luty 2012 - 2021

Opowieści Pan Antoniego
hallas.pl.tl/Tropiciele-dziej%F3w-Mi%26%23322%3Bkowic.htm


27 lutego 2021
Stado jeleni wbiegło na drogę. Jeden z nich staranował BMW 
https://www.onet.pl/informacje/onetwarszawa/pultusk-stado-jeleni-przebieglo-przez-droge-nie-wszystkim-sie-to-udalo/5bdgv04,79cfc278
To jakieś szaleństwo, czegoś takiego jeszcze nie widziałam!
Ta fotka i informacja tytułem wstępu. Wszystko mnie zaskakuje na tym świecie, a przecież powinnam już mówić - tak, ale ja to już znam, już widziałam, już przeżyłam. Staję przed nowymi zadaniami i nie mam zamiaru się korzyć przed nowościami, jakie mi oferuje się na dzień dobry. Codzienność też zaskakuje.
Ostatnio radość przynoszą mi kwiaty. Przeważnie te, jakie mam, mają za zadanie oczyszczać powietrze. Obok komputera postawiłam zielistkę, niech spełnia swoją rolę, draceny, sansewiery polskie i japońskie, geranium, paprocie… Oglądam je codziennie, chwalę, głaszczę i się przytulam. Wszystko byłoby pięknie, ale nie wiem skąd w doniczkach zamieszkały małe, ciemnie muszki. Starałam się zwalczyć je domowymi sposobami, ale jakoś to długo trwało, żadne pałeczki i żółte kartki z klejem nie zadawalały mnie, a sam fakt, że taka muszka się przyklej i męczy, zanim nie umrze, zakłócało mój spokój ducha. Kupiłam w końcu środek chemiczny i mam nadzieję, że teraz dam sobie z intruzami spokój. Mało tego, że muszki fruwają po mieszkaniu, lezą do światła i komputera, to jeszcze niszczą rośliny. „Przyczyną pojawienia się czarnych muszek w kwiatach doniczkowych jest zbyt wilgotne i zbite podłoże w doniczce. Ziemiórki preferują wilgotne miejsca, w których ich larwy mogą się odpowiednio rozwijać i pobierać substancje odżywcze z podłoża.” Ciekawa jest jak postępować z kwiatami, aby nie zapewniać ziemiórkom warunków do rozwoju? Trudno, chemia jest i tak wokół mnie, nie uniknę jej. Wietrzę mieszkanie, jak zniknie ostatni osobnik ziemiórkowy wymyję kwiaty i doniczki. Porządek musi być.


27 lutego 2021
Z chorobami nie ma żartów. Człowiek to stworzenie niedoskonałe i każdy boryka się z jakąś chorobą. Jedne można wyleczyć, a inne są nieuleczalne. Pan Obajtek, prezes Orlenu i kandydat na premiera, jak podała tvp, boryka się ze schorzeniem zwanym zespółem Tourette'a. Schorzenie pojawia się w dzieciństwie. Objawia się często powtarzanymi wyrazami (ten objaw to tzw. perseweracje), lub wypowiadaniem wulgaryzmów (koprolalia).
„Typowe objawy zespołu Tourette'a to rozmaite tiki: mruganie oczami, ruchy ramion lub głowy, grymasy, pochrząkiwanie czy mlaskanie. W cięższej postaci choroby występują tiki złożone. Osoba chora podskakuje, dotyka siebie lub innych osób, kręci się w kółko, może wypowiadać słowa, które są pozbawione sensu.”
Daniel Obajtek w ujawnionych taśmach, które jak zwykle u naszej partii rządzącej są potwarzą rzucaną na swoich porządnych ludzi, powtarza co drugie słowo „kur…a”. Miałam napisać ten wyraz w pełnym brzmieniu, przecież wszyscy go znają, boję się jednak, że może mi ktoś zarzucić obrazę moralności. Nie mam zamiaru wpierać ludziom, że nigdy go nie użyłam. Ależ wymknęło mi się, szczególnie, gdy miałam niepowodzenie typu przypalony garnek i kuchnia pełna dymu. Idąc tą drogą dochodzę do wniosku, że schorzeniem tym dotknięte jest co najmniej 90% populacji Polaków. Niekiedy słuchając, a właściwie podsłuchując rodaków, mam wrażenie, że to część składowa języka ojczystego. Ponieważ jest to choroba nieuleczalna to naprawdę nie są żarty. Współczuję ludziom dotkniętym takim schorzeniem, ja też cierpię na choroby nieuleczalne i muszę z tym żyć. Wiem jednak, że pewne sprawy są poza moim zasięgiem ze względu na schorzenia. Nie pojadę zdobywać szyczytów górskich, gdyż polegnę już na samym początku wyprawy. Człowiek dotknięty takim schorzeniem też musi wiedzieć że coś wymknie się spod jego kontroli. Trudno, takie życie!
Kiedy pomyślę sobie, że pan Daniel pasowany na premiera, gdyż wszystkie zarzuty są wyssane z palca, jak to zawsze bywa, stanie przed narodem, zdenerwuje się i zacznie przemawiać krasząc obficie swoje wystąpienie słowem „kur…a”? Co wtedy robić z dziećmi bawiącymi się w cieniu telewizora? Mają się uczyć używania takich słów? Stosować je w czasie zabaw? Prześcigać się z rodzicami, kto więcej ich wypowie?
A taki zakochany Romeo? Podjeżdża lub podchodzi pod balkon ukochanej i zaczyna serenadę brzdąkając na gitarze z użyciem słów uważane za brzydkie.
I co wtedy? Sąsiedzi wzywają policję, ukochany tłumacząc się bezwiednie przeklina, pannica zalewa się łzami, miłość jest pogrzebana!
Jestem naprawdę tym wszystkim przygnębiona. Że też człowiek nie może być wolny od ułomności. Dlaczego to słowo kur…a dotknęło Polaków? Całe życie to zmaganie się ze swoimi słabościami!


26 lutego 2021
Świat stawia mnie w obliczu ludzkiej małości. Dla mnie szczerość, uczciwość, miłość bliźniego to nie są czcze słowa. Niekiedy krzywdy bywają bolesne, niekiedy szokują, ale zawsze bolą. Nie mogę sobie nawet wyobrazić, że ktoś może tak postąpić, ale bywa, że ludzie nie mają hamulców moralnych.
Dzisiaj dla mnie dzień zakupów. Poszłam do sklepu obok po artykuły spożywcze z kartką w ręku, jak zwykle. Kiedy już kupiłam to, czego pragnęłam, a mogłam sobie pozwolić na rozrzutność, dostałam podwyżkę emerytury w wysokości 76,29 zł, i stanęłam przy kasie, na obrzeżu zobaczyłam portmonetkę. Zwróciłam się do sprzedawczyni oznajmiając, że ktoś zostawił „piterek.” Zapytano pana, który pakował swoje zakupy z pytaniem czy to jego własność, przyszedł, obejrzał i zabrał. Wyszedł ze sklepu. Za chwilkę wpada inny roztrzęsiony pan z pytaniem, czy nie zostawił tutaj portmonetki. Wybiegli z właścicielem sklepu w poszukiwaniu tamtej osoby, ale ona już rozpłynęła się w sinej mgle. Jak tak można postąpić?!
Słyszałam o wypadku choroby na covid, którą chora osoba ujawniła po miesiącu! Czy takie postępowanie jest moralnie dopuszczalne? Przecież choroby nikt sobie nie wybiera. Możesz przestrzegać wszystkich zaleceń i tak zachorować. Według mnie, gdy już tak się stanie, powinno być obowiązkiem moralnym zawiadomić telefonicznie sąsiadów aby zastosowali wzmożony reżim, nie pozwolili na odwiedziny osób postronnych, aby nie narażać innych aż do czasu, gdy minie okres zarażania. Ja w każdym razie bym tak postąpiła.
Niekiedy trudno mi zrozumieć ludzi, nie umiem ich też usprawiedliwić. Zdarzają się sprawy, w które ktoś się wikła, sam nie umiejąc sobie wytłumaczyć dlaczego. Robi coś na przekór sobie i potem żałuje. Chcesz dobrze, a wychodzi źle. Ale to nie takie przypadki.



25 lutego 2021

Siedzę od rana i oglądam mapy z 1788 roku. To wspaniały nabytek! Problem tylko w tym, że akurat kawałek mapy z Miłkowicami jest „wychechtany” przez częste składanie i rozkładanie. A tam właśnie są Miłkowice!!! Musiała w tym fragmencie mapy być zaznaczona lokalizacja starego warownego dworu, może nawet zamku. Jakiego ja mam pecha, albo z teki zginą rysunki dworów, albo brakuje kawałka mapy. Trudno się z tym pogodzić.
Osłodzę sobie te smutne chwile wspomnieniami. Koleżanka napisała mi o tym, że robi dla wnusi lalki i maskotki. Ja
 też dwadzieścia lat temu robiłam różne rzeczy, lalki dla mojego skarbka też. Nazwaliśmy je odpowiednio, wnuk swoją i ja swoją. Lalki nosiły imiona Ola i Lucjan. Są bardzo wymięte i umęczone, gdyż partnerowały nam w urządzanych dyskotekach. Nastawiał adapter człowiek obeznany z techniką, rysując niemiłosiernie płyty, ale musiał robić to oczywiście sam i tańczyliśmy do upadłego. To były piękne czasy. Posiedzą sobie trochę na tapczanie.
Lalki nie są zrobione kunsztownie, ale wypracowane sercem i dlatego dwadzieścia lat przeleżały w pudle na starocie. Zrobiłam je też dlatego, aby były odskocznią od zabawy z samochodzikami i innymi wozami strażackimi. Bawiłam się dzielnie, przecież byłam wtedy sprawna, jednak techniczna to ja raczej nie jestem zbytnio, ale do tańca nie trzeba mnie było wtedy namawiać.


24 lutego 2021
Zmarł Olek Doba. Był to tak radosny człowiek, że nawet myśląc o nim teraz, jakoś nie potrafię się nie uśmiechać. Jego życie było tak barwne. Mottem życiowym było powiedzenie: "Lepiej żyć jeden dzień jak tygrys niż sto lat jak owca". Pięknie to brzmi, ale nie każdy ma w sobie tyle energii, aby być tygrysem. On miał. Rodzina musiała też przeżyć z nim wiele emocji! Żona Gabrysia, dwóch synów, dwie wnuczki. Namalowały obraz dla dziadka, okolicznościowy. 
„Aleksander Ludwik Doba polski podróżnik, kajakarz. W plebiscycie „National Geographic” zdobył tytuł „Podróżnika Roku 2015”. Jako pierwszy człowiek w historii samotnie przepłynął kajakiem Ocean Atlantycki z kontynentu na kontynent, wyłącznie dzięki sile mięśni. Opłynął kajakiem Morze Bałtyckie i Bajkał.” Planował już wyprawę łodzią wiosłową przez Atlantyk, jednak nie zdążył. Zabrało go Kilimandżaro. Umarł na lądzie, dosyć wysoko, co prawda, około 5 tys. m n.p.m. Morze go nie zagarnęło, a ląd zmógł. Kilka fragmentów z jego wywiadu.
- Kiedyś zaproszono mnie na spotkanie do przedszkola. Usiadłem między pięćdziesięcioma dziećmi, a jedno z nich zagadnęło: "panie Olku, nie brakowało panu czasem przytulania?". Odpowiedziałem, że rzeczywiście bardzo za tym tęskniłem i wtedy autorka pytania podbiegła, by mnie uściskać, a za nią ruszyła cała chmara.
- Spotkania z rekinami. Na każdej wyprawie podpływało ich kilkadziesiąt. Raz jeden walił w mój kajak, więc oddałem mu wiosłem. Ale postanowiłem sobie, że kiedy kolejny raz będzie blisko, pogłaskam go. A właściwie ją, bo to była "rekinka". Udało się spełnić to marzenie.
- Nigdy się nie poddawałem, choć przeżyłem różne sytuacje, np. sztorm o sile 10 w skali Beauforta z falami do dziesięciu metrów. Trzymało przez dwie doby. Zmęczenie narastało, w nocy czułem się paskudnie. Nic nie widzę, a tu huk, wstrząsy, napięcie… nawet nie było jak się zdrzemnąć. Jeszcze nikt nie przeżył czegoś takiego w tak małej jednostce jak kajak. Ale Polak potrafi.

Rozbawił mnie komentarz znajomej osoby. - Ciekawe, co by się z tobą stało, gdybyś nareszcie zobaczyła zdjęcie dworu w Miłkowicach?!
- No, nie wiem, odpowiedziałam zgodnie z prawdą, chyba moje serce też by nie wytrzymało emocji. Ale byłaby to piękna śmierć!
Widocznie postrzegają mnie już też jako lekko nawiedzoną, mówiąc najłagodniej.:)


23 lutego 2021
Nie będę pisać o Greniuchu. Odszedł, ale i tak zostaje w IPN. Czy to jest miejsce dla takich ludzi? Hańba.
Siedzę dzisiaj od rana nad aktami, daję radę tylko w dzień, wieczorem nic nie widzę. Teraz już też osłabłam, zaraz się zbiorę i trochę wyjdę zobaczyć jak świat wygląda. Temperatura dobiegnie niedługo 10 stopni na plusie. Muszę zajść do apteki. Lekarstwa trzeba kupować tylko tam, gdzie dokonało się pierwszego zakupu. Mówię o lekach z recepty.
Rozmarzyłam się trochę. Kiedy wrócę zjem zupę, jaka mi została od wczoraj. Dla mnie to rarytas. Gotuję ją tylko wtedy, gdy jestem sama. Nikt w domu nie chciał i nie chce jej jeść. To zupa owocowa we wszystkich odmianach! Na wiosnę gotuję z różnych sezonowych owoców, teraz znalazłam w zamrażarce pudełko truskawek i one były bazą do ugotowania zupy. Zupa udała się doskonale. Zaprawiam ją śmietaną i mąką z mlekiem. Do tego kluseczki, mam takie wybrane, dopełniają smaku. Wczoraj zjadłam część, dzisiaj dokończę. Już mi ślinka leci na samą myśl, że zobaczę ją na talerzu, gorącą, pachnącą wiosną i taką smaczną. Trzeba trochę dosłodzić, owoce bywają kwaśne. Niekiedy robię także zupę z suszonych owoców, też jest doskonała. Dla mnie to zupy marzeń. Nie mogę przecież jeść ich codziennie, ale służą mi do urozmaicenia menu.
Teraz też zagustowałam w oliwkach. W moim sklepie pojawiły się ciemne i zielone w bardzo przystępnej cenie, słoik, taki jak do dżemów, w cenie trzy złote z ogonkiem. To chyba dobra cena. Kupuję naprzemiennie, raz ciemne, raz jasne i jem do kanapek. Pomidory teraz są zupełnie bez smaku, jem, ale jakoś nie czuję zapachu i smaku. Coś w końcu coś trzeba jeść. Zbieram się, obiad nie może się zbytnio opóźniać. Przepyszna zupa truskawkowa czeka…


22 lutego 2021
„Miłość i miłosierdzie”
Siostrą Faustyną byłam zafascynowana od zawsze. Odwiedziłam Głogówiec, jej rodzinny dom, kościół w Świnicach Wartckich, przeczytałam Dzienniczek. Koronkę do Miłosierdzia Bożego odmawiam codziennie wierząc w jej moc. Film wyemitowany wczoraj w telewizji nie uszedł mojej uwadze. „Film przedstawia zapoczątkowany przez polską zakonnicę św. Faustynę kult Bożego Miłosierdzia, który zyskał popularność na całym świecie. Ogromną rolę w jego propagowaniu odegrał papież Jan Paweł II.”
Według „Dzienniczka” 22 lutego 1931 Św. Faustyna, miała wizję Jezusa, który kazał jej namalować obraz Miłosierdzia Bożego. Kolejne widzenie dotyczyło ustanowienia Święta Miłosierdzia Bożego, obchodzonego w pierwszą niedzielę po Wielkanocy.
Dlaczego wybrano skromną dziewczynę, ze skończonymi trzema klasami szkoły, na propagowanie miłosierdzia? Nikt tego nie wie i nie zrozumie do końca. Miała widocznie przymioty duszy pozwalające jej zbliżyć się do Jezusa. W filmie zastosowano wypowiedzi osób związanych ze Świętą, miejsca jej pobytu. W zakonie wcale nie miała tak łatwo, w filmie nadmienia się tylko sposób wykonywania jej posługi w zakonie. Ciekawy był przykład nakładania twarzy Jezusa z obrazu i Całunu Turyńskiego.. Są sprawy dla nas niezrozumiałe i nierozpoznawalne, ale chyba na tym polega wiara. Czy cierpiała na cyklofrenię? Nie nam o tym sądzić, może taka jest droga do otwarcia się na inne światy? Nie wydaje mi się jednak, aby lekarz wydający taką opinię miał rację. Oto fragmenty Dzienniczka, tak pisze dziewczyna z trzema klasami szkoły?
"Wiedz, ile razy przychodzisz do Mnie uniżając się i prosisz o przebaczenie, tyle razy wylewam ogrom łask na twą duszę, a niedoskonałość twoja niknie przede Mną, a widzę tylko twą miłość i pokorę; nic nie tracisz, ale wiele zyskujesz"
(Dz 1293)
"Powiedz duszom, gdzie mają szukać pociech, to jest w trybunale miłosiedzia (tj. w Sakramencie Pokuty); tam są największe cuda, które się nieustannie powtarzają. Aby zyskać ten cud, nie trzeba odprawiać dalekiej pielgrzymki ani też składać jakichś zewnętrznych obrzędów, ale wystarczy przystąpić do stóp zastępcy Mojego z wiarą i powiedzieć mu nedzę swoją, a cud miłosierdzia Bożego okaże się w całej pełni. Choćby dusza była jak trup rozkładajaca 
się i choćby po ludzku nie było wskrzeszenia, i wszystko już stracone - nie tak jest po Bożemu, cud miłosierdzia Bożego wskrzesza tę duszę w całej pełni. O biedni, którzy nie korzystają z tego cudu miłosierdzia Bożego; na darmo będziecie wołać, ale już będzie za póżno" (Dz 1448).

Dom rodzinny siostry Faustyny, gdy ja odwiedziłam to miejsce nie był otynkowany, zbudowany był, tak jak wiele domów w okolicy z kamienia rożniatowskiego.


21 lutego 2021
Salomon – król Izraela i myśliciel – powiedział: Lepiej zdobyć mądrość niż nabywać złoto! Lepiej zdobyć rozum niż srebro pierwszej próby!
 To wskazówka dla wnuka. Co począć jak jedno i drugie niedomaga, albo gdy czegoś mamy nadmiar? Według mnie największym bogactwem jest osiągnąć szczęście. Wybierz co wolisz i co da Los. Dwadzieścia lat temu babcia rozpływała się w radościach. Mogłam trzymać na ręku i przytulać swojego wnuka. Tych lat nie zapomnę. Dobrze, że mam wnuka, że mogę się cieszyć jego poczynaniami, sukcesami i pierwszymi zauroczeniami. Czasu ma dla mnie coraz mniej, ale trudno, takie jest życie. Zdjęcie "rozmyłam" ale nie da się ukryć, że my, to my.
Szczęścia życzę w Dniu Urodzin. Jesteś takim wrażliwym i dobrym człowiekiem, chyba najlepszym z nas wszystkich. Niech los Ci młodzieńcze sprzyja. Babcia zawsze będzie w Ciebie wpatrzona.
 



20 lutego 2021

Ktoś się zainteresował moją samotnością - to jego wersja – i zatroszczył się o to, czy ja nie popadnę w depresję!? Naprawdę. Kiedy ja niby mam mieć czas na depresję, wokół tyle się dzieje, ja zajęta jestem od rana do nocy, interesuję się tyloma sprawami?! Są ludzie z takimi skłonnościami, to oczywiste, ale mnie to jak na razie chyba nie grozi, a co będzie jak przyjdzie skrajna starość, nie mam pojęcia. Może mnie zabiorą do lepszego świata w pełni sprawności fizycznej i duchowej! Świata już nie zawojuję, ale swój odcinek działań mam i tego się trzymam. Oto co mnie zainteresowało dzisiaj.
- Łazik NASA już z nami rozmawia i wysyła z Marsa piękne zdjęcia. "Uwielbiam skały". Zwycięstwo nauki. Świat idzie naprzód w penetracji kosmosu.
- Niedzielski ujawnił nowe dane nt. zakażeń COVID. "To potwierdzenie, że 3. fala jest w Polsce. Czy jesteśmy roztropnym narodem? Z tego co widzieliśmy z Zakopanem, chyba nie!
- Powołany na stanowisko pełniącego obowiązki dyrektora wrocławskiego IPN Tomasz Greniuch, wieloletni działacz skrajnego prawicowego ONR twierdzi, że z ruchem narodowców od dawna nie ma nic wspólnego. Naprawdę? Oj, chyba ktoś ma coś do ukrycia. Czy to jest mądra decyzja? Nie mają już nikogo innego na takie stanowisko???
- Codzienne transmisje mszy w TVP1, audycja publicystyczna promująca wartości rodzinne w TVP2, czy program na żywo prezentujący życie Kościoła w TVP Info - to niektóre ze zobowiązań telewizji publicznej wynikających z umowy podpisanej we wrześniu z episkopatem. O co chodzi? Przecież katolicy mają programy własne w telewizji i radio! Tam nie zaglądają?
- "Bashobora "wskrzesił" 27 zmarłych. Więcej niż Jezus. "Ojciec John jest raczej skromny". To naprawdę zaskakujące, ja nie życzę sobie, aby mnie wskrzeszono. Nigdy nie byłam zwolenniczką zmiany boskich planów, jak mam umrzeć, to umieram i nie chcę chodzić jak dziwoląg po świecie, jako ta, która wróciła. Sama bym się siebie bała!
Zima odchodzi chyba, rano była mgła. Nie będę wznosić okrzyku „Witaj Wiosno”, gdyż zima może się rozmyśleć i wrócić. Zima też mi się podoba, jest taka biała i skromna.


19 lutego 2021
Ostatnio życie poetek zajmuje dużo miejsca w moich myślach. Talent i uroda, a szczęścia w życiu brak. Coś zawsze zakłóca dni powszednie, odbiera chęć trwania. 
Sylvia Plath zm. 11 lutego 1963 w Londynie – amerykańska poetka, pisarka i eseistka, zaliczana do grona tzw. poetów wyklętych. Może w związku z rocznicą obejrzałam film „Sylvia opowiadający historię miłości amerykańskiej poetki Sylvii Plath z brytyjskim poetą Tedem Hughes. Oto fragment wiersza poetki.

List miłosny Sylvia Plath
Trudno opisać zmianę, jaką wniosłeś w me życie.
Jeśli teraz żyję, przedtem byłam jak martwa,
Choć jak kamień nic sobie z tego nie robiłam
Trwając w miejscu zgodnie ze zwyczajem.
Nie przesunąłeś mnie o cal, wcale nie —
Ani nie zostawiłeś mnie, bym ku niebu wzniosła znów
Małe ślepe oko, oczywiście bez nadziei,
Że ujrzę tam błękit lub gwiazdy…
 
Miłość połączyła ich od pierwszego wejrzenia, od pierwszej chwili wiedzieli, że muszą być razem, to miłość zabiła poetkę. Miłość bez granic może istnieć, może być kosmicznym wiatrem, może być kanwą poezji, ale także uczuć rozstajem, szaleństwem i zniweczeniem. Sylvia była chora, miała depresję i chorobę dwubiegunową, ale gdyby jej ukochany był tylko z nią, byłaby szczęśliwa i spełniona, jednak on był typowym siewcą nasienia, jednak kobieta mu nie wystarczała. Kochał ją miłością, jakiej nie był w stanie doznać u boku innej kobiety, ale zdradzał nieustannie. Ta, do której odszedł, zginęła pięć lat później taką samą śmiercią jak Sylvia zabierając ze sobą czteroletnią córeczkę. W tle oczywiście romans z inną kobietą. Hugens niósł za sobą śmierć i zagładę. Dopiero przy trzeciej żonie się ustatkował. Może poeci powinni wiązać się z kobietami,  z którymi nie łączą ich nici tkania wierszy? Ilekroć czytam wiersze Sylvi Plath coś się we mnie buntuje i pałam żądzą zemsty dla niewiernych mężów siejących zniszczenie.
Dla równowagi fragment wiersza Teda Hughesa, i o czym tutaj mówić! Broszka!!!

Jego obietnice były jak żarty chirurga
Jej obietnice ścięły mu wierzchołek czaszki
Zamierzała go sobie oprawić w broszkę
Jego przyrzeczenia powyrywały jej wszystkie ścięgna
Nauczył ją wiązać węzeł miłosny
Jej przyrzeczenia zatopiły jego oczy w formalinie
Na dnie jej tajnej szufladki
W ściany było nawbijane ich wrzasku

Trzeba mu przyznać, że dzieci bardzo kochał i opiekował się nimi całe życie, ale przecież one miały matkę...
 

 

18 lutego 2021
Popielec „Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz.” W imię pokory posypywana jest głowa człowieka. Nie uczestniczę w nabożeństwach w kościele ze względu na pandemię i na niskie temperatury, ale uczestniczę w mszach św. w tv. Wczoraj zagościłam w Skrzyszowie. Bardzo mi się tam podobało. Ksiądz stosujący wszystkie zasady obowiązujące w pandemii, mądre kazanie, szczególnie przemówiły do mnie słowa, że musimy nauczyć się być ludźmi, posypanie głowy popiołem to akt zrozumienia swojego miejsca na ziemi, ale nawet gdybyśmy wysypali garnek popiołu na głowę, nie pomoże to za wiele, gdyż za tym gestem muszą iść czyny – post, jałmużna szeroko rozumiana, nie tylko datki pieniężne ale pomoc w sferze duchowej i modlitwa. Datki wierni składali do koszyczków postawionych przed prezbiterium, ksiądz w maseczce, ręce zdezynfekowane, nie wygłaszanie formuły przy posypywaniu popiołem – taka była instrukcja papieża.

Znalazłam w internecie zdjęcie Jezusa uwięzionego w drzewie. Patrzę na nie i widzę Go uwięzionego przez ludzkie grzechy. To chyba bardzo stosowne zdjęcie na okres postu. Każdy odczyta je tak, jak sam będzie chciał, jak to czuje i rozumie. Starajmy się być lepsi dla bliźnich, na tyle, na ile nas stać w myślach, słowach i uczynkach. Zacznijmy od siebie, tak jest najprościej.



17 LUTEGO 2021

ONIEMIAŁAM, GDY PRZECZYTAŁAM, ZOBACZCIE SAMI, 80 LAT MAŁŻENSTWA , W ZGODZIE, W DOBRYM HUMORZE I Z ZADOWOLENIEM Z ŻYCIA. Gratulacje!!!

Są małżeństwem od 80 lat. "Dębowa" rocznica ślubu
Prawdopodobnie najdłużej żyjące małżeństwo w Europie i jedno z najdłużej żyjących na świecie mieszka w Ryczyskach w gminie Miastków Kościelny. Władysława i Jan Dadasowie przeżyli ze sobą... 80 lat i 10 lutego świętowali „dębową” rocznicę ślubu. W maju pan Jan obchodził będzie swoje setne urodziny.
Po „dębowych”, na kolejne rocznice nie ma nazwy, bo chyba nie przypuszczano, że można tyle lat być małżeństwem. Dokonali tego państwo Władysława i Jan Dadasowie z gminy Miastków Kościelny, którzy 10 lutego świętowali w gronie najbliższych 80. rocznicę ślubu. Prawdopodobnie są najstarszymi małżonkami na naszym kontynencie i pewnie jednym z najdłużej żyjących małżeństw na świecie. Tak przynajmniej wynika z dostępnych źródeł. Poznali się w maju 1940 roku, a już w lutym następnego stanęli na ślubnym kobiercu.
Ona miała zaledwie 17 lat, a jej ukochany był o trzy lata starszy. Ciężko pracowali na roli, a pan Władysław przez jakiś czas pracował jeszcze zawodowo. Wychowali pięcioro dzieci, cztery córki i syna, doczekali się jedenaściorga wnuków i piętnaściorga prawnuków.



16 lutego 2021
Studium zakładania rajstop! Zima zmusza staruszki do odziewania się w cieplejsze odzienie, zdrowie jest najważniejsze. Noszenie rajstop staje się koniecznością. Kiedy już po porannych ablucjach w łazience zaczyna się ubieranie, największą trudność nastręcza wciągnięcie rajstop. Cienkie, z domieszką wełenki zapewniają komfort, wygodę i utrzymują odpowiednie nagrzanie dolnych partii ciała. Prawa część rajstop nakładana jest na nogę zazwyczaj bez trudności. Należy ją odpowiednio naciągnąć, aby później równomiernie rozprowadzić po całej kończynie dolnej. Lewa część zwisając swobodnie lekko pokpiwa sobie z petentki, tak trzeba nazwać osobę ubierającą się, gdy ubiega się o przychylność tej części garderoby. Noga nie może jakoś trafić do otworu nie pozwalając na swobodne nałożenie rajstop. Chybotanie ciała zupełnie uniemożliwia obucie obu kończyn. Osoba ubierająca się opiera się o najbliższą szafkę, to jednak niewiele pomaga. Przysiada więc na taborecie będącym w zasięgu jej działań, jednak jego wysokość uniemożliwia nałożenie rajtuz. Ciągnąc za sobą niesforną część garderoby zmierza w kierunku fotela stojącego w pokoju, siada wygodnie i dopiero taka postawa umożliwia wciągnięcie całości rajstop ku wielkiemu zadowoleniu staruszki. Od tego trzeba było zacząć, a nie liczyć na to, że tak jak w czasach minionych czynność ta wykonywana była w locie i nawet nie zwracało się na to uwagi. To właśnie jest przywara starości - to, co kiedyś było czynnością lekką jak motyl, staje się operacją tak skomplikowaną, że konieczne jest zajęcie odpowiedniego miejsca, aby się powiodła. Przy nakładaniu leginsów sytuacja się powtarza. Zdobyta przez doświadczenie mądrość życiowa pozwala jednak na uniknięcie błędów. Jakoś staruszce udaje się dokończyć ubieranie, górne kończyny są o wiele sprawniejsze. Tak mija dzień, przychodzi wieczór. Ściąganie garderoby jest już łatwiejsze. Ach, tych lat ze sprawnością zakładania rajstop nie odda nikt… Wybrałam piosenkę z młodą panią Santor, jej też nikt nie odda lat. 

15 lutego 2021
Miałam od dłuższego czasu tylko jedno pragnienie, abym mogła iść do fryzjera! Włosy rosną mi już powolutku i mają grubość włosków niemowlaka. Nosiłam związane w malusieńką kituchnę. Moja córka zlitowała się nad biedną, zapuszczoną z wyglądu matkę, gdyż o fryzjerze nie ma co marzyć, przyniosła nożyczki i obcięła mi włosy. Zastrzegała się, że nie jest przecież fryzjerką, to przecież wiadomo, ale ma odwagę cywilną i cięła jak mogła najlepiej. Może i małe mankamenty są, ale ja jestem zadowolona i czuję się znacznie lepiej. Sami oceńcie jak wypadło strzyżenie. Oto staruszka w znienawidzonym selfie! Strasznie nie lubię robić sobie tak zdjęć. Muszę patrzeć na funkcje aparatu, aby jakoś nacisnąć. co tam trzeba, zamykam oczy, które i tak są zbolałe i wychodzi na to, że jestem prawie niewidoma. Tak jednak jest, a ja rzeczywistości nie upiększam, jest, jaka jest.
W ostatnim czasie z oczami mam kłopot. Mój współtwórca strony, wielce uczynny pan Piotr, szukając dla siebie w archiwum dokumentów, ma zawsze mnie także na uwadze i właśnie przysłał mi chyba z pięćdziesiąt stron wpisów w aktach notariusza z miasta Warty. Siedziałam murem, aby je chociaż z grubsza przejrzeć i prawie że nie mogę unieść powiek. Robię okłady z mocnej herbaty parzonej specjalnie w tym celu, gdyż pić nie mogę ze względu na ciśnienie, ale sam zapach mnie odurza. Postanowiłam, że będę przygotowywać tylko streszczenia aktów, a nie dokładne tłumaczenia i tylko jeden akt dziennie. Chwała dla Miłkowic to ważna sprawa, ale chodzenie o lasce dla niewidomych to trochę chyba uciążliwe zajęcie. Tak naprawdę, to powinnam skończyć chociaż jakiś kurs prawniczy, gdyż dla laika to zajęcie wielce absorbujące, muszę niekiedy czytać kilka razy, abym wiedziała o co właściwie chodzi, ale dam radę. Zabieram się do działania. Staruszki mają w sobie moc!



14 lutego 2021
Walentynki to święto zakochanych przypadające 14 lutego. Nazwa pochodzi od św. Walentego. „Zwyczajem w tym dniu jest wysyłanie listów zawierających wyznania miłosne (często pisane wierszem). Na Zachodzie, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych, czczono św. Walentego jako patrona zakochanych. Dzień 14 lutego stał się więc okazją do obdarowywania się drobnymi upominkami.”
Mamy święto, niby mamy, gdyż staruszkowie je ignorują z wiadomych powodów. Uroda jakoś ich się nie trzyma, same defekty, od góry do dołu. To nie to, że mam coś przeciwko wyznawaniu uczuć, jak są, to trzeba je uzewnętrzniać, gdyż inaczej nikt się nie domyśli, że są. Miłość jest ślepa, i jakaś prawda w tym jest. Jak się zakochasz, widzisz świat w innym wymiarze i osobę adorowaną także. Przecież ludzkość musi przetrwać! Problem tylko w tym, że na starość wszystko przybiera inny obraz. Taka staruszka, o staruszkach nie mówię, gdyż oni od urodzenia aż po grób są piękni i przystojni, bez względu na to jak wyglądają, ale staruszki są, jakie są. Zaczynając od góry; włosy przerzedzone i posiwiałe, twarzyczka ozdobiona siecią zmarszczek, sylwetka lekko przygarbiona, pierś zapadnięta lub na odwrót nadmiernie rozrośnięta, nogi spuchnięte niekiedy pokryte żylakami, wdowi garb zaznaczony, wewnętrzne narządy uszkodzone, pamięć osłabiona, demencja wzmożona, choroby liczne i wyraziste. Nie każdy ma wszystko, ale chociaż jedną dolegliwość ma, a niekiedy kilka. Nie wiadomo czy ukochaną czcić czy pielęgnować i wozić po lekarzach. Jak się kogoś kocha, to kocha, nawet wiersze się pisze dla wybranki serca. Cóż, miłość.
Zdarzają się jednostki wybitne, co nie znaczy, że szczęśliwe. Wczorajszy film o Whitney Houston poruszał serce i duszę. Jaka ona była piękna! Jaka zdolna, to wręcz boski talent. Wszyscy na niej żerowali, nawet własny ojciec, także mąż, nie mogąc pogodzić się z dominacją jej talentu. Zniszczyły ją narkotyki. Bałam się końcowych scen filmu, wolałam wyłączyć telewizor. Dlaczego człowiek nigdy nie może mieć wszystkiego? Nawet serduszko w Walentynki nie pomoże, no, trochę poprawi humor, to oczywiste. Wierszyk też może wywołać uśmiech na twarzy. Cóż, pomarzyć można.  

Tekst po przetłumaczeniu ściągnięty z internetu
Jeżeli powinienem zostać Byłbym tylko na twojej drodze Więc pójdę, ale wiem Będę o tobie myślał na każdym kroku A ja ... zawsze będę cię kochać, ooh Zawsze będę cię kochać ty Kochanie ty ... Mmm-mm Słodko-gorzkie wspomnienia - To wszystko, co zabieram ze sobą. Więc do widzenia. Proszę nie płacz: Oboje wiemy, że nie jestem tym, czego potrzebujesz I zawsze będę cię kochać Zawsze będę cię kochał Ty, ooh [Instrumental / Sax solo] mam nadzieję, że życie potraktuje cię łaskawie Mam nadzieję, że masz wszystko, o czym marzyłeś Życzę Wam radości i szczęścia Ale przede wszystkim życzę ci miłości I zawsze będę cię kochać Zawsze będę cię kochał Zawsze będę cię kochał Zawsze będę cię kochał Zawsze będę cię kochał Ja, zawsze będę cię kochać. Ty. Kochanie kocham cię. Zawsze będę... Zawsze będę cię kochać. Ooh Ooh



13 lutego 2021
Paweł Grzesiowski. - Powinniśmy więc przypomnieć sobie, jaki jest cel masowych szczepień. Szczepimy przeciwko śmiertelnej, ciężkiej postaci COVID-19, ale to nie oznacza, że dzięki samym szczepionkom powstrzymamy pandemię. Całe społeczeństwo dalej powinno stosować się do środków bezpieczeństwa. Obietnice, że po szczepionce personel medyczny może pracować bez masek, były po prostu niemądre i błędne - dodaje.
Z kolei prof. Ptaszyński przypomina, że nawet bezobjawowa postać zakażenia SARS-CoV-2 niesie za sobą duże ryzyko powikłań. - Mamy w szpitalu przypadki pielęgniarek i lekarzy, którzy przeszli COVID-19 łagodnie, ale po dwóch miesiącach wystąpił u nich kaszel. Badania wykazały, że to zwłóknienie płuc - opowiada prof. Ptaszyński. - Dlatego tak ważne jest, aby nawet po zaszczepieniu stosować się do środków bezpieczeństwa. Niestety, w Polsce dla wielu osób otrzymanie szczepionki równa się z zakończeniem pandemii. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że konieczność noszenia maseczek pozostanie z nami na bardzo, bardzo długo. Możliwe, że już nigdy nie wsiądziemy do samolotu bez maseczki ochronnej - dodaje.
Dobrze, że o tym się przypomina. Ludziom się wydaje, że można być bezpiecznym, gdy już się jest zaszczepionym, ale tak nie jest. Warto przeczytać, co na ten temat mówią specjaliści.
Ja jeszcze nie jestem zaszczepiona i trochę to potrwa zanim będę. Bardzo chcę uniknąć zachorowania. Pewności nigdy nie ma jak się sprawy potoczą. Lubię być zdrowa, co w moim wieku jest już sprawą nieco iluzoryczną, ale momenty się zdarzają. Dzisiaj obudziłam się po przespanej przykładnie nocy, nic mnie nie bolało, czułam się lekka i szczęśliwa. Byłam tak oszołomiona, że nie chciało mi się wstać z łóżka. Poleżałam w cieple, w stanie euforii zdrowotnej, ale przecież i tak wstać trzeba, a kiedy już staniesz na nogi, wraca rzeczywistość dolegliwości może nie śmiertelnych, ale uciążliwych. No trudno, myślę sobie, inni mają gorzej, nawet wstać nie mogą, a ja przecież normalnie funkcjonuję i uważam się za szczęśliwą. Zaraz zabiorę się za działania domowe i zaopatrzeniowe. Słoneczko świeci, pogoda piękna, jestem w gotowości do przeżycia dnia ciesząc się, że mam go tutaj, na tym świecie. Narzekamy, ale się cieszymy, że żyjemy.



12 lutego 2021
Już południe, a ja siedzę jak oniemiała i przeżywam porażkę. Zamówiłam w antykwariacie książkę traktującą o zabytkach powiatu tureckiego z roku 1959 mając cichą nadzieję że znajdę tam coś o dworze w Miłkowicach. Czekałam pełna napięcia na kuriera i doczekalam się. Kilka linijek o kościele w Miłkowicach, krótkich i lapidarnych. Nie mogę tego przeżyć, zapłaciłam 30 zł, wyszukałam najtańszą, to fakt, ale zawsze. Gdyby tam był dwór, dołożyłabym drugie tyle, ale o kościele wiem dużo i nie muszę za to płacić. Zobaczyłam jednak zdjęcie baszty w Wyszynie, gdzie byłam już dwa razy, gdyż miejscowość ta leży na trasie Turek - Konin. Pobyt pierwszy, gdy noc już ogarnęła świat, zaowocował takimi doznaniami. Sami poczytajcie. Jak lubicie opowieści z dreszczykiem możecie zajrzeć na stronę
 milkowice.pl.tl/Mi%26%23322%3Bkowska-Sfera-Nieznanego.htm
Baszta w Wyszynie
Jadąc z Turku do Konina mija się po lewej stronie drogę, która wiedzie do starego zamku w Wyszynie.
Do obecnych czasów zachowała się w całości jedna z baszt połączona murem z ruinami drugiej baszty frontowej oraz piękny kościół drewniany pobudowany na planie szesnastoboku. Świątynię nakrywa blaszany dach w kształcie dwóch ułożonych jeden na drugim dzwonów. Tyle w skrócie Wikipedia.

Bogata historia zamku zachęciła przyjezdnych do odwiedzenia Wyszyny. Zmrok kładł się już na jesiennych polach, ziemia pachniała odkrytymi skibami, słońce chowało się za horyzont, ale postanowili, że tylko zerkną na pozostałości zamku i wrócą do głównej drogi. Pozostawili samochód obok baszty i poszli obejrzeć kościół, gdyż jego sylweta prześwitywała przez ogołocone już o tej porze roku drzewa. Obeszli wokół budowlę, zamkniętą oczywiście na cztery spusty, ale nie było sensu niepokoić o tak później porze księdza, i wrócili z powrotem na teren przy zamku. Noc już zapadła, szybko i niespodziewanie, tak jak to jesienią bywa, gdy słońce już zgaśnie. Obeszli jeszcze zabudowania, które zalegały na fundamentach zamkowych, zamieszkałe już przez nowych mieszkańców i skierowali się ku baszcie. Wtedy jedna z uczestniczek wyprawy opowiedziała historię ostatniej córki z rodu Grodzieckich, pierwotnych właścicieli zamku, którą spotkała tragedia.
"Zakochana w ubogim młodzieńcu uwięzionym zdradziecko przez rywala, zgodziła się oddać rękę i majątek nienawistnemu człowiekowi w zamian za życie i wolność ukochanego. Zazdrosny mąż zabił jednak młodzieńca, a ze skóry nieszczęśliwego kazał sporządzić fotel, w którym umieścił młodą żonę twierdząc, że oddaje ją w ramiona kochanka. Nie wytrzymało tego serce młodej pani, która z rozpaczy rzuciła się z baszty wprost do stawu okalającego zamek."
Zrobiło to na słuchaczach duże wrażenie. Przechodząc przez mostek na dawnej fosie obronnej zauważyli ze zdziwieniem, że w jednym z okien baszty pojawił się biały, mały kotek. Ciemno było choć oko wykol, a kotek w oknie był widoczny jak na dłoni. Nikt się tym specjalnie nie przejął, w końcu to było mieszkanie kotka i mógł u siebie pokazywać się w dowolnym miejscu. Za chwilę kotek ukazał się już na wyższej kondygnacji, i tak sobie wędrował w górę i w dół świecąc bielą futerka. Może to był duch nieszczęśliwej kobiety, nie mogący opuścić tego miejsca. Miłość opłacona taką ofiarą widocznie trwa wiecznie…
Wszyscy wsiedli już do samochodu będąc pod wrażeniem okrucieństwa zazdrośnika, ale pojawił się problem – w którą stronę jechać? Nikt nie miał pojęcia. Pojechali więc przed siebie, byle oddalić się od złowieszczego miejsca. Szybko okazało się, że droga prowadzi do jakiegoś gospodarstwa. Zawrócili błądząc tu i tam, aż w końcu znaleźli się na bitym trakcie. Odetchnęli z ulgą. Dojechali do głównej drogi i wszystko stanęło znowu pod znakiem zapytania, gdyż nie było wiadomo w którą stronę jechać do domu. Szczególnie jeden z uczestników wyprawy zamkowej denerwował się, gdyż nigdy nie zdarzyło mu się zgubić orientacji w terenie, a teraz nie wiedział gdzie się znajduje. Udano się więc przed siebie licząc na to, że przecież przy głównej drodze są drogowskazy. Tak też się stało, to one dopiero wytyczyły kierunek jazdy.
Po jakimś czasie, już w dzień, odwiedzono Wyszynę. Nikt nie mógł uwierzyć, że tam można było się zgubić. Zwiedzono wtedy dokładnie kościół, ksiądz przedstawił swoje stadko gęsi, które dożywało ostatnich dni, gdyż nikt nie miał zamiaru uśmiercać gęgających mieszkańców probostwa. Wyszyna warta jest odwiedzenia, jednak lepiej robić to w dzień, bezpieczniej.



11 lutego 2021
Jest nowa opowieść pana Antoniego. Dotyczy szkolnictwa na terenie Miłkowic, a co za tym idzie na terenie całej Kongresówki, gdyż tutaj ulokowane były Miłkowice. Zapraszam
https://hallas.pl.tl/5-.--Szkolnictwo.htm
Mamy dowód, że trzy osoby w XV wieku studiowało na Akademii Krakowskiej!!! W tej księdze jest to zapisane. 
Jak widać, kończy mi się miejsce i w przyszłości będę musiała wszystko upychać po kilka opowiadań na podstronie. No trudno, przeżyjemy i to.

Tak sobie myślę o tym podatku, który mają płacić media. To jest sprawa trudna. Podatki powinni płacić wszyscy w zależności od dochodu, i media chyba płacą. Takie zdzieranie z najbogatszych, aby dać swoim, bo na to wychodzi, to nie jest sprawa czysta.

Pamiętam z PRL podatek zwany domiarem, który mojego tatę pogrążył. Chcieli zgnieść prywatną inicjatywę, zdzierali tyle, że nie można było nawet na to zarobić i trzeba było zwijać żagle. Tutaj chyba chodzi dokładnie o to samo. Co z tego, że Kurski zapłaci, jak i tak dostanie i to o wiele więcej, inni nie mogą na to liczyć. To jest sprawiedliwe.
Tak też jest np. z emeryturami i płacami. Płacimy podatek, państwo musi mieć pieniądze, to oczywiste, idziemy do sklepu, kupujemy jakieś towary i znowu płacimy podatek. To w końcu ile tych podatków płacimy? Na zdrowy rozum podatek powinien być jeden.
Zawsze silniejszy chciał dominować. Piszę o tym także w opowiadaniu o szkołach. Nie o podatkach, tylko o poziomie szkolnictwa. Im ludzie mniej wiedzą o świecie, tym łatwiej nimi rządzić. Car realizował właśnie taką politykę. Nie mówię, że rząd chce zapędzić w kozi róg, sytuacja jest tak trudna, że chyba dawno takiej nie było, ale dobijanie ludzi, aby zamknęli usta to sprawa nieelegancka. Te biedne dzieci kształcone sposobem internetowym, to też ciężka sprawa. Jak to dłużej potrwa, będzie to pokolenie cofnięte nieco.
Tłusty czwartek, a ja jakoś wcale nie mam ochoty na pączka. Nie mogę też wyjść, gdyż czekam na kuriera. Mam dostać z antykwariatu książkę o zabytkach w powiecie tureckim z 1952 roku. Wymienione tam są Miłkowice. Ciśnienie mi podskoczy, nie ma dwóch zdań, jak kurier dzisiaj się nie zjawi. Co mi tam pączki, ja chcę zdjęcie dworu. Przez przypadek znalazłam opis Miłkowic na stronie niby historycznej, ale co tam napisano, to jestem naprawdę zbulwersowana. Sami zajrzyjcie. https://milkowice.pl.tl/Nowo%26%23347%3Bci.htm



10 lutego 2021
Nade mną wisi jakieś fatum! Ciągle zdarzają mi się jakieś usterki domowe. Noc z - 20 stopniowym mrozem to była trauma. Ujawniły się wszystkie usterki okienne, gdyż wiatr dął w moje okna bez opamiętania. Jedno okno miałam jeszcze na gwarancji, wczoraj zgłosiłam się z problemem do firmy i o dziwo, dzisiaj już przyszedł bardzo przystojny młodzian, podkręcił coś tam i podobno ustabilizował sytuację. Ma jeszcze przyjść w następnym tygodniu z dodatkowym zaciskiem czy czymś takim. Zobaczymy jak się sprawy ułożą.
Wczorajsza wyprawa ulicami miasta miała dodatkowe atrakcje, część chodników wyskrobana była do gołej powierzchni, część zostawiona sobie samej - dołem lód, na wierzchu śnieg, a na obrzeżach chodników przechodnie w wężowych skrętach ciała w celu utrzymania równowagi posuwając się do przodu nieomalże tanecznym krokiem. Każdy chciałby dojść w całości do domu! Dzisiaj pogoda piękna, słońce, prószy pylisty śnieg, ale ja siedzę w domu, nie ma co kusić losu. Mam dużo czasu, rano trzeba było się zerwać z łóżka, aby zdążyć wszystko ogarnąć przed przyjściem fachowca. Będę mogła zająć się sprawami opóźniającymi się, że względu na przeszkody życiowe.
Problemem jest też tłusty czwartek, o jakieś pączki trzeba będzie się postarać, tradycja to tradycja, stareńka już przecież, ale nowsza też spędza mi sen z oczu, Walentynki! Boję się, że się nie opędzę od adoratorów ślących Pocztą Kwiatową bukiety kwiatów z ukrytymi bilecikami, w których będą wyznania miłosne!!! Dobrze, że chociaż teraz nie ma mody na pojedynki. Takie strzelanie się o cnotę i honor swojej damy serca, to dopiero emocje. Czy gdy taki pan zginął w pojedynku, to ta, o którą się pojedynkowali musiała uczestniczyć w pogrzebie? Odpowiedzi nie udzielę, gdyż strony portali internetowych czarne całe. Podobno rząd szukając pieniędzy ma nałożyć podatek od reklam. Nie wiem jak długo to potrwa, gdyż każdy walczy o swoje…
Piosenka z ładną i wdzięczną Anią Popek, zachęcającą do wyznań miłosnych, aż miło patrzeć, naprawdę.


9 lutego 2021

Odmroziło nieco, taki mróz już nam nie jest straszny, a że pada biały śnieg, niech pada. Ludzie we wszystkim znajdą radość. Chociażby nasza kochana pani Krysia Pawłowicz! Osłabła nieco w gadaniu głupot, to chyba dobrze, ale ma inne problemy, musi dbać o zdrowie i urodę. Czas jest bezlitosny, a ona przecież chce być kobietą zniewalającą. Urody jej natura nie poskąpiła, gorzej z innymi przymiotami.
„Sędzia Trybunału Konstytucyjnego Krystyna Pawłowicz wraz z dwoma funkcjonariuszami Służby Ochrony Państwa przebywała w hotelu Malinowy Zdrój w Solcu-Zdroju.” I co, nie wolno jej?! Władza daje przywileje! Okłady, borowiny, maseczki, kąpiele i człowiek jest jak nowy. Mogłaby przecież, jak całe rzesze kobiet, robić sobie okłady z folii aluminiowej aby wyrównać pracę organizmu. https://portal.abczdrowie.pl/owijanie-folia-aluminiowa-zobacz-na-co-pomaga-wideo Nie byłoby obciachu, a na dolegliwości leczone tanim kosztem, mogłoby zadziałać. Pani Krystyno, jak można żłopać z pieniędzy podatników i na dodatek wbrew zaleceniom władzy. Trochę wstyd, prawda?


8 lutego 2021
Osiecka nie daje mi spokoju, jak widać, nie tylko mnie. Serial trochę mnie dołuje, nie chcę mówić źle o aktorach, przecież każdy jest, jaki jest, ale to nie to. Ze wszystkich stron napływają informacje i filmy od znajomych, przecież Osiecka to nie byle kto. Kurski musi się zdobyć na jeszcze jeden serial zadawalający publikę! Osiecka to była nie tylko bardzo inteligentna osoba, zdolna poetka, nie żadna tam tekściara, taką kartkę jej przypięto, ładna, zgrabna, wrażliwa kobieta. Kochliwa to fakt, wręcz nie do opanowania w ilości kochanków, podobno… ale dam sobie spokój z preferencjami seksualnymi, alkoholiczka, no niestety. Z tym się człowiek podobno rodzi, jak nie zacznie pić, to nie wie, co w sobie nosi i życie przeżyje spokojnie, ale jak zacznie, to już jest trudno się rozstać z alkoholem.
Oglądałam film o Osieckiej z jej udziałem, aż roi się od nich teraz na You Tube, ale wszystkich nie zdołam przecież obejrzeć. Pani Agnieszka zastanawia się jak wygląda jej ojczyzna, i wyobraźcie sobie, dla niej ojczyną jest polska gramatyka!!! Każdy ma swoją ojczyznę, a wczoraj w telewizji pokazano tak pisownię wyrazu LUT w sklepie. I co to jest? Lód, lud, ale lut??? Ojczyznę każdy taką ma, na jaką zasłużył!
Dopisek: Lut – spoiwo lutownicze
Lut – pustynia w Iranie
LUT – niemiecka torpeda z okresu II wojny światowej
Ja w nocy walczyłam z dujawicą, prosto w moje okna, i mrozem - 18. Dygotały firanki, kaloryfery omdlewały od grzania, a w mieszkaniu ziąb. Kleiłam, zakrywałam, w ruch poszły ręczniki i koce. Jakoś zdołałam doprowadzić do normalnej temperatury, ale i tak kołdrę ociepliłam dwoma narzutami. Dzisiaj też robiłam, co mogłam, aby się odizolować od zimy biorąc pod uwagę względy estetyczne, przecież jakoś muszę się zabezpieczyć chociaż do końca lutego, gdyż tak długo ma harcować mróz w naszej ojczyźnie kochanej. Jakoś trzeba będzie to przetrwać. Teraz zadyma za oknem, radio PiK podaje ostrzeżenie, że do nocy, a nawet po ciemku będzie mrozić, dąć i dawać znaki, że zima jednak jest.
Najzimniejsze zimy: 1928-1929 najniższą zarejestrowaną temperaturą było -40,6 st. w Żywcu, zaspy dochodziły do 4 metrów, pod Bydgoszczą pojawiła się wataha wilków licząca 60 osobników! Jakby teraz otoczyły to miasto, to nawet do sklepu człowiek by nie wyszedł  ze strachu, że go wilki rozszarpią. I tak śmieć, i tak!
29 grudnia 1978 roku dotarła do Polski aura określana do dzisiaj mianem "zimy stulecia". Pamiętam ją dokładnie, gdyż musieliśmy nawiedzać mury szkoły, mimo, że dzieci tam nie było. Oszalałe z mrozu sikorki wpadały przez otwierane przez wchodzących drzwi wejściowe i zabijały się o ściany. To było straszne, najbardziej mam to w pamięci.
Najdłuższa zima, kiedy pokrywa śnieżna utrzymywała się przez 123 dni, miała miejsce w latach 1995/96. W 1984 i 2001 r. śnieg utrzymywał się do 28 kwietnia. Tak niedawno, a prawie się tego nie pamięta. Jak zdołamy przeżyć obecną zimę, mam taką nadzieję, ale zima też utonie w mrokach zapomnienia.




7 lutego 2021
Staruszka jest oszczędna, skrzętnie gromadzi rzeczy niby zużyte, ale może jeszcze przydatne. Bywa, że się przydają i służą jej albo komuś potrzebującemu. Zaokienny termometr, który odpadł ze dwa lata temu od szyby, nie został wyrzucony, gdyż szczerze powiedziawszy nie bardzo wiedziałam gdzie mam go wyrzucić, nikt nie daje instrukcji, co zrobić z rtęcią. Został włożony do ozdobnej butelki i w kąciku okna służył do pomiaru temperatury we wnętrzu. Ponieważ już druga osoba, która mnie odwiedziła, przecież ludzie bywają w kontaktach, zacierając ręce z zimna stwierdziła, że w samochodzie termometr wskazywał – 12 stopni, trochę mnie to zbiło z pantałyku. Podprowadziłam osobę do okna i wskazałam na pomiar temperatury. U mnie było – 5! Termometr jest przyklejony do szyby w miejscu gdzie na ścianie w mieszkaniu jest kaloryfer. Widocznie ściana i szyba także jest nagrzana, termometr mierzy więc to, co dostaje. Jest to też dowód na to, że ciepło traci się przez szyby, ale przecież nikt nie będzie siedział w ciemnościach z oknami zasłoniętymi roletami. Wystawiłam więc mój dawny termometr za okno, przycisnęłam donicą z bluszczem i teraz mam dwa pomiary. Drugi to – 9. Postanowiłam, że jak tylko mróz odpuści, kupię nowy termometr i umieszczę w miejscu, gdzie nie będzie dogrzewany. Teraz czekam na żółty śnieg! Na południu już podobno jest. Sahara też chce użyć zimy i wysyła przednią flankę piachu do Europy. Moja córka zrobiła mi niespodziankę przesyłając dwór spowity w śniegi. Jestem wdzięczna za pamięć o mnie i dworze. Tam im musiało nieźle nawiewać, gdyż wieś otaczającą dwór nazywano Zaspy Miłkowskie. Mam już teraz wyobrażenie jak to musiało wyglądać. Wszystkie niespodzianki przyjęłam ze spokojem ducha, tak jak to przystoi staruszce.




6 lutego 2021

Dzień zaczął się od niespodzianki. Wstałam o koło 12! Tak się złożyło, gdyż spać poszłam grubo po północy. Słońce ostro przypiekało, byłam zdziwiona, że już od rana pełne jest werwy. Kiedy jednak spojrzałam na zegarek, oniemiałam. Podeszłam do okna, na moim termometrze temperatura dodatnia, a śnieg skrzy się w ostrym mrozie, ale przestałam już dawać wiarę mojemu miernikowi temperatury, coś go chyba ubodło i robi mi psikusy. Widzę, że ostry mrozik. Na poboczu boiska nieznaczne obniżenie owocuje zamarzniętą ślizgawką. Na środku, trudno dać wiarę, ale to się zdarzyło naprawdę, basset z długimi uszami, w kubraczku, leciutko ślizgał się po lodzie, a w chwilach zastoju lizał go wyraźnie się delektując smakiem. Właścicielka nie przeszkadzała mu w używaniu uroków zimy, czekała aż się znudzi przyjemnościami, których dawno nie mógł zażywać, gdyż nie mieliśmy zimy, a teraz niespodziewanie mamy i zanosi się, że będziemy mieli na dłużej. Ja dzisiaj chyba nie wyjdę, muszę coś w domu też zrobić. Będę w ruchu w czasie sprzątania, o szarej godzinie, gdyż już lekko mrocznieje. Boję się takiego siedzenia w domu. Wczoraj poskarżono mi się, że osoba przestrzegająca zasad „domówki kowidowej”, nie tanecznej, tylko siedzeniowej, dostała zastój żylny! To właśnie następstwa bezruchu. Kiedy roztoczono przed moim wyostrzonym dostrzeganiem złych stron starczego życia instynktem wizję odcinania palców, nóg po kawałku, miałam dosyć. Nawet, gdy nie wyjdę na dwór z racji mrozu, będę tańczyła i maszerowała przy muzyce w domu. Wszelkie ograniczenia wolności to dla mnie mordęga, ale brak kończyn to już tragedia.



5 lutego 2021
Dzisiaj od rana siedzę przy komputerze. Starałam się wygładzić, angażując trochę moją córkę do korekty i rysowania, taki już los córek! Zamieściłam na stronach i zapraszam chętnych do przeczytania i oczywiście zachwycenia się Miłkowicami. Przecież to moja rodzinna ziemia, poświęciłam przywróceniu jej historii z mroków cienia ładnych kilka lat. Wcale ich nie żałuję, a wręcz przeciwnie, cieszę się, że się udało. Mam kilka spraw jeszcze nierozwikłanych, ale to nie jest tak łatwo, gdy nie ma się możliwości dostępu do archiwów. Spenetrowałam Konin, ale Sieradz znalazł się poza moim udziałem i to dzięki panu Piotrowi Tameczce, młodemu człowiekowi, którego znam tylko przez kontakty internetowe, mogłam wzbogacić wiedzę o dworze w Miłkowicach. Jestem mu naprawdę wdzięczna i serdecznie dziękuję za wszystko, co zrobił. Materiały mogą być jeszcze w Archiwum w Kaliszu, ale jak ja mam tam dotrzeć??? Ludzie, których w Kaliszu znałam, powymierali albo się wyprowadzili, a trzeba kogoś operatywnego, aby sobie radził z poszukiwaniami. Ja jeszcze tam napiszę, ale płacenie za poszukiwania nie jest w mojej gestii. Piszę z płonną nadzieją, że może ktoś się znajdzie chętny do pomocy. Zobaczymy. Gdzieś to zdjęcie lub obraz dworu w Miłkowicach musi być, mało już mi dworu, ja jeszcze chcę informacji o zamku, gdyż taki tam na pewno w minionych wiekach był, a ja jestem powołana do odkrywania kart historii.
Zapraszam do zapoznania się z opowiadaniem dziadka Antoniego
https://hallas.pl.tl/4-.--%26%23379%3Bycie-ludzi-w-Mi%26%23322%3Bkowicach.htm
a kto ma większe ciągoty historyczne na stronę Miłkowic, gdzie w przystępnej formie opowiedziałam o życiu ludzi na wsi, na konkretnej wsi – Miłkowice.
https://milkowice.pl.tl/4-.--Mi%26%23322%3Bkowice-wie%26%23347%3B.htm
Właśnie sobie przypomniałam opowieść o tym, jak moja prababcia, ta na zdjęciu, starała się, aby pieniądze zarobione przez pradziadka w Ameryce, gdy jego nie było w Polsce, nie zaginęły, nosiła je w woreczku pod spódnicą, a konie, które kupili w celu obróbki roli trzeba było jakoś upilnować przed kradzieżą, gdyż amatorów łatwego zarobku było wielu, przyprowadziła je z parobkiem do jednej izby mając nadzieję, że zapewni im bezpieczeństwo. Chyba ktoś uśpił domowników, gdyż w nocy spali kamiennym snem. Podkopano się pod dom i konie uprowadzono. Prababcia później tak się bała, że zostanie okradziona, że spała w nocy w stercie gałęzi na podwórku lub innych miejscach, aby jej nikt nie wyśledził. Pradziadkowie dokupili 20 hektarów ziemi, mieli duże gospodarstwo. Włościanie byli szczęśliwi że nareszcie mieli swoją ziemię. Zaproszenie na wesele jest wielce obiecujące, nie wszystkich jednak było na takie przyjęcie stać. Muszę to dopisać, gdyż ludziom się wydaje, że wtedy żyło się tak bogato, ale to pozory, na wszystko trzeba było zapracować.



4 lutego 2021
Most w Bydgoszczy zbudowany w czasie rządów PO!!!
Nic mnie tak nie bawi jak Dziennik TVP! Wczoraj obwieścili, że most zbudowany w czasach rządów PO wymaga już napraw. Śmiałam się w głos, nie mogłam się powstrzymać. Znowu wina Tuska!!! Przykra to sprawa, most zamknięty, kierowcy psioczą, ale bezpieczeństwo najważniejsze. To jest Most Uniwersytecki, pierwotnie miał nosić imię Lecha Kaczyńskiego, ale się wycofano z tej propozycji. Chwała Bogu! Gdyby nosił takie imię, już Tusk by się nie wywinął. Może on stał przy budowniczych i domagał się wprowadzenia usterek?
„Przeprowadzenie rutynowej kontroli pozwoliło urzędnikom ustalić, że doszło do odkształcenia elementów konstrukcyjnych mostu. Z tego powodu wykonano ekspertyzę, której celem miało być określenie powagi sprawy. - Elementy konstrukcyjne, które były brane pod lupę, nie są mocne na tyle, żeby bezpiecznie przenosić siły z lin, które podtrzymują most, na pomost. Można przypuszczać, że już na etapie projektu były jakieś niedociągnięcia - ocenił autor ekspertyzy dr hab. inż. Krzysztof Żółtowski.
Wybudowany w 2013 roku most okrzyknięty został chlubą miasta, ale jest też ważną przeprawą, z której każdego dnia korzysta średnio 15 tysięcy kierowców. Rzecznik prasowy bydgoskiego ZDM-u zapowiedział, że "miasto będzie szukać winnego i walczyć o pieniądze na naprawę".
Jaki sens szukać winnego, Tuska postawić przed sądem, niech się tłumaczy. O to przecież chodzi.  Nazwiska Tuska nie wymieniono, tylko mówiono o PO, ale to się słyszy w tle – wina Tuska!!! Dlaczego oni tak się tego człowieka boją?!



3 lutego 3031
Prószy śnieżek i ma nie ustawać do jutra rana. Napada, zobaczymy tylko, czy damy radę brodzić w takich zwałach. Piekłam od rana babkę babci, tak się nazywa w moim zeszycie. Postanowiłam uczcić wczorajsze imieniny babci Mani, która w każde wakacje musiała często realizować takie wypieki. Cztery wnusie skupione wokół prodiża, kiedy jeszcze ciasto było ciepłe z niecierpliwością czekały na degustację. Świeże powietrze, nieustanne zabawy, wyprawy nad rzekę dawały gwarancję, że wszystko zniknie w oka mgnieniu, i tak bywało. Najczęściej babka była posypana cukrem pudrem, gdyż na lukier nie było już czasu. Przepis jest prosty, 3 szklanki mąki, 1 szklanka cukru, 1 szklanka mleka, 4 jajka, 15 dkg masła lub margaryny, 2 łyżeczki proszku do pieczenia i jakiś zapach. Pianę należy ubić oddzielnie. Właśnie wyjęłam babkę z piecyka. Ja jednak zdołam chyba zrobić lukier lub polewę czekoladową. Oczywiście wypiekiem się podzielę. Doszłam do wniosku, że nie ma co sobie robić ograniczeń, jem ciasta czy nie, waga stoi w miejscu. Lepiej być zadowoloną z życia osobą, niż marudą myślącą tylko o tym, co jej wolno, a co nie.
Kiedy już spróbuję babki, zabiorę się do pisania rozdziału o wsi Miłkowice, a tak naprawdę o życiu na wsi w XVIII wieku. Warunki życia były siermiężne, ale ludzie nie narzekali, innych wymogów do życia nie mieli, gdyż nie wiedzieli, że mogą inne być. Żyli, i to było najważniejsze. My też żyjemy na takim poziomie, na jaki nas stać. Zaczynam przemyśliwać o kupnie odkurzacza dającego sobie radę z odkurzaniem bez mojej pomocy. Sam po zaprogramowaniu posprząta. Trzeba iść z duchem czasu, po co schylać się i szarpać ze szczotką odkurzacza. Przecież jestem staruszką, prawda? Tak naprawdę to powinna być automatyzacja wszystkich prac domowych, a ja, jako osoba pisząca Dniewnik, powinnam mieć jakąś aplikację, albo urządzenie, pozwalające wychwytywać moje myśli, gdy rankiem się budzę i mam już gotowy, dowcipny wpis, ale gdy nie zostanie zapisany, za dwie godziny już nie wiem, czego miał dotyczyć. Może nie ja, gdyż taka operatywna nie jestem, ale inni ludzie powinni pochylić się nad takim projektem. Ja nie mówię o dyktowaniu tekstu, tylko o wychwytywaniu moich myśli, oczywiście za moją zgodą, gdyż inaczej wszyscy by wiedzieli co się tam kłębi w mojej głowie, a tego to ja już bym nie chciała.



2 lutego 2021
Myślę o ostatnim odcinku Osieckiej i powiem szczerze, że boli mnie serce, a litość splata ręce do modlitwy, a może współczucia? Rozumiem, że ktoś nie urodził się z powołaniem do bycia żoną i matką, nie jest w stanie odnaleźć się w tej roli. Łzy tutaj niewiele pomogą, dziecko potrzebuje matki, niekończącej się opieki i zainteresowania. Trudno, ta rola życiowa jej nie wyszła. To jednak, co się z nią działo, kiedy wdała się w romans z Mentzelem, ponad piętnaście od niej młodszym mężczyzną, kolegą Passenta z Polityki, tego już nie mogę sobie nijak wytłumaczyć. Facet ją poniża, sama mówi w filmie, że się wstydzi być w jej towarzystwie, a ona jakby zaczadziała w tej miłości, kupuje mu mieszkanie, siedzi pod drzwiami, gdyż nie może wejść, nie ma kluczy. Co człowiekowi daje taka miłość?! Podobno geny zdrady przynosi się ze sobą na świat. Osiecka dobra była w miłości w wierszach, w życiu chyba jej to nie wychodziło.
„Sanatorium Miłości”, tam dopiero się dzieje. Podobno ludzie się zgłaszają do programu w poszukiwaniu uczuć i drugiej połówki. Może i tak, ale chyba bardziej dla rozrywki, przeżyć, których brakuje. Akurat ktoś zadzwonił, nie mam więc ciągłości zdarzeń, ale ta fioletowa fryzura jednej z uczestniczek, czy raczej peruka, była chyba nie na miejscu. Czytam też, że: „Wiesław wyznał wprost, że w żadnej z kuracjuszek nie widzi kobiety dla siebie i gdyby poznał panie wcześniej, nie wziąłby udziału w programie.” O co się na niego obrażać, że powiedział prawdę? Widocznie nie gustuje w tego rodzaju paniach. Ważne, że ludzie dobrze się bawią, tworzą grupę dość ze sobą zżytą, a to, że kobiety już są zazdrosne o uczucia, które tylko one pielęgnują, to już przesada. Przy okazji przeciętny widz przy jednym i drugim zdarzeniu cieszy się chyba, że to nie jego udziałem są takie dramatyczne przeżycia i wydarzenia życiowe, które go na szczęście ominęły.



1lutego 2021

Zacznijmy może od sprawy najważniejszej. Luty to miesiąc skomasowanych urodzin córek i wnuka.  Dzisiaj zaczynam od urodzin starszej córki Katarzyny, piszę w takiej oficjalnej formie, gdyż już się kwalifikuje do szacunku, chociaż nie wygląda na swoje lata. Złożę życzenia całej trójce, przecież nie będę co kilka dni wznawiać obrzędu. Zdrowia Wam życzę, obejścia kontaktu z koronawirusem, reszta to wypadkowa rozdania tych życzeniowych kart.

Oczywiście najpierw życzenia składam osobiście, nie ma sensu najpierw wmanewrować się w obwieszczenie o tym radosnym wydarzeniu na Fejsiku, a później dopiero dzwonić do jubilatów. Oto moje córki, starsza Kasia i młodsza Joanna, która w następny poniedziałek będzie jubilatką. Zdjęcia wnuka nie ma z wiadomych powodów. Ja jako matka też pozwoliłam sobie tutaj zaistnieć. Zdjęcie samo weszło mi w oko, szczególnie ramka mnie ujęła.

Zdjęcie Katarzyny zrobiłam na Skype, prosząc o pozwolenie, a nie tak jak niektórzy to robią, ukradkiem, drugie, Joanny, to kadr z audycji lokalnej telewizji, gdzie zamieszczono z nią filmik o działaniach organizacji Stukot wspierającej zwierzęta. Jakość zdjęcia może jej nie satysfakcjonować, gdyż sama jest utalentowaną fotografką, ale trudno. Jesteście moją największą radością, nie potrafię sobie nawet wyobrazić jak bez was wyglądałoby moje życie.

          


  



luty 2012

1 lutego 2012
Postanowiłam w styczniu, że wpisy w lutym będą miały zabarwienie bardziej poetyckie.  Takiego scenariusza jednak nie przewidziałam. To bardzo smutna wiadomość.

Nie żyje Wisława Szymborska.

Miała 89 lat. Poetka zmarła dzisiaj w swoim domu w wieku 89 lat.
Życie bez Szymborskiej? Niewyobrażalne! – powiedział w jednym z wywiadów jej sekretarz Michał Rusinek. A jednak będzie musiało być możliwe…
Odeszła nasza noblistka, autorka pięknych i mądrych wierszy.


Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.

Choćbyśmy uczniami byli
najtępszymi w szkole świata,
nie będziemy repetować
żadnej zimy ani lata.




         

3 lutego 2012

Wydawać by się mogło, że tylko polskie kobiety zmagają się z plagą mężowskich skarpetek, które nie wiadomo dlaczego leżą w najbardziej nieoczekiwanych miejscach mieszkania. Ale gdzie tam, dzisiaj pani Obama uskarżała się w Teleexpressie, że też niestety zbiera mężowskie skarpetki! To jakaś plaga, która rozprzestrzeniła się już chyba po całym świecie. Dlaczego oni to robią?! Nie pomagają groźby ni prośby, jeden, dwa dni spokoju ,gdy już w domu drżą szyby od upomnień żony i wszystko zaczyna się od nowa. Może to już jest zapisane w ich genomie? Albo rozprzestrzenia się drogą powietrzną.
Czy zdarzyło się którejś kobiecie, aby rzuciła gdzie popadnie, swoje rajstopy? No, w łazience mogą się gdzieś zaniewieruszyć, ale obok tapczanu czy na krześle. Jeszcze nie widziałam. No, nie mówię tutaj o szybkim rozbieraniu się, lub rozbieraniu przez kogoś, tylko o normalnym dniu.
Mężczyźni, ci którzy czytacie mój Dniewnik, weźcie sobie do serca mój dzisiejszy wpis. Kobiety wcale nie są zachwycone waszym skarpetko- rozrzutem! Muszą to znosić, to męczą się i znoszą, ale jak chcecie zyskać w ich oczach lepszą opinię o sobie, to nie rozrzucajcie skarpetek po domu.
Mojej ptaszynie - mówię o tym ptaszku przerywniku,  Jak Wam się podoba?- marzną nóżki, nie ma skarpetek ani bucików nie ma, a na pewno by nie rozrzucał po śniegu, gdyby miał. Biedactwo. Nie zapominajcie o ptaszkach!


4 lutego 2012
Z wielką poezją związały mnie dzisiaj skrzydełka kurczaka. Gdy zobaczyłam je w sklepie, jedynym moim pragnieniem było nabyć ich choć pół kilograma. Tak też uczyniłam, było nawet trochę więcej. O ile wielka poetka mogła spożywać takie rarytasy, dlaczego ja mam się powstrzymywać?! Oczywiście kiełkowała we mnie też inna nadzieja, zapragnęłam rozwinąć skrzydła, no może skrzydełka, jednak mam teraz niczym nie hamowaną chęć pisania. Jedyne, co mnie trochę przygnębia, to słowa, że powinno się mówić wtedy, gdy ma się coś do powiedzenia. Idąc takim torem myślenia, to ja do końca życia nie powinnam wymówić nawet jednego słowa… Więc przymknę na to oko i będę mówiła wszystko, na co mam ochotę.
Właściwie to już wszystko zrobiłam. Ciasto upieczone – jabłecznik na półkruchym spodzie, jest nawet smaczny. Wybrałam takie ciasto, gdyż mam zapasy musu jabłkowego. Wszystko się kiedyś przyda. Coś słodkiego jest mi potrzebne, szczególnie wieczorem. Skrzydełka z papryczkami upieczone i częściowo skonsumowane. Mieszkanie odkurzone, pranie wyprane, zakupy zrobione. Miałam nawet czas pogadać rano z przyjaciółmi internetowymi, gdyż ostatnio nie zawsze mam na to czas. Strona Miłkowic zabiera gro mojego czasu. Wczorajszą nocką ciemną udało mi się wyszukać spis bitew powstania 1863 roku i potyczkę w Miłkowicach też odkryłam. Mam więc osobistą satysfakcję. Dzisiaj zalogowałam się na stronę genealogów i mam nadzieję, że tam coś uda mi się wyłuskać dla siebie. Nawet ten dzisiejszy dzień mi się podoba. Wieczorem muszę dodać sobie trochę blasku zewnętrznego, gdyż jutro szykuje się balanga. Staruszki nikt tam specjalnie nie ogląda, ale chodzi o moje lepsze samopoczucie. Chyba jednak najpierw drzemka a później wzloty. Dzisiaj śnił mi się facet z zepellina, który do mnie machał ręką. Wszystko więc jest możliwe…

6 lutego 2012
Niekiedy zastanawiam się czy jest możliwość zrobienie w Internecie jakiegoś kroku, którego ktoś by nie sprawdził?! Rutkowski bez kłopotu namierzył matkę Madzi, kiedy chciała sprawdzić jak oszukać wariograf, hakerzy śledzą każdy ruch, który wydaje im się wart śledzenia, tylko ja już zupełnie zrezygnowałam z odczytów IP, jako że nudna to praca i trzeba być mądrzejszym od tego, który je ujawnia.
Gdyby ktoś śledził moje ruchy na komputerze, to przyznaję bez bicia, chodzę utartymi drogami. Przyzwyczaiłam się już i otwieram takie strony, które od lat mi służą, trochę z sentymentu, trochę z nakazu chwili. Proszę nie wyciągać z tego pochopnych wniosków! Teraz odkryłam trochę nowych dróg w związku ze stroną. Nie zawsze to mi służy, nie tyle mnie co mojemu komputerowi, ale trudno się mówi. Wyższa konieczność.
Taki to ten świat - bez haseł, telefonów, oznaczeń, a niedługo chipów nie ruszysz się ani na krok.
W końcu zawsze człowieka ktoś śledził, a to nadopiekuńcza mama, a to zazdrosny mąż, czujny ksiądz, pracodawca czy wnikliwe oko sąsiadek i jakoś przeżyliśmy życie. Teraz też może jakoś się uda.
 
wtorek, 7 lutego 2012
Coś mi się wydaje, ze przeginam. Czas chyba się opanować. Działam jak w transie. Ciągle myślę o swojej stronie, całe godziny wlepiam oczy w ekran, przeglądając roczniki Gazety Warszawskiej. Nieoczekiwanie ktoś pstryknął mi zdjęcie, gdy siedzę przy komputerze wlepiając oczy w monitor… Popatrzyłam na siebie jak wyglądam i otrzeźwiałam nieco. Oczy podkrążone i prawie niewidoczne od przydługiego wysiłku przyglądania się rzędom literek, ubrana w swetry i seterki, gdyż jest mi zimno, gdy tak siedzę w bezruchu. Dosyć! Trzeba nałożyć kagańczyk czasowy. Dwie, trzy godziny góra, a nie do skutku, aż strona nie będzie wyglądała tak jak sobie wymyśliłam. Już teraz, kiedy się trochę opamiętałam, zostawiłam w rozsypce zakładki o rodzinach zamieszkujących we dworze. Przyjdzie na wszystko czas, powoli, inaczej zamiast przyjemności, będzie harówa. Tak nie może być.
Obejrzałam dzisiaj „Rzeź” Polańskiego. Niezły, naprawdę. Świetni aktorzy i niebanalny temat. Z każdego wychodzi prawda o nim samym, gdy poluzują się normy, w które na co dzień jesteśmy wbici. Jak łatwo osądzać kogoś, wydawać opinie, oskarżać, ale przecież nigdy nie wiemy, jak rzeczy się mają naprawdę. Niekiedy sami siebie zaskakujemy, a co dopiero mówić o innych, skorych do osądzania już po 10 minutach. Ja też mam tutaj do kogoś żal. Tak nie powinno być.
8 lutego 2012
Staram się dzisiaj zrobić sobie dzień ten przyjemnym. Pogoda była piękna, wyszłam więc na spacer. Śniegu co prawda nie ma zbyt wiele, ale i mróz nieco zelżał, więc przechadzka była nad wyraz przyjemna. Słoneczko robiło co mogło, aby dzień był także świetlisty. Zawadziłam o kiosk ruchu, a że znalazłam w kieszenie jakieś drobniaki, kupiłam walentynkową zdrapkę i odkryłam dwa serduszka. Wygrałam całe pięć złotych, które postanowiłam wydawać co dzień na los, może szczęście się do mnie uśmiechnie, a nawet jak nie, to i tak budżetu nie nadszarpnę.
Poczta przyniosła też miłe doniesienia od moich współtwórców, co zamieściłam od ręki na stronie. O siebie też zadbałam. Wyjmuję wszystkie świąteczne sweterki i przystrajam się w każdy dzień w inny. Nie ma sensu ich trzymać w tak nieskazitelnym stanie. Lepiej nich służą mnie, niż później nie wiadomo komu. Właśnie dzisiaj, jako że to dzień dobroci dla mnie, wystroiłam się w odcień ciemnej śliwki. Sweter miał kołnierz, który mnie jakieś dwa lata temu skusił. To taki wielki golf pęknięty niesymetrycznie na lewym ramieniu. Do tej pory wydawał mi się niezastąpiony, ale teraz zaczął mi przeszkadzać w domowym snuciu się i dlatego za pomocą nożyczek został odcięty, podszyty i stał się małym półgolfem. Wszystko ma swój początek i swój koniec, nie mówiąc o tym, że już nie powróci do stanu pierwotnego. I dobrze mu tak, zbytnio się panoszył obok mojej szyi.
Popołudnie przegadałam, ale może wieczorem nadrobię zaległości. Teraz ze mną ludzie umawiają się jak z ważną osobą , na określoną godzinę, a i tak mam kłopoty. Czas jakoś dziwnie się kurczy, a może ja staję się już coraz mniej wydolna?! Nie wiem. Obiad jednak zrobiłam, i to nawet niezły, w każdym razie prezentował się dobrze. Ryba smażona!!! Tak, tak jest lepsza i tak nie wysycha. Surówka z mieszaniny sałat łącznie z roszponką, i brązowy ryż. Pracy mało, a efekt niezły.

Ponieważ wiosna tuż, tuż, w załączeniu piękne wiosenne kwiatki dołączyłam. Sam jestem nimi zachwycona. Lubię wiosnę, ale zima niech jeszcze nie odchodzi. Też jest potrzebna.

10 lutego 2012
Co za dzień! Usiadłam rankiem do komputera aby napisać wiersz. Miało być o przyszłości. Zajrzałam do poczty, a tu niespodzianka. Przesłano mi zdjęcia, na którym jest mieszkaniec Miłkowic, syn człowieka, który pochowany jest w Miednoje. Bardzo się ucieszyłam z przesyłki, ale wróciły wspomnienia z czasów miłkowskich i prawie się rozpłakałam. Pan Władek już nie żyje, ale pozostał w moich wspomnieniach.
http://milkowice.pl.tl/Miednoje.htm
Źle potraktowałam także pana Władka, który wpadł do taty aby załatwić jakąś sprawę, a że taty nie zastał, starał się chwilę pogawędzić z mamą. Opowiadał jakieś dowcipy, ploteczki… Podeszłam do mamy chcąc ją odciągnąć od rozmowy i zwrócić na siebie uwagę, ale to nie pomagało, więc wyszłam na środek i grzecznie się ukłoniłam przed gościem mówiąc raz i drugi: -Do widzenia! Przyjęto to jako dowcip, ale pan Władek rad nie rad, pożegnał się wyszedł. Cel osiągnęłam. A co! To była moja mama!
To fragment mojej wspomnieniowej książki, a pan Władek jest tutaj głównym bohaterem, nie mówiąc już o mnie. Tyle lat go nie widziałam. To właśnie jego mama przeprowadziła się z Łodzi, gdzie mieszkali, do teściów po śmierci męża, gdyż żal jej było zostawić staruszków w osamotnieniu i została już na zawsze. Później pożar strawił cały dobytek, sprzedano co pozostało, dzieci rozpierzchły się po świecie, a ja pamiętam tylko miejsce, gdzie mieszkali. Takie są te ludzkie losy, poplątane i pełne smutnych zdarzeń. Pan Władka i jego siostrę wspominam jednak bardzo serdecznie, mimo, że nie spisałam się chyb zbytnio w czasie tego spotkania.


13 lutego 2012
Chyba wkraczam w okres, gdy radość sprawia staruszkom oglądanie kreskówek i czytanie książek dla dzieci! Zawsze lubiłam oglądać filmiki z moim wnukiem, nie chodziło tylko o to, że można było się pośmiać, ale także dlatego, że dotrzymywaliśmy sobie towarzystwa. Kupiłam dla niego książkę, w księgarni określono ją jako przydatną dla gimnazjalisty, więc aby móc z nim pogadać na poruszane tam tematy, musiałam najpierw przeczytać. Wczoraj późną nocą zaczytywałam się i zaśmiewałam z przygód jakiegoś tam szkolnego cwaniaczka. Zupełnie przyjemna lektura. Ciekawa jestem czy jego też będzie bawiła? Zaraz pójdę wysłać. Mam nadzieję że dojdzie na czas.
Muszę kupić drożdże, gdyż obejrzałam Anielską Kuchnię i siostra Aniela narobiła mi apetytu na bułeczki drożdżowe z cynamonem. Warto się skusić. Może się wszystko wokół walić i palić, ale ja głodna nie mam zamiaru chodzić. To największa moja przyjemność ostatnimi czasy. Napływają tylko smutne wiadomości o śmierci ludzi, którzy odchodzą, więc ja póki żyję będę sobie sprawiała małe radości.

 
15 lutego 2012
Straciłam odporność związaną ze zdrowiem, gdyż przeziębiam się od byle czego. Wczoraj wyjęłam wieczorem z lodówki sałatkę, jednak za późno. Trzeba było wyjąć ją dwie godziny przed kolacją. Popijałam gorącą herbatką ziołową, nie pomogło. Zaczęło mnie przed północą boleć gardło, głowa i czułam że infekcja tuż, tuż. Zażyłam aspirynę, gorące mleko z czosnkiem i jakoś dzisiaj wróciłam do równowagi. Strzec jednak muszę swojego zdrowia jak największego skarbu, co mnie trochę denerwuje. Ubieram się cieplutko, sweterki i kamizelki z wełenki, śpię w moim łóżku jak w gawrze - wyścielone wełnianą kołdrą - puchami i poduchami i wtedy dopiero czuję, że jest tak, jak powinno. O dogrzewaniu mieszkania już nie wspomnę. Falami napływa ciepełko, a ja wtulona w piernaty delektuję się lekturą. Lubię czytać w łóżku.
Rankiem też nie jestem zbyt zborna. Wstałam około ósmej, gdyż najpierw w łóżku słuchałam radia zmagając się razem z prowadzącym z trudną sytuacją na świecie, następnie oglądałam przez okno świat w bieli i nie mogłam oczu oderwać. Wrony żeglowały po śniegu! Wyglądało to fantastycznie. Znalazły jakiś kawałek bułki, gdyż obok pani karmi bezpańskie koty i zawsze coś tam zostanie, i starały się dojść do niej. Ponieważ leżała pod rozłożystym drzewkiem i nie można było bezpośrednio dofrunąć, musiały przebyć ten kawałek drogi pieszo. Śniegu u nas już solidnie napadało, więc brnęły do celu zapadając się po brzuszek. Wyglądało to tak jakby płynęły po bezbrzeżnej bieli wód. Były nieustępliwe, jak to wrony, dopięły więc swego.
Czas jednak upływa, a ja a to głowę umyję, śniadanko zjem, zajrzę do komputera, pochodzę po domu, gdyż lubię go, więc i posprzątać trochę trzeba niech nie straszy bałaganem, coś przełożę, coś wymierzę, a czas nie czeka. Zrobiłam sobie dzisiaj wodę z miodem i z cytryną i będę w najbliższym czasie znowu praktykowała taki system rannego rozruchu. Zakupiłam wczoraj od bardzo sympatycznego pana z Krajny – jaka ładna nazwa, prawda?- litr miodu prawdziwego, takiego który kamienieje i naprawdę ma inny smak, niż ten zakupiony w sklepie, gdyż słodycz takiego sklepowego miodu jest nie do zniesienia. Tak naprawdę to nadaje się tylko do pieczenia piernika. Zaczyn więc dzień, oby był dobry i obym ja wypełniła to, co dzisiaj wypisałam na karteczce. Zabieram się więc do pracy, a po południu wezmę kijki i pójdę nieprzetartym szlakiem w kopnym śniegu. Wszystkiego trzeba doświadczyć.
 
16 lutego 2012
To nie jest dobry dzień! Widocznie zbyt dużo słodkości mi nie służy. Chyba wszelkie nowości są już nie dla mnie. Biedzę się nad stroną o Miłkowskich http://milkowice.pl.tl/Mi%26%23322%3Bkowscy.htm Ja już nie mam siły. Obrazki powiększają się przez kliknięcie, ale co się z tym wszystkim dzieje przy wklejaniu, to niech ręka boska broni. Jutro jeszcze podszlifuję jak się da, a jak nie to niech zostanie. Więcej takiej techniki nie zastosuję, gdyż zdrowie można postradać.
Poszłam do sklepu, przemeblowanie na całej linii. Szukałam drożdży tam gdzie zawsze leżały, ale nawet nie było po nich śladu. Pytam obsługę gdzie je mogę znaleźć i okazało się, że teraz będą na mięsnym w zakładce sery, nie mówię już o innych artykułach. Nie uśmiecha mi się co tydzień namierzać towar, który mam zamiar kupić. Jak będą mi robić takie niespodzianki to się pożegnam ze sklepem.
Miałam zapłacić rachunek, otwieram konto a tam rewolucja. Zmiana goni zmianę. Nie mam pojęcia jak ten przelew zrobić. Czytam instrukcję poruszania się w tej gmatwaninie, ale nic nie zyskałam, gdyż podano że powinnam trafić na wszystko intuicyjnie. Widocznie nie mam intuicji albo jestem już tak tym wszystkim wykończona, że przestałam normalnie funkcjonować. Nawet pączki i czekoladki nie pomogły.


18 lutego 2012

Dzisiaj miało być spokojnie, ale nie jest. Dostałam cuuuuudne zdjęcia!!!  Coś z tym kodem jest nie tak, gdyż wymaga ciągle ustawiania na nowo,  obraz traci proporcje.  Dzień pracowito-sobotni i nie mam czasu na pracę metodą prób i błędów. Jutro robię kulebiak i musiałam wszystko kupić i przygotować. Będzie robiony z rybą i ryżem + kapusta kiszona. Trochę mam zamiar go odmienić.
Aby przyśpieszyć sprawę, napisałam do pewnego pana:
- „Ojcem strony jesteś, więc poczuwaj się do obowiązków i coś z tym kodem zrób”.
Wysłałam zdjęcie i poszłam robić zakupy. Wracam, dzwonię i zaczynam rozmowę od przypomnienia jego powinności  wobec strony.
- Wrobiłaś mnie i teraz jeszcze stawiasz wymagania. –  on nie poddaje się, ale kod przygotował…
- Ja wrobiłam cię! To ty sam chciałaś. - ripostuję ostro.
- Tak...- powiedział tylko.
Obejrzałam wynik pracy i jest nieźle, ale u mnie na komputerze nie wchodzi.  To chyba ustawienia komputera. Zaraz się do tego zabiorę.
Ale sami zobaczcie jacy są mężczyźni, wszystko ci wypomną.
Ze mną chyba też nie jest najlepiej, gdyż wczoraj też wykorzystałam jednego osobnika. Nie układało się jak należy z pewną sprawą, dzisiaj znowu. Ja zostanę  już taka do śmierci, póki będę oddychać, nie odpuszczę. Jak już nie mogę zyskać przewagi, to zaczynam płakać, a tego już żaden facet nie wytrzyma, nawet taki dla którego jestem tylko wypłowiałym bławatkiem. 

 

19 lutego 2012

Odwiedziłam wystawę kocich piękności. Najwieksze wrażenie na mnie zrobił leśny kot norweski. Prezentował się okazale, zajmował połowe klatki. Siedem kilogramów żywej wagi!!! Nie wiem czy chiałabym tekiego w domu, popatrzeć mogę, ale to tylko tyle. Ja najbardziej lubię dachowce. Mojego Pankotka wspominam do dzisiaj i chyba czas aby go światu przypomnieć. Dzisiaj jednak zostaję przy norweskich i dla równowagi malutkich kotkach.

 
              klknij w zdjęcie                                 
Kilka kotów pochodziło ze schroniska. Jednego z nich znaleziono w lesie w pudełku, drugi miał obcięty ogon. Ludzie mają dobre serca...
  
21 lutego 2012
Mam dzisiaj nie lada orzech do zgryzienia. Dostałam pismo z archiwum z informacją, że akta których szukam są, ale mogę z nich korzystać na miejscu, gdyż nie są zeskanowane. Przejazd do archiwum nie wchodzi w rachubę. Już bym się zdobyła na zamówienie, ale trzeba znać sygnaturę, gdyż inaczej płacisz człowiecze za wyszukanie i za skanowanie, nie mówiąc o przesyłce. Doradztwo koleżeńskie optuje za opcją aby kogoś znaleźć, kto pójdzie, przejrzy i przyśle. Niby proste, tylko kto jest na to przygotowany. Przejrzałam dostępny materiał ludzi i wychodzi na to, że osobnik najbardziej predestynowany już nie widzi na jedno oko i wizja, że będzie siedział w archiwum kilkanaście godzin nie wchodzi w rachubę. Nie wezmę na swoje barki takiej odpowiedzialności. A niech zaślepnie na drugie? Ktoś inny ma wnuki na karku, jeszcze inny ledwie chodzi, przecież to już starzy ludzie. Młoda generacja zupełnie nie wchodzi w rachubę, gdyż w godzinach dopołudniowych pracuję, do tego mają małe dzieci …..
Problemem jest też to, że do archiwum zbyt często ludzie nie chodzą i już sam stres związany z tym, że nie dadzą sobie rady, jest dostatecznym powodem aby migali się na wszystkie możliwe sposoby. Ja to rozumiem, sama jestem w tym nieco obyta, gdyż już przerobiłam drzewo genealogiczne, ale wiem że to nie jest takie proste, wliczam w to także zmęczenie wynikłe z długotrwałego ślęczenia nad aktami nie zawsze czytelnymi.
Zupełna zapaść. Może uda mi się przekonać pracowników archiwum, że jestem osobą szczególnej troski, ale na to znów bym tak nie liczyła. Na odległość nie mam takiej siły przebicia. Chyba z tego wszystkiego pójdę na śledzika do emerytów, może jakoś się wyciszę. Nie lubię już takich imprez, ale jak jest, no to zabawię się.
 

25 lutego 2012
Dzielę swoje zajęcia na obowiązkowe; do nich należą codzienne czynności, pranie, sprzątanie, zakupy, dodatkowe; udział w zebraniach, wykładach, zajęciach, gimnastyce w klubie seniora oraz główne to moja praca przy podtrzymywaniu na duchu strony milkowice.pl.tl . Tak to się układa.
Dzisiaj odbębniłam rano sprzątanie, pranie i bazarek, a następnie zasiadłam do obrazków, które mają swoje chimery, gdyż jak mają na stronie towarzystwo, to jedne otwierają się jako galeria a dołożona druga już nie. Ile ja spędziłam przy tym czasu, kombinując i zaklinając HTML, to już lepiej nie mówić. Dlaczego tak się dzieje? Jeden kod zachodzi na drugi… A niech to!
Strona o Miłkowicach przechodzi gruntowną modernizację, gdyż jakoś trzeba to rozdzielić, gdyż znajomi nie mogą odszukać nowości na stronie, a każdy jest ich przede wszystkim ciekawy. Nie jest to praca błyskawiczna, gdyż zmiana miejsca strony, to także zmiana wszystkich odnośników i trzeba to na nowo zrobić. Jeden dział na tydzień, to chyba dam radę. Zaczynam już pisać ploteczki na temat Miłkowic przybierając je w piórka… Staram się zmienić tło aby mi przypadkiem ktoś z potomków włosów z głowy nie wyrwał. Muszę być ostrożna.
Placek z marchwi, który chodził za mną w myślach, gdyż już nie ma tam miejsca na nic więcej, oklapł czyli ma według mnie zakalec… Nie wiem co robię nie tak, zawsze się udawał, a teraz już drugi raz poległ na polu piekarnikowej bitwy. Jem, gdyż w smaku jest dobry, ale tak klucha?! Chwalić nie ma się czym. Ociężałą trochę jestem, gdyż dorzuciłam jeszcze kotlety. Wszystkie pieniądze wydałam z kwoty na te trzy dni, jakie zostały do końca miesiąca. Teraz będę żyła jak zamożna emerytka, a nie jakaś tam rozliczeniówka grosikowa.
Oto przyczyna mojej zgryzoty, a obrazki to tapety na pulpit, w zależności od nastroju. O damie na białym koniu zaraz coś napiszę.

W zależności od nastroju!!


 




28 lutego 2012
„Skarpetki, opus 124” wczoraj w TV obejrzało 1mln 120tys widzów. Wśród tej grupy byłam oczywiście ja, nie wiem tylko czy moja obecność została odnotowana… Przywrócenie teatru w TV dla takich jak ja, to naprawdę najlepszy z pomysłów. Poniedziałkowy wieczór to małe święto. Panowie Pszoniak i Fronczewski wypadli znakomicie w przekazywaniu przesłania o niespełnionych i rozczarowanych staruszkach – prawie tak to było jak u mnie, tylko ja startowałam z niższego pułapu – połączonych w końcu więzami przyjaźni. Humor krył się w zakamarkach słów, wypowiedzianych lub będących domysłem tylko, może wszystko było nieco przydługie, ale w wykonaniu mistrzów miało swój smaczek. Tyle radości, dzisiaj natomiast od samego ranka wszystko pod górkę.
  
Zgłosiłam się do konkursu ze swoją stroną i może bym i brnęła dalej, jako że chwalą mnie, ale gdy doszłam do miejsca oznaczonego koniecznością prowadzenia rachunkowości, wycofałam się. Nie chcę dotacji i nie chcę w to iść. Może już dosyć moich zmagań i będę mogła zająć się tym, co sprawia mi przyjemność…
 
 
29 lutego 2012
Mam iść do lekarza i nie mogę się dodzwonić. Pójdę osobiście, jednak na przyjęcie dzisiaj nie ma co liczyć. Zrezygnowałam z kijków, nie ma co ryzykować. Musze doprowadzić się do stanu używalności. W sprzyjającej już atmosferze, to znaczy w pełni zdrowia, mam zamiar iść do fryzjera. Zapuszczanie włosów nie na wiele się zdało. To już nie te czasy. Obcinam, koniec dyskusji. Moja córka przesłała mi kilka fryzur, wybrałam jedną sam nie wiem czy ze względu na włosy czy na typ modelki, w każdym razie podoba mi się i tak się ostrzygę. Zastanawiam się tylko, czy tak potargana będę dobrze się prezentować, w końcu jestem starszą już panią. Zaryzykuję.ę krótko ostrzyzone ustawiłam jako tapetę i zerkam ukradkiem. Ładna, prawda! Malowane lale niezbyt mi się podobają.
 
  
Zamykamy luty, ptaszek zjawia się ostatni raz. Przeżyliśmy.


 

Facebook "Lubię to"
 
Motto strony
 
„Pamiętaj, że każdy wiek przynosi
nowe możliwości.
Daj z siebie wszystko – inaczej oszukujesz samego siebie.”
O nic cię nie poproszę - fasti
 
Nigdy się nie ukorzę
o nic cię nie poproszę
zamknę słowa na klucz
wymyję w zimnej rosie
wierszyk jakiś napiszę
życie sobie osłodzę
ukradnę słowa sowie
wiatr pogonię w ogrodzie
nie będę już wiedziała
o wszystkich dylematach
miłości niespełnionej
uczuciach do końca świata
A kiedy czasem nocą
poszukam złudnych cieni
perliście zalśni rosa
na zimnym skrawku ziemi
i wtedy moje serce
w atramentowej toni
odszuka twoje myśli
i z bólem je dogoni
bo jesteś mym marzeniem
i będziesz do końca świata
w Różowej Księdze Uczuć
zapisanym tego lata
Bezsenność
 
w ciemnej ciszy nocy
kroczy cicho zegar
wybija wspomnienia
i czasu przestrzega

srebrny blask księżyca
o tarczę się oparł
oświetlił wskazówki
i wszystko zamotał

czyjeś smutne oczy
wpatrzone w mrok nocy
śledzą czasu przebieg
bezsenności dotyk
Sposób na samotność
 
Wymyśliłam sobie ciebie
W noc bezsenną o poranku,
Gdy uparcie w okno moje
Zerkał księżyc, bard kochanków.

Wymyśliłam sobie ciebie,
Gdyż ma dusza poraniona
Nadawała ciągle sygnał
„Skrzynka żalów przepełniona.”

Wymyśliłam ciebie sobie
Od początku, aż do końca.
Wiem, że nigdy cię nie spotkam,
Muza tylko struny trąca.
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja