styczeń 2016
1 stycznia 2016


Nowy Rok 2016 przywitany! Wczoraj zmęczona przygotowywaniem zmian na Nowy Rok o jedenastej byłam już lekko nieprzytomna. Powiadomiłam, kogo należy, aby życzeń o północy mi raczej nie przesyłać. Przed 12 kanonada jednak postawiła mnie na nogi. Wypiłam melisę, i gdy huk przycichł, zasnęłam. Dzisiaj czuję się normalnie i jedyna rzecz, której pragnę, to zdrowie. Niech wiedzie mi się w tej dziedzinie nieco lepiej, niż w ostatnim kwartale odchodzącego roku. Wczorajsze zmaganie z zasobami wyposażenia mojego wnętrza wyniknęły z potrzeby zmian zainspirowane pobytem w IKEI. Nic tam szczególnego nie nabyłam, ale się napatrzyłam. Szczęśliwi ludzie, którzy nie widzą, nie mają wtedy problemów gdyż nie pragną.
Tak naprawdę, to najlepiej byłoby popaść w czteroletni letarg i obudzić się dopiero, gdy zakończy się zmaganie z rządami obecnie nam panującej partii. Tylko, że ja mogę się już nie wybudzić, to przecież kawał czasu! O ekonomii to ci ludzie raczej pojęcia nie mają. Ja się nie dziwię pani etnograf, że nie umie przewidzieć następstw swoich decyzji, ale po to ma się przecież doradców. Już Kazimierz Wielki stawiał na doradzających. Dostaniemy popalić, to nam się wszystkim odechce. Ja już nie liczę tego, co miało zasilić mój budżet, gdyż rozpłynęło się wszystko we mgle, będzie jeszcze trzeba zaciągać pasa, aby rząd mógł dotrzymał obietnic. Oby tylko nie odebrali tego, co jest. Niech już się dzieje, co ma się dziać.
Upraszam mieszkańców Wrocławia mających znajomości w kręgach medycznych o kontakt. Potrzebuję kogoś, kto dotrze do lekarza, potomka Bogdańskich, w celu „ugadania” faceta o udostępnienie zdjęć. Przestał się odzywać, a tylko w jego zasobach może być zdjęcie dworu w Miłkowicach. „Pomożecie?”, a wtedy może „Damy radę! I co ja mam zrobić?! 

2 stycznia 2016
Ładnie się zaczyna. Zdrowia mi brak, a leków brać nie mogę. Wezwałam dzisiaj posiłki, aby uporządkować piwnicę, ale zrezygnowałam, gdyż aura mi nie sprzyja. Nie będę biegać ze zbędnymi, zachomikowanymi na trudne czasy rzeczami po mrozie, aby je wyrzucić. Jutro mamy mieć -16 stopni C. Nigdzie nie wychodzę. Choinka już wylądowała w piwnicy i koniec iluzji. Święta się skończyły.
Obejrzałam celem przypomnienia „Dzień świra” i nie mam złudzeń. Rodacy dostarczają każdemu dostatecznie dużo radości. Jesteśmy, jacy jesteśmy. Teraz odkryłam, że jeden podkłada się, aby zdobyć lajki, podpuszcza ludzi wpisując głupawe komentarze, inny kłamie w żywe oczy… Mówić się nie chce. Miałam kiedyś kumpelkę, która kłamała jak najęta, bez zająknięcia. To podobno ma się w genach, tak jak zdradę czy skłonność do raka. Już myślą o tym, aby naprawić takie mankamenty osobowości majstrując koło genów.
Gdy rozbierałam choinkę włączyłam telewizor i obejrzałam fingowane rozprawy sądowe. To paradokumentalny serial „Czyja wina?”. Jakoś na niego nie trafiłam, gdyż entuzjastką seriali to raczej nie jestem. Obejrzałam odcinek o alkoholiku pozwanemu przez żonę, gdyż nadużywał alkoholu i rodzina była umęczona. Wysnuł teorię, że musi pić, gdyż przechodzi wtedy w stan transcendentalny pozwalający mu ratować ludzi, którzy utknęli w świecie równoległym. Oczywiście spotykał tam kolegów z branży. Inny odcinek, przecież choinki nie rozbierze się w dziesięć minut, traktował o kozie alkoholiczce. To był majstersztyk. Pędzące bimberek kobietki skarżyły się na zachowanie kozy wpadającej w alkoholowy szał. Zjadała kapustę i marchew w ich ogródkach. Koza lizała odpadki pozostałe po produkcji trunku i upijała się. Właściciel oskarżony był o to, że pił razem z kozą stanowiącą towarzystwo przy stole. Nie trudno się domyśleć kto został ukarany.
I dlaczego ja mam patrzeć, co dzieje się w polityce, przejdę na takie programy i na jedno wychodzi. Tu i tam szaleńcze pomysły. Teraz Teleexspress podał informację - Sprzedam jajka królika?! Od kiedy to króliki znoszą jajka? Może to dziobak, a może przecinek gdzieś się zadział? Jak tu żyć w takim świecie?! Same znaki zapytania i wykrzykniki stawiam. 

4 stycznia 2016

Spłynęły do mnie w Święta herbaty – oczywiście nie tylko! – co zaowocowało u mnie zwiększoną chęcią do działania. Wzmogła się moja aktywność w dzień i w nocy. Ja zwykle pijam tylko zieloną herbatkę, ale te mają tak wysublimowany smak i zapach, że nie mogę się oprzeć. Ciśnienie idzie w górę, ale co tam, raz się żyje . Sporo wczoraj zrobiłam po takiej herbacianej dawce, ale dzisiaj po szczątkowo przespanej nocy, czuję się nieszczególnie.
Dostałam wczoraj filmik z wigilii u mojej córki. Trochę mi żal, że przy obecnym stanie zdrowia nie jestem już w stanie wyprawić się w tak daleką podróż. Tam można posłuchać muzyki, pośpiewać kolędy, a w domu to raczej już tylko posłuchać... I ta przestrzeń domowa. Zimno się zrobiło i do kościoła chyba zaprzestanę chodzić przez ten okres, a zresztą teraz kolęd też tam tak na lekarstwo. Dzisiaj byłam u lekarza i poprosiłam o skierowanie do sanatorium. Nie mogę brać lekarstw, a borowina bardzo mi pomogła na moje ręce, rehabilitacja też swoje zrobiła i moje łapki są sprawne. Nie lubię jeździć do sanatorium, ale trudno, trzeba się jakoś ratować. Coś się ze mną dzieje, zapomniałam numeru telefonu. Pani doktor ze swojego do mnie dzwoniła... Oj, niedobrze!

Aby nie było tylko w tonacji minorowej, przytoczę wynik testu, jaki sobie zrobiłam, tak dla draki. Koń by się uśmiał. Jak kobieta wygląda jak straszydło, mówi jej się wtedy o bogatym wnętrzu, aby jakoś wybrnąć z sytuacji. Tak to właśnie odebrałam. Wolałabym mieć lepsze „zwnętrze”, ale czasu nikt nie cofnie. Zresztą, co to ma teraz do rzeczy. Trochę prawdy to może i w tym jest, gdyż jedyny facio, któremu się zupełnie podporządkowałam, to osoba, o której nie mogę tutaj mówić. Byłam i jestem na jego skinienie. Tylko troszeczkę marudzę, ale ta osoba i tak mówi, że mam anielską cierpliwość… Jasne, że mam, dla takiej osoby!!!

5 stycznia 2016
Prawie zakończyłam początkowo-miesięczne bywanie z przychodni. To nie znaczy, że całkiem się odbiłam od służby zdrowia, o nie, dostałam nowe skierowania i będę walczyć z zastarzałymi dolegliwościami. Wykupiłam leki i ubawiłam się setnie w czasie pobytu w aptece. Szukano z determinacją możliwości sprzedania mi leku, który został w nowym roku zrefundowany. Nie był taki drogi, ale bez recepty go się nie dostanie. Okazało się, że po refundacji wzrosła cena tego leku!!! I co wy na to kochani? Zrefundowano, podbijając cenę. No jak tak te ulepszenia będą wyglądać, to dziękuję władzy za pomoc emerytom.
W czasie zdążania do przychodni muszę trzymać się w ryzach, gdyż u nas chodzi się do lekarza na umówioną godzinę, co jest naprawdę wygodne, ale nie dla mnie, w każdym razie nie zawsze. Wyszłam z domu kilka minut przed dziewiątą, a na dziewiątą miałam się stawić u lekarza. Lekko zdegustowana zaistniałą sytuacją, przyśpieszyłam kroku i zobaczyłam nadjeżdżający autobus MZK, który mógłby mnie wybawić z tarapatów. Przeszłam w sprint, ale okutana w szale i zimową kurtkę - dodam tylko że mam berecik moherowy, cieplutki że aż coś, zasilę szeregi kumpelek emerytek moherówek!!! – dobiegłam do chodnika, a kierowca zamiast poczekać na staruszkę, ruszył z kopyta. Zmagając się z myślami niegodnymi chrześcijańskiej duszy, przeszłam na szybki marsz uwalniając ciepło, które znalazło ujście oblepiając mnie potem. Zziajana wpadłam do przychodni. Ledwie zdążyłam zdjąć kurtkę, weszłam do gabinetu ku niezadowoleniu osób przychodzących do lekarza godzinę wcześniej uwzględniając stare standardy. Poszło wszystko gładko i muszę szczerze przyznać, że czuję się świetnie. Wzmożony ruch wprawił moje narządy wewnętrzne w rytm działania nie zawsze im dany, gdyż ostatnio jestem trochę zasiedziałym osobnikiem. Niech błogosławieństwo spłynie na kierowcę, który mnie zostawił, gdyby nie jego, trzeba to otwarcie powiedzieć, dość niegodny czyn, kwękałabym i stękałabym, a tak jestem staruszką pełną energii i dobrego samopoczucia. Nie ma więc niczego złego, co by na dobre nie wyszło.

7 stycznia 2016
Spędziłam kilka dni z Tiziano Terezani i jego „Nie nie zdarza się przypadkiem”. Trochę rozciągał się w czasie i przestrzeni, ale jakoś dobrnęłam do końca. Łączy mnie z jego stylem życia pragnienie samotności, bycie samemu, co nie znaczy, że bez kontaktów z ludźmi. Spodobało mi się jego określenie miłości: Czym jest miłość? Zwykłym pragnieniem, a zatem zależnością? A może jednym z najwyższych wyrazów wolności? To bowiem związek, który nie wiąże, i dlatego jest silny, tak jakby słoń się zgadzał na trzymanie go na jedwabnej nici.
Więcej podobieństw nie będę wyszukiwała, gdyż Tiziano zachorował na raka. Leczono go w najlepszych klinikach w USA, wspierał się medycyną Tybetu, Indii i Chin, ale w czasie ostatniej kontroli, mimo że czuł się dobrze, wykryto przerzuty. Chirurg przygotowany do operacji rozciął mu brzuch, zobaczył zawartość i zaszył… za co pacjent był mu wdzięczny. Czas, który mu został, przeżył tak jak chciał, nie godząc się na żadne chemioterapie.
Haiku, które mnie zafascynowało,  a które przytacza autor, wiąże się z tajemnicą życia.
Cień bambusa zamiata kamienne schodki
Ale kurz pozostaje.
Księżyc odbija się w stawie
Ale nie dotyka wody.


8 stycznia 2016
Minister Skarbu Państwa Dawid Jackiewicz powołał dziś na stanowisko prezesa TVP Jacka Kurskiego!!! Media mają być narodowe, promować wartości historyczne i chrześcijańskie. Pomyślałam, trzeba się dostosować. Zakup klęcznika byłby zupełnie na miejscu. W czasie dziennika stawiam klęcznik, różaniec w rękę i niech tam mówią, co chcą, ja wypełnię czas czymś bardziej pożytecznym niż wgapianie się w telewizor. Gdyby ktoś akurat wszedł do mieszkania, widać czarno na białym po czyjej stronie jestem.
Poszperałam w Internecie i to nie jest problem, klęcznik można kupić, taki starodawny lub klękosiad i to nie jest głupi pomysł. Pamiętam, że już kiedyś u mojej córki siadywałam na takim meblu i było to korzystne dla mojego kręgosłupa. Jasne, że nie cały czas, ale dla zachowania prawidłowej postawy.
-Przebywanie w pozycji siedząco-klęczącej – poprzez przesunięcie środka ciężkości ciała ku przodowi angażuje mięśnie grzbietu do utrzymania pozycji wyprostowanej. Można go kupić w cenie od 200 do 300 złotych.
  
Niegdyś to w każdym porządnym domu był klęcznik. Ja to rozważę w swoim sumieniu i portfelu.
Póki co, pada śnieg, cudnie pada, napadał i bielusieńko wszędzie jest. Och, zapomniałabym!
Przyśnił mi się dzisiaj p. Jarosław K.. Bielusieńki był na twarzy jak opłatek. Na nogach miał czarne, błyszczące lakierki i szedł, taki wewnętrznie skurczony, na rozmowę. To chyba pod wpływem spotkania z Orbanem taką miałam wizję. Oby tylko nic złego się nie stało. Wcale mu źle nie życzę, tylko niech postępuje mądrze i niech pamięta, że premier i prezydent to nie papierowe lalki, oni mają decydować o losach Polski, a nie on, no chyba że zapatrzył się na Piłsudskiego, to by wiele wyjaśniało.

10 stycznia 2016
- Od rana trwa 24. finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Wolontariusze w całej Polsce zbierają datki, które w tym roku zostaną przeznaczone na zakup sprzętu medycznego dla oddziałów pediatrycznych oraz zapewnienie godnej opieki medycznej dla seniorów.
Zastanawia mnie, dlaczego są ludzie, którzy są przeciwko WOŚP. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że takie organizacje są zostawione bez nadzoru i kontroli. Podobno wojsko i służby mundurowe mają zakaz współdziałania i pomocy?!
Chorąży Michał Bardoń. Na pytanie, dlaczego WOŚP ma sens, odpowiada: – Pomaganie zawsze ma sens. Nie uważam WOŚP za instytucję wyręczającą państwo, ale za taką, która swoimi działaniami właśnie mu pomaga. Nieważnie przecież, czy dane urządzenie ma „serduszko”. Ważne, że ma służyć i pomagać. A co jest szczególnie ważne w całej tej akcji? Skoro pomagam, to jestem człowiekiem przyzwoitym. A chyba warto nim być…
I to jest chyba istota sprawy. Nie chcesz, nie bierz udziału, ale nie przeszkadzaj. Takie jest moje zdanie. Dzisiaj sprzed kościoła wymiotło wszystkich z puszkami. Jest tak ślisko, że nie mam zamiaru nigdzie wychodzić, ale znajdę sposób aby wspomóc WOŚP.
 
 11 stycznia 2016
Radio PiK prowadzi rozmowy ze słuchaczami. Wypowiedź jednego pana mnie uwiodła.  W związku ze zmianą pogody na zimową, pojawiły się na chodnikach: śnieg, oblodzenie, błoto pośniegowe… Każdy z właścicieli posesji ma obowiązek odśnieżyć chodnik i uczynić go użytecznym do korzystania, w przeciwnym razie grożą kary, a nawet w razie wypadku ponoszenie konsekwencji prawnych w postaci płacenia odszkodowania. Ludzie starają się wypełnić obywatelski obowiązek. Sprawy komplikują się, gdy chdnik ma sprzątać miasto. Często ta część chodnika zostawiona jest w stanie dziewiczym. Obywatel, na którego się powołuję – zresztą wcale nie musiałabym się powoływać , gdyż znam sprawę z własnych obserwacji – zgłosił sprawę do straży miejskiej, prasy, urzędu miasta. Otrzymał rozbrajającą odpowiedź – miasto nie ma na ten cel pieniędzy!!! Spytał więc  na kogo nałożyć mandat?! Powinno płacić miasto, a konkretnie prezydent, gdyż on jest poprzez swoich urzędników  odpowiedzialny za te sprawy.
To byłoby sprawiedliwe i mądre, jak nie ma pieniędzy miejskich, to niech wyłoży ze swojej kieszeni, przecież ktoś musi tymi sprawami się zająć. Nie wiem jak potoczą się dalsze losy tej sprawy, czy w ogóle się potoczą. Dopóki nikt sobie zębów nie wybije, będzie chyba tak jak jest.

13 stycznia 2016
Mam pracowite dni! Mniej więcej mam już zrobione opracowanie strony Miłkowic. Sprawa, która dla mnie jest teraz istotna, to jaką wersję wybrać. Możliwości są trzy:
1. wersja dokumentalna – bez skrótów, dokumenty.
2. wersja do czytania – streszczenie poparte zdjęciami w oparciu oczywiście o dokumenty, ale bez ich przytaczania, no może niektóre, tylko z odnośnikami
3. wersja mieszana -  trochę dokumentów, zdjęć i opracowanie całości.
Przygotowałam już taką małą podstronę, aby się zbytnio nie przepracowywać, gdyż nie mam jeszcze pewności, co wybiorę. Jest to trzeci wariant. Zobaczę, jak to może być przyjęte. Żałuję tylko, że wyrzuciłam poprzedni układ strony i teraz nie ma skali porównawczej, ale na to nic już nie poradzę. Zapraszam do odwiedznia mojej strony i gdyby ktoś miał ochotę, wyrażenia swojej opinii. Adres w kontaktach. http://milkowice.pl.tl/Pop%F3w.htm
Zaprosiłam już na niedzielę gości, którym ufam, i chcę wysłuchać ich opinii na ten temat. Muszę jeszcze do piątku przygotować dwie pozostałe wersje strony, więc jak widać, mam co robić. Jak już będę zdecydowana  jaką drogę wybrać, przystąpię do działania.
Opowieść o Gogolewskim jest bardzo pouczająca, typowo polska.
Zrezygnowałam już z poszukiwania powstańca z 1863 roku, który miał zginąć we dworze, gdyż to jest niemożliwe. Na pewno nie zginął nikt z rodziny właścicieli dworu, gdyż ich wszystkich już znam. Mógł być to rządca, krewny, a tego bez znajmości nazwiska nie da się ustalić.
Otwarta pozostaje sprawa zdjęcia dworu… Och, niech to się jakoś spełni, ale to pobożne życzenia. Pokładam nadzieję, w odkrytym niedawno studencie historii zajmującej się tym terenem, może dotrze do jakichś materiałów... Może.

14 stycznia 2016
„Nec Caesar supra grammaticos” - Nawet Cezar musi poddać się regułom gramatyki
Taki to już jest świat, są reguły, od których nie ma odstępstw. Władza ma służyć dobru ogólnemu, ma pełnić rolę służebną, słuchać głosu ludu, a nie działać wbrew wszystkim przyjętym porządkom, oczywiście póki mamy demokrację - a mam nadzieję, że jeszcze mamy. Czy to dobrze, że będzie się debatować o polskich sprawch w Brukseli? Lepiej by było, aby nie, ale to co się dzieje, nie  nastaja dobrze. Jest prawo do demonstracji, oczywiście, tylko nic z tego nie wynika, demonstracja sobie, a władza sobie. Powoli ogranicza się zasięg zapowiedzianych reform, gdyż dopiero ze stołków widać, że nie wszystko da się zrobić, a już na pewno bez zabrania innym. Równowaga obowiązuje. Udzielony przez obywateli mandat do rządzenia nie równa się samowładztwu. Pokrzykiwania nie na wiele się zdadzdzą, istnieją twardze prawa rynku, zasady prawa i trzeba im się podporządkować. Jak się namąci, trzeba ponieść odpowiedzialność, życzę więcej rozwagi i mądrych decyzji.
Co by nie powiedzieć o PO, doprowadziło do stabilizacji gospodarki, lepiej aby tego nie rujnować. Powtórzę po raz któryś z rzędu prawidła, które powinny obowiązywać: wybrana partia sprawuje władzę jedną kadencję, poseł wybierany na cztery lata, wystarczy, niech wraca później tam, skąd przyszedł. Mamy budować społeczeństwo obywatelskie, pracy społecznej – za darmo! – wystarczy dla każdego. Rządzący mają mieć kontakt z narodem, a już dziennikarze „wyfrunęli” z Sejmu, gdyż zagrożone jest bezpieczeństwo posłów?! Kto im grozi???  Nie chce mi się pisać już o podatkach, bankach i innych „ulepszeniach”.
Nie zapomnę PiS:
- Rac, kamieni i rozróbek w Dzień Niepodległości , to była sprawa karygodna.
- Braku jakiejkolwiek współpracy z rządem, a wręcz deptania wszystkiego, jak tylko się dało.
- Wiecznych wojaży do Brukseli i nawoływania tylko w swoich sprawach itd., itp.

Gdyby opozycja postępowała tak, jak to robiła obecnie rządząca partia, to co by się teraz działo?! Nie przez przypadek napisałam łacińską sentencję na początku wpisu - Nawet Cezar musi poddać się regułom gramatyki! Gdy tego nie potrafi, niech nie zrzuca winy na innych. Pisać i mówić po polsku trzeba umieć.

16 stycznia 2016
Świta, to widok dla skowronków, a ja przecież z natury rzeczy jestem sową. Noc była z konieczności moim królestwem, gdyż dnia mi nie starczało. Teraz wszystko się zmienia, mam czas i spałabym, ale sen mnie zdradza i ucieka przed świtem do innej kochanki. Obudziłam się dzisiaj  w okolicach godziny czwartej,  nie  mogłam już zasnąć  z przyczyn ode mnie niezależnych. Włączyłam radio aby dotrzymywało mi towarzystwa w sytuacji, gdy Morfeusz już miał mnie dosyć. Moją wrażliwość satysfakcjonowała muzyczka miła w dotyku, jaką odszukałam po ciemku, aby pomóc sobie w odzyskaniu towarzysza nocy. To było tylko złudzenie, gdyż radiostacja przemówiła głosem stacji wspierającej obóz miłościwie nam panujący. Wybiło mnie to zupełnie ze snu. Doznałam wewnętrznego wybuchu wulkanu. Sen diabli wzięli. Wstałam, wzięłam mojego wspomagacza życiowego - laptopa do łóżka, i aby się uspokoić przebiegłam szybciutko pocztę, ulubione stronki i jakoś wróciłam do równowagi.
Nie trudno się domyśleć, że sprawa Brukseli wymaga odpowiedniego naświetlenia. Słuchając tego wszystkiego wydaje mi się, że żyję w jakiejś innej rzeczywistości. Ktoś chyba boi się, że nie dostanie pieniędzy z Unii... Demokracja więc rozkwita - manifestacyjnie -  rankiem sunie  strumieniem czarna ludzka lawa, w południe czerwona,  a wieczorem  mieszana. Zastrzegam sobie jako obywatelka kraju do tego typu działań sobotę i niedzielę, aby naród miał czas uczęszczać do pracy, gdyż bez tego nie będzie kołaczy. No chyba, że na swoje barki odpowiedzialność wezmą za te sprawy emeryci, oni czasu mają wiele i należy to chyba wykorzystać. To przecież trzon elektoratu! 
Dziennik już przybiera nową formę, polityka zajmuje nikły procent działań, tylko wzmianki, a reszta czasu antenowego zapełniona jest migawkami z życia ludu. Wczorajszy, zapisał się w mojej pamięci krawatem urzędnika z Krajny, pięknie wyhaftowanego przez miejscowego artystę, mający za cel promocję regionu. To słuszny kierunek, nie będę sobie głowy nabijać decyzjami władz, poznam moją drogą Ojczyznę od podszewki, pokocham taką, jaka jest. 
Ochłonęłam nieco i mogę już przystąpić do realizacji dnia w kalendarzu oznaczonego jako sobota. Niech wichry codzienności niosą mnie w godziny życia, niech dom lśni rozjaśniony sobotnimi porządkami, zapach pieczonych kruchych ciasteczek obsypanych dyniowymi pestkami zapełnia wnętrze, niech ta oaza spokoju napełni moją duszę ciszą i bezpieczeństwem. Amen. Oto historia mojego życia, która bardzo mi przemówiła do wyobraźni.

 17 stycznia 2016
Nie odkryję chyba Ameryki, ale chcę podać prosty sposób na pieczenie ryb. Ryby są drogie i szkoda ich marnować smażąc tylko lub gotując, gdyż najczęściej się rozpadają. Ja dzisiaj zrobiłam na obiad rybę smażoną w cieście naleśnikowym. Prosty sposób, a ryba jest naprawdę pyszna, nie wysycha, jest „zjadliwa”. I ma to dodatkowy walor, gdyż nie ma takiego ostrego zapachu ryby w kuchni. Ryby muszą być bez ości, najlepiej morskie.
Wyjęłam ryby z zamrażalnika, lekko rozmroziłam, posoliłam, zalałam lekko mlekiem, przełożyłam cebulą i odstawiłam na godzinkę, można dłużej, byle się zupełnie nie rozmroziły. Wyjęłam z zalewy, skropiłam solidnie cytryną, dodałam pieprz, obtoczyłam w cieście i smażyłam w dość dużej ilości tłuszczu aż do zarumienienia, z obu stron. Przełożyłam na inną patelnię, aby tłuszcz nie wsiąkał, podłożyłam nieco masła klarowanego i dotrzymałam na wolniutkim ogniu, aż nie ugotowały się ziemniaki i warzywa. Nie przykryłam pokrywką! Tracą chrupkość.
Panierką można robić także z żółtkiem i serem, i z różnymi dodatkami, ważne aby była panierka. Można rozbełtać jajko, moczyć rybę w mące i jajku i będzie to samo. U mnie, nie wiem dlaczego, w głębokiej pogardzie jest panierka z tartej bułki, więc wymyśliłam ciasto jako koszulkę na rybkę.

19 stycznia 2016
Jak słychać wokół, bycie staruszką/staruszkiem nie jest łatwe. Otoczeniu się wydaje, że gdy staruszka/staruszek są  sprawni, to wystarczy. Problem jest w tym, że staruszków ciągle coś boli, doskwiera, uwiera, dusi, "bezśni" i organa szwankują. Ja na dodatek mam jeszcze szczególną wrażliwość na miejsca, w których przebywam, rzeczy których używam... 
Przestawiłam w piątek meble abym mogła w cieple spędzać czas przy komputerze. Koło kaloryfera było bajecznie, ciepło i bezpiecznie. Cóż jednak z tego, że grzałam się w dzień, gdy przestawiona pod inną ścianę kanapa spowodowała taką bezsenność, że nawet nie pomagały tabletki. Może tam jest jakiś ciek wodny, a może w tym samym miejscu u góry lub na dole śpi człowiek, który dla mnie jest wampirem energetycznym?! Kanapa, ciężka jak licho!, przejechała na stare miejsce, ale ja siedzę przy biurku stojącym "o kilometry" od kaloryfera, otulona kocem i jeszcze zesztywniała z zimna. U nas za to ogrzewanie to ktoś odpokutuje. Podwyższyłam już w ubiegłym roku opłatę, aby uniknąć dopłat, ale gdzie tam i tak nie wyszłam na czysto. Wszędzie przekroczyłam limity i będę w następnym miesiącu regulować dopłaty, tak jakbym spała na pieniądzach. Przykre to, bo przecież jestem oszczędna, skrupulatna, dokładna…
Na dodatek teraz filmy w Jedynce uświęcone i bogobojne, oglądane już kilka razy, a ja nie lubię wracać do czegoś, co już przeżyłam, opłakałam i starałam się zrozumieć. W Kulturze „wyglancowany” film „Lekcja martwego języka” z Olgierdem Łukaszewiczem (porucznik Alfred Kiekeritz) nawet mnie zainteresował, ale Olgierd znowu grał człowieka chorego na gruźlicę ze wszystkimi konsekwencjami tej choroby. Mam już uraz do jego ról tego typu w związku z „Brzeziną” . Nie mogę tego zapomnieć i teraz znowu przeżyłam horror!
I z czego się tu cieszyć? Debata niedzielna u mnie niby owocna, ale wyniki płonne, sama już nie mam pomysłu jak to wszystko rozwiązać. Marznę i to może mieć wpływ na jakość moich działań, i niby jak ustawić meble abym się dociepliła i mieszkanie nie wyglądało jak izba bałaganiarza?!
Dzisiaj nabiegałam się po Centrum B,. złożyłam wniosek o sanatorium, choć nie lubię tej współlokatorskiej atmosfery, ale nie mogę brać tabletek usuwających ból, a tam stawiają jednak człowieka na nogi. Jutro znowu druga tura szpitalno-zdrowotnej pielgrzymki, jedyna radość z tego wszystkiego tylko taka, że pogoda piękna i biel śniegu raduje oczy staruszki. Jest ok, ale pomarudzić trochę muszę.
  P.S. Po przedyskutowaniu i opiniach innych osób wyciągnięto wniosek: Inni nie grzeją i  mają ciepło w mieszkaniu, w każdym razie wytrzymują, a ja mam podobno problemy z krążeniem i dlatego, mimo że grzeję, jest mi zimno!!! Może i coś w tym jest.

20 stycznia 2016
Obejrzałam debatę w Parlamencie Europejskim. Beata Szydło wypadła nieźle, dobrze że pojechała i podała swoją wersję wydarzeń. Nasuwają się następujące wnioski:
- Nie wiadomo czy dyskutanci znali temat spotkania, nie zawsze wynikało to z ich wypowiedzi.
- Celem naszego udziału w Unii jest chyba podłoże materialne, nie obyło się bez prośby o datki na górnictwo, którego kondycja się nie poprawiła i związki domagają się realizacji zobowiązań.
- Demokracja i praworządność sprowadza się do końcowej wypowiedzi premier odnośnie decyzji Kom.Weneckiej: - Decyzję komisji wnikliwie rozpatrzymy! – Oczywiście, co nie znaczy, wykonamy.
- Oklaski premier chyba były nie na miejscu, trzeba było zachować neutralność.
- Chwali się Polskę jako państwo dobrze rozwinięte gospodarczo, praworządne. Jest to chyba  zasługą poprzedniej ekipy rządzącej, gdyż przez trzy miesiące do takiego stanu się nie dochodzi.
- Bulersuje mnie też sprawa miliona Ukraińców przyjętych przez Polskę? Nie jest jasne czy to w ostatnich trzech miesiącach, czy już wcześniej? Gdzie oni się osiedlili? 

Wystarczy tych wniosków, są one moje i na nikim się nie wzoruję. Wczoraj umęczyłam się trochę słuchając wszystkiego z należytą uwagą i nic już nie zdołałam zrobić wieczorem, ale przecież jestem obywatelem mojego kraju i mam szacunek do poczynań rządu. Nikt tak naprawdę nie jest w stanie przewidzieć, co przyniosą zapowiadane zmiany i okaże się to dopiero w działaniu. Obyśmy wytrwali!!!

 21 stycznia 2016

Dzisiaj Dzień Babci! Żyjcie Babcie w zdrowiu i szczęściu, i cieszcie się z wnuków.
Rano obudził mnie telefon. Przed wyjściem do szkoły wnuk chciał złożyć babci życzenia. To jest mój największy skarb! Warto być babcią, tyle szczęścia dostałam od życia opiekując się maleństwem, bawiąc i ucząc się z wnukiem, i od wnuka. W skrzynce pocztowej dzisiaj znalazłam własnoręcznie namalowaną laurkę i prezent, który mnie ucieszył i trochę rozbawił. Kiedyś dywagowałam na temat koronkowych rękawiczek i właśnie dostałam! Przeznaczę je na uroczyste okazje i jeszcze przydadzą się na okoliczność, o której nie będę dzisiaj wspominać…
Kto potrafi tak pięknie śpiewać, tylko wnuki. Nie moje przecież, a prawie się popłakałam...
 

22 stycznia 2016

Są sprawy w życiu, które mnie denerwują! Ostatnio problemy napływają do mnie ze wszystkich stron.
- W mieście B. rewolucja komunikacji MZK. Dodano nowe linie, zmodyfikowano stare, a to wszystko z racji uruchomienia nowej linii tramwajowej do Fordonu. Muszę się nią kiedyś przejechać, estakada, super tramwaj, to trzeba zobaczyć. W związku z powyższym dzisiaj miałam trochę kłopotu z autobusami, gdyż nie wiem dokładnie jaką trasą jadą, które gdzie,ale jakoś do domu dotarłam.
- W przychodni specjalistycznej, z której zazwyczaj korzystam jest remont, musiałam więc dotrzeć do znacznie oddalonego szpitala. Najpierw zrewolucjonizowane autobusy, później skręty w prawo… Jakoś nie mogłam dogadać się z rejestracją, wysyłali mnie do innej części szpitala mieszczącej się na zewnątrz. W myśl informacji miałam po wyjściu skręcić w prawo, co doprowadziło do tego, że zatoczyłam koło, wracając w to samo miejsce. Nikt nie wiedział czego ja szukam. Wszystko rozbijało się o ten skręt w prawo. W prawo mieściło się to i owo, raz, drugi, trzeci, wszystko było w prawo. Kiedy już doszłam do porozumienia z panią w okienku, okazało się, że należało iść najpierw prosto, a później w prawo. Taka informacja doprowadziła mnie do celu. Czy tak trudno było przedstawić od razu taką wersję? Nowe wezwania są zawsze trudne, nie lubię niespodzianek. Jestem już na to zbyt leciwa.
- Rozpętałam też wojnę internetową odnośnie PDF, który do tej pory służył mi do zakotwiczenia zapisów. Wczorajsza informacja od jednego z internautów nasunęła mi przypuszczenie, że w tym formacie można także pracować. Mój Adobe Reader 9 za nic nie chciał podjąć takich działań. Myślałam, że mam za starą wersję. Ściągnęłam 11, co nic nie dało, oprócz chaosu w komputerze. Dopiero rozmowa z innymi ludźmi postawiła mnie na ziemię.
- Zyskałam jednak, gdyż przy okazji ściągnęłam nową przeglądarkę RSWare Iron. Chrome się zaklinowało i nie chce mnie wpuścić do bibliotek, z których korzystam. Z związku z powyższym donoszę, że w 1683 roku w Miłkowicach istniała szkoła, uczył nauczyciel Walerian Iwiacowicz. Chcecie wiedzieć na jakich warunkach zatrudniano wtedy nauczycieli, zapraszam http://milkowice.pl.tl/Nowo%26%23347%3Bci.htm
Nauczyciel, jako że należał do pracowników parafii, musiał niekiedy rano śpiewać Godzinki. U mnie wywołują one ciarki na plecach, normalnie się boję. Ten nastrój mnie przeraża, zamiast wyciszać. Możecie sobie przypomnieć, gdy macie ochotę.
towncar.wrzuta.pl/audio/2GtwbBtVPNY/godzinki_do_najswietszej_maryi_panny
Jeden dzień w tygodniu spędzała będę w bibliotekach internetowych - to znaczy trzy, cztery godziny, gdyż więcej czasu nie wykroję, a resztę dni to będzie już przygotowanie tekstu do druku. Może jakoś zdążę przed demencją starczą.

23 stycznia 2016
Dzisiejszy dzień pozostaje jako sobota sprzątaniowa. Tak już się utarło u mnie i jakoś nie mogę od tego odejść. Gdy nie przestawiam mebli, nie jest to zbyt trudne zadanie. Staram się też jakoś zadbać o siebie, chociaż coraz mniej mi się chce to robić. Nie wchodzę z zbyt zażyłe kontakty towarzyskie, gdyż mam cel nadrzędny, który mnie absorbuje. Wytyczyłam plan działania, przyjęłam formę pracy, mam osoby wspierające mnie i to wystarczy.
Biedzę się też nad ukróceniem reklam w pocztach. Mam ich kilka z okresu wzmożonej działalności internetowej, każda przypisana jest jakiejś sprawie i nie mogę, a może mi się już trochę nie chce, ich zlikwidować. Systematycznie piszę do moich adwersarzy – gdyż to przecież moi przeciwnicy – że jestem staruszką i nie jestem zainteresowana ofertami. Biadolę, że mam tylko kłopot z pocztą, gdyż muszę nieustannie usuwać przesyłki. Trochę poskutkowało, ale nie mogę uporać się z Interią, ci hurtowo przesyłają anonsy. Są chętni do ich ograniczenia, a jakże, ale tylko wtedy, gdy im zapłacę. Coś za coś. Nawet gdy do nich piszę, to mam maile zwrotne i koło się zamyka.
A ja przecież w swojej skrzynce pocztowej chciałabym dostawać piękne listy z wylewającymi się słowami uczuć, pochwał i nieustającego uwielbienia, ale takich, póki co,  nie dostaję. Nikt się jakoś nie kwapi, aby do mnie pisać takie listy, tylko przesyłają mi sprawy informacyjne i urzędowe. Kiedyś było weselej, pisało się różne głupotki, robiło psoty i psotki, a teraz nikomu już się nie chce. Rewanże bywały różne, oj bywały.  Co ja w tych wierszykach pisałam, tematyka, której już bym się nie podjęła, a teraz archiwalia dzień i noc. No może dla przypomnienia taki jeden wierszyczek , napisny w pociągu. Pamiętam ten dzień, spóźniłam się na pociąg, jak zwykle zresztą i się zadziało... Zamiast się denerwować, napisałam wierszyk, dla kogo, nie powiem...  
Nie powiem...
W ciszy nocy przerażone
sny krążyły nad dachami,
jak te zwidy, jak te mary
bezlitośnie rozbudzone.

Przyszły do mnie o północy,
na mych rzęsach się huśtały,
to kwiliły, to się śmiały
niepoprawne dzieci nocy.

Byłeś chyba z nimi w zmowie,
gdyż o tobie wciąż mówiły,
to nęciły, to kusiły...
O czym śniłam... nie , nie powiem.

24 stycznia 2016
Moja poczta nareszcie wolna, te kilka wiadomości, które mnie nic nie obchodzą, nie są już problemem. W swoim czasie dostawałam raz po raz przesyłki odnośnie żydowskich korzeni Polaków będących na świeczniku, prawie każdy coś tam miał na sumieniu, teraz już sprawa zamieciona pod dywan, gdyż Agata - żona prezydenta wywodzi się z  rodziny żydowskiej i to jakiej!, nie wypada więc mówić o takich parantelach, są ok. Należy zabrać się więc za ludzi stanowiących zagrożenie. Pod nóż poszedł Ryszard Petru. Ojciec naukowiec, fizyk jeździł prowadzić badania do Dubnej w Rosji, miał brać udział w konstruowaniu bomby mezonowej, której jeszcze nikt na świecie nie wymyślił. Działanie jej miało być oparte na wykorzystaniu energii mezonów, hadronowych cząstek subatomowych złożonych z kwarków i antykwarków. Nic to, że działanie jej należy do gatunku science-fiction, ale przecież można by było uczynić z niej  narzędzie do zagrożenia życia na ziemi, a że nie istnieje, nie szkodzi, Petru poniesie za to odpowiedzialność.
Ja też miewałam życiowe kłopoty, gdy moja druga połowa była na mnie zła, a wobec mnie bezradna, wmawiała mi tatarskie korzenie, gdyż mam podobno skośne oczy. Dobrze, że nie kałmuckie lub jakieś buriackie… Psychologia zna takie schematy zachowań. Poznałam członków rodziny od 1804 roku i żadnego Tatarzyna tam nie ma, ale tego nigdy nie wiadomo, z kim jakaś matka którejś z babć zawarła związek małżeński, nie wiemy. Przecież takich działań poznawczych nie czyniłam, musiałabym przebadać ludność połowy Polski. Jak te rodziny się rozrastają to słów nie ma!
Popatrzcie sami, czy ja mam skośne oczy, no może troszkę, ale na "tatarkę" to raczej chyba nie wyglądam, na małą buntowniczkę, to może i tak. Ja tego mu nigdy nie zapomnę! 
Pod obstrzałem znalazła się też Beata Szydło. Kibicowała siatkarzom - przegrali, teraz wybrała się na mecz szczypiornistów i też porażka. Radziłabym nie chodzić na mecze, mogą zwyczajnie nie wpuścić, to przesądna grupa ludzi. Radwańska na szczęście w ćwierćfinale, ale tam nie było takich gości.
Przecież nie mówię, że PiS wszystko robi źle, dobrze że się zabrali za komorników i sądy, może trochę porządku zrobią, ale w sprawach polityki do chyba wracają do czasów Rzeczypospolitej szlacheckiej, a to się nie sprawdzi, żyjemy w XXI wieku i trzeba uznać obowiązujące teraz realia. Może z biegiem czasu, gdy trochę porządzą, to się i czegoś nauczą.

25 stycznia 2016
TVP Info przerywa wywiad, żeby pokazać jak prezydent ściska dłonie skoczków narciarskich
"Rozmowa Krzysztofa Ziemca z Małgorzatą Kidawą-Błońską trwała zaledwie od kilku minut, gdy prowadzący zadał pytanie na temat kryzysu imigracyjnego - A jak pani poseł odnosi się do postulatów... Pytam w kontekście protestów i w Polsce i całej Europie. Dzisiaj były mniejsze czy większe protesty antyislamskie czy związane z uchodźcami. Jak pani patrzy... - mówił coraz mniej pewnie Ziemiec.
Nagle rozmowa została przerwana, by nadać spotkanie prezydenta Andrzeja Dudy z kadrą polskich skoczków..."


To już w głowie się nie mieści! No gdyby jeszcze wygrali, entuzjazm, euforia, ale uściski dłoni!? Jak to wygląda, czy zasady dobrego wychowania już nie są w cenie?! Teraz tylko p. Ziemiec upaść na kolana i składać ukłony bijąc głową w posadzkę za to, że ma się robotę w tv, współczuje Panu. 

26 stycznia 2016

Jestem wstrząśnięta decyzją ministra odnośnie pałacu w Lubostroniu. To moje szczególnie wyróżniane miejsce na terenie, gdzie obecnie się umiejscowiłam.
Zabytek przejmie hrabia Leon Skórzewski, który od lat walczył o odzyskanie nieruchomości - tak zdecydował minister rolnictwa. Majątek po wojnie został znacjonalizowany i stał się własnością Agencji Nieruchomości Rolnych, i teraz agencja zamierza odwołać się od ministerialnej decyzji do sądu. To ważna wiadomość także dla dzierżawcy obiektu, Kujawsko-Pomorskiego Urzędu Marszałkowskiego, który od lat inwestuje w pałac.
XVIII-wieczny pałac w Lubostroniu - kiedyś należał do arystokratycznych rodów, dziś goszczą tu turyści. Rocznie zwiedza pałac 30 tys. osób zainteresowanych historią i sztuką. Ale to może się zmienić. Pałac, własność Skarbu Państwa, teraz ma wrócić do dawnego, przedwojennego właściciela - hrabiego Leona Skórzewskiego
   

 Mam pełne poszanowanie do prywatnej własności, ale w tym wypadku nie byłabym tak skora do oddawania. Pałac był bardzo zniszczony, został doprowadzony do pełnej świetności i teraz ktoś przyjdzie na gotowe?! Niech najpierw szanowny hrabia zwróci nakłady włożone w doprowadzenie pałacu do takiego stanu, w jakim jest obecnie, i dopiero można zaczynać rozmowy, takie postawienie sprawy byłoby uczciwe. Jakoś nie ubiegają się o własność dawni właściciele, gdy stoją tylko kikuty murów. Nie podoba mi się takie postawienie sprawy. Obecnie mamy wszyscy prawo do pałacu, w końcu za nasze pieniądze wypiękniał. Pan Skórzewski powinien odstać odszkodowanie i tyle.
Lubostroń jest także mój, w końcu to ja wywalczyłam dla niego drugie miejsce w plebiscycie!!! Teraz raptem You Tube ostrzega mnie, że naruszyłam prawa autorskie odnośnie filmiku. Zdjęcia robiliśmy sami, co widać, więc czego się czepiają?! Właściciel ma zastrzeżenia? Obejrzyjcie, póki co, gdyż mogą mi film usunąć.
 
27 stycznia 2016
Mój artykuł o Miłkowicach zamieściłam na stronie http://milkowice.pl.tl/Artyku%26%23322%3B-o-Mi%26%23322%3Bkowicach.htm nie w takiej formie jakbym chciała, ale nie z mojej winy. Coś się stało i strona artykułu zapisana w JPG jest tak rozmazana, że trudno przeczytać. Pracował ze mną ofiarnie mój przyjaciel, który nieopatrznie złożył ponad 10 lat temu przyrzeczenie, że będzie służył mi pomocą, gdy zaistnieje potrzeba i teraz cierpi. Ja się nie poczuwam do winy, nikt nie może rzucać słów na wiatr. Słowo się rzekło, kobyłka u płota!
Tutaj też muszę powściągnąć język, gdyż internaucie, który umieścił oszczerczy filmik o Prezydencie grozi więzienie – do trzech lat! Nie mogę sobie pozwolić na taką szczerbę czasową, gdyż pracę ukończyć trzeba, a mój czas kurczy się nieubłagalnie. Zmieniam się też nie do poznania. Zaproponowano mi, abym ustawiła kamerkę, gdyż jest zniekształcenie obrazu. Nie obraz się psuje, tylko ja się zmieniam, szczególnie, gdy mnie coś boli, a boli mnie często! Gdy patrzę na zdjęcia z Lubostronia to wydaje mi się, że jest tam inna osoba, a to tylko trzy lata temu. A co będzie za następne trzy lata, jak uda się dożyć?! W związku z tym nie będę wracać do czasów minionych, nie i już. Okropnie nie lubię przeglądać się w łazience w lustrze, ostrym jak szpile, widać tam wszystko. Zastanawiam się nawet czy nie zrezygnować z mycia… To na tyle, gdyż boję się, że znowu coś napiszę nie tak jak trzeba, a trochę chyba piszę od rzeczy.
 
28 stycznia 2016
Potrzeba jest matką wynalazków, wpadłam nareszcie na pomysł co zrobić, aby wklejany tekst był widoczny. Gdy tekstu jest zbyt wiele, wszystko się zaciera, trzeba dzielić na mniejsze odcinki. Co za czasy nastały, aby babcia musiała się troszczyć o takie sprawy, kiedy powinna siedzieć w fotelu i czytać miłe sercu książki. Co prawda babcie czytają, zapominają i znowu mogą czytać od nowa. Znałam taką staruszkę, jedna książka wystarczyła jej na wiele tygodni. Mówiła co prawda, że czyta,  gdyż tak jej przypadła do serca, ale to tylko był kamuflaż.
Pogoda dzisiaj poprawiła się nieco i na moich oczach rozwichrzone, szaro-bure chmury odsłoniły słoneczko. Jak ono błyszczało, migotało i radośnie oblewało ziemię blaskiem. Jednak co kilka minut ginęło zazdrośnie zasłaniane przez królujące wszechwładnie niebieskie mgliste tumany, ale co ucieszyłam oko radością blasku, to moje. Może musi mi wystarczyć tego szczęścia na kilka dni, ale radości nikt mi nie odbierze. Co za zima! Płakać się chce. Śniegu pragnę, mrozu pragnę, blasku słońca dajcie mi niebiosa. Zaraz luty, chłop ma obuć ciepłe buty, tylko że może być mu zbyt ciepło w takich filcach.

 29 stycznia 2016
Biednemu zawsze wiatr w oczy! Spojrzałam dzisiaj na stan mojego, pożal się Boże konta, i z wielkim zdziwieniem spostrzegłam, że moja emerytura obniżyła się o złotówkę! To chyba jakieś nieporozumienie, miałam podwyższyć moją stopę życiową, a tutaj proszę, pozbawiono mnie dwóch bułek, które mogłabym zjeść na śniadanie i kolację. Czy jutro mam zarządzić sobie post?! Może to i dobrze by mi zrobiło, ale ja nie lubię być głodna, a w nocy nie zasnę, gdy nie zjem czegoś solidniejszego.
Jestem rozgoryczona, zniechęcona i przybita. Ktoś tam dzisiaj wieczorem pałaszuje kanapkę, a ja biedna staruszka siedzę i ze łzami w oczach myślę o swojej stracie. Szczęście wielkie, że zdołałam już upiec ciasto drożdżowe, może więc posilę się nieco, tylko że 
ciasto, to dla mnie dodatek do kolacji a nie istota menu.

Ogarnia mnie melancholijny nastrój, zbolała jestem i owładnięta czarnymi myślami. Co będzie się działo w lutym w związku z moim okrojonym budżetem?! Mój czar staruszkowaty pryśnie jak czarny lakier, którym ostatnio dziewczyny pacykują paznokcie, zmieni się w czarny humor, a może nawet zbiesi się czarcim dziełem, gdyż czar-czarny-czarci wywodzą się z tego samego pnia, a ja zmienię się w czar-ownicę - która może być też czarowna, ale ja będę czarna z racji wieku, czego sobie już zdecydowanie nie życzę, i to przez odjętą mi od ust złotówkę! 
 Oto wszystkie staruszki, które zamieniły się dzisiaj w czar-ownice w związku z cięciami emerytalnymi. Witajcie siostry!!!:)

 31 stycznia 2016
Dzisiaj miałam wolny dzień, nie musiałam gotować obiadu, więc „po kościele” wyruszyłam do naszego centrum handlowego do którego samodzielnie się nie udaję, gdyż to jest męczące. Wiatr powiewał, wdzierał się pod ubrania, ale gdy ja coś postanowię, to się nie wycofuję. Znęciły mnie dżinsy, które bardzo mi się w gazetce podobały i parę innych drobiazgów. Rozczarowanie było duże, takie spodnie to nadają się do lasu na grzyby. Po raz kolejny przekonałam się, że rzeczywistość może rozczarować … Ale coś przecież nabyć musiałam, gdy już tam się znalazłam. Pomna na delikatny poblask nowych skórzanych rękawiczek pani premier, które demonstrowała w czasie pobytu na Śląsku, postanowiłam też coś dla siebie zrobić. Moje rękawiczki pamiętają dawne czasy , są zwyczajnie zużyte, więc kupiłam za 10 złotych, też podobno ze skóry, ale raczej dla rodaków niższej kategorii chyba, kolor popielaty, gdyż takich jeszcze nigdy w życiu nie miałam. Resztę dodatków sobie odpuściłam, wygrzebię coś w takim odcieniu z szuflad, a stare rękawiczki pójdą do kosza. Nabyłam jeszcze hiacynt na Walentynki za niecałe trzy złote, promocja, gdyż wątpię czy ktoś by mi z takiej okazji jeszcze coś kupił, świeczuszkę i coś tam jeszcze. A że Obi było blisko, więc wstąpiłam, tam zawsze coś można wypatrzeć. I tak się stało.
Wróciłam ze spankiem do sypialni, przecież już wiosna, i będę ją na nowo przerabiać. Wstawiłam tam pół-szafie, które stanowiło element przedpokoju, ale kolor mi się nie zgadzał, więc okleina rozwiązała problem, właśnie skończyłam. Mam teraz mebel w jasnym odcieniu.
Problemem jest wygląd łóżka, znudziłam się jego wystrojem, choć przyznać muszę, że tak dobrze jak tam, nigdzie mi się nie śpi, tylko to ogrzewanie, no jakoś tam będzie. 
Kiedyś moja córka namawiała mnie na szary kolor do urządzenia sypialni, ale ja chciałam ciepłe odcienie, a teraz mam ochotę przyszarzeć i muszę jakoś to zorganizować. Pokoju nie przekształcę, zbyt duże koszty, ale łóżko da się upiększyć w takich odcieniach. Chodzi za mną taki zestaw, chyba dam radę. Starą narzutę zawsze można schować, niech czeka na swoje pięć minut, kiedy szarość mi się znudzi. Ładny ten pokój, prawda? Nie mój, ale cieszy oko.
 
Facebook "Lubię to"
 
Motto strony
 
„Pamiętaj, że każdy wiek przynosi
nowe możliwości.
Daj z siebie wszystko – inaczej oszukujesz samego siebie.”
O nic cię nie poproszę - fasti
 
Nigdy się nie ukorzę
o nic cię nie poproszę
zamknę słowa na klucz
wymyję w zimnej rosie
wierszyk jakiś napiszę
życie sobie osłodzę
ukradnę słowa sowie
wiatr pogonię w ogrodzie
nie będę już wiedziała
o wszystkich dylematach
miłości niespełnionej
uczuciach do końca świata
A kiedy czasem nocą
poszukam złudnych cieni
perliście zalśni rosa
na zimnym skrawku ziemi
i wtedy moje serce
w atramentowej toni
odszuka twoje myśli
i z bólem je dogoni
bo jesteś mym marzeniem
i będziesz do końca świata
w Różowej Księdze Uczuć
zapisanym tego lata
Bezsenność
 
w ciemnej ciszy nocy
kroczy cicho zegar
wybija wspomnienia
i czasu przestrzega

srebrny blask księżyca
o tarczę się oparł
oświetlił wskazówki
i wszystko zamotał

czyjeś smutne oczy
wpatrzone w mrok nocy
śledzą czasu przebieg
bezsenności dotyk
Sposób na samotność
 
Wymyśliłam sobie ciebie
W noc bezsenną o poranku,
Gdy uparcie w okno moje
Zerkał księżyc, bard kochanków.

Wymyśliłam sobie ciebie,
Gdyż ma dusza poraniona
Nadawała ciągle sygnał
„Skrzynka żalów przepełniona.”

Wymyśliłam ciebie sobie
Od początku, aż do końca.
Wiem, że nigdy cię nie spotkam,
Muza tylko struny trąca.
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja