listopad 2016
wtorek, 1 listopada 2016
Wszystkich Świętych uroczystość ku czci wszystkich chrześcijan, którzy osiągnęli stan zbawienia i przebywają w niebie treściowo połączona z następującym po niej obchodem liturgicznym Dnia Zadusznego. W doktrynie Kościoła katolickiego jest wyrazem wiary w obcowanie świętych i powszechne powołanie do świętości.

"Dzień zaduszny" - Brzechwa Jan

Kiedy miedzianą rdzą
pożółkłych jesiennych liści więdną obłoki,
zgadujemy, czego od nas obłoki chcą,
smutniejące w dali swojej wysokiej.

Na siwych puklach układa się babie lato,
na grobach lampy migocą umarłym duszom,
już niedługo, niedługo czekać nam na to,
już i nasze dusze ku tym lampom wkrótce wyruszą.

Jeżeli życie jest nicią - można przeciąć tę nić,
i odpłynąć na obłoku niby na srebrnej tratwie...
Ach, jak łatwo, ach, jak łatwo byłoby żyć,
gdyby nie żyć było jeszcze łatwiej!

3 listopada 2016
Wszystkie uroczystości minęły, cmentarze zastygły w zadumie i niekiedy sobie myślę, komu lżej, tym w zaświatach czy nam na ziemi.
Okropnie bolał mnie kręgosłup. Wpadłam na pomysł w wolny poniedziałek aby poszukać grzybów w lesie, w końcu wóz albo przewóz – myślałam sobie. Pochodziłam po lesie, po górkach i dolinkach, wertepach i równinkach i wróciłam do domu zdrowa! Coś się przesunęło, coś weszło na swoje miejsce i mam spokój. Bałam się, że to będzie staw biodrowy, ale chyba nie, gdy tak nagle się naprawiło. Chodzenie po nierównym terenie i chodzenie po równych chodnikach to dwie różne sprawy. Zaczęłam ćwiczyć, co prawda 10 minut dziennie, ale to zawsze coś. Wolę już to, niż ten nieznośny ból.
Niespodziankę zrobił mi też lekarz kardiolog. Wypisał mi leki beż literek S, co prawda nie spodziewałam się rewelacji, ale jeden lek się kwalifikował. W aptece dowiedziałam się że literkę S może wpisać tylko lekarz rodzinny, zatem trzeba z receptą wędrować do lekarza rodzinnego. Mówiono mi kiedyś o tym, ale zapomniałam. No trudno, mądry Polak po szkodzie. Leki wykupić musiałam, gdyż pudełka były puste, niektóre, te wiodące „ciśnieniowce”, a to już nie są żarty.
W czasie rozmyślań kościelno-cmentarnych różne sprawy wypływały na powierzchnię - nic na to nie poradzę – i doszłam do wniosku, że tytuł „Miłkowice w świetle źródeł historycznych” będzie bardziej adekwatny w stosunku do zgromadzonego materiału. Uważam, że tytuł był zbyt buńczuczny - zarys dziejów - i wolę go trochę uładzić.
Nieustający problem z Wordem 7 dzięki pomocy mojego Wspomożyciela internetowego pozwolił na instalację Worda 13. Niby wszystko jest jak należy, ale stare wpisy nie chcą scalać napisów ze zdjęciami. Myślałam tak długo, aż wymyśliłam. Trochę pracy to będzie kosztowało, ale nie ma rady. Całość trzeba przenieść do nowego Worda 13 i zrobić co należy, pod górkę i w dodatku pod wiatr, ale z zamierzonym efektem. 
Przeczytałam „Motyla” Still Alice i taka jestem przerażona, że prawie czuję, że Alzheimer i mnie dosięga. To mnie naprawdę przeraża, bardziej niż śmierć. Pocieszam się tylko tym, że nikt w rodzinie nie cierpiał na taką przypadłość, ale kto tam wie jakie życie jest nam pisane. Z roku na rok jest gorzej. Jeszcze w zeszłym roku włosy miałam jakie-takie, a w tym nie chcą się uładzić za nic na świecie. Co będzie za rok?! Zetnę do skóry aby mieć święty spokój…
 
4 listopada 2016

W życiu ciągle coś tracimy. Możemy powiedzieć chyba, że doszliśmy do sztuki utraty. Tracimy bliskich, uczucia, majątki, przedmioty codziennego użytku, tracimy serce, radość, zaufanie i mimo tak wielu strat potrafimy jakoś żyć. Bywają straty bolesne, po których trudno się podźwignąć, ale bywa też tak, że po stracie jest nam łatwiej, niż przed stratą, czujemy ulgę, że coś straciliśmy.
Tak naprawdę nic nie jest stracone na zawsze. Nawet jak coś mija, zostaje pamięć spraw i ludzi, one istnieją w naszej pamięci, przywołujemy je, hołubimy, cieszymy się nimi, że były, zaistniały w naszym życiu, towarzyszyły nam albo też wypieramy je z pamięci i nie chcemy o nich słyszeć.
Mam wewnętrzną potrzebę pisania o stracie, bo tak naprawdę mam ochotę stracić to i owo, ale mam też tyle rozsądku, że najpierw muszę sobie zapewnić zaplecze, abym nie czuła pustki po stracie. Nie mówię tutaj o ludziach, nikogo nie chcę stracić, nawet tych, którzy mnie nie lubią, ze mną się czubią i zwyczajnie mi dokuczają. Niech sobie żyją, wolę „cierpieć” po ich stracie niż naprawdę ich stracić.
No dobrze, powiem już dlaczego strata zawładnęła moim wnętrzem i wyobraźnią. Otóż pewna pani straciła pralkę, nie z własnej winy, pralka odmówiła posłuszeństwa, a że była wiekowa nie opłaciło się jej naprawiać i pani owa kupiła nową pralkę z wieloma funkcjami, bielutką, czyściutką i wielce użyteczną. Panowie pralkę przywieźli, zapytali czy zabrać starą, dostali zgodę, pralkę wzięli w pół i wyszli w nieznane. Radość z nowej pralki przysłoniła zasługi starej i wysłużonej pralki, która wiernie stała u boku owej pani piorąc zawzięcie. Teraz przyszła do mnie właścicielka nowej pralki pochwalić się nabytkiem i wyżalić się, że czuje się dziwnie, gdyż starej pralki nawet nie pożegnała, nie podziękowała za wspólnie spędzone przy praniu lata i uważa się za niewdzięcznicę.
Trochę racji to miała owa pani, w końcu może i przedmioty codziennego użytku gromadzą w sobie nasze emocje i uczucia. Zwierzęta na pewno. Pamiętam starą już krowę, którą trzeba było sprzedać, i wszyscy ze łzami w oczach patrzyli jak krowa, pełna smutku popychana na jakąś tam przyczepę, płacze. Boję się krów, ale uważam, że to bardzo mądre zwierzęta.
Z roślinami też jest różnie. Moje reo meksykańskie rośnie jak szalone. Już dwa razy skracałam je o głowę, a ono nic sobie z tego nie robi i pnie się wzwyż. Lepiej już by uschło, ale ono chce pokazać, że stać je na więcej niż ja bym oczekiwała. W tym wypadku strata byłaby najlepszym wyjściem z sytuacji. Do czego to człowieka mogą doprowadzić takie rozważania. 
P.S. Reo meksykańskie znajdzie dom, jest chętna osoba!!! I chwała Bogu, niech im rośnie aż pod sufit. 

5 listopada 2016

Idę dzisiaj na pocztę alejką obsadzoną morwami z wytyczonym pasem dla rowerzystów. Mijam staruszki z różnym stopniem sprawności, rozgadane grupki młodych ludzi i małżeństwa z dziećmi. Każdy idzie w tempie najbardziej mu odpowiadającym. Mam już dosyć stąpania krokiem przynależnym starości, przecież zdrowie mi się poprawiło! Przekraczam więc czerwoną linię odgradzającą umownie pieszych od rowerzystów aby trochę wyprzedzić najbardziej ciągnących się w ogonie – o tej porze roku raczej nie uświadczysz tutaj rowerów - ludzie jednak zdyscyplinowani idą przynależną im stroną, co naprawdę się chwali. Na wprost mnie jednak wyrywa się dwuletni może szkrab na swoim pojeździe i gna bez opamiętania właściwą stroną alejki. Zbaczam nieco, ale prawie się zderzyliśmy. Rodzice, jak przystało na rodziców, zwracają mu uwagę, że pieszych nie należy taranować na drodze. Widzę w oczach dzieciątka niemy upór, ujmuję się więc za chłopczykiem, gdyż to on miał prawo do tej części jezdni, a nie ja. Budzi to powszechną wesołość, ale prawo drogowe jest prawem i wiek tutaj się nie liczy. Niekiedy dzieci mają rację a starsi wstydzą się przyznać do swoich błędów.

6 listopada 2016
Łk 20,27-38
Podeszło do Jezusa kilku saduceuszów, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, i zagadnęli Go w ten sposób: «Nauczycielu, Mojżesz tak nam przepisał: „Jeśli umrze czyjś brat, który miał żonę, a był bezdzietny, niech jego brat weźmie wdowę i niech wzbudzi potomstwo swemu bratu”. Otóż było siedmiu braci. Pierwszy wziął żonę i umarł bezdzietnie. Wziął ją drugi, a potem trzeci, i tak wszyscy pomarli, nie zostawiwszy dzieci. W końcu umarła ta kobieta. Przy zmartwychwstaniu więc którego z nich będzie żoną? Wszyscy siedmiu bowiem mieli ją za żonę». Jezus im odpowiedział: «Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą. Lecz ci, którzy uznani zostaną za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić. Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania. A że umarli zmartwychwstają, to i Mojżesz zaznaczył tam, gdzie jest mowa o krzaku, gdy Pana nazywa „Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba”. Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla niego żyją».

Może to co powiem jest obrazoburcze, ale ta Ewangelia podoba mi się bardzo! Jest nadzieja, że już nigdy nikt nie będzie się obok mnie pałętał. Będę samodzielną jednostką, dzieckiem Bożym, oczywiście gdy zdołam się załapać.
 Koty powierzone mojej opiece wygłaskane, wyczesane, nakarmione i teraz do roboty, nikt za mnie nic nie zrobi. Wszystko na tym świecie ma dwie strony. 

7 listopada 2016

Dzisiejszy test wiedzy z okazji Roku Sienkiewicza przedstawiony przez Telewizję Polską nie był trudny, ale nie w tym rzecz. Przypomniałam sobie zauroczenie mojej maleńkiej córeczki Panem Wołodyjowskim i Hajduczkiem. „Przygody pana Michała” wyświetlano w telewizji w 1968, a może rok później, Kasieńka urodziła się w lutym 1967, była więc naprawdę malutka. Tak bardzo chciała oglądać serial, że nie miałam serca jej odmówić, mimo że wyświetlano go około 20. Dzieci wtedy wszystko robiły o określonej godzinie - spanie, jedzenie,  taka była tendencja w wychowaniu! Siadała w fotelu i aby podkreślić swoją dorosłość koniecznie chciała założyć nogę na nogę, ale trochę jej nie starczało długości malutkich nóżek. Wpatrzona była w ekran telewizora jak zaczarowana, później dmuchała na swoją grzywkę, aby unosiła się tak, jak to robiła Magda Zawadzka na ekranie. Hajduczek przylgnął do niej na kilka lat. To były czasy ! Jeszcze teraz brzmią mi w uszach słowa Pieśni o Małym Rycerzu - W stepie szerokim… Co mam zresztą mówić, każdy chyba to pamięta. Muzyka Kilara była świetna.

..............................
8 listopada 2016
Dzisiaj goniłam za myszką. Będąc kiedyś tam w Galerii skusiłam się na zakup myszki do kompa. Myszki używam, mimo że nie jest konieczna, ale dla mnie zdecydowanie wygodniejsza. Myszka była z wyprzedaży w cenie 7 zł. Biedni ludzie lubią kupować tanie rzeczy, mimo że nie jest to roztropne. Po przyłączenia jej do laptopa zaniemówiła chyba z wrażenia, gdyż nie zadziałała. Ponieważ jestem osobą konsekwentną, inni nazywają to uparciuchowstwem, postanowiłam się upomnieć o swoje. Zaproponowałam jednemu panu, aby podwiózł mnie pod sklep, wyłuszczając powód mojego tam pobytu. Niegodziwiec jeden powiedział, że kupi ode mnie myszkę i nie będzie sprawy. Nie przyjęłam takiej propozycji, pojechałam sama, złożyłam reklamację i postanowiłam cierpliwie czekać. Przed niedzielą zadzwonili do mnie oznajmiając, że wymienią mi myszkę na inną takiego samego gatunku. Byłam trochę niezadowolona, gdyż wolałabym 7 zł. Ale trudno, postanowiono mnie wobec faktu dokonanego. Dzisiaj moja córka mimo złego samopoczucia, już ma katar!, zawiozła mnie do Careffoura tak jak się umówiłyśmy, myszkę odebrałam, a przy okazji zrealizowałam darmowy zakup, na który załapałam się w październiku zupełnie przez przypadek zobowiązując córkę do pięciokrotnego dokonania zakupów w październiku. Nie czuję dyskomfortu, bo przecież i tak kupują a ja zyskałam 37 zł! Wracając do myszki. Przywiozłam sprzęt do domu, podłączyłam, owszem zadziałał, problem tylko w tym, że ja takiego byle-czego nie mam zamiaru używać. Jak ktoś jest potrzebujący, to chętnie dam w prezencie. Reklamowałam dla zasady. Nikt mnie nie będzie robił w bambuko, jak to się niegdy mówiło.
Formy niegdy używa się w starych dokumentach, a to znaczyło, że ktoś już nie żyje. Myszka też jest dla mnie martwa, a stara się już zbytnio nie stara. Poczekam do świąt, może komuś podsunę myszkową propozycję.

9 listopada 2016
Donald Trump prezydentem! Nie wiadomo, na co można liczyć. To jakiś światowy trend: Putin, Orbán, Kaczyński a teraz Trump. A co będzie w Niemczech po wyborach? Dla Polski to chyba nie jest najlepsza opcja polityczna. Jesteśmy na flance wschodniej Europy i wiadomo dokładnie, co to dla Polski znaczy. Jedyna nadzieja w tym, że gdy ktoś dochodzi już do władzy, czuje odpowiedzialność za podejmowane decyzje.
W moim mieście też podjęto decyzję  rozlokowania sklepów na osiedlu. Powstają nowe, duże centra handlowe. Bazarek od lat tutaj umiejscowiony dzisiaj opustoszał zupełnie. Po drugiej stronie ulicy powstał Aldi, a przecież już jest Biedronka, Polo, Carrefour i w pobliżu inne duże sklepy. Poszłam do Aldiego z ciekawości i dla różyczek, które dostawał każdy klient. Dodawali także inne gadżety, ale nie wzięłam. Mam dosyć niepotrzebnych „klamotów” w domu. Obawiam się o los bazaru. Taki pierwszy lepszy przykład z brzegu. Mam dzisiaj przygotować na obiad leczo. Potrzebowałam warzyw. Por na ryneczku kosztuje 1 zł, a w Aldim 40 groszy. Jestem za produktami kupowanymi od naszych rodzimych sprzedawców, ale dlaczego mam przepłacać? Sporo produktów jest tańszych. Za 18 zł kupiłam wszystko do obiadu łącznie z przecierem pomidorowym i smalcem, którego nie jadłam od dawnych czasów, za 2,89 czy tak jakoś. Tylko weszłam do domu zjadłam pajdę chleba z tym rarytasem i teraz czuję się trochę dziwnie… Zapomniałam o kiszonych ogórkach, a przydałyby się. Aldi jest na wprost bazaru, klientelę która kotłowała się dzisiaj w sklepie przyciągnął właśnie cenami.
Co łączy Trumpa i innych przywódców z nowo otwartym sklepem? Obiecanki, które przyciągają ludzi, szczególnie tych biednych. Nie wiadomo, czy ceny i obiecanki się utrzymają, ale to, że zyskają zwolenników  jest sprawą oczywistą. Czy to są mądre wybory? Zależy jak na to spojrzeć.
 
11 listopada 2016
Nie żyje Leonard Cohen, moja największa miłość - poeta, pisarz, kapłan piosenki. Jego ciepły , niski głos elektryzuje, inspiruje i wzrusza; piosenkarz, który dotarł do granic ludzkiego odczuwania i wrażliwości.
Cohen - znaczy kapłan. Uważam, że jest godzien tego miana, gdyż jego piosenki są łącznikiem człowieka z Nieskończonością.
Już nie będzie z nami, ale jego twórczość zostanie. Od rana słucham jego pieśni, które kiedyś na trochę odsunęłam, ale teraz do nich znowu wrócę.



.......................
12 listopada 2016

Największa pełnia Księżyca od 68 lat już w poniedziałek, a nawet już w nocy z niedzieli na poniedziałek…W tym czasie Księżyc na niebie będzie największy i najjaśniejszy nie tylko w skali całego roku, ale całych dziesięcioleci. Księżyc będzie znajdował się w swoim perygeum, czyli w punkcie najbliższym naszej planety, a dodatkowo będzie w fazie pełni. Nasz satelita znajdzie się w odległości 356515 km od Ziemi, podczas gdy przeciętnie ta odległość jest o ok. 30 tys. km większa.
Tej nocy Księżyc będzie 14 proc. większy i 30 proc. jaśniejszy od średnich wartości. Wschód Księżyca 13 listopada o godz. 15:48, a 14 listopada o 16:34 (czas dla centralnej Polski).
Nie mogę już się doczekać, niech tylko niebo będzie bezchmurne!
Co nam może się przydarzyć? Selena o olśniewająco białej i pięknej twarzy, piękna, namiętna i kochliwa tajemniczym blaskiem Księżyca potrafi wzniecić pożądanie, zburzyć spokój duszy, skłonić do somnambulicznych wędrówek. Nakazuje morzu, by wyszło na ląd. Co nas czeka przez te dwie noce, co nas czeka….

13 listopada 2016
„Świadomość jest ewolucyjnym wybrykiem i klątwą naszej rasy. Za jej sprawą wiemy, że umrzemy” ktoś tam powiedział. I to naprawdę jest zastanawiające. Dlaczego dajemy się karmić stworzonymi przez innych ludzi wytworami ich fantazji i uważamy się wtedy za ludzi kulturalnych, a może bardziej świadomych?! Nie będę już dalej brnęła w takie rozważania, gdyż boję się, że to się dla mnie źle skończy.
Właśnie dzisiaj rano domknęłam książkę „Inna dusza” Orbitowskiego opartą na prwdziwych zdarzeniach. Sprawa dotyczy grodu nad Brdą, miasta Bydgoszcz, która w latach dziewięćdziesiątych XX wieku przedstawiona zostaje jako mieścina mroczna, pełną kontrastów społecznych i dewiacji. Alkoholicy przemieszani z cinkciarzami, mordercami dodają kolorytu obskurnym kamienicom i ciasnym uliczkom, zabłocone zapchane autobusy ubarwiają swym kolorytem miejski krajobraz. I nagle w głowie Jędrka, jednego z bohaterów, kiełkuje nieodparte pragnienie, aby zabijać. Bez motywu, bez powodu. W jego ciele sadowi się inna dusza, która nakazuje mu, aby mordował.

Intrygujący też jest wątek rodziny, w której buszuje ojciec alkoholik doprowadzając do zniszczenia podstaw bytu i śmierci matki. Pocieszające jest jednak, że syn mimo wszystko, wybija się na lepsze życie i nie przejmuje postawy ojca. Mimo tak trudnego dzieciństwa mężczyzna wraca z nostalgią do minionych czasów... 
Idziemy przez życie jak ten chłopiec uparcie twierdząc, że to, co ważne wydarzyło się przed jakimś tam rokiem, dniem czy miesiącem, zamiast cieszyć się tym, co akurat teraz się nam przydarza. Ocenimy to kiedyś, zatęsknimy za przeszłością ciesząc się może, że minęła?!
Akwarela "Dzika róża" autorstwa mojej córki Kasi.


14 listopada 2016
Wielki Księżycunio, malutki samowolnie mianowany Naczelniczunio, cieplutki Prezydenciunio zgrzewający sorty narodu na 100-lecie Niepodległej (a niby dlaczego teraz, a nie razem osiem lat temu?), a Matka Ziemia zgrzyta zębami i trzęsie się z oburzenia stawiając na sztorc fale tsunami.

15 listopada 2016
Wczoraj lśniąca naniebna patelnia mi umknęła. Warowałam przy oknie cały wieczór. Przyjechała moja córka, też kazałam jej pełnić wartę, ale w końcu się znudziła i zaproponowała, że obwiezie mnie po peryferiach miasta i może coś będzie widać. Byłam tak zdeterminowana, że się zgodziłam, i nic! Zobaczyłam księżyc dopiero około 23 w nocy. Stał wysoko i niczym szczególnym się nie wyróżniał wśród pełni, które widziałam już w życiu. Kogo pytałam, to każdy doświadczenie tego rodzaju miał z tym wyłysiałym, błyskającym srebrzystym blaskiem pięknisiem. Ja też pamiętam taki wschód księżyca, który zakrywał pół nieba… Trudno, wczoraj widocznie chmury przesłoniły nieboskłon i nic nie było widać, gwiazd też. Już w życiu nie doczekam tej chwili, 2034 rok spędzę już w innym wymiarze.
Drugim nieudanym przedsięwzięciem był zakup energooszczędnych żarówek. Trwało to kilka miesięcy, gdyż to nie jest tania inwestycja, ale dopięłam swego, a teraz niezadowolenie maluje się na moim staruszkowatym licu. Te żarówki to nic innego tylko świetlówki w innym kształcie. Nie lubię kolorytu światła z sinym odcieniem. Chyba na wielkie uroczystości w żyrandolu wymienię żarówki na stare, a później, jako że oszczędniej, założę energooszczędne. Ach, te pieniądze!
Zima pcha się z całą mocą. Nie udało się wymienić uszczelek w moich oknach. Mimo, że coś tam podoklejałam, wieje jak licho. Będę sukcesywnie oklejać te części okien, które nie muszą być otwierane. Zaraz wybieram się po taśmę i materiały uszczelniające. Że też zawsze coś jest nie tak jak należy! Wczoraj mecz tylko z remisem; premier Szydło ubolewała, że nie wszystko dało się zrobić; Onet żąda przywrócenia reklam, a ja wolę bez Onetu i bez reklam; zamknęłam wczoraj następny rozdział Miłkowic i prawie jestem zadowolona, choć mogło być lepiej, ale pokój wygląda jak dom pracy twórczej; jeden folder z dysku D poszedł sobie w siną dal i nie wiadomo dokąd to się wybrał, źle  mu tutaj było czy co?; gotuję zupę fasolową aby mieć spokojną głowę i wyruszam w miasto.
 
16 listopada 2016
Sny są częścią mnie i nic na to nie poradzę. We śnie dzieją się dziwne sprawy, przychodzą i odchodzą ludzie z wieściami, ostrzeżeniami i poradami. Kiedyś śniły mi się wiersze, teraz śni mi się przeszłość odległa i dla mnie nieznana, ale ja ją widzę. Bywa, że boję się swoich snów. Dzisiaj nad ranem też wyśniłam troskę i zmartwienie, miejmy nadzieję, że sen odpłynie i był tylko ostrzeżeniem. Dzisiejszy program „Hit, Hit, Hurra!” obejrzałam ze wzruszeniem. Piosenka „Wyśniłam sen” była wykonana przepięknie. Mimo, że to trochę inny sen, mam ją cały czas w pamięci. A miłość we śnie wieczna jest

 
......................
17 listopada 2016
Boję się, że tracę zmysły, a to, o czym czytam, nie dzieje się w moim kraju! Posłanka PiS chce deportacji tych, którzy nie uznają „ważnych dla Polaków wartości”.
Słowa posłanki PiS Beaty Mateusiak-Pieluchy:
„Powinniśmy wymagać od ateistów, prawosławnych czy muzułmanów oświadczeń, że znają i zobowiązują się w pełni respektować polską Konstytucję i wartości uznawane w Polsce za ważne” - napisała w swoim felietonie w serwisie wPolityce.pl posłanka Mateusiak-Pielucha. A co, jeśli ktoś nie będzie chciał „respektować wartości uznawanych w Polsce za ważne”? „Niespełnianie tych wymogów powinno być jednoznacznym powodem do deportacji” - nie pozostawia złudzeń parlamentarzystka PiS.
http://www.newsweek.pl/polska/beata-mateusiak-pielucha-chce-deportacji-ateistow-z-polski-,artykuly,400695,1.html?src=HP_Right_List_latest
Mam nadzieję, że mnie nie wyrzucą, gdyż jestem osobą wierzącą, ale zaznaczam, że żadnych deklaracji za ani przecie nie będę podpisywała.

18 listopada 2016
- Ja już wszystko zobaczyłem i przeżyłem, męczy mnie szum, ruch, hałas. Teraz jest u mnie czas na ciszę - wyznał odtwórca roli Tomka Czereśniaka w serialu "Czterej pancerni i pies" w swych wspomnieniach spisanych przez córkę.
Wyjątkowo z tym kimś się zgadzam w całej rozciągłości. Stary człowiek potrzebuje spokoju i najbliższe osoby zupełnie zaspokajają potrzeby towarzyskie. Ja lubię ludzi, ale wszystkiego ma być w miarę.
Byłam wczoraj u okulisty. Wesoło nie jest, chyba jedno oko zaczyna szwankować, zaćma się pcha. W grudniu mam mieć dokładne badania. W przychodni na ławce pod gabinetem okulistycznym odbyłam szalenie wciągającą rozmowę z małżeństwem prowadzącym biznes usługowo-budowlany. Bardzo narzekali. Zakres prac bardzo się zmniejszył i dochody spadły drastycznie w porównaniu z poprzednim okresem. Prezes PiS zarzucił wczoraj drobnym i średnim przedsiębiorcom opieszałość w inwestowaniu i rozwijaniu przedsiębiorstw. Podobno oczekują na powrót PO?! Pachnie mi to zrzucaniem niepowodzeń na stare układy. Czyżby coś się nie udawało? Z tego, co mówili ci moi „przychodniowi” znajomi, to chyba z rozwojem przemysłu jest nieszczególnie i wszyscy, w związku z tym, ponoszą straty.
Wymyślono nowe określenie – ubóstwo energetyczne! Uważam, że i ja zaliczam się do tej kategorii. Zrobiłam, co mogłam w sprawie okien, ale ciepła nie zaznaję. Kocyk to mój ulubiony przyodziewek rankiem i wieczorem. Co prawda cuda się dzieją u mnie, chociażby mój laptop z długim czasem uruchomiania zafundowanym mi przez firmę w czasie naprawy, z którym to problemem nikt nie potrafił sobie poradzić, a tu proszę, wczoraj sam się opamiętał i teraz ledwo kliknę, już jest aktywny. Takie przyśpieszenie powinno być w każdej dziedzinie życia, w państwie i w życiu osobistym. Niech wszystko spada z nieba.

20 listopada 2016
Dzisiaj na obiad zrobiłam kapustę zapiekaną z ziemniakami i rybą. Trochę mi to zajęło czasu, ale efekt był zadawalajacy. Syci, pełne brzuchy i znika rybi zapach.  Słodką kapustę, bo taką akurat miałam, najpierw przysmażyłam z cebulką, rybę ugotowałam, ziemniaki też, i utłukłam ze śmietanką. To wszystko akurat miałam w lodówce. Zapiekłam i palce lizać. Lubię ziemniaki purre bardziej niż w całości.
Na zdjęciu obok obieranie ziemniaków. Nie mogę sobie nawet wyobrazić wykonywanie tej czynności takim nożem! Zostałabym bez paluszków jak nic.  

http://dlacorkiisynowej.blogspot.com/2014/06/dorsz-zapiekany-z-kapusta-i-ziemniakami.html
Aż trudno sobie wyobrazić jak dało się żyć bez kartofelków! XVIII wiek dopiero w tej dziedzinie przyniósł zmiany. Ksiądz Jędrzej Kitowicz tak pisał o kartoflach:
„Długo Polacy brzydzili się kartoflami, mieli je za szkodliwe zdrowiu, a nawet niektórzy księża wmawiali w lud prosty takową opinią, nie żeby jej sami dawali wiarę, ale żeby ludzie przywyknąwszy niemieckim smakiem do kartofli, mąki z nich jak tamci nie robili i za pszenną nie przedawali, przez co by potrzebującym mąki przez się pszennej do ofiary ołtarzowej, mąką kartoflową, choćby i z pszenną zmieszaną zawód świętokradzki czynili.
 Powoli rolnicy w ekonomiach królewskich zaczęli od Niemców nabywać kartofli, od których znowu pograniczni. Nareszcie, gdy kartofle były znajome po Żuławach Gdańskich, po Holendrach wielkopolskich i litewskich; gdy do Wielkiejpolski przyszło kilkaset familii szwabów, którymi panowie niektórzy, a mianowicie miasto Poznań, wsie swoje całe, wypędziwszy dawnych chłopów polskich, poosadzali; ci przychodniowie przyuczeni w swoich krajach żyć niemal samemi kartoflami, najbardziej do nich polskim chłopom, a od tych szlachcie apetyt naprawili; tak, że na końcu panowania Augusta III kartofle znajome były wszędzie w Polsce, w Litwie i na Rusi.
 Póki nie znano kartofli, używano bulwów, jest to owoc podobny do kartofli, z tą różnicą, że jest ogromniejszy; pod jedną łodygą będzie 40, i 50 bulwów, na kształt kłąbka w kupę cienkiemi jak nić wyrostkami splątanych; smak mają ten sam, co kartofle, ale odór przeraźliwy, podobny do pluskwy. Łodyga bulwy wysoka na półtora chłopa, gruba na cal. Po zaplenieniu kartofli zarzucono bulwy.’’
Moja wiedza o życiu w "Polszcze" bardzo się rozszerza dzięki pracy nad źródłami dotyczącymi Miłkowic. Niechby Niebiosa pozwoliły mi już to zakończyć. Tego sobie i wszystkim życzę.

21 listopada 2016
Człowiek jest symetryczny jedynie w okresie zarodkowym, kiedy jedna połowa ciała jest lustrzanym odbiciem drugiej. W późniejszym okresie życia człowiek nie jest symetryczny.
Aby to zinterpretować, wystarczy przypomnieć sobie, że:
Lewa półkula mózgu, kontrolująca prawą stronę ciała, jest odpowiedzialna za myślenie logiczne, abstrakcyjne, racjonalne, analityczne.
Prawa półkula, kontrolująca lewą stronę ciała, odpowiada za stany emocjonalne, widzenie barw, twórczość artystyczną, intuicję, myślenie irracjonalne itd.
Dla uproszczenia oraz na potrzeby tego artykułu wyjaśnię, że w związku z powyższym przyjmuje się następującą zasadę:
Lewa strona twarzy odzwierciedla życie emocjonalne czyli osobiste (nazwijmy je wewnętrznym – jak ja postrzegam siebie).
Prawa strona twarzy odzwierciedla ludzką logiczną stronę czyli zawodowe (nazwijmy je zewnętrznym - jak inni postrzegają mnie).

Asymetryczność ciała odczuwam szczególnie. Widocznie moja lewa półkula mózgu jest niezaradna, gdyż szwankuje mi prawa część ciała. Lewa nie ma uszczerbków. Widoczne to jest w wielkości stopy, chorobach sadowiących się w prawej nodze, nawet moja prawa ręka różni się kształtem i niedomaganiami od lewej. Przemyślałam dzisiaj to wszystko, potwierdziłam wizualnie i jestem zdegustowana. Miałam czas, gdyż chodzę znowu na rehabilitację i czasu mam aż nadto. Zabiegi są nudne, ale skuteczne. Coś widocznie niedomaga w mojej lewej półkuli. Może rzeczywiście z myśleniem racjonalnym u mnie jest coś nie tak, natomiast irracjonalne ma się dobrze. Czy mam więc kształcić w tej dziedzinie swoje umiejętności i tą drogą usunąć choroby?

22 listopada 2016
Burza magnetyczna mnie wczoraj lekko wyłączyła z życia, ale jakoś wieczorem doszłam do siebie. Mam szczególną wrażliwość na takie sprawy. Spałam jednak dobrze, od drugiej w nocy, obudziłam się pełna energii i gotowa do podejmowania zadań. Najbardziej nie lubię się myć i przeglądać w lustrach, ale „mus, to mus” jak określiła takie sprawy pewna bardzo mądra osoba. Dzisiaj po rehabilitacji – w tym roku nieźle się ustawiłam z tymi sprawami, na drugi rok będzie gorzej, gdyż idę do reumatologa dopiero w styczniu, a już zapisy idą całą parą i szczęśliwcy umieszczeni są już w czerwcu, a kiedy ja się w takim układzie załapię?! – poszłam z wizytą do przemiłych znajomych. Nie bardzo lubię wychodzić z domu, ale spotkaniem z tymi ludźmi jestem zachwycona.
Powodem przywiązania do moich czterech ścian i komputera jest moja praca. Poświęcam temu cały wolny czas od obowiązków domowych i tych nazwijmy to społecznych. Nie mogę przesiadywać wiele godzin z racji mojego wieku i ułomności starości, ale już dobrnęłam do połowy. 150 stron jest już doszlifowane, ułożone, sprawdzone. Jakieś tam mankamenty zawsze się zdarzą, dlatego konieczne jest przeczytanie przez drugą osobę, aby usunąć usterki.
Mam prośbę do pewnego pana, którego nazwiska nie wymienię, gdyż się wstydzę, jego, nie brzmienia jego nazwiska. Złożyłam mu z własnej woli solenne przyrzeczenie, że już nigdy, ale to naprawdę nigdy, nie zwrócę się z prośbą o pomoc przy tłumaczeniu aktów USC. To ja złożyłam taką deklarację, nie on odmówił współpracy! Spłynął jednak do mnie akt urodzenia Reginalda Jana Marii Tomasza hr. Ostroróg Sadowskiego i nie mogę odczytać nazwy miejscowości związanej z Aleksandrem Bogdańskim, a panowie oficerowie mnie zainteresowali najbardziej. Z aktem z pomocą mojej córki jakoś poszło, nie tak pięknie jak to robił ten pan, ale wiadomo, o co chodzi. Czasu nie było na szlify, gdyż ona jest ciągle w biegu. Gdyby ten Pan niechcący tutaj zajrzał, to bardzo proszę niech się  zainteresuje tą sprawą, dla swojej ciekawości genealogicznej!!! Nie dla mnie, ale dla siebie. Jak można żyć bez znajomości miejsca zamieszkania szanowanego oficyjera wojska polskiego? Może ten Reginald, o którym do tej pory nic nie wiedzieliśmy, ma potomków, którzy mają gdzieś ukrytą fotografię dworu?! Radziłabym odczytać nazwę tej miejscowości. Zrobiłam powiększenie, tylko trzeba kliknąć dwa razy, gdyż coś w kodzie się chyba przestawiło i dopiero za drugim razem jest duży obraz. Jakie to życie jest pogmatwiane…
http://milkowice.pl.tl/Nowo%26%23347%3Bci.htm
Teraz pełna ufności w rozwiązanie sprawy popatrzę sobie na Trelę wcielającego się w  księdza Bernarda. Zerkam jednym okiem i bardzo mi się podoba zaangażowanie aktora. Mam też prawo zaznać jakichś przyjemości, gdy sprawy złożyłam w tak godne ręce.  

23 listopada 2016
Męczę się indywidualnie, nie tylko ja, wszyscy ludzie na tym świecie. Zasługi człowieka w moim mniemaniu powinny być też mierzone jednostkowo. Nie lubię, gdy nadaje się nazwę szkole, ulicy, parkowi lub innym miejscom godnych uczczenia powołując na patrona bohatera zbiorowego. To dobre w literaturze. Gromada chłopska w Chłopach Reymonta mogła być, ale nadawanie szkole imienia załóżmy – Żołnierzy Wyklętych, wcale nie znajduje mojego uznania. Według mnie niechby był patronem „Łupaszka”, albo inny dowódca, ale nie cała grupa. Cel może być wzniosły, działanie pełne poświęcenia, ale ludzie w grupie są różni i nie zawsze godni naśladowania. Takie to już człowiecze układy.
Mówi się dobra lub zła klasa, ale ile w tym prawdy? Przecież są tam różni uczniowie, niekiedy jedna opcja przeważa...Tak naprawdę jestem przeciwniczką nadawania imion miejscom publicznym. Jak się „pogrzebie” w życiorysach to nie zawsze są to same piękne dni. Po co więc stawiać człowieka na celowniku, aby później zakrywać te mniej chlubne jego wyczyny. Świętych można naprawdę rzadko spotkać, a to, że ktoś ma talent, wybija się ponad przeciętność, to nie znaczy, że nie ma słabości.
Jestem dzisiaj wojowniczo nastawiona, a tak jest zawsze, gdy coś mi zbytnio nie wychodzi, a muszę to zrobić. Oto ja, bohaterka codzienności, uparta i niepoddająca się byle przeszkodom. Szukałam dzisiaj zdjęć, gdyż coś blokuje te, co już mam, i muszę wkleić oryginały. Skaranie boskie z taką robotą! Natknęłam się na zdjęcie z serii brązowa, a może szara mysz, w okularkach. Okulary są w innej tonacji, ale takie już mam.
Stawiam się na cokole!
Nie będę miała grobu, może więc teraz skorzystam z okazji i zamieszczę swój konterfekt. Teraz jestem tak umęczona, że pomniczek, chociażby malutki mi się należy. Idę spać, gdyż już mam tego wszystkiego po dziurki w nosie. Jem batony na dodanie sobie energii przesłane przez moją córkę. Biedne dziecko, martwi się o starą matkę i uważa, że trzeba ją wspomagać. Z takimi matkami jak ja dzieci mają krzyż pański.
 
24 listopada 2016
Wielkie tu rzeczy wam powiedziałem, dobrze pamiętajcie, kochani, boć przecie braćmi jesteśmy wszyscy, wspólnym zbratani losem, na wieki, na wieki. Amen.
(Leszek Kołakowski, Rozmowy z diabłem. Wielkie kazanie księdza Bernarda. - fragment)

Strach ogarniał w czasie kazania, skóra cierpła,  ale  zbierało się też na wesołość, boć przecież brat bratu może pomóc, ale i krzywdę zrobić, znienawidzić, a nawet uśmiercić. Dobrze niekiedy trzeba się zastanowić czy naprawdę jesteśmy zbratani wspólnym losem.
Podoba mi się decyzja o obniżeniu emerytur dla ponad 32 tys. byłych funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa. Mają dostać około 2000 zł, czyli średnią krajową. Sprawiedliwość musi być, a co pożyli, to dla nich. 
Pójdę dalej. Taką średnią powinien dostać każdy piastujący wysokie stanowiska państwowe. Kiedy czas sprawowania urzędu się kończy, trzeba zabrać się za normalną pracę. Posłowanie i senatorowanie jedną, a najwyżej dwie kadencje i koniec. Jak już takie gruntowne reformy się przeprowadza, to zrobić wszędzie porządek. Z Dodą także!
Doda, jak to Doda, pokazała pupę na Gali 25-lecia "Super Expressu". Dlaczego na taką imprezę przyszedł Prezydent? Czy naprawdę musiał oglądać takie występy? Wiadomo, że to skandalistka i wykorzysta każdą okazję aby namieszać. Akcja z tortem była zaskakująca. Co taka Doda sobie myśli, że jest za pan brat z głową państwa? Doradcy Prezydenta muszą się trochę zastanowić nad takimi sprawami. Dla mnie sytuacja była żenująca. Jak już chciała wręczać tort, to mogła się trochę odziać inaczej, Niby wszyscy ludzie są braćmi, ale bez przesady.
 


27 listopada 2016


Niejaki Christensen, pisarz norweski, w „Odpływie”, przyrównał rodzinę do fabryki. Ktoś kieruje, (wiadomo kto), ktoś pracuje, ktoś spożywa, ktoś pilnuje, ktoś planuje, a ktoś leniuchuje, ktoś jest wielofunkcyjny, ktoś jednokierunkowy itp. itd. Gdy każdy zna swoje miejsce i wywiązuje się z obowiązków jakoś to wszystko funkcjonuje i procentuje. Na własną już rękę zastanawiam się, co się dzieje, gdy jakiś trybik nie działa. Bywa, że to rozbija rodzinę, niekiedy da się funkcjonować mimo usterek. Najważniejsze, aby dzieci wyszły z tego obronną ręką. Takich uchybień w funkcjonowaniu rodziny jest więcej, ale przecież nie będę wszystkiego rozkładać na części pierwsze. W każdym razie „Odpływ” czyta się świetnie. Może nie jest to arcydzieło, ale dobrze napisana powieść to niewątpliwie jest.
Oto fragment do przemyślenia:
„Nic z tego nie wyszło.” Te słowa mnie mocno poruszyły, chwyciły i nie chciały puścić. Wszystko, z czego nic nie wyszło. Czyli większość rzeczy. Świat jest tego pełen, pełen wszystkiego, co nie wyszło... pomyślałem o tym wszystkim, z czego nic nie wyjdzie w moim życiu. O rachunku, który zawsze będzie na minusie.”
Zaznaczam, że u mnie ostatnimi laty wszystko prawie tylko na plusie. Minusy, o ile się zdarzają, są naprawdę mało znaczące.

29 listopada 2016 
Zamieniam od dzisiaj układ dnia na skowrończy. Kładę się spać przed północą, a wstaję przed 8 rano. Dla własnego dobra. Siedzenie przed komputerem w nocy kończy się niekiedy zabawnymi sytuacjami, jestem już wtedy zbyt zmęczona. W pradziejach mojej rodzinnej miejscowości namieszałam nieco. W jednej części opracowania używałam nazwy umbo (chodzi o element tarczy wojownika), a w drugiej umbro. Kiedy wytknięto mi błąd, byłam oburzona jak można używać nazwy umbro, gdyż czegoś takiego nie znam, ale okazuje się, że można, i zrobiłam to nawet sama. Od dzisiaj do pracy zabieram się z rana, a nie z wieczora. Mam dosyć potknięć.
Profesor Gliński też. Nawet odważył się powiedzieć, że w TVP „Wiadomości” chyba wszyscy poszaleli. Coś mi się wydaje, że dotknęło go do żywego. Nie tylko chodzi o Komorowską, Rzeplińską, Wygnańskiego, ale o jego żonę właśnie! Dlatego prawda wypłynęła na wierzch jak oliwa. Naprawdę to, co wygadują w dzienniku, jak naginają i interpretują fakty, to już zakrawa na kabaret.
Polityka zagraniczna też jakoś się wyślizguje z rąk władzy. Wybieramy niewłaściwych sojuszników chyba, gdyż zmiany, jakie następują w tych państwach, są dla nas niekorzystne. Ostatni sojusz z Anglią niezbyt mnie zachwyca. Coś mi się wydaje, że rząd nie ma wyobraźni politycznej, intuicji i umiejętności przewidywania faktów. Trafiają jak kulą w płot.
Może jeszcze coś z historii, o odkrywaniu prawd, ale trochę tak krotochwilnie. Czytam kontrowersyjną książkę Zbyszewskiego „Niemcewicz od przodu i tyłu”, która była jego niedoszłą pracą doktorską. Jest to pamflet na XVIII-wieczną Polskę w przededniu jej upadku. Może już nie wątek polityczny, ale coś o panującej modzie balowej.
Król Stanisław August, jak i inni panowie, lubili nogi pań pulchne i tłuste. Trzeba było jakoś je udostępnić do oglądania, dyskretnie, ale dostrzegalnie. Oto obowiązujący strój kobiecy na balu.
„Panie w cieniutkich, przeźroczystych, greckich chlamidach, podniesionych z jednej strony powyżej kolana, bez koszul pod spodem, piersi do połowy odkryte (ale poziomo, nie pionowo), gołe nogi obmotane czarnymi, aksamitnymi paskami po uda, na palcach bosych stóp w trepkach kapucyńskich pierścionki połyskujące diamentami.”
W skrytości ducha to panowie chyba do dzisiaj lubią puszystości, choć moda raczej się zmieniła. O używaniu majtek nic się nie wspomina, ale to dopiero XIX wiek przyniósł rewolucję w tej dziedzinie. Aby cienkie suknie nie wciskały się pomiędzy półdupki, dlatego noszono koszule, albo dawano drugą warstwę materiału. Wspomnę jeszcze tematycznie scenę z serialu "Chłopi", która mnie zaskoczyła, gdyż nigdy jej nie widziałam. Podczas darcia pierza, na koniec zabawiano się tańcząc. Panowie przerzucali co młodsze dziewoje przez ramię, spódnice szły w górę, a pannice dostawały klapsa w gołą pupę, były oczywiście bez majtek!

30 listopada 2016
Człowieka łatwo wyprowadzić w pole, trochę sprytu, oliwy do smarowania, pochlebstwa, obiecanek i już ma się, kogo się chce, po swojej stronie. Nie zawsze oczywiście, gdyż uparciuchy i „zastanawiacze”, po co i dla czego, zawsze się znajdą.
Premier Morawiecki tłumaczy:
- Celujemy w kwotę 6,6 tys. zł, żeby to minimum socjalne było bez podatku, ale potem, żeby kwota wolna dość szybko wracała do obecnego poziomu - powiedział Morawiecki.
Zaznaczył, że w przeciwnym wypadku koszty dla budżetu byłyby ogromne. Poinformował, że tym samym kwota wolna byłaby na poziomie zgodnym z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego. Wyjaśnił, że powyżej 6,6 tys. zł kwota wolna miałaby maleć - byłaby degresywna.
Stąd osoby zarabiające między 6,6 tys. zł rocznie, a np. 11 tys. zł rocznie będą mogły korzystać z wyższej niż obecnie kwoty wolnej, ale o malejącej strukturze. Z kolei zarabiające ok. 11 tys. (ten poziom, według Morawieckiego, wciąż podlega analizom) miałby kwotę na obecnej wysokości, czyli ok. 3 tys. zł. Z kolei na poziomie np. II progu podatkowego kwota wolna by zanikała.

I bądź tu człowieku mądry. Kto zarabia 550 zł na miesiąc? Pewno tam ktoś jest, pracują przecież na pół etatu itp. Kto zyska na tej zrealizowanej obietnicy, kto straci, a kto zostanie na tym poziomie co jest obecnie. Ja jak na razie na dobrej zmianie zyskałam 16 zł, gdyż dwa leki, które miałam i tak ze zniżką, są teraz darmowe. Co się za taką receptą dającą mi prawo korzystania z darmowych leków nachodziłam, to się nachodziłam, ale kupiłam dwa darmowe. Na kwotę wolną od podatku czekałam, ale myślałam, że każdy ją będzie miał, a tu masz babo kalosze. Przydadzą się, pada deszcz ze śniegiem.


 
Facebook "Lubię to"
 
Motto strony
 
„Pamiętaj, że każdy wiek przynosi
nowe możliwości.
Daj z siebie wszystko – inaczej oszukujesz samego siebie.”
O nic cię nie poproszę - fasti
 
Nigdy się nie ukorzę
o nic cię nie poproszę
zamknę słowa na klucz
wymyję w zimnej rosie
wierszyk jakiś napiszę
życie sobie osłodzę
ukradnę słowa sowie
wiatr pogonię w ogrodzie
nie będę już wiedziała
o wszystkich dylematach
miłości niespełnionej
uczuciach do końca świata
A kiedy czasem nocą
poszukam złudnych cieni
perliście zalśni rosa
na zimnym skrawku ziemi
i wtedy moje serce
w atramentowej toni
odszuka twoje myśli
i z bólem je dogoni
bo jesteś mym marzeniem
i będziesz do końca świata
w Różowej Księdze Uczuć
zapisanym tego lata
Bezsenność
 
w ciemnej ciszy nocy
kroczy cicho zegar
wybija wspomnienia
i czasu przestrzega

srebrny blask księżyca
o tarczę się oparł
oświetlił wskazówki
i wszystko zamotał

czyjeś smutne oczy
wpatrzone w mrok nocy
śledzą czasu przebieg
bezsenności dotyk
Sposób na samotność
 
Wymyśliłam sobie ciebie
W noc bezsenną o poranku,
Gdy uparcie w okno moje
Zerkał księżyc, bard kochanków.

Wymyśliłam sobie ciebie,
Gdyż ma dusza poraniona
Nadawała ciągle sygnał
„Skrzynka żalów przepełniona.”

Wymyśliłam ciebie sobie
Od początku, aż do końca.
Wiem, że nigdy cię nie spotkam,
Muza tylko struny trąca.
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja