Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszystkie teksty, zdjęcia zamieszczone na stronie
http://hallas.pl.tl/
stanowią własność autora i podlegają ochronie przez prawo autorskie.
Ich kopiowanie i powielanie w całości lub części, w jakiejkolwiek formie
(drukowanej, audio czy elektronicznej),
bez zgody autora jest zabronione i jako działanie niezgodne z prawem może być karane.
.............................................
30 kwietnia 2021 Finlandia mnie nigdy jakoś mnie nie pociągała kulturowo, no tyle ile trzeba - Laponia, Muminki, Helsinki - ale teraz zaczynam nabierać szacunku dla ludzi tam żyjących, a to dzięki Sisu. „Sisu – słowo i pojęcie fińskie niemające jednoznacznego przełożenia na język polski. Oznacza zespół cech osobowych tj. wytrzymałość, upór, siłę woli, hart ducha, ale również odwagę, dumę i determinację w dążeniu do określonego celu pomimo przeciwności losu lub barier fizycznych.”
Sisu pozwala zahartować nie tylko swe ciało, ale i ducha! Można taką drogą osiągnąć stan szczęścia. Brakuje nam go szczególnie teraz, kiedy szaleje pandemia. Naśladowanie założeń Sisu pomaga odzyskać wewnętrzną harmonię i pozwala spojrzeć z dystansem, ale i nadzieją w przyszłość.
Co to właściwie jest? Jest to aktywność sprzyjająca zdrowiu, mogą być to „ćwiczenia fizyczne wykonywane przy okazji innych czynności – takich jak zabawa z dzieckiem, zbieranie grzybów i owoców leśnych czy sprzątanie – zmniejszają rozwój choroby wieńcowej i cukrzycy, spowalniają rozwój osteoporozy i depresji.”
Może to robić każdy i wszędzie, tylko trzeba się wziąć w garść i działać zamiast smęcić i narzekać. Ja myślę, że blisko jestem Sisu, nie poddaję się, nawet jak mam takie dni, jak wczorajszy, kiedy cały dzień nie byłam zdolna do niczego, spałam i ledwo się poruszałam, ale ten dzień minął i dzisiaj jestem zupełnie inną osobą, ważne, aby nigdy się nie poddawać. W każdym z nas drzemie siła, tylko trzeba umożliwić jej się uwidocznić.
29 kwietnia 2021 "Dramatyczny apel ojca Rydzyka przed procesem: piszcie do prezydenta.
Dziś, dzień przed planowanymi zeznaniami ojca Tadeusza Rydzyka w jego procesie karnym, na internetowej witrynie Radia Maryja ukazał się jego apel do Polaków. Poprosił o wstawiennictwo u prezydenta, premiera oraz polityków prawicy."
Mam prostą radę, modlitwa, pokora, ubóstwo i uczciwość, i nie będzie powodu, aby zwracać się do kogokolwiek o pomoc. To chrześcijańskie cnoty, czyżby ojciec o tym zapomniał w chwili trwogi?!
28 kwietnia 2021 „Opozycja, która wybiera taktykę przetrwania zamiast strategii zwycięstwa, na pewno nie wygra. I raczej nie przetrwa.” Słowa te wyrzekł Donald Tusk. I ma rację, wobec poczynań partii rządzącej, opozycja nie ma nic do powiedzenia, tylko oponuje, i to w momencie, kiedy wszyscy powinni zewrzeć szeregi, aby pieniądze z Unii nam nie umknęły. Co gorsza, na prawicy także nie ma porozumienia w tej sprawie. Dlaczego w rządzie trzymają Ziobrę? Czego się boją? Ten człowiek nie powinien zajmować stanowiska decydującego o sądownictwie. Teraz moja „ulubienica” wsławiona wulgaryzmami będzie decydować o sprawie, która może przesądzić nasze być albo nie być w Unii. „W środę TK zdecyduje, czy Polska powinna respektować decyzję TSUE o zawieszeniu Izby Dyscyplinarnej. Składowi orzekającemu będzie przewodniczyć była posłanka PiS Krystyna Pawłowicz.” Ta kobieta powie wszystko, co jej zlecą ci, którzy sami nie chcą tego mówić, ale chcieliby, aby się stało. Tak być nie powinno. Ziobro przeprowadził niby reformę, która narobiła tylko bałaganu.
Czy teraz jest czas na rozliczanie Morawieckiego z wyborów kopertowych? Zdecydowanie nie. Najważniejszą sprawą jest wyprowadzenie nas z pandemii i uratowanie gospodarki.
Nie mogę zajmować się tylko sprawami polityki, mam swoje zmartwienia, na skalę emerytki zakotwiczonej w domu. Mój dom miał być ukwiecony. I byłby, gdyby nie ziemiórki. Stosowałam domowe sposoby zniszczenia muszek, podlewałam wywarem z czosnku i takie inne, efekt był taki, że muszki odżyły, były pełnie wigoru i energii. Zdecydowałam się na krok zasadniczy. Przyciągnęłam do domu trzy paki ziemi i wszystko przesadziłam, myjąc uprzednio doniczki i dezynfekując korzenie roślin oswobodzone z ziemi w roztworze spirytusu. Kiedy już wszystko wypucowane i oswobodzone z ziemiórek i ich larw ustawiłam na oknie, okazało się, że jedna doniczka pozostała poza układem, brakło mi ziemi. Nie przejmowałam się zbytnio, gdyż nigdy tam nie dostrzegłam niczego podejrzanego. Powkładałam żółte klejące się kartoniki do doniczek i czekałam, co los przyniesie. Złapały się pojedyncze sztuki, które gdzieś tam przetrwały w domu i o dziwo, żółta tabliczka w doniczce, która była poza podejrzeniem, przygarnęła kilka sztuk ziemiórek. No niestety, będę musiała sprawę doprowadzić do końca. Jutro wyruszę znowu po ziemię i może jakoś uporam się z moją domową zarazą. Mam świadomość przemijalności losów ludzi i ziemiórek, ja, co prawda nie wprowadziłam szczepień, ale radykalne zmiany, które powinny uchronić mnie od możliwości powrotu tego, co dla mnie było klęską kwiatową. Państwo powinno też iść taką drogą, wymienić tych, co nie nadają się do rządów, na zdatniejsze egzemplarze. Mogę podzielić się swoimi doświadczeniami, ważny jest przecież efekt końcowy.
27 kwietnia 2021 Osoby spod tych znaków zodiaku według astrologów czeka bezsenna noc. Powodem Różowy Księżyc!!!
Całą noc przewracam się w łóżku z boku na bok. Nie wiedziałam co się dzieje, za późno przeczytałam o pełni księżyca. Ja mam naprawdę z nim na pieńku. Męczę się, gdy patrzę na tę okrągłą, lśniącą twarz zawalidrogi i regulatora mojego snu. Pucułowaty, nadęty niebieski bufon. Niech go licho!!!
Poczytaj sobie tak na wszelki wypadek o swoich znakach Zodiaku, to nawet ciekawe. https://pomorska.pl/osoby-spod-tych-znakow-zodiaku-wedlug-astrologow-czeka-bezsenna-noc-powodem-rozowy-ksiezyc-27042021/ar/c15-15579619
26 kwietnia 2021 Przeplata kwiecień, przeplata. Dzisiaj późnym rankiem spojrzałam w okno przygotowując śniadanie i zdziwił mnie obłoczek białych płatków wirujący za oknem. Pomyślałam, śliwy przymuszone przez wiatr oddają swoje okwiecie. Sprawy jednak potoczyły się inaczej, płatków przybywało i przybywało, aż pokryły ziemię czyniąc ją znowu białą. Nie było wątpliwości, kołowały w wietrze płatki śniegu. Nie mogę podać dowodu rzeczowego, zrobiłam filmik, a takiego nie mogę tutaj przenieść. Na komputer też nie, jest zbyt duży i nie przechodzi przez pocztę. Musicie mi wierzyć na słowo.
Kwiecień przeplataniec, dziwadło pogodowe. Czekam na ciepełko! Kupiłam już ziemię, mam zamiar przesadzać kwiaty na balkonie, moje doniczkowe. Będzie mniej bałaganu, ale musi być ciepło, nie mam zamiaru stać po kostki w śniegu i marznąć. Coś mi się wydaje, że do zimnej Zośki będzie ziębić. Wybierałam się w majówkę do lasu, ale w taką pogodę nie będę spacerować wśród osowiałych drzew, ja chcę widzieć wiosnę w pełnej krasie. Znowu buro za oknem, chyba nastąpi powtórka zimowego krajobrazu. Jasnorzewska- Pawlikowska miała chyba coś innego na myśli, ale dla mnie to jest wiersz o mojej tęsknocie do wiosny.
„Jeśliś jest prawdą”\ Jeśliś jest prawdą, przyjdź do mnie bez słów
i weź w twe ręce wszystko, co dać mogę,
lecz jeśliś snem jest pośród innych snów,
och! to samotną puść mnie w dalszą drogę.
Czy wiesz, co znaczy być jak biały bez,
który ku słońcu wypręża się cały,
i tak już za nic nie chcieć więcej łez? —
Patrz na me oczy — one już płakały –
25 kwietnia 2021 Dobry jest PAN – jest schronieniem w dniu niedoli, troszczy się o tych, którzy szukają w Nim ratunku.
Moje radio to obraz nędzy i rozpaczy, od lat gra całe noce. Lubię usypiać przy muzyce. CD nie działa, potencjometr uszkodzony, ale nie wyrzucam, ma tak piękne brzmienie, że chce się słuchać. Zastanawiam się, co z nim zrobić i nie mogę się zdecydować, może oddam do naprawy, chyba to jednak na jedno wyjdzie, kupić nowe czy naprawić. Czy nowe będzie też tak pięknie odbierać?
Dzisiaj w nocy obudziła mnie piosenka, nie mogłam ochłonąć i pamiętam tylko frazę – I tego nie wie nikt, a potem będzie wstyd… nie mogę sobie reszty przypomnieć, ani odszukać piosenki, właśnie tej. Kiedy oprzytomniałam, wyłączyłam radio, ale do siebie nie mogłam dojść. Czy życie nasze uważamy za spełnione? Borykam się z tym pytaniem już od dawna. Ja w życie dorosłe powinnam wejść z takim potencjałem, jak mam obecnie. Nie miałabym problemu z kierunkiem działań.
Tak się złożyło, to znowu zbieg okoliczności, że po nieomal sześćdziesięciu latach znalazłam odpowiedź na nurtujące mnie w młodości pytanie, a właściwie narzucone mi zadanie. Dostałam od profesora zdjęcie odnośnie mordu popełnionego na Polaku na początku II wojny. Miałam na terenie powiatu - tak, dobrze słyszycie – odszukać ludzi, którzy by rozpoznali tę osobę i dowiedzieć się, jakie były okoliczności jej śmierci. Telefon był rzadkością, samochodu nie było, o internecie nikt nie słyszał, komunikacja PKS była ukierunkowana, o zasobach pieniężnych lepiej nie mówić, pracowałam nawet w sobotę, zostawały tylko niedziele. Byłam przerażona! Jak ja dotarłam do żony tego zamordowanego człowieka, nie pamiętam, naprawdę. Kiedy jakoś dojechałam na wyczucie do miejscowości, w której w życiu nie byłam i zaczęłam rozpytywać ludzi, odpowiedzią było milczenie, bali się mówić. Poszłam w końcu do sołtysa, i ten człowiek, niech mu Bóg wynagrodzi jego poświęcenie, chodził ze mną, świeżo opierzoną historyczką i namawiał mieszkańców do udzielenia informacji - ja już się zorientowałam, że to było właśnie to, czego szukałam - półgębkiem, ostrożnie mówil, jakoś dobrnęliśmy do celu. Wyszło na to, że były dwie wersje wydarzeń, ale zidentyfikowałam osobę, a to było najważniejsze, i przyczyny oskarżenia przez Niemców. Obecnie już sprawa jest wyjaśniona, ludzie ocenieni według zasług, ale te pionierskie czasy, kiedy Instytut Zachodni zbierał materiały, były dla wszystkich trudne. Mimo, że jeszcze zwracano się do mnie w tej sprawie, ja już więcej się tym nie zajmowałam. Teraz chyba jest jasne, dlaczego mój dzisiejszy wpis opatrzony jest takim mottem. To naprawdę trzeba przypisać boskiej opiece, że sobie jakoś z tym poradziłam. Co by było, gdybym nie odnalazła osób potwierdzających tożsamość zamordowanego? Nie wiem, naprawdę nie wiem, to był najważniejszy element mojej pracy.
Takie to sprawy trzeba było rozwiązywać. Spytano mnie niedawno, czy się dobrze czuję z tym, co obecnie robię, zbierając materiały do historii Miłkowic? Czuję się w tej pracy doskonale, pochłania mnie bez reszty. Może ze zdjęciem dworu też tak będzie, przyjdzie właściwy moment i ujrzę dwór w całej krasie. No, gdy to będzie za 60 lat, to już raczej nie doczekam, nie chcę nawet dożyć takiego wieku, ale inni będą mieli satysfakcję i przypomną sobie o takiej H.S., której to było marzeniem i celem, do którego uprcie zmierzała. Nigdy nie wiadomo co nas czeka...
24 kwietnia 2021
Dzisiaj od południa piekłam, na słodko, na słono, jak się dało. Wiele kształtów i smaków. Dzisiaj już nic więcej nie robię, zebrałam pranie z balkonu i zajmę się sama sobą.
W czasie prac kuchennych słuchałam radia PiK, jakoś trzeba sobie osłodzić monotonię pracy. Leciał akurat konkurs dla małych dzieci. Zgłosiła się mała Zuzia, która na wstępie oznajmiła, że odchodzi, ale jakoś ją utrzymano. Głosik miała taki wdzięczny, przy pomocy mamy jakoś przebrnęła przez pytania i na koniec redaktorka pyta ją, czy chce kogoś pozdrowić. Tak, odpowiedziała bez skrępowania – Zuzię! To było naprawdę urocze. Każdy o siebie musi zadbać w pierwszym rzędzie, ja to doskonale rozumiem.
Potencjał energetyczny wyczerpałam na dzisiaj. Pogoda dosyć ładna, ale ja nie mam zamiaru nigdzie się ruszać. Dom jest po to, aby w nim przebywać. Kiedy tak sobie pomyślę, że znowu musiałabym zakładać maseczkę, dmuchać i chuchać na nią, jakoś mi się odechciewa. Swoją drogą doceniam noszenie maseczek. Nie słyszałam, aby ktoś chorował na grypę szalejącą kiedyś w sezonie wiosennym. Mnie nie bolą zatoki, cieplutko opatulone maseczką, nie śmią boleć. Nie trzeba się pacykować, i tak nic nie widać. Ja się nie maluję zasadniczo, ale trochę coś trzeba niekiedy ze sobą zrobić. Może maseczki pozostaną na zawsze? Ja nie mam nic przeciwko temu, dla mnie więcej plusów niż minusów.
Teraz zapraszam wszystkich do posłuchania relaksującej muzyczki, nawet jak się zdrzemniecie w międzyczasie, nic się nie stanie. Podobno wiele osób ma zaburzenia psychiczne od tego siedzenia w domu, relaks pomaga. Ja słuchając czuję się już tak, jakbym wędrowała po niebieskich łąkach, spoglądała na ziemię i myślałabym sobie - niech oni się tam męczą w swoich ogródkach, tną, pielą, grabią, ja mam wszystko bez krztyny wysiłku, i to mnie cieszy.
23 kwietnia 2021 "De mortuis aut bene, aut nihil" - mówili Grecy i Rzymianie - o zmarłych powinno się mówić dobrze lub wcale. To słuszna zasada. Istotną sprawą jest także to, aby było o czym dobrze mówić. Niekiedy się zastanawiam, co dobrego powiedzą o mnie, gdy już zamknę oczy na zawsze. Tylu ludzi ostatnio zmarło, jeden dzień wspomnień i trzeba się zająć następną osobą, aby upamiętnić jej życie. Są jednak ludzie, o których się po śmierci mówi długo i z szacunkiem.
Książę Filip został pochowany, miał godne życie i godny pogrzeb. Biedny, ale bardzo przystojny. Miał szczęście, Elżbieta się w nim zakochała już jako młoda dziewczyna. Wybrał życie u boku królowej Elżbiety i trzymał się zasady - „Wiedział, że całe życie sprowadza się do wspiera królowej, nigdy nie postąpił źle, zawsze pojawiał się we właściwym dniu, we właściwym mundurze, na czas, stojąc o krok za nią”. Co by się nie napisało, to wychodzi na to, że gdy człowiek umiera, można o nim mówić tylko dobrze, i to rzeczy, o których nie miało się pojęcia za jego życia. Małżeństwo spajała miłość królowej do małżonka! Tak łatwo tam nie było, relacje były raczej skomplikowane, ale pamięć teraz jest nieskazitelna. I tak powinno być.
Miałam taką rezolutną ciotunię, która mówiła, że w małżeństwie mąż musi być osobą, która kocha bardziej, wtedy będzie mu na żonie zależało, nie będzie jej zdradzał i będzie dbał o rodzinę. To jedna z opcji trwałości związku, ale jak widać na przykładzie stadła królewskiego, jest też druga, gdzie żona kocha bardziej i godzi się na wszystko, byleby utrzymać ukochanego. Filip na pewno szanował małżonkę, wypełniał obowiązki publiczne, był zawsze obok. To ważne.
Czytałam ostatnio o książkowym związku małżeńskim, gdzie małżonka osiągnęła status tej jedynej i ukochanej, gdyż była uparta i nie przyjmowała oświadczyn. Luby tak się zawziął, że gdy wreszcie powiedziała tak, był tak szczęśliwy, że nie przeszło mu to przez całe życie. Miał skarb, którego nikomu by nie oddał.
Wniosek jest jeden, związki małżeńskie bywają różne i nikt nigdy do końca nie odgadnie, co jest podstawą ich trwania i szczęścia małżeńskiego. O nieudanych nie będę pisać, gdyż przecież wiadomo, że to, że są pokrętne, znaczy, że nigdy nie powinny być zawarte. Ha!
22 kwietnia 2021 Ja się nie żalę, ja tylko informuję, że najwyższą emeryturę otrzymuje, uwaga - emerytka z woj. kujawsko-pomorskiego, co miesiąc ponad 25,3 tys. złotych. - Jej staż pracy wyniósł 61 lat. Na emeryturę zaś przeszła po skończeniu 80 lat. Chyba nie ma jej czego zazdrościć! Przeciętnie seniorzy dostają z ZUS ok. 2,5 tys. zł. No proszę, a ja nawet na taką kwotę się nie łapię, a jednak sobie radzę, i to nieźle, tak mówią znajomi. Czy to prawda, sama nie wiem. "Jedna z najniższych takich emerytur wynosi 3 grosze, otrzymuje ją mieszkanka Zachodniopomorskiego, której okres składkowy wynosił zaledwie 1 dzień. Ta się nie napracowała, ale nie każdy ma siły i możliwości, aby pracować. Nie pozwala mu na to stan zdrowia.
Są też inne przypadki, kiedy ludzie nie chodzą do pracy, a pensie pobierają przez lata i nikt tego nie zauważa. Nie tylko w Hiszpanii, o nie. „Kierowca i ogrodnik z miasta Jerez de la Frontera na południu Hiszpanii zostali zwolnieni, kiedy miejscowy ratusz odkrył, że pobierali pensję, choć nie pojawiali się w pracy od 15 lat.”
Ja pracowałam 31 lat, ale efekty są mierne z racji niesprzyjających okoliczności, teraz nawet cieszę się, że nie mam zbyt wiele pieniędzy. To tylko kłopot. Gdybym zbyt wiele przeznaczała na jedzenie, doszłabym chyba do 100 kg. Nie zawsze człowiek ma kontrolę nad tymi sprawami. Wczoraj był ładny, słoneczny dzień, poszłam na spacer. Miałam zrobić przepisowe 1000 kroków. Nie wydołałam, wiał wiatr i czułam, że moje uszy i oczy są niezadowolone. Ograniczyłam liczbę kroków, wróciłam do domu zniesmaczona swoją słabością. Oczywiście apetyt mi dopisywał. Zjadłam podwójną kolację. Co to mi w rezultacie dało? Może te nieszczęsne przechadzki odbywać w godzinach dopołudniowych? Sama nie wiem, co robić.
Męczą mnie też sprawy związane z moimi wypowiedziami osobistymi. Jak wyrażam swoją opinie w rozmowie prywatnej, czy ta osoba ma prawo używać jej w obronie swoich przekonań? Jestem trochę zniesmaczona. Gdybym chciała to uzewnętrznić, mam przecież wiele okazji, aby to zrobić, ale nie robię. Mam poczucie odpowiedzialności za słowa. Zbierając tyle dokumentów mam możliwości wyciągania wniosków, nie zawsze są to opinie przychylne danej osobie. Nie piszę o tym, gdyż uważam, że uważny czytelnik sam wyciągnie wnioski, a jak tego nie robi, to widocznie to nikomu nie jest potrzebne. Nikt nie lubi, gdy o nim mówią źle. Człowiek niekiedy podejmuje decyzje impulsywnie, nie zdając sobie sprawy, jakie przyniosą konsekwencje. Ganić go wtedy za to? Stało się. Inna sprawa, gdy ktoś działa z premedytacją, no wtedy to nie ma co kogoś takiego żałować. Perfidny drań i tyle.
Ja sama siebie trochę żałuję, poniewczasie wiem, że trzeba trzymać język za zębami, nie każdemu trzeba mówić wszystko, co myślimy. Spóźniona refleksja, ale trudno. Muszę z tym żyć, a wcale to nie jest mi potrzebne. Lepiej się uśmiechnąć, trudno.
21 kwietnia 2021
Fajna data, data dnia i ostatnie cyfry daty roku zbieżne, do daty 2121 będzie trochę trzeba jeszcze poczekać. Świat nas odpycha swoimi poczynaniami, ale żyjemy i szukamy dobrych stron życia. Ja wyszukałam w internecie buty, uwiodła mnie cena, 19,90. Też ładnie, prawda. To moje marzenie sprzed lat, którego niedy nie zrealizowałam. Zakupiłam więc teraz, na koturnie wysokości 8 centymetrów, espadryle moje upragnione. Czekały na mnie kilka lat i teraz są w wyprzedaży, czyli akurat dla mnie. Pasują jak ulał. Chodzę w nich wolno, tak jak na staruszkę przystało, przecież od kilku lat obcasy to nie moja domena. Mam buty i cieszę się nimi. Staruszka odnowiona, ubarwiona jasną tonacją butów. Cieszę się cieszę i jeszcze raz cieszę. Mówi się, mała rzecz, a cieszy. Nie będę się przejmować, jak prezentują się na nogach staruszki, ważne, że staruszka się raduje nabytkiem.
Gdzieś tam z głębi świadomości, a może podświadomości, wypłynęła mi piosneczka o butach, harcerska przyśpiewka, ratująca mnie w sytuacjach, gdy nóżki moich dziewczynek nie chciały same chodzić, tylko mama miała je nosić na rączkach, znacie to prawda? Zaczynałam śpiewać po cichutku: Hej, buty, buty, buty me,
niestraszne błota i kurzawa.
Hej, nogi, nogi, nogi dwie,
na zmianę noga lewa, prawa.
Mówiłam - zobacz, jak twoje nóżki ładnie chodzą. Najważniejszą sprawą było odwrócić uwagę od istoty sprawy. – Prawa nóżka, wysuń nóżkę, a teraz lewą, i hop. Hej buty, buty… Nóżki podskakiwały i szły w rytm piosenki. I tak zabawiając się bucikami na nóżkach dochodziłyśmy szczęśliwie do przedszkola wkraczając do środka. Nie zawsze się udawało, ale często. Rączki mamy też się przydawały. Później mama uprawiając średniej klasy jogging docierała do swojego celu. Czy my byłybyśmy jeszcze raz w stanie to przeżyć?! Wtedy trzeba było sobie dawać radę, teraz są buty sprawiające radość. Życie to niezła pułapka, musisz sobie radzić, aby jakoś przez to wszystko przebrnąć, a później odejść w nieznane i znowu szukać wyjścia z sytuacji.
20 kwietnia 2021 Obawiam się, że jak dalej tak pójdzie, to nie tylko pandemia nas pognębi ale i ludzie zajmujący się polityką. Patrzenie na wszystkie sprawy przez pryzmat swoich partykularnych interesów nas wszystkich skłóci tak, że powstaną dwie Polski. To jest naprawdę nie do wytrzymania. Kopacz zostaje w Smoleńsku, robi co może w sytuacji, która mogłaby doprowadzić do rozstroju nerwowego każdego człowieka, po jedenastu latach wyciąga się jakieś jej zdjęcia i odsądza ją od czci i wiary. To, że wypiła kawę i odzywała się do Rosjan to ujma na honorze?
Nic nie mówi się w filmie, jaki o tym wydarzeniu obejrzałam, o konkretnych sprawach. Film bardziej gmatwa sprawy, niż je wyjaśnia. Oskarża się jednak wszystkich, kogo się da, tylko nie ujawnia się poczynań swoich ludzi.
„Ówczesny europoseł Marek Migalski pisał na swoim blogu, że tamtego dnia posłowie PiS w Smoleńsku po modlitwie za zmarłych udali się na obiad. Później bardzo szybko powrócili do Warszawy. "Głównym zaganiającym do autobusów i zachęcającym do jak najszybszego wyjazdu ze Smoleńska, był Antoni Macierewicz" – napisał.” Nietrudno się domyślać dlaczego, ale co było w tym momencie ważniejsze, hołd dla tych, którzy zginęli, pomoc dla żywych, czy troska o przejęcie władzy.
Dlaczego Macierewicz i inni tak postąpili? Nie pojechali na miejsce, nie pocieszyli innych, tylko zjedli obiad! To naprawdę zastanawia, jak ci ludzie mogli coś przełknąć? Ja sobie tego nie wyobrażam, ale tak było. Dlaczego Macierewicz jechał pociągiem? Tak byśmy mogli snuć domysły i wzajemne oskarżenia. Mieli tyle lat, aby wyjaśnić przyczyny katastrofy, nic nie wyjaśnili. Dlaczego nie podaje się do wiadomości treści ostatniego telefonu braci? Nie chodzi nawet o to, co oni mówili, ale dlatego, aby ludzie nie snuli domysłów. Trzyma się to w tajemnicy, dlaczego?
Błędem było to, że nie powołano komisji międzynarodowej, wtedy nie byłoby na kogo zwalać winy. Widocznie z Rosją nie jest tak łatwo dojść do porozumienia, nie było i nie jest. Katastrofy się zdarzają i będą się zdarzały, ale przez tyle lat, zamiast godnej pamięci o zmarłych mamy knucie, oskarżenia, wymyślanie przyczyn coraz to nowych. Ja wiem jedno, w takich warunkach atmosferycznych nie trzeba było lądować, tylko lecieć na normalne lotnisko. Gdyby nie wzięli udziału w obchodach, świat by się nie zawalił, a tak mamy przekleństwo smoleńskie.
19 kwietnia 2021 Życie nie jest snem, a szkoda. Dzisiaj się wyspałam ponad miarę. Myślałam, że z takim potencjałem dzień będzie kreatywny, a nie jest. Obijam się, sterta prania przygotowana do prasowania leży sobie na kanapie i czeka, nie ma kto się nią zająć, a szkoda. Tak czy inaczej trzeba się nad nią pochylić. I takie jest właśnie życie, jak z jednym dobrze, to z drugim źle.
Mam iść do reumatologa. Staram się od rana dodzwonić do przychodni. Albo jest zajęte, albo nikt nie odbiera. To nie jest wina przychodni, przecież ja to rozumiem, albo dzwoniący są obsługiwani, albo ci czekający przy okienku. Nareszcie się załapałam. Bardzo miła pani zapisała mnie na maj, będę już po drugim szczepieniu i chyba będzie bezpiecznie. Muszę coś zrobić z moim palcem, trochę odbiega od normy, nie mogę pisać. Sama nie daję rady go naprawić. Nie mogę trafić w klawisze. Pisać lubię i nie mam zamiaru się tego wyrzekać.
Pewna osoba pisząca wiersze zwierzała mi się, że każdy wiersz musi wypieścić i przemyśleć. Poczułam się jak człowiek gorszej kategorii.
Ja piszę jak leci, po prostu siadam i piszę. Wiersze też tak pisałam i zawsze się okazywało, że to, co pisałam na szybko, było lepsze od ulepionego w trudzie i znoju. Chciałam dzisiaj utworzyć opowiadanie Antoniego, ale jak patrzę na stertę prasowania, nie wiem, czy do wieczora zdążę. Mogłabym prasować wieczorem, ale trudniej zabrać się za żelazko, więc to muszę wykonać w pierwszym rzędzie. Borykam się z tymi trudnościami życiowymi zagryzając troski kostką gorzkiej czekolady. Diabeł ją chyba wymyślił! „Lindt EXCELLENCE 85% cocoa.”Może zdrowa i doskonała, ale ile zdrowia trzeba, aby jakoś się przyzwyczaić do tej goryczy, ale to jest możliwe. Beczułki były takie smaczniutkie! Tak jak to w życiu, to, czego pragniesz, nie masz, a to, co masz, wcale tego nie pragniesz. Podobno, gdy taki stan zaakceptujesz, będziesz szczęśliwa. Powodzenia.
18 kwietnia 2021 Moja córka Joanna została doceniona i wyróżniona za pracę na rzecz ochrony zwierząt.
Jestem dumna z jej osiągnięć i poświęcenia na rzecz odrzuconych, pokrzywdzonych przez los i niekiedy maltretowanych zwierząt. Idea piękna, ale sposób działania ani jej ani mnie się trochę nie podoba. Zwyczajnie jest niesprawiedliwy. Asia jest bardzo skromna i SMS do głosowania ukryła w tekście, gdyż jej było trochę wstyd, aby ktoś poświęcał dla niej 2,46 zł, zamiast te pieniądze przeznaczyć na zwierzęta. Ona uważa, że dla niej nagrodą jest ponad 200 laików, ci ludzie docenili jej działania. Z początku byłam zbulwersowana jej postępowaniem, ale po wyłuszczeniu jej motywacji przyznałam jej rację. Jak już o tym piszę, z obowiązku przytaczam dane SMS 72355 treść SMS BDC.6
Zrobicie jak uważacie. Ja oczywiście głosowałam, to przecież moje dziecko.
Pamiętam akcję na rzecz Lubostronia. Byłam zauroczona pałacem i wszystkim wokół. Kiedy zobaczyłam, że Lubostroń wlecze się w końcówce, zmobilizowałam znajomych i mniej znajomych. Musieli codziennie wchodzić na stronę Lubostronia i głosować. Zrobiłam filmik ku czci, i kiedy wybiliśmy się na drugie miejsce, pojechałam świętować w Lubostroniu. Tam się nie płaciło, ludzie poświęcali tylko swój czas, a to, tak uważam, staruszce się należało. Przestałam odwiedzać Lubostroń, gdyż tam zagnieździły się szerszenie, a ja nie jestem ich wielbicielką i nie lubię gdy coś mi buczy nad głową. To pamiątkowy film, też zapraszam, można obejrzeć za darmo. https://www.youtube.com/watch?v=usOrfn3Cr1s&t=8s
17 kwiecień 2021
Internet obiegła sensacyjna wiadomość, według mnie warta uwagi. 46-letni kanadyjski poseł Partii Liberalnej wystąpił nago podczas wirtualnego posiedzenia Izby Gmin. Mężczyzna przeprosił za swoje zachowanie. Jak wyjaśnił, nie był świadomy tego, że jego kamera jest włączona.
Poruszyło mnie to do głębi. Nie wiem tylko dlaczego to, co miał najważniejszego do pokazania, zakrył telefonem. Czy tak się zachowuje człowiek podczas przebierania? Tłumaczył się dosyć pokrętnie, widocznie pożałował swego czynu, a szkoda. Nikt nie powinien wstydzić się swojego ciała, mamy takie, z jakim nas przysłano na świat. Nabrałyby rumieńców posiedzenia sejmu czy senatu, gdyby zasiadające tam osoby paradowały bez odzienia! Kobiety nie mówiłyby, że nie interesują się polityką, tkwiłyby przed telewizorami wypatrując posłów czy senatorów lepiej wyposażonych. Pruderia zuboża nasze doznania, a może to i lepiej, gdyby tak niektóre osoby zobaczyć bez odzienia, chyba jak Polska długa i szeroka padłyby rodaczki na twarz rechocząc, a może pokutnie?!
Nie ważna by była troska o dobra materialne, przydana tej grupie społecznej, i wszystkim trudniącym się tylko gromadzeniem dóbr doczesnych. Swoje skrawki ziem skomasowaliby w całość i paradowaliby po swoich włościach jak Adam po raju, nie krępując się swojej nagości. Życie wkroczyłoby na właściwe tory. Brawo Amos, zapoczątkujesz nowe trendy w życiu elit i nie musisz się tłumaczyć, będziemy cię wspierać. Tak trzymaj!
16 kwietnia 2021 „Jakiż artysta ginie wraz ze mną” – to ostanie słowa Nerona, cesarza rzymskiego, obdarzonego dużym talentem poetyckim i aktorskim. Zapamiętaliśmy go zupełnie z innej strony, ale fakt, jest faktem, rodzą się tacy ludzie. Spełniłby się jako aktor, ale musiał być cesarzem. Miał wrogów wśród piśmiennych Rzymian i wystawili mu opinię krzywdzącą. Umierał jako niespełniony twórca.
Mamy i my artystów ukrytych wśród elit, jeden z nich postanowił ujawnić swój talent. „Polskie serce pękło. Katyń 1940” konkurs poświęcony pamięci ofiar katyńskich, obejrzałam ze wzruszeniem. Wiersze nagrodzonych młodych ludzi zbudziły moje uznanie. Jednak wystąpienie mojego „ulubieńca” Jacka Kurskiego oszołomiło mnie doszczętnie. Podsumowując konkurs, jako prezes TV, recytował wiersz Jacka Kaczmarskiego „Katyń”. Nikt się na to nie zdobył, ale p. Jacek chciał błysnąć recytacją i wiersz płynął jak łódź rozbujana, od frazy do frazy, niewprawny głos dodawał grozy wydarzeniom, aż wiersz zacichł, a recytator się ostał! Uroczystość wzniosła, ale nie zawsze to miejsce do realizacji zakusów aktorskich. Nikt tego od pana nie wymagał, naprawdę. Proszę wybaczyć, ale mnie pana poczynania jakoś mierżą.
Niech przemawiają ci, którzy umieją to zrobić.
15 kwietnia 2021 Nie ulęże sowa sokoła – mawiał mój tato, gdy ktoś nie stawał na wysokości zadania, zawsze z uśmiechem na twarzy, a w jego oczach niebieskich, dużych i pięknych – nie przekazał mi ich w genach, a szkoda – tańczyły iskierki ironii. Byłam zawsze oczarowana słowem „ulęże” tak ładnie brzmiało, jakoś dostojnie, ciężko i pięknie. Teraz używa się w przysłowiu formy urodzi, ale przecież ptaki się lęgną, wykluwają z jaj, a nie rodzą. Myślę o tym przysłowiu, więc widocznie coś przekracza moje możliwości i jest niemożliwe do zrealizowania.
Kiedyś, w czasach dawno minionych, kiedy popatrywałam przez okno na stary park, widziałam sowę siedzącą w biały dzień na gałęzi drzewa, nieruchomą i zadumaną, nie wiem czy spała, oczy miała zamknięte. Spoglądałam na nią z zainteresowaniem, ale kiedy odwróciłam się w końcu, znikała nie wiadomo kiedy.
Sowy w naszej kulturze uchodzą za symbol mądrości, ale nie do końca to jest prawda. Są ptaki mądrzejsze od sów.
"Za ptaki obdarzone największą inteligencją uznaje się rodzinę krukowatych, czyli, między innymi, kruki, wrony, sroki czy gawrony, które potrafią posługiwać się narzędziami i szybko uczą się wykonywać dość skomplikowane zadania, na przykład jak pozyskać jeden przedmiot, żeby nim się dostać do kolejnego, a tym kolejnym do jeszcze następnego, który pozwoli im sięgnąć po smaczek.
Innymi inteligentnymi istotami w ptasim świecie są papugi. One również mogą opanować posługiwanie się narzędziami, są świadome siebie, jako konkretnej jednostki i są w stanie myśleć abstrakcyjnie. Za przykład niech tu posłuży chociażby najsławniejsza na świecie żako – Alex. Ten ptak, poza bogatym słownictwem, potrafił zapytać swoją opiekunkę o to, jakiego koloru są jego pióra!
Są jeszcze ptaki drapieżne, takie jak sokoły, które współpracują z człowiekiem w trakcie polowań. Zalążki sokolnictwa miały miejsce wraz w powstawaniem ludzkiej cywilizacji. Ludzie nie zajmowaliby się trenowaniem tych ptaków, gdyby nie były one w stanie nauczyć się reakcji na podstawowe komendy.”
Jakoś tak mi się dzisiaj „uptasił” ten poranek.
14 kwietnia 2021 Aby trochę nabrać oddechu po szokujących mapach XVI-to wiecznych, czytałam sobie wczoraj Zofii Turowskiej opowieść „Osiecka. Nikomu nie żal pięknych kobiet.” Zawsze lubiłam wiersze i teksty piosenek Agnieszki, z tym nie mam problemu. Teraz też lubię, ale trochę mam już do nich dystans. Była to niewątpliwie inteligentna, zdolna i bardzo ładna kobieta, w młodości patrząca na świat trochę z góry, jako ta lepsza, mająca dobry start. Nie będę rozpisywać się na temat książki, chcę przytoczyć fragment pamiętnika tej młodej damy, który mnie trochę zbulwersował. Skończyła Wydział Dziennikarski UW, której to uczelni nie szanowała pisząc o jej niskim poziomie. Kiedy komisja przydziału pracy zajęła się przydziałem posad, redaktorzy, cytuję: „zamykali wrota przed napływem matołkowatych absolwentów naszego wydziału, których dwustu wypuszczano co roku na świat boży. Z tego najwyżej pięciu, sześciu nadawało się na dziennikarzy, kilkunastu na buchalterów, stu na niewykfalifikowanych pracowników rolnych, a reszta w ogóle na nikogo.”
Ja rozumiem, że młodość jest bezwzględna, młodzi mają o sobie bardzo dobre mniemanie, chcą zmieniać świat, nie zawsze rozumieją ludzi i ich nie szanują. Poniżanie innych to nie jest oznaka mądrości, raczej niedojrzałości społecznej. Ja nie mówię, że wszyscy byli inteligentni, ale dano im szansę. Przecież miała polonistykę, ale poszła na dziennikarstwo, gdyż łatwiej było znaleźć pracę i studia były łatwiejsze. Jest sprawą oczywistą, że wychowywała się w domu o pewnym poziomie kultury, znała języki, ojciec o to zadbał. Młodzi ludzie, którzy przyszli na studia z domów, gdzie z książką nikt nie miał czasu się cackać, gdyż pracowano na chleb w rodzinach robotniczych czy chłopskich, mieli trudniej. Oni musieli się przebić. Sposób bycia i życia miał dla nich inną perspektywę. Agnieszka nie musiała się martwić o pieniądze, mogła się bawić, brylować w studenckich teatrzykach, tryskać humorem. Jej koledzy starali się utrzymać na powierzchni. Do takiego nastawienia dojdą w trzecim, czy czwartym pokoleniu. Inteligencja, talent jednak zawsze się przebiją. Pomyślałam sobie o Janie Kasprowiczu wywodzącym się z wielodzietnej chłopskiej rodziny z Szymborza koło Inowrocławia. Jego droga była trudna, ale sława chyba przewyższyła dokonania Agnieszki. Kasprowicz to jeden z największych polskich poetów, dramatopisarz, tłumacz, krytyk literacki. Jeden z czołowych przedstawicieli liryki okresu Młodej Polski. I o czym my tutaj mówimy! Nie ma co zadzierać głowy zbyt wysoko, zawsze znajdą się lepsi, mądrzejsi, z którymi nawet się mierzyć nie można. Wypociny z pamiętnika kładę na karb zarozumiałej młodości, to z wiekiem mija, gdy dostaje się w kość od życia. Zasnuły się senne góry Jan Kasprowicz
Zasnuły się senne góry
W mgłą mgławą jesienną oponę
Słońce nad nimi się pali,
Wyzłaca pola skoszone.
Kurz osiadł na jesionach,
Na brzozach liść się czerwieni —
O smutna godzina rozłąki,
O smutna, cicha jesieni!
Odchodzę, bo czas mnie woła...
Ślad po mnie czyż tu zostanie!
O góry, o pola skoszone,
O ciche, smutne żegnanie.
13 kwietnia 2021
Znowu wracam do poszukiwań o Miłkowicach. Śnią mi się jakieś przepastne antyczne schody, schodzę w dół i później wracam inną stroną z poczuciem ciężaru. To podobno symbolizuje wysiłek, jaki wkładamy w dojściu do celu. Nasza podświadomość uwalnia to, co w nas tkwi.
Jak na złość trafiłam w internecie na atlas z mapami ziemi sieradzkiej z XVI wieku. Droga wiodąca z miasteczka W. do miasteczka D. nagle w okolicach dworu warownego, a może zameczku, gdyż zamieszkiwał tam ród rycerski piastujący dosyć wysokie urzędy, więc i siedzibę musiał mieć godną swojej pozycji, co zresztą odkrył zbiornik Jeziorsko odgarniając zwały ziemi i ukazując fundamenty, nagle skręca i okrąża siedzibę dworską w miejscowości nazwanej Zaspy, mimo że dobra zwano miłkowskimi. Co to za ważny punkt, aby naginano drogę? To wręcz niepojęte. Na późniejszych mapach droga już jest wyprostowana, tak jak i dzisiaj. Jak to można wyjaśnić?!
Kto nałożył na mnie takie zobowiązanie, kto mi wciąż podsuwa nowe problemy, z którymi nie wiadomo jak sobie poradzić, kto mnie prowadzi drogą dociekliwej regionalnej archiwistki? Trochę już odpuściłam, gdyż nie można w nieskończoność poszukiwać nie mając bezpośredniego dostępu do archiwów, ale jak widać, nie. Trapię się, nie wiem jak rozwiązać sprawę dokładnej lokalizacji starego dworu, wiem, że był, wiem mniej więcej gdzie, ale ja chcę dokładny punkt na mapie, a najlepiej dokładny opis budowli, może nawet lepiej rysunek lub zdjęcia. Ruiny tego starego dworu były jeszcze widoczne na początku XX wieku, widoczna była fosa, ale to wiem z opowieści. Gdybym wiedziała, czym będę się zajmować, każdy mieszkaniec Zasp czy Miłkowic byłby odpytany i wszystko byłoby spisane, a ja, obyłabym wycieczkę łodzią na wyspę i wszystkiego bym doglądnęła osobiście.
To ta oto wyspa w tle z dawnym dworem warownym, przy końcu wieku XX już zarośnięta. Na pewno to tak nie wyglądało w XVI wieku, gdyż Warta płynęła innym korytem, a cała pradolina poprzecinana była rzeczkami i strugami, stawami i mokradłami. Mój brat tam poszedł z dziećmi swoimi i moimi, ale też nie ryzykował wejścia, nie wiadomo było jakich lokatorów już wyspa miała, a dzieci były jeszcze małe. Do dzisiaj pamiętają wakacyjną wyprawę.
12 kwietnia 2021
Pogoda znowu niekorzystna dla staruszki, ale na szczęcie nie pada. Wybrała się starowinka na bazarek. Idzie powoli, krok za krokiem, spogląda na zieleniejącą już trawkę, stada kawek i wron uganiające się za pokarmem ukrytym w trawie, popatruje na mijających ją ludzi, łowi uchem odgłos powitań sprowadzających się do … bry i dziwi się, że ludziom nie chce się pozdrowienia wypowiedzieć do końca, tak jak jest to w zwyczaju, dzień dobry! Widocznie teraz będziemy mówić „bry”, co to w końcu za różnica, ważne, że ludzie nie mijają się obojętnie. Mieszkają tutaj od lat, bywają sąsiadami, dobre i „bry”.
Ciekawa jestem jak świat będzie wglądał, gdy staruszka będzie żyła na wolniejszych obrotach, czy wytrzyma takie tempo?! Może to przychodzi z wiekiem, organizm wyczerpany zmaganiami z trudami codzienności pozwoli sobie na takie egzystowanie? Tylu sławnych ludzi umiera, też byli starzy, chodzili wolniej, ale jakoś trwali na posterunku do czasu, gdy powołano ich w szeregi dusz wędrujących po niebieskich przestworzach. Tam nie muszą dreptać, będą przenikać i napędzać ludziom strachu pojawiając się w zwiewnych woalach nieśmiertelności.
Niechby przyszli ci z zaświatów i wyjaśnili sprawy niewyjaśnione, gdyż już naprawdę słuchać się nie chce tych bzdur na tematy tak tragiczne i ważne dla wszystkich, ubierane wciąż od nowa w szalone pomysły. To jest brak szacunku dla ich tragicznego końca. Powiedzcie w końcu jak było naprawdę, a ludzie z obrzeża paranoi niech znajdą się w miejscach, gdzie lekarze udzielą im pomocy.
„Dla Boga nikt nie jest zły, nikt nie jest bezużyteczny, nikt nie jest wykluczony” - mówil Franciszek w homilii w niedzielę Bożego Miłosierdzia w kościele Santo Spirito in Sassia
10 kwietnia 2021
„Wiatr na lądzie wieje po to, aby drzewom wydawało się, że żeglują.” H. Jagodziński
Wczoraj żeglugi wietrznej mieliśmy pod dostatkiem, dzisiaj trochę ucichło, ale nie ma pewności, jaki dzień ten będzie. Wiatrem podszyte wszystkie moje myśli uciekają na boki, aby zrobić miejsce dla tych ważnych, tylko jak je rozpoznać. Wiatr jest przeźroczysty, czujesz jego działanie, ale samego wiatru nie zobaczysz. Ja swoich myśli też nie widzę, ale one tłoczą się gdzieś w głowie, robią zamęt i niekiedy przerażają. Samotność boli, ale do czasu, przychodzi ten moment, że przegnane przez wiatr zamierzenia, opuszczają człowieka i godzisz się sam ze sobą i to jest właściwy moment, aby powiedzieć, jestem szczęśliwy, gdyż jestem samotny.
Tak naprawdę każdy jest samotny, nawet człowiek będący obok nie rozwiewa naszych wątpliwości, odpowiadamy za siebie i sami pójdziemy rozliczyć się z naszym życiem. Przewiał mnie ten wiatr człowieczeństwa na wskroś. Cierpię.
"Wiatr i róża"
W ogrodzie rosła róża. Zakochał się w niej wiatr.
Byli zupełnie różni, on - lekki i jasny, ona - nieruchoma i ciężka jak krew.
Przyszedł człowiek w drewnianych sabotach i gołymi rękami zerwał różę.
Wiatr skoczył za nim, ale tamten zatrzasnął przed nim drzwi.
- Obym skamieniał - zapłakał nieszczęśliwy.
- Mogłem obejść cały świat, mogłem nie wracać wiele lat, ale wiedziałem, że ona zawsze czeka.
Wiatr rozumiał, że aby naprawdę cierpieć, trzeba być wiernym.
Zbigniew Herbert
9 kwietnia 2021
Życie składa się z codzienności, ona jest podstawą bytu. Może nie do końca tak to jest, ale bez tego nie da się istnieć. Jak sam sobie nie radzisz, muszą pomagać inni. Najważniejsze, aby przetrwać. Mamy zjadać 14 produktów dziennie, najlepiej kolorowych. Och!
Dzisiaj poszłam pierwszy raz od szczepienia na bazarek. Pogoda piękna, tylko powiewa ze zwiększoną mocą, ale co tam, beret na głowę i wiatr cię nie przewróci. Jestem słaba, nie ma co ukrywać, nie wychodziłam zbyt często i ruch ostatnio nie jest moją najmocniejszą stroną. Bazarek przyjął mnie przyjaźnie. Zebrałam nieco tej kolorowej żywności, nie wiem czy tyle sztuk co należy, ale jednak. Zaczynam popatrywać na kwiatuszki. Zdziwiła mnie nieco cena goździka jaki zakupiłam z okazji szczepienia. W kwiaciarni, gdyż akurat była pod ręką, zapłaciłam za niego 12 zł, na bazarku był dostępny za 6 zł, w Obi wycenili go na 7,99 zł. Sprawa jest jasna, na bazarku bywa więcej ludzi z powodu tego, że bez pośredników ceny są zdecydowanie niższe. Karol Bunsch powiedział takie mądre słowa mające zastosowanie w ekonomii i życiu „Im więcej pośredników, tym więcej wody w winie.”
8 kwietnia 2021 Czy równo, to znaczy sprawiedliwie? – (Mt 25,14-30)
Kto z nas się nad tym nie zastanawiał, nie mówię, że nie narzekał, nie buntował się na ten temat? Przysłano nas na ten świat ze swoimi talentami, dosłownie i w przenośni, i mamy zrobić z nich użytek. Jedni robią, inni nie, brnąc w uzależnienia, lenistwo, niechęć do wszystkiego. Nie jestem kaznodzieją, ale niekiedy człowieka licho bierze, gdy widzi się człowieka bez zainteresowań, chęci do pracy, któremu wszystko jedno, co się stanie. Nie zawsze sam jest winien, ale powinien wyplątać się jakoś z matni i iść do przodu.
Najlepsza na wszystkie troski jest praca, zajęcie się czymś, zrobienie czegoś dla innych. Trudniej z miłością, jak już człowieka opęta, świat widzisz w barwach tęczy, a może dla odmiany w szarościach i brązach, gdy nie czujesz się kochany, albo nie kochasz, a masz osobę kochającą ciebie obok siebie. Świat jest poplątany, a może nie rozumiemy go tak, jak powinniśmy rozumieć. Mówi ktoś do ciebie słowami Calderona: „Cóż jeszcze można ci życzyć, skoro jesteś słońcem, jutrzenką, różą, gwiazdą i diamentem”, ale ty zastanawiasz się, czy szczerze, czy nie ma ukrytych zamiarów, może to flirciarz, utracjusz, uwodziciel? Jak na Kasandrę czwartego rzędu przystało, przytoczę opowieść. Nazwisk nie pamiętam, ludzi też nie, ale pamięć postępku kobiety, która poszła za głosem serca, mnie nie opuściła.
Był sobie samotny mężczyzna szukający kogoś, aby obdarować go miłością. Mieszkał w pięknym domu, był zasobny finansowy, ale z uczuciami nie wychodziło mu, mimo, że adoratorek mu nie brakowało. Spotkał kobietę, do której zapałał uczuciem, ale ona miała rodziców, których nie mogła zostawić, córkę nieletnią, jednym słowem była obarczona rodziną. Miłość zaślepia, nie od dzisiaj wiadomo, namówił jednak niebogę, aby sprzedała mieszkanie i przeniosła się z całym tym rodzinnym zasobem do niego. Tak też uczyniła. Zamieszkali wspólnie, ale nie tak znów długo. Rodzice nie mogli się odnaleźć w nowych warunkach, dziecko tęskniło do przyjaciół, a i miłość napotykając przeszkody dnia codziennego jakoś zbladła. Ten, który miał ją kochać do śmierci, jak przyrzekł, powiedział wprost, że ma wszystkiego dosyć i niech cała jej rodzina z nią na czele, opuści jego dom! Opuścili, tylko że nie mieli do czego wracać. Nie wiem, czy te pieniądze ze sprzedaży domu ofiarowała jemu, jako ufna żona i kochanka, czy jednak zostawiła na koncie? Nie wiem jak potoczyły się ich losy, ponieważ ja jestem wędrownym ptakiem i nie spotkałam się już z tymi ludźmi, ale wniosek nasuwa się chyba sam, zbyt wiele ufności, gdy nie ma szans powodzenia projektu, nie popłaca. Talent, jaki im ofiarowano, zmarnowany. Trzeba było go inaczej ulokować.
7 kwietnia 2021 Potrzebuję spokoju. Mam zamiar w tym tygodniu napisać o powstaniu styczniowym. Podchodzę do tego bardzo emocjonalnie. Pamięć o tym wydarzeniu z 1863 roku przetrwała w mojej rodzinie ze strony ojca przez pokolenia, musiało być to dla nich ważne i prawdopodobnie wiązali z tym duże nadzieje. Chodziło oczywiście o zniesienie pańszczyzny, to sprawa oczywista. Jest mi to bliższe, gdyż zawsze miałam lepsze kontakty z rodziną wywodzącą się z włościan, niż z mieszkańcami dworu.
Wawrzyniec ur. 1806
Antoni ur.1850
Walenty ur. 1883
Stanisław ur. 1910
Halina ur. 1941
Czy Wawrzyniec brał udział w powstaniu, nie wiem, nigdy o to nie zapytałam. Zapamiętałam natomiast informację o potyczce z Kozakami, jaka miała miejsce 27 września 1863 roku między Skęczniewem i Miłkowicami. Drążyłam tak długo, aż uzyskałam informacje na ten temat. Tak tato, słowa nie ulatują z wiatrem, córka podtrzymuje tradycję rodzinną.
1. Bitwy w powstaniu na terenie najbliższym Miłkowic. 2. Kosynierzy najczęściej w strojach ludowych, rekrutujący się z chłopów i mieszczan
Chciałam dodać coś nowego, ale to sprawa trudna. Wszystkie pamiętniki urywają się na granicy z Miłkowicami. To był obręb ziemi sieradzkiej. W powstaniu Biali z Czerwonymi też nie zawsze dochodzili do porozumienia, tak jak i teraz u nas.
Nie będę zastanawiać się, czy trzeba rozpisać przedterminowe wybory. Uważam, że w obecnej kryzysowej sytuacji, jest to szaleństwo. Funduszu odbudowy to wielkie pieniądze dla Polski i wszyscy powinni to poprzeć. Ziobro nie powinien skupić w swoich rękach takiej władzy. To nie jest człowiek odpowiedzialny. Teraz nie ma co płakać, zrobili co zrobili i mają. Największą słabością prawicy jest to, że nie mają ludzi, na których można by w pełni polegać. Ciągle jakieś afery.
6 kwietnia 2021
Nie da się wejść do komputera, aby nie uronić łezki za tymi, którzy odeszli. Codziennie komuś musiałabym składać hołd i sławić jego przymioty. Rozstać się z życiem musimy wszyscy, ale jakoś nikt specjalnie nie garnie się, aby przejść do lepszego świata. Staramy się mieć ambicję, aby zostawić po sobie jakiś ślad, w sercach naszych bliskich, w pracy dla innych, dorobku na takim lub innym polu działania.
Bywa, że człowiek czuje się osamotniony wśród ludzi, niezrozumiany, myślący inaczej. Nic to nadzwyczajnego, każdy przychodzi na ten świat z innym ładunkiem emocji, uczuć, odbierania świata, oceny otaczającej nas rzeczywistości. Bywa, że dorośli ludzi postępują i czują jak dzieci, a niektóre dzieci są bardziej dojrzałe emocjonalnie niż rodzicie. Dusza takich ludzi jest bardziej lub mniej dojrzała. Być może jesteś starą duszą, która przybyła na ten świat, aby go nieco zmienić, chociażby w najbliższym sobie kręgu. Może macie takie przymioty, niekoniecznie wszystkie, wystarczy, że jeden, wtedy inaczej patrzycie na świat.
1. Prekognicja. Jest to umiejętność patrzenia w przyszłość, przeczuwania nadchodzących wydarzeń. Stare dusze podświadomie wyczuwają zdarzenia, które nadejdą, a w szczególności to, czy będą dobre czy złe.
2. Intuicja.Stare dusze kierują się swoją intuicją, nie zaś wyłącznie tym, co widzą. Głos wewnętrzny jest dla nich ważniejszy niż to, co mówi rozum.
3.Jasnowidzenie. Jasnowidzenie to dar przepowiadanie przyszłości na podstawie obrazów wysyłanych przez podświadomość.
4.Telepatia.Telepatia to kolejna zdolność parapsychologiczna, to zdolność komunikowania się wyłącznie za pomocą własnego umysłu. Ten dar obejmuje zarówno zdolność do telepatycznego wysyłania wiadomości do innych, jak i zdolność odbierania i słuchania wiadomości telepatycznych.
5. Czytanie aury. Stare dusze często widzą aurę napotykanych ludzi.
6. Empatia.Empaci to bardzo wrażliwi ludzie, dostosowani do uczuć i emocji ludzi wokół nich. Nie tylko rozpoznają emocje otaczających ich ludzi, tak naprawdę czują to, co czują inni.
8. Wróżbiarstwo.Stare dusze często odczytują przyszłość poprzez znaki i rytuały. Obejmuje to możliwość korzystania z różnych narzędzi, takich jak karty czy chiromancja.
„Badacze życia po życiu wskazują też na to, że stare dusze zachowują się też inaczej niż inni ludzie, miewają też dziwne odczucia, które są nieznane większości. I właśnie przez to, stare dusze czują się często bardzo samotne i niezrozumiane przez innych. Mają jednak dary, którymi tylko one są obdarzone, a dzięki temu wiedzą, widzą i czują znacznie więcej.”
Nie wiem jak starą duszą jestem, ale zdarzają mi się sprawy, których sama nie umiem wyjaśnić. Sny, to, że chwytam za telfon aby zadzwonić do córki, a ona w tym czasie dzwoni, to już codzienność, przeczucia. Pamiętam incydent z osobą, która naniosła zmiany w dokumentach. Ja byłam wtedy w domu, ale widziałam całe wydarzenie jak na dłoni. Wskazałam winnego, który się przyznał, tylko nikt nie mógł pojąć skąd ja to wiem. Ja też nie wiem, ale to widziałam. Aura, tak bywa że widzę, ale moje emocje muszą już sięgać zenitu.
Piszę o tym dlatego, alby wątpiący z takie przymioty duszy zrozumieli, że są ludzie trochę inaczej odczuwający świat i nic się na to nie poradzi. Trzeba to zaakceptować.
5 kwietnia 2021 Pierwszy dzień Świąt mamy za sobą. Byłam naprawdę szczęśliwa, gdy w małym gronie zebraliśmy się na śniadaniu świątecznym, reszta dopisała na Skype. To było zespolenie rodziny. Pokarmy święciłam ja w myśl wskazówek prymasa. Nabożeństwa przez całe Triduum Paschalne w telewizji. Wzruszenie przeogromne po kazaniu w sobotę, łzy dziękczynne. Nie chciałam o tym mówić, aby nie psuć atmosfery w święta, ale cały czas gdzieś w głębi duszy świdrowała myśl, jak długo jeszcze? Ile razy przeżyję Wielkanoc? Może słowa Pedro Calderóna de la Barca oddadzą moje myśli bardziej obrazowo: A to, że w życiu wciąż trzeba iść naprzód,
choć z każdym krokiem jest się bliżej grobu,
niech cię nie martwi – nie zatrzymasz marszu,
na to sam Pan Bóg nie dał nam sposobu.
Dzisiaj śmigus-dyngus. Nie widać stad młodych ludzi uganiających się z butelkami, jakoś tradycje okiełznano, a i pandemia poskromiła zapędy. Nie mam szans na kontynuowanie tradycji, no może po południu jak ktoś jeszcze wpadnie z rodziny, kogoś pokropię. Oglądam wieczorami Winnych, trochę się pogubiłam w tych podmienionych osobach, ale mimo wszystko ich lubię. Dzisiaj ostatni odcinek serialu "Stulecie Winnych" Ignacy (Lesław Żurek) odejdzie z kapłaństwa! Powiedział słowa, które utwierdziły mnie w prawdzie życia, przytoczę tak, jak pamiętam. – Wiara jest łaską, tak jak miłość, przychodzą, kiedy chcą, po prostu to czujesz.
4 kwietnia 2021 Zmartwychwstał Pan i żyje dziś Zmartwychwstał Pan i żyje dziś, blaskiem jaśnieje noc.
Spokojnych Świąt Wielkanocnych,
aby były wzorem duchowego wzbogacenia i umocnienia
dającego radość, pokój i nadzieję.
Życzę sił do stawienia czoła Covid-19,
hartu ducha dla chorujących,
wszelkiej pomyślności w życiu -
autorka strony hallas.pl.tl
2 kwietnia 2021
Już jestem na nogach, o leżeniu nie ma mowy, o wyczerpującej pracy także nie. Święta się odbędą bez wzglądu na otaczającą człowieka rzeczywistość. Nic mnie nie ominęło po szczepieniu i to podobno dobrze - ból, tkliwość i zaczerwienienie w miejscu wstrzyknięcia, ból głowy, bóle mięśni, uczucie zmęczenia, dreszcze, nudności i gorączka. Ten ostatni objaw mnie nie dotyczy, gorączki nie miewam. „ Odpowiedź immunologiczna wpływa na efekty uboczne, więc jeśli masz obniżoną odporność, możesz być mniej narażony na takie efekty. Niemniej, bezwzględnie powinieneś się zaszczepić.” Druga dawka ma być podobno trudniejsza, ale mnie to nie przeraża. Wszystko minie, najważniejsze nie dać się wirusowi.
Następny problem to przeniesienie serialu „Ojciec Mateusz” na piątek. Ja tak przywiązałam się do czwartku, że do mnie nawet nikt nie zadzwonił o tej porze, i tak nie odbierałam, szanowali mój czas spędzony z serialem. Jackowi Kurskiemu przeszkadza »Ojciec Mateusz«"? Może wciśnie seriale kryminalne, albo jakąś kozacką miłość i będzie mamił biedne kobiety wizją innego życia pełnego szorstkich uczuć. Jeszcze lepiej by było, gdyby prawdziwa miłość trafiła się, kiedy ludzie już przestają na starość w nią wierzyć. Ile kobiet podniosło by to na duchu, mnie też. Nie dlatego, że zazdroszczę takich uczuć, co to to nie, ale niechby bohaterka męczyła się na starość, a jej oblicze rozświetlała radość o poranku. Chętnie bym taki serial obejrzała. Coś mi się wydaje, że trochę się zmieniłam po szczepionce, ale może mi to minie z czasem. Oj, Kurski nie podobasz mi się zupełnie!
1 kwietnia 2021
Prima Aprilis. Kiedy? Dzisiaj, ale nie dla mnie. Oto goździk covidek, tak go nazwałam na pamiątkę wczorajszego dnia. Jest ładny, stoi przy łóżku i mnie pociesza.
Nikomu nie było do śmiechu, i nikt mnie nie nabierał. Wczoraj wszystko mnie bolało i ciągle spałam. Oczywiście pomagał mi w tym piramidon uciszając ból. Kiedy po raz kolejny odebrałam wiadomość z pytaniem jak się czuję, straciłam poczucie czasu. Użaliłam się córce, że został jeszcze wczorajszy rosołek z makaronem, który był ugotowany bez soli abym mogła się podzielić z psem, i dopiero później osolony, i teraz nie mogę go zjeść, gdyż dzisiaj post – wielki piątek przecież, moja córka zdumiała się wielce i wyprowadziła mnie z błędu, że jeszcze póki co, jest czwartek i ze spokojem mogę rosołek zjeść. To była najlepsza wiadomość dzisiaj! Czuję się już znacznie lepiej, ale z siedzeniem przy komputerze mam kłopot. Serce tłucze mi w piersi tak, jakbym się zakochała. No prawie. Będzie dobrze, takie objawy nie jest to nieszczęście, tylko mała dolegliwość. To tylko odrobina białka w moim organizmie. Da mi to odporność, a to najważniejsze. Kilka nowości mi przysłano na stronę, a ja nie mam sił się z tym uporać, ale powolutku, jakoś wszystko się zrobi.
1 kwietnia 2012
"Dzień oszukańca
to tradycja
z dziada pradziada,
na śmieszne kawały
figlem dziś odpowiadaj!"
Dzisiaj mam już od rana dylemat, jestem zaproszona czy oszukana?!Mam dosyć takiego dnia!!! 2 kwietnia 2012
Nabierałam wczoraj kogo się dało i poszczególne jednostki społeczne nie mogły się zdecydować, czy wierzyć, czy nie. Podobno tak statecznej osobie jak ja już nie przystoi się tak zabawiać, ale ja mam inne zdanie, mnie tam przystoi. Powiedziano mi - "No wiesz, po tobie się tego nie spodziewałem!" Swoi nie dają się tak łatwo podejść, czujni jak lisy, ale inni...
Odnośnie zaproszenia - dostawałam SMS-y z zapewnieniem, że jest jak najbardziej prawdziwe. Uwierzyłam i zabrałam się za pieczenie ciasteczek, jako że z pusta ręką nie wypada się pojawiać, a ja dopiero dzisiaj odwiedziłam bank. Okazało się, że im bardziej przyrumienione ciasteczka, tym smaczniejsze. Były z cynamonem i cukrem, z cukrem i ciapeczką marmolady, z koprem i słonecznikiem, także z samym cukrem. Do wyboru, do koloru. Obiad był wyśmienity, pogaduszki poobiednie także, ciastka podano, a jakże. Chwalą mnie już za wszystko, chyba z tej racji, że jeszcze jestem.
Dzisiaj stałam w kolejce, gdyż takie jeszcze tu i tam się zdarzają, aby załatwić sprawy urzędowe i pani przy okienku wychwalała doskonałą kondycję petenta, który widocznie kiedyś musiał tam pracować. Był bardzo wzruszony, miętolił czapkę w rękach, drżał mu głos, a siwe włosy rozwiewały mu się na wszystkie strony. Co z tymi siwiejącymi włosami jest! Sprawiają wrażenie zawsze przetłuszczonych i przerzedzonych, wiem, gdyż też jestem posiadaczką takiego włosa. Chodzi mi jednak o coś innego, jak mnie tak wychwalają za moje poczynania jak chwalono tego pana, to ja dziękuję za taki obiektywizm…
Zabrałam się do pracy, firanki się piorą wymoczone aby wszystko z nich spełzło, okno jedno pobłyskuje, reszta przewidziana na późniejszy termin, zaraz zawieszę firankę i zabiorę się do przypisanych na dzień dzisiejszy zadań. Nie będę się tak rwać, powolutku, pomalutku, z odpoczynkiem i chwilką na lekturę. Jeszcze dużo czasu. Rzeżucha i owies posiane, starają się zazielenić. Chyba zdążą.
Fiołeczek śliczny, prawda?
3 kwietnia 2012
Kończę pracę na etacie perfekcyjnej sprzątaczki. Jutro wykończeniówka, pranie ścierek i ściereczek, jeszcze może jakieś drobiazgi i czas będzie na skupieniu się na sferze duchowej.
Wieczory rezerwuję sobie na teatr TV lub film. Wczoraj powtórzenie, ale chętnie obejrzałam Wiśniewską i Gajosa. Dzisiaj też miałam w planie komedię romantyczną, ale mój ulubieniec Matthew McConaughey był taki nijaki, blondyn!, zresztą widziałam już ten film, więc dałam spokój. Pan Tomek przesłał materiały dotyczące żołnierzy 1939 roku, umieściłam więc co należy na stronie, ale to nie jest wszystko, zostało jeszcze co nieco. Może już jutro dokończę, dzisiaj czas już na odpoczynek.
5 kwietnia 2012
Nareszcie cieplej się zrobiło. Wyruszyłam na poszukiwanie soi, gdyż w moim sklepie półka opustoszała i została tylko informacja o tym, że sklep kiedyś ją miał. Wszyscy rzucili się na soję!
Wyruszyłam do dalszych i bliższych sklepów, pogadałam z paniami w stosownych do branży kolorowych fartuchach i uzyskałam wiele porad, gdzie ten upragniony towar można nabyć. Oczywiście, że w każdym sklepie coś tam kupiłam. Drobiazgi, ale zawsze. W końcu osłabłam już z wyczerpania i wróciłam do domu. Wysiadłam z autobusu i olśniło mnie, że przecież można ją chyba nabyć w sklepie ze zdrową żywnością. Parę groszy drożej, ale co tam. Pomknęłam jak na skrzydłach konstatując z przerażeniem, że łabędzie na stawie jakieś szare się zrobiły na wiosnę. Może nie wyprały skrzydeł na święta? Aż przykro patrzeć. Soję jednak zakupiłam. Uważam to za wielki sukces dzisiejszego dnia, czego nie można powiedzieć o moim uzupełnianiu strony. Zabrałam się za to od rana, ale wynik jest mierny. Plącze mi się wszystko, nie układa na stronie tak jak trzeba, a nie spocznę, póki nie będzie tak jak sobie zaplanowałam, nawet gdybym dzisiaj miała iść spać po północy. Wszyscy życzą mi wytrwałości w pracy, nie zawiodę, sprostam zadaniu.
6 kwietnia 2012
Dzisiaj w radio słyszałam, że kraszanki, pisanki są passe. Teraz zdobi się jajka na Wielkanoc cekinami, wstążeczkami, filcem i czyś tam jeszcze. Byłam zdziwiona, gdyż od dzieciństwa zbytnio się nie przykładałam do tej pracy, coś tam pomalowałam z dziećmi, aby miały trochę zajęcia i tradycja była uświęcona. W tym roku jedno ozdobię, aby koszyczek był bardziej kolorowy, gdy jutro pójdę ze święconką.
Niespodziankę zrobiła mi Iwonka, przesyłając dołączone do życzeń zdjęcie ze swoimi pisankami ozdobionymi cekinami. Powiem szczerze, lekko mnie zatknęło. Ma dziewczyna talent do rękodzieła. Nie mam pozwolenia, ale zamieszczę na stronie, gdyż samej mi się jej praca podoba. Gdybym była bliżej, to dostałabym jedno w prezencie, a tak będzie brązowawe jajeczko malowane w łuskach cebuli, gdyż tak jest najłatwiej.
7 kwietnia 2012
Ostatnie przygotowania zrobione, święconka na stole w koszyczku, jajko wymalowane, teraz czas zabrać się za siebie, gdyż w kościele uroczystości dopiero o 20. Jak na złość stanął zegar w przedpokoju, zdjęłam, gdyż myślałam ,że mu jakoś pomogę, ale stało się najgorsze, bateria odmówiła współpracy. Nie miałam zapasowej, więc rada nie rada, musiałam powędrować na poszukiwania. Na szczęście pan w kiosku znalazł jedną sierotkę bateryjkę dla mnie i zdołałam czasomierz uruchomić. Chodzi.
Zegar mam w każdym pomieszczeniu, bez czasomierza trudno jest funkcjonować. Niby nigdzie nie muszę się spieszyć, ale jednak jakieś normy i terminy mam zakodowane w głowie. Zerkam w określone miejsce, odczytuję godzinę i wszystko wraca do normy. Czas na starość ma inny wymiar, ogólny i codzienny. Codzienny płynie sobie, ale nad ogólnym zaczynamy się zastanawiać. W młodości czułam się nieśmiertelna, nie myślałam o przemijaniu, które stało obok, ale nie zwracałam na nie uwagi. Teraz raptem zrobiło się ważne, ważniejsze niż codzienność. Przeszłość odłożyła się na mojej twarzy, która upodabnia się do twarzy mamy, ręce zginają palce w taki sam sposób jak ona to robiła, a oczy dziwnie przypominają oczy ojca, kiedy musiał się zmierzyć ze śmiertelnością. Patrzyłam na niego i widziałam oczy jego mamy, mimo, że wcale do niej nie był podobny. Teraz ja dopatruję się podobieństwa do moich rodziców. Wszystko na tym świecie ma jakąś przeszłość, ale ma także i przyszłość, która łączy przemijanie z trwaniem i odbija się w nas. Święta to także czas refleksji, wspomnień i powrotu do tradycji. Życzę wszystkim aby mogli usiąść przy stole wielkanocnym z najbliższymi i mogli z tego czerpać radość, gdyż nie wiadomo jakie będą Święta za rok i czy w ogóle będą w takim samym składzie. Dla mnie staje się to coraz bardziej ważne.
Spokojnych, radosnych Świąt Wielkiej Nocy.
9 kwietnia 2012
Śmigus- Dyngus. Nie pamiętam Śmigusa, nikt nikogo witkami nie śmigał po nogach za mojej pamięci, ale co to jest Dyngus, to wiem doskonale. W tym roku nie ma mnie kto polać, nie będę miała powodzenia u chłopaków. Trudno, jakoś to przeżyję. Teraz tylko z moim wnukiem lejemy się równo, nie odpuszczamy. Już w przeddzień mamy przygotowane pistolety na wodę i butelki, ale w tym roku nie wyszło.
Pamiętam różne dyngusy, ale jeden szczególnie utkwił mi w pamięci. Byłam już stateczną mężatką z dzieciątkiem u boku i myślałam, że nie muszę już niczego się obawiać. Przyszli jacyś podtatusiali już chłopacy, pokropili nas po bożemu, ale ja w rewanżu czymś tam chlusnęłam, co miałam pod ręką i się zaczęło. Wyciągnęli mnie na podwórko i już nie było żadnej taryfy ulgowej, zlali mnie doszczętnie, ale ja też nie byłam dłużna. Ociekaliśmy wodą jak zmokłe psiaki aż w końcu mama rozpędziła całe towarzystwo. To był dyngus! Co prawda musieliśmy wodę nosić, gdyż wszystko wylaliśmy, co mama miała w domu, a był to czas, gdy wyciągało się ją wiadrem ze studni. Zużyliśmy także to, co było w wannie do pojenia Kunegundy. Trudno, dyngus był taki, jak każe tradycja.
Najgorsze było jednak, gdy szło się w Poniedziałek Wielkanocny do kościoła, a stawało pod chórem. Mnie się to często zdarzało, jako że punktualność mam nieco opóźnioną, i do czołówki wiernych w kościele trudno było mi się dobić. Polewali wtedy w czasie nabożeństwa z chóru jakimiś wodami kolońskimi. Nie można było tego zmyć z siebie ze dwa dni.
W tym roku straż miejska ma karać lejących wiadrami i słusznie. W końcu po ulicy człowiek ma prawo chodzić bezpiecznie.
10 kwietnia 2012
Wczoraj o 23,30 dostałam SMS-a. W programie 2 jest Cohen. Zrezygnowałam ze spania, a miałam ochotę to zrobić, jako że byłam pod wrażeniem filmu „Pachnidło”, którego nigdy do końca dotąd nie obejrzałam - z przerażenia. Główny bohater mnie obezwładniał i nie pomagało objadanie się słodyczami… Teraz dobrnęłam do końca. Włączyłam więc ponownie telewizor i znalazłam się w innym świecie. Cohena uwielbiam. Dotrwałam do końca i o wpół do drugiej z żalem rozstałam się z Kapłanem Pieśni.
Lubię głos Cohena, wprowadza mnie na inne tory wibracji mentalnej, cudne są aranżacje piosenek, chórki i cała ta otoczka, która daje poczucie bycia w innym świecie. Piosenki śpiewali inni wykonawcy, Cohen był łącznikiem, ale takie chwile to dla mnie to słodycz życia, na szczęście takie chwile są. Nowej płyty Cohena nie mam niestety. Tyle już wygłosiłam pochwał pod adresem jego muzyki, że na tym poprzestanę. Na You Tube zablokowali mi tyle filmików, między innymi Cohena, że lada moment zlikwidują mi konto. Wczoraj właśnie na ten temat rozmawialiśmy. Filmik ze Staśkiem Wielankiem ma ponad 36 tysięcy głosów, naprawdę. można sprawdzić. www.youtube.com/watch Dzisiaj jednak wielbię Cohena!
Zuzanna (Suzanne)
W swe miejsce nad rzeką
Zabiera cię Zuzanna
Możesz słuchać plusku łodzi
Możesz zostać z nią do rana
Wiesz że trochę źle ma w głowie
Lecz dlatego chcesz być tutaj
Proponuje ci herbatę
Oraz chińskie pomarańcze
I gdy właśnie chcesz powiedzieć
Że nie możesz jej pokochać
Zmienia twoją długość fali
I pozwala mówić rzece
Że się zawsze w niej kochałeś
I już chcesz z nią powędrować
Powędrować chcesz na oślep
Wiesz że ona ci zaufa
Bowiem ciała jej dotknąłeś
Myślą swą …
11 kwietnia 2012
Rankiem spojrzałam w okno i zdziwiona podeszłam bliżej, gdyż wydawało mi się, że widzę piórka przyczepione są do gałęzi drzewa owocowego, które mój sąsiad z dołu hoduje zapamiętale. Skojarzenie z piórkami wcale nie jest oderwane od rzeczywistości, gdyż od wschodu słońca kołują pod moimi oknami stada mew… Niekiedy czekam aż usłyszę szum fal bijących o brzeg morza. Coś teraz ptaszki mylą terytorium. Do morza od nas spory kawałek drogi.
Wpatruję się w gałązki i widzę biało-różowe płatki kwiatów, które nieśmiało odkrywają wiosenny powab i tuląc się do gałęzi, zerkają wokół. Zrobiło się naprawdę ciepło i jutro chyba całe drzewko obsypie się kwieciem. Miałam nie lubić wiosny, ale jak już ją widzę, moja obojętność topnieje i w sercu drży czułość.
12 kwietnia 2012
Jako, że walki konfederacji barskiej nie ominęły ziem moich rodzinnych i kości konfederatów spoczywają nieopodal, zabrałam się za lekturę, która może przybliżyć czas i coś dorzucić do dziejów spisanych na mojej stronie. Nie jest jednak łatwo czytać dzieło zapisane językiem zaprzeszłym, ale dziarsko moje oczy biegały po stronach, aliści przymknęły się z lubością i sen pozbawił mnie towarzystwa tak powabnych dam. Jeden wątek przedstawię tutaj krótko ku przestrodze czytelników.
Anusia Sapieżanka po mieczu spokrewniona z Marią Kazimierą Sobieską, urodę odziedziczyła po prababce i wydać ją zamiarowano za „wór złota” Błażeja Krasińskiego. Tenże mawiał o sobie „Jestem piękny i wiem o tym” , ale panna na nic nie zważała. Serce jej płonęło jak drzazga smolna. Młodzian smukły był jak trzcina, wytworny i „gadał rymami” , grał na wielu instrumentach, z największym upodobaniem jednakże na klarnecie. Cudnie było, wszakże dnia pewnego młodzian umknął pod pozorem misji dalekiej, mimo że pierścienie zaręczynowe poświęcono i panna została sama jak palec. Pomknęła i ona do Drezna, aby uniknąć sromoty, gdzie jej znaleziono podtatusiałego wdowca i szybko wydała się, by tylko nie przekroczyć klasztornej furty, gdyż nic innego za taki despekt jej nie czekało. Małżonków nic nie łączyło, ale Anusia przyłożyła starań aby przed światem tworzyli zgodną parę byle tylko ten zdrajca, ten wiarołomca dowiedział się w końcu, co stracił. Została w niej jednak gorycz i niewiara w stałość męską, bo i co dobrego można o tym plemieniu przeniewierców, którzy tyle goryczy w jej młode serduszko wlali, powiedzieć.
Tyle co do Anusi, ale co to mi wnosi do mojej strony, aliści nic. Tyle tylko zyskuję, że wyspana jestem za dnia. Co będzie w nocy, nikt tego przewidzieć nie zdoła, chyba pognam za paniami konfederatkami aby powtórzyć za biskupem Krasickim z przekorną ironią - „Mimo wszystkie płci naszej zalety, mu rządzim światem – a nami kobiety” . Czy to przeniewiercze plemię jest w stanie to pojąć, nie wiem, zaprawdę mówię wam, że nie wiem…
13 kwietnia 2012
Naprawdę nie wiadomo, czy lepiej zimą czy wiosną. Powietrze wiosenne męczy. Może sił brak, a może odłożony tłuszczyk przeszkadza. Musiałam pospacerować dzisiaj po Galerii Pomorskiej. Życie mnie zmusiło! To już naprawdę nie dla mnie. Czuję się tak zmęczona, że teraz, kiedy już jestem w domu, usiadłam przed komputerem, popijam sok z ciepłą wodą - tak, tak, gdyż inaczej zaraz ból gardła się pojawia- słucham nowej płyty Cohena „Old Ideas”, może i stare pomysły ale dla mnie to balsam na duszę i nareszcie dochodzę do siebie. Umówiłam się na rozmowę na Skype, ale niestety nie zdążyłam w przewidzianym czasie, może jutro się załapię, gdyż bardzo mi zależy.
Trzeba powyjmować z szafy ciuchy, przymierzyć i co się nie nadaje skasować, a w to miejsce kupić coś nowego, tylko jakoś nie wiem za co. Dostałam co mi się należało od US w mieście B. i kupiłam sobie właśnie krótki płaszczyk, gdyż kurtka, której używam bardziej mi przypomina strój mojej babci, niż szatę plasującą się w wieku XXI. A skąd na buty, na jakieś fajne spodnie?! Już nie chodzi o to, że mam się wyróżniać, ja mam się dobrze i normalnie czuć i tyle.
Uaktywniłam się u seniorów i w bibliotece. Mam już zrobiony grafik. Muszę zadziałać na własną rękę. Metryki ASC zaczynają mnie obezwładniać i dam im dzisiaj spokój.
14 kwietnia 2012
Sobota! Wyprasowałam płaszcz i przeszłam w słońcu kawałek drogi. Musiałam zrobić zakupy. Czułam się świetnie, tylko kochana staruszko, trochę schudnij, gdyż talia ci się lekko rozmyła, a gdy płaszcz ma pasek, lepiej aby była… No!
Na bazarku stała dziewczyna sprzedająca wiosenne kwiaty. Wpięła jeden we włosy, a była tak piękna ta seniorita, że sama gapiłam się na nią z przyjemnością, nie mówię już o panach w każdym wieku, szybko kwiatów ubywało. Mówią, że uroda nie jest najważniejsza. Taaak, ja już wolałabym ją mieć, tak jak pieniądze, ale nie każdemu dano i trzeba się zadowolić tym, co się ma.
Staram się chociaż oddalić widmo zwapnienia mózgu i codziennie raz chwytam jabłuszka ze stronyhttp://www.ferryhalim.com/orisinal/g2/applegame.htm
Osiemdziesiąt łapię prawie zawsze, ale przekroczenie tego progu bywa trudne. Doszłam do 87 i to jest mój rekord. Mam ambicję, aby przekroczyć chociaż 90, no nie wiem, może się kiedyś uda…
15 kwietnia 2012
Zaproszono mnie do klubu dyskusyjnego. Jestem chętna, jednak pierwsza książka nad którą mamy się pochylić, dla mnie jest trudną lekturą. „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” Swietłany Aleksiejewicz to prawda o wojnie odarta z mitu zwycięstw, to los człowieczy, uczucia lub ich brak, gdy w grę wchodzi walka. Czy kobieta się do czegoś takiego nadaje? Mam wątpliwości, jednak czas i warunki wymuszają takie, a nie inne postępowanie. Jak opowiedzieć o tym, jak trzeba było zabijać, gdy po latach jest już inne nastawienie, inne oceny?! To chyba najtrudniejsza książka jaką od lat czytam. Nie wiem jak dobrnę do końca.
Podjęłam zobowiązanie wobec samej siebie, że postaram się przejrzeć ASC parafii Miłkowice, w tygodniu jeden rocznik. Dzisiaj zajęłam się rokiem 1844. Wiedziałam co tam znajdę, gdyż już kilka lat to wszystko przeglądałam, tylko pod zupełnie innym kątem. Dzisiaj dzień napełniony jest sukcesem, a może takie wsparcia dla mnie samej było mi potrzeba?! milkowice.pl.tl/Ksi%26%23281%3Bgi-metrykalne.htm
Takie przyglądanie się sprawom innych ludzi, dla mnie nie jest też łatwe. Kiedyś szukałam tylko rodziny, ale dzisiaj sięgam do spraw innych. Obym szczęśliwie dobrnęła do końca i zamknęła sprawę. Ksiądz Borowski sporządzający zapisy, pisze już w miarę czytelnie i dlatego jest mi łatwiej. To jest też powód, że nie trzymam się uparcie ks. Pęczkowskiego.
17 kwietnia 2012
Powiem krótko- c'est la vie! Takie jest życie. Zwrot ten może rozwiązać wiele problemów, spłycić, pocieszyć i rozgrzeszyć właściwie wszystko. Siedzę dzisiaj od wczesnego ranka nad metrykami. Mój wybór, moje zmartwienie. Powiedziałam, że zrobię, to zrobię. Na kartce mam wypisane inne zadania, nie wiem już jak to wszystko pogodzić. Za oknem słoneczko, a ja z nawiniętymi wałkami ściubię literki i zastanawiam się, kombinuję i nerwuję się już. Jaka odpowiedzialność spoczywa na urzędnikach, sami nawet nie zdają sobie z tego sprawy. Po 150 latach ja oceniam nakład pracy człowieka pochylonego nad zapisywaniem wydarzeń parafii. Oceniam to mało, wściekam się, że nie mogę rozszyfrować. Na dodatek strona zaczyna grymasić i nie wiem co zrobić. Blokują się zapisy, nakładają na siebie i naprawdę wymaga to wszystko ekwilibrystycznych posunięć aby wkleić, jak nie tym, to innym sposobem. Pojawił się u mnie błąd b(-110). Nie wiem co się stało. Nie pomaga żadne skanowanie. Nie mam dostępu do bloga na Onecie, na stronie harce i wybryki. Znowu chyba format, a ja nie mam już na to siły ani czasu. Takie jest życie! Jest, tylko dlaczego?! Niech mi ktoś powie, że jest kowalem swojego losu, doczeka się mojej reprymendy z wysokim C.
19 kwietnia 2012
Działam jak w amoku. Codziennie kilka roczników ASC parafii Miłkowice. Ktoś mi powiedział, że jestem w gorącej wodzie kąpana. Może i jestem, ale nie ustanę, aż tego co się da, nie wyjaśnię. Nie znaczy to, że nie żyję normalnym życiem. Ależ nie. Robię to, co do mnie należy. Wczoraj ugotowałam zupę z soczewicy. Przyznam, że nie gotowałam jej do tej pory. Kupiłam jednak soczewicę, gdy nie mogłam znaleźć soi na święta, a teraz nie zostawię, musiałam zużytkować. Samej mi zupka smakowała więc wejdzie do mojego jadłospisu. Zrobiłam jeszcze kluski kładzione z mąki sojowej z płatkami owsianymi. Szybko i smacznie. Oto przepis:
30 dag soczewicy zielonej gotować w 3 litrach wody z dodatkiem ziela angielskiego, listka laurowego, kostki bulionowej (o ile ktoś używa),sól i pieprzu. Podsmażyć drobno posiekane cebule (1-2) na oleju, a kiedy się zeszkli dodać 2-3 marchewki starte na wiórki. Smażyć aż się zmieni kolor, wówczas dodać koncentrat pomidorowy. Jeszcze chwilę smażyć i dodać do soczewicy. Jak wszystko będzie miękkie doprawić majerankiem. Podaję z makaronem razowym. Po prostu pycha "
Na marginesie dodam, że dzisiaj idę na wykład o Wyczółkowski, a w trochę dalszej przyszłości mam zaproszenie do Węgliszka, aby zaprezentować swoje dokonania. Teraz jednak trzeba rozjaśnić pomroki przeszłości. Wesprzyj mnie mój Aniołku Opiekuńczy, doceniam Twoje starania i naprawdę serdecznie dziękuję za opiekę.
20 kwietnia 2012 Najlepszą formą aktywności jest coś robienie. Nie widzę innego wyjścia. Gdy siadam i nic mi się nie chce robić, zastanawiam się co ze mną jest nie tak. Trzeba sobie moja droga staruszko, myślę, tak ułożyć dzień, abyś miała zajęcie, a wtedy odpoczynek będzie przyjemnością, a nie na odwrót. Wałkonienie się całodzienne, a tylko w przerwach coś tam robienie, to zmarnowanie dnia. Kiedy już nie chodzę do pracy, to ja wyznaczam sobie działania, i tak to będzie do końca moich dni.
ASC jest dla mnie dominującym wezwaniem. Zbliżam się już do końca. Wszystkie akta nie są ujawnione, to oczywiste. Istnieje przedział czasowy w celu ochrony danych ludzi żyjących. Wszystko w domu mam zrobione, to nie jest tak, że wściubiam nos w akta i nie wiem co dzieje się na bożym świecie. Dzisiaj jest nareszcie ładna pogoda więc piorę. Pranie wyschnie na balkonie. Gdzie te czasy, gdy przepierki robiło się ręcznie. Ja nawet sweterków nie międlę w ręku, robi to pralka.
Wczoraj poszłam do mojej biblioteki na wykład o Wyczółkowskim. Było ciekawie. Wczesne obrazy tego malarza nie są mi zupełnie znane. W Bydgoszczy na Wyspie Młyńskiej znajduje się piękne muzeum Wyczółkowskiego. Ostatnio odwiedziłam je w czasie Nocy Muzeów. Nie tylko obrazy były ważne, ale także „tramwaj”, tak tak, to takie urządzenie którym posługiwał się malarz aby nie wstawać przy oglądaniu wyników swojej pracy. Można go zobaczyć w muzeum.
Co to za obraz?Może wiecie??? To "Alina" z okresu wczesnej twórczości. Przyznam, że pierwszy raz widziałam ten obraz.
Mam zamiar zorganizować wycieczkę do Gościeradza, gdzie znajduje się dworek, w którym mieszkał malarz. Jest w prywatnych rękach, ale chociaż z zewnątrz można go obejrzeć. Po drodze warto by też zahaczyć o cmentarz we Wtelnie. Byłam tam wiele lat temu i jakoś inaczej go zapamiętałam niż wygląda rzeczywiście.
22 kwietnia 2012
Miewam przeczucia, to fakt. Problem w tym, że nie wiem o co w tym wszystkim chodzi. Nie mam wizji przedstawiającej wydarzenie. I co z tego, że głośno wołam – uważaj, nie idź, nie jedź, nie rób tego! Pada pytanie- Dlaczego? I ja jestem bezradna, gdyż nie wiem dlaczego.
Ostatnio po długim okresie milczenia napisałam do kogoś, z kim już bardzo długo nie utrzymywałam kontaktów. Sama nie wiedziałam dlaczego, to była jakaś konieczność. Miałam napisać o czymś zupełnie innym, ale wymyśliłam jakieś historyjki wytrząśnięte z rękawa, gdyż tego, co chciałam napisać, bałam się napisać. Może zrobiłam źle, nie wiem.
Miewam sny które dotykają wydarzeń, o których w normalnym życiu nie wiem i później okazuje się, że one jednak istnieją. Śniły mi się kiedyś wiersze, ale teraz jakoś nie chce mi się przyśnić wydarzenie z 1863 roku, mimo, że jest to moja obsesja i wiem, że tam coś naprawdę się stało. I co z tego że śnią mi się powstańcy?! Ja potrzebuję drogi do rozwiązania problemu, wyjaśnienia lub dowodu na to, że się mylę. Cisza…
23 kwietnia 2012
Zakończyłam sprawy ASC. Jeszcze jutro przejrzę, czy czegoś nie pominęłam i będę wolna jak ptak… Było to uciążliwe, nie przeczę. Minęło, jak wszystko w życiu, i teraz otworem stoją dni wolne od nieczytelnych wpisów. Mam taką maksymę życiową, gdy coś mi doskwiera – Wytrzymaj, nic nie trwa wiecznie. Wszystko mija, i dobre i złe. Świat biegnie swoim torem, tylko my niekiedy nie nadążamy .
W czasie przeglądania wpisów najbardziej bawiło mnie zapisywanie nazwisk kobiet – Kubisiaczka Rozalia, Pastuszkowa Ewa, Szymczakowa Maryjanna, ale taże Kaczmarkówna - taka forma bardzo mi się podoba i miło by było jeszcze tak się podpisać - więc i ja tak zaczęłam tak je pisać, ale wycofałam się , gdyż mogę być posądzona o ignorancję.
24 kwietnia 2012
Wczoraj był dzień, zwykły dzień, mijał w żółwim tempie. Kręciłam się po domu piorąco - prasująco, ale w moim wnętrzu wrzało… Powodem były panny Wężyk. Sprawdziłam na wszelki wypadek Minakowskiego i tam znalazłam informację, że jedna z nich urodziła się w Woli Wężykowej i jej matka nosiła inne imię. Wbiło mnie z przerażenia w ziemię. Jak to, wszystko co ustaliłam ma legnąć w gruzach?! Wróciłam z powrotem do akt, przywarłam okiem do linijek zapisanych starannym, ale nieczytelnym drukiem i na szczęście stwierdziłam, że to ja mam rację. To były siostrunie. Dzień jednak miałam zmarnowany.
Kurczą się już moje dni, za to noce rozciągają się bezradną bezsennością, wtedy myśli wymiatają z zakamarków pamięci minione wydarzenia. Zastanawiam się wtedy, co chciałabym zabrać ze sobą w daleką drogę, która czeka mnie nieuchronnie. Niech by to były tylko piękne doznania- portreciki bliskich mi ludzi, zapach kwiatów, bukiecik marcinków, mogą być też konwalie albo stokrotki, welon sinej mgły, tomik wierszy którymi jestem oczarowana, mojego ukochanego Cohena, no i oczywiście pójdę do fryzjera, włożę kostium kirem przyprószony z pustą kieszonką, gdzie miał być umieszczony wiersz na daleką drogę, który do dzisiaj do mnie nie dotarł... Na pewno nie wezmę widoku ASC, mam ich tak serdecznie dosyć, że czekam już z niecierpliwością, kiedy dobrnę do końca moich poszukiwań, a to znak, że już gdzieś w mojej głowie wykluwa się nowy pomysł na działanie. Bez pełnego zaangażowania to ja żyć nie potrafię. Jak mogą ludzie oddawać się nicnierobieniu przez cały dzień. Ja tego pojąć nie potrafię. Szczezłabym z kretesem.
26 kwietnia 2012
Martwota myśli, słów i czynów. Tak na mnie działa wiosna. To najgorszy dla mnie czas. Z największym samozaparciem posuwam się do przodu. Wyrwałam się wczoraj z domu, poszłam do klubu dyskusyjnego działającego przy naszej bibliotece. Piąta rocznica działania takowych została uczczona godnie z tortem i świeczkami. To było szalenie miłe. Ja co prawda wpadłam tam pierwszy raz, ale to mi wcale nie przeszkadzało. Dyskusja, owszem był, owocna i szeroko zakrojona także w tematach obocznych, ale największym zaskoczeniem było to, że na spotkanie przyszła młoda mama z dziecięciem dwumiesięcznym, spokojnym i ułożonym tak dalece, że mógł przebywać w towarzystwie. Elegant, który wystąpił w pięknych adidaskach , nie umiem podać rozmiaru, ale zachwycił mnie swoim strojem, dostał się w moje ramiona podarowany przez szczodrą mamę. Było miło, pogaworzyliśmy sobie z obustronną radością, zostałam obdarowana wieloma uśmiechami i dowodami sympatii wyrażonej szerokim guuu i gaaa. Widzieliśmy się pierwszy raz, a zaraz nawiązała się pomiędzy nami nić sympatii. Nie wiem co w tym jest, ale małe dzieci i zwierzęta lgną do mnie. Dzisiaj znowu od rana pchałam życie na siłę i dopiero odwiedziny u fryzjera postawiły mnie na nogi. Noszę krótkie włosy i chcę czy nie, muszę odwiedzić mistrzynię grzebienia chociaż raz w miesiącu. Może nadszedł czas, że abym czuła się lepiej, muszę płacić, co pod koniec miesiąca jest sprawą z kategorii trwać albo ginąć. Wolę więc ginąć niż trwać w zaniedbaniu.
Facebook "Lubię to"
Motto strony
„Pamiętaj, że każdy wiek przynosi
nowe możliwości.
Daj z siebie wszystko – inaczej oszukujesz samego siebie.”
O nic cię nie poproszę - fasti
Nigdy się nie ukorzę
o nic cię nie poproszę
zamknę słowa na klucz
wymyję w zimnej rosie
wierszyk jakiś napiszę
życie sobie osłodzę
ukradnę słowa sowie
wiatr pogonię w ogrodzie
nie będę już wiedziała
o wszystkich dylematach
miłości niespełnionej
uczuciach do końca świata
A kiedy czasem nocą
poszukam złudnych cieni
perliście zalśni rosa
na zimnym skrawku ziemi
i wtedy moje serce
w atramentowej toni
odszuka twoje myśli
i z bólem je dogoni
bo jesteś mym marzeniem
i będziesz do końca świata
w Różowej Księdze Uczuć
zapisanym tego lata
Bezsenność
w ciemnej ciszy nocy
kroczy cicho zegar
wybija wspomnienia
i czasu przestrzega
srebrny blask księżyca
o tarczę się oparł
oświetlił wskazówki
i wszystko zamotał
czyjeś smutne oczy
wpatrzone w mrok nocy
śledzą czasu przebieg
bezsenności dotyk
Sposób na samotność
Wymyśliłam sobie ciebie
W noc bezsenną o poranku,
Gdy uparcie w okno moje
Zerkał księżyc, bard kochanków.
Wymyśliłam sobie ciebie,
Gdyż ma dusza poraniona
Nadawała ciągle sygnał
„Skrzynka żalów przepełniona.”
Wymyśliłam ciebie sobie
Od początku, aż do końca.
Wiem, że nigdy cię nie spotkam,
Muza tylko struny trąca.