zrobić, to życzę odwagi, aby się pogodzić z potknięciami. Nikt nie jest doskonały - a kto nie chce się z tym pogodzić, staje się bojaźliwy i zależny. Trzeba być otwartym na to, co nowe, uczyć się przez całe życie. Radosnego dnia kochane dzieci!

 

2 czerwca 2012
Nie jestem wolna od pokus, walczę z sobą, zmagam się z pragnieniem, ale nie jest łatwo. Dostałam pralinki belgijskie o tak wybornym smaku, że wprost trudno to wypowiedzieć. Trzymam je w lodówce i walczę z sobą. Podchodzę, biorę jedną, wkładam do ust i czuję niebiańską rozkosz rozpływającej się w ustach czekolady. Jeszcze nie zdążę usiąść na fotelu, a już biegnę po następną. To jest katorga. Nie wiem już co lepsze, czy zjeść wszystkie i mieć święty spokój, czy katować się wydzieleniem sobie dziennej porcji. Ludzie są bez serca, wiedzą przecież że walczę z nadwagą, a zawsze znajdzie się ktoś, kto mnie uszczęśliwi. Jak ja mam schudnąć?! Siedzę przy komputerze i cały czas myślę, że została jeszcze jedna warstwa tego „kusicielstwa.”
Wczoraj obejrzałam film „Piętno”. Film bardzo przypadł mi do gustu. Chyba każdy jest w jakiś sposób napiętnowany. Główny bohater zaplątał się w miłość, która z racji jego wieku była ostatnią. Widocznie warto było poświęcić dla tego uczucia wszystko. Ja nie mam takiego szczęścia, niech więc czekoladki będą jej substytutem.

3 czerwca 2012
Dzisiaj świętują rodziny. Zobaczyłam sobie jak to wygląda u nas. Pojechałam po południu na Wyspę Młyńską. To chyba najładniejsze miejsce w moim mieście. Tak muszę je nazwać, gdyż innego nie mam. Myślę, że tak naprawdę to tego miasta już nie pokocham, lubię je, ale zbyt mało mam tutaj przeżyć, aby związać się z nim sercem. Wyspę jednak lubię. Tam najczęściej chodzę z wnukiem, gdy zawita w moje progi. Dzisiaj też obejrzałam kłódkę, którą wspólnie zawiesiliśmy z wypisanymi imionami. Co to była wtedy za akcja, pełna zaangażowania z obu stron.
Dzisiaj na Wyspie było gwarno. Wiele rodzin z dziećmi, jak zwykle emeryci, którzy nie wiedzą co z sobą zrobić i wykorzystują każdą okazję do wyjścia z domu, jakieś samotne osoby snujące się z przyklejonym do ust uśmiechem, sportowcy i wędkarze. Scena rozbrzmiewała skeczami, które miały bawić, grały jakieś hałaśliwe orkiestry, plac zabaw aż się roił od zabawowiczów, cukrowa wata oblepiała buzie, huśtawki i zjeżdżalnie furczały radośnie. Święto!
Największym jednak powodzeniem cieszyły się serwowane za darmo kiełbaski z grilla z kajzerkami i musztardą. Kolejka wiła się przez całą murawę. Nic w tym dziwnego, dają za darmo, dlaczego nie skosztować. Problem jednak w tym, że niektórzy stali, owszem, ale jak przyszło do konsumpcji, obgryźli trochę i reszta lądowała w koszu. To już marnotrawstwo. Przecież widomo, że takie darmowe kiełbaski nie są zbyt wykwintne, to najczęściej jedna z tańszych wędlin. Po opieczeniu zyskuje na smaku, ale to żaden rarytas. Widziałam biednie ubrane dzieci, które stały w kolejce po kilka razy, gdyż porcje były raczej niezbyt wielkie. Jedna z mam złożyła dwie porcje i opakowała w tacki, a wszystko schowała do torby. Chyba trzeba było się zastanowić stanąwszy w kolejce, czy warto było brać, a później nie zjeść. Nie lubię marnotrawstwa, popisywania się i pokazywania kim to się nie jest.
Święto było udane, ale ten akcent mnie zniesmaczył.

 

4 czerwca 2012
Pierwsze wrażenie się liczy, tak myślę. Jakieś kilka tygodni temu wybrałam się do sklepu w celu nabycia butów, ale nic z tego nie wyszło, gdyż zakupiłam płaszcz, a na buty zwyczajnie nie starczyło. Teraz zdobyłam pieniądze na buty, poszłam do sklepu i gotowa byłam na transakcję, jednak nie doszło do tego, gdyż nie było już numeracji, która by mnie zadowoliła. Żadne inne buciątka nie wchodzą w rachubę, gdyż nie spełniają warunków. Odwiedziłam kilka sklepów CCC przemieszczając się w różne punkty miasta i bez rezultatów. W jednym ze sklepów szukałyśmy z panią ekspedientką w magazynach w całym mieście, oczywiście drogą internetową, ale niestety. Nie produkują już takich, a te co były są wyprzedane. Sprawa jest pilna, gdyż jak natychmiast nie zakupię obuwia, pieniądze jak znam życie, rozpłyną się, a ja jak „Bosonoga Contessa” przemierzać będę ulice miasta, no chyba że trafię na arystokratę spełniającego marzenia.


7 czerwca 2012
Dzisiaj świt postawił mnie na nogi koszmarem. Śniło mi się, że jeszcze pracuję i mój ukochany dyrektor wysłał mnie na zastępstwo, gdyż miałam właśnie okienko ufundowane w ramach rozkładu zajęć. Idę do wskazanej mi klasy, nie mam oczywiście pojęcia co tam będę robiła, gdyż oprócz dziennika lekcyjnego żadnych wskazówek nie dostałam, a tu obok mnie jak spod ziemi wyrósł jeszcze bardziej ukochany wizytator goszczący w tejże placówce oświatowej. Przywitał się, przedstawił i wyrzekł sakramentalne – Czy mogę zaprosić się do pani na lekcję? Co miałam odpowiedzieć, z czarującym uśmiechem przyjęłam propozycję. W głowie kotłowały mi się myśli, ręce gorączkowo ściskały dziennik, nogi traciły równowagę. Weszliśmy do klasy, gdzie zdziwienie dzieci było przeogromne. Liczyły widocznie na godzinę relaksu. W dyskretny sposób dowiedziałam się jaki to przedmiot, a miało to być wychowanie muzyczne którego nigdy w swojej pracy zawodowej nawet nie musnęłam, sprawdziłam w dzienniku ostatni temat i okiem skazanej na szafot ogarnęłam klasę i jej wyposażenie. Na szczęście w jednej z przeszklonych szaf spostrzegłam adapter i płyty. Rozpoczęłam edukację młodzieży z pomocą mojego Anioła Stróża. Zaktywizowałam klasę do granic możliwości. Najpierw  jeden z chłopców powołany do obsługi adapteru puszczał  jakiś „kawałek” z dorobku kompozytora, później  inni wyszukiwali dane w encyklopediach dotyczące nazwisk wypisanych na tablicy, ja dorzucałam pikantne szczegóły – typu a to ślepy, a to głuchy - i tak przy wspólnym zaangażowaniu dobrnęliśmy do końca 45 koszmarnych minut. Lekcja zakończyła się wspólnym odśpiewaniem kanonu „Wyszły w pole kurki trzy” Mozarta, gdyż nic innego nie przychodziło mi już do głowy, a klasę trzeba było rozśpiewać. Przy omawianiu tej improwizowanej lekcji dyskretnie szepnęłam do ucha panu dyrektorowi, że przy najbliższej okazji wyrwę mu język i wydłubię oczy. Przebudziłam się z tego koszmaru cała rozdygotana i szczęśliwa, że nareszcie dobiegł końca.
Wiem nawet dlaczego miałam taki sen. Kupiłam wczoraj w sklepie biszkopty i na tej bazie zrobiłam sernik na zimno ze wszystkich produktów jakie znalazłam w kuchni, a nie wiedziałam do czego mam je użyć. Terminy ważności nawet u mnie obowiązują. Przepisu nie podam, gdyż nie znam zasobów waszych szafek. W każdym razie miałam ser, żelatynę, galaretki, jakieś utrwalacze do śmietany, trochę śmietany, mleko i zakupione biszkopty. Jajek nie użyłam, gdyż było mi szkoda. Nie znałam przecież wyniku działania. Zagotowałam wodę, rozpuściłam co tam było trzeba, wystudziłam, mikserem wymieszałam, zalałam biszkopty. Ściągnęło się to w lodówce i po przyozdobieniu galaretką wyszedł całkiem zgrabny serniczek, którym delektowałam się przez cały wieczór oglądając komedię romantyczną w Zone Europa, jednym z moich ulubionych kanałów, a film ten to „Passionada”. Ten akurat był taki sobie, ale wolałam to już niż koszmary wojny, które odebrałyby mi apetyt.
Wniosek nasuwa się jeden. Jeść należy z umiarem, ale przecież staruszce też należą się jakieś przyjemności. Każdy sen się kiedyś skończy, a wspomnienia kulinarne pozostają. Polecam także chleb drwala, smakuje wybornie, szczególnie rwany w niby bochenka i smarowany masłem. Pycha!
8 czerwca 2012
 
Życzę Wam z serca, byście wyczuwali, jaka formę językową wybrać w danej sytuacji życiowej, byście zawsze „odpowiednie dawali rzeczy słowo”, jak napisał Cyprian Kamil Norwid.
Dam więc rzeczy słowo – laborwampirki dorwały mnie dzisiaj z rana. Przymierzałam się do wizyty w ich przybytku chyba ze dwa razy, ale zawsze coś mnie powstrzymywało. Dzisiaj obudziłam się z mocnym postanowieniem, że nie stchórzę i dziarsko pomknęłam już o siódmej. Stanowczo za wcześnie, miano ciągnąć życiowy płyn dopiero o wpół do ósmej. Kolejka rówieśników już zasiedliła ławki i usilnie starałam się dowiedzieć gdzie koniec oczekującego ogonka, a to jak się okazało nie było wcale łatwe. Pytam najpierw jednej wielce czcigodnej staruszki:
- Pani ostatnia?
- Jeszcze nieczynne. – odpowiedziała zgodnie z prawdą, ale dla mnie nic z tego nie wyniknęło, gdyż przecież widziałam, że okienko zamknięte.
Zwracam się więc do zasuszonego już trochę, ale sympatycznie wyglądającego pana:
- Gdzie jest koniec kolejki? – wskazał na młodą, ładną dziewczynę po drugiej stronie ławki. Pytam: – Pani ostatnia do laboratorium?
- Ależ skądże, ja do dentysty.
Chciało mi się trochę już śmiać, gdyż widocznie staruszek tak był wpatrzony w czarnulkę, że wszystko sprowadzało się do jej osoby.
Wybawiła mnie dopiero mniej obrosła w lata kobieta wskazując miejsce, gdzie kolejka się kończyła. Zasiedlenie ławek nie pokrywało się z kolejnością, każdy siadał gdzie miał ochotę i dlatego wyniknęły z tego takie zawirowania.
W końcu, gdy już na odgłos odsuwanej żaluzji wszyscy powstali z miejsc i karnie ustawili się przed okienkiem, sprawy przybrały właściwy obrót. Nawet szybko weszłam do laboratorium i patrząc w sufit, aby nie widzieć stolika zastawionego uzyskiem laborwampirki, zapytałam: -Która ręka? – spojrzała i wybrała lewą. Nie dziwię się, w końcu ta była bliżej przepompowni. Zawsze mam z tym kłopoty, gdyż moje żyły są ledwo widoczne, a mniej sprawne poborczynie kłują mnie nawet kilka razy. Muszę pochwalić bydgoskie laborwampirki, gdyż wkłuwają się za pierwszym podejściem. Udało mi się nie zemdleć, wróciłam do domu, zjadłam wysoce niezdrowe i kaloryczne śniadanie aby zregenerować ubytki i do tej pory spałam. Po takim przeżyciu odpoczynek się należy.


 
10 czerwca 2012
 Dni przebiegają pod znakiem igrzysk, wcale nie popieram tych, którzy protestują przeciwko Euro 2012. Jest impreza, są wydatki. Oglądam co ważniejsze mecze. Polska- Grecja podniosła moją adrenalinę. Szczęście wielkie, że zakończyło się remisem. Zaraz oglądam mecz Hiszpania- Włochy. Cała w emocjach czekam na wtorek. Oglądałam mecz Rosja –Czechy i trochę spuściłam z tonu.Życzę naszym zwycięstwa, choć tak szczerze powiedziawszy, tak do końca nie wierzę w ich przewagę, ale przecież „piłka jest okrągła, a bramki są dwie”. Zapraszam gości, piekę biszkopt z kremem i truskawkami. W grupie lepiej się ogląda. I niech mi tam nikt nie gada, że szkoda pieniędzy. Idąc taką drogą trzeba by siedzieć samemu i pogryzać chleb ze smalcem. Ja też niekiedy podejmuję decyzje ponad stan i niczego nie żałuję. Zawsze sobie jakoś poradzę, a zresztą mam Anioła Opiekuna, niech się też trochę pomartwi. POLSKA GOLA!

Akcja Przemka Tytonia była piękna!!!


8 czerwca w meczu inauguracyjnym Euro 2012 przeciwko Reprezentacji Grecji zmienił Macieja Rybusa, po czerwonej kartce dla Wojciecha Szczęsnego. Bezpośrednio po wejściu na boisko, w 71. minucie obronił rzut karny wykonywany przez Jorgosa Karankunisa, co było pierwszym takim przypadkiem w historii Mistrzostw Europy



11 czerwca 2012
Serduszko staruszki puka już nie tak jak trzeba, gubi rytm. W niedzielę bałam się iść do kościoła, gdyż muszę mieć dużo tlenu do oddychania, zbiorowiska ludzi mi już nie służą. Słuchałam mszy w radiu. Zastanowiło mnie kazanie księdza, który nawoływał wiernych do manifestowania swojej wiary. „ Nie martwcie się co powiedzą inni” nawoływał. Nigdy nie kryłam się z tym, że jestem osobą wierzącą, ale nie mam zamiaru tego rozgłaszać , gdyż uważam, że to moja osobista sprawa, a miejscem gdzie daję temu wyraz jest kościół.
Myślę, że motyw kazania księdza jest dosyć pokrętny, gdyż powinniśmy się chyba martwić, co powiedzą inni i dostosować się do wymogów otoczenia, społeczności w której żyjemy, ustanowionego prawa. Naginanie jednej zasady do tego powiedzenia zawsze będzie wprowadzało chaos w życiu. Czy ja pójdę na pogrzeb ubrana jak na bal? A może wystrojona jak mniszka w czarne żałobne szaty zjawię się na ślubie? Nawet jak mam żałobę, to na taką okazję założę stonowany popiel. Jak wszyscy się cieszą, to obnosiła będę swój ból? Zostanę raczej w domu, aby innym nie psuć zabawy.
Szczególni młodzi ludzie lubią przytaczać ten slogan – nie obchodzi mnie co inni powiedzą. Naprawdę? A może jednak warto się zastanowić, co powiedzą. Mniej było by burd, awantur, gdyż nie doszło by do nich gdybyśmy byli bardziej grzeczni, zwróceni na innych, przyjacielscy i bardziej wyrozumiali.
12 czerwca 2012
Jak zwykle robię „interesa”. Miałam rozkładaną sofę, która służyła jedynie do spania, gdy miałam gości. Ostatnio na skutek zmian zaistniałych w moim domu nie dało jej się rozłożyć, gdyż nie było miejsca. Każdy przyjazd gości okupiony był manewrami dotyczącymi przemeblowań. Nie miałam już siły. Wystawiłam sofę na sprzedaż w Internecie za „psią cenę”, ale pragnęłam tylko jednego. Upchnąć mebel. Dodam też, że nie darzyłam jej sympatią. Tak to niekiedy bywa, nie lubisz czegoś lub kogoś bez powodu i już. Zaparłam się też, że nie oddam za darmo. Gdybym miała zainkasować tylko 10 zł, to też bym to zrobiła. Znalazła nabywców już w pierwszych godzinach po pojawieniu się anonsu. Teraz za wpływy do kasy kupię składane łóżko. Tak będzie najlepiej i najpraktyczniej. Do łóżka prawdopodobnie dołożę, ale taki już mój los.

13 czerwca 2012
Wczorajszy mecz zdominował wszystko. To były emocje. Kuba Błaszczykowski stał się bohaterem. Słuchałam wypowiedzi jego babci, która wychowywała go po śmierci matki. Bardzo się wzruszyłam.



Oj, gdyby nie kibole... Sportowa atmosfera dodawała graczom skrzydeł. Wstyd jest mi za tych ludzi. Zawsze znajdzie się jakaś czarna owca, a właściwie stado owiec podsycane przez domorosłych Polaków, którzy nawet teraz nie wstydzą się pisać, że ci bandyci uratowali honor Polski. Takie jest to nasze społeczeństwo, w takim kraju żyjemy i musimy się liczyć, że ludzie, którzy mają kompleksy, zawsze będą kierowali się niskimi pobudkami. Dzisiaj dam sobie spokój z oglądaniem meczów, zbyt podnosi mi się ciśnienie. Byłam co prawda u lekarza z wynikami, które zrobiłam poświęcając się, a właściwie zatracając w emocjach – zemdleję czy nie. Szkoda by było zmarnować mojego oddanie sprawie zdrowia. Wszystko ze mną jest w porządku. Chwilowe pogorszenia samopoczucia mogą zdarzyć się każdemu.
Z nie mniejszym poświęceniem ugotowałam zupę ze szparagów, gdyż sezon się kończy, a moja „znajoma” uprawczyni zapowiedziała, że to już końcówka. Nabyłam więc cienkie jednostki szparagowe po 1,50 pęczek, w sumie dwa pęczki, pracowicie obrałam ze skórek, odcięłam czubki, które zagotowałam oddzielnie, pozostałe po ugotowaniu zmiksowałam, doprawiłam, dogotowałam kluski kładzione, gdyż sama wykwintna zupa nie dawała by poczucia sytości, i był znakomity obiad.
Wysiadł tylko blender! Nie wiem co się stało, mieszadło działa na wyciągniętej szyjce. Chyba przyjdzie kupić nowy.
 

 14 czerwca 2012
Co za dzień. Leje bez przerwy, ja jednak postanowiłam poszukać części zamiennych dla mojego blendera, gdyż istnieje poważne niebezpieczeństwo, że znowu zrobią mi prezent, którego wcale nie chcę. Ubrałam się tak, jak przystało na ten czerwcowy dzionek – to podobno lato, jeszcze nie astronomiczne, ale czerwiec to ciepły raczej miesiąc – i pojechałam do Media- Markt. Podobno nie dla idiotów, ale o sobie nic dobrego nie mogę jednak powiedzieć. Oczywiście części zamiennych nie mieli, mnie było już wszystko jedno, gdyż nie mogłam tam dojechać pod drzwi i idąc trafiłam na ulewę, która przemoczyła mnie wespół z przejeżdżającymi samochodami. Ociekałam. Obejrzałam blendery i doszłam do wniosku, że lepiej kupić nowy, niż uganiać w tym deszczu za częściami zamiennymi. Jak już tam byłam, drążyłam do końca, udzielono mi informacji gdzie znaleźć serwis, a nawet wydrukowano stosowne informacje, które schowałam do torby i poszłam przed siebie, to znaczy w stronę domu, licząc, że wsiądę w jakiś autobus i podjadę w pobliże. Tutaj każda główna ulica ma swoją komunikację, i z jednej głównej do drugiej nie dostaniesz siębez przesiadki. Musisz przejść połączenie, co rada nie rada zrobiłam, tonąc w deszczu. Kiedy już dobrnęłam do mojej przecznicy, nie było sensu czekać na jedyny autobus mający dosyć czasu, aby tutaj przyjechać, wiec poszłam dalej starając się nie myśleć o pogodzie, za to trzymając się daleko od jezdni, choć tak naprawdę wiele to nie zmieniało. O serwisie już nawet nie myślałam. Kiedy weszłam w opłotki mojego osiedla, nie byłam dobrze usposobiona do świata. Idąc uliczką domków jednorodzinnych napotkałam na przeszkodę w postaci dobermana i jego pana. Stali sobie w bramie i gapili się na świat, mimo, że deszcz zacinał. Doberman patrzył na mnie wnikliwie, a że ja nie lubię dobermanów, a przechodzić na drugą stronę uliczki nie miałam już siły, odezwałam się, aby zwrócić uwagę właściciela na psa. Niechby coś z nim zrobił.
- Dlaczego pana pies tak się we mnie wpatruje? – powiedziałam w miarę uprzejmie licząc, że weźmie go chociaż za obrożę.
- Nie jadł jeszcze obiadu! – powiedział dowcipniś,  uśmiechając się szeroko.
- Trafił mu się łykowaty kąsek. – odpaliłam ze złym błyskiem w oku. Na te słowa pies jednak został odwołany za bramę, ale nie właściciel. Byłam jednak już u kresu sił, aby wdawać się z nim w rozmowę.
Przyszłam do domu, powiesiłam w łazience mokrą garderobę i z rozpaczy wyjadłam lody, które rezydowały w lodówce. To pozostałość po ostatnim meczu. Zupa już zdążyła się przygrzać, zjadłam, ale zupełnie bez smaku, i położyłam się spać. Obudziłam się cała rozbita. Ile ja przeszłam w tym deszczu kilometrów? Wzięłam aspirynę i trochę pomogło, ale czy nie skończy się to przeziębieniem, nie wiem.



15 czerwca
Filmik w celu odprężenia przed jutrzejszym meczem.
Zachęcam do obejrzenia.


17 czerwca 2012
Skończył się piękny sen. Tyle nadziei, zaangażowania, radości i wierności kibiców, tyle marzeń - zryw narodu dobiegł końca. Ostatnie miejsce w grupie. Tak naprawdę współczuję trenerowi Smudzie, zawodnikom, przecież starali się, ale nie wystarczyło sił, umiejętności i szczęścia. Osobiście chcę im podziękować za to, że spędziłam tyle czasu napełnionego nadzieją, że jednak nasi, że się uda, że przejdziemy do dalszej gry. Przecież ktoś musi przegrać, nie tacy jak my pożegnali się z dalszym uczestnictwem i też muszą jakoś przełknąć gorycz porażki. Szkoda jednak chłopaków, tym bardziej, że były okazje do strzelenia bramek, ale… Dla mnie Euro 2012 dobiegło końca. Pewnie coś tam jeszcze obejrzę, ale zerkając tylko na ekran. 
Trudno, było, minęło.

Wzruszyłam się prywatnym życiem zawodników, które przy okazji zostało ujawnione, Losami Kuby Błaszczykowskiego i romantyczną miłością od pierwszego wejrzenia pana Smudy. Dobre i to.
 

18 czerwca 2012
Wierzyć się nie chce patrząc na piłkarzy, że istnieją mężczyźni bez rozbudowanego brzucha, który niczym balonik wystaje spod paska spodni, niekiedy obwisając i radośnie podskakując. Widocznie sport daje szansę na utrzymanie figury. Wzywam wszystkich, którzy mają przewagę przednio-brzuszną, do intensywnego uprawiania futbolu. Wyniki nie są ważne, najważniejsza jest likwidacja brzuszydełek.
Ciekawa jestem co myślą o Euro 2012 ryby zostawione bez nadzoru na cały miesiąc? Czyżby uznały, że nadszedł dla nich dzień wyzwolenia od tyranii panów z wędkami?! Wczoraj, a właściwie dzisiaj, kiedy nie mogłam spać po północy , gdyż wpatrując się w Cristiano Ronaldo, okryta kocykiem na wygodnej kanapce, zapadałam w drzemkę, z której budziły mnie okrzyki wieńczące wbitą bramkę, doszłam do wniosku, że człowiek ten połączył inteligencję, skuteczność i urodę w jedno i dlatego odnosi sukcesy. Optuję za stwierdzeniem, że sport jest sztuką!
Jeden z kibiców w programie imć pana Kowalskiego, który utrzymał mnie do 3 nad ranem słodkimi tonami niezapomnianych melodii, zadał pytanie w związku ze swoim maniackimim odłowem ośmiokilogramowego karpia, który podobno się nie uratował. Łowienie  w trakcie meczu oglądanego  w przenośnym telewizorze, fe … Biedne ryby!
-Czy pan wie po czym poznaje się wiek ryby?
-Nie.
-Po oczach!
- Ona ma wiek zapisany w oczach?!
- Nie. Im starsza,  tym odległość pomiędzy oczami a ogonem jest większa.
Ciekawa jestem jak ja dzisiaj przetrwam dzionek. 





 
19 czerwca 2012
Z kilkoma osobami rozmawiałam ostatnio o czytaniu książek. Sprawa wydaje się prosta, jednak w starszym wieku staje się problemem. Możliwość skupienia uwagi na czytaniu, czas trwania jest już w tym wieku ograniczony. Kilkanaście stron i trzeba robić przerwę, gdyż człowiek czuje się zmęczony. Kilku zapalczywych miłośników książek zerwało z czytaniem, gdyż dla nich staje się to sprawą uciążliwą. Najczęściej, oprócz zmęczenia, problem tkwi w osłabieniu wzroku. Chętniej słuchają lektora niż sami czytają. Sama widzę, że czytam teraz mniej niż dawniej. Może dlatego, że komputer zabiera czas, ale chyba też dlatego, że występują u mnie podobne objawy jak u moich rozmówców.
To książka, jako ostatnio bardzo  popularna,  jest łatwa do ściągnięcia. Mnie osobiście też się podobała, ale to nie znaczy, że zgadzam się we wszystkim z autorką.

 21 czerwca 2012
No i mamy letnie przesilenie! Najkrótsza noc skończyła się dla mnie o 5 rano. Słońce to złośliwa bestia, rankiem bije blaskiem, a później chowa się za chmury, a ja nie śpię. Mam w sobie chyba jakieś pierwotne instynkty, gdyż nawet okna zasłonięte roletami nie chronią mnie przed przebudzeniem. Zajęłam się więc lekturą podążając za Sylwią Chutnik w jej pastwieniu się nad dziennikami Mirona Białoszewskiego. Miał facet jakieś skrzywienie na punkcie odgłosów domowiska, w którym mieszkał. Ludzie mają różne odchyły, a ludzie pióra szczególne. Muszą mieć o czym pisać.
Ja też siedzę teraz w hałasie ulewnego deszczu, który z uporem maniaka rozbija krople o parapet mojego okna, pluszcze i pluszcze. Muszę wyjść załatwić kilka spraw, a ołowiane niebo swym opitym wodą brzuszyskiem nieomal dotyka dachów domów. Boję się, że może dojść do perforacji jego wysłużonych tkanek i lunie na mnie ulewą mocząc mnie do suchej nitki. Poczekam jeszcze chwilkę, niech wydali z chmurzastego organizmu zapasy. Może się uda przejść suchą nogą do celu. To będzie lato w tym roku…
We Włocławku oberwanie chmury!!! Nas Bóg ustrzegł od zalania.:)

22 czerwca 2012
Niemcy - Grecja 4:2. Oglądając mecz po raz pierwszy cieszyłam się, że Polska nie przeszła dalej do rozgrywek. Gdyby naszym tak wbijali gole, wylądowałabym chyba w szpitalu z zawałem serca. Grecy dzielnie trwali na stanowisku, ale nie da się ukryć, Niemcy byli lepsi. Bywa tak, że lepiej niekiedy się wycofać, niż brnąć do przodu, nie mając szans. Mniejszy splendor, ale też mniej kłopotów i upokorzeń.
Cieszę się, że mamy Euro, zresztą nie tylko ja, najwięksi oponenci na początku rozgrywek także zmienili zdanie. Wydaje mi się, że atmosfera jest wspaniała. Naród zbratany, dobre i to. Chociaż przez kilka dni jest spokój.


23 czerwca 2012
Dzień Ojca!

Tato, to już 22 lata jak Ciebie nie ma z nami. Tyle lat, ale pamięć pozostała. Mieć takiego ojca to wielki dar od losu. Dawałeś to, co miałeś najcenniejszego - miłość, oddanie, troskę i odpowiedzialność. Można było wszystko powiedzieć, nie trzeba było się bać, byłeś zawsze tam, gdzie istniała potrzeba wsparcia. Najcenniejszym jednak podarunkiem dla nas dzieci było to, że kochałeś naszą mamę, swoją żonę. Dom był zawsze, trwały jak opoka.
Tato, podobna jestem do mamy, jednak charakter i predyspozycje to mam zdecydowanie po Tobie. Tylko ciągi liczb mnie denerwują, nie lubię ich w odróżnieniu od Ciebie. Teraz to jest mi zresztą zupełnie niepotrzebne. Kwiaty też lubię tak jak Ty. Pamiętasz, byłeś już taki słaby, siedziałeś w ogródku. Były akurat moje imieniny, wszyscy składali mi życzenia, od Ciebie też dostałam prezent, ale kwiatów mi nie dałeś, szkoda było Ci je zrywać. Powiedziałeś : -Halusia, ta róża jest dla ciebie, nie będziemy jej zrywać. Będziesz mogła ją  podziwiać przez wiele dni, gdybyśmy ścięli, szybko by zwiędła. Wszyscy później zatrzymywali się obok krzaka - piękny był , to prawda -  i mówili: - Róża Haliny! Spoglądali na Ciebie z uśmiechem, Ty też się uśmiechałeś i róża została na zawsze moja, nawet wtedy, gdy Ciebie już zabrakło.

Dzisiaj nie mogę zanieść kwiatów na Twój grób, znicz zapali brat, ale ja poszłam się rano pomodlić w Twojej intencji i podziękować za to, że byłeś naszym Ojcem.

25 czerwca 2012
Deszcz dzisiaj od rana poczynał sobie bez umiaru, padał i padał. Jeziorko szarzało, otulało się szyfonowym szalem kropelek rozpylonych ponad wodą. Uderzenia strug deszczu stawały się coraz silniejsze.
Tafla wody najeżyła się wybrzuszeniami, które przybrały postać nimf wodnych. Najpierw wychylały z wody kształtne główki, później widać już było sino-szare krynoliny o postrzępionych brzegach, które unosiły się lekko w tak walczyka wybijanego przez fontannę zauroczoną pięknem tancerek. Z przeciwległego brzegu usłużny wiatr przywiał eleganckich wodniaków wystrojonych w czarne fraki. Zaczęli kłaniać się nimfom, namawiać do wspólnego tańca, kusić uśmiechami. Tafla wody raz jaśniała, raz ciemniała, w zależności od tego, kto był bardziej widoczny w tańcu, nimfy czy wodniacy. Kaczki, strażniczki jeziorka, które dotąd spokojne drzemały, obudzone ze snu przez rozbawione towarzystwo, zatrwożyły się niespodziewaną zabawą i na wszelki wypadek zaczęły płynąć wokół brzegów, aby wypełnić z nadgorliwością zaniedbanie drzemką obowiązki. Najpierw odwiedziły wikliny i tataraki bacznie jednak popatrując na tancerzy. Nie odniosło to zamierzonego skutku, więc z impetem popłynęły w poprzek jeziora siejąc postrach. Przerażeni tancerze pochowali się pod wodą, a fontanna przyciszona furkotem skrzydeł, ustawała powoli w muzycznych zmaganiach. Nawet deszcz przestał padać. Słońce nieśmiało wyjrzało zza chmurki, ale już nie zobaczyło tancerzy. Jeziorko lśniło spokojem jakby nic tutaj się nie wydarzyło.

Teraz już pogoda do zaakceptowania, ale trudno powiedzieć, że letnia… "Lato" nie odejdzie.


26 czerwca 2012
Szukamy domu dla psa ze schroniska


Shoggy (nr ewidencyjny: 0043/09) to nieduży, dwuletni psiak z bydgoskiego
schroniska. Jest wesoły, ruchliwy, chętny do zabawy i pracy z człowiekiem.
Szkoli się w ramach programu "Lira". Jest prymusem, bardzo szybko się uczy
- egzamin zdał na ocenę doskonałą. Zna podstawowe komendy i coraz więcej
sztuczek. Jest zaszczepiony i wykastrowany. Uwaga: nie przepada za kotami.
Telefon w sprawie adopcji: 52 372 21 30
27 czerwca 2012
Pracuję i dobrze się z tym czuję! Kuchnia lśni. Wszystko z szafek wyjęte, umyte, ustawione w nowej konfiguracji. Dzisiaj, wygląda na to, że będę poza domem, ale jutro znowu stanę do boju. Mój dom, to moja wizytówka. Ukułam slogan: Gdy wszystko wokół lśni, w duszy nie goszczą łzy! Człowiek, który nie dopuszcza bałaganu w swoim otoczeniu, ma życie poukładane. Ja chcę mieć ład wokół siebie i w swoim wnętrzu. W ramach tego programu odkryte zostało zdjęcie, które jest potwierdzeniem prawdziwości mojego opowiadania „Gwałtuś”.
hallas.pl.tl/Rodzinne-odniesienia.htm
Zwierzęta zawsze u nas były otaczane troską i miłością, co widać jak na dłoni.


Teraz nawet w związku z Euro 2012 może być tłem do piosenki „Koko, koko…” . Jaki związek koko ma z Euro nie udało mi się dociec, ale nie wszystko w życiu musi mieć sens.



28 czerwca 2012
Zabieganie z zaplątaniem… Trzymanie trzech srok za ogon bywa utrudnione, nie tylko w przenośni. U mnie na balkonie odbywają się chyba srocze sejmiki. Co rusz zagląda jakaś czarno-biała pięknotka, a w porywach nawet kilka. Tłuką się niemiłosiernie. Ogrodziłam moje kwiatuszki od tego terkoczącego towarzystwa. Sama też nie pozostaję obojętna, przepędzam gości jak tylko widzę, że siadają na poręczy balkonu. Zajęły nawet miejsca na bramce. Kiedyś siadały tam wrony, teraz pysznią się sroki, ciekawskie i złodziejskie stworzenia gorliwe w gromadzeniu wszystkiego co lśni.

Zbytnia gorliwość nie popłaca. Sama się przekonałam. Lepiej stać sobie na boczku. Sroki też powinny to zrozumieć. Ciekawa jestem czy tak zapobiegliwi są osobnicy płci męskiej czy żeńskiej w sroczym plemieniu.
Ciekawa jestem wyniku dzisiejszego meczu, wczorajszy niezbyt mnie zachwycił.

30 czerwca 2012
Trudno było dzisiaj wytrzymać - parno, duszno, burzowo, omdlewająco. Najlepiej byłoby nic nie robić, ale to przecież dzień jak co dzień. Ja wywiązałam się z nałożonych na siebie zadań. Z trudem i pod presją, ale jakoś poszło. Nie będzie łatwo. Wydawało mi się, że ciepełko jest pożądane, ale to chyba nie do końca tak. Burzę przespałam, gdyż nie miałam już sił. Słyszałam daleki pomruk, widziałam niebo zaciągnięte chmurami więc pozamykałam wszystkie okna i spokojnie zażywałam wygód poobiedniej sjesty. W związku z powyższym nie wiem jaki burza miała przebieg. Gdy już się wszystko uspokoiło, wyszłam z domu i odwiedziłam krawcową, która wykonała dla mnie małe przeróbki. Maszyna do szycia mnie nie pociąga. Teraz, kiedy wieczór ochłodził powietrze, mogę już jakoś myśleć. W dzień to było niemożliwe. Prace fizyczne jeszcze dawały się ujarzmić, ale napisać nie byłam w stanie nawet jednego zdania.

 
Facebook "Lubię to"
 
Motto strony
 
„Pamiętaj, że każdy wiek przynosi
nowe możliwości.
Daj z siebie wszystko – inaczej oszukujesz samego siebie.”
O nic cię nie poproszę - fasti
 
Nigdy się nie ukorzę
o nic cię nie poproszę
zamknę słowa na klucz
wymyję w zimnej rosie
wierszyk jakiś napiszę
życie sobie osłodzę
ukradnę słowa sowie
wiatr pogonię w ogrodzie
nie będę już wiedziała
o wszystkich dylematach
miłości niespełnionej
uczuciach do końca świata
A kiedy czasem nocą
poszukam złudnych cieni
perliście zalśni rosa
na zimnym skrawku ziemi
i wtedy moje serce
w atramentowej toni
odszuka twoje myśli
i z bólem je dogoni
bo jesteś mym marzeniem
i będziesz do końca świata
w Różowej Księdze Uczuć
zapisanym tego lata
Bezsenność
 
w ciemnej ciszy nocy
kroczy cicho zegar
wybija wspomnienia
i czasu przestrzega

srebrny blask księżyca
o tarczę się oparł
oświetlił wskazówki
i wszystko zamotał

czyjeś smutne oczy
wpatrzone w mrok nocy
śledzą czasu przebieg
bezsenności dotyk
Sposób na samotność
 
Wymyśliłam sobie ciebie
W noc bezsenną o poranku,
Gdy uparcie w okno moje
Zerkał księżyc, bard kochanków.

Wymyśliłam sobie ciebie,
Gdyż ma dusza poraniona
Nadawała ciągle sygnał
„Skrzynka żalów przepełniona.”

Wymyśliłam ciebie sobie
Od początku, aż do końca.
Wiem, że nigdy cię nie spotkam,
Muza tylko struny trąca.
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja