grudzień 2014
grudzień 2014
poniedziałek, 1 grudnia 2014
Mamy grudzień. Zima kokosi się za oknem, starszy mrozem, wiatrem huczy, który po nocach spać ludziom nie daje. Święta zbliżają się wielkimi krokami. Na szczęście mój zakład pracy podrzucił trochę grosza i dzięki temu jakoś wypoziomowałam budżet. Patrzę teraz na swoje sędziwe meble, przydeptane dywany i po głowie chodzi mi pomysł, aby poszukać jakiegoś sponsora, niechby sypnął groszem, zamienił moje mieszkanie w nowoczesny apartament. To byłoby piękne! No cóż. Pomarzyć można. Nie zmieni to jednak rzeczywistości. Trzeba będzie pochylić się nad dywanami, podłogami i doprowadzić je do stanu „przedpisego”. Luisek jest kochany, szczotkuję mu sierść, ale zawsze coś tam się zgubi, to chyba normalne. Starość ma to do siebie. Mnie też włosy zaczynają się przerzedzać.
Dzisiaj albo jutro żegnam Luisa. Chciano mi koniecznie wepchnąć pieniądze za opiekę, oburzyłam się jednak bardzo, wobec tego przytaszczono torbę wiktuałów, tak, że poczułam się jakby już była Gwiazdka. Co miałam zrobić, musiałam przyjąć. Nie uważam, że to jest w porządku, ale co z tymi dziećmi zrobić!
Wyznaję taką zasadę – gdy coś dla kogoś robię, to w momencie, gdy to zrobiłam zapominam, że zrobiłam. Nie musi się mnie z tej racji wynagradzać. Widocznie jednak inni czują się z tej racji nieszczególnie więc szukają sposobów uspokojenia sumienia. Ja przecież nie czuję się wykorzystywana, gdybym nie chciała, nie robiłabym i tyle.
W czasie spacerów poznałam wiele pań „pieskowych”. Jedna z nich opowiadała mi, że córka przyprowadziła do niej psa, aby się nim opiekowała w czasie świąt i psina już u niej jest pięć lat. I dobrze. Rodzina musi sobie pomagać i tyle.
wtorek, 2 grudnia 2014
Luis wybył. Już się przywiązałam do staruszka i czegoś mi brak. Ranek co prawda spokojny, bez biegania wokół bloku na zimnie, to prawda, ale jakoś tak trochę przykro. Wczoraj dzwonię do córki wieczorem i oczywiście udzielam jej stosownych rad jak opiekować się Luisem. Sama zaczęłam się śmiać, bo przecież już od dawna to ona sobie z tym daje radę. Jestem jednak w tej dziedzinie niezastąpiona!
Przypomniałam sobie „Wojnę domową”, kiedy to tymczasowi opiekunowie Jagody zachowywali się podobnie, twierdząc, że tylko oni wiedzą jak się z dzieckiem obchodzić. Wystąpiłam w podobnej roli. Tak to na starość bywa.
Englert we wczorajszym, wspaniałym zresztą spektaklu teatru telewizji, podsumowując dokonania życiowe doktora Kadara spuentował: ‘Najtrudniejszą rolą w życiu człowieka jest starość.” To może powiedzieć tylko ktoś, kto przeżył życie. On już wie, że to, co spartolone, takie zostanie. Nie da się naprawić przeszłości, a przyszłość nie zawsze daje szanse. Starość w tej strefie jest bezsilna.
A ta biedna  babcia, której powierzono opiekę nad wnukiem w Andrzejki? Zostawiła pootwierane drzwi domu i dwuletni chłopiec zbudził się w nocy i postanowił wybrać się do domu sam… Znaleziono go wychłodzonego nad rzeką. Teraz walczy o życie. Daj Panie Boże, aby to dziecko udało się uratować. Współczuję dziecku, rodzinie i tej biednej babci, która jest w szoku. Dzieci mają swoją logikę i trzeba ją przewidzieć. A swoją drogą spać w domu który nie jest zamknięty na noc, to chyba brawura. Ja zawsze zamykam drzwi, w dzień zresztą też. Nie ma co kusić losu. Kiedy wnuk zostawał pod moją opieką, spałam obok łóżka na materacu, gdyż bałam się, że coś może mu się stać, a ja nie będę słyszała. Opieka nad powierzonymi naszej opiece dziećmi zobowiązuje.
środa, 3 grudnia 2014
Jestem wykończona! Pisać też nie mam siły. Dzisiaj zmierzyłam się z najtrudniejszym zadaniem, czyszczeniem mojego największego dywanu. Odkurzyłam wczoraj, a dzisiaj miałam czyścić pianą i szczotką. Oczywiście na wstępie szczotka, którą można było wkręcić do kija od normalnej szczotki, pękła. Włożyłam kurtkę i pobiegłam na bazarek, ale tam takich szczotek nie było. Kupiłam jakąś plastikową do ręcznego czyszczenia. To było już wezwanie! Ręczne czyszczenie mojego wełnianego dywanu 370x250 dało mi popalić. Na koniec przetarłam go wodą z octem i czekam teraz na mróz. Może dam radę wyciągnąć go na balkon i przemrozić, aby roztocza skonały w minusowym powietrzu.
Dywanu się nie pozbędę, gdyż ja nie lubię chodzić po gołej podłodze! Nie kupię sobie też innego, bo do tego jestem przywiązana. Gdyby zaistniał u mnie bum finansowy, dam go do czyszczenia, ale jakoś się na to nie zanosi. Ręce mnie tak bolą, że w ramach relaksu, po umyciu i wyczyszczeniu podłogi, przecież od czasu do czasu trzeba to zrobić także pod dywanem, chciałam „podciągnąć” kamizelę robioną własnoręcznie na drutach i musiałam się poddać. Nie miałam siły przebierać drutami. Teraz zasłużony odpoczynek mnie czeka. Będę czytać albo wgapiać się w telewizor. Jutro zrobię sobie przerwę, gdyż muszę w jakiej takiej kondycji dobrnąć do świąt, a muszę się zmierzyć z jeszcze jednym, ale ten już jest mniejszy, więc mnie tak nie przygnie do ziemi. To jest dla mnie męczące, nie praca, tylko te ograniczenia siłowe.
czwartek, 4 grudnia 2014
Wietrze, nie chodź sam po lesie - śpiewa mi do ucha artysta. Miło się słucha, ale ja nie wybiorę się z takim szaławiłą na spacer. Ja mam poważniejsze sprawy do załatwienia. Dywany wymuskane i teraz zastanawiam się nad sprawami Ojczyzny naszej ukochanej, która jakoś nie może zaznać spokoju. Co prawda osobiście mnie to nie dotyka, ale przecież serce boli. Dlaczego marnuje się ludzki potencjał, czas i bełta się ludziom w głowach.
13 grudnia ruszy marsz Wodza, któremu się jakoś w życiu nie układa. Zastanawia mnie ta data, ona nie jest przypadkowa. Może siłą chce się zdobyć władzę, gdy środki pokojowe zwane demokracją, takowej nie zapewniają?!
Najpierw Smoleńsk, nie wyszło. Największy piewca tej sprawy w czasie wyborów zniknął ( chodzi o pana M.). Pani P. dostała zakaz wypowiedzi. H. największe mieszadło, okazał się niewypałem. Zawiódł, drań jeden! Teraz na tapetę wzięto wybory. Sfałszowane! Kto niby je fałszował? Przecież mieli tam swoich przedstawicieli, ale teraz szerzy się opinia, że oni także zawiedli (tak stwierdził Pisowiec, sama słyszałam). Kto wobec tego jest w tej grupie ludzi uczciwy?!
Zwycięstwo w wyborach nie gwarantuje władzy tej partii, gdyż żadna licząca się siła polityczna nie stworzy z nimi koalicji, choć gotowi są kumać się z każdym, byle coś ugrać dla siebie. Pamiętam Samobronę… Pozostaje zdobycie władzy siłą, ale czy to da możliwość rządzenia? A może przewrót i dyktatura? Zamknie się nam wtedy wszystkim gębusie i trzeba będzie słuchać i siedzieć cicho. Uważam, że metody stosowane przez PiS mają na celu zaistnienie, gdyż jakoś nie widzę walki o polepszenie losu ludzi, o poprawę losu Polski. Nie chcę być Kasandrą, ale myślę, że komuś kurzy się z tej siwej głowy. Chciało by się rządzić, ale Piłsudskim to się nie będzie, proszę pana, to nie ten format.
piątek, 5 grudnia 2014
Oj, doloż moja dolo, dolo ciężka i smutna, jaki ty krzyż mi na barki wkładasz, dlaczegoż jesteś tak bałamutna. Ludzi stawiasz na mej drodze, którzy mienili się być mi przyjaciółmi, teraz mi ich zabierasz z powodu bajd wierutnych…
Napisałam o wodzu, wodza nie lubię i nie szanuję. Mam do tego chyba prawo. Jednak w związku z tym dostałam informację, że na moją stronę póki życia, ta osoba już nie zajrzy! Przecież nie ma tutaj obowiązku zaglądania, ale narażanie mnie na ostracyzm internetowy z tej racji jest niesprawiedliwością. Ja też mam honor, i muszę to wyraźnie powiedzieć, swoje zdanie to ja mam, niejeden "ludź" już się o tym przekonał, i trzeba by sobie zadać wiele trudu aby mnie przekonać do innych racji. I teraz krótkie – znikam – stawia mnie w sytuacji bez wyjścia. Trudno, będzie jak będzie, ja  nie mam zamiaru się uginać pod czyjąś presją. Jedna osoba mi pisze ze znika, druga, że już nigdy do mnie nie napisze, albo znowu, że już się nie odezwie. To kto tutaj będzie do mnie zaglądał? I to wszystko z powodu moich poglądów? Likwiduję licznik, niech nikt nie ogląda mojego upadku.
W trudnych sytuacjach życiowych, gdy sama nie wiem jak jakąś sprawę rozwiązać, polecam ją Bogu, i tym razem też tak zrobię.
O Boże litościwy, Wszechmocny Panie, pogódź już w końcu Polaków i przynieś na ziemię polską jakieś mądre rozwiązanie. Niech znikną już podziały, walka o władzę po trupach, niech spokój nam zagości i Twoja Panie, pełna mądrości nauka. Niech jej nie wypaczają, nie plączą z polityką, nie naginają do niecnych działań i pozwolą widzieć świat takim, jakim nam go dajesz…

sobota, 6 grudnia 2014
Mikołajkowo dzisiaj dzień się zaczął i tak też się kończy. Drobiazgi, a cieszą. Nie wszystkich mogłam przytulić w tym dniu, ale trudno, jest jak jest. Szczególnie zaskoczył mnie pewien młodzian, który wygłosił frazę, która mnie wepchnęła w ziemię… Kiedy przedstawiałam swoje racje, gdzie trochę kręciłam, co innego obiecałam i teraz chcę postąpić zupełnie inaczej, spuentował wszystko zdecydowanie:
– Jestem przecież mężczyzną i jakoś to zniosę.
O Święci Pańscy, niedawno niemowlę, a teraz sprawy bierze na klatę, jak prawdziwy facet. Ufff! Tak to jest, jedna chwila odmienia życie. No cóż, nowa rzeczywistość.
Zajęłam się dzisiaj wypiekiem ciasta drożdżowego, aby gości godnie przyjąć.
Włożyłam w pracę wiele serca, a wypadło średnio.
To ciasto piekłam już kilka razy i wszystko szło dobrze, a dzisiaj, mimo że smaczne, drożdżowe średnio wyrosło. Zaparzałam mąkę w celu przedłużenia świeżości wypieku, ucierała, ubijałam jak mrówka, a jednak mam wewnętrzny niedosyt. Uważam, że to wina mąki. Pokusiłam się o zakup tańszej i tutaj upatruję uśrednienia sukcesu. Nie ma co, trzeba kupować sprawdzoną mąkę, której jest się pewnym.  Mam przed oczami wypieki mamy, której ciasto drożdżowe przypominało puch… Mąkę jednak przywoziło się z pewnego źródła, no może umiejętności kucharki też były większe niż moje. Ciasta drożdżowe mnie dobijają, raz wypadnie tak, raz siak. 
 
niedziela, 7 grudnia 2014
Facebook chyba ma lekkie skrzywienie odnośnie badań psycho- osobowościowych. Mnie wypadło, jak poniżej. I muszę przyznać, że to jest prawda.
„Jesteś osobą bardzo przyjazną i szczęśliwą. Ciągle masz uśmiech na ustach i zawsze jesteś miła dla innych. Jeśli czasem pojawią się jakieś trudności, to uśmiechasz się przez łzy. Jesteś silną osobowością i masz wielu przyjaciół, którzy cię kochają. Masz wrogów, ale jesteś po prostu zbyt dobra dla nich. Potrzeby osób, które kochasz, stawiasz z reguły ponad własnymi. Możesz być bardzo otwarta i kreatywna, ale czasami również nieśmiała i nieco dziwna. Wielu ludzi cię kocha!”
Dobrze by było, aby ci, którzy mnie kochają, dawali mi to wyraźnie do zrozumienia. Same domniemania to trochę za mało. Starość, jaką sobie zafundowałam, ma złe i dobre strony. Mam swobodę i możliwość decyzji odnośnie wszystkich spraw, ale też dni, kiedy samotność dzielę sama z sobą. Nie mówię, że to jest źle, ale dobrze też nie jest. Boję się, że zacznę dryfować w kierunku zdziwaczenia. Ciągle o czymś lub o kimś myślę. Jestem już tym zmęczona. Koniecznie, kiedy już przeminie przedświąteczny sztorm, muszę zabrać się za konkretne sprawy, aby moje myśli były ukierunkowane.
Czytałam wczoraj wiersze - lubię poezję, nie ukrywam - i doszłam, do wniosku, że młody narybek pisze  krzyżówki literackie. Czy ja mam starać się dotrzeć do sedna i zrozumieć, co poeta chciał powiedzieć, czy budzić w sobie poczucie piękna? Sama już nie wiem, co to się dzieje. Przecież nikt nie musi powielać Mickiewicza czy Petrarki, ale chyba jakieś granice są. Poeci piszą dla poetów, a my, pospolici zjadacze chleba, to co, podgatunek? Oto wiersz piękny i nie mający tajemnic, wszystko odsłonięte i wyraziste, według mnie.
Zimowe drzewa 
Sylvia Plath

Atrament wilgotnych świtów roztapia błękit.
Na bibularzu mgły drzewa
Wyglądają jak botaniczny rysunek -
Wspomnienia narastają, słój po słoju,
Serią wesel.

Nie znając poronień ani płodności,
Uczciwsze od kobiet,
Rozsiewają się bez trudu!
Obcując z lotnymi wiatrami
Tkwią po pas w historii -

Uskrzydlone, oderwane od świata,
Są w tym podobne do Ledy.
O, matko liści i słodyczy,
Kim są te piety?
Cienie gołębic śpiewających, lecz nie dających ulgi.


Kiedy oglądam filmy, robię na drutach, potrzebnie czy nie, ale to daje mi komfort psychiczny. Z nudów nie zasypiam! Filmy doprowadzają mnie albo do wstrząsu, jak „Pokłosie”, albo też mnie usypiają. Starość jest dziwna i tyle.
poniedziałek, 8 grudnia 2014
Zastanawiam się dlaczego przytaczamy mądrości zwane aforyzmami, krótkie zwięzłe wypowiedzi filozoficzne i moralne. Co chcemy czytelnikowi powiedzieć – Ja już odkryłam istotę tej mądrości, może i ty postarasz się ją przyswoić? A może chcemy wynieść się ponad innych i zamienić się w nauczyciela siejącego wiedzę? Czy możemy się czegoś nauczyć o życiu, czytając aforyzmy, czy tylko uświadomić sobie coś, co dla nas jest oczywiste? Nie bardzo wiem, dlaczego z takim upodobaniem zaglądamy na strony z aforyzmami i je przytaczamy.
Ostatnie wydarzenia w naszym życiu politycznym aż proszą się o podsumowanie. To już nie działanie jednostki, to jakaś epidemia dotycząca przyswajania publicznych pieniędzy. Widocznie oliwa na wierzch wypływa, charakter człowieka się ujawnia w chwilach próby. Wybrałam maksymy, które jak mi się wydaje, oddają ducha dnia dzisiejszego.

Chamfort:
W sprawach wielkich ludzie okazują się takimi, jakimi im wypada się okazać, w sprawach drobnych okazują się, jakimi są.

Iluż ludzi piętnowało nadużycia władzy do chwili, póki sami nie stali się jej depozytariuszami i z kolei nie otrzymali możności nadużywania jej.

Człowiek bez zasad bywa też człowiekiem bez charakteru, gdyż jeśliby się urodził z charakterem, poczułby potrzebę stworzenia sobie zasad.


A my, internauci, czy my w świecie realnym i internetowym jesteśmy tacy sami? Czy może chcemy tutaj stworzyć siebie na nowo, dać się poznać takimi, jakimi byśmy chcieli, aby nas widziano? Nikt nikogo nie zmusza do obnażania się wewnętrznego, ale pisząc takie a nie inne aforyzmy, uwidaczniamy innym swoje cechy charakteru, niekiedy nie zdając sobie z tego sprawy i albo sami mamy kłopoty ze sprostaniem wzorcowi, albo chcemy kłuć innych w oczy. Musiałam o tym napisać, gdyż sama, jak widać, mam z tym problem.
wtorek, 9 grudnia 2014
Mam jakąś awersję, gdy chodzi o duże sklepy. Musiałam załatwić sprawy właśnie w takim kolosie i o mało nie zemdlałam. To koszmar! Dobrze, że w torebce noszę zawsze, no prawie, jakieś słodycze i to pomogło mi przetrwać. Mało, że zmarnowałam czas mojej córki, to jeszcze byłam uciążliwa. Lepiej tam nie chodzić, gdy nie ma przymusu.
Popołudnie też miałam niespokojne. Przysiadłam na chwilę przy komputerze. Wciągnął mnie artykuł o Gabrielu Narutowiczu, 9 grudzień to rocznica śmierci, a woda w czajniku gotowała się bez umiaru. Byłam zdziwiona, co to za zapach spalenizny niesie się po domu i w końcu załapałam o co chodzi, poderwałam się i pobiegłam do kuchni. Czajnik zbrązowiał z rozpaczy… Wyłączyłam gaz i czekałam, co dalej będzie. Coś w środku skrzypiało, pękało, brało głęboki oddech, a kiedy hałas przycichł, potrząsnęłam czajnikiem badając, czy dno odpadnie, ale nie. Kamień, który odłożył się na ściankach grzecznie popękał i dał się wytrząsnąć. Nie ma więc złego, co by na dobre nie wyszło. Czajnik, który normalnie lśni srebrzyście został za pomocą „szorowacza” przywrócony do dawnego blasku i wszystko jest lepiej niż w stadium wyjściowym, tylko rączka nieco straciła na fasonie. Już myślałam, że będzie nowy wydatek. Wydatku nie ma, kamienia nie ma, czajnik jest!
Zrobiłam dzisiaj rybę z warzywami w nowym wydaniu, wyszła cudnie, dlatego odważyłam się o tym nadmienić. Oto krótki przepis bez podania proporcji, gdyż ja zrobiłam „na oko”.
Pieczarki z cebulką przesmażyć na oliwie, dodać wodę, wrzucać kolejno przepołowione brukselki, pokrojone w talarki warzywa, poddusić do miękkości dodając sól, pieprz, ziele angielskie i pieprz w całości, skropić cytryną, dodać koperek i natką, rodzynki i pokrojone dwa, trzy daktyle. Na wierzch włożyć ugotowane krótko ryby – ja miałam łososia, pokaźne ścinki, 7 zł za kilogram!!! – skropione cytryną, osolone i posypane przyprawą do ryb. Wszystko jeszcze poddusić, dodać rozbełtaną w wodzie i łyżce śmietany mąkę, niech postoi i wszystko się „przegryzie”. Ugotować ziemniaki, dobre - to jest ważne, dodać łyżkę masła, obsypać koperkiem i wymieszać.
Kosztuje wszystko grosze, a obiad był pyszny. Naprawdę. Najważniejsze, to złapać w życiu dobrą okazję.
czwartek, 11 grudnia 2014
Wczoraj w nocy nagle spadł śnieg. Niby nic nadzwyczajnego, przecież grudzień, a jednak coś we mnie w środku drgnęło. Biel za oknem przyszła niespodziewanie, tak jak starość - ani się obejrzysz, a już jesteś poważnym, wiekowym człowiekiem.
Ciągle kołacze mi w głowie postać Sońki z powieści Karpowicza o takim właśnie tytule. Środowy klub dyskusyjny oparł się na jej dziejach i przeżyciach. Sońka miała trudne i nie do pozazdroszczenia życie, ale miłość przeżyła szaloną i tej miłości, wyklętej, bo do Niemca, ja Sońce zazdroszczę. Kochała i była kochana, ale los mści się i wielkie szczęście najczęściej okupione jest łzami. Spotkanie dla mnie zakończyło się szczęśliwie, jako że przypadł mi w losowaniu szczęśliwy los i dostałam długopis firmy Parker! Pięknie pisze, jakiś łut szczęścia mi się jednak trafił.
Chodzi za mną jeszcze jedno marzenie przypadkowo rozbudzone w czasie pobytu w sklepie meblowym. Raptem zapragnęłam mieć szezlong!!! Czy to naprawdę coś tak nieziszczalnego? Widzę siebie na owym meblu z książką w ręku, obok kaloryfera rozgrzewającego mnie do białości, szczęśliwą i spełnioną. Telewizję też bym mogła oglądać w tak relaksującej pozycji przysypiając nieco… Problem w tym, że nie mam środków nabywczych, a szkoda. Szezlong z ceną zmniejszoną do połowy czeka. Kolor mnie trochę przeraża. Nie mam w domu niczego szarego, a że sama już jestem szara, mogłabym nie odróżniać się od obicia tego zwiewnego mebelka. W głowie się nie mieści jakie szezlongi są drogie, to jakiś obłęd. Mebel dla elit.
W związku z powyższymi wydarzeniami noc miałam trudną i dlatego obudziłam się w atramentowej czerni nocy, gdyż o tej porze roku nie można nazwać tego świtem. Sen był z serii ciężkich. Śnił mi się mój wróg osobisty czyhający za oknem, a ja w pokoju z dwiema anakondami – to chyba wpływ tych szaleńców dających się wpakować do paszczy węża – parką maleńkich szczurków, których bałam się bardziej niż węży, i jakimiś jeszcze zwierzakami. Wszystko to bajecznie kolorowe, nawet podświetlane jakąś łuną złocistą, kłębiło się i biegało za mną. Koniec był jednak zaskakujący. Wróg został nagrodzony medalem, a ja namaszczałam mu ręce kremem, nie wiem z jakiego powodu, ale faktem jest, że się z nim pogodziłam i wszystko mu wybaczyłam. Teraz obudziłam się i nie wiem co mam robić. Szezlongu nie ma, miłości już się nie doczekam, śniegu nie ma ale starość mnie nie opuszcza. Pójdziemy sobie razem aż do końca, ja coraz starsza, starość coraz bardziej zaawansowana. Zgramy krok,  może uda nam się przycupnąć na szezlongu, kto to wie.
 sobota, 13 grudnia 2014
Dzisiaj dzień szczególny, w niedzielę 13 grudnia 1981 r. wprowadzono stanu wojenny na terenie całego kraju. Zapaliłam świeczkę o 19,30 aby uczcić pamięć tych, którzy oddali życie w walce o wolność, byli prześladowani, internowani. Cieszmy się z wolności, którą mamy. Świat nie jest obecnie spokojny.
Kochajcie swoich wrogów i módlcie się za tych, którzy was gnębią, abyście mogli być synami swojego niebiańskiego Ojca. Cóż w tym nadzwyczajnego, jeżeli będziecie pozdrawiali tylko swoich współbraci?
Mateusza 5,44-45.47
niedziela, 14 grudnia 2014
Miałam takie zdarzenie, nie pierwszy raz i to jest najgorsze, pewna pani niby to żartem, stwierdziła:
– Pani to wszystko wie, jaka też pani mądra.
Puściłam to mimo uszu, ale zaderka w sercu pozostała. No bo w końcu co, mam czuć się winna, że czytam ze zrozumieniem, mam swoje zdanie i potrafię je wyartykułować? Mądrość i inteligencja to dwie rzeczy nie zawsze idące w parze. Ktoś może być mądry, ale mało inteligentny i odwrotnie. „Inteligencja to sposób posługiwania się rozumem, a mądrość - umiejętność podejmowania właściwych decyzji.” O mojej inteligencji się niestety nie wypowiedziano. Inteligencja to cecha wrodzona, natomiast mądrość można rozwijać. Ja widocznie jestem tylko „mądrawa”, gdyż do mądrości mi daleko. Im więcej latek, tym myślenie i mowa spowalnia, ruchy i chód wstrzymują tempo, tylko serce coraz łaskawsze dla bliskich i lubianych, wyrozumiałości więcej i radości z małych rzeczy przybywa. Słowa wypowiedziane pod moim adresem muszę jednak wziąć pod uwagę, gdyż może za tym kryje się coś więcej, a zarozumiałą osobą ta ja nie mam zamiaru być, to byłoby naprawdę przykre.
Zaraz przytrę sobie nosa, idę robić kulebiak i modlę się, aby się udał. Drożdżowe ciasto coś ostatnio mnie dołuje.
poniedziałek, 15 grudnia 2014
Kulebiak wyszedł bardzo dobrze i dlatego podaję przepis ściągnięty z internetu, ale niestety nie mam linka. Ciasto jest trochę inne niż to, jakie robiłam dotychczas, wyszło chrupkie i delikatne. Najlepiej składniki farszu przygotowć dzień wcześniej, gdyż inaczej pół dnia by spędziło się w kuchni. Ja wszystko mieszałam blendererem, szybciej to niż mielenie maszynką. Czas przygotowania ciasta trzeba uwzględnić, gdyż nie rośnie ono tak szybko jak normalne ciasto drożdżowe. Trud się opłaci, danie naprawdę smaczne - w mojej wersji z sosem grzybowym zrobionym na bazie wywaru z grzybów ugotowanych w małej ilości wody. 
Składniki:
Ciasto: 1/2 kg mąki
1 szklanka mleka
3 dag drożdży
1 czubata łyżka masła lub margaryny
2 łyżki oleju
2 jajka i 1 żółtko
1 płaska łyżka cukru
1 łyżeczka soli
Farsz: 1/2 kg kiszonej kapusty
1/4 kg pieczarek
100 g suszonych grzybów
1 duża cebula
Drożdże rozpuść w ciepłym mleku. Mąkę wymieszaj z pozostałymi składnikami, dolej mleko i wyrób ciasto. Odstaw je na godzinę do wyrośnięcia.
Namoczone wcześniej grzyby suszone ugotuj. Pieczarki podsmaż razem z cebulą, dodaj suszone grzyby. Kapustę ugotuj, odciśnij i podsmaż, wymieszaj z grzybami, następnie całość drobno posiekaj albo zmiel. Dopraw pieprzem i solą.
Ciasto podziel na dwie części, rozwałkuj, rozsmaruj farsz i zwijaj jak makowiec. Możesz upiec kulebiaki w pergaminie, wysmarowanym olejem, albo w formie keksowej. W tym drugim przypadku, możesz posmarować wierzch kulebiaka roztrzepanym żółtkiem. Piecz kulebiaki przez godzinę w 150 stopniach.

wtorek, 16 grudnia 2014
Sądny dzień dzisiaj nastał. Od rana boli mnie głowa i tak naprawdę ledwo funkcjonuję. W związku z tym zrobiłam sobie odpoczynek od prac ciężkich i absorbujących. Zapakowałam przesyłki na allegro i w ramach relaksu poszłam na pocztę. Odstałam swoje, jako że naród wysyła kartki świąteczne, ale nie ja. To mój wybór. Odzwyczaiłam się od tej tradycji, uważam, że internet i telefon wystarczą.  Następnie wyciągnęłam zaskórniaki chomikowane na koncie, aby uroczyście obchodzić święta, i zrobiłam zakupy. Nic specjalnego, ale pieniądze nikną w oczach. Najważniejsze, że udało mi się osiągnąć niedostępną do tej pory przyprawę do piernika. Piekę taki na prawdziwym miodzie i to jest mój "gwóźdź"  wypiekowy. Oby tylko się udał.
Na schodach  natknęłam się na „chłopców” parających się jakimiś pracami w piwnicy i zaangażowałam ich do wyniesienia pakunków, którym nie dawałam rady. To moja postępująca starcza słabość. Bardzo się dziwili, twierdząc, że bagaże wcale nie były ciężkie. To dla nich nie były ciężkie, ja nie dawałam sobie z nimi rady. Musiałam się oczywiście szarpnąć na napiwek, ale najważniejsze, że mam to z głowy.
Następnie zajrzałam do kompa i z bólem stwierdziłam, że jakaś „allergik” błaga, aby coś tam wysłać natychmiast, gdyż inaczej świat mu się zawali. Co miałam robić, spakowałam co należy i pobiegłam znowu na pocztę. Dobroć przedświąteczna obowiązuje! Przy okazji jeszcze wstąpiłam do sklepów, ale to już było niezbyt konieczne. Muszę się wystrzegać takich odwiedzin, trzeba kupić to, co należy, a nie to, co bym chciała.
Na dodatek zapomniałam, że w dniu dzisiejszym będzie odprawiona msza, którą zamówiłam, i kiedy załapałam, że już trwa, nie pomogły biegi na przełaj. Ksiądz tylko mnie pobłogosławił, a także innych wiernych, i wróciłam jak niepyszna do domu – ja, wyrodna córka, żona i synowa. Dodam jeszcze, że idąc z kościoła „przebrałam sobie nogę” – tak mówiła moja babcia. Boli mnie tak, że kuśtykam na jednej nodze, unosząc drugą, aby jej nie obciążać. Kiedy mi to ustąpi, nie mam pojęcia. Szczęście, że już jest wieczór, więc mam nadzieję, że nic przykrego mi się nie przydarzy.
środa, 17 grudnia 2014
Lubię rankiem obudzić się, kiedy jeszcze szarość zasłania okna, częściowo tylko przysłonięte roletami, a światło latarni, niekiedy także jadących gdzieś w oddali samochodów, wdziera się przez szyby i kładzie się blaskiem na ściany przyozdobione wzorkiem firanek zakładanych na czas zimowy, krótkich, sięgających parapetu, lśni na meblach zmieniających się srebrzyste płaszczyzny, tańczy na dywanie, drży leciutko z przejęcia, że zdołało wtargnąć jak złodziejaszek do cudzego domu. Analizuję wtedy swoje sny i przywołuję w myślach ludzi, którzy włamali się do mojego sennego świata. Niekiedy zachwycam się scenerią jaka mnie owładnęła, a której nigdy nie widziałam na jawie, albo staram się wypruć z myśli osobników goszczących u mnie uparcie, a pojawiających się tak często, że nie mogąc się ich pozbyć i zmuszona jestem nauczyć się z tym żyć, tak jak z przypadłością chorobową. Widocznie coś ich przy mnie trzyma, tylko ja nie potrafię sobie tego wyjaśnić i zrozumieć dlaczego do mnie wracają. Tak to niekiedy bywa, gdy człowiek gości na krawędzi nierozpoznanych światów.
Dzisiaj było jednak zupełnie inaczej. Przed szóstą zadzwonił siarczyście telefon wyrywając mnie z głębokiego snu. To nie było miłe, tym bardziej, że zasnęłam daleko po północy, oddając się wieczorem lekturze. Ani spać, ani cokolwiek robić, gdyż zmęczona byłam bardzo. Udało mi się po jakimś czasie zasnąć, ale już dzień rozpościerał się za oknem i ci, którzy mieli mi coś tam do powiedzenia, nieświadomi mojej kondycji, dzwonili ze swoimi lub moimi sprawami, które trzeba było załatwić. Cały dzień byłam zupełnie rozbita, a że tak nie da się funkcjonować, pozwoliłam sobie na długą drzemkę i teraz zabiorę się do pracy. Kiedy uda mi się zasnąć wieczorem, nie wiem. Wiem jedno, na noc wyciszę telefon do granic możliwości.
czwartek, 18 grudnia 2014
Dzisiaj pastwiłam się nad firankami i oknami. Mam to już z głowy. Jeszcze tylko drobiazgi i będę gotowa do bezpośrednich przygotowań. Chodzę powoli i muszę często odpoczywać, gdyż noga daje o sobie znać. Miejmy nadzieję, że do świąt minie.
Dzisiaj chciałam jeszcze kupić drobiazgi w sklepie X. Moja córka mnie podwiezie, autobusy i dojścia odłożę na później. Przeglądałam w związku z tym prospekty reklamowe i oczom nie wierzyłam. Porównałam ostatni i jakiś tam odłożony z wcześniejszego okresu. Fotel - prosty, zwyczajny, z giętego drewna jak to teraz w modzie, nic nadzwyczajnego, więc i cena dostępna. Klient miał zyskać 79 zł i kupić mebelek za 150 zł. W poprzedniej reklamie był do nabycia za 175 zł. Skąd więc się wziął ten upust 79 zł? Wszystkie te obniżki to wielka ściema i tyle. Chcą pozbyć się towaru mało chodliwego, piszą więc, co chcą. Kto tam pamięta, jaka była poprzednia cena, a tak może się ktoś skusi i kupi.
Wesołych przygotowań świątecznych życzę. Pożytek z tego jest, gdyż dom posprzątać należy perfekcyjnie, a to będzie procentować przez najbliższy miesiąc.
piątek, 19 grudnia 2014
Kupiłam już ryby, sprawione powędrowały do zamrażalnika. A co tam, może i trochę stracą na smaku, ale ja zyskam na czasie i nie będę robiła dziesięć rzeczy na raz. Na wyszabrowanych ościach z mięskiem zrobiłam zupę rybną z lanymi kluseczkami. Wyszła wspaniale. Dodanie cytryny na końcu jest konieczne. Niweluje się wtedy zapach rybi.
Na wigilię moja córka zrobiła przydział potraw. Każdy przyjdzie ze swoim specjałem. Zawsze mnie to zastanawia, że na ten jedyny wieczór przygotowuje się tyle potraw! Gdybym zjadała tylko solidnie próbując wszystko na co dzień, chyba przypominałabym słonia. Kiedyś, kiedy na kolacji wigilijnej zbierało się szerokie grono rodzinne, miało to swoje uzasadnienie, ale teraz?! Kilka osób, a jadła fura. No niech tam, tradycja to tradycja.


Pewien dowcipniś, wiedząc, że uwielbiam grzybobranie i to ja będę przygotowywała zupę grzybową, podesłał mi obrazy przedstawiające grzyby. Rosną takie podobno w Rosji! Grzyby olbrzymy, chyba jakieś mutanty. Dostałam palpitacji serca… Jeszcze czegoś takiego nie widziałam. Chyba się do tych lasów wybiorę aby na własne oczy to zobaczyć. Nie mogę spokojnie na te okazy patrzeć.
sobota, 20 grudnia 2014
Krok do przodu - upiekłam ciasteczka, zaraz będę lukrować. Jakoś ze Świętami trzeba się zmierzyć. Z Wigilią też nie ma żartów. Znalazłam w Internecie przesądy związane z tym dniem. Nie wiem jak temu wszystkiemu sprostać. Skąd ja wezmę czerwono-złoty obrus? Jeszcze takiego bogatego zdobnictwa nie miałam w domu. Warto jednak wszystko brać pod uwagę, aby zapewnić sobie dobrobyt. Oto wytyczne:

1. Dzień najlepiej zacząć od umycia twarzy zimną wodą, a do umywalki lub wanny trzeba włożyć monety.

2. W Wigilię nie należy wydawać żadnych pieniędzy. Trzeba też przed tym dniem uregulować wszystkie długi, aby portfel w nadchodzącym roku nie świecił pustkami. Najważniejszy przesąd jest jednak taki, by w dzień Wigilii nikomu niczego nie pożyczać. Grozi to utratą majątku!

3. Nie zapomnijmy o powieszeniu na choince kilku miodowych pierników, cukierków i orzechów zawiniętych w złotko. Ten zabieg powinien zapewnić nam w nadchodzącym roku dobrobyt.

4. Przygotowując wigilijny stół należy zadbać o to, by był udekorowany na czerwono i złoto, kolory te oznaczają bowiem bogactwo i szczęście. Pod talerz każdego z domowników trzeba położyć monetę, aby nikomu w rodzinie nie zabrakło gotówki. A podczas kolacji warto mieć przy sobie drobną sumę pieniędzy – dzięki temu nie będziemy cierpieć na ich brak przez cały kolejny rok.

5. Podczas wigilii koniecznie trzeba skosztować każdej potrawy, szczególnie dużo należy zjeść maku, który uważany jest za synonim dostatku. Według niektórych wierzeń na wieczerzy wigilijnej nie powinno zabraknąć też białej fasoli, gwarantuje ona spokój w finansach.

6. Musimy zadbać, aby w dzień Wigilii się nie przeziębić ani nie rozchorować. Musimy bardzo uważać na swoje zdrowie, ponieważ w przeciwnym wypadku będziemy chorować cały kolejny rok.

7. Nie kłóćmy się w Wigilię, bo będziemy to robić cały rok.

8. Nie szyjemy i nie naprawiamy niczego, bo będziemy to robić cały rok.

9. Jeżeli w dzień wigilijny pierwszy przekroczy próg naszego domostwa mężczyzna, wszyscy domownicy będą cieszyć się szczęściem cały rok. Przekroczenie progu przez kobietę wróży pecha.

10. Liczba uczestników wieczerzy wigilijnej powinna być parzysta. W przeciwnym razie może spotkać domowników pech. Dawno temu, aby ustrzec się nieszczęściu zapraszano osobę bezdomną do wspólnej Wigilii, aby liczba osób się zgadzała.



 niedziela, 21 grudnia 2014
Papież Franciszek nawołuje, aby Święta miały charakter duchowy. Zgadzam się z tym. Zaczęłam dzisiaj od kościoła i modlitwy. To pierwszy krok, ale to za mało. Ksiądz powiedział coś takiego, co mnie zmusiło do spojrzenia na siebie i poszperania w swoim wnętrzu. „Bóg będzie nas najpierw pytał, co w życiu zrobiliśmy dobrego, a nie, co zrobiliśmy złego.” I tutaj jest naprawdę o czym myśleć!
Gdy postąpimy nie tak jak należy, wiemy to od razu. Podgryza nas coś od środka, gorzej jest, gdy nie zdajemy sobie z tego sprawy, to już jest tragedia. Kiedy jednak przyjdzie odpowiedzieć sobie na pytanie, co zrobiliśmy dobrego, sprawa się komplikuje. Czy to, że nie robimy niczego złego, to już wystarczy? Chyba nie. Zastanawiam się, co ja dzisiaj zrobiłam dobrego? Ugotowałam obiad i zje go rodzina. Czy to coś nadzwyczajnego, chyba nie. Upiekłam piernik, na który wszyscy czekają. To też normalność. Jak ja się przy tym starałam, robiłam według przepisu i czekałam w napięciu, czy będzie wszystko jak należy. Piernik naszpikowany jest bakaliami, orzechami i musi go trzymać 1 dekagram sody! Ile to jest 1 dekagram? Dodaje się na oko, ale jak będzie za mało uklapnie, a jak za dużo będzie czuć zapach sody. Na szczęście trzyma się dzielnie, nie upadł. Przełożę go jak ostygnie powidłami, polukruję, odstoi się w lodówce i będzie do konsumpcji gdy przyjdzie jego czas.
W trakcie pieczenia przydarzyła mi się jednak mała przygoda. Urwał się „dzyndzelek” do nastawiania prędkości obrotów miksera. Ołówkiem przesunęłam na maksa i ubijałam, najpierw pianę, a później przeszłam do masła i cukru. Problemem było jednak wyłączenie. Musiałabym wyjąć z gniazdka wtyczkę, a że nie chciało mi się tego zrobić, chybcikiem przesunęłam mieszadła z jednego garnka do drugiego i w obrębie parunastu centymetrów piana osiadła na wszystkim wokół. Rozbawiło mnie to jednak dzięki Izabeli Dąbrowskiej.

To aktorka, nazwijmy to charakterystyczna, która grała w „Bożej podszewce” żonę Bronisia, a teraz gra w „Blondynce” i tylko dla niej serial oglądałm. Kobieta jest nie do przebicia. Wystarczy, że pojawi, a mnie już się poprawia humor.
W „Podszewce” była taka scena, kiedy pani Izabela uwijała się w kuchni, zapuszczonej i brudnej, a może w salonie, już nie pamiętam, i wyrabiając ciasto dmuchnęła w mąkę, która zaścieliła wszystko wokół białą mgiełką. To właśnie mi się przypomniało, kiedy piana osiadła na moich wyglansowanych szafkach.
Typ kobiety, który prezentuje Izabela Dąbrowska, dla mnie jest bardzo do przyjęcia, i fizycznie – jest naprawdę ładna i zgrabna, a postacie, które gra są pełne swoistego humoru i bliskie widzowi. Zaznaczam, że moja kuchnia wróciła do stanu gotowości świątecznej.
poniedziałek, 22 grudnia 2014
Oto Rynek w Bydgoszczy w świątecznej dekoracji. W niedzielę na chwilkę przestało padać i z moją córką wyprawiłam się do Centrum aby podziwiać miasto lśniące  się  wieczorem. 


  
[kliknij]
wtorek, 23 grudnia 2014
Tak pada, że zrobiło się ciemno w pokoju. Niebo w burościach jaśniejących górą, tężejących dołem. Czy tak powinno się witać Boże Narodzenie? Na dodatek gotuję kapustę, aby to już mieć za sobą. Wyszłam z tego "kapuścianego cyklonu", zamknęłam drzwi do pokoju i czekam kiedy kapusta w kuchni zmięknie na małym ogniu, ale przy pootwieranych oknach. Fasola też dochodzi. Kapusta to moje utrapienie powonieniowe. Ugotować trzeba, robię więc to już dzisiaj, aby nie męczyć się jutro.

Przymierzam się, siedząc bezczynnie, do wystroju wigilijnego stołu. Serwetki w nasyconej czerwieni ze złotym ornamentem, choinka bogato wystrojona, to elementy, które przyniosą mi dobrobyt w nowym roku!!! Jest tak ciemno, że nie pomaga oświetlenie i zdjęciu brak ostrości. Oczywiście obrus będzie inny, stół rozsunięty, ale to przecież tylko przymiarka. Oto wyniki moich zmagań wymuszone w związku z gotowaniem kapusty kiszonej.
Przejrzałam także zeszyt z życzeniami na rok 2014, które zapisane zostały w czasie Wigilii w ubiegłym roku, i jak widzę, nie do końca są zrealizowane. Ja w tym roku nie pójdę już na łatwiznę. Jeden z członków rodziny zapewnił sobie dzięki wpisowi do zeszytu dobrobyt materialny, więc też pójdę w tym kierunku! Zawsze pomijałam  sprawę pieniędzy, gdyż uważałam to za niegodny cel, ale widzę, że to był błąd. Zobaczymy, co przyniesie mi Nowy Roczek, gdy jasno wyłożę swoje potrzeby.

środa, 24 grudnia 2014


 
czwartek, 25 grudnia 2014
Boże Narodzenie! Święto ponad świętami. Nie jest sprawą najważniejszą, czy to prawdziwa data narodzenia, czy może przesunięta o kilka lat i dni, ważne jest to, że rodziny są w tym dniu razem, że miłość płynie z serc, wnuczęta przytulają się do dziadków i nie przeszkadza im, że zmarszczki orzą stare twarze, że ludzie mają na ustach dobre słowa, a niesnaski idą w zapomnienie. Dla mnie ważny jest cud miłości między ludźmi. Świat będzie lepszy, gdy zmieni się każdy z nas. Bez tej transformacji wszystko zostanie po staremu.
Cieszę się, że w czasie Wigilii byłam z dzieckiem, bo przecież dla mnie to zawsze dziecko, przedmiot troski, miłości i nieustannego zainteresowania. Na Skypie mogłam złożyć życzenia wnukowi i całej rodzinie mojej córki. Nie mam już siły jechać 700 kilometrów, ale może na wiosnę jeszcze się wybiorę. Jak doczekam…Życzenia zostały spisane, podsumowanie zrobione, zeszyt po wklejeniu zdjęć odłożę i zobaczymy jak każdy doszedł do celu, w czasie następnej „rozliczeniówki”.

Na zdjęciu jestem tylko ja z Asią, gdyż my i tak jesteśmy upublicznione. Reszta nie wyraża ochoty do publikowania swoich podobizn prywatnie w Internecie. I słusznie. Serwetki na stole, jak widać, zindywidualizowane. Straciłam cierpliwość przy układaniu, każda wychodziła inaczej! Manualne "talenta" jakoś mi się nie trzymają, nie mam cierpliwości „dłubaniowej”.Trzeba mnie przyjąć taką, jaka jestem, nie ma rady. Kuchnia natomiast na najwyższym poziomie, szczególnie ryby. Na wyróżnienie zasługuje karp w pomarańczach i cytrynach. Tradycja tradycją, a świat idzie do przodu, moje spełnienia kulinarne, także. Podążam za Ewą W.
Zaraz obiad, to znaczy kontynuacja kolacji wigilijnej, przecież nie zmarnuje się tyle dobra, a sił już nie było aby to zjeść. A tak na marginesie, to najbardziej przypadła mi do gustu końcówka wczorajszej kolacji – łosoś w galarecie(ja), sałatka z tuńczyka(Asia), śledź w jakiejś zaprawie(gość) – wszystko skropione cytryną. Ożywcze to było i miało odmienny smak. No to do dzieła! Znowu przejedzenie. W kościele już byłam. Wszystko jest we właściwej kolejności.
piątek, 26 grudnia 2014
Dlaczego ja ciągle widzę tylko starość? Jestem przewrażliwiona!? Dotknęła mnie, jest ze mną i wszystko w moim małym świecie kręcie się wokół niej. Zostaje w finale tylko jedno, przejście do innego stanu istnienia i dlatego człowiek chce uszczknąć co się da, ale to jest dosyć trudne.
Zmarł Stanisław Barańczak, poeta, tłumacz, działacz Solidarności. Zmagał się z Parkinsonem. Oto jego słowa:
Jeśli cię boli:
– dobra wiadomość: żyjesz
– zła wiadomość: ten ból czujesz wyłącznie ty.

Przychodzi moment, że uwalnia się człowiek nawet od bólu, ale co dalej, wie tylko ten, kto przeszedł na drugą stronę. Śmierć traktuje wszystkich według swojego taryfikatora. Osobiście chciałabym wiedzieć, kiedy do mnie zawita, jednak ona nie zdradza daty swoich odwiedzin. Daje jednak sygnały - oznaki starzenia się, ułomności są  przedpolem jej działania. Dzisiaj w kościele ksiądz emeryt upadł podczas forsowania schodów po rozdaniu komunii. Konsternacja, zamieszanie, zbieranie hostii i podnoszenie staruszka. Nie wiem, jakie kryteria obowiązują księży, ale może lepiej trochę usunąć się z pierwszej linii, gdy siły już nie te. Stało się, wszystko się stać może, sama już wiem coś niecoś na ten temat. Do tej pory byłam sprawna, ale od kilku dni dokucza mi ból stopy i na wycieczkę to już bym się nie wybrała, mimo, że Myślęcinek miałam w planie. Zrealizuję wycieczkę, ale nie dzisiaj mimo, że ranek zalśnił zimowo - minus 6, śnieg, kryształy wody osadzone na gałęziach, słońce ostre i zaczepne, rozigrane na połaciach śniegu wrony - pogoda taka, jaka powinna być na Święta. Trochę się wszystko spóźniło, ale tak to już w życiu jest, że wszystko przychodzi nie w porę, albo za późno albo za wcześnie. Cieszyć się trzeba tym, co się ma.
sobota, 27 grudnia 2014
Trochę w czasie świąt pooglądałam filmów, jakoś trzeba się ukulturalnić. Może najpierw „Ida” Pawlikowskiego. O filmie głośno, już prawie ma Oscara! Nie dziwię się, że taką problematykę się winduje.
„Przed złożeniem ślubów zakonnych Anna zgodnie z zaleceniem matki przełożonej musi odwiedzić swoją ciotkę Wandę. Wraz z nią ruszają w podróż, która pomoże im obu odkryć, kim są. Postać Wandy (w jej roli Agata Kulesza) była inspirowana postacią Heleny Wolińskiej-Brus.”
Film oszczędny, ascetyczny w wyrazie – ludzie, miasta, ulice, wystrój wnętrz - wszystko brudne, szare, paskudne wręcz. Skóra cierpnie, kiedy to się ogląda. Polski antysemityzm rozpanoszony, posunięty do zbrodni. Ja naprawdę nie wiem, gdzie byli ci polscy oprawcy, jak się kamuflowali przez tyle lat? To chyba były naprawdę incydentalne wydarzenia, a teraz rozdmuchane międzynarodowo, dobrej opinii nam nie przysporzą. Przebiją tych, którzy narażali, a niekiedy poświęcali swoje życie, aby ratować Żydów. Coś we mnie się buntuje po obejrzeniu tego filmu.
Poruszyła mnie jedna jeszcze kwestia. Odbywając podróż do korzeni Anna, kandydatka na zakonnicę, wychowana u sióstr, poznaje życie także z normalnej strony. Wzruszająca scena szczerej rozmowy z ciotką winduje na plan pierwszy myśl – możemy się poświęcić sprawie wtedy, gdy wiemy, co tracimy. Krótki romans Anny nie zatrzymuje jej przy miłości do mężczyzny, ale wiedzie ku poświęceniu się życiu zakonnemu. I to jest wybór, prawdziwy wybór. Tutaj nie jest najważniejszy nawet cel Anny, ale każdy nasz wybór w życiu. Aby wybrać, trzeba wiedzieć co się traci, i wtedy można murem trwać przy swoim wyborze.
niedziela, 28 grudnia 2014
Problematyka żydowska mnie jakoś nie opuszcza. „Co nam zostało” Zeruyi Shalev to opowieść o starości i umieraniu, i nie jest chyba istotne, gdzie taki proces zachodzi, w Jerozolimie czy Bydgoszczy, wszędzie ma takie samo podłoże. Co prawda bohaterka dopiero w obliczu śmierci dokonuje podsumowań i dojrzewa do miłości, rozliczeń, i uwalniania się od przeszłości, ale może lepiej późno, niż wcale. Trochę mnie już to męczy, gdyż starości to ja mam na co dzień dosyć, swojej własnej, ale tak się to jakoś układa. Książkę doczytam do końca, gdyż jest świetnie napisana.
Wracając jeszcze do wczorajszego wpisu o „Idzie”, chcę dorzucić artykuł, dla równowagi, o drugiej stronie medalu, a mianowicie o postawie Żydów wobec swoich pobratymców. Naprawdę warto go przeczytać, aby poznać prawdę. Ludzie ratując samych siebie, są zdolni do niewyobrażalnych postępów jeżących z przerażenia włosy na głowie. I to nie jakiś margines społeczny, ale najczęściej elita intelektualna. Przytaczam fragment.
Każdego dnia, by uratować własną skórę, każdy policjant żydowski przyprowadzał siedem osób, by je poświęcić na ołtarzu eksterminacji. Przyprowadzał ze sobą kogokolwiek mógł schwytać – przyjaciół, krewnych, nawet członków najbliższej rodziny. Byli policjanci, którzy ofiarowywali swych własnych wiekowych rodziców z usprawiedliwieniem, że ci i tak szybko umrą” [podkr. J.R.N.] (Por. B. Goldstein: „The Star Bear Witness”, New York 1949, s. 66, 106, 129). Klara Mirska, Żydówka, która opuściła Polskę w 1968 roku, nie miała w swych wspomnieniach dość złych słów dla odmalowania niegodziwości niektórych przedstawicieli środowisk żydowskich w czasie wojny. Opisała np. następującą historię: „Syn przewodniczącego Judenratu jednego z gett został skazany przez Niemców na śmierć. Przyprowadził go na egzekucję jego ojciec. On miał go powiesić w ciągu kilku minut. Gdyby tego nie uczynił, miał sam zostać powieszony. Taki niesamowity żart wymyślili Niemcy. Ojciec, któremu chęć pozostania przy życiu przysłoniła wszelkie uczucia miłości rodzicielskiej, zaczął poganiać syna. Czynił to na oczach rozbawionych Niemców i stojących w milczeniu przy tej scenie Żydów: ‚No, prędko rozbieraj buty! No, pośpiesz się, i tak ci nic nie pomoże'” (Wg K. Mirska: „W cieniu wielkiego strachu”, Paryż 1980, s. 447). W sierpniu 1942 r. żydowski policjant Calel Perechodnik w getcie w Otwocku wyciągnął z bezpiecznej kryjówki swoją żonę i córeczkę i odprowadził je do transportu śmierci.


poniedziałek, 29 grudnia 2014
Już mam dosyć choinki, zawadza mi. Wszyscy optują za przetrzymaniem jej chociaż do Trzech Króli. Dla mnie choinka potrzebna jest tylko w święta. No trudno, jakoś muszę z nią współistnieć. Mróz poprawił znacznie moje samopoczucie. Odżyłam. Teraz może być już tylko lepiej, dzień będzie dłuższy, słonko nie wstydzi się pokazywać na niebie. Będzie dobrze.
W ramach naprawy postanowiłam skrócić grzywkę, gdyż wyraźnie wchodzi mi w oczy. W święta zakłady są nieczynne, naprawy fryzury dokonałam samodzielnie w środku nocy. Zasiedziałam się wczoraj nad poszukiwaniami do północy, a włosy natrętnie zasłaniały mi pole widzenia i zrobiłam, co zrobiłam. A co tam, włosy staruszki to coś pośredniego między piórami a sierścią, sztywne, kruszące się i trudno je układać. Jaki stan uszczuplającego się potencjału życiowego, takie włosy. Oto co nas czeka:
„Z czasem jednak wydajność mieszków włosowych spada, włosy stają się więc cieńsze i słabsze. W wyniku procesu starzenia zarówno kobiety jak i mężczyźni zaczynają tracić włosy na nogach i rękach. Ponad to u mężczyzn i 80% kobiet obserwować można odsuwanie się linii włosów z czoła. U mężczyzn natomiast na brwiach, w uszach i nosie pojawiają się włosy bardziej szorstkie i dłuższe. W przypadku kobiet z wiekiem mogą pojawić się włosy na podbródku i nad górną wargą.”

Bez względu na wiek, człowiek musi o siebie dbać. Teraz zabrano się za naszą premier. Czepiają się wszystkiego. Pani Ewa wygląda świetnie i tak trzymać! Zgrabna, ładna, zadbana, elegancka. Także delikatna i kobieca, ale też konsekwentna i zdyscyplinowana. Ja wiem, że Pani nie jest łatwo, gdyż grubiaństwo i uszczypliwość iście polska każdemu może zatruć życie, ale proszę robić swoje i trzymać się wybranej linii postępowania. A sesja w Vivie? Każda kobieta jest kobietą i chce zawsze dobrze wyglądać. Markowe ciuchy są dla ludzi,  premier ma nosić włosiennicę czy co? A może rzeczy z lumpeksu? Ma Pani doskonałą prezencję, a to w życiu, co by tam nie mówić, ma znaczenie. Ja lubię eleganckie kobiety i już.
A jeszcze to, że nosi Pani okulary, dobrze mnie do Pani nastraja. ja też noszę okulary i uważam, że kobiety w okularach wyglądają bardzo dobrze. Nikt mnie na soczewki kontaktowe nie namówi.
Jestem z Panią, powodzenia, zdrowia i samych dobrych decyzji w Nowym Roku z serca życzę.

wtorek, 30 grudnia 2014
Naczytałam się o nowym wymyśle na życie, który wywołuje u mnie kurcze żołądka. Nie daj mi Boże czerpać z takiego źródła utrzymania. Ja nie mogę… No, ale jak komuś to nie przeszkadza, to dlaczego ma się coś marnować…
Freeganizm to antykonsumpcyjny styl życia. Freeganie stawiają na społeczność, współpracę oraz dzielenie się - jako kontrast dla społeczeństwa opartego na materializmie, współzawodnictwie, konformizmie i zachłanności. Freeganizm obejmuje zarówno poszukiwanie żywności już wyrzuconej do śmieci, ale także proszenie o nadmiarowe i niepotrzebne towary, zanim zostaną one wyrzucone przez restauracje, sprzedawców z targowisk lub hipermarkety. Nazwa tego ruchu powstała w USA jako zbitka słów free - wolny, darmowy, i veganism - weganizm (jednak nie wszyscy jego członkowie są weganami czy wegetarianami).

Ja jednak składam na Nowy Rok bardziej szczodre życzenia.

Niech Nowy Rok przyniesie nam obfitość, albo chociaż niczego, co mamy, nie zmienia.

Życzę wszystkim dobrobytu ponad miarę,
dzielenia się z innymi tym co mamy - a inni niech się też z nami dzielą, szczególnie życzliwością i dobrym słowem -
szczęścia życzę bez niedomówień,
radości bez uszczypliwości,
i optymizmu wykrzesanego z dnia codziennego.
Niech wszędzie panuje... „Zgoda! A Bóg wtedy rękę poda”.



 
 
Facebook "Lubię to"
 
Motto strony
 
„Pamiętaj, że każdy wiek przynosi
nowe możliwości.
Daj z siebie wszystko – inaczej oszukujesz samego siebie.”
O nic cię nie poproszę - fasti
 
Nigdy się nie ukorzę
o nic cię nie poproszę
zamknę słowa na klucz
wymyję w zimnej rosie
wierszyk jakiś napiszę
życie sobie osłodzę
ukradnę słowa sowie
wiatr pogonię w ogrodzie
nie będę już wiedziała
o wszystkich dylematach
miłości niespełnionej
uczuciach do końca świata
A kiedy czasem nocą
poszukam złudnych cieni
perliście zalśni rosa
na zimnym skrawku ziemi
i wtedy moje serce
w atramentowej toni
odszuka twoje myśli
i z bólem je dogoni
bo jesteś mym marzeniem
i będziesz do końca świata
w Różowej Księdze Uczuć
zapisanym tego lata
Bezsenność
 
w ciemnej ciszy nocy
kroczy cicho zegar
wybija wspomnienia
i czasu przestrzega

srebrny blask księżyca
o tarczę się oparł
oświetlił wskazówki
i wszystko zamotał

czyjeś smutne oczy
wpatrzone w mrok nocy
śledzą czasu przebieg
bezsenności dotyk
Sposób na samotność
 
Wymyśliłam sobie ciebie
W noc bezsenną o poranku,
Gdy uparcie w okno moje
Zerkał księżyc, bard kochanków.

Wymyśliłam sobie ciebie,
Gdyż ma dusza poraniona
Nadawała ciągle sygnał
„Skrzynka żalów przepełniona.”

Wymyśliłam ciebie sobie
Od początku, aż do końca.
Wiem, że nigdy cię nie spotkam,
Muza tylko struny trąca.
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja