sierpień 2013

Sierpień 2013


czwartek, 1 sierpnia 2013

„…I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią w noc,
i poczułeś, jak się jeży w dźwięku minut - zło.
Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką.
Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?”

K.K. Baczyński

Godzina W
! Powstanie warszawskie -1 sierpnia do 3 października 1944. Wystąpienie zbrojne przeciwko okupującym Warszawę wojskom niemieckim, zorganizowane przez Armię Krajową w ramach akcji „Burza. Bez względu na oceny, bohaterstwo ludzi biorących w nim udział pozostanie chlubą narodu.
Jakie to szczęście, że moje pokolenie i moich dzieci nie musi z bronią w ręku udowadniać, że Polska jest dla nich najważniejsza. Kiedy pomyślę o powstańcach, niekiedy przecież jeszcze dzieciach, matczyne serce kurczy się z bólu. Jak One  to wszystko przeżyły, o ile przeżyły..
.

 

 piątek, 2 sierpnia 2013
Mój komputer dzisiaj muli, tak jak mój mózg w któryś dzień. Nie wiem co się wtedy stało, ale nie mogłam sobie nic przypomnieć. Byłam u lekarza po zapas leków(147zł) i w drodze do apteki usilnie chciałam sobie przypomnieć o co mam poprosić przy zakupie, gdyż zawsze biorę fakturę. Poziom honoru trochę mi opadł i składam co roku taką dokumentację,  co przekłada się na określoną kwotę na poratowanie zdrowia. Inni mogą to i ja mogę!!!  Póki co, jakieś fundusze mają, a ja się nie pcham co kwartał, raz w roku mi wystarczy. I właśnie chodziło o taką fakturę, której to nazwy nie mogłam sobie przypomnieć. Byłam już blisko apteki i powzięłam postanowienie – jak sobie nie przypomnę, to o nią nie poproszę, nie będę stosowała żadnych opisów przybliżających problem i patrzyła na miły uśmiech pań, co to, to nie. Tak to już jakoś jest, że gdy się zdenerwuję, lub coś stawiam na ostrzu noża, to pamięć wraca mi momentalnie. Chyba szwankują synapsy i dopiero dawka adrenaliny przywraca ład i porządek.
Dzisiaj też nie jestem w najlepszej formie. Obudziłam się o 3 w nocy i nie mogłam zasnąć. Przyczyną było postawione mi zadanie, które przerastało moje uwrażliwienie na zwierzątka. Sąsiadka poprosiła mnie o wyprowadzenie pieska. Koty lubię, ale z psami mam trochę kłopotu, szczególnie gdy duży. Łasił się do mnie od wczoraj, gdy pierwszy raz odbyliśmy rundkę wokół bloku. Ja się jednak boję i już.
Nie mogłam w nocy spać, ale też nic nie mogłam robić, ani krzyżówki, ani lektura. Zasnęłam nad ranem i kiedy już obudził mnie budzik i byłam gotowa do wyjścia, zapukała jej córka, która zdążyła wrócić i uwolniła mnie od psiego obowiązku. Niewyspana jednak jestem i konieczna jest „dosypka”. Chciałam wstawić akta na stronę, ale to nie jest możliwe. Wszystko mi się plącze. Najpierw pośpię sobie, a później zabiorę się do roboty. Mulenie mózgu to przykra przypadłość.

sobota, 3 sierpnia 2013
Napisałam kiedyś taki wierszyk
http://wiersze.kobieta.pl/wiersze/podaj-dalej-258963
Ponieważ ja nigdy nie wiem, gdzie mam te swoje „arcydzieła”, wpisałam frazę w Google i niespodzianka, wierszyk jest na beju, ale także w innych miejscach, mimo, że nikt mnie nie informował, że chce umieścić go u siebie. Trudno - pomyślałam sobie – widocznie wart jest powielenia. Tak naprawdę, to tylko ta ostatnia fraza jakoś wyszła, reszta jest taka sobie, ale nie to jest ważne, ważne jest przesłanie „dzieła”.
Tutaj, w wirtualnym świecie, wszyscy sobie jakoś pomagają. Przyjmują to jako rzecz naturalną. Ty mnie udzielisz wsparcia, a ja zrewanżuję się, niekoniecznie tobie, ale komuś innemu potrzebującemu rady, i tak się rachunki wyrównują. Nikt nikomu za pomoc nie płaci, gdyż nikt tego nie oczekuje. Wystarczy dziękuję i sprawa jest załatwiona. Mam dużo szczęścia do ludzi, zawsze, gdy istnieje potrzeba, znajdzie się pomocnik. No, niektórzy to chyba bardzo przesadzili ze współpracą ze mną, ale pokryjmy to całunem milczenia, starali się chyba ponad miarę.

Ostatnio miałam taki przypadek. Ktoś, kto bardzo mnie wspierał swoją pracą i zaangażowaniem w moje sprawy, miał też do mnie prośbę. Bardzo się ucieszyłam, że mogłam też jakoś pomóc, starałam się wypełnić wszystko jak najlepiej potrafiłam i udało się. Pociągnęło to za sobą jednak pewne wydatki finansowe, a wiecie jaka ja jestem posażna dama, poinformowałam go o tym, podałam kwotę jaką musiałam zapłacić i pan X miał przelać ją na moje konto. Uważałam, że byłam w porządku. Jednak osoba ta wyceniła także mój czas poświęcony na załatwienie sprawy, telefony i wszystko co się z tym wiązało… To już gruba przesada!!! i przesłała na moje konto kwotę kilka razy większą!!! Zatknęło mnie… Wiem, że pan X chciał jak najlepiej, ale trzeba liczyć się z tym, że im człowiek biedniejszy, tym bardziej jest czuły na tym punkcie! Oczywiście odliczyłam co trzeba i resztę odesłałam. Gdyby to było w czasach, kiedy miałam lepsze notowania finansowe, sprawę bym załatwiła i wcale o pieniądzach bym nie wspominała traktując to jako grzeczność pod jego adresem. Jest jednak, jak jest! Staruszka jest biedna, tylko to takie dziwne ubóstwo, gdyż ono mi wcale w życiu nie przeszkadza.

Sprawy na dzień dzisiejszy mają się średnio. Sama już nie wiem gdzie i kto popełnił błąd. Pan X może się obrazić, że odesłałam resztówkę, może się przestać odzywać, a każda z tych opcji dla mnie nie byłaby korzystna… Ja przecież za jego pracę nie płacę i nawet do głowy by mi nie przyszło aby wynagradzać pan X i inne osoby współpracujące ze mną.


W związku z zaistniałą sytuacją Wszystkim, którzy mnie wspierają, serdecznie dziękuję. Cenię Wasz trud i poświęcenie dla sprawy. Niech życie Was za to wszystko, co dla mnie robicie, wynagrodzi szczęściem i bogactwem, ducha lub fortuny, co tam komu jest bardziej potrzebne. Ja wierzę w „powracającą falę”. To dla Was kochani ten wierszyk:

…wszystko płynie jak fala
którą ocean życia kołysze
co dałeś wróci do ciebie
dobro dobrem zło złem
cisza uczynków ciszą…

poniedziałek, 5 sierpnia 2013
Starość ma różne oblicza. „Jakie życie, taka śmieć” śpiewała kiedyś Edyta Gepert. Nie dziwi nic… Może tak, a może nie. Nie chce mówić o swojej starości, gdyż uważam że mam dobrą, sama już nie wiem czy na taką zasłużyłam, może tak, a może nie?! Miałam przecież dobre i złe dni, kto tam myśli o starości, gdy jest młody, może o starości tak, ale nie o swojej. Ona zalega gdzieś w odległych ostępach życia, ale kiedyś się wyłania z mroków i stajesz w obliczu lat przeżytych niespodziewanie szybko, mimo, że miałeś tyle czasu aby się do tej chwili przygotować, jesteś zaskoczony, że to już!!! 
Dzisiaj jednak piszę o zwierzętach i o ich starości. Luisa uwieczniłam na blogu
http://halla.blog.onet.pl/
Chcę jeszcze opowiedzieć o dwóch kotach, które spotkałam w trakcie spaceru z Luisem. Śliczne, łagodne i takie ufne, dachowce, ale pełne uroku. Spotkałam je pod oknem życzliwej osoby karmiącej gołębie. Mieszkała na parterze, podopieczni więc uwijali się na trawniku zbierając jedzonko, a wśród nich siedziały dwa piękne koty wpatrując się jak w obraz w okno, w którego ramach lśniła dobrocią twarz Matki Opiekunki Zwierząt Odrzuconych! Zadziwił mnie ten widok, niecodzienny przyznaję, gołębie spoufalone z kotami… Spytałam o tę swoistą symbiozę i dowiedziałam się, że koty straciły dom po śmierci swych opiekunów. Nie miał się kto nimi zaopiekować i przeszły do piwnic, a teraz przychodzą pod okno, gdzie mogą znaleźć trochę pożywienia. Ta pani wystawiała im miseczkę z jedzeniem, problem jest jednak w tym, że one oczekują chyba na takie jedzenie, jakie kiedyś dostawały – lubią polędwicę, pałeczki dla kotów… Kocie jedzenie z puszki to już dla nich ostateczność. Ta pani kupuje im niekiedy przysmaki, do których były przyzwyczajone, ale kogo stać na takie luksusy dla kotów, gdy samemu ma się kłopoty.
Zastanawiam się jaki los je czeka, na jaką starośc zasłużyły, czy takie doświadczenia nie są dla nich zbyt trudne, czy zdołają je przetrwać… A w ich oczach taka ufność i łagodność...



wtorek, 6 sierpnia 2013
Ocielenie globalne objęło moje miasto, 320 C w cieniu! Siedzę w domu i zajmuję się swoimi sprawami. Rano obudziłam się po 530 i nie miałam zamiaru wstawać, co to, to nie, przemieściłam się tylko na balkon, gdzie mam rozłożony materac, nakryłam kołdrą na upały i przespałam do 830 , tak długo się tylko dało, gdyż wścibskie słońce zmusiło mnie do opuszczenia letniego łoża. Prawdę powiedziawszy, gdybym się nie bała ciemności i rozgwieżdżonego nieba, przeniosłabym się tam ze spankiem. Nie mam jednak odwagi. Bez dachu nad głową, nawet prowizorycznego, nocą nie zasnę, a wsparcia nie ma znikąd…
Poszłam rankiem na bazarek, gdzie zaopatrzyłam się w owoce i teraz spożywam je w postaci koktajli, na surowo, i popijając kompot. Nigdzie się dzisiaj nie wybieram, mam co prawda znowu pracę zleconą, ale odłożę to na koniec tygodnia, nawet córka musi poczekać. Przesłali mi dzisiaj zdjęcia z wakacji w Turcji. Cieszę się, że wszyscy wypoczęli, teraz już zaczęła się szkoła i praca.


Mój wnuk przesłał mi takie oto  zdjęcie, uważając, że się ucieszę! Lubi niekiedy tak mnie lekko wystraszyć przychodząc z włochatą gąsienicą w ręku i później dodawać mi odwagi: – Babciu, czego tu się bać. To takie małe stworzonko. Ale ja się boję jak licho, nawet nie tylko boję, ale mam wstręt do wszystkiego co pełza. Widocznie uważał, że krab wywoła też u mnie mrowienie skóry. Ja się z nim rozprawię, niech tylko wróci ze szkoły.




środa, 7 sierpnia 2013
Dzisiaj przygotowałam na obiad gazpacho, smaczny i zdrowy chłodnik. Za chłodnikami nie przepadam, ale ten mi smakował. Ma właściwości obniżające ciśnienie krwi, co dla mnie nie jest bez znaczenia. 
Oto przepis na tanie, szybkie i łatwe gazpacho domowe - ściągnęłam z internetu, gdyż nie ma u mnie w domu tradycji jadania dań meksykańskich.
Przepis na cztery osoby:
• 6 dojrzałych pomidorów,
• 1 ogórek,
• ½ czerwonej papryki,
• ½ zielonej papryki,
• 2 małe cebule,
• 1 ząbek czosnku,
• sok z 2 cytryn (lub więcej, do smaku),
• 6 łyżek stołowych octu,
• ½ szklanki oliwy z oliwek,
• bazylia,  sproszkowana papryka,  pieprz i sól,
• szklanka wody.
Przygotowanie:
• Przeciśnij czosnek przez praskę, a cebulę drobno posiekaj.
• Umyj pomidory, ogórek i paprykę. Ogórek obierz i usuń nasiona z papryki, a następnie wszystkie warzywa pokrój na kawałki.
• Zmiksuj warzywa z czosnkiem i cebulą, dodaj oliwę, ocet, sok z cytryny, bazylię, sól, pieprz i sproszkowaną paprykę. Jeśli całość jest zbyt gęsta, dodaj trochę wody. Starannie wymieszaj i odstaw na dwie godziny do lodówki.
 
czwartek, 8 sierpnia 2013
Mimo, że staram się mało wychodzić, jednak upał i tak daje się we znaki. Za to z suszeniem prania nie ma problemu, schnie nieomal od ręki. Muszę poprać koce, narzuty i wszystko co długo schnie. Upał się niedługo skończy, już jesień za pasem.



piątek, 9 sierpnia 2013
Wszystkie sprawy zamrożone w związku z upałami, dzisiaj zostały załatwione. Zajęło mi to większą część dnia. Mam nadzieję, że chociaż coś z tego wyniknie. Wieczorem zajęłam się pamiętnikami powstania 1863 roku i znalazłam wzmiankę, że w kierunku Miłkowic ruszyło przegrupowanie wojska. Bardzo dużo… Powstańca, który poległ we dworze, w dalszym ciągu nie ma. Obejrzałam wreszcie do końca film „Gigi” . Taki mały relaks. Ładne buzie, przystojni mężczyźni i kobiety, które miały talie jak osy. Może trochę schudnę, gdyż nie było czasu się objadać. Na obiad był omlet z malinami i jogurtem – szybko, łatwo i przyjemnie. Pyszności.


sobota, 10 sierpnia 2013
Od rana czytałam pamiętnik powstańca 1863 roku. O Miłkowicach tylko wzmianka, błysk, ale dla mnie wszystko jest na wagę złota. Mam już zapis na stronie http://milkowice.pl.tl/Nowo%26%23347%3Bci-i-informacje.htm
Coraz trudniej o nowe fakty, mówię już o tym od paru miesięcy, a jednak ciągle coś nowego się dzieje. Może więc to takie starcze marudzenie, a los swoje wie. Niekiedy wydaje mi się, że po to dożyłam tak sędziwego wieku, abym miała czas odtworzyć historię Miłkowic. Kto to wie…
Dobrze  rano się czytało, gdyż za oknem deszcz „siurkał” ze zdwojoną gorliwością. Potrzebny jest, niech więc padał. Kiedy się przejaśniło, zrobiłam zakupy na bazarku, a teraz gotuję obiad – oby tylko szczęśliwie dobrnąć do finału! – ziemniaki w garnku to dla mnie duże wezwanie. Nie chce mi się siedzieć w kuchni, gdyż wszystko już przygotowane, tylko te „pyruszki”...  Siadłam więc do komputera i boję się, że mogę ponieść klęskę. Przypalanie i skrobanie, moczenie i doszorowywanie, to skutek ucieczki z pola walki . Zobaczymy jak dzisiaj "operacja kartofel" się powiedzie.
Przypisek mój: Zmieniam nazwę operacji na "pieczony kartofel". A niech to licho porwie!!!

 
 niedziela, 11 sierpnia 2013
Od rana płacę rachunki i wyjątkowo się z tego cieszę. Mam nowe możliwości dzwonienia. W poniedziałek szturmuję Kraków. Tomasz, jak się masz… Zobaczymy czego się dowiem i czy w ogóle się dowiem, och ta ochrona danych osobowych! Plotkować można do woli, ale dowiedzieć się to już nie.
Zerkam jednym okiem na ekran telewizora . Wyspa Młyńska w całej krasie, tylko ludzi jakoś nie ma. Chyba pora zbyt wczesna. Pokazywali migawki z Muzeum Mydła i Historii Brudu. Takie prywatne muzeum mamy w Bydgoszczy. Łza się w oku kręci, gdy widzi się tarę i mydło w kawałkach, kociołki i akcesoria które odeszły do lamusa. Kiedyś pranie to był dzień poświęcony tylko temu zajęciu. A teraz? Wkładasz brudne rzeczy do środka pralki, ustawiasz, wychodzisz i wracasz aby wyjąć i powiesić. I to też bywa uciążliwe.

    
Ile się zmieniło w naszym życiu. Rajstopy! Teraz do wyboru do koloru, na każdą porę roku … Odszedł na zawsze pas do pończoch i same pończochy.  A halki? Kto ma w szufladzie komody choć jedną sztukę? Nie ma potrzeby. Pamiętam czasy, gdy bez halki nie dało się ubrać. Musiała być i koniec. Nawet koszulki na ramiączkach się przeżyły. O tych intymnych częściach garderoby trochę niezręcznie mi pisać, ale są świetne reformy z włókna bambusa, naprawdę warto mieć.
Nie będę się rozwodzić nad elektroniką, sposobem budowania, ozdabiana.
Wniosek jest jeden, świat się zmienia i musimy się do tego dostosować.



poniedziałek, 12 sierpnia 2013
Tak czekałam na odpowiedź z archiwum w Krakowie! Zadzwoniłam dzisiaj i potwierdziło się najgorsze. Nikt nie jest w stanie odszukać Tomasza. Nie ma spisu ludności z 1878 roku, nie ma metryki chrztu w żadnym ze znanych kościołów. Nie ma nic. Biorąc to na zdrowy rozum, to co miało by być?! Gdy byli tam przejazdem, to przecież nie chrzcili dziecka. Ale gdzie go ochrzcili i kiedy?! Przejrzałam już dostępne roczniki ASC w kilku parafiach, gdzie mieszkali rodzice lub rodzina. Pusto. Gdy był ochrzczony kilka lat po urodzeniu w parafii którejś z babć, to mogę sobie szukać i szukać. Kto też zaświadczy że data urodzenia jest prawdziwa? Przecież nie ma metryki. Nie lubię przegrywać…
Moja córka mówi, że ja stosuję szantaż emocjonalny wobec ludzi zmuszając ich do poszukiwań. Wszyscy czują się winni, odpowiedzialni i starają się mi pomóc. Może i coś w tym jest, ale ja tak bardzo chcę rozwikłać tajemnice, których granice zatrzaskują się mi przed nosem.
Teraz co chwilę wychodzę na balkon i czekam na rój Perseidów, a tu jak na złość niebo zachmurzone i te światła! Może chociaż je wyłączą…  Pamiętam sierpniowe noce kiedy niebo rozświetlały przecinające je smugi. To było piękne! I pomyśleć, że ich wielkość może zaczynać się od ułamków milimetrów po kilka centymetrów, a spadają z prędkością 59 km na sekundę spalając się w atmosferze. To spadające gwiazdy, ale najbardziej fascynuje mnie to, że są widoczne, takie drobinki… Zagadka goni zagadkę, a w środku ja, ludzka drobinka.





wtorek, 13 sierpnia 2013
„Taki dzień się zdarza raz”!!! I zdarzył się dzięki temu, że nareszcie uzyskałam informację - Tomasz, to ten Tomasz, którego szukam!!! Potwierdzenie mam dostać za trzy tygodnie, przyślą czy nie, wiem już że jego matka to Joanna z domu Golcz. Nie ma cudów, zbyt wiele zbieżności, miałam rację obstając przy swoim.
Byłam taka podekscytowana, że moje oczy znowu rozświetlił blask, a emocje musiałam ugasić melisą i tabletkami nasercowymi. Tyle miesięcy poszukiwań…
Wyznam skrycie, poprosiłam mojego Anioła o pomoc.
- Aniołku kochany – powiedziałam – wiesz, że się nie narzucam z błahostkami, ale ja już nie ma siły dłużej szukać. Zrób coś, aby prawda ujrzała światło dzienne. I pomógł! Zadzwoniłam tu i tam, wysłałam nawet list, gdyż musieli mieć mój podpis, ale dowiedziałam się. Co mi pozwolą opublikować, to już inna sprawa. Swoje wiem, Tomasz to mój Tomasz.
Dziękuję Anielski Skarbie za pomoc i opiekę. Wiem, że zawsze jesteś przy mnie, bo jakże bym przeżyła życie bez Twojej pomocy. Taka jestem szczęśliwa i nareszcie uwolniona od brzemienia, które zmuszało mnie do tygodni tkwienia przy komputerze i zawracania wszystkim głowy. Może pójdę za ciosem i jeszcze sprawdzę kto to jest ta Elżbieta i Maria, które spoczywają razem z nim w grobie. To jednak nie jest konieczne, więc nie wiem czy warto o to się ubiegać.
„Taki dzień się zdarza raz”… śpiewała Sośnicka. Już kiedyś popłakałam się ze szczęścia, gdy na początku formowania strony znalazłam informację o tym, że Mikołaj z Miłkowic brał udział w bitwie pod Grunwaldem. Swoją drogą ciekawa sprawa w jakich okolicznościach zmarł Tomasz, gdyż to też jest chyba bojownik o wolność, rok 1953, atak serca i miejsce śmierci… Poczekamy, zobaczymy. Może się odezwie ktoś z tej gałęzi rodziny, chyba dowiedzielibyśmy się ciekawych rzeczy, ale nie uprzedzajmy faktów. Ważne, że Tomasz znalazł nareszcie swoje miejsce. Zaraz zabieram się do zmian na stronie Miłkowic, to mój Tomasz
 http://milkowice.pl.tl/Dok%26%23261%3Bd-zawiod%26%23261%3B-te-%26%23347%3Blady.htm
Już wiem dokąd zawiodły ślady!!! Cieszę się, tak się cieszę.



piątek, 16 sierpnia 2013
Wczorajszy poranek minął na przypomnieniu wydarzeń historycznych  -  18 z przełomowych bitew w historii świata -  Bitwa Warszawska - Cud nad Wisłą - zadecydowała o zachowaniu niepodległości przez Polskę i przekreśliła plany rozprzestrzenienia rewolucji ..
Byłam w kościele, gdyż to przecież święto, Wniebowzięcie Najświętszej Marii Panny, a to takie równocześnie swojskie święto Matki Boskiej Zielnej. Ja co prawda nie noszę bukiecików zielnych do kościoła, ale lubię popatrzeć i otrzeć się znowu o wspomnienia, kiedy to z babcią zbierałam zioła na łące i rwałam kwiatki w ogrodzie aby iść z wiązanką do kościoła.

Popołudnie zaowocowało wypadem do lasu. Grzyba nie uświadczysz, ale las mnie zauroczył. Niebo jasne i czyste, tylko gdzieniegdzie przemykające z wolna pierzaste chmurki zakłócają błękit. Las zastały w tajemniczej ciszy, w napięciu podtrzymujący pułapki nici pajęczyn rozciągniętych pomiędzy drzewami - może  się uda coś odłowić … Pagóry porośnięte młodnikiem i wijąca się piaszczysta droga prowadząca prosto do uskoku skąd rozciągał się widok na dolinę zasiedloną drągowiną, ścielącą się koronami u naszych stóp. Przysiedliśmy na skraju. Słońce rozkładało jasne plamy na ciemnych dywanach mchów, ważki kołowały nad głowami dając popis zbiorowych lotów lub wisiały w powietrzu na znak zainteresowania przybyszami, co raz przysiadając na mojej kolorowej czapce.

foto. Joanna Studzińska
Jedna zajęła pozycję na krzaku jałowca i nie opuszczała posterunku wpatrując się w nas, a może dzielnie znosiła nasze ciekawskie spojrzenia. Była piękna.


sobota, 17 sierpnia 2013
Wczoraj zostałam zaproszona do studia Tulip-art na sesję zdjęciową. Musiałam się przygotować, aby moja staruszkowatość trochę przywiędła. Kupiłam maseczkę oczyszczającą i nawilżającą, które zastosowałam zgodnie z instrukcją, umyłam głowę i lekko się zdrzemnęłam aby się zrelaksować. Jak zwykle nie miałam się w co ubrać, ale to już inna sprawa, w coś tam się ubrałam. Szłam z duszą na ramieniu, gdyż jakoś nie lubię wyglądać jakby mnie przenieśli z innego czasokresu, a chcę po sobie zostawić dobre wspomnienia. Pozowałam z wielkim poświęceniem aby tylko dobrze wypaść. Właścicielka studia starała się mnie wprowadzić w dobry nastrój, gdyż wtedy bardziej upodobniałam się do cywilizacyjnego człowieka. Sama lubię, gdy z mojej twarzy emanuje dobro i miłość, a przecież nie zawsze tak jest. Wystarczy że się „znerwuję”, a już w moich oczach igrają ogniki złości, albo gdy jestem zmęczona siedzeniem przy komputerze,  wtedy jestem uosobieniem starości - „ściśnięte” oczy, zmarszczone czoło i ta nieobecność w otaczającej mnie rzeczywistości.
W czasie robienia zdjęć nastrajałam się pozytywnie nieustannie zachęcana – Mamo uśmiechnij się! albo - Pomyśl o Tomaszu! To mnie najbardziej rozbawiało.
Obejrzałam no zakończenie wyniki działań mojej córki, wybrałam fotki odrzucając te zbyt śmiałe, gdyż uważałam, że takie nie przystoją staruszce i dzisiaj umieściłam na swojej stronie. To jeszcze nie wszystkie, ale z nanoszeniem zdjęć na stronę jest trochę pracy, a dzisiaj jestem zajęta praniem i sprzątaniem, nie mówiąc już o zakupach, ale wszystko w swoim czasie się znajdzie gdzie trzeba. Zapraszam do obejrzenia, myślę że autorka zdjęć uchwyciła moją skromność, to moje wewnętrzne ciepło i życzliwość do ludzi.  

http://hallas.pl.tl/Tulip-art-_-sesja-zdj%26%23281%3Bciowa.htm

 poniedziałek, 19 sierpnia 2013
Mogłam wreszcie nagadać się do woli z wnukiem, przez Skypa oczywiście, miała dla mnie czas, co nie jest znowu zjawiskiem tak częstym. Ja to rozumiem, gdy rozmawia z koleżanką, babcia może poczekać, gdyż babcia i tak będzie, a koleżanka może być ulotna.
Ocenialiśmy moje zdjęcia, zapytałam wprost.
– Jak uważasz, na którym zdjęciu babcia jest prawdziwa, taka jaką ty widzisz  i znasz?
- Babciu, ta druga od dołu.
Ucieszyłam się, naprawdę, to znaczy, że babcia tak patrzy na niego i on wie jaki jest dla mnie ważny.
Babcia dzisiaj odrabia zaległości domowe, trochę się tego nazbierało. I tak przez całe życie. Gdyby można było coś zrobić i to już było by na zawsze, ale nie, kurz osiada, rzeczy się brudzą, gotować trzeba, robić zakupy i tak bez końca… Och, życie!



wtorek, 20 sierpnia 2013
Dzisiaj w tonacji minorowej, gdyż ciśnienie skacze, cała noc przespana na raty, a dzień zupełnie do niczego. W chwilach bez-snu czytam jedną ze stu książek, które mam obowiązek sobie przypomnieć lub się z nimi zapoznać. Muszę się tam – w zaświatach - zjawić z odpowiednim zasobem wiedzy o literaturze  jako że przyszłam  tutaj, na ten ziemski padół,  doskonalić się, wobec tego jakoś trzeba będzie się wykazać. Właśnie mam na tapecie „Dumę i uprzedzenie” Jane Austen. Romansik mnie rozbawia, dialogi rozśmieszają do łez, jakby tak przyszło mi się w takiej scenerii teraz starać o męża, to zadanie było by jeszcze trudniejsze niż w końcu XVIII wieku. Teraz miałabym same uprzedzenia, dumę mam i tak powyżej średniej -  "boso ale w ostrogach" to moja dewiza życiowa -  gdyż zasób wiedzy o życiu, jaki posiadam niwelował by wszystkich chętnych, o ile by tacy byli, gdyż posagu to ja raczej nie mam, nawet mieszkanie przepisałam już na dzieci. Sama moja pracowitość i zaradność, przymioty duszy oraz zszarzała uroda to zbyt mało, aby kogoś złapać… Myślę, że należy się cieszyć z tego, że w takim to czasie przyszło mi żyć. Czytać lubię, to taka forma wkradania się do świata cudzej wyobraźni. Może to brzmi niezbyt zachęcająco, ale tak to już jest -  gdy nie masz szans na własne romanse, a lubisz taką formę kontaktu z męską populacją, szukasz środka zastępczego. 



środa, 21 sierpnia 2013
Pozwoliłam sobie napisać list do Jany Austen....

Droga Jany! Pragnę Ci podziękować za wszystkie wzruszenia jakich doświadczyłam przy lekturze książki przez Ciebie napisanej dwa wieki temu. Pozwoliłaś mi puścić wodze imaginacji i przenieś się do świata, gdzie wartości takie jak duma, szlachetność i takt miały swoją wartość, a jednak miłość, ta prawdziwa, zdołała przełamać wszystkie bariery i zwyciężyć przeszkody omijając konwenanse. Mimo, że książkę już kiedyś czytałam, oglądałam także film, ale jakoś to wszystko zatarło się w mojej pamięci i teraz na nowo weszłam w świat wielkich uczuć przez Ciebie wzniecony na kartach książki. Czytam zawsze wieczorem udając się już na spoczynek, tak przez lata się utarło, gdyż dzień zapełniony był pracą. Wczorajsza lektura, która przeciągnęła się już do  grubo po północy, została nieoczekiwanie przerwana brakiem dopływu prądu. Ciemności, które mnie ogarnęły, nie odstraszyły mnie jednak od czytania. Zapaliłam świecę i chciałam kontynuować lekturę, jednak przeszkadzało mi to, że litery nakładały się na siebie i prawie nic nie widziałam. Zdmuchnęłam zatem płomień i myślałam o tym, jak Ty zdołałaś pisać lub czytać wieczorami? Knot świecy zwolna ciemniał, a moje oczy zamykały się ze zmęczenia. Uśpił mnie zapach dymu, który snuł się nad łóżkiem. Moja wdzięczność do Ciebie zaobfitowała snami, gdzie to ja snułam się po alejkach parku z parasolką i w kapeluszu u boku przystojnego dżentelmena…
Nie znaczy to, że teraz, w naszych czasach, nie ma wielkich i pięknych miłości, poświęcenia wszystkiego dla ukochanej osoby, oddania części swojego życia, aby tylko uszczęśliwić tych, których się kocha. Ależ są takie przykłady i to jest wielce budujące. Miłość daje siły do przetrwania najtrudniejszych chwil w życiu. Niech Bóg błogosławi tym ludziom i ich poczynaniom.
Jany, tysiąckroć dziękuję za wszystkie wzniosłe przeżycia, których byłaś zarzewiem, za Twój humor i barwne przedstawienie osób i zdarzeń. Taka jestem szczęśliwa dzięki tej lekturze, nabrałam sił i ochoty do życia. Trochę Ci zazdroszczę, moja kochana Jeny, tej popularności aż do dnia dzisiejszego. Masz drugie miejsce na Wyspach w rankingu popularności powieści, ale się temu wcale nie dziwię. Warto było spędzić z Twoją książką te kilkanaście godzin, które tak ubogaciły szarą rzeczywistość moją, a także chyba innych czytelników, gdyż przecież głosowali na Ciebie..
Pozdrawiam Cię najserdeczniej kochana Jany i życzę Ci wielu miłych chwil, w świecie, który jest teraz dla Ciebie najpiękniejszym domem.
Twoja wielbicielka H.S.

Teraz z wielkim oddnaniem i spokojem ducha bedę gotować obiad!




czwartek, 22 sierpnia 2013
Myślę, że rozbudzam ciekawość i nadzieję na coś, czego już nie ma. O Miłkowicach napisałam tyle, że ludziom się wydaje, że znajdą tam nie wiadomo co. Nie moja to wina - to wszystko jest w mojej wyobraźni, w moich myślach, w kartach historii, które staram się odtworzyć i przywrócić. Miłkowice to wieś, która powoli dogorywa i przyjdzie czas, że będą tam tylko przybysze poszukujący tutaj spokoju, czystego powietrza, połaci niebieskawo-sinych wód i sielskiej atmosfery. Kolonia domków wypoczynkowych rozrasta się, a wieś wyludnia. To około 15 zagród, no może trochę więcej, sama już nie mam rozeznania ilu ludzi tam mieszka, i to bez perspektyw podtrzymania ciągłości przez młodą generację.
Pojechałam tam kiedyś na doroczną odwiedzeniowo-pielgrzymkowo-cmentarną eskapadę i kiedy wstąpiłam do kościoła, ksiądz nas zaraz zaciągnął do wnoszenia drzwi - to brzmi łagodnie - ogromnych wierzei kościelnych, gdyż nie mógł nikogo znaleźć w najbliższym sąsiedztwie, kto by mu pomógł. Jak wymrą co starsi, to znaczy moi rówieśnicy, to już będzie tylko „popiół i diament” historii.
Zachęceni moją stroną internetową pojechali tam w tych dniach pasjonaci Miłkowic i czego się dowiedziałam?
- Jestem trochę rozczarowany – to jedna opinia.
- Wygląda to nieciekawie – druga.
Kiedy to powiedziałam moim córkom, oburzeniu i zdziwieniu nie było końca.
- Coś takiego, Miłkowice są piękne! – zgodnie stwierdziły obie latorośle.
One są piękne, czynią je pięknymi nasze wspomnienia, miłość, którą tam dla nas mieli moi rodzice, nasza młodość i przeżycia. Dla nas są najpiękniejsze, zawsze nas wzruszają gdy tam jedziemy, ale przecież ja tam nie pójdę mieszkać, gdyż już dla mnie nie ma tam miejsca.
Muszę napisać krótką notatkę o Miłkowicach z odnośnikami, gdyż coraz częściej słyszę, że tego wszystkiego jest tyle, że odwiedzający stronę nie są w stanie się zapoznać się z jej zawartością.
Rozbawiło mnie to wszystko. Widocznie jestem mistrzynią iluzji...


piątek, 23 sierpnia 2013
„Mądrzy ciągle się uczą, głupi wszystko umieją.” Ładnie powiedziane. Najlepiej uplasować się gdzieś pośrodku, gdyż jak sięgnę pamięcią ciągle doskonalę się, ale umiejętności mam takie średnie. Jest we mnie ten pęd do szukania ciągle czegoś nowego, wytrwałość i upór – jak to ktoś mi niedawno powiedział – ale myślę, że największe znaczenie ma dla mnie wywiązanie się z podjętych zobowiązań. To mnie motywuje, ten szacunek dla raz danego słowa. Nawet wobec samej siebie.
Dzisiaj najpierw wszystko zrobiłam, prace typu prasowanie i sprzątnie, a następnie dopiero pozwoliłam sobie aby przysiąść do komputera. To też zobowiązanie. Mam zamiar napisać notatkę o Miłkowicach z odnośnikami, ale w miarę krótką aby ci, co nie mają cierpliwości wczytywać się we wszystko co jest na stronie, zorientowali się w najważniejszych kwestiach. Jest to uciążliwe, gdyż zmusza do robienia odnośników, wyszukiwania ich i wprowadzania do tekstu. Już udało mi się zapoczątkować pracę. Dalsze odnośniki będą już opierać się tylko na danych ze strony.  http://milkowice.pl.tl/Po%26%23322%3Bo%26%23380%3Benie-.htm
To będzie praca na kilka dni. Zobaczymy jak mi się powiedzie.



poniedziałek, 26 sierpnia 2013
Starość jest chyba mało zborna, ciągle jakieś haczyki. W sobotę zbierałam grzyby i przysięgam, że to las się na mnie uwziął. Trochę złorzeczyłam, gdyż nie mogłam już patrzeć, gdy ktoś inny się schylał wyciągając podgrzybki, a ja kurki,  i co prawda kilka prawdziwków wypatrzyłam, ale ilościowo byłam do tyłu. I jeszcze ten komentarz: - Gdyby tutaj był prawdziwy grzybiarz, to by nabierał!
To ja jakim jestem zbieraczem, nieprawdziwym?! Na koniec dopiero miałam dobrą passę i w niedzielę był obiad,  obfity! Coś mi ostatnio się nie wiedzie na tych grzybobraniach. Nie mam już żadnych zapasów suszonych grzybów i dlatego w tym roku muszę się postarać. Wigilia za pasem.
W niedzielę rano byłam w kościele i już przy wejściu miałam małą wpadkę. Minutka zabrakła abym wkroczyła do kościoła razem z kapłanem. W drzwiach wpadłam na proboszcza i wikarego, szli spowiadać. Z takim uśmiechem proboszcz otworzył drzwi kościoła aby mnie przepuścić, że chyba spłonęłam rumieńcem. Coś za często się z nimi przy wejściu spotykam, chyba już mnie znają. Czy to spóźnianie się nigdy nie skończy…
Niedzielę miałam imprezową. Najpierw zrobiłam biszkopt z kremem i malinami, to miał być gwóźdź programu. Co prawda galaretkę wymieszałam z coca- colą, gdyż z pośpiechu pomyliłam naczynia, ale dolałam wrzątku i poszło… Nawet była smaczna, ale kolor się lekko zmienił.:)
Przebiegłam po południu spacerkiem po Myślęcinku, jednak nie wzięłam czapki, a wiatr szalał w konarach drzew i mimo wzmożonego nagrzewania słonecznego, nawiało mi w uszy. Nie mogłam też dogadać się z współtowarzyszami spaceru odnośnie pogody, gdyż ja uważałam, że to już wczesna jesień, której powiew wyraźnie czułam, a oni twierdzili że to późne lato. Konia z rzędem temu, kto ten dylemat rozstrzygnie. 
Druga tura gości spisała się jako informatorzy o Wilczkowie, i placek jakoś poszedł. 
Wieczorem miałam taki ból głowy, że trudno zbierałam myśli. 
Dzisiaj zajęta byłam w kuchni i przy Miłkopedii. Jak to wszystko skończę to będę się czuła jak dziedziczka na internetowych włościach. Byle do jutra.


wtorek, 27 sierpnia 2013
Musiałam dzisiaj odwiedzić dwa duże sklepy, jako że przeprowadzam rekonesans. Będę musiała poczynić większy zakup, mimo że wcale mi się nie pali do takich transakcji. Taka byłam zmęczona samym przebywaniem w tych przybytkach otoczonych opieką Hermesa, że do domu wróciłam wyczerpana zupełnie. Niemały wpływ miały na moje samopoczucie ceny, ale ten problem zamiotę pod dywan.
Musiałam się przespać i odpocząć, gdyż nic nie mogłam robić. Już nie nadaję się do robienia dużych zakupów. Wystarczą mi moje małe sklepy na osiedlu, szybko, sprawnie i bez dodatkowych obciążeń.

czwartek, 29 sierpnia 2013
Sierpień się kończy, mignął i zgaśnie przyćmiony kolorytem września. Dzisiaj kupiłam 6 kg pomidorów i robię przecier na zimę. Tylko taka zupa pomidorowa ma dla mnie smak, z własnoręcznie wykonanego przecieru. Przy okazji robię powidła na tymczasowe użycie ze śliwki łowickiej i jabłek. Dżem ze sklepu mi nie smakuje, nawet ten niskosłodzony. Prawdziwe powidła będę robiła z węgierek. Mam swoje upodobania i dopóki mi sił starczy będę się ich trzymać. Na bazarku już pojawiła się dynia. To będzie uczta. Dzisiaj już nie mogłam jej zmieścić do wysłużonej torby na kołach. Jest ze mną staruszka już tyle lat, ale jej nie zamienię na nowy model, o nie. Nadaje się na wszystkie wyboje, wciąganie po schodach i nie muszę jej przesadnie szanować. Godzi się na wszystko i nie odmawia posłuszeństwa.
Snują się dzisiaj, snują, zapachy jesieni. Przecież nie myślcie, że jestem taką fanką przetworów, ale kto to ma mi zrobić? Albo sama się przyłożę, albo nie będę miała spiżarni, którą wczoraj wysprzątałam i przysposobiłam, obficie zaopatrzonej. Do piwnicy nie zejdę sama za żadne skarby, więc dom mam dostosowany do moich fobii. Jestem kruchą staruszką i mam prawo. 


piątek, 30 sierpnia 2013
Mija pięć lat i jeden miesiąc(myślałam, że to było w końcu sierpnia, ale to było w końcu lipca) jak przybyłam do miasta nad Brdą. I co? Starych drzew się nie przesadza? Jak trzeba, to się przesadza. Nie żałuję przeprowadzki. Co niby tam mnie miało trzymać, ściany, wspomnienia? A niech tam sobie zostały. Ja mam nowe ściany i nowe życie.
Ten miesiąc uważam za przełomowy, udało mi się zrobić małe oszczędności. Pierwszy raz od czasu przyjazdu! Zawsze coś remontowałam, kupowałam, spłacałam, a teraz jestem bez zobowiązań. Co prawda jest problem z komputerem. Staruszek ma już z dziesięć lat i chyba nie daje rady udźwignąć zadań, jakie na niego nakładam, albo coś się wgrywa, jakiś toolbar, którego nie mogę zlokalizować, nie wiem. Pamiętam jak popsuł mi się monitor i pan w punkcie naprawy powiedział mi, że to już stary typ. Myślałam, że wyjdę z siebie. Moja piękna Belinea, z której tak byłam dumna, została nazwana przestarzałym urządzeniem. Oj dostało się temu panu, dostało! Ale prawda jest taka, że ona to i by może jeszcze pociągnęła, ale mózg komputera to już ma Parkinsona… Coś trzeba będzie zrobić. I znowu nowe obciążenie.
Nie wiadomo jaki ten laptop kupić, gdyż przecież jestem już u skłonu życia, czy ma mieć super parametry, czy wystarczą standardowe? Wczoraj mój znajomy mnie podniósł na duchu, informując mnie, że w T-Mobile , nawet gdybym z tego świata zeszła przed czasem, rodzina nie będzie zmuszona spłacać rat za laptopa!!! To już jest jakieś pocieszenie, problem tylko w tym, czy u mnie będzie dobry odbiór internetu drogą radiową. Ten mój blok jest tak usytuowany, że nawet TV nie można odbierać z anteny pokojowej. Nie wiadomo jak będzie z internetem. Muszę to wszystko sprawdzić. W każdym razie z dużą dozą optymizmu wchodzę w szósty rok zamieszkiwania. Życzę więc sobie szczęścia, powodzenia, nowych pomysłów i zdrowia. Niech ci się wiedzie staruszko.
Nie wiem, czy zdołaliście odczytać mój zamysł umieszczenia kamieni w tym miesiącu na początku wpisów w sierpniu. Jest tam malutki ptaszek, schowany wśród nich i będący symbolem mojej skromności i szarości, którą tak lubię… Przyjrzyjcie się temu maleństwu.


Facebook "Lubię to"
 
Motto strony
 
„Pamiętaj, że każdy wiek przynosi
nowe możliwości.
Daj z siebie wszystko – inaczej oszukujesz samego siebie.”
O nic cię nie poproszę - fasti
 
Nigdy się nie ukorzę
o nic cię nie poproszę
zamknę słowa na klucz
wymyję w zimnej rosie
wierszyk jakiś napiszę
życie sobie osłodzę
ukradnę słowa sowie
wiatr pogonię w ogrodzie
nie będę już wiedziała
o wszystkich dylematach
miłości niespełnionej
uczuciach do końca świata
A kiedy czasem nocą
poszukam złudnych cieni
perliście zalśni rosa
na zimnym skrawku ziemi
i wtedy moje serce
w atramentowej toni
odszuka twoje myśli
i z bólem je dogoni
bo jesteś mym marzeniem
i będziesz do końca świata
w Różowej Księdze Uczuć
zapisanym tego lata
Bezsenność
 
w ciemnej ciszy nocy
kroczy cicho zegar
wybija wspomnienia
i czasu przestrzega

srebrny blask księżyca
o tarczę się oparł
oświetlił wskazówki
i wszystko zamotał

czyjeś smutne oczy
wpatrzone w mrok nocy
śledzą czasu przebieg
bezsenności dotyk
Sposób na samotność
 
Wymyśliłam sobie ciebie
W noc bezsenną o poranku,
Gdy uparcie w okno moje
Zerkał księżyc, bard kochanków.

Wymyśliłam sobie ciebie,
Gdyż ma dusza poraniona
Nadawała ciągle sygnał
„Skrzynka żalów przepełniona.”

Wymyśliłam ciebie sobie
Od początku, aż do końca.
Wiem, że nigdy cię nie spotkam,
Muza tylko struny trąca.
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja