wrzesień 2014


1 września 2014
1 września 1939 roku. Zaczyna się II wojna światowa w Europie. Wieluń zbombardowany, przejścia graniczne zaatakowane, ryk syren, masowy eksodus, ludzie uciekają byle dalej, byle do przodu, niemieckie bombowce bombardują przyczółki mostów w Tczewie, pancernik "Schleswig-Holstein" ostrzeliwuje Westerplatte. Dzieci nie poszły do szkoły.
1 września 2014 roku. Ukraińscy spadochroniarze walczą z batalionem rosyjskich czołgów o lotnisko w Ługańsku na wschodzie kraju. Regularne oddziały rosyjskie są już w Doniecku i Ługańsku.
1 września 2014 roku. Donald Tusk przewodniczącym UE. Wyróżnienie dla Polski. Wśród opozycji i w Internecie jak zwykle. Świat wypowiada słowa uznania, ale u nas mieszają człowieka z błotem. Powołam się, chyba nie muszę podawać, na czyje słowa…
"Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i we własnej rodzinie prorok może być tak lekceważony".

"Coś ty Atenom zrobił Sokratesie"
C.K.Norwid.

Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie,
Że ci ze złota statuę lud niesie,
Otruwszy pierwéj...

Coś ty Italii zrobił, Alighiery,
Że ci dwa groby stawi lud nieszczery,
Wygnawszy pierwéj...

Coś ty, Kolumbie, zrobił Europie,
Że ci trzy groby we trzech miejscach kopie,
Okuwszy pierwéj…


Gdy zwykły człowiek okazuje się kimś ważnym - budzi zazdrość. Dlaczego on, a nie ja? Trudno się z tym pogodzić, prawda?!
2 września 2014
Kobiety i ich maszyny

Dwa kółka, a właściwie trzy, ryk silnika, uśmiech na twarzy i ta siła w rękach ujarzmiających maszynę. Chustka otulająca głowę, żadne tam mamienie wiatrem we włosach. Motocykle dają kobietom poczucie niezależności i wolności, wiek nie ma tutaj nic do rzeczy.

To zdjęcie mnie urzekło. Promuje Estonię, która zaskoczyła mnie pozytywnie. Informator podrzuciła mi koleżanka podróżniczka po krajach Bałtów.



 
3 września 2014
Ostatnie dni upływały mi pod znakiem „Kobiety z wydm” Kōbō Abe, japońskiego pisarza. Dzisiaj, wspomagana przez dobre dusze z Internetu, obejrzałam film. Chciałam to zrobić koniecznie, aby zmierzyć moje wyobrażenia „piaskowej” rzeczywistości z realizatorami filmu. Trochę się uspokoiłam.
- Entomolog z Tokio wyrusza na krótką wyprawę w poszukiwaniu piaskowych owadów. Nie spodziewa się, że na nadmorskich wydmach przydarzy mu się coś niewytłumaczalnego. Uwięziony w pułapce bez wyjścia, z tajemniczą kobietą u boku, dzień po dniu będzie walczył o życie z niszczycielską potęgą piasku. Bezsensowny wysiłek, prowokujące zachowanie kobiety i skomplikowane relacje między dwójką więźniów bardziej przypominają senne majaki niż rzeczywistość. Czy można jeszcze wrócić do normalnego świata? –
Posłużyłam się tym opisem, gdyż nie chcę psuć nastroju swoimi spostrzeżeniami, żłobieniem korytarzy w życiu i przeżyciach bohaterów.
Tak naprawdę jest to książka o każdym z nas. To walka z zasypującym człowieka piaskiem bezsensu i beznadziei życia. Oczywiście to wielka przenośnia filozoficzna, ale ważna, gdyż zmusza do zastanowienia się nad tym, co robimy dzień po dniu. Główny bohater co prawda walczy, ucieka, ale okoliczności zmuszają go do powrotu i kiedy już ma drabinkę, po której może wyjść z tego 20-metrowego osypiska, wraca potulne z powrotem… Co go przyciąga? Kobieta, wynalazki które zajmują poczesne miejsce między kopaniem i usuwaniem piasku, przyzwyczajenie, zadomowienie się… Kobieta nazywa ten, pożal się boże dom, swoją ojcowizną, której nie może opuścić. Dobre! Oto cytaty:
Życie to podróż z biletem w jedną stronę…
Samotność - to niespełnione pragnienie iluzji. Dlatego człowiek obgryza paznokcie – nie znajdując zadowolenia w samym biciu serca. Pali papierosy, gdyż nie umie zadowolić się rytmem własnego umysłu, drżą mu nerwowo kolana, bo nie znajduje zadowolenia w akcie płciowym…

Erotyka to mocna strona tej powieści. Co ciekawe, dopiero w tym dole zasypywanym piaskiem o przekroju ziarenka 1,8 milimetra, pan entomolog znajduje spełnienie. Psychiczny gwałt( świetne określenie męskich żądz) – to początek rodzącego się uczucia i pożądania.
Jest to powieść o poszukiwaniu sensu życia zagubionego w codziennych sprawach człowieka, mojego, twojego…

Jako kobieta z blokowych wydm zabrałam się za smażenie powideł śliwkowych. Wszystko ma przecież swój sens.

 
5 września 2014
Szarpię się z czasem aby zrobić wszystko co przypada na dany dzień, a jeszcze mnie zapraszają a to tu, a to tam. Zdecydowanie odmawiam, muszę zrobić to, co należy,  i już. Jeden pan emeryt, też pracuś, nad którego losem ubolewałam, gdyż musiał przygotować drewno na zimę i rąbał, ciął i ciapał toporem, nie, siekierą?! - już dawno nie widziałam jak to się robi! – uspokoił mnie mówiąc:
- Choćbym nie wiem jak chciał się zapracowywać, to nie jest to możliwe, gdyż nie mam na to już sił!
To akurat rozumiem, gdyż ja też muszę odpoczywać, szczególnie, gdy praca jest „siłowa”. Na dodatek zależy mi na tym, aby ten pan trwał w dobrym zdrowiu. Jest to jedyna osoba z którą mogę porozmawiać na temat technicznych wymogów mojej strony, liczę też na pomoc, gdy mnie siły i umiejętności zawodzą w tej dziedzinie. Chociażby wczoraj, niby już się trochę unormowało wszystko i galerię zrobiłam, oto dowód – na dole strony, ale tylko jedną wstawiłam, gdyż inne nie dawały się zapisać, ciągle jedna podmieniała drugą.
http://milkowice.pl.tl/Apel-OSP-Mi%26%23322%3Bkowice.htm
resztę trzeba było zapisać – sposobem – zamknąć w kodzie powiększający, aby zdjęcia nie rozciągały się na całą stronę. W związku z tym porobiłam  podstrony z dożynkami, meczami i aktualnościami. Cieszę się przecież, że zdjęcia do mnie dotarły i dlatego głowiłam się z takim uporem nad rozwiązaniem problemu. Nikt mi nie pomoże, gdyż nikt się na tym nie zna. Ja też tylko wiem, gdzie co wkleić, jak powiększyć, a mówiłam parę lat temu temu panu od drewna, nawet pościągałam materiały – uczmy się! Ale nie, nie znalazłam wsparcia, a teraz ta „chińszczyzna” człowieka ogranicza.
Nie tylko takie problemy mają ludzie. Szwajcarzy ogłosili konkurs na hymn narodowy, gdyż słowa są tak mętne, że nie większość społeczeństwa nie może ich zapamiętać i dlatego śpiewają go rzadko, na dodatek wspomagając się kartką.
„Gdy pojawisz się w zorzy porannej, to w morzu promieni Ciebie widzę na wysokościach. Módlcie się, wolni Szwajcarzy, gdy czerwona poświata Alpy rozjaśnia, módlcie się. We wzniosłej ojczyźnie wasza pobożna dusza czuje obecność Boga… Na dodatek wystarczy zmienić jedną sylabę w tekście, aby zaśpiewać „Gdy pojawiasz się w szlafroku”. Super, widzę już jak rozwiewają się poły szlafroka gdy kroczy…
Ludzie w swoich hymnach objaśniają światu przedziwne rzeczy, my jak zwykle wędrujemy z ziemi włoskiej do Polski i tak chyba pójdziemy, póki istnieć będziemy. Ufunduję nagrodę temu, kto zaśpiewa bez potknięć cały nasz hymn!!! Hymn grecki ma 158 zwrotek! Dobrze, że nam się taki nie trafił. Japonia ma za to najkrótszy hymn „Niech Wasze rządy trwają tysiąc, osiem tysięcy pokoleń, aż kamyk stanie się obrośniętą mchem skałą.” Nie muszą się wysilać, aby zapamiętać. O hymnach więcej w „Polityce” nr 33. Bardzo mnie ten artykuł rozbawił.
A odnośnie pamięci, to chcę nadmienić, że dopóki o czymś lub o kimś myślimy, to znaczy że nie zapomnieliśmy i to coś lub ten ktoś zapełnia nasze myśli, czy chcemy tego czy też nie.
6 września 2014
Dzisiejsza sobota to dzień, dla którego warto żyć. Grzybobranie! Spokój, cisza, las pławiący się w słońcu, zielone jęzory mchów, połacie delikatnych wrzosowisk, brunatne kapelusze wybijające się ponad poszycie, lekkość bytu i bezmiar majaczących po dal bez kresu sosen i białawych brzóz. Taki dzień zapada w pamięć i rozświetla ludzkie istnienie.
Powiodło się nam. Odszukaliśmy „pas”, naprawdę istnieje. Tylko tam były grzyby. Jakie piękne okazy! Chyba przyssać się przyjdzie do tego miejsca. Co prawda byli tacy, którzy twierdzili, że Stwórca odpoczywa w sobotę i nie trudzi się zrzucaniem z taśmy prawdziwków, ale to błędne mniemanie. Patrząc na moją staruszkowatość widocznie zmienił zdanie, gdyż rozsypał na „pasie” grzybową mannę. Suszy się już grzybowy urobek, delikatnie szumi w kuchni suszarka, dom spowity  w grzybowym aromacie, a w tle koncerty skrzypcowe roztaczają słodkie dźwięki. Czego jeszcze pragnąć od życia...
Staruszka pławi się marzeniach o następnej wyprawie, a szczęście leśnych godzin przybliżają wrzosy usadowione na stole w moim ulubionym wazonie robionym ręcznie przez garncarkę-malarkę.
Zdjęcie chyba wyszło blado, ale jutro przy dziennym świetle powtórzę. Serweta robiona szydełkiem w geometryczny wzorek. Uważam, że staruszka taką musi mieć właśnie na stole, dostałam na imieniny i bardzo jej strzegę, aby nie uległa poplamieniu. Starość ma swoje upodobania i prawa. Zostanie ze mną do końca moich dni. 


 
7 września 2014
Niedziela. Dzisiaj senność mnie dopadła. Jakoś zdążyłam do kościoła na 10. Czytany list biskupów trochę mnie ożywił, gdyż wprawił mnie w zdumienie. Nakłaniali do głoszenia prawdy! Prawda. Nigdy tego do końca nie umiałam wytłumaczyć. Pojęcie to pojemne. Św. Tomasz głosił - z punktu widzenia logiki -  według mnie uczciwie definicję prawdy: Wszystko, co wskazuje na prawdę, ukazuje ją, prowadzi do niej.
Jak to przedstawia się w codziennym życiu, w polityce – w nauce trudniej gdyż żądają dowodów, które też bywają obalane. Każdy ma swoją prawdę, którą głosi z przekonaniem, ale nie zawsze dwie prawdy się pokrywają. Oto przykład. Zosia kocha Kazia, ale Kaziu może mniej kochać Zosię i niby jedno i drugie kocha, ale zmierzyć tego nie można. A właściwie już teraz można.
Podobało mi się zdjęcie przedstawiające badanie mózgu człowieka rezonansem magnetycznym w stanie zakochania. Płonął! Co prawda inaczej kobiety i inaczej mężczyzny, ale to można wyjaśnić, gdyż mężczyzna inaczej rozumie miłość niż kobieta! Teraz już nie będzie można kłamać i udawać, że miłość, a nie pieniądze są podstawą związku, który chcemy utrzymać. Prawda zwycięży, tylko czy naprawdę chcemy takiej prawdy?! Może lepiej być trochę okłamywanym, szczególnie wtedy, gdy to nasz mózg płonie na czerwono…  Gdyby w czasie dla mnie aktywnym znano taką technikę, zaraz bym dowlokła osobnika, który się deklarował z uczuciami na badania i wiedziałabym na czym stoję...:)
Nie o tym miało być, ale jest. Staruszka jest już na szczęście wolna od rozpalania mózgu, mimo że psychologowie zachęcają do miłości w każdym wieku. Niech inni sobie tym zawracają głowę, staruszka musi się starzeć z godnością i już. Na szczęście nie doświadczyłam jeszcze starczości, która wiąże się z utratą sprawności, ale wszystko przede mną. Ja nie robię ze starości problemu, choć ją dostrzegam przecież. Odmładzanie się za wszelką cenę jest dla mnie śmieszne. Wczoraj w radio pewna emerytka objawiła światu swoją definicję starości, tak mniej-więcej to brzmiało; Starość to nie strzykanie w kościach, osłabienie wzroku i słuchu, i inne dolegliwości – starość pojawia się wtedy, gdy świat za oknem wygląda inaczej, niż go kiedyś znałeś. No właśnie!
To nie kwiatuszki za oknem, ale nowe technologie, z którymi trzeba się zmierzyć. Ten, kto mówi, że czegoś nie może się nauczyć, jest naprawdę stary! Ja tam nie rezygnuję, łapię byka za rogi i staram się go ujarzmić. Lubię przeglądarkę Google Chrome i nie zamierzam z niej rezygnować. Ma ona jednak gorsze dni i trzeba się z tym pogodzić albo coś z tym zrobić. W końcu moja cierpliwość się wyczerpała i wgrałam swoją ulubienicę jeszcze raz, po uprzednim odinstalowaniu oczywiście, i teraz chodzi jak w zegarku. Niekiedy trzeba użyć drastycznych kroków, aby się porozumieć. Z komputerem także. Uogólniając, mogę określić siebie jako średnio-podeszłą staruszkę z ambicją do niewypadania z torów współczesnego świata. Amen.
9 września 2014
9 września to Międzynarodowy Dzień Urody. Ideał piękna się zmienia, a kobiety, młode czy stare, zrobią wszystko, aby chociaż zbliżyć się do przyjętego kanonu. Mężczyźni zupełnie nie mają z tym problemu. Każdy z nich jest w swoim mniemaniu skończoną doskonałością, nie dla nich więc jest ta data. „Bogowie” nie potrzebują wsparcia. Kobiety mają jednak z tym problem.
Każda z nas ma w sobie osobliwy rodzaj piękna!!! Dlaczego mamy myśleć inaczej, przecież zawsze znajdzie się ktoś, komu się podobamy. Jednak piękno nie ma miary. Jeden pan mawiał: „Nie to jest piękne, co jest piękne, ale to, co się komuś podoba.” To miało być wsparcie w odpowiedzi na moje utyskiwania związane z brakami, jakie przyniosła mi matka natura. Nie ma chyba na świecie kobiety, która by była zadowolona z siebie, zawsze coś tam według niej jest nie tak. Ponieważ nie zrównamy się z ideałem, pamiętajmy więc o pewności siebie, poczuciu humoru i wewnętrznym cieple, które przyciągają każdego. Prawda?
Wczoraj, nie wiedząc jeszcze, że takie święto istnieje, umówiłam się z fryzjerką, aby poprawić sobie samopoczucie. Fryzura budziła już moje wewnętrzne opory. Pani Ania przeszła sama siebie. Fryz był super. Lśniąca srebrzystość moich włosów ostrzyżonych i misternie ułożonych wzbudziła nawet moje uznanie. Świat zaczął mnie też inaczej odbierać. Ubawiłam się setnie. Wstąpiłam do Biedronki, przecież nie samym pięknem żyje człowiek, chleb powszedni też się przydaje. Pan w kamizelce, co to chyba pełni funkcje ochrony, ukłonił mi się przy wejściu, zaprosił do skorzystania z koszyka i przemówił do mnie ciepło. Podziękowałam, wykorzystując w tym celu jeden z promiennych uśmiechów, jakie mam na taką okazję. Byłam trochę zdziwiona, ale staruszki widocznie tak będą teraz witane w Biedronce!!! Muszę szczerze wyznać, że czułam się w tej fryzurze super. Na dodatek wbiłam się rano w dżinsy wspomagające moją lekko już zaokrąglającą się figurę – donoszę, że schudłam już 3 kilogramy, może nie tak dużo, ale zawsze coś – bluzkę wysmuklającą, tak się złożyło. Ten mój srebrzysto-staruszkowaty blask widocznie ujął ochroniarza! Może facet się nudził, ale co będę tam dociekać. Wyróżniono mnie i już.
Natomiast mój internetowy kumpel stwierdził, że chyba mam perukę na głowie... No jak do tego podejść, czy to jest komplement?! Zrobiłam sobie zdjęcie, ale na Skype, gdyż tutaj nie bardzo wiem jak, a nie było nikogo, kto by mi zrobił zdjęcie, aby upamiętnić tę chwilę. Dzisiaj zostało już tylko wspomnienie fryzury. Sen odebrał mi wszystkie złudzenia. Idę teraz rehabilitować moje dłonie i kręgosłup szyjny. Mam nadzieję, że dobre samopoczucie wpłynie na urodę staruszki. A zresztą, co mi tam teraz po urodzie, kogo będę nią kusiła? Komu się podobam, to i tak się podobam, a komu nie, to i tak nie. Przechodzę już chyba na inny sposób odbierania świata…
10 września 2014
późna jesień - Wacław Oszajca
szaro
lepko
czarnymi oczodołami
po jaskółczych gniazdach
ślepo łypie
wysoki brzeg rzeki

No, no! Przychodzi ta chwila, kiedy wyobraźnia poety rozkwita. Słów mało, a treści wiele. Perełka, piękna perełka. Wiersz wspaniale się prezentuje proszę księdza, zachwycił mnie. Chcę powtórzyć za Poświatowską, nie wiem co bardziej kocham, piękne słowa wiersza, czy wysoki brzeg rzeki ponura jesienią… 

Halina Poświatowska -
„nie wiem co kocham bardziej
ciebie czy tęsknotę za tobą
czy pocałunki czy pragnienie pocałunków”
11 września 2014
Same niespodzianki. Pan ubezpieczający mieszkanie siedząc przy stole z laptopem i drukarką podręczną w cenie 1200 zł spojrzał w okno znad przesuwających się arkuszy formatu A4 i zagadnął: - Czy ma pani zaprzyjaźnionego ptaka, który przesiaduje na balkonie?
A to dopiero! To moja ukochana Stefa strzegąca balkonu przed inwazją srok. Sztuczna i dlatego taka wierna. – Odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Trochę skonfundowany młodzieniec zaczął wychwalać urodę Stefy. Niech się czarna dama ucieszy – pomyślałam i nie oponowałam, mów panie ubezpieczycielu, każdej damie się to przyda do dowartościowania się, nawet wroniego.
Kiedy szłam do przychodni spóźnionym rankiem, na bramce siedziała jej siostrzyca, prawdziwa i żywa. Śpiewała donośnie schrypłym, jesiennym głosem. Lekko zwolniłam przysłuchując się solistce, ale ta nagle przeszła do wdzięcznego sopranu i uciekła rozwijając szeroko skrzydła. Stefa niestety nie śpiewa, ale i tak ją lubię.
W przychodni też same niespodzianki. Rehabilitacja, którą zawsze uważałam za bezinwazyjną, okazała się dla mnie niebezpieczna. Prądy, które miały usprawnić mój kręgosłup szyjny, narobiły szkody. Ciśnienie podskoczyło mi niebywale. Trzeba było za radą rehabilitantki i lekarki, zrezygnować z tej formy usprawniania staruszki. Szkoda, moja szyja chodziła już bez chrzęstu i zastojów, a teraz znowu wróci do poprzedniej niemocy. Muszę wrócić do gimnastyki, to chyba mi nie może zaszkodzić.
13 września 2014
Sobota. Oczekiwanie na spełnienie marzeń o urokach lasu. Telefon! Jedziemy godzinę później, bo to, bo tamto. Upał. Schodzę i czekam na ławeczce okolonej śliwami, które wiosną mamią gorzkim zapachem, ale teraz są nijakie, tylko żółte, małe owocki ścielą się u ich pnia. Czarny, masywny pies zatrzymuje się na wprost mnie i ani drgnie, wpatruje się we mnie, przysiada na zadzie i czeka. Właściciel raduje się inteligencją pupila i wychwala jego towarzyskie usposobienie. Szczęście, że nie objął mnie swoimi łapami, chyba bym zemdlała ze wzruszenia…
Jedziemy nareszcie, oczywiście w poszukiwaniu „pasa”, który uważamy już za nasz, i tylko nasz. Co za rozczarowanie na miejscu. Na drodze do naszego grzybowego eldorado ustawione jest już kilka samochodów. Idziemy z nadzieją, że przecież wszyscy nie muszą wiedzieć gdzie jest umiejscowiony nasz „pas”! Na drodze zatrzymuje się przystojny pan z dzieckiem - żona mu się gdzieś zaniewieruszyła. Ucinamy sobie krótką pogawędkę. Zręcznie manewruję rozmową aby odkryć lokalizacją miejsca, gdzie dokonał zbioru. Nie mam złudzeń. Nasz „pas” jest oblegany. Przystojniaczek narzeka, że grzybów mało, robaczywych dużo i wyrokuje, że dzisiejszy dzień nie rokuje dużych zbiorów. Stało się jak powiedział. Przetrzebiona cała połać lasu. Coś tam było, ale o połowę mniej niż ostatnio. Same podgrzybki.
Nerwowa się stałam i nie ma się co dziwić. Co za wredny naród!!! Akurat musieli oblegać nasz „pas”. Wici rozesłano czy co?! Ostatnio stał tam tylko jeden samochód, a dzisiaj mrowie… Utraciliśmy prawo wyłączności do „pasa”. Nie ma rady, trzeba szukać nowego. Nie mogę tego przeboleć, jak tylko coś mam, to natychmiast tracę. Jakieś fatum chyba. Obierałam z niechęcią „urobek”, nie lubię, jeść też nie lubię, to co było zdatne, suszę. Połowa i tak wylądowała w koszu, robaczywiały po drodze, czy co? Przecież w lesie zawsze sprawdzam jakość surowca.
Jedyna radość, to ten zapach lasu, gdy wysiadam z samochodu, żywiczny, balsamiczny i grzybiczny. W trakcie chodzenia się jakoś zatraca, ale pierwsze wrażenie jest zawsze oszałamiające, i ten mech uginający się pod podeszwami butów, poszum koron drzew, promienie słońca drżące w nieprzeniknionej dali leśnej. To dlatego zapadam się w leśnej scenerii w każdą sobotę, to moja nagroda za tygodniowe zmaganie się z codziennością.

14 września 2014
Wczoraj słysząc, że będzie robiony audyt polityczny, powzięłam postanowienie aby zrobić także swój audyt internetowy. Przecież już niedługo nie będzie dla mnie ranków ni wieczorów, szarość osnuje wszystko wokół, duchy pomykać będą przestworzami i zapanuje święty spokój… I co wtedy?!
Zapraszam na stronę, adres poniżej, gdyż tutaj zajęło by to zbyt wiele miejsca, a ja musiałam uczciwie wszystko przedstawić.  

hallas.pl.tl/Audyt-internetowy.htm


15 września 2014
Wczoraj oglądając program „Rolnik szuka żony” miałam oczy szeroko otwarte ze zdumienia. Ja wszystko rozumiem, na wsi nie jest łatwo o znalezienie partnerki życiowej, ale dlaczego kobiety mają się wystawiać do oceny, i to publicznej?! Tego jakoś nie mogę zrozumieć. Mężczyzna taki, jaki jest, przebiera jak w ulęgałkach. No niechby się spotkali, niechby nawiązali znajomości, ale taka licytacja?! Jakem staruszka, to nie stanęłabym do takiego wybierania mnie. Rzuciłabym mu prosto w twarz, no nie wiem, co bym mu tam rzuciła, ale chyba nic pochlebnego…
Dzisiaj natomiast z wielkim ukontentowaniem zajęłam się na chwil kilka wnusią sąsiadki. Marysieńka ma ponad roczek, już chodzi, a panie nie mogły dostać się na pierwsze piętro z wózeczkiem. Sąsiadka zajęła się wózkiem, a ja dziecinką. Od razu sobie przypadłyśmy do gustu. Nie mogłyśmy się rozstać. Spacerowałam z nią w ujęciu pod paszki, gdyż bałam się, że może upaść. Takie miała malutkie rączki, oczęta lazurowe patrzyły z ufnością, buziaczek jak malowanie. Dawno już nie miałam do czynienia z takim maleństwem. Moja sąsiadka dziwiła się, że Marysia nie płakała, mimo że mnie zupełnie nie zna. Mieszka dosyć daleko i tylko okazyjnie wpada do babci, a przecież ja też nie zawsze mam okazję ją spotkać. Chcę tylko nadmienić, że dzieci, szczególnie takie malutkie, które kierują się jeszcze instynktem a nie wyrachowaniem, gdy znajdą się pod moją opieką, nie płaczą. One wyczuwają przyjazne nastawienie człowieka, a ja przecież jestem dobrym człowiekiem, tak mi w każdym razie powiedziała raz jasnowidząca, gdy znalazłam się w obrębie jej oddziaływania. Nie ma powodu, abym się z taką opinią nie zgadzała.

16 września 2014
Życie lubi zaskakiwać. Ostatnio miałam kłopoty z ciśnieniem, mam już od wielu lat, więc nie było to takie szokujące. Problem było to, że mój aparat do mierzenia ciśnienia mierzył według sobie tylko znanych parametrów. Chodzę na rehabilitację, badałam przy okazji ciśnienie w przychodni. Przyniosłam w końcu tamże aparat i nie było już wątpliwości, raz mierzył dobrze, a raz źle. Powiedziano mi, że muszę go oddać do naprawy. Pomyślałam sobie, trudno, trzeba kupić nowy, co za sens ma naprawa, gdzie szukać punktu, nie wiadomo ile to będzie kosztować. I tak ten miesiąc mam przerąbany, sto złotych w prawo lub lewo, już mnie nie uratuje. Weszłam do apteki aby sprawdzić ceny i aparaty. Miła pani farmaceutka, kiedy się dowiedziała, jakie mam kłopoty, udzieliła mi iście salomonowej rady.
- Proszę pani, to chyba baterie. Najlepiej wymienić i sprawdzić jak będzie działał. Ja miałam taki problem z termometrem, mierzył jak chciał, gdyż baterie były na wyczerpaniu.
Olśniło mnie nareszcie. Kupiłam baterie i wszystko jest w porządku. To, że wyskakują cyferki w czasie mierzenia, to jeszcze nie znaczy, że baterie są sprawne. W aparatach do mierzenia ciśnienia muszą mieć odpowiedni uciąg. To nie zegar, który działa nawet w końcówce wyczerpania baterii, trochę zwalnia aż nie stanie na dobre. Tutaj tak dobrze nie ma. Tyle lat mam z tym do czynienia i jakoś nie pomyślałam o tym, co trzeba było wziąć pod uwagę na pierwszym miejscu. To też o czymś świadczy, prawda?!
17 września 2014
Jestem ostatnio zabiegana - to dobrze, gdyż nie mam czasu na nudę - to źle, gdyż nie mam czasu na odpoczynek. Odwiedzam ludzi to tu, to tam, i ciągle coś załatwiam… Po drodze dopadłam mini siłowni na świeżym powietrzu, naprawdę! Ustawili w najbliższej okolicy już dwie, nie wiem czy więcej, gdyż jeszcze wszędzie nie dobiegłam. Rankiem pani w zdecydowanie średnim wieku jeździła na rowerku, aktywizowała nogi i ręce na przyrządach. Jak ona mogła, to dlaczego nie ja! Przymierzyłam się kolejno do bieżni, steppera, ale dałam sobie spokój z wymachami uwięzionych przy drążkach rąk, chyba mam z tym kłopot. Jutro podejdę, aby poćwiczyć, póki jest jeszcze pogoda jesienna.
Szczególnie dużo wrażeń daje mi rehabilitacja. Ćwiczenia mnie nudzą, siedzę po 15 minut pod aparatem i myślę o wszystkim, o czym raczej nie powinnam, gdyż inaczej bym chyba popadła w odrętwienie. Wymyślam „bzdetki” typu - Kole kolegę koralowy kolor kaliny? – albo - Jeż jeży najeżone jeżyny i inne takie, bez wielkiego sensu, ale czas mija, szczególnie od momentu, gdy rehabilitantki uciszyły panów wymieniających doświadczenia życiowe przez ściankę działową. Gdy mówili o pracy, dzieciach, to nie było zbyt fascynujące, ale gdy przeszli na tematy intymne i jeden z panów przekazał informację, że rok po śmierci żony pojął Basię za małżonkę i chwalił się jak to on, starszy człowiek, jeszcze może i co może, to zrobiło się naprawdę ciekawie. Trudno, ukrócili rozrywkę i znowu muszę się czymś zająć, aby nuda nie zajrzała do mojego wnętrza.
Rozważam też różnice w spostrzeganiu świata przez mężczyzn i kobiety. Ja idę ciągle do przodu, tak jak podczas zbierania grzybów, i za nic mam wszystko, co zaistnieje obok. Mężczyźni mają widocznie inaczej, patrzą uważnie wokół i dlatego mają w koszu więcej grzybów. Pędziłam dzisiaj po schodach kamienicy przy ulicy xxx, minęłam człowieka, odezwał się, coś odpowiedziałam i pognałam dalej. Siedzę po godzinie na ławie i czekam na zabiegi, a sąsiad niedoli rehabilitacyjnej, zagaduje mnie:
- To panią dzisiaj spotkałem na schodach? Mieszka pani przy ulicy xxx?
Oniemiałam, byłam, to prawda, minęłam człowieka, ale gdyby mi zagrozili rozstrzelaniem, nie powiedziałabym jak wyglądał… Chyba muszę się zmobilizować, wolniej chodzić, rozglądać się i starać się zapamiętać szczegóły, gdyż zaczynam się martwić, że mężczyźni są bardziej spostrzegawczy i mają lepsze zbiory.
18 września 2014
W Polsce kabarety święcą tryumfy. Ludzie śmieją się z teściowej, sąsiada, głupoty innych - nigdy własnej – polityków, a także śmieją się, aby się pośmiać. Śmiech to zdrowie! Ja, jak na staruszkę przystało, zatrzymałam się na Kabarecie Starszych Panów. Uwiódł mnie wdziękiem, finezją, literackim ujęciem tekstów. Może jeszcze kabaret Olgi Lipińskiej i jeszcze małe to i owo. 


W telewizji kabaretów nie oglądam, gdyż artyści kabaretowi mnie nudzą, a niekiedy ich styl wysławiania się męczy mnie. Nie dlatego, że jestem szczególnie wyrafinowana literacko, ale wszystko ma swoje granice. Dwa czy trzy lata temu zaproszono mnie na występy kabaretu w B. aby mnie „rozerwać”. Wielka hala, tłumy ludzi, parkować nie ma gdzie. No trudno, kiedy człowiek ma wyjść z występów odmłodzony i zrelaksowany, mówi się trudno. Pierwsza część nawet mnie bawiła, Piotr Bałtroczyk wykazał się dowcipem i swadą w podawanych tekstach, ale Halama znudził mnie do wszelkich granic. Dosiedziałam do końca tylko z uprzejmości, aby nie pomyślał, że jestem źle wychowana i wychodzę w trakcie… Na tym moja przygoda z wielotłumowymi kabaretami się zakończyła. Małe formy od czasu do czasu oglądam.
Jako kabaret traktuję także wystąpienia niektórych polityków. Szczególnie rozbawia mnie pan, który nie wiadomo o czym tak naprawdę mówi, wszystko dla niego jest mało poważne i dlatego woli przespać wystąpienia innych. To się chwali, nie ma lepszej formy wykazania swojego lekceważenia dla przemawiających. Duże zdolności ma także pan składający buźkę w ciup, krytykujący przeciwników, nigdy siebie, a także pan, który wywraca oczami ukazując białka i przewodniczy wszystkim możliwym komisjom podając informacje najbardziej nieprawdopodobne. Podaje jako jako pewniki, ale bez dowodów. Trzeba mu wierzyć na słowo. To są ludzie z talentem i ubolewam, że nie mogą zabłysnąć na prawdziwej scenie. Wystąpienia posłów w sejmie też bywają zabawne. Dlaczego mam wydawać pieniądze na bilety, męczyć się w tłumie? Oglądanie przedstawicieli narodu w telewizji dostarcza mi wystarczająco dużo rozrywki.
19 września 2014
Wydarzenia warte podkreślenia. Zrobiły na mnie wrażenie. 
- Premier Ewa Kopacz przedstawiła nowy rząd. Jestem za, kobieta może wiele, a szczególnie ambitna i uparta. Życzę Pani Premier wytrwałości w dążeniu do wyznaczonego celu.
- Referendum, w którym większość Szkotów opowiedziała się za pozostaniem w Zjednoczonym Królestwie. Jestem za wolnością narodów, ale w tym wypadku  nie jestem, nie mówiąc już o tym jaki miałoby to wpływ dążenia mniejszości etnicznych do samodzielności. Lepiej niech będzie jak jest.
- Polacy w półfinale mistrzostw świata w siatkówce. To jest coś, co warto podkreślić.
- Byłam dzisiaj u kardiologa. Następna wizyta przypadnie 3 lipca 2015 roku. Mam cichą nadzieję, że doczekam.
20 września 2014
Sobota to dzień leśny. Szans na grzyby nie było, upał, susza, w lesie słychać tylko trzask łamanych gałązek, ale ja nie zrezygnowałam. Przechadzka po lesie to dla mnie przyjemność. Grzybów trochę nazbierałam, jednak dzisiaj nie o grzyby chodzi, muszę rozgryźć problem małych nasypów. Co to jest? 
Gdyby to były skutki wiatrów wyrywających z korzeniami drzewa, kopczyk a obok dół po wyrwanym drzewie, to wiedziałabym o co chodzi, ale te góreczki porośnięte mchem, niekiedy pięć, sześć obok siebie, dla mnie są zagadką. Może to jakieś znaki dla leśników? Mam nadzieję, że mój znajomy leśnik – dzisiaj nie o tłumaczenie metryk chodzi, ale o leśną zagadkę, a przecież las nie ma dla Pana tajemnic! - poda jakieś przekonywujące wyjaśnienie. Halo, panie Cezary, co Pan na to? 

 
21 września 2014
Nareszcie pada. Niedziela zorganizowana do ostatniej godziny, co nie znaczy, że nie ucinam sobie drzemek pięciominutowych, aby się ratować przed nieustannym ziewaniem. Słucham pięknej muzyki Cohena, chcę uczcić osiemdziesiąte urodziny mojego idola, którego ostatnio nieco zaniedbałam. Upiekłam nawet ciasto – oczywiście nie dla Cohena, ale gdyby się zjawił, to przecież bym poczęstowała… Ma być reprezentacyjne, zobaczymy w praniu, jaką ocenę zyska. Wygląda apetycznie.
Piękno kryje się wszędzie. Dzisiaj widziałam na ulicy kobietę, na widok której dech mi zaparło. Ja w ogóle lubię przystojnych mężczyzn, ładne kobiety. Nie muszę ich obdarzać uczuciami, lubię piękno. Szłam za nią i nie mogłam się napatrzeć. Nogi idealne, figura bez zarzutu. Ubrana skromnie, ale naprawdę elegancko. Ciekawa byłam jak wygląda z przodu. Przyśpieszyłam, aby mimochodem rzucić okiem na twarz. Tu było gorzej, miała około pięćdziesiątki, ładna, ale już lekko zszarzała, natomiast figura, coś wspaniałego, bogini!!! Nie dziwię się, że mężczyźni się za nią oglądali, ja też nie odpuściłam. Poczułam się przy niej jak sierotka. Trudno, wiek swoje robi. Moje pięć minut dawno minęło. Ona po siedemdziesiątce też nie będzie chodziła w szpilkach, gdyż mogłaby sobie zwichnąć nóżkę…
„Bogowie” nagrodzony Złotymi Lwami na festiwalu w Gdyni robi furorę. Tomasz Kot niezły jako doktor Zbigniew Religa, który w 1985 roku przeprowadził pierwszą w Polsce udaną transplantację serca. Trzeba będzie pofatygować się do kina. Inne filmy, mimo że nagrodzone, trochę skryły się w cieniu. Już karierę robi cytat z tego filmu: „Polak Polakowi nawet porażki będzie zazdrościł”. Co ten nasz naród ma w sobie, że musi zryć do końca, zgnoić i dopiero czuje się dobrze. Pani Kopacz jeszcze nie wystartowała, a już są tacy, którzy wiedzą, że jej się nie uda i są tacy, którzy tego słuchają i popierają. Ja życzę Pani Premier odwagi i proszę, aby nie przejmowania się głupim gadaniem,  trzeba robić swoje. Drobne porażki zwiastują zwycięski koniec. Coś wiem o tym. Nie ma powodu do zamartwiania się. Naprawdę. Jak będzie trzeba, pomogę... Powodzenia!!!
22 września 2014
Człowiek nie jest panem swojej sytuacji. Jesteśmy zależni od wielu elementów naszego życia, a niekiedy jesteśmy wręcz niewolnikami np. mody! Zawsze staram się kupować rzeczy klasyczne, gdyż łatwiej przemycić je wśród nowych trendów. Jak jesteś ubrany inaczej niż reszta ulicy, czujesz się źle. Do tej refleksji skłoniło mnie zdjęcie z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku przesłane przez miłą panią Jankę jako dokument stwierdzający istnienie jeziora, pozostałości starorzecza Warty. 
http://milkowice.pl.tl/Nowo%26%23347%3Bci-historyczne.htm
Pamiętam ten strój jako obowiązkowy. W mowie potocznej nazywało się to „lejbik”. Wdzianka były różne, proste, jak to na zdjęciu, lub rozkloszowane. Moje było w kratkę. Lubiłam je. I pomyśleć, że to czas mojej młodości, a teraz to już historia. Dzisiaj nie wyobrażam sobie życia bez dżinsów, t- shirtów, a wtedy, kto o nich słyszał?! Chodziło się w sukieneczkach, spodnie raczej na okazje sportowe. Każdy niby czuje się indywidualnością, ale kiedy wyróżnia się strojem odmiennym od reszty, czuje się nieszczególnie, no chyba, że są to kostiumy z epoki lub stroje ludowe i przyszło nam się z jakiejś racji w nie przebrać. Unifikacja strojów istnieje od wieków. Nawet w czasach wspólnoty pierwotnej obowiązywały skóry przerzucone przez ramię.
23 września 2011
Nastąpiła właśnie równonoc jesienna. Słońce nie będzie już mieć właściwej mocy na naszej półkuli i słabiej będzie ją oświetlać. Jesień rozpanoszy się na dobre. Jakoś skojarzyło mi się to z oglądanym wczoraj filmem
„Sceny dziecięce z życia prowincji”. Film stary, ale za to aktorzy na ekranie zdecydowanie młodsi. Ewa Wiśniewska w wieku średnim, jeszcze w pełni urody i Dariusz Siatkowski młody, przystojny i chętny do miłości, dzięki której pnie się na coraz wyższe szczeble społecznej hierarchii.
Mąż dla filmowej Ewci nie ma czasu, ale korepetytor syna dostrzega w niej piękną kobietę. Miłość płonie żarem gorącego lata, Ewusia, jak Wenus, w odważnych, erotycznych scenach, ale kiedyś wszystko się kończy. Przystojniaczek wyjeżdża, a zaniedbywana dama zostaje z mężem, domyślającym się wszystkiego, sama. Problem w tym, że ona tej miłości zapomnieć nie może, a młody człowiek, idąc naturalną koleją losu, zakochuje się w innej, młodej i pięknej, z wzajemnością. Kiedy to odkrywa jego dawna kochana, pała chęcią zemsty i dopina swego. Gdzie tutaj punkty styczne z jesienią? Oj, są, są.
Wszystko, co ważne, zawsze jest ukryte, tak jak niedozwolona miłość, tak jak żywotne siły natury zamknięte np. w sile drzew. Może i taka miłość jest  czasem liczonym podwójnie, dającym szczęście?! Nadchodzi jednak czas rozstania, opadają powoli emocje jak liście z drzew, najpierw te najsłabsze, później, gdy już nie ma szans, gubią się te najpiękniejsze, ogołocone drzewa smutnieją, a opuszczoną kobietę ogarnia smutek i żałość. Łzy jak grochy spadają na wilgotną poduszkę, to krople deszczu gubione przez szare, pierzaste chmury, za którymi kryją się białe obłoki. I właśnie to, co kryje się za szarością dni, to wspomnienie pięknych chwil, pcha zdradzoną kochankę do zemsty. Wszystko niby układa się tak, jak się nam zdaje, a naprawdę to namiętności nie wygasają. Były zbyt silne, obudzą się z czasem tak, jak na wiosnę budzą się do życia drzewa. I taki właśnie związek ma jesień w przyrodzie z jesienią uczuć. Drzewa tak są zaprogramowane. Czy starszym paniom warto podejmować takie wezwania, nie wiem czy warto…
25 września 2014
Wczoraj zaplątałam się w zupełnie niepotrzebną dyskusję dotyczącą sensu życia. Na dodatek użyłam określenia „wegetacja”. Im dłużej żyję, tym trudniej mi odpowiedzieć sobie na pytanie dlaczego i po co żyję. Zwyczajnie nie wiem...  Młodość nie musi się głowić nad takimi dylematami, wiek średni to chyba najbardziej zapracowany czas i nie ma sił nawet o czymś takim myśleć, ale gdy wkraczasz w starość, to widzisz jak na dłoni, że uwieńczeniem życia jest cichy i głęboki grób…
Wyraźnie opowiedziałam się za tym, że wszystkie materialne sprawy nie mają zbytniego znaczenia, można je stracić w minucie. Są ważne, oczywiście, ale nie najważniejsze, a chwalenie się nimi jest bez sensu. Ważna jest według mnie miłość, jaką dajemy ludziom, rozwój duchowy, służenie innym. To właśnie nadaje sens życiu. Takie jest moje zdanie.
Dzisiaj przeprowadziłam mini ankietę na ten temat. Oto wybrane odpowiedzi.
- Sensem życia jest służenie innym, dawanie. Nie należy narzekać i być przygotowanym na przeciwności losu, gdyż one czasami niespodziewanie nas chłoszczą.
- Żyjemy po to, aby swoimi czynami zasłużyć sobie na zbawienie po śmierci.
- Życie nie ma sensu, w każdym razie trudno go dostrzec, ale warto żyć, bywa niekiedy zabawnie.
- Życie mamy jedno i trzeba wyssać z niego co się da.
- Sens życia człowiek nadaje sobie sam.
- Sensem życia człowieka jest drugi człowiek.

Irek Dudek
tak pięknie powiedział o sensie życia.
Na tym polega fenomen ludzkiego życia zaplanowanego przez Boga – że mimo świadomości śmierci, nikt się nad tym nie zastanawia i nie załamuje się tym. "Czyńcie sobie ziemię poddaną" – powiedział Bóg i to oznacza, że trzeba pracować i realizować się na tym świecie, ale szukać szczęścia wiekuistego.

Współczesne koncepcje sensu życia:
Niezależnie od wyznawanych wartości sens życia rozumiemy głównie jako relację do:
dążenia do pełnienia albo rezygnacji z różnych funkcji i ról w życiu rodzinnym i społecznym,
ostatecznego celu istnienia człowieka jako osoby i sposobów dojścia do niego zgodnie z własnymi przekonaniami,
sensu podejmowania lub unikania: cierpień, niedogodności, trudności i wyrzeczeń,
sensu czerpania satysfakcji i przyjemności.
Filozoficzne koncepcje sensu życia.
Powołaniem człowieka jest realizacja jego najwyższych kwalifikacji - rozumu i cnoty, stawanie się doskonalszym moralnie i mądrzejszym (przekonanie dominujące od starożytności po współczesność).
Człowiek żyje, aby gromadzić dobre doświadczenia, które są wartościowe jako takie (np. epikureizm).
Człowiek, tworząc siebie poprzez próby określenia swego powołania, boryka się z problematyką egzystencji - która nie ma określonego sensu ani celu (np. egzystencjalizm).

Dzisiaj mam zdecydowanie lepszy humor, ciśnienie mi się unormowało, wydarzenia dnia mnie rozbawiają - dziura w ścianie u sąsiada, włamania i wołania -  i jakoś nie doskwiera mi wegetacja na tej ziemi. Żyję z przytupem.
26 września 2014

Od rana za oknami szaro, pada, ziębi jesiennie. Zabrałam się do pieczenia bułeczek drożdżowych. Ach, co za zapach rozsnuwa się po domu. Wyjęłam z pieca i nie mogłam się oprzeć. Jedna została wyszarpnięta z kompletu i zjedzona z wielkim apetytem. Nie wiem, czy wyjdzie mi to na zdrowie, ale nie mogłam się oprzeć tej puszystej kulce posypanej kruszonką. Ciasto drożdżowe najlepiej smakuje, kiedy jest świeże.
http://www.mojewypieki.com/post/buleczki-drozdzowe-z-nadzieniem

27 września 2014
Sen jest stanem któremu poddajemy się bez oporu i z ufnością, mimo, że tracimy kontrolę nad rzeczywistością. Mnie dzisiaj nie wychodziło zbyt dobrze, o trzeciej już miałam dosyć i odmówiłam uczestnictwa z nocnym, zbiorowym bezruchu. Okna czerniały w bloku naprzeciw, gwiazdy zaciągnięte chmurami nie podjęły ze mną kontaktu, zajęłam się więc lekturą popijając wodę z miodem i cytryną aby uregulował mi się poziom oreksyny. Kiedy znowu Morfeusz zaczął się wokół mnie kręcić, przytuliłam się do mojego jaśka. Noc to taki czas, kiedy lubimy mieć przy sobie coś, lub kogoś, bliskiego i oswojonego. Mnie dotrzymuje towarzystwa antyalergiczny jasiek. Jaki on czuły i usłużny, dopasowuje się do mojego policzka, łagodnie mnie dotyka i zachęca do snu. Poddaję się bez oporu jego bliskości.
Kiedy już rankiem - ładny ranek, było już po dziewiątej - włączyłam radio PiK, tam jak na zamówienie nadawali piosenki o śnie i sennych marzeniach.


Najbardziej przypadła mi do gustu krwista „Ballada o jednej Wiśniewskiej”, a szczególnie jej finał. W ciemnej mogile spoczęli wszyscy, hrabia, hrabina i Wiśniewska, w trójkącie aż do spróchnienia kości… Nie warto wiązać się z innymi kobietami panie hrabio, nie warto. Spokoju już nigdy pan nie zazna. A dobrze tak przeniewiercy.
28 września 2014
Dzisiaj zabłysłam w kuchni potrawą, która mnie samej smakowała. To naleśniki ze szpinakiem według przepisu Ewy Wachowicz http://www.przepis-kulinarny.pl/nalesniki-ze-szpinakiem-id1890.html
Pochwałom nie było końca, a przecież na co dzień nikt mnie nie wynosi pod niebiosa za to, że ugotuję i upiekę. Szczególnie polecam sposób przyrządzenia ciasta naleśnikowego, wtedy są elastyczne i się nie łamią. Warto się trochę do tego przyłożyć i zbierać pochwały. Ja nigdy się nie specjalizowałam w tej dziedzinie, ktoś inny ją opanował, dlatego teraz nadrabiam zaległości. Nagrodziłam się sama czekoladą z nadzieniem miętowym, do której mam słabość, a dostarczono mi ją w dowód wdzięczności, mimo, że przecież tego nie oczekiwałam. Pojadam też migdały kandyzowane w miodzie z wyspy Rodos.  Dzięki temu niedziela zrobiła się dniem uroczystym dla staruszki. To mi wystarczy, romanse mi nie w głowie,  ale inne staruszki nie oglądając się na nic i nikogo, czerpią z życia pełnymi garściami.
Wczorajszy film „80 dni” zostawił mnie z otwartym „dziobkiem” do dzisiaj. Film opowiada historię dwóch kobiet, pianistki lesbijki i gospodyni domowej wiodącej spokojne życie u boku męża. Pokazano blaski i cienie życia ludzi starszych, a relacja, jaka połączyła dwie starsze panie, mimo, że naprawdę jestem otwarta na życie, wzbudziła we mnie głębokie zdumienie. Widocznie wszystko się zdarzyć może, gdy wpisane jest w księgę czyjegoś trwania. Chciałabym zerknąć także do swojej. Może tam jest jeszcze coś ciekawego...
29 września 2014
Nie oglądam późną nocą filmów, jednak wczoraj skusiło mnie „Co nas kręci, co nas podnieca” Woody Allena. Kocyk, którym się opatuliłam zrobił swoje i mimo, że bardzo chciałam wytrwać, gubiłam od czasu do czasu wątek. Zobaczyłam  jednak tyle ile trzeba i teraz czekam na przypadki, które mogą odmienić mój los, tak jak to było w filmie… Cisza jednak u mnie, nic się nie dzieje, wszystko jak każdego dnia przecieka mi przez palce. Zaparzyłam sobie zieloną herbatę - nich już będzie, co ma być, gdyż ciśnienie nie daje się ujarzmić -  nie mogę jednak być senna od samego rana przecież! 
Popijam ją i przeglądam zeszyt z zapiskami. Wyciągnęłam go z półki tak na chybił trafił. Może to ten przypadek?! Byłam wtedy w okresie kształtowania duszy i ciała według wskazówek ludzi o wyższym stopniu świadomości… Kolory, kamienie, zioła, mudry, znaki, mandale. No, no, to się działo! Może zacznijmy od ciała. „Ojca Grande przepisy na życie”.
„Stan naszego zdrowia zależny jest od stanu żywienia”. Zgadzam się z tym, to oczywiste. „Jadaj sześć razy dziennie”. No niech będzie. W twoim menu ma nie zabraknąć kaszy, grochu, fasoli, herbaty, jajek… Czyli wszystkiego, co nadaje się do jedzenia, ale teraz porada praktyczna:
"W trakcie przygotowywania fasoli do obróbki, aby uniknąć gazów, przed moczeniem suchych ziaren należy sparzyć je przez 15 minut wrzątkiem, a podczas gotowania dosypać szczyptę kminku. Gotować bez soli i mięsa. Można użyć do zupy z roztartym czosnkiem i majerankiem."
W następnym miesiącu wykorzystam te zapiski, może warto to wszystko przypomnieć.
Albo coś takiego, staruszkom może się przydać taka informacja:
Objawy miażdżycy - osłabienie pamięci, zimne nogi, pękające pięty, odciski, ból ramion. Masz coś takiego? No to masz miażdżycę. 
A na zakończenie przypadków cytat wpisujący się jak ulał w moje ostatnie dociekania:
Coetzee „Chorujemy przed śmiercią po to, abyśmy mogli odwyknąć od własnego ciała.” Oj tak, tak! Odwykam, to widać wyraźnie.
Czekam na dalsze przypadki i dziwię się, że one tak często przytrafiają się młodym ludziom, a staruszków omijają szerokim łukiem. No niech coś się wydarzy, co odmieni moje życie na lepsze, aby tylko nie w przeciwnym kierunku…
O, i jeszcze jedna rada! W czasie niedoborów finansowych zapal zieloną świecę i podłóż pod świecznik banknot!!! To wykonam natychmiast, mam wszystkie akcesoria, nawet jeden banknot,  o niskim nominale, ale trudno. To przecież koniec miesiąca. Niech się wypełni obfitość finansów i spłynie na mnie lawiną.
 
30 września 2014
Myję okna, wieszam "zimowe" firanki -  przecież kiedyś trzeba to w końcu zrobić -  i już nie wiem co gorsze, wieszanie czy mycie, ale  nie ociągam się i prę do przodu. Hierarchia społeczna stawia rodzinę przed pracą, z czym się zgadzam, ale ja pracę wykonuję, aby rodzina u mnie (i ja oczywiście), czuła się dobrze.  Kurz nie może stanowić zagrożenia! Pracowałam kiedyś po to, aby zarobić na utrzymanie rodziny, a teraz pracuję dla dobra rodziny. Póki mam siły... Ludzie, którzy tracą rozeznanie i poświęcają się przede wszystkim pracy, popełniają błąd, który będzie ciążył na ich życiu. Gdy dzieci są małe, kontakt z rodzicami jest ważniejszy niż wymyślne zabawki kupowane po to, aby podkreślić status rodziny i uspokoić sumienie rodzica. To ma się nijak do miłości rodzicielskiej. Dziecko może bawić się wszystkim, patykiem, szmacianą lalką, pokrywką od garnka, potrzebne jest mu jednak współuczestnictwo rodziców aby rozwijał swoją inwencję.
W tle umila mi czas radio Trójka. Toczy się tam dyskusja na temat płacenia alimentów. Ojcowie, gdyż to oni najczęściej bywają niebieskimi ptakami, robią to w większości niechętnie i ich zadłużenie wobec państwa przelicza się na bardzo wysokie kwoty. Jak to się dzieje, że ktoś, kto spłodził dziecko i powinien o nie dbać, zrobi wszystko aby tego uniknąć nie bacząc na to w jakich warunkach ich potomek żyje? Jedną z przyczyn jest chyba zemsta na byłej żonie - chciała się rozwodzić, to niech teraz klepie biedę – rozumują. To bardzo trudny problem. Są tacy którzy nie mają grosza przy duszy, są też tacy,  którzy nie podejmują pracy, aby nie płacić. Ojcowie! Mówić się o takich nie chce.
Człowiek jest istotą, która może wybrać swój sposób na życie, ale wtedy, gdy nie ma zobowiązań rodzinnych. Oglądałam niedawno film Wernera Herzoga, w którym przestawia portret Timothy'ego Treadwella, znawcy grizzly. Niedźwiedziolubny  mieszkał przez 13 lat w lasach Katmai National Forest na Alasce. Niedźwiedzie traktowały go  latem jako część przyrody, jednak kiedy wrócił tam jesienią, a z gór zeszły bardziej agresywne osobniki, jeden z nich rozerwał go na strzępy. Dzikie zwierzęta nie są do zaprzyjaźniania się, one żyją swoim życiem i rządzą się swoimi prawami. Dlaczego taki sposób na życie wybrał ten człowiek?! Kto to zrozumie...
Zabieram się do pracy. Dość już odpoczywania i relaksowania się przy komputerze. Sprawy wypisane na kartce wymagają jeszcze dopracowania.
Facebook "Lubię to"
 
Motto strony
 
„Pamiętaj, że każdy wiek przynosi
nowe możliwości.
Daj z siebie wszystko – inaczej oszukujesz samego siebie.”
O nic cię nie poproszę - fasti
 
Nigdy się nie ukorzę
o nic cię nie poproszę
zamknę słowa na klucz
wymyję w zimnej rosie
wierszyk jakiś napiszę
życie sobie osłodzę
ukradnę słowa sowie
wiatr pogonię w ogrodzie
nie będę już wiedziała
o wszystkich dylematach
miłości niespełnionej
uczuciach do końca świata
A kiedy czasem nocą
poszukam złudnych cieni
perliście zalśni rosa
na zimnym skrawku ziemi
i wtedy moje serce
w atramentowej toni
odszuka twoje myśli
i z bólem je dogoni
bo jesteś mym marzeniem
i będziesz do końca świata
w Różowej Księdze Uczuć
zapisanym tego lata
Bezsenność
 
w ciemnej ciszy nocy
kroczy cicho zegar
wybija wspomnienia
i czasu przestrzega

srebrny blask księżyca
o tarczę się oparł
oświetlił wskazówki
i wszystko zamotał

czyjeś smutne oczy
wpatrzone w mrok nocy
śledzą czasu przebieg
bezsenności dotyk
Sposób na samotność
 
Wymyśliłam sobie ciebie
W noc bezsenną o poranku,
Gdy uparcie w okno moje
Zerkał księżyc, bard kochanków.

Wymyśliłam sobie ciebie,
Gdyż ma dusza poraniona
Nadawała ciągle sygnał
„Skrzynka żalów przepełniona.”

Wymyśliłam ciebie sobie
Od początku, aż do końca.
Wiem, że nigdy cię nie spotkam,
Muza tylko struny trąca.
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja