Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszystkie teksty, zdjęcia zamieszczone na stronie
http://hallas.pl.tl/
stanowią własność autora i podlegają ochronie przez prawo autorskie.
Ich kopiowanie i powielanie w całości lub części, w jakiejkolwiek formie
(drukowanej, audio czy elektronicznej),
bez zgody autora jest zabronione i jako działanie niezgodne z prawem może być karane.
.............................................
styczeń 2018
1 stycznia 2018
„Możecie mówić, że nie umiem śpiewać, ale nie możecie nigdy powiedzieć, że nie śpiewałam.”
Witaj Nowy Roku. Może zacznę od ujawnienia mojej tajemnicy. Oglądałam przed północą „Boską Florence” i to właśnie z tego filmu pochodzi cytat, który przytoczyłam.
W teatrze Jandy Florence wywoływała burzę śmiechu, ale w filmie reżyserii Stephena Frearsa, z Meryl Streep w roli głównej, a szczególnie z postacią jej męża kreowanego przez Hugha Granta dzielącego miłość na skutek zaistniałej sytuacji – syfilis Florence wyniesiony z jej pierwszego małżeństwa - pomiędzy żonę i kochankę. To piękna rola pełna melancholii i poświęcenia w imię wielkiej miłości. Film jest tragedią na bazie komedii. Zapamiętam tę noc na długo, gdyż nawet nie interesowały mnie petardy za oknem, tak przejęłam się losami bohaterów filmu.
Florence miała pieniądze, przemożną chęć bycia śpiewaczką i brak talentu, ale wkładała serce w to, co robiła. Zapewniła sobie swoim uporem i dążeniem do realizacji marzeń sławę nieśmiertelna chyba. Miała wsparcie męża, pracowała jak tytan, nie poddawała się. Nauczyciel śpiewu i akompaniator to barwne postacie. Klakierzy w tle dawali jej satysfakcję z dobrze spełnionego dzieła.
Nasuwa się więc pytanie – czy ludzie, którzy mają tylko okruszynę talentu mają prawo tworzyć, działać na polu sztuki czy też powinni schować się w mysi kąt i milczeć lub płakać do poduszki, dlatego że nie mogą pokazać swoich dzieł lub boją się ich pokazać - malowanych nocami, pisanymi w ukryciu, tworzonymi w kuchniach i garażach, aby nikt nie widział, nie domyślił się, czy też szukać wsparcia i wybić się tak jak Florence?! Kiedy świat będzie szczęśliwszy? Kto zdobędzie sławę, czy ten naprawdę zdolny, czy ten, co ma większą siłę przebicia? Niejeden już Janko Muzykant narodził się i umarł w cieniu niespełnienia i niezrozumienia przez otaczających go ludzi. Oglądając ten film chyba też płakałam nad sobą… i dlatego mnie tak wzruszył do głębi.
2 stycznia 2018
Wielcy tego świata mierzą swoją wielkość różną miarą. Obejrzałam wczoraj „Koronę królów” i powiem szczerze, trochę mnie ta telenowela ubawiła. Sposób życia i bycia trochę dziwny na królewskim dworze… Spodziewałam się ostrego średniowiecza, a tutaj król Łokietek jak pączuszek. Długosz napisał: „Gdyby kto o nim sądzić chciał z jego wzrostu, nie znalazłby nawet postawy godnej rycerza: ale ciało jego szczupłe i drobna postawa, dla której nazwano go Łokietkiem, jakby łokieć ledwo trzymającym miary, uzacniała dusza wielka, nagradzając wzrost niski bohaterskiemi umysłu przymiotami.” Małżonka natomiast prezentowała się godnie i majestatycznie. Kazimierz Wielki, syn, miał 180 cm wzrostu, co na owe czasy było miarą wysokości solidną. Jego przydomek Wielki możemy rozpatrywać w tej konfiguracji, także zasług dla państwa, ale i słabości do kobiet. Żony, kochanki, nałożnice przewijały się przez jego życie tłumnie, dwukrotny bigamista, nie doczekał się syna, dziedzica korony. Esterka, słynąca z urody Żydówka, przeszła do legendy. Mężczyźni, jak widać, królowie także, bywają niewierni, oj bywają.
Podpadł mi także Filip mąż Elżbiety II. Styl życia Filipa pozostawiał wiele do życzenia, skandale, kochanki, wyjazdy na dłużej, zabawy i popijawy były dla niego normalnością. Elżbieta panuje, monarchia jest najważniejsza, ale mężusia odsunęła na bok, nie powierzyła mu żadnej formalnej roli na dworze, nie zmieniła też nazwiska. Nie ma się czemu dziwić, nie zasłużył. Elżbieta była taka zakochana, przystojny był, ale co po przystojniaku, gdy mężem jest się marnym.
Na pohybel wszystkim niewiernym mężom, cudzołożnikom, niestałym partnerom, zdradzającym żony i partnerki w łożach nieprawych, także myślami niecnemi i obleśnemi. Za życie ich żon pełne upokorzeń i bólu, niech płoną ogniem piekielnym do końca ich wiecznego czasu. Należy im się to z nawiązką.
3 stycznia 2018 Pada, deszcz ze śniegiem, czy śnieg z deszczem, człowiek ledwo trzyma się na nogach. Najlepiej spędziłoby się dzionek w łóżku, ale przecież dzień snem nie stoi! Odbyłam spacer do Jyska, jeszcze nie padało, tyle przecen, że w głowie się kręci. Szczęście wielkie, że nie mam pieniędzy zbyt wiele, to naprawdę błogosławieństwo boże. Coś tam kupiłam, ale to drobiazgi, kosmata podusia i wystarczy. Ciekawa jestem w jakim wymiarze obecnie działam?! Muszę się nad tym zastanowić, abm trochę doszła do siebie, aby mój mózg zaczął pracować. Pasjonuje mnie teoria strun wszechświata. Ludzie nad tym pracują, a my nie zawsze wiemy o co chodzi. „TS przewiduje, że przestrzeń, w której żyjemy, ma co najmniej 10 wymiarów, przy czym trzy wymiary przestrzenne oraz czas są wymiarami otwartymi, natomiast pozostałe wymiary są skompaktyfikowane do rozmiarów niedostępnych naszemu codziennemu doświadczeniu, dlatego ich nie obserwujemy.”
Dorzucę jeszcze, że Pitagoras już się zajmował takimi sprawami, ale w innej skali, i miał wpływ na powstanie nutowego zapisu muzyki. To też struny, ale takie normalne, jakie znamy w instrumentach muzycznych. Muzykę zaczęto badać za pomocą narzędzi matematycznych już w VI w. p.n.e., a zajął się tym właśnie Pitagoras. Muzyka nie może się obejść bez matematyki. Dzieci powinny uczyć się gry na jakimś instrumencie, aby rozwijać zdolności nie tylko muzyczne, ale także matematyczne.
Wczoraj rozbawiła mnie gra w trochę innej branży, aktorskiej, w tv Kultura. „Porwanie Donii Agaty” to majstersztyk w wykonaniu czołówki aktorskiej z 1977 roku - Irena Kwiatkowska (Donia Agata), Krzysztof Kowalewski (Poeta), Kazimierz Kaczor (Teo), Franciszek Pieczka (Lollo), Witold Pyrkosz (Maldonado) i inni, dali popis aktorski. Porwana przez wymienionych czterech panów bogata Agata tak dobrze poczuła się z porywaczami, że nie chciała wrócić do domu…
Dosyć dobrego, wróćmy do muzyki sfer dnia codziennego. Znalazłam przepis na pasztet drobiowy, który będzie chyba lepszy, niż jakaś tam kiełbasa w sklepie. Można wykorzystać piersi, udka i resztki mięsa z rosołu. Może się komuś spodoba, mnie się podoba, oto przepis. https://www.przyslijprzepis.pl/przepis/pasztet-drobiowy-z-watrobka-3
4 stycznia 2018
Ludzie, z którymi udaje się nawiązać więź duchową, to bratnie dusze, nadające na tej samej częstotliwości i utrata takiego człowieka, to wyłom w duszy, zatracenie cząstki swojego ja. Los jednak bywa niesprawiedliwy, odbiera nam to, co dla nas jest niekiedy sensem istnienia. Jednak kiedy taki ktoś odchodzi, to niech odejdzie i nie wraca. Żyć jednak trzeba, zmagać się z codziennością. Mam już dosyć tradycji, zwyczajów, obrzędów, etykiety i oglądania się na to, co mówią i myślą inni, a co ja, jako członek społeczeństwa, muszę robić, dostosować się i iść karnie w szeregu ubrana w taką a nie inną sukienkę, o określonej długości, abym nie wyglądała jak damulka z minionej epoki. Staram się, ale wewnętrzny bunt narasta.
Rozebrałam dzisiaj choinkę, która już mnie mierzi i jest potrzebna tylko w wigilię, niby ona nic nie jest winna, ale ja takich ozdób mam dosyć. Pogładziłam, przeprosiłam, ale ona musi odejść, jej miejsce jest w piwnicy. Świerkowe gałęzie to też katastrofa, lecą igiełki, lecą, zaścielają podłogę świerkowym igielnikiem, aromatem lasu, ale trzeba zdać sobie sprawę, że to już tylko śmieci, znikną, wtopią się w górę innych nikomu niepotrzebnych zużytych przedmiotów.
Nas też tyle nas tej ziemi, ile możemy być użyteczni, wspomóc innych swoim działaniem. Mam tutaj wsparcie takiego człowieka, mającego radę na wszystkie moje troski internetowe. To dar od losu. Zastanawiam się niekiedy, czy ja miałabym cierpliwość na udzielenie takiej pomoc drugiej osobie, będącej w potrzebie. Nie będę się jednak tym przejmować, widocznie sobie zasłużyłam na takie bezinteresowne wsparcie.
Konkretnie to chodzi o moją klawiaturę rządzącą się swoimi prawami, kursor myszki zmieniający miejsce tekstu, który mam umiejscowić na stronie Worda. Poprawiło się trochę dzięki odhaczeniu funkcji INSERT, który jakoś tam uruchomiłam i nie mogłam sobie dać z tym rady. Insert – klawisz na klawiaturze komputera architektury PC. Zgodnie z przeznaczeniem i nazwą najczęstszym jego zastosowaniem jest przełączanie między trybami wstawiania (domyślny) i nadpisywania podczas wprowadzania tekstu.
Nikt i nic nie będzie mi utrudniało mojej działalności. Nawet insert zostanie okiełznany.
5 stycznia 2018
Ja mam chyba jakieś omamy! Wstąpiłam do apteki, aby kupić mój czołowy lek podnoszący sprawność mojego serca, który nigdy nie był darmowy, a teraz na dodatek jego cena podskoczyła w górę. Dlaczego ja mam takie psie szczęście, że zawsze mam pod wiatr. No trudno, przeżyjemy i to.
Mijają te jesienne, czy może wczesno wiosenne dni. Pogoda słońcem rozświetlona, radosna i tylko czekać, kiedy trawa zacznie przybierać barwy świeżej, ostrej zieleni, a kwiaty pojawią się w ogródkach. Gdzie zima, na którą czekam? Pragnę choć kilku dni, gdy śnieg pokryje ziemię niebieskawą bielą i będzie chrzęścił pod butami przechodniów. Niech wrony będą widoczne kontrastem czerni, niech świat zastygnie w ciszy śniegu, która tylko wtedy jest najlepiej słyszalna. Czy nawet tego odmawia się staruszce?!
Tak naprawdę piękno można odczuć najgłębiej wtedy, gdy spogląda się na nie wspólnie z ukochaną osobą. Samotne wpatrywanie się w największe cuda natury nie daje radości.
6 stycznia 2018
Coś za bardzo wszystko zaczyna mnie denerwować i mierzić, życie i bycie na tym świecie. Mam prawo do godności osobistej, prawo wyboru sposobu własnego kierunku drogi, ale nie wszystkim się to podoba, a ja jakoś nie mam takiego potencjału pokory i uległości, abym z opiniami i radami innych się godziła. Gdy chcę coś zrobić, to zrobię, gdy nie mam ochoty, to nawet kusy mnie nie nakłoni.
Ci, co radzili mi aby miała jeszcze męża lub przyjaciela, sami już odeszli do lepszego świata, a teraz inni radzą mi abym wzięła kocię lub psinkę do towarzystwa! Bardzo lubię zwierzęta i nieba bym im przychyliła, ale nie będę nigdy już miała żadnego zwierzaka. Nie zniosłabym oglądania zgonu i rozstania i na dodatek uważam, że jest to forma zniewolenia, zmuszania do przebywania w czterech ścianach żywego stworzenia. Za ten kąt i strawę muszą się tulić i robić to, co właściciel od nich oczekuje. Planuję jeszcze trzy lata trwania tutaj, na tej ziemi łez i upokorzeń, z małymi tylko wysepkami szczęścia, i jawi się następny problem, umrę i zostawię taką sierotę na łaskę i niełaskę innych?! Co to, to nie. Musimy opanować rozmnażanie się niechcianych psów i kotów. Niech mają je w domach ci, dla których stanowią podporę i towarzystwo. Ci, co pragną mieć zwierzaczka na dobre i złe, niech go mają, troszczą się o niego i niech będą błogosławieni za to, że chcą się opiekować innym stworzeniem. Ja już chyba odrobiłam swoje zobowiązania w tej dziedzinie i na tym zakończę działania na tym polu.
Życie to loteria i nigdy nie wiemy, co los nam przyniesie. Nie spodziewam się już zbyt wiele, czasu też już niewiele, ale chyba grom z jasnego nieba już na mnie nie spadnie, a nawet gdyby to i tak to na mnie nie zrobi już wrażenia. Taki mam buntowniczy nastrój w tym roku i jest mi przykro, gdyż inni robią, co mogą, abym czuła się szczęśliwa, dlatego indywidualnie staram się nie zgłaszać pretensji do losu, choć wewnątrz mnie wrze, emocje szukają ujścia. Trzeba je poskromić, zapanować nad nimi i nie dać się nabijać w butelkę rewelacjami typu „gwiazda”, „szczyt inteligencji”, i innymi bzdetami, produkowanymi przez Fejsa w celu podniesienia na duchu osłabionych życiowo osobników. Ciekawa jestem gdyby w tej ruletce wyszła naga prawda na nasz temat, czy wszyscy by tak chętnie to upubliczniali, pochlebstwo liże rany duszy, ale nie znaczy, że jest prawdą. „Ludzie domagają się prawdy, ale rzadko lubią jej smak” G.R.R. Mrtin
7 stycznia 2018 r
Od wczoraj cały internet opanował Kamil Stoch, który WYGRAŁ Turniej Czterech Skoczni! Ja, tak jak wszyscy Polacy, cieszę się z jego sukcesów. Ma piękną żonę Ewę, a on sam powściągliwie okazuje radość z wygranej. Na sporcie specjalnie się nie znam, ale się cieszę, gdy Polacy tryumfują. To na tyle.
Nurtuje mnie od dawna ściągalność podatku VAT, którą tak sprawnie prowadzi PiS, a konkretnie Mateusz Morawiecki. Pogadałam z tym i owym i uświadomiono mnie, że Morawiecki nie przyszedł spełnić to zadanie z marszu, zupełnie bez przygotowania kadr urzędniczych, gdyż przecież tymi sprawami ktoś musiał się oddolnie zająć. Okazuje się, że Morawiecki współpracował z Mateuszem Szczurkiem, polskim ekonomistą, doktorem nauk ekonomicznych, od 2013 do 2015 ministrem finansów. Panowie ukończyli studia w Polsce i za granicą, są doskonałymi ekonomistami, współpracowali ze sobą, i to właśnie Mateusz Szczurek pracował już wcześniej nad ściągalnością podatku VAT, ale nie zdążył wprowadzić tego w życie, choć przygotował już do tego urzędników państwowych. Pan Morawiecki wprowadził to wszystko w czyn i chwała mu za to. Polska powinna wykorzystywać potencjał takich ludzi, którzy mogą dużo zrobić dla gospodarki, ekonomii i rozwoju państwa. Nieudacznicy powinni odejść.
Czekam na zmiany w rządzie, jakie mają być niedługo wprowadzone. Ludzie powołani na stanowiska tylko dlatego, że są zwolennikami partii, mogą w partii pełnić jakieś tam funkcje, ale do rządzenia państwem powinno się powoływać ludzi kompetentnych. Niektórzy ministrowie to naprawdę są chyba ministrami z nazwy i mam nadzieję, zajmą się innymi sprawami, a państwo polskie zostawią w spokoju. Jednego pana szczególnie mam na uwadze, ale chyba zostanie. Obym się myliła.
8 stycznia 2018
Miałam pisać o zupełnie innych sprawach, ale tak się składa, że dzisiaj nareszcie mamy przymrozek, a nawet już uwerturę zimową, podobno – 7 stopni. Mój termometr nie potwierdza tego, ale on jest nagrzany od słońca. Jestem tak podekscytowana, że zaraz wychodzę zobaczyć jak wygląda szron! Ostrzegają, aby nie wychodzić bez potrzeby z domu, gdyż smog rozścielił się nad miastem B., ale ja przecież mam powód i wyjść muszę. Może się doczekam śniegu, mrozu i wszystkich uroków zimy.
Jutro Stefę wieczorem spryskam wodą, odzieje się w biały płaszczyk, niech też ma trochę odmiany. Tak wiernie trzyma straż na moim balkonie.
PS. Stefa nie ma płaszczyka, odradzono mi takie działanie ze względu na dobro Stefy.
9 stycznia 2018
I doczekałam się. Jest rekonstrukcja rządu. Prezydent Andrzej Duda powołał nowych ministrów na wniosek premiera Mateusza Morawieckiego. Stanowiska stracili szefowie resortów, którzy pełnili obowiązki od momentu objęcia przez PiS rządów w 2015 r. - m.in. Antoni Macierewicz, Witold Waszczykowski, Jan Szyszko i Konstanty Radziwiłł. Zlikwidowane zostało Ministerstwo Cyfryzacji, a jego szefowa Anna Streżyńska odeszła z rządu...
Mariusz Błaszczak, dotychczasowy minister spraw wewnętrznych i administracji, został szefem Ministerstwa Obrony Narodowej.
Nareszcie Macierewicz odszedł, nie wiemy jakie dostanie nowe stanowisko, zobaczymy. Gdy już ktoś uczepi się władzy, to tak łatwo nie rezygnuje. Błaszczak chyba nie nadaje się zbytnio na nowe stanowisko, ale chyba nikogo bardziej zaufanego nie mogli znaleźć. Zmiany na stanowisku ministra zdrowia nie przyniosą istotnych zmian, już nie jeden sobie zęby połamał jedząc ten chleb, tego tak łatwo się nie zmieni na lepsze.
Premier Morawiecki wnosi nowy powiew w polityce, szczególnie zagranicznej. Takiego człowieka inaczej traktują. Pani Beata była zbyt emocjonalna, to nie była dobra wizytówka Polski. Cieszy mnie też postawa Prezydenta, nareszcie nie daje sobą pomiatać. Robi, co może, aby ratować honor. Co taki Macierewicz sobie myśli, będzie Prezydentowi podskakiwał. To on jest podporządkowany prezydentowi, a nie odwrotnie. Nareszcie kamień spadł mi z serca, a już myślałam, że ta dymisja nie dojdzie do skutku.
10 stycznia 2018
Przesuwają się w moich myślach oblicza ludzi, których znałam, kochałam, lubiłam albo unikałam. Starałam się usunąć nienawiść ze swojego arsenału emocji, dla swojego dobra, gdyż kamikadze to raczej nie jestem. Inny mam wyraz twarzy, gdy myślę o kimś miłym, inny, gdy mnie ogarnia smutek. Inaczej wyglądam, gdy jestem zmęczona, a inaczej, gdy wypoczęta i beztroska. Choroba zostawia piętno na mojej twarzy, zdrowie czyni ją ładniejszą. Można miewać dwa oblicza, zakładać maski okolicznościowe, ale nasze prawdziwe oblicze zawsze wyjdzie na wierzch.
Twarz człowieka, gdyż skupmy się na niej, może być ładna lub brzydka, to jest raczej pojęcie względne, gdyż różną miarą mierzy się piękno i ono raczej zależy od tego, co maluje się na obliczu danej osoby. Osoby pogodzone ze światem, wypełnione mądrością, wędrujące wybraną przez siebie drogą, pokazują nam ludzkie oblicze, pełne dobroci, współczucia, cichej radości. Ci, których oczy widziały zbyt wiele, szczególnie okrucieństwa, przemocy, śmierci, mają oblicza surowe, cofnięte wewnątrz siebie, ponure i posępne. Oblicza wodzów są marsowe, zdecydowane, zacięte, takiemu człowiekowi trudno się przeciwstawić, on wie, co ma robić, nie odstąpi od raz podjętej decyzji.
Bywają twarze, na których maluje się mądrość, szlachetność, kultura i inteligencja, ale bywają też takie bez wyrazu, tępawe, wyzute ze wszelkich emocji i myśli. Bywają różne oblicza i to my mamy wpływ na to, jakie to nasze oblicze może być, tyko musimy trochę się sobie przyjrzeć, i to niekoniecznie w lustrze, ale od środka i starać się kształtować swoje oblicze tak, jak chcemy, aby ono wyglądać miało. To jest do zrobienia. Powiedzenie, że oczy są zwierciadłem duszy, to nie jest truizm, to jest prawda. Stanisław Lem Dom wariatów zawsze był wyciągiem duchowym epoki. Wszystkie skrzywienia, garby psychiczne i dziwactwa tak są rozpuszczone w normalnym społeczeństwie, że trudno je uchwycić. Dopiero tu, w koncentracie, ukazują jasno oblicze swoich czasów.
11 stycznia 2018
Mam w zwyczaju, jako że pamięć już lekko szwankuje, zapisywać na kartce, co mam kupić w następnym dniu. Dzisiaj wśród wpisanych produktów widnieje wpis „emocje”! Nie mogę skojarzyć z czym to było związane i oczywiście sprawa najważniejsza, gdzie mam emocje zakupić!!! Gdyby to było możliwe, kupowałabym sobie dobry humor i sporo innych uczuć. Zastanawiałam się, przepełniona emocjami, gdzie obsadzą Macierewicza. Przecież było wiadomo, że nie zostawią go bez stanowiska. Kaczyński nie brał udziału w nominacjach ministrów, więc solidaryzował się z kolegą. Na rocznicy smoleńskiej zachęcał wyznawców do skandowania imienia „Antoni”, więc widać było, że załatwił dwie pieczenie na jednym ogniu. Musiał się zgodzić na usunięcie z urzędu koleżki, gdyż dłużej nie dało się tego ciągnąć, ale solidaryzował się z nim, aby go ugłaskać. No i mamy rozwiązanie problemu. Antoni Macierewicz został szefem podkomisji smoleńskiej. Dotychczas obowiązki przewodniczącego pełnił Kazimierz Nowaczyk. Teraz się będzie działo, niejeden problem wyskoczy z ukrycia w kukurydzy! Jaka była przyczyna katastrofy, nikt do końca nie wie, ale to co Antoni wymyśla, to już nie mieści się w głowie. Ci ukryci w kukurydzy, ocaleni z katastrofy, nie dają mi spokoju. Antoni też. Diaboliczna postać!!!
12 stycznia 2018
Kabaret trwa, wina Tuska nie znika, a powiedziałabym odżywa na nowo.
Awaryjne lądowanie samolotu Bombardier Q-400 LOT-u na warszawskim Lotnisku Chopina doczekało się osobnego materiału w "Wiadomościach" TVP. Bohaterem historii nieoczekiwanie został... były premier Donald Tusk.
Słyszałam już o tym w dzienniku, ale teraz przeczytałam tę informację jeszcze raz, aby upewnić się, że jestem jeszcze w pełni władz umysłowych, naprawdę. Czy Tusk będzie winien wszystkiemu, co nie wychodzi jak należy? Przecież, … nie wyrażę się, gdyż nie wypada, gdy wiedziano o tym, że te samoloty są złe, należało je wycofać, gdy robiono porządki na Okęciu. Ale nie, zostawiono je, użytkowano, a teraz, gdy zawiodło podwozie, awaria wstrząsnęła Polską, zrobił się raban i proszę, Tusk był winien!!! Gdyby nic się nie działo, latały by sobie bez przeszkód. Nie mam już słów na to wszystko. Ludzie powinni brać odpowiedzialność za swoje działanie. Koniec, kropka. Teraz tylko czekać na dalszą część kabaretonu.
Opozycja w Polsce nie działa, to wielki błąd, popełnia też błąd za błędem. Ja osobiście uważam, że powinna powstać nowa partia opozycyjna, z nowymi ludźmi, gdyż inaczej dojdziemy do czystej dyktatury.
13 stycznia 2018
Zupełnie mi już nie zależy na wskazaniach dietetyków, to jem, na co mam ochotę. Koniec bliski, będę robiła to, co mi podpowiada organizm. Wczoraj postanowiłam zrobić smalec - domowym sposobem. Nie jadłam już od kilku lat, tak naprawdę nie ciągnęło mnie w stronę tłuszczów. Pojawiła się ochota, droga do realizacji stanęła otworem. Kupiłam pół kilograma słoniny, surowego boczku tyleż, aby była równowaga. Pani ekspedientka wybrała mi dobre kawałki, po powrocie do domu zabrałam się do pracy.
Nie było to znowu takie proste. Najpierw wybór noża do krojenia. Szło mi ciężko, wyjęłam więc ostrzałkę i krawędź noża zrobiła się ostra jak brzytwa, co zaowocowało nacięciem na palcu – teraz mam poprzyklejane plastry! Założyłam rękawice gumowe, dosyć solidne - dołożyli mi w sklepie do jakiegoś produktu – i poszło lepiej. Wybrałam garnuszek z grubym dnem, smażyłam z rozmachem, dołożyłam w końcowej fazie pokrojoną cebulkę i utarte jabłko. Kiedy wszystko nabrało właściwych barw i konsystencji, przełożyłam do słoików, lekko wystudziłam i zaczęła się konsumpcja. Na szczęście miałam dwa gatunki chleba w dużych ilościach. Od wczoraj nic innego nie jem! Popijam pajdy chleba ze smalco-mięsem gorącą miętą z zieloną herbatą i coca-colą, aby nie dostać niestrawności. Obiad stoi nietknięty, tylko sycę się chlebem ze smalcem. Najem się chyba na kilka lat do przodu. Chyba trochę zupy zjem, gdyż taki suchy prowiant nie jest wskazany dla staruszki.
Mówiąc już o smakach na tak nietypowe produkty, muszę z bólem przyznać, że nie mogę jeść czekolady! Co się stało ze mną, osobą czekolado-lubną nie wiem. Zupełnie mnie nie ciągnie do słodyczy. Ciekawa jestem ile dni utrzymam się przy smalczyku. Jest naprawdę pyszny.
14 stycznia 2018 Każdego dnia musimy dokonywać wyborów, nie wiemy czy dobrych czy złych, z którymi musimy potem żyć. Michał Jan Sart
Natrafiłam na sentencję, która jest bardzo trafna. Dokonywane przez nas wybory ciągną się za nami przez dni, miesiące, lata, a nawet przez całe życie. Nikt nam nie zagwarantuje, że to co robimy, robimy dobrze! Może się okazać po czasie, że popełniliśmy błąd, który wlecze się za nami jak ciężar uczepiony nóg, ale nie ma możliwości go odciąć, pozbyć się go, wyrzucić ze swojego życia.
Pół biedy, gdy kupimy jakąś sukienkę, która w sklepie była tą wymarzoną, a w trakcie noszenia opatrzy się z różnych powodów. Kiecuszkę można wyrzucić, pozbyć się jej pod byle pozorem. Bywa jednak, że kupimy szafę gdańską, której już znacznie trudniej się pozbyć, ale też jeszcze można coś z tym zrobić, gdy jednak wybierzemy sobie niewłaściwego partnera, to już jest dopust boży.
Nie pozbędziesz się szybko takiego nabytku z różnych powodów i latami męczysz się jak potępiona dusza. Bywają odważni, którzy zrywają takie związki, ale nie każdego na to stać. Nawet mój ukochany papież Franciszek też sugeruje, że kobieta nie może żyć z mężem, który stwarza jej piekło na ziemi.
Najlepiej wybierać właściwie, ale nikt nam tego nie zaręczy, nie podpowie, nie podejmie za nas decyzji.
15 stycznia 2018
Nie mam czasu na myślenie o byle czym, mam nową pracę przy odzwierciedleniu rodu K. Siedzę, szukam, wykreślam, zamieszczam – jestem w swoim żywiole. Mnie absorbujących prac trzeba, będę szczęśliwa. Teraz popatrzę na „Biesiadę u hrabiny Kotłubaj” oczami Witolda Gombrowicza, ale własnymi także.
16 stycznia 2018
U nas biało za oknami, śnieżek pada, niebo szare dla kontrastu, wietrzyk wieje ostro, szczególnie w powietrznych kominach między blokami, zawierucha mota parasolami. Jest pięknie.
Aby nie stracić nic z uroków zimy, wybrałam się do fryzjera, gdyż włosięta powyrastały mi już we wszystkie strony i trzeba było je przyładzić. Ludzi dzisiaj mało w zakładzie, panie mają czas do zajęcia się klientką i dlatego wykorzystałam okazję. Dobrze trafiłam, zadowolona jestem z nowej fryzury i na jakiś czas będę miała spokój. Na dodatek dowiedziałam się, że ma ładny kolor mojej siwizny – podobno nazywa się to „pieprz i sól”. Mam takie włosy jakbym miała pasemka. Nie mam zamiaru farbować włosów z wielu względów – nie będę się odmładzać, jak to co jest, jest do przyjęcia; włosy mi wychodzą. Lekarstwo, które miało zapobiegać, stało się zmorą staruszki, rwałam włosy z głowy, a że nie mam zamiaru być łysawa, zaniechałam tego dobrodziejstwa i przeszłam na szampony ze skrzypem, rzepą i czymś tam jeszcze. Jest lepiej, na jak długo, nie widomo.
Jak już jestem przy włosach, pozwolę sobie jeszcze dodać, że nabyłam wczoraj na bazarku nakrycie głowy typu miękki kapelusz w kolorze bordowym z domieszką. Mam słabość do tego koloru, ostatnio miewam bluzki w tej tonacji, ale co innego bluzka, a co innego nakrycie głowy. Ponieważ było zimno, a sprzedawca chciała już widocznie iść do domu, gdyż już była chyba 14, sprzedał mi ten właśnie bordowy kapelutek i komin - z czegoś takiego napuszonego za połowę ceny, na co chętnie przystałam. Teraz siedzę i głowię się, do czego ja będę ten uroczy komplecik nosić. Trzeba by kupić jakiś szykowny płaszcz, albo dłuższą kurtkę w neutralnym kolorze. I tak źle i tak niedobrze! Było mi coś na głowę nowego potrzebne, ale niekoniecznie bordowe. Gdy na ulicy zobaczycie staruszkę wystrojoną w bordowy kapelusz i takiż szal- komin, śmiało podchodźcie, to będę ja.
Po obiedzie zabieram się do odtworzenia korzeni rodzinny K. Przetrząsnę wszystkie księgi, wersję próbną już mam, ale to jeszcze rozwinę, uzupełnię i żaden przodek mi się nie wymknie. To była fajna rodzina i warta jest odtworzenia. Mówię, była, gdyż z Miłkowic wszystkich wymiotło, została tylko jedna rodzina. Zapraszam na http://milkowice.pl.tl/w Nowościach wszystko umieszczę.
17 stycznia 2018
Wczoraj w telewizji obejrzałam w tv „Kowal, pieniądze i gwiazdy”, Jerzego Szaniawskiego w reżyserii Macieja Englerta tonąc we łzach. Spektakl z 1981 roku. Jakże mogłabym nie obejrzeć, to ulubiona sztuka teatralna mojego taty! Tak się nią przejął, że wspominał o niej przez długie lata. Wzruszyłam się niepomiernie. Pieczka grał świetnie, reszta obsady zresztą też.
Odwieczny człowieczy dylemat wyartykułowany w tej sztuce zmusza do ocen moralnych. Rzucić podejrzenie na człowieka jest niezwykle łatwo, ale co przeżywa ten oskarżony o kradzież kowal Luśnia, bez winy, ale z piętnem, które odbija się na jego życiu i jego córki, to już sprawa dla innych ludzi mało interesująca. Oczyścili go z zarzutów, ale tych przeżytych w poniżeniu lat, nikt mu nie cofnie. Wyżłobiły w jego duszy dół, tak jak kamień, który przeleżawszy w jednym miejscu osiemnaście lat, zagłębi się w ziemi i ślad po nim pozostanie.
W sztuce to właściwie same dylematy moralne – zdrada żony, która dopiero wyjdzie na jaw po latach, ale gdyby nie to, nie miałby córki, która była dla niego całym światem, i los mu tego nie oszczędził, aby dowiedział się o tym, że to nie jego biologiczna córka… Los mu niczego nie oszczędził, dał miłość, dał ból i zwątpienie. Rodzi się pytanie, co byłoby lepsze, przeżyć to czy wieść jałowe życie w samotności? Człowieczy los zapisany jest w gwiazdach, to ślepy los i nigdy nie wiemy, na jakie tory nas popchnie. Nie dziwię się mojemu ojczulkowi, że zrobiło to na nim tak wielkie wrażenie.
18 stycznia 2018
Dziś jest Dzień Kubusia Puchatka. Sympatyczny bohater powieści Aleksandra Milne’a mimo upływu lat nadal należy do najpopularniejszych misiów, amatorów miodu. Międzynarodowy Dzień Kubusia Puchatka obchodzimy 18 stycznia ponieważ tego dnia urodził się autor (1882 rok) . Z okazji cytaty z książki.
– A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? – spytał Krzyś, ściskając Misiową łapkę. – Co wtedy?
– Nic wielkiego – zapewnił go Puchatek. – Posiedzę tu sobie i na ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika.
– A ty jak się masz? – spytał Puchatek.
– Nie bardzo się mam – odpowiedział Kłapouchy. – Już nie pamiętam czasów, żebym jakoś się miał.
– Jaki dziś dzień? – zapytał Puchatek.
– Dziś – odpowiedział Prosiaczek. Na to Puchatek:
– To mój ulubiony dzień.
Jestem Misiem o Bardzo Małym Rozumku i długie słowa sprawiają mi wielką trudność.
– Jeśli chodzi o mnie – gderał Kłapouchy – to nie znoszę tego całego mycia. Nowoczesna bzdura, i tyle.
Jeśli spadniesz na kogoś, nie wystarczy powiedzieć, że nie chciałeś. W końcu ten ktoś też wcale nie chciał, żebyś na niego spadał.
Kiedy spytają cię, jak się masz, odpowiedz po prostu, że wcale.
Kiedy zawołasz do króliczej norki: Hej, jest tam kto?, a głos z wnętrza odpowie: Nie!, to znaczy chyba, że nie jesteś mile widziany.
– Kubusiu, jak się pisze MIŁOŚĆ?
– Prosiaczku, MIŁOŚĆ się nie pisze, MIŁOŚĆ się czuje.
Myślenie nie jest łatwe, ale można się do niego przyzwyczaić.
Nie dziw się, jeżeli jutro spadnie porządny grad, rozszaleje się zamieć i licho wie co. To, że dziś jest ładnie, jeszcze nic nie znaczy. To jest zaledwie jakiś ślad pogody.
– Powiedz, Puchatku – rzekł wreszcie Prosiaczek – co ty mówisz, jak się budzisz z samego rana?
– Mówię: „Co też dziś będzie na śniadanie?” – odpowiedział Puchatek. – A co ty mówisz, Prosiaczku?
– Ja mówię: „Ciekaw jestem, co się dzisiaj wydarzy ciekawego”.
Puchatek skinął łebkiem w zamyśleniu.
– To na jedno wychodzi – powiedział.
Przyjacielu, jeśli będzie ci dane żyć sto lat, to ja chciałby żyć sto lat minus jeden dzień, abym nie musiał żyć ani jednego dnia bez ciebie.
Puchatek spojrzał na obydwie łapki. Wiedział, że jedna z nich jest prawa, i wiedział jeszcze, że kiedy już się ustaliło, która z nich jest prawa, to druga była lewą, ale nigdy nie wiedział, jak zacząć.
– Puchatku?
– Tak Prosiaczku?
– Nic, tylko chciałem się upewnić, że jesteś.
Są tacy, co mają rozum, a są tacy, co go nie mają, i już.
To bzykanie coś oznacza. Takie bzyczące bzykanie nie bzyka bez powodu. Jeżeli słyszę bzykanie, to znaczy, że ktoś bzyka, a jedyny powód bzykania, jaki znam, to ten, że się jest pszczołą.
Sztuka dawania podarunku polega na tym, aby ofiarować coś, czego nie można kupić w żadnym sklepie.
19 stycznia 2018
Staruszka około dziesięciu lat temu, jak to w życiu, radości i smutki przeplatają się. Ostatnie zdjęcie dotyczy rozwożenia po Polsce drzewa genealogicznego, zmęczona byłam jak licho, ale się nie poddawałam. Niektórych członków rodziny widziałam pierwszy, i chyba ostatni raz w żyiu.
Przeglądam, szukam, odsłuchuję, zbieram na powrót materiały. Trafiłam na „Zojkę”. Był taki czas, że byłam nią zachwycona. Słuchałam na okrągło. Oto filmik mojej produkcji. Imałam się tutaj różnych działań. Osiem lat minęło, stałam się poważną staruszką, gdzie mi tam do takich krotochwil. Jeszcze trochę, a będę posągowo poważna, teraz jeszcze się uśmiecham, dyskretnie, w swojej naiwności wierząc, że wyżłobię sobie drogę do wieczności. Boję się, że po drugiej stronie wszyscy są poważni, muszę więc mieć zapas uśmiechów.
21 stycznia 2018
Dzisiaj Dzień Babci. Jako babcia czuję się spełniona i cieszę się, że o mnie wnuk pamięta. Jako osoba starsza, staram się samo-wystarczać sobie i nie wisieć ciągle na czasie i emocjach moich bliskich. Na szczęście jestem jeszcze samodzielna i decyduję o swoich potrzebach i zainteresowaniach. Ostatnio uwielbiam cukierki anyżowe, widocznie mój organizm wie, czego mu potrzeba, i szperam znowu w aktach stanu cywilnego.
Przejrzałam wszystkie dostępne księgi asc parafii Miłkowice i doszłam już chyba do końca pracy, gdyż brak dalej dostępnych skanów. Linię mojej rodziny mam opracowaną, ale to ty tylko jeden odcinek. To około 150 osób wywodzących się od pradziadka Antoniego. Resztę też już trochę rozgryzłam. Nie będę już odwiedzać archiwów, gdyż nie widzę sensu. Wczoraj skończyłam pracę i przyznam, że jestem trochę przygnębiona. Ciągle mam przed oczami trumienki dzieci umierających wtedy bardzo często. Szkarlatyna, tyfus a nawet zwykłe przeziębienia dziesiątkowały młode pokolenie. 10-tka dzieci to była norma. U mojego pradziadka połowa zmarła. Kobiety były wtedy w nieustającej ciąży. Rodziły i później płakały nad trumienkami.
Był też problem dzieci rodzonych przez niezamężne kobiety. Są takie roczniki, gdzie wpisy urodzenia dziecka z dopiskiem - wolna, przewijają się bardzo często. Może to rozluźnienie obyczajów, a może chęć „złapania” męża, trudno orzec. Takiego faceta, który zostawia kobietę w takim stanie, ubiłabym bez zamykania oczu. Dlaczego to kobieta zawsze ponosi konsekwencje, a wolny ptaszek fruwa sobie swobodnie po świecie i na żonę wybiera taką, która swojej cnoty strzeże jak skarbu?!
Dołują mnie też sprawy życia w tamtych, XIX-wiecznych czasach. Wyrobnicy, komornicy, ludzie bez dachu nad głową, będący na usługach innych ludzi, bogatszych i lepiej sytuowanych. To nie było w porządku! W tej mojej rodzinnej wsi, gdzie niedaleko był dwór, był też inny problem. Gospodarze czuli się ludźmi wolnymi, ile miał ziemi, tyle miał, ale był na swoim. Ten, który pracował we dworze, był dworakiem. O ludziach twardych obyczajów, nieokrzesanych, mówiono – dworus…A biorąc na zdrowy rozum, to wtedy dwory były miejscem zatrudnienia dla dużej grupy ludzi, tej z nadwyżki rodzinnej, gdyż ziemia rodzicielska nie wszystkich mogła utrzymać. Dwór też zatrudniał ludzi bardziej wykształconych, przygotowanych do pełnienia określonych funkcji – guwernerów, ekonomów, lekarzy… oraz fachowców typu owczarz, kowal, szewc, piekarz, kucharz… Dlaczego więc ci gospodarze z M. czuli się wolni, mimo, że byli to najczęściej analfabeci lub ludźmi ledwie umiejącymi czytać i pisać?
Po powstaniu styczniowym, kiedy ukaz carski nakazał wyznaczenie ziem, które mogli nabywać chłopi, oraz utworzenie banków umożliwiających branie pożyczek, w M. pojawiło się wiele nowych nazwisk, powstała nawet, uściślając, zaludniła się wieś zwana Młynami Strachockimi. Ziemia dla chłopów stanowiła wartość pozwalającą żyć na swoim. Wszystko to można wyczytać tylko z aktów urodzenia, zgonów i ślubów. Pominę sprawę ich zapisu, niektóre akta pisane są tak niewyraźnie, że nawet pisane po polsku, z trudem dają się odszyfrować, co dla mnie było wielce męczące.
Zapraszam na stronę, gdzie znajduje się wykres dotyczący mojej rodziny w XIX wieku. Wcześniejsze czasy są słabo udokumentowane, gdyż dopiero nakaz Napoleona spowodował, że obowiązkowo rejestrowano ludzi czyniąc ich dla nas dostępnymi, dlatego więc nie da się ustalić liczebności rodziny prapradziadka.
22 stycznia 2018
Będzie misz-masz, gdyż tematów wiele, a czasu mało. Niech mi nikt nie mówi, że staruszki nudzą się i nie mają co robić, raczej nie robią, gdyż nie mają sił i ochoty.
Dzisiaj dostałam zastrzyk energii, gdy przeczytałam, że wystarczy zrobić ekran z foli aluminiowej, aby uskutecznić ogrzewanie. Ściany, mimo że ocieplone, są zimne i zabierają ciepło. Czuję to na własnej skórze. Kiedyś już takie ekrany miałam, ale gdzieś mi się zapodziały. Przyniosłam tekturę, folię aluminiową i będę zaraz działać. Podróż do Biedronki miałam męczącą. Chodniki niby czyste, ale wszelkie przejścia na skos, to droga przez mękę. Wolniutko, krok za kroczkiem suną staruszki od jednego chodniczka do drugiego, pocąc się i uważając, zdwajają energię zużytą na pokonanie tej trudnej drogi.
Znowu ścięłam włosy i wyglądam jak pyza na polskich dróżkach. Znalazłam informacje, które pomogą wybrać fryzurę. Dołączyłam, abyście się wymierzyły moje panie i zdecydowały, jak fryzura będzie lepsza. Ja zdecydowanie muszę mieć włosy półkrótkie. Postanowiłam i nic mnie od tego nie odwiedzie.
W sobotę ugotowałam gar jarskiego bigosu, część zamroziłam, a część zużytkuję. Dzisiaj dorzucę do tego dania kluski śląskie i sos grzybowy, który wygospodarowałam gotując grzyby suszone do bigosu.
I coś dla ducha. Na Fejsie kilka osób zamieszcza informacje na temat potępienia wszystkich ludzi wierzących zarzucając im głupotę i naiwność. Nie wiem, czy oni nie zdają sobie sprawy, że to odwrócona forma dewocji?! Jedni i drudzy zacietrzewieni do granic możliwości, i po co to komu? Ani jedna strona, ani druga, nie wie, co jest prawdą, a co nie jest. Niech każdy ma swoje poglądy, swoją wiarę dla siebie, to jest sprawa naprawdę osobista. Nienawiść niszczy osobę, która nienawidzi! Ten, kogo się nienawidzi, chodzi sobie spokojnie po świecie i sobie ze wszystkiego kpi, gdyż najczęściej są to silne natury, które na wszystko stać. Ludzie zrozumcie to wreszcie!
I to na tyle, idę robić ekrany i gotować kluski. Doszłam w końcu do siebie. Obok kościoła wszystkie chodniki są oblodzone, nie wiem czy to jest w porządku. Może spędzić wiernych, niech odkują zamarznięty śnieg, nawet nie jest posypane piachem. Podaję informację do wiadomości służb porządkowych. Umeczyłam się pokonując ten odcinek drogi.
23 stycznia 2018
Świat idzie do przodu z nowinkami technicznymi. Podobno naukowcy są już na tropie inteligentnych polimerów, które będą mogły same się naprawiać. Szkoda, że nie doszli jeszcze do etapu, że usterki zachodzące w starzejącym się organizmie, też by same się naprawiły!
Osobiście mam też udział w tworzeniu zmian w układzie reo meksykańskiego, mojego kwiatka domowego, którego zmusiłam do wzrostu w górę i ten zaczął teraz róść w ten właśnie sposób! Naprawdę! W czasie pierwszego nasadzenia rósł zgodnie z naturą, obrywałam, prostowałam i poszedł w górę na jakieś 80 cm, był zbyt wysoki, zerwałam górną część wsadziłam i znowu prostowałam, teraz się rozmyśliłam i chciałam przywrócić go do pierwotnego wyglądu, wsadziłam rozsadę jeszcze raz, a on rośnie znowu w górę, a ja już nie chcę. Co ja mam zrobić, aby zmusić go do krzewienia się?! Ma wygladać tak, a wcale tak nie wygląda!
Przestawiłam też swój tryb życia na nocny, co nikomu nie przynosi pożytku. Nie mogę do drugiej, trzeciej zasnąć, robić też nic nie mogę, gdyż jestem zmęczona, śpię do dziesiątej rano i dzień staje się bardzo krótki. Nie wiem już co robić? Może jakaś osoba mająca zdolności medialne wzięła mnie na warsztat i nie pozwala mi spać tak długo jak ona nie śpi? Może ktoś rzucił na mnie czary? A może się przestawiłam jak moje reo meksykańskie?! Nie wiem co mam robić? Meczę się i dręczę okropnie.
24 stycznia 2018
Nie jest łatwo dźwigać swoje błędy, dlatego często ludzie rozkładają je na barki innych, alby ciężar był mniejszy. To ma swoje uzasadnienie i wcale nie jest złe. Ja jednak odnoszę wrażenie, że gdy oglądam telewizję i słyszę PO lub Tusk, wiem, że dzieje się coś, z czym obecnie rządząca nam partia sobie nie radzi. Winny musi być, ale dlaczego wszystko brać na siebie, lepiej przełożyć na ramiona poprzednika.
Neonaziści zaczynają stawać się widoczni, teraz szczególnie. Jakoś nie czują strachu. ORN działa, pokazuje się, ciarki po plecach przechodzą, ale oni idą ze sztandarami z cichym przyzwoleniem, nikt jakoś nie rozwiązuje tej organizacji… W dzienniku wyraźnie powiedziano, neonaziści to wina Tuska!!!
Ludzie kochani, jak długo będą z nas robić idiotów, lepiej by już te dzioby zamknęli, aresztowali tę czeredę i zaczęli myśleć, co z tego wyniknie, gdy nic się nie zrobi, teraz!
Patrzę też na wierchuszkę PiS, Kempa, Sasin, czołowi pyskacze w poprzedniej dekadzie rządów, teraz przywdziali eleganckie ubrania, są pełni powściągliwości i poloru władzy. Jakoś można, terkoru mniej.
Prezydent Duda: - Nigdy nie odbierałem zasług Lechowi Wałęsie i mam nadzieję, że nikt nie będzie próbował mu tego odbierać - tak prezydent Andrzej Duda skomentował duży artykuł w "Wall Street Journal", w którym amerykańscy dziennikarze piszą o umniejszaniu przez polskie władze roli Lecha Wałęsy w historii naszego kraju. Lepiej późno niż wcale, ale to świat musi zwrócić uwagę Polsce, aby nasza przeszłość mogła być godnie uhonorowana. Gdyby nawet miał ciemne dni, to jego rola jest niepodważalna w historii. Pani Szydło krzyczała – „Polska w ruinie.” I po co to było? Przecież żyjemy w Polsce i wiemy jaka to była ruina. Dlaczego ci, którzy dochodzą do władzy, nie potrafią uszanować tych, którzy odchodzą, tylko pchają nam w oczy swoje zasługi, które przecież musiały mieć bazę rozwoju, w dwa lata państwa się nie stworzy. PO popełniła błędy, PiS też popełnia błędy, z których w przyszłości też ktoś ich rozliczy. Widzimy, co zdołaliście zrobić dobrze, ale nie wszystko, więcej pokory, więcej pokory. 25 stycznia 2018
Powiem krótko, tak pięknej kobiety jak Audrey Hepburn w życiu nie wiedziałam. Wszystkie inne supergwiazdy przy niej bledną. „Była gwiazdą, która nie potrafiła dostrzec własnego blasku. Mimo wielkiej sławy Audrey do końca pozostała niepewną siebie osobą, a ta niepewność sprawiała, że wszyscy się w niej zakochiwali" - mówił o Audrey Hepburn Billy Wilder, wielki reżyser i jej przyjaciel. Właśnie mija ćwierć wieku od jej śmierci. https://www.tvn24.pl/magazyn-tvn24/bog-cmoknal-ja-w-policzek-i-tak-juz-zostalo,136,2447 Bardzo lubię takie kobiety, delikatne, subtelne, czułe i piękne oczywiście. Każdy ma jakiś słaby punkt, ona też miała, ale była tak piękna, że o takich błahostkach nie warto wspominać. To moja ulubiona gwiazda filmowa.
..............
26 stycznia 2018
Patrząc na to wszystko, co się dzieje wokół, dochodzę do wniosku, że najłatwiej gloryfikować to, co już było, albo to, co będzie, a najtrudniej dobrze mówić o tym, co jest i to w każdej dziedzinie.
O ludziach, których już nie ma, mówimy tylko dobrze. Łatwo też myśleć o tych, których osobiście nie znamy, jako o ideałach. Dajmy na to, gloryfikujesz jakiegoś polityka, pisarza, muzyka czy ogrodnika, znanego tylko ze zdjęcia, albo z tego, co inni o nim mówią. Wydaje ci się wtedy wcieleniem wszelkich cnót, zalet ma bez liku, a szczególnie wtedy, gdy ma miłą powierzchowność i maniery bez zarzutu. Do swojego partnera masz pretensje o wszystko, a to kubek zostawił obok łóżka, skarpetki rozrzucił pod krzesłem, nie wyniósł śmieci, tak jak mu zaleciłaś, spóźnił się, a może zapomniał o rocznicy ślubu… To jest raczej mało prawdopodobne, gdyż dyskretnie dajesz mu o tym do zrozumienia i musiałby być ostatnim ofermą, aby tego nie załapać. Ciśnie mi się tutaj przysłowie – Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie, co posiadacie. Napisałam to w obronie mężczyzn, którzy nie zawsze są winni wszystkiego złego. Ich połowice płaczą za nimi, gdy już ich braknie i wtedy jakoś nikt nie wspomina o wadach. Najlepiej takiego osobnika kochać, póki jest. Później można już tylko wspominać, jak oczywiście jest co wspominać.
Ja lubię mieć małą odskocznię od prozy życia, nierozpoznane i niezidentyfikowane do końca ideały, uosobienie marzeń i snów nigdy niespełnionych i nie mam zamiaru ich wyrzucać z pamięci. Jakieś wsparcie w życiu jest potrzebne, duchowe wsparcie, wymyślone i niedopełnione. Ach, jakie wszystko jest wtedy piękne.
27 stycznia 2018
„Pani Halinko ciągle brakuje jeszcze mapy pomiarowej Miłkowic i jakiegoś wyobrażenia dworu i wielu innych jeszcze elementów układanki, więc jest co robić przez najbliższe sto lat.” Napisał do mnie zaprzyjaźniony odkrywca historii naszego regionu dając mi do zrozumienia, że moja praca nad sprawami Miłkowic nie została zamknięta. Sama się zastanawiam, dlaczego to akurat na mnie trafiło, dlaczego to ja ślęczę po nocach szukając informacji i fotografii dworu - to kara za grzechy czy zaufanie do mnie? To jakieś obciążenie karmiczne! Gdy już przejdę na drugą stronę, a tutaj zobaczycie dwór na zdjęciu, to będzie znak, że dotarłam wreszcie to tej nakręcającej mnie faktografii dziejów regionu. Może gdzieś w światach równoległych istnieje jeszcze interesujący mnie czas. Zrobię, co będę mogła, aby świat zobaczył dwór i poznał dzieje jego mieszkańców, dobre czy mniej budujące, ale prawdziwe, gdyż mnie interesuje tylko prawda.
28 stycznia 2018
Moją akceptację zyskała wypowiedź Julii Roberts, która zamieściła własne zdjęcie bez makijażu na koncie na Instagramie. Dołączyła do niego skłaniający do refleksji komentarz wart zastanowienia. Wynika z niego, że każdy powinien zaakceptować siebie takim, jaki jest, w każdym wieku, gdyż wiek zmienia wygląd człowieka i nie ma na to rady. Najważniejsze jest nasze wnętrze, dusza, charakter, tak naprawdę to się liczy najbardziej, a co najważniejsze, na to mamy wpływ. Każdy z nas decyduje jakim człowiekiem będzie! Trzeba siebie polubić. „Perfekcjonizm wyglądu zewnętrznego stał się chorobą ludzkości. Kobiety nakładają na twarze tony makijażu, by ukryć niedoskonałości. Pozwalamy sobie wstrzykiwać botoks, głodujemy, by osiągnąć idealne kształty. Za wszelką cenę chcemy siebie naprawić, ale nie da się naprawić czegoś, czego nie widać. To nasze dusze potrzebują pomocy. Nadszedł czas, by sobie to uświadomić. Jak możemy oczekiwać, że ktoś nas pokocha, jeśli same siebie nie kochamy? Zacznijmy budowanie relacji od swojego wnętrza. Nie ma znaczenia, jak wyglądamy, ważne jest to, co do siebie czujemy. Publikuję dziś swoje zdjęcie bez makijażu. Wiem, jak wyglądam, wiem, że mam zmarszczki, ale dzisiaj chcę popatrzeć głębiej. Chcę zajrzeć w swoją duszę, zauważyć swoje prawdziwe Ja, to kim jestem naprawdę. Chciałabym, byście i wy dostrzegły i uszanowały swoją najgłębszą i najprawdziwszą istotę, pokochały siebie takimi, jakimi jesteście”.
29 stycznia 2018 W sobotę podczas obchodów 73. rocznicy wyzwolenia Auschwitz ambasador Izraela Anna Azari, zaapelowała o zmianę w przyjętej przez Sejm nowelizacji wprowadzającej m.in. kary za używanie sformułowań typu "polskie obozy śmierci".
Samo określenie jest fałszem historycznym, i tak nie powinno się określać tych obozów, raczej niemieckie obozy śmierci na polskich ziemiach. Kto wpadł na taki diabelski pomysł aby określać obozy śmierci jako polskie!!!
Dziwi mnie postawa Izraela, gdyż według mnie jest to gra polityczna. Idą chyba zbyt daleko ze swoimi obawami. Zastanawia mnie też, co będzie się działo, gdy takiego określenia użyje jakaś wysoko postawiona persona, przecież już się tak zdarzało, czy wtedy ta osoba odsiedzi karę w polskim więzieniu, czy wystarczy, że zapłaci karę pieniężną?! Uważam, że powinniśmy prowadzić szeroką akcję uświadamiającą, prostować błędy, ale z karami za takie czyny nie wychodziłabym do ludzi. Mam mieszane uczucia odnośnie tej ustawy.
30 stycznia 2018
Styczeń się kończy i wielkie szczęście. Ciągle pada, zasobność finansowa spada. Taka zima to nic przyjemnego. Staruszka przywołuje w pamięci inne zimy, śnieżne i mroźne. Trudno, nie zmienimy tego, co nam niesie natura. Nie śpię jak należy, z tego co wiem, większość moich znajomych ma takie same problemy. Jest to bardzo męczące. Gdyby chociaż można było czytać, ale oczy bolą i jest się zwyczajnie zmęczonym. Wałkuję Witkiewicza, ale to trudna, a przede wszystkim dziwna lektura, chyba to nie moje klimaty. Przerzuciłam się na Miłoszewskiego. Trochę odetchnęłam, mimo że to kryminał. Przytoczę cytat z wywiadu z tym autorem: „Fizjologia starości jest upokarzająca, nie ma sensu udawać, że jest inaczej.” Po co dorabiać jakąś ideologię piękna, gdy świat się kurczy i ciało więdnie, a że we wnętrzu jeszcze płomień nie wygasł, to nie znaczy, że jest pięknie i ciekawie, gdyby nawet było źle, to już by było coś, ale jest nijako.
Moja starość na szczęście jest dosyć kreatywna i to jest zadośćuczynieniem za wszystkie usterki życiowe. Ostatnio zebrałam trochę informacji na temat Miłkowic, o sprawach, które były dla mnie do tej pory ukryte. Tak się przejęłam tym wszystkim, że aż podskoczyło mi ciśnienie. Napisałam o tym na stronie http://milkowice.pl.tl/Nowo%26%23347%3Bci.htm Życie mnie nauczyło, że nie należy pisać wszystkiego, co się wie. Wyciągnęłam więc tylko wątek historyczny, zostawiając na boku sprawy osobiste ludzi. Zdaję sobie sprawę, że w mojej rodzinie - z której jestem bardzo zadowolona, cieszę się, że miałam takich krewniaków – też przecież takie sprawy mogły mieć miejsce, to są nieprzewidywalne wydarzenia i nie było by mi miło informować o tym wszystkich. Jako małe dziecko widziałam trupa nad brzegiem rzeki i tak się tym przejęłam, że bałam się tam przechodzić, do dzisiaj mam go w pamięci. Myślę, że to dlatego w domu nie mówiono przy mnie o tych wydarzeniach. Teraz już wiem wszystko, późno trochę, ale może i to lepiej dla mnie.
31 stycznia 2018 Uroki starości wątpliwej natury!
Zapada zmrok. Słońce oddaje ostatnie świetliste promienie chowając się dyskretnie za ciemniejącymi na horyzoncie koronami sosen. Łany zboża pochylone w pokorze nieomal dotykają Matki Ziemi. Trawa na miedzy rozdzielającej pola, siwieje ze zgryzoty, będzie musiała dźwigać do rana na swych barkach ciężkie krople rosy. Koniki polne ukryte między źdźbłami zboża zaczynają swój wieczorny koncert, Powietrze drga od skrzypiących tonów przenikających wieczorną ciszę...
Jestem widocznie szczęściarą. Kiedy położę się do łóżka usiłując zasnąć, w mojej głowie, a może w uszach, słyszę taki wieczorny koncert! Nie muszę czekać do lata, wychodzić na pola, gdzie takie koncerty grają liczni polni skrzypkowie, mam je wieczorem w głowie… Kiedy się podniosę, koncert ustaje, kładę się, zaczyna się od nowa. Nie wiem co mam z tym zrobić – spać na siedząco, poradzić się lekarza? Sala koncertowa w głowie staruszki. Uroki starości, szumy w uszach się zaczęły.
Facebook "Lubię to"
Motto strony
„Pamiętaj, że każdy wiek przynosi
nowe możliwości.
Daj z siebie wszystko – inaczej oszukujesz samego siebie.”
O nic cię nie poproszę - fasti
Nigdy się nie ukorzę
o nic cię nie poproszę
zamknę słowa na klucz
wymyję w zimnej rosie
wierszyk jakiś napiszę
życie sobie osłodzę
ukradnę słowa sowie
wiatr pogonię w ogrodzie
nie będę już wiedziała
o wszystkich dylematach
miłości niespełnionej
uczuciach do końca świata
A kiedy czasem nocą
poszukam złudnych cieni
perliście zalśni rosa
na zimnym skrawku ziemi
i wtedy moje serce
w atramentowej toni
odszuka twoje myśli
i z bólem je dogoni
bo jesteś mym marzeniem
i będziesz do końca świata
w Różowej Księdze Uczuć
zapisanym tego lata
Bezsenność
w ciemnej ciszy nocy
kroczy cicho zegar
wybija wspomnienia
i czasu przestrzega
srebrny blask księżyca
o tarczę się oparł
oświetlił wskazówki
i wszystko zamotał
czyjeś smutne oczy
wpatrzone w mrok nocy
śledzą czasu przebieg
bezsenności dotyk
Sposób na samotność
Wymyśliłam sobie ciebie
W noc bezsenną o poranku,
Gdy uparcie w okno moje
Zerkał księżyc, bard kochanków.
Wymyśliłam sobie ciebie,
Gdyż ma dusza poraniona
Nadawała ciągle sygnał
„Skrzynka żalów przepełniona.”
Wymyśliłam ciebie sobie
Od początku, aż do końca.
Wiem, że nigdy cię nie spotkam,
Muza tylko struny trąca.