grudzień 2013
1 grudnia 2013
Wróciłam z sanatorium w Ciechocinku. Pobyt miał mi przywrócić sprawność, hm. "Krystynka" super. Nabyłam zdjęcie za 3 złocisze aby Elunia, moja współlokatorka, wpisała mi dedykację. W turnusie 140, z haczykiem, kuracjuszy, część na zdjęciu poniżej, w tym ja - biały berecik i zielonkawa, ciepła kurtka, tak na wszelki wypadek. Przydała się, oj, przydała. Ela w ciemnej kurtce, cecha szczególna - tempo marszów niewyobrażalnie szybkie.
Przyjazd, deszcz, mgła, lokowanie kuracjuszy, pokój "ekskluziw", dwuosobowy, telewizor, radio, ręczniki, poranniki, łazienka, suszarka. sympatyczna współlokatorka, badania, ustalenie zabiegów, przystojny lekarz,och!!!, miła pielęgniarka, kucharki kwalifikowane, suppper szybkie kelnerki, smaczny obiad, obfita kolacja, rozwojowi stołownicy, super wyżerka, wczesny ranek - 7 godzina!!!, zabiegi, kąpiele, masaże, gimnastyka, śniadanie, dresy, klapki, rozchylone szlafroki, ciasno związane szlafroki, emeryci, młodsi, starsi, wieczór, ekwilibrystyka parkietowa, dla mnie 3 x nie – bez komputera, bez słodyczy, bez tańców! – propozycje, sypozycje, deszcz, mgła, wiatr, lekkie przebłyski słońca, urodziwa pani KO, energiczna pani KO, dowcipna pani KO, ognisko, spacery, tężnie, kościół, meleks, kot, kotek, kotuś…, deżawi czy co?!, spotkania, pogadanki, sprzedaż obwoźna, składanie serwetek, cerkiew,deszcz i mgła, pałacyk prezydencki!!!, wiatr, deszcz, słońce!, łóżko nefrytowe, łóżko wodne, wirówka, basen, bóle kręgosłupa, katar, leżenie na łóżku, telewizja, leżenie w łóżku, bezsen, rozmowy, prywatne spotkanie z uczestniczką Powstania Warszawskiego, bieg w górę po schodach, zjazd windą w dół, obsesyjne ważenie się, mgła, wiatr, spacer szybki, spacer wolny, zabiegi, coś tu i coś tam, badanie końcowe, wypis, wyjazd, przyjazd, i nareszcie w domu. Jestem.
Galeria hallas.pl.tl/Galeria-obraz%F3w/kat-18.htm
wtorek, 3 grudnia 2013
Codzienność jest pracowita, tego nie da się ukryć. Wszystko, co miałam w walizce uprałam. Zawsze, gdy wracam, ładuję rzeczy do pralki do najmniejszej sztuki. Nie mogę jakoś zaakceptować zapachu innego domu. Moje rzeczy mają mieć zapach dobrze mi znajomy, inaczej nie mogę włożyć ich do szafy. Mam już to za sobą. Takie drobiazgi jak zakupy, gotowanie, sprzątane już się nie liczą.
Muszę stwierdzić, że energii mi przybyło, tylko nie wiadomo na jak długo wystarczy. Jutro spędzę dzionek w przychodni, mam umówione dwie wizyty. Poczytam sobie, popatrzę na przyrodę za oknem, też nie ma lekko, musi zamierać na dobre pół roku. Widzę tutaj pewną analogię, ja swoim – 3 x nie budziłam opory, ale przecież robiłam to co chciałam i już. Drzew się nikt nie pyta dlaczego gubią liście, a ja musiałam się gęsto tłumaczyć. W domu, cztery kąty i kaloryfer piąty, o nic się nie pytają. Żyjemy w zgodzie i szacunku dla siebie. Dom to jest dom.
środa, 4 grudnia 2013
Bawiłam dzisiaj w przychodni. Zaliczyłam aż dwóch lekarzy! Pani reumatolog ma pretensję, że rzadko ją odwiedzam. Przyznaję, chodzę tylko wtedy, gdy chcę zdobyć skierowanie na zabiegi. Musiałam mieć zapisane leki, ale to nie jest przyjemne. Są tak drogie, że chyba mianują mnie honorowym klientem apteki! U drugiego lekarza, mojej ukochanej lekarki rodzinnej, też nie poszło mi zbyt dobrze, znowu trzeba powtórzyć badania. Oj, jakie „lecznicze” jest życie staruszki.
Dzisiaj w przychodni dominowała starsza młodzież, mamy z dziećmi. Dwuletnia panienka bardzo biadoliła po pobraniu krwi. Okręcała się ciągle wokół nogi mamy – mama nogi miała świetne, odziane w spodnie rurki – i "piskliła", że boli ją rączka. Troskliwa mama nachyliła się i zaptytała:
- Pokaż, gdzie boli cię rączka?
- Tutaj – odrzekła córeńka pokazując paluszkiem okolice nadgarstka.
- Krewka była tutaj pobierana – mama pokazała zgięcie w okolicach łokcia troskliwie nakryte gazą i podtrzymywane cały czas przez małą.
- Tak, ale rączka boli mnie tutaj – dziewczynka nie dawała się zbić z pantałyku.
Bardzo mnie to rozbawiło, zaczęłam się śmiać, co nie było dobrym posunięciem, gdyż osoba schowała się za mamą i tylko zerkała na mnie z boku.
Mnie pojutrze też będzie bolała rączka, tylko nie będzie się komu poskarżyć. Trudno. Dzisiaj i tak jest dobry dzień, moja szkoła o mnie nie zapomniała, przydadzą się pieniążki, oj przydadzą.
6 grudnia 2013
Uważam, że mężczyźni to osobniki ludzkie, które niekiedy wiedzą to, co mnie umyka. Pisałam już wiele razy, że mój komputer to też staruszek, jedziemy na jednym wózku. Ostatnio „rozdziawił” się Oficce, a uściślając Word. Nie mogłam zapisać nic w PDF, a zaistniała taka konieczność. Przecież robiłam to wiele razy, a teraz szlaban. Byłam trochę bezradna, ale pewien pan dał sobie z tym radę. To było dla mnie trochę przykre, gdyż wytykał mi, tak mimochodem niby, że to ja posługuję się tym programem, a nie on, ale sprawiedliwości musi się stać zadość. Dał sobie radę z problemem.
W sanatorium, kiedy to dyskusje przybierają różne kierunki, damskie grono nie radziło sobie ze stopniami oficerskimi w WP. Osobiście miałam kłopot z lokalizacją pułkownika. Wstyd, gdyż kiedyś mieliśmy obowiązkowe PO i trzeba było to wykuć na blachę. Jakoś to mi jednak uciekło. Poradziłam się w tej sprawie pewnego miłego pana, jakoś go zlokalizował, ale zastrzegł się, że wojsko go nie interesuje. Inny lepiej sobie z tym poradził, oczywiście ze wszystkimi stopniami, gdyż ja jak już czymś się zajmuję, to dogłębnie, ale zatknęło mnie, kiedy to w drodze powrotnej, osobnik płci męskiej wyrecytował stopnie oficerskie ze wszystkimi niuansami. Chciał mi jeszcze dorzucić marynarkę wojenną, ale zrezygnowałam. Nie mogłam już tego udźwignąć. To było coś!
Wspomnę jeszcze o czarodzieju, który zdołał odszukać akt urodzenia pani ze strony Miłkowic, o której nic nie było wiadomo, oprócz daty urodzenia, którą zdołałam odnaleźć. Jak on to zrobił, nie wiem.
Trochę czuję się tym wszystkim przygnębiona, ale nie ukrywam, że lubię inteligentnych mężczyzn. W końcu jakieś atuty powinni mieć.
Z okazji Mikołajek przesyłam serdeczności, gdyż prezentów nie da się przesłać. A szkoda. Ja już zjadłam połowę tabliczki czekolady z nadzieniem miętowym firmy „terrawita” którą Mikołaj podrzucił mi we wczesnych godzinach rannych do skrzynki na listy. Ciekawa jestem skąd wiedział jaką lubię?!
sobota, 7 grudnia 2013
Odszedł Nelson Mandela, człowiek wielkiego formatu. „Być wolnym, to przebaczyć…” powiedział. Jak mądre to słowa. Życie stawia przed nami wezwania, większe i mniejsze, na naszą miarę. Wychodzimy niekiedy z tych zmagań poobijani, z poczuciem krzywdy. Jedyną mądrą rzeczą, jaką możemy w takiej sytuacji uczynić, to przebaczyć tym, którzy przyczynili się do naszego bólu, poczucia przegranej, naszej niejednokrotnie niezawinionej krzywdy, nieszczęść. Stało się, nie zmienimy tego i musimy się ze wszystkim pogodzić. Przed nami dni, które przyjdą, nowe zdarzenia, nowi ludzie.
Jedyne, czego się w życiu bałam, to tego, abym nie osierociła moich dzieci. Nie mogłam ścierpieć myśli, że ktoś inny by nimi poniewierał, nie kochał, nie opiekował się jak należy. Na szczęście udało się i mimo, że moje życie wisiało niekiedy na cienkim włosku przeznaczenia, nie odebrano mi tej łaski, jaką jest wychowywanie własnego potomstwa. Dzieci dały mi tyle radości i spełnienia, że nawet gdyby teraz o mnie zupełnie zapomniały z jakiejś tam przyczyny i tak byłabym szczęśliwa, że mogłam patrzeć na ich uśmiechy tylko dla mnie, pierwsze kroczki, wyciągnięte do mnie rączki i wszystkie dziecięce mądrości i dokonania.
Teraz jestem stara, niekiedy samotna aż do bólu, ale nie narzekam. Lubię nawet swoją samotność, gdyż daje mi wolność. Stary człowiek inaczej funkcjonuje, potrzebuje spokoju, czasu na sen w porze wybranej przez siebie, posiłków służących jego organizmowi, niekiedy już zużytemu i z licznymi usterkami. Obecność innych ludzi bywa dla niego kłopotliwa, gdyż musi się do nich dostosować. Niekiedy nadmiar troski bywa męczący. Dopóki umysł nie odmawia posłuszeństwa, a codzienne czynności dają się utrzymać w ryzach – wypełniane wolno, coraz wolniej, ale jednak – dobrze jest być zdanym na siebie. Zmusza to do aktywności, stwarza poczucie zadowolenia, że radzimy sobie sami. Starość jest inna, ale przecież każdy okres w naszym życiu ma jakieś cechy szczególne, trzeba to przeżyć i tyle.
niedziela, 8 grudnia 2013
Kiedy dzisiaj rankiem spojrzałam w okno, wiedziałam już, że mroźna cisza zagarnęła wszystko, drzewa, bezchmurne niebo, białe połacie śniegu za oknem. Mróz nadaje ciszy stalowy blask, czyni przestrzeń bezwładną i potulną. - 6 stopni , a to niespodzianka! Mamy zimę.
Cisza robi na mnie zawsze duże wrażenie. Gdy wracam do domu po dłuższej nieobecności, mieszkanie wita mnie ciszą. To jest coś bardzo nieuchwytnego, ale istnieje - ogarnięte bezwładem przedmioty, zastygłe w takim stanie, w jakim je zostawiłam, czas zgęstniały datą oznakowaną na kalendarzu, która zatrzymała się i nie może się przesunąć, jak stary zegar odmawiający posłuszeństwa, odpoczywające łóżko nakryte kapą i kwiaty w ciszy w radością dokładające sobie liści. Spokój im sprzyja.
Kiedy zaczynam natychmiast niekończącą się wędrówką od pomieszczenia do pomieszczenia związaną z powrotem, dom ożywa. W kuchni świergoli imbryk, szumią rury napełnione wodą po okręceniu zaworów, walizka odsłania opasłe wnętrze, wracają na miejsce przybory toaletowe, radio smęci dozując wiadomości i muzyczkę, jestem u siebie. Przysiadam niekiedy o szarej godzinie na fotelu na wprost okna, obezwładniam nosicieli dźwięków, obrazu i słowa, i wsłuchuję się w ciszę napierającą na okna. Mój dom z grzeczności słucha jej razem ze mną.
poniedziałek, 9 grudnia 2013
Każde spotkanie kryje jakąś tajemnicę, przecież nie wiemy, co przyniesie. Wczoraj usłyszałam historię z happy endem, która mnie wzruszyła. Nasza dawna znajoma wyszła za mąż w wieku lat sześćdziesięciu z dużą nawiązką. Specjalnie się nie dziwię, gdyż miała wszelkie atuty pociągające męską społeczność - figura modelki mimo wieku, uroda trochę zgaszona, ale teraz chyba rozbłyśnie, dobroć, zaradność, łagodność … Na urodę zwracam uwagę, gdyż poprzedni partner miał w charakterze dominację i tylko dzięki jej dobrej woli ten związek trwał. Takie kobiety bywają przygaszone. Teraz wszystko jest inaczej. Spotkała kogoś, kto dostrzegł jej zalety, docenił i pokochał, z wzajemnością zresztą. I to gdzie? W sanatorium! Nie da się ukryć, że spotykają się tam ludzie starsi, samotni, a sytuacja sprzyja nawiązywaniu znajomości.
Piszę o tym, gdyż jest to najlepszy dowód na to, że los wyrównuje krzywdy, stawia na drodze ludzi, którzy są tymi właściwymi. Nie należy nigdy tracić nadziei, to, co jest dla nas zaplanowane, wypełni się i jak mamy być szczęśliwi, to będziemy nawet u schyłku życia.
Każdy wybiera to, co dla niego jest najważniejsze, a ta druga połówka czeka gdzieś tam i gdy nie spotkasz jej teraz, to może przy następnym ciągnieniu kart losu. Osobiście bardzo się cieszę, że naszą panią X spotkało w życiu szczęście. Życzę im, aby los się do nich uśmiechał szeroko i zamaszyście.
wtorek, 10 grudnia 2013
Wędruję po moim mieście z poświęceniem. Na Rynku choinka sięgająca nieba pod wpływem "Ksawerego" legła jak długa i zmieniła się w stertę gałęzi. Anioły ustawione w szeregu na moście przygotowują się do celebry świąt. Trzeba nabyć prezenty, odwiedzić lekarzy aby wytrzymać trudy świętowania. W przychodniach siedzą staruszki - najczęściej!, panowie w wieku zaawansowanym przychodzą pod opieką żon potulni jak baranki.
Życie w związku w starszym wieku bywa zajmujące. Wieczorem koncert teatralny na dwa gardziołka był tego dowodem, Ania Seniuk i Janusz Gajos sięgnęli wyżyn sztuki teatralnej. Ich małżeńskie przepychanki bawiły, ale też zmuszały do myślenia nad ciosami, jakie sobie sami zadajemy – „Udrękia życia” i tyle. Bywa, że na starość z partnerem jest źle, rutyna zabija uczucia, ale samotność też boli – Gunkel zazdrościł małżonkom Popochom nawet możliwości kłócenia się. Kiedy Jona, który chciał odejść od żony, umiera, też jest źle, gdyż Lewiwa zostaje sama. Kiedy jest dobrze i z kim jest dobrze?! Chyba nigdy, gdyż zawsze to, co mamy, nas uwiera, ale gdy „to” tracimy, jesteśmy wystawieni na nowe doświadczenia losu, miotające nami jak wiatr trzcinami na brzegu jeziora. Trzeba wtedy bardzo uważać, aby nie wpaść do wody, co może się zdarzyć także w "nieustępliwym" związku.
Pamiętacie?
…chłop pyta żony:
Czy wyroku treść pamięta?
Ona milczy jak zaklęta.
U progu suka ich wita;
"Pódź tu, moja ogolona!"
- Woła mąż, na to kobieta:
"Pójdź tu, moja ostrzyżona!"
Mazur wściekł się, już nie gada
Ani żonie odpowiada,
Tylko wziąwszy pod rękawki
Wlecze ją wprost do sadzawki
I topi jak kadź ogórków.
Ona, nie nawykła nurków,
Już się zachłysnęła nieraz;
On, trzymając za ramiona,
Gnębi krzycząc: "A no teraz;
Czy golona, czy strzyżona?"
Biedaczka, ze śmiercią w walce,
Czując skonu paraliże,
Wytknęła tylko dwa palce
I za odpowiedź palcami,
Jakby dwiema nożycami,
Mężowi pod nosem strzyże.
Ustąpić? Nie, lepiej umrzeć!
środa, 11 grudnia 2013
Nie wiem już czy śmiać się czy płakać. Przyrządzanie posiłków nikogo nie ominie. Gadamy sobie niekiedy w babskim gronie o przepisach, ciekawostkach kulinarnych i raptem przypomniało mi się, że można ułatwić sobie czynność rozgniatania czosnku. Mam dwa wyciskacze, jeden piękny, chromowany i mało użyteczny i drugi, toporny, taka „ruska maszyna” kupiona na bazarze, odlany z aluminium z jakimiś domieszkami, który od lat sprawdza się w mojej kuchni. Ten elegancki leży zapomniany, a ten niezgraba jest w ciągłym użyciu. Odpada mi nawet konieczność obierania ząbków czosnku, gdyż wystarczy obrać je palcami tylko z wierzchnich odpadających łusek, włożyć we wgłębienie, nacisnąć i załatwione. Później wybiera się tylko pozostałość i kontynuuje pracę w nieskończoność…
Co wiedziałam, to powiedziałam. Moja rozmówczyni nabyła narzędzie, zastosowała podaną przeze mnie technikę i co? Wyciskacz stracił użyteczność, gdyż główka, czy jak to tam nazwać, naciskająca na ząbek czosnku, uległa złamaniu! Jak to można było zrobić, to nie wiem. Widocznie zrobić można wszystko, jak ktoś się przyłoży. Podejrzewam, że pani włożyła czosnek twardą stroną, a taką czosnek przecież posiada i nie było możliwości przepchnięcia. Oczywiście, że trzeba włożyć ząbek „noskiem” ,który jest niezasklepiony, gdyż inaczej nawet młot tego nie zmiażdży.
I dorobiłam się! Teraz ja jestem obwiniana o to, że przyrząd uległ zniszczeniu. Nie wiem już, czy mam odkupić narzędzie?! Może przeprosić za niedoinformowanie? Ja, gdy czuję opór materii, to zaprzestaję działań i sprawdzam co się dzieje. Nie znaczy to, że niczego nie udało mi się popsuć, ależ miałam też wpadki. Najlepiej jak do wszystkiego każdy dojdzie sam, wtedy nie popełni błędu końcowego. Nie będę już udzielała rad. Trudno. Ja też całe życie się uczę.
piątek, 13 grudnia 2013
„ A ja jestem proszę pana na zakręcie, moje prawo to jest pańskie lewo…” moje życie jakoś dziwnie się teraz kręci, chyba sobie guza nabiję o przygięte do ziemi drzewo. Dzisiaj data wredna taka - 13 piątek 2013! Co się wydarzy? Nie jestem zbyt przesądna, ale taka kumulacja może być niebezpieczna.
Koniecznie muszę skupić się na kontaktach towarzyskich, jakoś tak dziwnie kurczą się i zamierają. Nie mam czasu, nie mam, i nic na to nie poradzę, jednak żyć samemu się nie da. GG to już zupełnie zacichło, zaglądam tam tylko rankiem, aby dowiedzieć się, czy ktoś do mnie coś napisał. Piszą też już coraz rzadziej, a nawet słoneczka nie błyszczą. Chyba mnie pousuwali z kontaktów! Nie dziwię się, ja się nie odzywam, to inni też się nie odzywają.
Naszą Klasę kompletnie zarzuciłam, na Facebooku jakoś się nie odnajduję, Twitter też mi nie leży, no jeszcze Skype mnie przyjmuje i od czasu do czasu z kimś pogadam, a z niektórymi to nawet codziennie. Coraz więcej wiadomości typu – nie odzywałam, czy nie odzywałem się, gdyż tak boli mnie kręgosłup, że nie daję rady siedzieć przy komputerze, albo, jeszcze bardziej wyraziście – miałem udar, leżałem w szpitalu i teraz nie mogę mówić! Boję się, że niedługo ja też takie informacje będę wysyłać. Odzywajcie się do mnie, nawet wtedy, gdy ja nie przejawiam inicjatywy. Lubię ludzi i chętnie z nimi rozmawiam, tylko ten czas, który ucieka, a ja nie dogonię uciekającego, gdyż zajęta jestem ponad miarę. Muszę coś tu jednak zmienić, tak być nie może.
Dzisiaj piątek, 13 Roku Pańskiego 2013, od dzisiaj zaczynam wszystko zmieniać!!!
sobota, 14 grudnia 2013
Zdublowana trzynastka minęła i świat się nie zawalił. Co prawda wpadła mi do zlewu zapalniczka do gazu i na dłuższą chwilę zamarła, jednak umieściłam ją na uchwycie od piecyka, gdzie akurat nabierała rumieńców zapiekanka z ryżu z jabłkami nakryta płaszczykiem bezy – co za pyszności! – i jakoś doszła do siebie. Obecnie funkcjonuje bez oporów, a już myślałam, że muszę kupić nową…
Dzisiaj radosna jak skowronek przemieszczam się po mieszkaniu w tanecznym rytmie. Radio PiK nadaje stare przeboje. Pełna animuszu posprzątałam łazienkę i czekam na „podwózkę”. Zaraz pojadę do Galerii Pomorskiej robić świąteczne zakupy. Jestem także umówiona na przejażdżkę nowym mostem - 1) Uniwersyteckim lub - 2) im. Lecha Kaczyńskiego. Ciekawa jestem, która nazwa się przyjmie? Ponieważ akurat „podwózka” zgłosiła godzinne opóźnienie, zabrałam się do gotowania kapusty swojego kiszenia. Sam ukisiłam, jednak nie mam jakoś przekonania, aby ją spożywać jako surówkę. Dołożę do niej przesmażone pieczarki i będzie jako dodatek do obiadu. Gotuję ziemniaki i zrobię kopytka kraszone boczkiem.
Za tydzień zacznie się szaleństwo świąteczne, byle przetrwać i być w użytkowej formie. W tym roku olśnię wszystkim wystrojem świątecznego stołu, mam już plan. Prace zostały podzielone i przydzielone więc pracy nie będzie zbyt wiele.
niedziela, 15 grudnia 2013
Już późno, ale zmieniłam pościel, gdyż niedobrze mi się zrobiło, gdy obejrzałam zdjęcia http://kobieta.onet.pl/zdrowie/profilaktyka/roztocza-kurzu-domowego-jak-sie-ich-pozbyc/xkfsf
Co my mamy w łóżku?! Przecież wietrzę i zmieniam dosyć często pościel, ale takie towarzystwo mnie przeraża. W człowieku robale, na skórze robale, sami współlokatorzy. Chyba dobrze nie będę dzisiaj spała. Życzę jednak miłych snów w tak uroczym towarzystwie.
poniedziałek, 16 grudnia 2013
Jaka ja jestem dzisiaj wyspana! Czyżby to znaczyło, że przedtem spałam w licznym „roztoczonym” towarzystwie, a może to efekt stosowania metody B.S.M.? Znalazłam książkę, którą pożyczyłam i teraz po latach do mnie wróciła. Czytałam w łóżku, gdyż to mnie zawsze uspokaja, trzymając równocześnie rękę na głowie. W niczym mi to nie przeszkadzało, a rezultaty rewelacyjne!!!
Jaki miałam dzisiaj piękny dzień. Nic mnie nie bolało, a to coś, co mi się ostatnio nie zdarza. Byłam u kolejnego lekarza w łańcuchu wyznaczonym przez mojego lekarza rodzinnego. Szalenie sympatyczny osobnik, a to lekarz, do którego ja nie lubię chodzić. Panie wiedzą o jaką specjalność chodzi. Stwierdził w końcu, że zrobił wszystko abym wyniosła jak najlepsze wrażenie. I wyniosłam. Dostałam skierowanie na badanie krwi. To już trzecie! Niedługo krwi mi zacznie brakować… Mają to być markery nowotworowe. Pan doktor powiedział, że to wyróżnienie i robi to tylko dla mnie. Czuję się szalenie wyróżniona. Zobaczymy jakie będą wyniki. Co prawda zbytnio się nie przejmuję, gdyż jeszcze w mojej rodzinie z taką chorobą nie mieliśmy do czynienia, ale kto to wie …
Przyznać trzeba, że warunki przyjmowania pacjentek są teraz zupełnie inne, niż kiedyś bywały. Z gabinetu drzwi prowadzą do rozbieralni z wc, bidetem, umywalką. Świat idzie naprzód.
Powłóczyłam się później po sklepach z kartką w ręku, aby zrealizować chociaż część z listy świątecznej. Moje córki dzwoniły jedna po drugiej. Od rana nie było mnie na posterunku wirtualnym, a to budziło podejrzenie, że może coś ze mną nie tak. Jest dobrze, a nawet lepiej niż codziennie. Jest świetnie.
wtorek, 17 grudnia 2013
Dobra passa nie trwa wiecznie. W końcu nie poszłam na pobranie krwi. Doszłam do wniosku, że dlaczego mam sobie i rodzinie psuć święta, gdyby wyniki mnie nie zadawalały. Zawsze mam czas, aby to zrobić, tydzień czy dwa nie robi chyba różnicy. Byłam za to u fryzjera. Trochę wyrównano mi grzywkę, podcięto tył i jestem już w trakcie wydłużania włosów. Całe życie tak mam, wyhoduję włosy do ramion, obetnę na zapałkę i znowu zapuszczam. Rotacja wokół włosów, a może głowy?, trwa. Nie wiem jakie uwagi brać serio, gdyż jedna córka mówi - zapuszczaj mamo, lepiej ci w dłuższych, druga stwierdza – w krótkich wyglądasz młodziej. Jestem staruszką i liczy się wygoda, a nie uroda, a one by chciały ze mnie zrobić „pięknotkę”.
środa, 18 grudnia 2013
Przedświąteczny czas. Sprzątam, piorę, prasuję. Nikt tego za mnie nie zrobi. Firanki lśnią bielą, niech się bielą, w końcu idą święta. W przerwie wysłałam życzenia świąteczne, już chyba czas. Jestem dłużnikiem wobec moich Współtwórców. Dzięki ich wsparciu i zaangażowaniu moja strona nabrała wagi i może nazywać się stroną dokumentalną.
Usiadłam do komputera, gdyż w TV nie ma co oglądać, same powtórki. W każdym razie na moich kanałach. Wzruszyło mnie zdjęcie z kategorii najlepszych zdjęć, które zamieszczam. Jaka zgodna rodzinka, tylko opłatka im brak.
Wyróżnienie w kategorii One Shot, Extraordinary: David Lazar, Australia - Masai Mara, Kenia
czwartek, 17 grudnia 2013
Można posłuchać kolęd klikając w dowolny przycisk. Zapraszam.
piątek, 20 grudnia 2013
Inne teraz Święta, bez śniegu i mrozu, nie to, co drzewiej bywało! Śnieg po pas był normą, skrzypiał pod butami, zawiewał drogi. Teraz plucha i szaroburość, a jednak święta mają swój urok. W końcu to ludzie tworzą nastrój i świąteczną atmosferę. Nie wiem ile jeszcze spotkań z rodziną przy wigilijnym stole, ale póki jest nadzieja, że będę razem z bliskimi, serce przepełnia radość.
„…bo to co nas spotyka przychodzi spoza nas” napisał Jan Twardowski.
My możemy wiele chcieć, snuć plany, ale nie jesteśmy w stanie przewidzieć czy jutrzejszy dzień będzie jeszcze nasz. Wszystko już mam przygotowane, prezenty zgromadzone, w sercu radość. Słucham kolęd i czekam dnia, kiedy podzielimy się opłatkiem, usiądziemy przy wspólnym stole, popłyną dźwięki kolędy, uraczymy się potrawami wigilijnymi. Każdy ma już wyznaczony front robót. Mnie najbardziej cieszy wspólne działanie z wnukiem, przygotujemy wystrój wigilijny. Plany są szerokie, zobaczymy jak nam wszystko wypadnie. Babci się nie odmawia, więc mogę liczyć na współpracę, inicjatywę i współdziałanie. Niech tylko zdrowie nie płata psikusów, a będzie pięknie, świątecznie i radośnie. To już za kilka dni przecież…
sobota, 21 grudnia 2013
Nie należy bać się Świąt, przyjdą i przejdą. Zaczynają się na kilka dni przed Wigilią, kończą po Nowym Roku. Dzień Wigilii to szukanie równowagi w rodzinie.
Żona – główny strateg świąt, aby tylko ze wszystkim zdążyć, aby się udała kolacja, wszyscy byli zadowoleni. Należy skupić rodzinę przy przygotowaniach, zachęcić, stworzyć nastrój świąteczny. Mąż ma usmażyć karpie, dzieci niech przygotują makiełki, pierogi będziemy lepić wspólnie. Resztę jakoś sama ogarnę.
Dzieci – są pośrodku, przecież są nasze, wspólne!
- W przygotowaniach muszą brać udział wszyscy, gdyż inaczej przez cały rok jedno będzie zwalało obowiązki na drugie – wieszczy mama.
- Nie lubię pracować w kuchni! – dziecko dziarsko rzuca odpowiedź.
- Nie musisz lubić, masz wspólnie pracować ze wszystkimi. Przecież zgodę w rodzinie lubisz? Przekonuje mama.
- Lubię, dobrze, już dobrze. Co mam robić?
Robi, byle szybciej, byle się wyrwać i zająć swoimi sprawami.
Mąż– Choinka już stoi wystrojona - ubierałem razem z dziećmi!, zakupy zrobione, śmieci wyniesione, to chyba wystarczy. Mój wkład już jest. Z kuchni dobiega wołanie małżonki – Heniutek, już czas przygotować ryby, muszą dojść przed kolacją. Śledzie też ty przygotuj, masz najlepsze wyczucie w tym względzie.
-Jeszcze to! Najgorsza robota dla mnie – myśli pan domu. Biegnie jednak do kuchni podśpiewując kolędę, niech żona się ucieszy, dzieci widzą, że tato się integeruje z rodziną w przygotowaniach. Święta, święta, święta…
Kolacja.
Wszyscy wymyci, przyczesani, wystrojeni, goście przybieżeli, na wieszaku tłok, reszta paltotów w pokoju obok, nastrój rozszczebiotany, choinka płonie, leżakuje opłatek, życzenia, pobrzmiewa kolęda, kolacja.
- Heniuś, pomóż nosić wazy i półmiski – zachęca małżonka szeptem prosto w ucho mężowskie. Lekkie przyczajenie, jednak wstaje, naczynia wypełnione po brzegi fruwają z kuchni do pokoju, goście chwalą, jedzą – Chwała Bogu, bo przecież mogło nie smakować – żołądki wypełnione, nowinki przekazane, wspomnienia dopełnione, wszyscy z chęcią odnoszą talerze i półmiski do kuchni, przecież jakoś chcą pomagać. W zmywarce trzepocą naczynia jak wróbele w piasku.
Teraz na stole kompot z suszu, kawa i herbata, ciasta wszelkich rodzajów z makowcem w roli głównej, zaczyna się rozpakowywanie prezentów, trzask papieru, nurkowanie w torebkach bożenarodzeniowych, zachwyt, podziękowania, wydziwiania, wychwalania i nareszcie śpiewanie kolęd. Wzruszenie chwyta za gardło, głosy mieszają się w tonacjach różnorakich, zbliża się północ, pasterka. Najważniejsza część Świąt za nami, później już tylko z górki…
Życzę szczęśliwych, wartych pamięci Świąt Bożego Narodzenia spędzonych w spokoju i radości z Rodziną.
Niech Aniołowie czuwają nad nami, nie mają odpoczynku, nigdy, nawet w Święta.
sobota, 28 grudnia 2013
Jestem pełna wrażeń. Święta, mimo że okupione długą podróżą, przyniosły niezapomniane przeżycia. Domostwo zastaliśmy przygotowane, wszystko zapięte na ostatni guzik, choinka pachnąca żywicą i ozdobiona bombkami, życzliwość i radość ze spotkania dopełniały całości.
Ja z wnukiem wzięliśmy na siebie dekorację świątecznego stołu, wypadła pięknie. Tak zdolne dwie osoby nie mogły niczego przeoczyć! W kuchni każdy dostał zadanie, które wykonał najlepiej jak potrafił. Wieczór wigilijny był piękny, chór kolędników przy stole, przy fortepianie zasiadali kolejno pianiści, flecik w ręku wnuka uświetniał wszystko, babcia raz po raz ocierała oczy wzruszona do głębi.
Na stole rozwijała się w przyśpieszonym tempie róża jerychońska nabierając zielonego blasku. Prezenty jak zwykle znalazły się w moim ręku, sterowałam nimi sprawnie i z oddaniem.
Poświąteczne dojadanie trwało całe święta. Pani domu wystąpiła z wyszukanymi wypiekami. Chyba wystarczy relacji świątecznej. Od wczoraj zmagam się z Windowsem 8! Myślę, że najgorsze mam za sobą. Teraz już tylko dopieszczanie i oswajanie się z nowościami. Trochę już jestem zmęczona, ale mam to, co chciałam mieć. Jeszcze troszkę, jeszcze ciut i nie będzie żadnych tajemnic szanowna Ósemko. Staruszki łatwo się nie poddają, a w dodatku wspomagane przez życzliwych ludzi, dadzą sobie radę. Najważniejsze programy już działają, system w miarę oswojony, będzie dobrze.
poniedziałek, 30 grudnia 2013
Proponuję na dzień dzisiejszy przepis na rybę, prosty i niesamowicie dobry, a jak ja już tak mówię, osoba, która w kuchni bywa z obowiązku, możecie mi wierzyć. Podpatrzyłam u mojego zięcia. Mam nadzieję, że nie będzie miał nic przeciwko temu aby go udostępnić. Ja jakoś takiego sposobu nie praktykowałam do tej pory.
Sprawić rybę - on robił sandacza, ale ja wczoraj naszą bałtycką – sprawić, to znaczy zostawić na noc pociętą w kawałki obłożone cebulą, posolone lekko, i skropione obficie mlekiem. Smażyć na patelni w następujący sposób – wlać oliwę na patelnię, włożyć papier do pieczenia tak dużo, aby oliwa nie wpływała na papier, wlać troszkę oliwy na papier - ryba nie może przywierać przecież, następnie na rozgrzaną patelnię z papierem kłaść kawałki ryby i podsmażyć, przewrócić na drugą stronę, skropić lekko cytryną, popieprzyć, wycisnąć czosnek na każdy kawałek rybki, obłożyć estragonem, najlepiej świeżym, ale ja miałam suszony i też było dobrze, dosmażyć kilka minut.
Danie gotowe, nie ma dużo tłuszczu, nie przypala się, jest naprawdę smaczne. Jak macie ochotę to wypróbujcie, ja pójdę już przy smażeniu tym torem, wygodny, bez utrudnień typu zapach rybi w domu. Polecam.
Może macie inne wypróbowane sposoby, to proszę się ze mną podzielić, ale tego warto spróbować.
wtorek, 31 grudnia 2013
Nadszedł upragniony dzień zakończenia roku. Co przyniósł stary, wiemy, ale co się zdarzy w nowym, nie możemy przewidzieć, oby był dobry.
Od samego rana robię zakupy, gotuję i zaraz zabiorę się za robienie pasztetu z soi. Wszystko mam przygotowane, stygnie w kuchni, i jeszcze tylko etap mielenia, wsad do piecyka i będę miała wolne. Pichcenie w kuchni uskutecznię do południa i później zaczynam świętowanie przy huku kapiszonów i petard. Nie wiem komu chce się tak czcić odchodzący rok już od rana, ale widocznie każdy ma swoją wizję świętowania.
Mojego spokoju strzeże osadzona na balkonie czarna wrona o imieniu Stefa. Dostałam ją jako prezent pod choinkę. Mam słabość do tych ptaków! Przedtem ciągle u mnie gościły gołębie i sroki robiąc wielki rwetes. Nie byłam zadowolona z takiego towarzystwa. Teraz nastał spokój jak makiem zasiał. Jakoś nie mają ochoty odwiedzać mie kłócące się i traktujące moje parapety jako toaletę ptaszyska. Zastanawiam się tylko, czy przysiądzie się do Stefy jakaś koleżanka?!
Ten ptak to moja najwieksza zdobycz!!!
Obawiam się tylko czy podczas wieczornej strzelaniny nie dozna uszczerbku. Zostaję w domu, jakoś nie mam ochoty nigdzie iść, i gdyby coś się działo złego, rzucę się jej na ratunek, nawet gdybym miała narazić życie.
Dużo szczęścia w Nowym Roku życzę. Nigdy nie wiemy kiedy ono zapuka do naszych drzwi, może to będzie czas roku 2014? Wydaje się nam, że jesteśmy szczęśliwi, ale przecież szczęście zawsze może być bardziej ogromniaste, wyrazistsze i zalewające nas falą doznań, o której nie mieliśmy pojęcia.
Do siego roku!!!
|