Spadł śnieg, taki dosyć obfity, trzeba było wykorzystać okazję. Dziadek wyciągnął sanki z piwnicy, które przywiózł ze sobą z poprzedniego domu, mając nadzieję, że zima kiedyś nadejdzie. Wnuki szalały na górce obok lasku. Bezpiecznie tam było, nikt tamtędy nie jeździł. Dziadek stał jednak na straży, tak na wszelki wypadek, sam przejechał się też od czasu do czasu z Kubą, Marysia uważała, że sama da sobie radę. Nawet babcia zajrzała do nich i sama też zażyła szybkiej jazdy. Robiła z dziećmi orły na śniegu, wszyscy obrzucali się śnieżkami. Miłe popołudnie kończyło się i trzeba było wracać.
Słońce sięgało już nieboskłonu, czerwone blaski zakreślały szlak zachodu, śnieg skrzył się w lekkim mrozie, drzewa rzucały długie cienie. Wieczór nadchodził i ciepły dom był teraz miejscem, gdzie najchętniej rodzina odpocznie i posłucha zapowiadanej gawędy dziadka, obiecanej już od kilku dni. Po babcinym podwieczorku z pyszną drożdżówką - ach, jakie babcia piecze smaczne ciasta - zasiedli wszyscy przy kominku. Dziadek postarał się, aby polana równo płonęły, rzucały iskry i dawały upragnione ciepło. Kuba siedząc obok dziadka, wyjął już smartfon i zabierał się do swojej ulubionej gry, ale dziadek ostro zaopownował - albo gra, albo opowieść. Wnuk nie dawał za wygraną twierdząc, że potrafi grać i słuchać, ale dziadek był nieugięty. Nadąsany Kuba odłożył smartfon. Ale przytulił się do dziadka. Wiedział, po czyjej stronie jest racja.
- Zaczynaj dziadku, o czym dzisiaj będzie opowieść? – zagadnęła Marysia.
- Zagoszczą w mojej opowieści właściciele Miłkowic, którzy pieczętowali się herbami.
- Co to jest herb? – Kuba miał od razu pytanie.
- Mhh, herb, dziadek rozpoczął swoją gawędę od wyjaśnienia, gdyż Kuba chyba nie wiedział zbyt wiele o tych sprawach. Herb, mój wnusiu, a dokładniej herb szlachecki, to znak rodowy ustalony według reguł używany jako pieczęć, umieszczany na chorągwiach, tarczach i budynkach. Wywodzi się z symboli rycerskich. Kiedy rycerze ruszali do boju każda chorągiew musiała mieć swój znak, gdyż rycerze w zbrojach, hełmach, byliby nierozpoznawalni. Istniała obawa, że swoich braliby za wrogów. Z czasem znaki rycerskie stawały się znakami rodowymi.
- Dlaczego rycerze musieli stawać do walki? – spytała Marysia.
Każdy rycerz zobowiązywał się do walki na rzecz księcia czy króla, gdyż inaczej monarcha mógł go pozbawić ziemi. Składał ślubowanie, pasowano go na rycerza i od tej pory stawiał się na każde wezwanie władcy. Rycerz posiadał własny zamek, gdzie stacjonowała jego załoga. Wokoło rozciągały się do niego należące posiadłości. Kiedy umarł, a najczęściej zginął w bitwie, ziemie przechodziły dziedzicznie na jego syna. Rycerzem mógł być tylko człowiek wolnego stanu, albo ktoś, kto wykazał się wielką dzielnością w walce, gdyż do walki stawał rycerz i cała załoga zamku.
- A w Miłkowicach mieliśmy rycerzy?
- Oczywiście, najpierw opowiem wam o pierwszych właścicielach Miłkowic mających herb.
Byli to
Miłkowscy herbu Pomian. Miłkowice do nich należały od
XIV do XVI wieku. Swoje nazwisko wynieśli właśnie od nazwy wsi. Trudno przedstawić znaczenie herbu, kształtował się bowiem przez długi czas. Pomian miał w herbie żubra, a to potężne i silne zwierzę. Właściciele Miłkowic piastowali ważne urzędy nadane im przez władcę. Pierwszy z Miłkowskich, o którym znalazłem wzmiankę to
Mikołaj.
Brał udział w bitwie pod Grunwaldem i stawał tak dzielnie, że nadano mu tytuł strenuus. To taki tytuł rycerski. Kiedy dotarłem do tych wieści, byłem tak dumny, jakbym sam uczestniczył w tej walce.
- Marysiu, kiedy była bitwa pod Grunwaldem i z kim tam walczyliśmy, powiesz nam?
- Dziadku, oczywiście, w 1410 roku, walczyliśmy z Krzyżakami i odnieśliśmy zwycięstwo. Ja też jestem pod wrażeniem, kiedy pomyślę, że walczył tam rycerz z naszych Miłkowic! Jak sobie pomyślę, że tutaj jeździli rycerze na koniach zakuci w zbroje, to wierzyć mi się nie chce.
Dziadek tylko się uśmiechnął i zaczął opowiadać o innym rodzie, dumny, że wnuczka jednak coś niecoś z historii pamięta.
Od XVI – XVIII wieku Miłkowice należały do Mączyńskich herbu Świnka. Kuba parsknął śmiechem: - Dziadku, skąd taka śmieszna nazwa herbu, świnka?
- Dokładnie też ci nie powiem, wiem tylko, że mieli w herbie głowę dzika. To może stąd ta świnka, aby było ładniej. To był bardzo możny ród. Najsłynniejszym z nich był
Jan Mączyński. Studiował za granicą, piastował funkcję sekretarza królewskiego. Znał wielu słynnych ludzi swojej epoki, między innymi słynnego polskiego poetę Jana Kochanowskiego.
Napisał pierwszy słownik polsko-łaciński, który służył tym, którzy uczyli się łaciny. Zmarł w Miłkowicach i to w takich dziwnych okolicznościach.
W XVIII wieku Miłkowice należały też do
Borzysławskich herbu Szreniawa.
Później przeszły w ręce
Lipskich herbu Grabie.
- Jakie dziwne te herby. Dlaczego grabie?
- To nie były takie zwykłe grabie, tylko srebrne o siedmiu zębach. Może w czasie, gdy nie toczyli wojen, miecz zamieniali na grabie? To był bardzo stary ród. Chcę wam opowiedzieć o jednym z jego przedstawicieli, Józefie Lipskim.
Józef Lipski brał udział w powstaniu kościuszkowskim. Wcześniej służąc w Wojsku Polskim osiągnął stopień pułkownika. Wystawił przez siebie uposażony oddział kawalerii. Za udział w powstaniu został osadzony w twierdzy pod Berlinem. Kiedy za dużą kaucją go zwolniono, był tak chory, że niedługo potem zmarł. Ale wszystko wskazuje na to, że to
on pobudował dwór w Miłkowicach, który narysowała pani Kasia. Miłkowice miały więc piękną siedzibę szlachecką, kiedy dawny zamek popadł w ruinę zniszczony już wcześniej przez Szwedów. Kiedy Józef Lipski zmarł w dworze na Zaspach zamieszkała jego
żona Benigna. Był to już wiek XIX. Wyszła za mąż za Mamerta Dłuskiego dzierżawcę tego majątku.
Mamert Dłuski pieczętował się herbem Nałęcz. Bardzo dbał o majątek i o dwór. Był to żołnierz walczący w kampanii napoleońskiej, powstaniu listopadowym. Kiedy organizował oddziały powstańcze, doszło w Miłkowicach do bardzo przykrej sprawy. 4 tysiące zebranych ludzi mających tworzyć gwardię ruchomą powstania zbuntowało się, gdyż mieli pilne prace polowe i zamiast przygotowywać się do walki, chcieli wracać do domu! Napadli na dwór, potłukli wszystko, zniszczyli, wykradli jedzenie i okowitę. Zostali ukarani, ale niesmak pozostał. Dłuski dosłużył się stopnia generała brygady. Zmarł poza granicami kraju.
- Dziadku, ilu jeszcze będzie tych herbowych?
- To już ostatni.
Bogdańscy herbu Prus III. Taki nadano im herb, gdyż ich przodkowie przywędrowali na te ziemie z Prus, uciekając przed Krzyżakami. W Miłkowicach byli do końca XIX wieku. Miłkowice uważali za swój majątek rodowy. Zostali pochowani na cmentarzu w Miłkowicach, a później, gdy Marianna Bogdańska wyłożyła fortunę na budowę kościoła, a cała wieś pomagała w budowie, trumny zostały przeniesione do krypty pod kościołem. Opowiem wam o Bogdańskich przy innej okazji, gdyż widzę, że Kuba już się zmęczył słuchaniem. Dodam tylko, że ostatni herbowy to był
Feliks Gołembowski herbu Poraj. Był mężem Marianny Bogdańskiej.
Marysia zabrała głos. – Dziadku, wielu było tych herbowych, prawda?
- Tak, ale to 600 lat historii! Może było ich więcej, ale wszystkich nie znamy. Mam teraz dla was propozycję. Może byśmy tak wszyscy pomyśleli nad herbem dla nas? Narysujemy i wybierzemy najtrafniejszy.
- Co taki herb miałby przedstawiać? – zapytała Marysia.
Z pomocą przyszła babcia, plastyczka amatorka. – Najlepiej niech opowiada o nas, naszych zainteresowaniach, jakichś szczególnych cechach, a może sięgniemy do historii Miłkowic? Możemy zacząć już teraz, kiedy mamy przed oczyma historię herbowej szlachty opowiedzianą przez dziadka?
Wszyscy zgodnie przyklasnęli słowom babci. Dziadek rozdał kartki, Marysia wyjęła kredki, usiedli przy rodzinnym stole i zapanowała twórcza cisza przerywana tylko szelestem kartek i skrzypieniem kredek. Co wymyślili, zobaczymy. Dziadek zapowiedział, że herb zawiśnie nad głównym wejściem do domu! Pomysł spodobał się tak bardzo, ze zaczęli pracować ze zdwojoną ochotą!