niedziela, 1 września 2013
Świat znowu przed nowym atakiem zbrojnym. Mało było wojen? Chciałam się trochę odreagować, odpocząć. Grzybobranie, zbieranie, napełnianie kosza, to zajęcie bezstresowe. Tak mi się wydawało.
Dzień miałam niezborny, z niczym nie mogłam zdążyć, nie słuchałam radia, myślałam tylko o grzybach. Miał padać deszcz, niebiosa się wycofały, pogoda słoneczna więc do dzieła. 10 h telefon, wyjazd i przeszło godzinna jazda, gdyż wszystkie drogi użyteczne do dostania się do lasu zamknięte. W centrum zainteresowania Borówno, które pierwszy raz zobaczyłam z bliska.
Pół tysiąca najlepszych triathlonistów ruszyło z Borówna. Attila Szabó, najlepszy spośród tych, którzy wystartowali na dystansie Ironman, dotarł do mety po 9 godzinach.
Impreza The Panasonic Evolta Triathlon odbyła się w Borównie po raz szósty. Niedzielna rywalizacja rozpoczęła się o godz. 7 rano na plaży w Borównie. Pierwsza konkurencja to pływanie. Zawodnicy cztery razy pokonali kolejne rundy na jeziorze (w sumie 3,8 km). Potem musieli na rowerze przejechać 180 km na trasie: Borówno - Marcelewo - Żołędowo - Rynkowo. Zawodnikom mocno doskwierał silny wiatr. Meta usytuowana została na stadionie Zawiszy przy ulicy Gdańskiej. Tam też rozpoczęła się ostatnia konkurencja triathlonu. Bieg maratoński na dystansie 42 km 195 m, który rozegrany został na terenie Myślęcinka.
A niech to! Objazdy, kluczenie, w końcu znaleźliśmy się w centrum imprezy. Kilometrowe korki. Kiedy szczęśliwie udało się wyjechać z tego kotła, las nie powitał nas z otwartymi rękami. Sucho i bezgrzybnie. Dotarliśmy do jakiejś kotlinki i udało się trochę zebrać podgrzybków i koźlaków. Jestem wykończona. Być może to pogoda, ale podejrzewam, że staję się coraz słabsza.
poniedziałek, 2 września 2013
Jesienna aura dla mnie jest najtrudniejsza, nie mogę ujarzmić zdrowia. Bolą mnie zatoki, a to niby nie choroba śmiertelna, ale trudna do ogarnięcia na co dzień. Jestem otępiała, jednak się nie poddaję. Wzięłam lekarstwa, wypłukałam propolisem gardło – jak zatoki to i gardziołek – i robię to, co mam do zrobienia. Żadnych ulg, sama się w to staruszko wpakowałaś, to teraz cierp. Zatoki nie bolą, ot tak sobie, zawsze jest przyczyna.
Zmieniłam pościel, popłaciłam rachunki i zrobiłam sobie małą przerwę. Przypomniałam sobie, jak to było na początku, gdy założyłam konto. Nie robiłam przelewów, gdyż nie miałam zaufania, a może odwagi, do tego typu działań. Stałam na poczcie lub o w banku i czekałam aż pani w okienku przyjmie opłaty, nie za darmo, oczywiście. W końcu się przemogłam. Zażądałam informacji od dziecka aby nie czuć osamotnienia i przystąpiłam do obsługi konta.
- Może ty jednak zrobisz to córuniu? – zapytałam pełna nadziei, że uniknę działania.
Córunia była jednak nieustępliwa i nie dała się podejść. Gdyby ustąpiła to obsługiwałaby moje konto do dzisiaj.
- Sama zrobisz mamo! – nie było rady, przecież czytać umiem. Ja tylko bałam się o swoje pieniądze, o to, że może coś zrobię nie tak i będą kłopoty.
Tylko pierwszy raz budzi emocje, później już nie ma tej aury niewiadomego. Teraz cieszę się, że mnie przymuszano do takich działań. Staruszce najwygodniej jest powiedzieć, że czegoś nie wie, nie rozumie, nie potrafi zrobić. To nie jest prawda! Stary człowiek jest w stanie nauczyć się prawie wszystkiego - są oczywiście indywidualne zdolności i wtedy nie ma różnicy, czy ktoś jest młody czy stary – musi tylko mieć motywację do działania, ambicję i nie liczyć zbytnio na usłużność potomstwa.
Staruszkom nie należy zbytnio ulegać, gdyż one lubią, aby ktoś za nie robił, wymigując się brakiem umiejętności czy wiedzy. Staruszki mają swój staruszkowaty spryt! Lubią się pochwalić tym, że nie muszą tego robić, gdyż mają kochające dzieci, które to za nie zrobią. Dzieci popełniają błąd, od którego nie byłam wolna w stosunku do swojej mamy. Póki masz staruszko siłę i jasność umysłu, to rób sama to, co masz do zrobienia. Trzymam się twardo tej zasady i nie odstąpię od niej póki sił starczy. Oczywiście, niekiedy potrzebuję wsparcia dzieci i wiem, że zawsze mogę na nie liczyć, ale to ja proszę o pomoc, a raczej o wyjaśnienie problemów, wtedy, kiedy uważam za stosowne.
wtorek, 3 września 2013
Mam antenę telewizyjną zewnętrzną i świetny odbiór. Sprawy TV są więc już ujarzmione. Dwa kanały mam nawet w HD. Kwota, którą płaciłam za odbiór telewizji pozostanie w mojej kieszeni. Zostaje jeszcze do rozstrzygnięcia sprawa internetu. Muszę to zrobić do 13 września, gdyż umowę mam do 15 października i trzeba zadecydować, czy zostaję, czy wybieram innego dostarczyciela.
Przy okazji prac z tym związanych wypłynął znowu na powierzchnię problem mojej przestawionej leworęczności. W dzieciństwie dopilnowano abym używała prawej ręki, mimo moich oporów i protestów. Piszę prawą ręką, ale wiele czynności wykonuję w odwrotnym kierunku jak to czynią praworęczni. Szyję, wykręcam pranie… w lewą stronę co budzi niekiedy zdziwienie i chęć pouczania mnie przez tych co lepiej wiedzą! U leworęcznych bardziej aktywna jest prawa półkula. To chyba dlatego wchodząc do jakiegoś dużego pomieszczenia, gdzie muszę zająć miejsce, zawsze kieruję się na prawo. W kościele jeszcze z dobrej woli nigdy nie usiadłam po lewej stronie. Nie mówię już o obrotach w prawą lub lewą stronę, nigdy nie robię tego instynktownie, najpierw muszę pomyśleć gdzie jest lewo, a gdzie prawo.
Widocznie nie do końca mój mózg się przestawił.
czwartek, 5 września 2013
Dzień w rytmie staccato - ka-ta-ka - wstaję, kręcę się, myję - ka-ta-ka- zjadam coś, sprzątam, herbatę piję - ka-ta-ka- przepierka, zakupy, komputer - ka-ta-ka- urzędy, sprawy, zlew zepsuty - ka-ta-ka- tak przez dzień cały - ka-ta-ka- wątpliwości, uwagi, pochwały - tak, dzisiaj się zdarzyły!!!
Usiąść nie ma kiedy, i niby to człowiek jest na emeryturze. Testuję mobilny internet. Nie wiem co z tego wyniknie. Internet jak każdy inny, tylko trzeba się przyzwyczaić. W T–Mobile może mnie zwerbuje. Nie wiem czy dobrze robię. Kusi mnie cena internetu i laptopa. To nie jest najnowszy model, ale dla moich potrzeb wystarczy. W każdym razie ma lepsze parametry niż mój komputer. Zapłaciłam 25 zł za kartę, wypożyczyłam modem do przetestowania odbioru i zobaczymy. Dobrze, ze dali na tydzień (kaucja 100zł, do zwrotu po oddaniu modemu) gdyż jak na złość nie mam czasu aby usiąść choć na chwilę. Upiekłam ciasto ze śliwkami i buchty, byłam w NFZ, gdyż dostałam sanatorium na październik, a w tym czasie przyjeżdża moje słoneczko i pobiegłam układać się o przesunięcie terminu, obiecali, ale jaki będzie następny, nie wiem. Teraz muszę wziąć się za prasowanie, gdyż zeschło się na pieprz i nie ma co przetrzymywać jeszcze dłużej.
Dzień kończy się w staccato - ka-ta-ka – prasowanie, serial, szufladowanie - ka-ta-ka – mycie, lektura i spanie, spanie, spanie - ka-ta-ka – jak się uda, gdyż z tym jest coraz gorzej.
sobota, 7 września 2013
Nasze czasy nie są łatwe, zresztą nigdy czasy łatwe nie były. Mamy jednk Papieża na miarę naszych czasów, który wychodzi do ludzi i ich spraw.
http://wiadomosci.onet.pl/religia/papiez-do-samotnej-ciezarnej-kobiety-ochrzcze-twoje-dziecko/pv5cd
.....W odpowiedzi na list ekspedientki Anny Romano, która opuścił chłopak, a ona była w ciąży, papież zadzwonił mówiąc: " Ochrzczę twoje dziecko. My, chrześcijanie, nie możemy dać sobie odebrać nadziei".
Telefony Franciszka nie są przypadkowe. Dzwoni do jednej osoby, by mówić do wszystkich. Już wcześniej w jednym z kazań papież Bergoglio krytykował księży, którzy w podobnych sytuacjach odmawiają samotnym matkom ochrzczenia ich dzieci.
Anna zaznaczyła, że chce, by ta historia "była przykładem dla wielu kobiet, które czują, że są daleko od Kościoła, bo spotkały niewłaściwego mężczyznę, są rozwiedzione albo znalazły mężczyznę, który nie jest nawet godny bycia ojcem"...
Oto inna wypowiedź papieża: Osób homoseksualnych nie należy osądzać ani dyskryminować - powiedział papież.
Jednak według mnie z czymś takim, tą swoją innością, nie powinno się też obnosić. Jesteś taki, trudno, nie twoja to wina i żyj tak jak potrafisz najuczciwiej.
Idę dzisiaj zwiedzać las, mam nadzieję, że i jakieś grzyby znajdę. Będę miała o czym rozmyślać, gdyż niekiedy zacietrzewienie katolików broniących swojego wydumanego punktu widzenia mnie przeraża.
niedziela, 8 września 2013
Dzisiaj dzień wolny od wszelkich prac, niedziela! Byłam w kościele, a że dzień maryjny, wszystkie pieśni takie jak lubię. Ewangelia związana z genealogią zawsze mnie wprawia w popłoch, gdybym miała się nauczyć wszystkich imion związanych w rodziną Józefa, miałabym nie lada problem. Na szczęście mogę tylko słuchać…
W południe udało mi się złapać na Skype rodzinę córki, a szczególnie popatrzeć na wnuka, co uwielbiam robić. Zapuszcza sobie włosy, będzie przekładał za ucho. Bardzo mi się to podoba. Zapytał, czy się cieszę, że niedługo przyjedzie. No, jakby babcia nie miała się cieszyć! Niedługo już zabiorę się do przygotowań do tej wizyty.
- Babciu, lubię do ciebie przyjeżdżać – nadmienił.
- Co tam takiego jest, że chcesz jechać? – spytała jego mama. To przecież już nastolatek i przesiadywanie z babcią nie jest chyba największą atrakcją dla niego.
- Babcia! – odrzekł bez zastanawiania się – i ta atmosfera, można sobie poleżeć na zielonej kanapie, pograć w coś z babcią.
Bardzo się ucieszyłam, że te moje cztery ściany, razem ze mną i zieloną kanapą, tworzą atmosferę dla której warto przemierzyć 800 km i spędzić tutaj dziesięć dni. W tej sytuacji klamka zapadła. Myślałam, że wymienię jeszcze meble, gdyż swój czas mają, ale to raczej trzeba pomyśleć o odnowieniu, a nie wyrzuceniu. Zielona kanapa, jak się okazuje, to gwóźdź programu. Pomyślimy także o jakichś wyjściach, atrakcyjniejszych niż zielona kanapa. Kanapa jednak zostanie ze mną na zawsze, nie ma wyjścia. Tworzy atmosferę, więc była, jest i będzie.
wtorek, 10 września 2013
Wczoraj dopięłam wszystko na ostatni guzik. Załatwiona sprawa internetu i TV. Zrobiłam konfitury z aronii uprzednio mrożonej przez kilka dni. Wieczorem oglądałam „Pamiętnik pani Hanki” co przełożyło się na sny o bitwie z zagonami poległych oficerów, a przecież miało być o miłości. Poszłam spać wcześnie, gdyż „Pamiętnik gejszy” tak mnie fascynuje, że aż usypia. Po czwartej byłam już obudzona, mimo że mój organizm nie dawał przyzwolenia na bezsen. Jestem zawieszona pomiędzy jawą i snem, co nie wróży dobrze dzisiejszemu dzionkowi. Czytam notki o Temlerach nadesłane w związku z poruszaniem nieba i ziemi aby wygrzebać informacje o miejscu spoczynku ostatnich Bogdańskich. Żyją potomkowie Temlerów, ale ich wiedza na tematy mnie interesujące jest nikła.
Za oknem zawisła mgła, zamazuje kontury domów i drzew, ale to przecież mój ulubiony widok.
na mchu ułożyłam twoje imię
z giętkich igieł zielonej sosny
tuliły się do nich kropelki mgły
może tu jeszcze miłość wyrośnie
Jak widać mgła mnie nastraja lirycznie, chyba już nie pójdę spać, to nie ma sensu.
czwartek, 12 września 2013
Pracuję jak mrówka, robię zapasy na zimę. Na nic nie ma czasu. Mam nadzieję, że do soboty się uporam ze wszystkim. Poparzona jestem miejscowo, a to się dotknę do rozgrzanego gara, to nastawię rękę wprost na buchającą parę z czajnika. Bardzo przeszkadza to w dalszych pracach, gdyż takie ranki opornie się goją, a przecież ciągle coś robię w wodnym środowisku.
Przysiadłam jednak o szarej godzinie przy oknie i patrzyłam ze smutkiem na siną poświatę zwiastującą już pełnię jesieni. Lubię jesień, jednak to czas przemijania. Człowiek nosi w sobie tyle wspomnień, które przy takich okazjach powracają. Nie da się zapomnieć ludzi, zdarzeń, zapachów, dobrych i złych spraw. Moi przyjaciele żyją w moich myślach, mimo, że odeszli na zawsze. Nie mogę tego zrozumieć, jak można wyprzeć człowieka z pamięci, nawet wtedy, gdy nas skrzywdził. Przecież każdy ma swoje życie, swoje fascynacje jednak przeszłość jest częścią naszego życia. Ja zdecydowanie żyję przyszłością, gdyż interesuje mnie wszystko czego jeszcze nie wiem, ale to nie znaczy, że pozbywam się przeszłości, jest tak samo ważna jak to, co jeszcze mnie w życiu spotka. Szanujmy wspomnienia, są częścią nas.
piątek, 13 września 2013
Co za data, 13, piątak, 2013! Wysłałam totolotka, może coś trafię. Gromadzę na zimę zapasy i gromadzę. Dzisiaj zrobiłam mus z jabłek. Kiedyś jabłka obierałam ze skórki, ale teraz wykrawam tylko środek, gotuję ze skórą i blender załatwia resztę. Szybko, łatwo i bez obierania najwartościowszej, obfitującej w pektyny części jabłek.
Goszczę u siebie Luisa. Pojechaliśmy po niego, gdyż był na wakacjach. Piękny ogród, koledzy i pełny luz. W samochodzie siedział ze mną na tylnym siedzeniu, z początku cicho, ale później jego usztywnione reumatyzmem nóżki zaczęły chyba zbytnio dokuczać, gdyż wiercił się niemiłosiernie i na dodatek dyszał mi prosto w nos, co nie było przyjemne. Jakoś dojechaliśmy, teraz śpi. Wybrał sobie na kwaterę moją sypialnię. Obszedł mieszkanie, zatrzymywał się przed meblami na wyczucie, gdyż biedulka jest ślepy. Nie wiem jak pójdzie nam rano, gdyż dzisiaj już z nim nie wyjdę, a raniutko musimy się zerwać wcześnie aby wszystko poszło jak należy. Staruszka gości staruszka. To będą piękne dni…
sobota, 14 września 201
Padało, jest ciepło, wymarzona pogoda na grzyby, problem w tym, że grzybów nie ma. Pojechaliśmy do jakiegoś dziwnego lasu - ciarki przebiegają mi jeszcze po grzbiecie - miały być prawdziwki! Tylko weszłam, to miałam złe przeczucia. Zginęłam najpierw ja, to było naprawdę dziwne, przecież nawet nie odeszłam zbyt daleko, ale zupełnie nie wiedziałam w którą iść stronę. Co z tego, że mam telefon, jak nikt nie wiedział w która stronę się zapuściłam. Kiedy już poszłam po radę do mojego niezawodnego opiekuna, wiecie chyba o kogo chodzi, i jakoś odnalazłam samochód przy drodze, zginął kierowca. Naprawdę zaczęłam się bać. Naprowadzanie trwało trochę czasu, w końcu jakoś wszyscy się odnaleźli. Grzybów mało, jutro zostaję w domu, gdyż muszę ochłonąć po tych przeżyciach. Do tego koszmarnego lasu już w życiu nie pójdę.
Luisa dzisiaj karmiłam z ręki. Wcale nie chce jeść. Ciągle stoi pod drzwiami i czeka że go wyprowadzę, a jak nie, dobija się do drzwi balkonowych aby zaczerpnąć powietrza. Naprawdę nie jestem przekonana, że ludzie mieszkający w blokach powinni mieć zwierzęta, które potrzebują wybiegu, ruchu i wolności. Tak naprawdę liczy się to, czego chce człowiek, a nie zwierzę. Także ogrody zoologiczne, cyrki, napawają mnie przerażeniem. Zwierzęta powinny żyć na wolności, to, że mają ciepły kąt i strawę, to za mało. Oczywiście, to lepsze niż bezdomność, gdy już nie umie się samodzielnie żyć, ale takie przesypianie życia na kanapie, to nie jest chyba dla nich zbyt fascynujące.
niedziela, 15 września 2013
Niedziela z psem! Rano spacer z psem, w południe bieganie z psem, wieczorem przechadzka z psem, a w międzyczasie na balkonie przebieżki od prawej do lewej z psem. Najpierw ja uciekam, pies mnie goni, pies zostaje, ja uciekam i tak w kółko. Duża ilość ruchu zaowocowała lepszym apetytem, nie mówiąc o tym, że po powrocie ze spaceru pies spał jak kamień. Luis mnie inspiruje, napisałam dla niego wiersz. Trzeba pałać uczuciem do kogo się da i jak długo się da, póki ten świat jest jeszcze wart zainteresowania.
Uległość przestrzenna - Luisowi kliknij w link jak chcesz przeczytać co mam do powiedzenia na temat psów.
Wszyscy są w domu, ja ze spokojem oddaję się swoim zajęciom. Słoneczko trochę błysnęło, ale znowu leje i tak podobno ma być do końca miesiąca. Ładna perspektywa ale chociaż nie muszę jechać do Myślęcinka na kiermasz sztuki ludowej. To jedna z oznak starości chyba, chcę mieć święty spokój i już.
Oto Księżyc i nasza matuchna Ziemia widziane z Kosmosu, które ja już niedługo z takiej perspektywy też oglądać będę, jakem staruszka. Żeby już nie było, że tylko o Luisie.
poniedziałek, 16 września 2013
Jesień to trudny okres, rankiem ziąb daje się we znaki, a w południe przypieka słoneczko. Wyszłam z psem po siódmej, ale wtedy ciepła kurtka mi nie przeszkadzała, a wręcz przeciwnie, stanowiła zabezpieczenie przed chłodem. Kiedy przed południem wybrałam się z kartą mającą mnie wspomóc w zrobieniu zakupów, była obciążeniem. Przegrzanie to przecież nic dobrego, już chyba lepiej trochę się przechłodzić.
Nalewka na propolisie już jest gotowa. Stała przez dziesięć dni i od wczoraj ją stosuję. To przecież spirytusowy wyciąg, a spożywana trzy razy dzienni robie ze mnie lekko podchmieloną staruszkę. Ma mnie chronić przed przeziębieniami, wzmacniać odporność i leczyć różne dolegliwości. Ciekawa jestem kiedy taki mądry propolis wie, co ma leczyć?! Zobaczymy, może trochę się wzmocnię, gdyż ciągle coś mi dolega - zatoki, katary i bóle tu i tam. Staruszki mają to do siebie, że niedomagają.
Gdy patrzę na te sztywne Luisa nóżki, to zaraz widzę siebie, kiedy nie będę mogła swoich wyprostować. Staruszki powłóczą nogami, mają je lekko ugięte w kolanach, to przykry widok. Dojdę do takiego stanu, jak każdy, ale nie wiem co to będzie. W kościele już nie padam na kolana, gdyż boję się, że nie wstanę, wystarczy przyklękniecie. Teraz na dodatek straszą wodą święconą, podobno 86 proc. wody święconej zawiera bakterie kałowe. Wcale się nie dziwię, ile osób zamoczy w niej swoje niekoniecznie myte palce, niekiedy bywa mętna i za nic bym takiej nie tknęła. No nie wiem, czy nie należy się zastanowić głębiej nad tym problemem. Kościół nie ma złych intencji, ale… Może wystarczy się przeżegnać. http://wiadomosci.onet.pl/swiat/86-proc-wody-swieconej-zawiera-bakterie-kalowe/qdnjn
wtorek, 17 września 2013
To, że nie ma nic nowego na stronie Miłkowic, to nie znaczy, że nic się nie dzieje. Szukam uparcie wyjaśnienia, kto spoczywa w krypcie kościoła w Miłkowicach. Wiem już, że córki Janiny nie doczekały się potomstwa, ale Helena, która wyszła za mąż za Temlera, miała syna i jego potomkowie żyją. Odezwali się do mnie Temlerowie, ale oprócz tego, że potwierdzają, że Helena była ich krewną, nic nie wnoszą nowego, oprócz tego co ja już wiem. Wskazano mi Temlera żyjącego obecnie w Alabamie, który ma być bliższym krewnym i zobaczymy, czy zdołam z nim nawiązać kontakt. Pani w USC wzięła też na siebie obowiązek przejrzenia spisu zgonów na przestrzeni dwudziestu lat mnie interesujących, może coś się znajdzie. Mam już wyrzuty sumienia, że ludziom przysparzam pracy, ale jak mam tam dojechać. Będę w tej okolicy dopiero na wiosnę. Zakończę kryptę, gdyż pamięć tym ludziom się należy i składam broń. Chyba już dosyć tego wszystkiego. Mnie też należy się odpoczynek.
Tak dla przypomnienia podaję link do "Strażnika z zaświatów" który ma ścisły związek z kryptą kościoła.
http://milkowice.pl.tl/Mi%26%23322%3Bkowska-Sfera-Nieznanego.htm
Może ja też, mimo, że prawie bierna obserwatorka, mam do spłacenia dług wobec strażników kościoła?! Może dlatego tak się w to wszystko angażuję.
środa, 18 września 2013
Pożegnaliśmy Sławomira Mrożka, z honorami ale bez przepychanek, gdzie ma spocząć. Pochowany jest w Panteonie Narodowym w kościele św. św. Piotra i Pawła w Krakowie, należy się to takiemu pisarzowi. Najbardziej mnie wzruszył Jerzy Stuhr. Pięknie jest zamilknąć nad grobem.
Wczoraj obejrzałam „Emigrantów”, warto było. Marek Kondrat i Zbigniew Zamachowski dali nie lada popis sztuki aktorskiej. Ciągle od czegoś uciekamy, do czegoś dążymy, aby w końcu stwierdzić, że od siebie nie ma ucieczki ani do innych krajów, ani lądów nieznanych. Niewolnicza mentalność! Każdy jest zniewolony przez coś lub kogoś, tylko może nie chce zdawać sobie z tego sprawy. Mrożek to mistrz groteski i absurdu, bawi do łez i zmusza do zastanawiania się nad życiem .
Ja też wyciągnęłam swoje wnioski. Kto jest bardziej szczęśliwy, ten który czuje się wysublimowanym intelektualistą, czy ten, kto zbytnio nie zastanawia się nad życiem tylko pracuje i przedłuża gatunek? Efekt końcowy w sztuce to przecież wyrównanie szans. Czy można tęsknić za czymś, czego się nie zna? Może minimalizm życiowy to jest szczęście, a nie zszarzenie? Tylko jak wtedy wyglądał by świat?!
czwartek, 19 września 2013
Zrobiono mi USG i okazało się że nie mam kamieni w nerkach! Tak! Sama stworzyłam i sama zlikwidowałam. Receptura dosyć prosta, tylko trzeba trochę cierpliwości. Codziennie na czczo piłam szklankę ciepłej wody z łyżką miodu i połówką cytryny, oczywiście wyciśniętej. Po kamieniach nie ma śladu. Jedna sprawa z głowy, ale za to na głowie jesienne sprzątanie. Przed zimą trzeba się uporać z oknami, firankami i dokładnym wysprzątaniem, łącznie z przetarciem szaf terpentyną aby nic, co nie jest mile widziane, się nie zadomowiło. Rozłożyłam pracę na dwa tygodnie, gdyż wystarczy mi dzienne jedno zadanie. Dzisiaj uporałam się z oknem w dużym pokoju, firanką i musem jabłkowym. Lubię szarlotkę, a zimą nie chce mi się przygotowywać jabłek, a teraz hurtem obieram i miksuję, zagotuję i słoik za 1 zł jest gotowy. Opłaci się trochę się wysilić.
Nareszcie grzeją. Zupełnie inne życie, wczoraj myślałam że zlodowacieję, opatulona w koc siedziałam na fotelu i byłam negatywnie nastawiona do świata.
Przypomniał mi się jeszcze jeden przepis na uodpornienie. 1 litr świeżych żurawin, są na bazarku, widocznie jest na nie sezon, ćwierć kilograma cukru, albo miodu jak kto woli, zmiksuj, włóż do słoja i schowaj w lodówce. Pij codziennie – szklanka dobrze ciepłej wody, 2 łyżeczki żurawiny i imbir, świeży lub mielony. Uodparnia, zapobiega infekcjom, dróg moczowych także, i korzystnie wpływa na organizm. Jak to się przechowa nie wiem, gdyż przecież się nie pasteryzuje ani nie smaży. Ma przetrwać, zobaczymy. Mikstur mam już tyle, że chyba wystarczy abym je używała, to już jeść nie będę musiała. Wyszło z częstochowskim rymem, ała –ała, wcale tego nie zamierzałam, gdyż byłoby mi wstyd.
piątek, 20 września 2013
Ursula K. Le Guin
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie jasny jest lot sokoła.
Nomen omen piszę to w piątek. Może w ciemności zabłyśnie światło! Mam zamiar przywieźć z lasu wrzos na przekór przesądom, uprzedzeniom i niechęci do wrzosów. Jestem zachwycona leśnymi wrzosami, zdecydowałam się mieć w domu bukiecik wrzosów, niech się wali, niech się pali. Mam nadzieję, że jutro w lesie nie zaginę razem z wrzosem. Widziałam na bazarku skrzynki z prawdziwkami, to dla mnie wskazówka - ja też coś uzbieram... albo nie, ale wrzosy na pewno znajdę. Czekam na jutrzejszy ranek z radością, niech tylko pogoda dopisze.
poniedziałek, 23 września 2013
Doigrałam się, hasałam po lesie, po chaszczach, obrzeżach lasów świerkowo- sosnowych aby tylko uzbierać grzybów, których jest jak na lekarstwo. Trochę uzbierałam, ale przyniosłam nie tylko grzyby, na czapce i we włosach przytaszczyłam kleszcze. To był szok! Tyle lat chodziłam do lasu i nigdy nie natknęłam się na mieszkańców lasów, które we mnie budzą przerażenie. Trochę czasu minęło, zanim nie doznałam szoku dotykając "czegoś" na mojej szyi. Myślałam, że to mały pajączek, ale to był kleszczunio. Obejrzałam czapkę, no oczywiście, odkryłam mieszkańców lasu! Wytrzepałam całą garderobę nad brodzikiem, unicestwiłam przybyszów, wszystko wpakowałam do pralki, a sama weszłam pod prysznic i myłam się aż do bólu. Odkurzyłam całe mieszkanie, ale czy jest możliwość dotarcia do każdego zakamarka?!
Jesteś na siebie strasznie zła. Kto mi kazał wchodzić w tak niedostępne miejsca. Teraz mam co w domu robić, nie mówiąc już o tym, że jestem czujna na najmniejsze dotknięcie.
Poczytałam o kleszczach i to podobno plaga nie tylko lasów, ale także ogrodów, łąk, placów zabaw, parków. Gołębie są nosicielami. Wyżaliłam się znajomemu, skwitował to krótko, jego pies nosi obrożę przeciw kleszczową. To co ja mam robić? Też sobie na szyję założyć obrożę gdy pójdę do lasu? Chyba lepiej zrezygnuję z tych wypraw. Grzyby nie mają żadnej wartości odżywczej, tylko smakową. Jak już będzie trzeba to lepiej kupię torebkę. Tylko lasu żal, poszumu wiatru w koronach drzew, ciszy i ekscytacji, gdy zdołam znaleźć ładny okaz grzyba. Dla mnie to gra z losem o przychylność, pomyślność i zbiory cieszące oko i serce. Koniec grzybobrań, mam nadzieję, że wytrzymam.
wtorek, 24 września 2013
„Twórca Treo Jeff Hawkins nawołuje do nowego spojrzenia na mózg - nie jak na szybki procesor, ale jak na system pamięci, który składuje i odtwarza doświadczenia, by pomóc nam inteligentnie przewidywać co się stanie za chwilę.”
Szybciej czy później sztuczna inteligencja zacznie działać. Planuje się przenieść działania mózgu na komputer.
Byle nie na mój, gdyż mam niekiedy wrażenie, że uderzę go w twarz, gdy zaczyna spowalniać. Mózgiem kieruje wyższa świadomość, a naszemu mózgowi wiele można wmówić, gdy mamy dosyć determinacji aby to zrobić. Ludzie potrafią nawet odwlekać moment śmierci aby załatwić ziemskie sprawy dla nich ważne.
Był czas, że moje tu i teraz mieszało mi się z innymi wymiarami. Na szczęście mam to już za sobą. Przypomniałam sobie pewną opowieść, którą chcę przytoczyć w wielkim skrócie.
Narzeczeni nie zawarli ślubu, gdyż chłopak zginął w wypadku. Była to miłość wielka i szalona, ale do miłości trzeba dwojga. Dziewczyna odbyła żałobę, kilka lat spędziła samotnie ale czekała już na nią nowa miłość, która warta była małżeństwa. Problem był w tym, że nie można było małżeństwa zawrzeć gdyż ciągle coś stało na przeszkodzie, a to choroba, a to przeszkody materialne… Nawet zakupione obrączki przez przyszłego oblubieńca zginęły tocząc się po podłodze. Wszystko to wyglądało wielce podejrzanie. W końcu matka przyszłej panny młodej zwróciła się do osób parających się magią i udało się przekonać dawnego narzeczonego będącego już w zaświatach o odejściu i uwolnieniu dziewczyny ze złożonych mu obietnic.
Od tej pory wszystko zaczęło iść gładko, odbył się ślub, młodzi żyli długo i szczęśliwie. To jest historia prawdziwa. Nie umieramy do końca, a nasz mózg jest wykonawcą, a nie kreatorem naszego życia.
środa, 25 września 2013
Walter de la Mare „ Away”
Nie smuć się przecież
Czas leczy rany
I smutki koi
W duszy człowieczej
Grób miłość dzieli
I więzi burzy
Spójrz, słońce świeci
Wnet się rozchmurzy
Kwiaty zakwitły
Dzień nowy lśni
Wcale już nie płacz do tamtych dni
Bo spotkasz druha
Będzie nim śmierć
Wszystko co było
Nieważne jest
Żadnej żałoby
Jest zapomnienie
Nie ma tęsknoty
Stajesz się cieniem.
Ten wiersz mnie poruszył. Ktoś by powiedział, powtórzono to już dziesiątki razy, ale tak nie jest, dla mnie nie. Zapomnieć możemy w życiu wszystko, największy ból mija, ale zostaje w nas pamięć, ukryte w zakamarkach mózgu obrazy ożywają pod wpływem chwili, snu, zdjęcia i okazuje się, że pamiętamy wszystko doskonale, twarze ożywają, kolorem błyszczą krajobrazy a my trwamy w naszej rzeczywistości i żyjemy. Słońce świeci, chmurki rozciągają się jasnymi pasmami po niebie, idylla. Druh się jednak zjawi któregoś ranka, pomoże zamknąć nam oczy i co spotkamy w tej nowej krainie?! Ciekawa jestem kto mnie powita po drugiej stronie…
Idę dzisiaj na spotkanie w klubie dyskusyjnym, ten wiersz właśnie z książki nad którą roztoczy się dyskusja. Przeczytałam ją dwa miesiące temu, gdyż załapaliśmy się na przerwę wakacyjną, i z bólem muszę stwierdzić, że zbyt wiele nie pamiętam. Luźne opowiadania, mimo że mnie poruszyły, uleciały jakoś z pamięci. Wertuję ją teraz abym mogła coś na jej temat powiedzieć. Starość jest piękna, nie zaśmieca umysłu zbędnymi sprawami.
czwartek, 26 września 2013
Wyprowadzono mnie z błędu odnośnie kleszczy, to nie one mnie podobno oblazły, a strzyżaki! No fakt, było ich kilka i nawet jeden miał skrzydełka. Podobno nie są zbyt groźne. Garną się do ciemnych ubrań biorąc ludzi za jelenie i sarny, które są ich żywicielami. Może jednak pójdę do lasu, znowu na spacer, gdyż zapowiadają przymrozki.
http://swiatmakrodotcom.wordpress.com/2012/10/24/strzyzaki-lipoptena-spp-muchowki-prawie-jak-kleszcze/
Wczoraj w czasie spotkania, zachęcona przez koleżankę dyskutantkę, ściągnęłam lekturę „Pięćdziesiąt twarzy Greya” autorki E L James, gdyż w bibliotekach jest nie do zdobycia. Jakoś mi ta książka umknęła, a przecież kobiety na całym świecie – prawniczki, lekarki, sekretarki i sprzedawczynie, cały przekrój społeczny - zaczytują się podobno w niej do nieprzytomności. Nie mogę być gorsza mimo, że nie jestem już w wieku poborowym, ale przecież wiem o co chodzi. Zaczęłam czytać i oniemiałam. Ależ to zwykłe czytadło, romansidło, harlequin. Przeczytałam 150 stron i dobrnę do końca, gdyż muszę w pełni wyrobić sobie o niej opinię. Widocznie kobietki lubują się w takich książkach, chcą, niech czytają.
Zastanowiło mnie, że Grey – pan Szary – oczy ma szare, a włosy ciemno-kasztanowe. U naszej rasy takiego odcienia jeszcze nie spotkałam u osobników płci męskiej! Kobiety nanoszą na włosy farbę i wszystko gra, ale facet, też się podfarbowuje?! Ana, ta to mnie rozbawia, wchodzi na czworakach do gabinetu Greya, pijana obficie wymiotuje w jego obecności i na dodatek te ciągłe zwiotczenie nóg, watowatość, aż woła o laskę do podpierania się, aby nie upadła, co często jej się zdarza i to bez podtekstów.
Tyle mam do powiedzenia o tym dziele literackim po przeczytaniu 150 stron. Dalej chyba nie będzie lepiej, ale to nigdy nie wiadomo.:)
Kobietom czegoś brak w alkowach - monotonia i wypełnianie obowiązków z oczami wbitymi w sufit, szukają więc mocnych wrażeń, a im prościej to podane, tym lepiej, gdyż łatwiej przejść do stworzonej przez autorkę erotycznej , sado-masochistycznej atmosfery.
Ja lubię dobrą lekturę i dlatego przed snem pocztałam ale zupełnie inny gatunek literacki. No cóż, staruszka.:)
piątek, 27 września 2013
Ostatnio jadam jajka prawie codziennie, gdyż dowiedziałam się, że cholesterol od spożywania jajek wcale się nie podniesie. Jajka są zdrowe, a zresztą co ja się będę martwiła, mam ochotę to jem. Problem w tym, jakie jajka i gdzie kupować. Przeczytałam kiedyś artykuł w „Polityce”, który w związku z tym sobie przypomniałam.
Przewodnikiem są tu cztery cyfry: od 0 do 3.
„3” oznacza chów klatkowy – kury całe życie spędzają zamknięte w klatkach w budynkach fermy. Nie widzą naturalnego światła, nigdy nie będą miały szans swobodnie się poruszać.
„2” to tzw. chów ściółkowy – od klatkowego różni się tylko tym, że ptaki mogą w miarę swobodnie się przemieszczać, ale przez całe życie pozostają zamknięte w budynku.
„1” to chów na wolnym wybiegu – kury mają dostęp, jak sama nazwa podpowiada, do wybiegu (najczęściej ogrodzonego), na którym na jednego ptaka przypada minimum 4 m kw. powierzchni.
„0” to jajka ekologiczne. Od „jedynek” różnią się niewiele – np. tym, że kury dostają karmę ekologiczną, a antybiotykami leczone są dopiero w ostateczności i mają trochę więcej miejsca.
Wyhodowane w klatkach pozbawione są zarazków na skorupce, te z wolnego wybiegu biegają po podwórku i zjadają wszystko co się nawinie pod dziob a i zanieczyszczeń na skorupkach mają najwięcej. Płaci się za nie trzy razy drożej, a smakiem i wartością odżywczą nie różnią się wcale - są badania. Jaki sens jest przepłacać i skąd pewność, że kupujesz takie jajka jakie poleca ci pani stojąca z koszem na bazarze?! Mogła je nabyć jako niewymiarowe i sprzedawać bez pieczątek na bazarku zarabiają dodatkowo. Warto polecany artykuł przeczytać. Mając te wszystkie informacje kupuję w sklepie. Smakują doskonale.
sobota, 28 września 2013
Sobota mija z Radiem Złote Przeboje. Ostatnio słucham tej stacji. Muzyczka w tle; nie jest agresywna, nie przeszkadza, cieszy ucho i koi duszę. Czytam książkę - jest podkładem umilającym lekturę, sprzątam - dodaje energii i zachęca do pracy, zasypiam - nastraja i łagodnie układa do snu.
Siedzę teraz i wyglądam przez okno, radio w tle, a niebo bełta kolory, nakłada warstwy chmur w kolorze stalowo-szaro–sinym na ostry lazur nieba. Tak bogatej faktury nie ma w żadnej innej porze roku, no może w zimowe przedwieczory, wtedy jednak niebo układa wzory, a teraz to impresja niebieska.
Co się tam w górze dzieje!
W jednej chwili brudny granat rozciąga się aż po horyzont, a im wyżej, tym jaśniej, rozświetlone szarości nakładają się na brudną biel lekkich chmurek, aby za chwilę wszystko się odmieniło i wtedy horyzont rozświetla się jasnym blaskiem w odcieniu zgaszonej czerwieni, a niebo pochmurnieje i odziewa się ciemnym, koronkowym szalem. Słońce zachodzi z drugiej strony bloku i widzę tylko jego ostry blask w szybach bloku naprzeciwko. Przeziera też przez koronkowy abażur liści. W końcu niebo szarzeje, blednie i układa się do snu.
Oj ciężko będzie to wszystko zostawić. Nie wiadomo już która pora roku lepsza do odchodzenia. Taki nastrojowy wieczór jesienny ma swój urok, więc może jeszcze nie w tym roku, mam to i owo do załatwienia, a i popatrzeć na to piękno mam ochotę. Serce zalewa "radość tak cicha, że aż smutna".
O jesieni
Leopold Staff
Już jesień. Liść na drzewie rzednie.
Jeszcze ostatnim złotem gore,
A z nim spokojnie gaśnie, blednie,
Co nie umiało umrzeć w porę.
Pogodny schyłek dnia łagodzi,
Co myśl mąciła bałamutna,
I w serce miłościwie schodzi
Radość tak cicha, że aż smutna.
niedziela, 29 września 2013
Temat powraca jak bumerang, raz wprawiony w ruch widocznie nie zatraca na swojej aktualności. Bliskim już wybiłam to z głowy i dają mi spokój, ale odezwała się do mnie znajoma, z którą nie utrzymywałam długo kontaktu. Ciągłe zmiany miejsca zamieszkania nie sprzyjają bliskiej więzi, a gdy ta już chwiejna była u podstaw, to zupełnie z czasem zanika. Napisała, to kontynuowałam rozmowę. Po rytualnych - no jak tam, jak zdrowie, gdzie mieszkasz, co porabiasz, padło sakramentalne pytanie: Sama jesteś, czy już masz kogoś?
Na mnie to działa jak płachta na byka, ale powściągnęłam się wewnętrznie i stwierdziłam, że ze względu na wiek i zdrowie dożywam życia sama, w moich czterech ścianach i jest mi z tym dobrze.
Zdziwiła się, ale ponieważ nie podtrzymywałam tematu, dała spokój. Sama ma męża więc uważa, że bez osobnika płci męskiej życie nie ma sensu. Na tym może zakończę rozmowę, choć była wielowątkowa, ale skupię się nad problemem bycia z kimś.
W wieku, kiedy ludziom sprawia to radość, jest to dla młodszej generacji sprawa najważniejsza. Ja to rozumiem, przykro jest być samemu. Dzielenie radości i smutków z drugą osobą jest dla człowieka ważne, ale tylko wtedy, gdy jest to osoba tego warta, w przeciwnym wypadku też lepiej być samemu. Stary człowiek, a szczególnie kobieta od której oczekuje się funkcji opiekuńczej, nie garnie się do takich związków. Dosyć się w życiu każda naopiekowała, namatkowała, naspełniała ról wszelakich i po co na starość ma sobie jeszcze dokładać obowiązków. Co to dla mnie za różnica, czy ja wieczorem oglądam film sama czy z kimś? Dla mnie jest ważny film, a nie to, że ktoś trzyma mnie za rękę, albo drzemie w moim towarzystwie na kanapie. Mnie nawet kot jest niepotrzebny, gdyż nie mam zamiaru na następne pochówki. Jestem sama, wstaję kiedy chcę, jem co chcę, świecę światło w środku nocy, przewracam kartki książki tak długo jak mam na to ochotę…
Fakt, że mnie to trochę wyprowadza z równowagi może dawać do myślenia, ale to naprawdę tylko sugestie. Jestem staruszką, mam urodę staruszki, szczególnie jak mi coś dolega i cienie kładą mi się pod oczyma, i nie mam zamiaru oczekiwać aby ktoś mi współczuł. Mam dosyć dobroci w sobie aby traktować się z należytą estymą.
Szkoda mi tylko tego, że taka piękna pogoda, a ja odmówiłam udział w wyprawie do lasu, gdyż trochę niedomagam. Nie mogę narażać zdrowia. Niedługo muszę stanąć na wysokości zadania jako pani domu, to odpowiedzialne zadanie i wymagające dobrej kondycji.
poniedziałek, 30 września 2013
Jak dobrze, że wrzesień się kończy. Prawdą jest, że jestem o jeden miesiąc starsza, ale jakoś tak wrzesień wlókł bez wdzięku to i dobrze, że minął. Co prawda wczorajsze przyjęcie rozjaśniło trochę dzień i dodało blasku miesiącowi, gdyż ciasto było pyszne, a je ostatnio nie piekłam nic aby trochę zyskać na urodzie, więc odbiłam to sobie, ale to kropelka szczęścia w morzu codzienności.
Zaglądam od kilku dni do poczty jak zakochana nastolatka, czekając na maila. Tyle się po nim spodziewam, a nie wiadomo nawet czy nadejdzie. Muszę wziąć się w garść, niczego nie przyspieszę, a tylko karmię się nadzieją. Jestem już staruszką i wszelkie niepowodzenia muszę przyjmować z godnością. Do dnia dzisiejszego nie dostałam obiecanego wiersza i też muszę jakoś się z tym pogodzić. Ktoś, kto pisał na znanym mi portalu, nigdy się nie ujawnił, a szkoda! Ciekawa jestem jak to wyglądało. Życie to nie tylko pasmo radości, to także udręki, oczekiwania, nadzieje, klęski i upadki, może nawet tych jest najwięcej, ale przecież jakoś się podnosimy, uśmiechamy i żyjemy. Nic nie trwa wiecznie, wszystko kiedyś się kończy, stare ustępuje aby działo się w naszym życiu coś nowego.
Dzisiaj na konto wpłynie emerytura, świat się rozpogodzi, to pewne. Nie mam długów, co to, to nie. Wkraczam na nowe tory i niechby już tak zostało.
|