Opowieść pierwsza
Pradzieje
Opowiem historię o czasach najdawniejszych, takich, o jakich opowiadają tylko najstarsi ludzie wzbudzając zaciekawienie, ale sami niekiedy nie dając zbytnio wiary temu, co mówią. Ja opowiem prawdę. Spotkałem w początkach XXI wieku na nadwarciańskich polach archeologa Krzysztofa Gorczycę i jego ekipę Działu Archeologicznego Muzeum Okręgowego w Koninie. Szukali przeszłości zakopanej w ziemi, najlepiej więc wiedzą, co tutaj się działo przed wiekami. Mój znajomy widywał na Zaspach jeszcze przed II wojną profesora Bogdana Kostrzewskiego, dyrektora Muzeum Archeologicznego w Poznaniu. Prowadził na Zaspach badania. To, co tutaj znalazł, powędrowało do Muzeum Archeologicznego w Poznaniu. Ja sam także widziałem to i owo, gdy wędrowałem wzdłuż rzeki Warty od Zasp aż za wysoki brzeg. Natknąłem się na kawałki ceramiki, monety z czasów królów Polski, odłamki kamieni obrobione chyba ludzką ręką. Przeczuwałem, że kiedyś dawno temu mieszkali tutaj ludzie, pracowali, prowadzili handel, ale teraz wiem na pewno jakie skarby kryje ta ziemia. Zaczynam więc pierwszą opowieść, ale nie baśń, gdyż są przecież dowody na to jak żyli tutaj ludzie przed wiekami.
Pradolina rzeki Warty w okolicach Miłkowic opierała się z jednej strony o wysoczyznę zwaną Młyńską Górą, a z drugiej, o wyżej położony kraniec wsi Popów. Tereny te w odległej przeszłości porastały potężne lasy. Po każdej powodzi rzeka zmieniała nieco swoje koryto, a wylewała często, każdej niemal wiosny, niekiedy także latem. Bystry nurt brał drzewa w swoje posiadanie. Poddawały się, łamały, nie wytrzymując naporu wody, lub spadały z podmytej, wysokiej skarpy wprost do wody. Ile kryje się ich pod zwałami piasku, trudno domniemywać, ale potężne drzewo o obwodzie kilku metrów za Młyńską Górą rzeka oddała. Ludzie zabierali je powoli rzece po II wojnie, tnąc różnymi sposobami i wydobywając na brzeg, gdy nie stało opału, a zimy bywały ciężkie. Potężny dąb odkopano na podwórku p. Grabowskiego w Łęgu. W głębokim wąwozie biegnącym przez całe podwórko legł w całej okazałości wywołując zdumienie podziwiających go ludzi. To mocne dowody na to, jak potężne to były lasy, piękne, dostojne i życiodajne.
Wysoki brzeg rzeki Warty od zawsze przyciągał ludzi, jako dogodne miejsce zamieszkania. Przed wiekami przedzierały się tędy przez gęstwiny leśne wędrowne grupy szukając nowych miejsc, gdzie można byłoby się osiedlić. Zatrzymywali się najchętniej na wysoczyźnie nad rzeką, zakładali obozowiska, budowali szałasy, rozpalali ogniska, łowili ościeniami ryby i wyruszali na polowania. Narzędzia z kamienia, skrobaki, pięściaki, pozwalały im na obróbkę skór służących później za ubrania. Z mięsa zabitych zwierząt przygotowali nad ogniskami pożywienie. Lasy były zasobne w zwierzynę łowną, jelenie, dziki i tury – to właśnie to zwierzę znalazło się w herbie miasta Turek, musiało więc występować licznie na tym terenie. Dało też początek bydłu domowemu, gdyż w miaro łatwo je oswojono. Zbierano także rośliny, grzyby, jagody, ślimaki i żółwie co dawało możliwość przeżycia. Przebywali tutaj tak długo, jak było dość jedzenia, a później szli dalej tam, gdzie łatwiej było je znaleźć.
3.500 lat temu w epoce brązu na obszarze dzisiejszych Miłkowic pojawili się pierwsi osadnicy. Byli to przedstawiciele kultury trzcinieckiej. Zakładali osady nad rzeką. Zajmowali się rolnictwem i hodowlą. Ziemię wzruszano motykami i sochami, uprawiano zboża, hodowano bydło i trzodę, kozy i świnie. Na skraju bagien myśliwi zakładali obozowiska, skąd łatwiej było się zasadzić na grubego zwierza.
Około 500 lat później pojawiła się nowa fala osadników. Byli to przedstawiciele epoki brązu związani z kulturą łużycką. Zbudowali kilka osad nad rzeką Wartą, zamieszkiwali także na wysoczyźnie. Wypasali na bujnych łąkach nad rzeką i w lesie bydło i trzodę. Wypalali lasy, gdyż potrzebne były tereny pod uprawę. Padały pod uderzeniami siekier z brązu drzewa potrzebne na budowę. Skrzypiały drewniane koła wozów ciągnione przez bydło pociągowe po piaszczystych duktach, zwożono drewno na budowę siedzib. Nad owalnymi jamami wykopanymi w ziemi pojawiły się zadaszenia. Oddzielne jamy w ziemi służyły do przechowywania zebranych plonów. Zbudowano osady obronne mające chronić mieszkańców przed najazdami innych plemion. Wojownicy uzbrojeni w miecze, siekiery, sztylety i łuki ze strzałami o grotach z brązu bronili swoich siedzib. Osadnicy zamieszkiwali tutaj co najmniej kilkaset lat. Pozostawili po sobie cmentarzyska całopalne, miejsce spoczynku swoich zmarłych, wyposażone w różne przedmioty ich codziennego użytku - narzędzia, ceramikę, broń. Spalone szczątki zmarłych chowano w płaskich grobach, głównie popielnicowych, lub w grobach jamowych ze spalonymi kośćmi zmarłego zalegającymi bezpośrednio w jamie grobowej. Takie właśnie groby odkryto na terenie Miłkowic i Zasp. Szkoda tylko, że zniszczone, rozjeżdżone kładami, rozkopane przez chciwych ludzi poszukujących skarbów, dlatego ulegały zniszczeniu. Miejsca pochówków, które mieściły się zawsze poza siedzibami ludzkimi, służą obecnie archeologom do odtworzenia dziejów.
Śmierć budziła zawsze strach, zmarłych ludzi palono na stosach i starano się dopełnić wszystkich rytuałów pośmiertnych. Wyposażano ich w przedmioty, których używali, a później spalone szczątki przenoszono w popielnicach do grobów, lub do wykopanych dołów zwanych jamami. Na wierzchu układano kamienie. Taki grób odkryto na Zaspach, ale nie wiadomo na pewno, czy kamienie zakrywały miejsce pochówku, czy były to kamienie z dawnego dworu. Na podstawie badań określono wzrost mężczyzn, średni to 166-170 cm, a 171-175 cm to był już wzrost wysoki. Ważyli średnio 53 kg. Gdyby taki dzisiejszy mężczyzna ważący 100 kg i mierzący 195 cm zjawił się w osadzie, wzbudziłby chyba popłoch. Uważano by go za olbrzyma.
Około 250 lat p.n.e. osiedliły się na naszej ziemi ludy zaliczane w epoce żelaza do kultury przeworskiej. Założyli wzdłuż rzeki silne organizacje plemienne. Przetrwali tutaj kilka wieków. Mieszkali w domach, których ściany wykonane były w początkowym okresie z plecionki umocnionej dranicą. Do ich uszczelniana używano gliny, a gliny na tych terenach nigdy nie brakowało. Zalegała pod cienką warstwą gleby na całym terenie. Później budowano domy drewniane podzielone na część mieszkalną i inwentarzową. Za rzeką zachowało się wzniesienie sztucznie usypane, zbadane przez archeologów przed zalaniem tych terenów. Znaleziono tam miecz i inną broń. Przypuszczalnie z jego szczytu przesyłano wici dla zamieszkałych wzdłuż Warty plemion.
Na południowym krańcu wsi Zaspy na polu p. Simińskiego odnajdywano w czasie prac polowych popielnice, które rozbijano w poszukiwaniu skarbów. W 1938 r. dzięki powiadomieniu złożonym przez starszego posterunkowego z Jeziorska Franciszka Kalety zainteresowano się znaleziskami, przypisanymi później do późnego okresu rzymskiego. Rozpoczęto prace badawcze. Odkryto cztery groby z czasów późnorzymskich i jeden z grób kultury łużyckiej z przynależną do niego osadą. Grób najlepiej zachowany znajdował się blisko drogi przez wieś Zaspy, na głębokości około 50 cm. Oprócz ceramiki znajdowały się w nim przedmioty żelazne: umbo tarczy, imacz i dwa nity, miecz oraz zawieszka, 2 groty, oszczep. Miecz był czterokrotnie zgięty rytualnie. Był to dowód na to, że tutaj spoczywał mężczyzna zajmujący się wojaczką. W innych grobach znaleziono przedmioty związane z ubiorem i pielęgnacją ciała. Przypuszczalnie większość wyrobów żelaznych tej kultury wykonanych jest z żelaza z okręgu świętokrzyskiego. Jest to dowód na to, że utrzymywano liczne kontakty handlowe. Prowadzono wymianę handlową także ze strefą południowoeuropejską. Nie mieliśmy tyle szczęścia, aby dokonano w Miłkowicach lub Zaspach tak znaczących odkryć, jak leżącym niedaleko Łęgu Piekarskim, ale przecież, gdy drogą biegnącą nad Wartą wędrowali kupcy z dalekich krajów, musieli się zatrzymać na terenie tak gęsto zaludnionym jak miłkowska wysoczyzna!
W Łęgu Piekarskim odkryto trzy groby zwane książęcymi, gdyż były bogato wyposażone, a tak chowano naczelników lub wodzów plemiennych. Jeden z grobów był prawdopodobnie grobem szkieletowym obudowanym kamieniami. Taki pochówki były rzadko spotykane. Odkryto tam srebrne czarki, wyroby z brązu, kości i szklane kulki do gry, miseczkę z niebieskozielonego szkła. Bogate to musiały być plemiona, gdy z takim przepychem chowały swoich wodzów.
Na tym zakończę dzisiejszą gawędę, choć mam jeszcze w zanadrzu wiele ciekawostek. Ale o tym w następnych opowieściach.
Pogoda dopisywała. Wnuki po przyjeździe do dziadków spały po wczorajszych harcach na podwórku. Czyste i krystaliczne powietrze Miłkowic sprzyjało wypoczynkowi. Dzisiaj pan Antoni umówił się z wnuczką Marysią na małą wyprawę. Mieli odkrywać dawne dzieje. Marysia był już dużą dziewczynką, miała jedenaście lat, dużo czytała i była ciekawa nowości. Lubiła słuchać dziadkowych opowieści i zadawała wiele pytań, na które trzeba było odpowiedzieć, dlatego pan Antoni postanowił przybliżyć jej przeszłość bardziej namacalnie. Kuba był jeszcze mały, siedmiolatek, bardziej interesujący się grami komputerowymi niż historią.
Pan Antoni z żoną Jadwigą zjedli śniadanie i czekali na dzieci. Żal im było ich budzić, niech się wyśpią, po to przecież mają ferie, aby mogły wypocząć. Z pokoju obok dały się nareszcie słyszeć głosy i rozradowane wnuki wpadły do kuchni przekrzykując się nawzajem, gdyż Kuba też chciał iść na wyprawę. Dziadek musiał mu jednak wyperswadować taki pomysł, zapowiadała się bowiem dłuższa wycieczka, a on był jeszcze zbyt mały na tak dalekie wyprawy. Doszli na szczęście do porozumienia. Dziadek obiecał mu, że wieczorem zbudują karmnik dla ptaków, Marysia nie będzie dopuszczona do projektu. Dzieci zjadły śniadanie, i zaczęły się przygotowanie do wyjścia. Marysia ciepło ubrana na cebulkę, aby nie zmarzła, ale i nie przegrzała się, doglądana przez babcię, była gotowa do drogi. Dziadek też poddał się babcinemu przeglądowi, i wyruszyli.
Droga nie była przecież tak daleka, jednak śnieg, który niespodziewanie poprószył w nocy, trochę ożywił krajobraz, utrudniał nieco drogę. Marysia była tak ciekawa odkryć, że nawet zbytnio nie wypytywała dziadka, tylko szybko zmierzała na teren nad zbiornikiem, gdzie kryły się tajemnicze budowle. Stanęli w końcu nad polem pokrytym kamieniami i cegłami, co bardzo zaskoczyło dziewczynkę. Czekając na gawędę dziadka rozglądała się zdumiona i oglądała się co chwilę na wieżę kościoła, chcąc zakotwiczyć się w miejscu dla niej nieznanym i kryjącym tajemnicę.
Pozostałości starego dworu Foto Stanisław Stasiak
- Widzisz to poletko kamieni? – spytał dziadek.
- Oczywiście, ale budowli nie widzę wcale. - rezolutnie oceniła sytuację dziewczynka.
- Widzisz Marysiu, to jest właśnie tajemnica skryta pod warstwą ziemi, pogrzebana na wiele lat, ale w końcu odkryta dzięki archeologom, także i w tym twój dziadek miał swoją zasługę. Uparcie twierdziłem przez całe lata, że Miłkowice Zaspy miały zamek i dwór. Pomogły też wody zbiornika pracowicie wypłukując fundamenty dawnej budowli. Pochodzimy między kamieniami, abyś nie zmarzła, i posłuchasz sobie o dawnych dziejach Miłkowic zaklętych w kamieniach.
|