Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszystkie teksty, zdjęcia zamieszczone na stronie
http://hallas.pl.tl/
stanowią własność autora i podlegają ochronie przez prawo autorskie.
Ich kopiowanie i powielanie w całości lub części, w jakiejkolwiek formie
(drukowanej, audio czy elektronicznej),
bez zgody autora jest zabronione i jako działanie niezgodne z prawem może być karane.
.............................................
listopad 2011 - 2020
30 listopada 2020 Przestańcie czynić zło! Zaprawiajcie się w dobru! Troszczcie się o sprawiedliwość, wspomagajcie uciśnionego, oddajcie słuszność sierocie, w obronie wdowy stawajcie! Izajasza 1,16-17 BT
Z akcentem na obronę wdów i sierot! Dopadła mnie pełnia księżyca. To trudny dla mnie czas. Niebo zasnute chmurami, nie widać bladej tarczy, ale czuć. Spanie dzisiejszej nocy to była sprawa umowna. Przemęczyłam się jakoś, ale trudno powiedzieć, że jestem wypoczęta. „W czasie ścisłej kwarantanny w Polsce każdy z nas przytył średnio o 2 kilogramy, nawet jeśli jedliśmy tyle samo, co przed epidemią. Wyliczył to dr Dariusz Włodarek z warszawskiej Szkoły Głównej.”
Ja, wzorowa i statystyczna Polka, tyle też nadgoniłam w czasie pandemii. Nie muszą mnie o tym informować, moja wagę prawdę mi powiedziała. Nie znoszę nadmiaru ciała, ale siedzący tryb życia, ciągle podjadanie i wypieki słodkości zrobiły swoje. Wyglądam, jakbym była spuchnięta, ubrania mnie uwierają, a kręgosłup daje znać, kiedy się schylam, że jest zdezelowany. I po co mi to było?! Później się narzeka, że to czy owo boli, a sami zapracowujemy na taki stan naszego zdrowia. Nie mówię już o wyglądzie. To lepiej przemilczeć. Są kobiety, które dobrze wyglądają mimo tuszy, ale ja niestety nie. Dosyć już tego biadolenia, trzeba będzie przyciągnąć pasa.
Myślę już o wiośnie. Moja córka przyniosła gałązkę rozchodnikowca okazałego. Pocięłam na kawałki i wsadziłam do doniczki. Posadzę w kwietniu w skrzynkach na balkonie, dosyć mam kwiatów o wrażliwości przeogromnej na wszystkie możliwe choroby, z mszycami włącznie. Problem był w tym, że nie wiedziałam jak ta roślina się nazywa. Dzisiaj przystąpiłam do akcji, gdy dostrzegłam obrazek tego kwiatka. Wyszukałam jego nazwę https://atlas.roslin.pl/rozpoznaj_zdjecie i teraz już znam nazwę i wiem o nim więcej. Miałam już go kiedyś na balkonie, niekłopotliwy i odporny na suszę i inne przypadłości. Mogłam go rozmnożyć przez liście włożone do ziemi, ale to wiem dopiero teraz. Liście oczywiście wyrzuciłam. Wiem, że najpierw choinka, ale kwiaty trzeba wyhodować teraz, nie wyrosną z minuty na minutę. Może adres się komuś przyda, gdy nie będzie znał nazwy rośliny w swoim ogrodzie. Wystarczy zrobić zdjęcie i dalej już spawa prosta.
Rozbawiła mnie widomość z Mszany Dolnej. Protestowały trzy osoby, a pilnowało ich sześć radiowozów. Groza… https://limanowa.in/aktualnosci/manifestacje-3-osob-obstawialo-6-radiowozow-nowe-prawo-w-mszanie-dolnej-zakaz-spotkan/51777
29 listopada 2020 Cała Polska z zażenowaniem, albo z półuśmiechem, w zależności od podejścia do życia, zastanawia się, jaki cel miał Ziobro używając słowa „miękiszon”? Pan Ziobro to dla mnie polityk gorszej kategorii, który za wszelką cenę stara się wdzierać na szczyty władzy, klasy nie ma i nigdy nie miał, ale tak głupie użyte słowo ośmiesza innych i nie przysparza nam sławy. - Można zapytać, czy jeśli adresat tych słów nie zachowa się jak "miękiszon" wobec UE, to nie będzie "miękiszonem" wobec Ziobry - spekuluje prof. Bralczyk. To Ziobro podlega Morawieckiemu. Nie mogę sobie jakoś wyobrazić sytuacji, gdy idę do dyrektora i obwieszczam mu z ironicznym uśmiechem - ale z pana „miękiszon”.
Patrząc na minę Morawieckiego można sądzić, że wypowiada słowa pod presją, przymusem i nie ma do nich przekonania. Na jego miejscu podziękowałabym za ten urząd, tylko, że czas pandemii nie sprzyja takim poczynaniom, a utorowanie drogi taką decyzją Ziobrze, który aż się rwie do fotela premiera, byłaby to cios samobójczy dla Polski.
Co się w tej naszej Ojczyźnie wyprawia?!
Szydło podobno sposobi się do sprawowania funkcji prezydenta! Trio reprezentujące Polskę – Szydło, Ziobro, Kaczyński – wizualnie dobrane, rozstrojone nerwowo, walące butem w mównicę. Tylko zawodzić suplikacje – od takich ludzi u władzy zachowaj nas Panie!
Jak upokorzono prezydenta! Pamiętna sprawa z Kurskim. Najpierw Kurskiego trochę odepchnięto od fotela prezesa, później przywrócono, a prezydent został z niczym. Teraz ten dobrze odkarmiony, nowo-poślubiony, po rozwodzie kościelnym, ojciec trojga dzieci, znowu jest u władzy, z 2 miliardami w kieszeni telewizji, rodakom czyniący igrzyska, aby przestali już kompletnie myśleć. Przyćmiony naród, to naród, którym można kierować tak, jak się chce. Te pieniądze powinny być przeznaczone na służbę zdrowia, na leczenie ludzi, taki jest teraz wymóg czasu.
A teraz znowu Lempart wrzeszczy i pluje na policjantów! "Taka z was ku.wa policja". Też mi przywódczyni. Dosyć już tego wszystkiego. Kiedy wróci normalność?!
29 listopada 2020 Raz w roku zamawiam Mszę św. za całą rodzinę. W tym roku postanowiłam, że odbędzie się ona w Bieniszewie u kamedułów. Bieniszew to jedno z moich ulubionych miejsc, więc mam nadzieję, że żywi i martwi będą zadowoleni. Moje córki przyklasnęły pomysłowi, sprawa jest więc załatwiona.
Nie byłam tam już kilka lat, ale gdy się tylko da, odwiedzę to miejsce energetyczne. Jeszcze nikt nie nazwał go czakrą ziemi, ale jest moją czakrą i to zupełnie wystarczy, Klasztor z dramatyczną historią, jezioro, las otaczający cały przybytek mieszczący się na Sowiej Górze, to miejsce magiczne.
Bieniszew - wejście do klasztoru, obok kobiety na zewnątrz, mężczyźni zaproszeni do zwiedzania klasztoru.
Byłam tam wiele razy. W jeziorze pływają węże wodne, pierwszy raz je tam widziałam, do wnętrza klasztoru mogą wejść tylko mężczyźni, kobiety tylko raz w roku. Pojechałam tam we wrześniu, gdy był odpust i obejrzałam domki, gdzie zakonnicy spędzają czas na modlitwach, mam różaniec wykonany przez jednego z braci i modlę się na nim do dnia dzisiejszego. Wykonawca już zmarł, był to 93-letni brat Leonard. Zgodnie z tradycją pochowany zostanie w klasztornych katakumbach. Ofiarowałam za jego duszę Mszę św.
W czasie jednego z pobytów w Bieniszewie przemówił do mnie jeden z dębów. Niosłam na rękach mojego ukochanego wnuka Leonarda, cóż za zbieżność imion!, objęliśmy rękami drzewo i ze zdumieniem usłyszeliśmy, że drzewo mówi do nas mową ni to śpiewu, ni muzyki. Dźwięki były intensywne, dobrze słyszalne i zdumiewały swoim pięknem. Przywołałam rodzinę, ale kiedy odsunęłam się na moment od drzewa, wszystko ucichło. Ilekroć tam jestem, szukam mojego dębu, ale magiczna chwila już nigdy nie wróciła. Zaśpiewał dąb tylko raz, tylko dla mnie i wnuka. Odry
Takich miejsc magicznych odwiedziłam już kilka. Wszędzie czułam szczególną energię. Rezerwat „Kamiennych Kręgów„ w Borach Tucholskich też mnie fascynował. Było to miejsce pochówku Gotów, którzy przywędrowali na tę ziemię. Według ostatnich badań jest tam 8 kręgów i 25 kurhanów. Odkryto około 480 grobów. Cmentarzysko odrzańskie pochodzi z II- IV w.n.e. Zdjęcia przedstawiają autorkę tekstu, która chłonie energię ziemi. Zaliczyłam też Święty Krzyż, Wawel, Jasną Górę.
Ciekawym miejscem w Niemczech jest Visbecker. Ogrom kamieni tam umiejscowionych robi ogromne wrażenie. To ten mniej więcej okres, co nasze Odry.
Przed kamieniami w Visbecker. Zdjęcia mało wyraźne, ale nie miałam juz siły rujnować wszystkiego w albumie, chyba mnie poznacie. Niemcy mają przecież także Untersberg górę, którą odwiedził Dalajlama duchowy dowódca Tybetańczyków. Podczas pobytu u jej stóp określił ją mianem "śpiącego smoka" oraz "czakrą serca świata". Wedle prasowych doniesień Dalajlama był pod wrażeniem pięknej panoramy i "niezwykłej duchowej siły", która bije z tego miejsca, ukochanego przez Hitlera, który spoglądał na nią z okna swojego pałacu. Tam już nie dotarłam.
Jak chcecie wiedzieć, z jakim miejscem mocy jesteście związani, sprawdźcie sobie ten adres. Jak pandemia się skończy, należy go koniecznie odwiedzić, aby nabrać mocy. https://dzienniklodzki.pl/miejsca-mocy-w-polsce-sprawdz-do-ktorego-przypisany-jest-twoj-znak-zodiaku-zdjecia/ar/c13-13323058
27 grudnia 2020 www.facebook.com/wimbp.bydgoszcz/
Czas taki, że nie działa DKK, ale spotkania z ciekawymi ludźmi odbywają się online. Ostatnio obejrzałam spotkanie w Martą Guzowską zorganizowane przez Wojewódzką Bibliotekę Publiczną w Bydgoszczy. Guzowska jest pisarką, archeologiem z wykształcenia, doktorem nauk humanistycznych. Jej mąż jest Węgrem, a mieszkają we Wiedniu. Ma taką łatwość wysławiania się, robi to z wdziękiem, ciepłym głosem. Wszystko to zachęca do słuchania. Chwali się swoimi dziećmi, ale przecież jest mamą i to jej duma i radość. Pani Lucynka, prowadząca spotkanie, moja ulubienica, to już zupełnie inny typ człowieka.
Dlaczego o tym piszę? Może zechcecie posłuchać panią Guzowską i zachwycić się stylem jej wypowiedzi. My wszyscy staruszkowie mówimy już wolniej, słowa uciekają, myśli się plączą, a wtrącane dygresje powodują, że słuchacz gubi wątek. Taka już przypadłość starości. Tego niestety się nie cofnie. Kiedyś też miałam łatwość wysławiania się, ale to już prehistoria. Pamiętam cezurę czasową, kiedy to uświadomiłam sobie, że już pewien etap życia mam za sobą.
Pod lasem mieszkała rodzina mojego taty. Lubiłam tam zajrzeć w czasie wakacji, gdy jechałam do lasu z dziećmi, gdyż ciotunie tam zamieszkujące, mama i córka, były miłe w obejściu, życzliwe i lubiłam słuchać jak z wdziękiem się wysławiają. Starsza pani, już wolniej i dostojniej, pewnego razu przemówiła do mnie mniej więcej tymi słowy – Halinko, gdybym nie wiedziała, że to ty, to po głosie bym cię już nie poznała! Głos mi się zmieniał, chrypiał z przemęczenia. I tak już zostało. A przecież to był kiedyś mój atut.
Bies - Pies Tak mi się skojarzyło, gdyż kiedyś bawiłam się w takie zabawy z dziećmi.
Użyłam bezwiednie słowa cezura, gdyż często mylimy słowa nie zawsze rozumiejąc ich znaczenie; cezura –cenzura, statut – status, efektywny – efektowny, adaptacja – adopcja, bynajmniej - przynajmniej. Ale możemy to wykorzystać, pobawcie się z wnukami, przekonacie się jakie dzieci są bystre. Niekoniecznie takie wymyślne wyrazy, jak podałam, ale proste; mól – ból. piasek- piesek, górka - córka, i co tam wam przyjdzie do głowy. Miłej zabawy dla siebie i dzieci.
26 listopada 2020 Ponieważ jestem staruszką, bystrym okiem spoglądam na staruszki i staruszków. O wielu przypadłościach wieku starczego już pisałam, a dzisiaj chciałam jeszcze wspomnieć o uroczym zwyczaju upuszczaniu z rąk wszystkiego, co się da. Nie tylko z rąk, także spożywanie posiłku przysparza mąk, jako, że to ci coś kapnie, to wypadnie z łyżki czy widelca, stoczy się okruszek pod stół, uleje się ze szklanki, rozsypie na stół. Może nie wszystkie te objawy razem występują, i nie w każdy dzień, ale są przypadłością wieku starczego.
Bluzeczki i sweterki cierpią z tego powodu, pokrywają się plamami, które nie jest łatwo wywabić, gdy już znaczą garderobę. Mam i ja znaczniki mojej postępującej ułomności i nieskoordynowania ruchów. Skończyły mi się odplamiacze i na bazarku zaczęłam przeszukiwać sklepiki pod kątem czegoś sensownego i niezbyt drogiego. Polecono mi mydełko, które chcę zaprezentować. Widzę w internecie, że jest niedrogie, ale przesyłka kosztuje, wszystko więc jedno, gdzie je nabyć w internecie czy u sprzedawcy. Jest skuteczne i z całą odpowiedzialnością je polecam.
Staruszka przecież nie będzie chodzić w poplamionej bluzce. Bluzki może nie są zbyt eleganckie, ale muszą być czyste, to nie ulega wątpliwości. Ja nawet zaczęłam używać w kuchni fartucha, aby plamy nie pokrywały ubrań. Rzadko smażę na tłuszczu, moja córka odzwyczaiła mnie od spożywania mięsa, ale kotleciki warzywne, placki kartoflane, niekiedy piekę, gdyż lubię. Bardzo dobre są z kiszoną, zmiksowaną kapustą. Coś przecież trzeba jeść. Z ostatniej chwili! Wczoraj przeczytałam, że w Brukseli posłanki starszego pokolenia uczą się zapamiętale języka angielskiego – panie Szydło, Kopacz… To pokolenie tak już ma, nie dbano o to, aby znać języki obce, tylko rosyjski był obowiązkowy, który się olewało z wiadomych przyczyn, a teraz są problemy. Pokolenie moich córek już zadbane było pod tym względem. Ciekawa jestem czy będą mogły swobodnie rozmawiać w tym języku? Ja się poddałam. Moje ciśnienie krwi jest ważniejsze dla mnie.
25 listopada 2020 „Przeciwności, z którymi musimy się zmierzyć, często sprawiają, że stajemy się silniejsi. A to, co dziś wydaje się stratą, jutro może okazać się zyskiem.”
Mądrości raz się sprawdzają, a raz nie. W przerwie prac domowych napisałam wszystko, co legło na mej duszy, i niechcący skasowałam, i dobrze. Widocznie było tam zbyt wiele zapisanych strat. Sami niekiedy sobie dajemy popalić przez niezbyt mądre decyzje. Może to ma jakiś sens, a może nie.
U mnie decyzja goni decyzję. Wyzbyłam się dywanu z sypialni, gdyż jest zbyt duży i na obecnym etapie nie daję sobie z nim rady. Zyskałam oszczędzając siły, ale coś muszę mieć pod nogi, więc muszę nabyć mały, a to już strata, ale i zysk, sypialnie zyska nowy wygląd. W dużym pokoju też będzie zmiana, ale tylko odnośnie przycięcia dywanu. Mój „wełniak” nadawał się do dawnego pokoju, teraz jest trochę za duży, ciągnę i ciągnę, i wyciągnąć nie mogę spod mebli. Przy najbliższym czyszczeniu trochę go się umniejszy. Tracąc, zyskam.
Bywa też tak, że cieszę się, że nie jestem na czyimś miejscu. Danuta Gryka przewędrowała „Pół świata z plecakiem i mężem”. To, że z mężem, to świetnie. Miała trochę oparcia w podróży, portfel jednak mu ukradli, ale zawsze był pod ręką, gdy był potrzebny. Nie ma co ukrywać, był przystojny, i był dobrym, troskliwym mężem! Dotarli aż do Nowej Zelandii. Jak sami piszą, „to było dziesięć miesięcy ciągłej i fantastycznej przygody, dziesięć miesięcy szkoły pokory i dziesięć miesięcy spełniania marzeń dzień po dniu”. Aby odbyć tę podróż, sprzedali odziedziczone przez męża mieszkanie, ale to i tak było zbyt mało na luksusy. Przemieszczali się autostopem, spali w namiocie, w zagrzybionych hostelach albo u tubylców. Jedli skromnie, ale podziwiali piękne widoki, odwiedzali ciekawe miejsca, spotykali ciekawych ludzi, pokonywali przeszkody. Czytam z wielkim zainteresowaniem, oglądam piękne zdjęcia, ale abym chciała być na ich miejscu, tego już nie mogę powiedzieć. Aby odbyć taką podróż trzeba mieć zdrowie, pasję podróży i chęć pokonywania przeszkód. To nie dla mnie. Już kiedyś o tym pisałam, ja chętnie obejrzałabym ciekawe miejsca, ale najlepiej abym przenosiła się do tych cudów natury za pomocą teleportacji, bez podróży, to mnie męczy. Niedawno czytałam, że już się przymierzają do takich dokonań. Rozbierzemy się na części kwantowe przy jednym urządzeniu, następne urządzenie złoży je w miejscu docelowym, popatrzymy na to, co chcemy zobaczyć i taką samą drogą wrócimy. Wtedy będę się przemieszczać, aby powiedzieć cześć jakiemuś Aborygenowi, gdyż to nie będzie podróż w naszym rozumieniu. Rdzenna ludność Australii bardzo mnie interesuje. Także miejsca ich kultu – Uluru to święte miejsce Aborygenów i największy monolit świata, który wyrasta z suchej równiny w samym sercu Australii. Niech wam nie przyjdzie do głowy chować kawałki skały do kieszeni, będziecie odsyłać ze strachu przed tym, co się będzie z wami działo!!!
24 listopada 2020
I doczekaliśmy się, Andrzej Barański powrócił do Teatru Telewizji adaptacją tekstów Tadeusza Różewicza i Marka Gajdzińskiego „Badyle”. Spektakl powstał z połączenia dwóch opowiadań Tadeusza Różewicza: „Ta stara cholera” i „Na placówce dyplomatycznej” oraz opowiadania Marka Gajdzińskiego „Matka jest jedna?”.
- Jest to wzruszająca opowieść o losie starszych kobiet-matek zepchniętych na margines życia społecznego, odrzuconych przez własne dzieci, zagubionych w świecie i przeżywających gorycz samotności. Wszystkie łączy temat stosunku dzieci do starych rodziców.
Obejrzałam z mieszanymi uczuciami. Starzy ludzie potrzebują troski i zrozumienia, to nie ulega wątpliwości, a czy zawsze to tak ma się odbywać. Jestem „badylem”, jestem, i jako badyl zastanawiałam się cały wieczór czy chciałabym mieszkać ze swoimi dziećmi, Dla dobra dzieci, chyba nie! Pomagam jak mogę, doradzam niekiedy z wyprzedzeniem, zawsze mogę liczyć na dzieci, ale aby razem, co to, to nie! Jestem jak każdy starszy człowiek dosyć uciążliwą osobą. Śpię z przerwami, ciągle chcę czegoś nowego, marudzę już ździebełko, układam się ze sobą. Ot, staruszka!
Odwiedziłyśmy z moją córką w niedzielę znajomych w lesie, gdyż las mnie nie zaprosił, stał zapłakany jak bezradna staruszka. Obecnie rozmawia się o aktualnych sprawach związanych z zarazą i jej następstwami. Zwolnili z pracy dobrego naszego znajomego, byłam wstrząśnięta. Poruszone były sprawy następstw wirusa i zaczęto mówić o deflacji. Nie mogłam sobie przypomnieć, co to jest, córka litościwie podrzuciła – Mamo, to przeciwieństwo inflacji. Wtedy zaskoczyłam! Deflacja i inflacja są równie zabójcze dla gospodarki, mają jednak trochę inne podłoże. To jest niemożliwe, abym tego nie wiedziała, ale ja już jestem 30 lat na emeryturze i słownictwo moje się kurczy. Z krzyżówkami też tak jest, wiem, że wiem, ale nazwy nie mogę sobie przypomnieć, za chwilę nadpłynie i po kłopocie. Mózg traci skojarzenia i połączenia.
Sprawy gospodarki. Dzisiaj byłam na bazarku. Sok świeżo tłoczony kupuję, z rokitnika, który polecam. Tydzień temu kosztował 6,90, a dzisiaj już 8 zł! Ale dajmy temu spokój, wróćmy do mojej aktywności. Wyciągnęłam podręczniki do angielskiego i płyty, z którymi nigdy nie miałam do czynienia i wzięłam się do pracy. Pierwsza lekcja z głowy. Pochwaliłam się córce, ucieszyła się i zaproponowała, że gdy wpadnie sprawdzimy wymowę i postępy. I zaczęło się! Tak się przejęłam sytuacją, że całą noc walczyłam z wysokim ciśnieniem. Nie mogłam tego opanować mimo leków, ani spać. I tutaj wyłania się następny problem, nadpobudliwość starcza. Więc chyba takie działanie nie ma sensu. Mnie to naprawdę do niczego nie jest potrzebne. Jak jest coś do przetłumaczenia czy napisania, mam obstawę w kilku językach w dzieciach. Chodzi o to, abym coś robiła, ale to chyba nie jest dobry kierunek, ja się zbytnio wszystkim przejmuję. Pokorna też raczej nie jestem i żyj pod jednym dachem z taką staruszką! Dzieci bywają różne, a staruszki też są trudne do okiełznania. Popatrzmy na to wszystko ze zrozumieniem.
23 listopada 2020 Moje wskazania dla społeczeństwa i rządzących!
Tak kochani, ja szara obywatelka, pozwolę sobie udzielić rozsądnych rad, jako że nie wiem jak długo jeszcze będę mogła ich udzielać. Trochę mnie to wszystko już denerwuje.
1. PiS musi rządzić, teraz nie jest czas na rewoltę. Należy tylko odsunąć od władzy pieniaczy i karierowiczów – Kaczyński, Ziobro, Terlecki, Sasin, dziękujemy.
2. My jako obywatele musimy zadbać o swoje bezpieczeństwo, nikt za nas tego nie zrobi. Maseczki, dezynfekcja, izolacja to nasz obowiązek.
3. Nie szarogęsić się w Parlamencie Europejskim! Pomoc jest nam potrzebna i mamy współdziałać, a nie stawać okoniem. Praworządność w Polsce postawiona jest na głowie i nie wpierajcie nam, że jest inaczej.
4. Dopuścić do głosu w rządzie ludzi rozsądku a nie słuchać ślepo tych, którym wydaje się, że wiedzą wszystko najlepiej.
5. Dosyć w Polsce buntów, marszów, demonstracji. Te trzy lata trzeba przeczekać, trudno. Więcej nikt już do takich układów politycznych nie dopuści, no chyba, że koronawirus odbierze nam resztki rozumu.
6. Nie wolno dopuścić do upadku gospodarki, trzeba wspomóc firmy. Skąd państwo bierze pieniądze na pomoc, nie mam pojęcia i do czego to doprowadzi, też nie wiem. Trzymajmy się więc Unii, sami nie damy rady.
Rad mogłabym udzielić więcej, ale może dam już spokój. Wczoraj przejechałam samochodem, oczywiście jako pasażer, połacie puszczy i patrzyłam na żałosne sosny skąpane w deszczu, smutne i szare. Nie o takim lesie marzyłam. Z lasem tak jak z naszym życiem, bywają jasne i ciemne dni. Dopięłam jednak swego i teraz zabieram się za kształcenie umysłu, gdyż niczego nam nie dano na zawsze. Nie wiadomo z jakimi problemami przyjdzie się nam borykać, gdy skończy się zaraza, może znowu mi obetną emeryturę i trzeba będzie dorabiać? Doświadczenia z przełomów dziejów mam nieszczególne. Swoje zrobiłam udzielając rad, w inny sposób Ojczyźnie już pomóc nie potrafię.
22 listopada 2020 https://www.onet.pl/styl-zycia/onetkobieta/my-wysoko-wrazliwe-i-nasz-swiat/sj9m4n5,2b83378a My, kobiety wysoko wrażliwe i nasz świat
"Kiedy komuś z moich bliskich dzieje się krzywda, niemal fizycznie dzielę z nim ból. Wszystko może być powodem wzruszeń - film, a nawet reklama w telewizji. Gdy ktoś przygląda mi się w tramwaju, zastanawiam się, o czym wtedy myślał, jeszcze długo po tym, jak wysiądę. Jestem wrażliwa na światło - nie zasnę, dopóki nie jest całkiem ciemno. Chłonę bodźce i emocje jak gąbka. Czuję więcej i lepiej, niż inni. Jestem wysoko wrażliwa. Witaj w moim świecie.”
Znalazłam ciekawy artykuł i chcę się nim podzielić. Myślę, że siebie w nim odnalazłam. Zrobiło mi się cieplej na duszy. Nareszcie ktoś mnie wsparł i nie czuję się gorsza, inna i mniej wartościowa. Nie będę już się zastanawiać czy mogę się komuś podobać, dlaczego ktoś się interesuje tym, co robię i czy to warte jest uwagi. To nie kwestia otoczenia, wychowania, ale przypadłość, za którą odpowiedzialna jest biochemia naszego mózgu.
Wrażliwość to jedno, teraz dobija też mnie zapominanie, wiem, że to wiem, ale nie mogę sobie przypomnieć, jak to się nazywa. Znacie to? Nie ma rady, trzeba się zabrać za naukę, może nie dojdę do perfekcji, gdyż talentu mi brak, ale zmuszę mój mózg do pracy. Przygotowałam już podręcznik, płyty do nauki języka angielskiego i nie odpuszczę. Ruszam od poniedziałku, nie dlatego, że niedziela to zły dzień do rozpoczęcia zadania, ale dzisiaj robię ostatnie podejście do wycieczki leśnej. Już nie na grzyby, ale z wizytą towarzyską i spojrzeniem na leśną gęstwinę. Niech już to mam za sobą.
Wysoka wrażliwość, trudno, jak się z tym przyszło na świat, trzeba z tym żyć, ale chociaż wiem, że nie tylko ja zmagam się z takim problemem. Niektórzy idą przebojem przez świat, niech idą, to ich droga, ja muszę żyć z tym, co mam i teraz chociaż rozumiem co mną kieruje w życiu.
21 listopada 2020 "Szczęście jest emocją, spowodowaną doświadczeniami ocenianymi przez podmiot jako pozytywne. Psychologia wydziela w pojęciu szczęście rozbawienie i zadowolenie."
Dzisiaj nie czuję się szczęśliwa! Miałam zamiar wkroczyć do lasu, napawać się jego pięknem, szumem drzew, zielonością wokół, ciszą i może nawet grzybami wychylającymi brązowe łebki z mchu. Nic z tego, rano obudził mnie sms z zapytaniem czy jedziemy. Taki widok zastałam za oknem! Czy taka aura niesie z sobą coś dobrego? Dachy pokryte grubą warstwą szronu, zbielałe dachy samochodów i co ja nieszczęsna miałam odpowiedzieć? Nie jedziemy! Spodziewałam się obniżenia temperatury, ale nie tak gwałtownie. Przygotowałam ciepłą odzież, nie przeczę, ale odstraszyło mnie zbielenie otoczenia.
Przypomniała mi się rozmowa z psychologiem w radio PiK. Przytaczał dane odnośnie szczęścia. Podobno ludzie mniej wykształceni czują się szczęśliwsi. Robią to, co muszą, a jak jeszcze dopisuje im zdrowie, czują się spełnieni. Im więcej człowiek ma wiedzy o świecie, ma też większe wymagania, które już nie tak łatwo spełnić, i o szczęście też jest trudniej. Badanie poczynione na różnych grupach społecznych, jako najszczęśliwszą podało – uwaga, zakonnice! Oczywiście te, które znalazły się tam z powołania, te które poszły tam dlatego, że coś w życiu im się nie udało, nie będą się czuły spełnione. Mogę to nawet zrozumieć, miłość do Boga, wielka i wszechogarniająca, wypełniająca życie spędzone na modlitwie i wypełnianiu swoich zadań, może czynić życie szczęśliwe.
Szczęście to życie w zgodzie ze sobą
Szczęście to poczucie sprawstwa
Szczęście to skupienie na tym, co ważne
Szczęście to teraźniejszość
Szczęście to pozytywne emocje
Jestem zawiedziona, ale trudno, trzeba się pogodzić z losem. Nie tylko ja mam takie dylematy. Pan J. też nie wygląda na szczęśliwego, krzyczał, że jak będzie w Polsce praworządność, to pójdą niektórzy siedzieć! Znaczyłoby to, że dopiero jesteśmy na etapie wstępnym, a już mamy tego wszystkiego dosyć, a co będzie, gdy praworządność zakwitnie?! Jestem trochę przerażona. Mocodawca wyglądał jakby zmagał się z problemami... Nie napiszę jakimi, gdyż mogą mnie odizolować od społeczeństwa, i co wtedy z lasem? Oj, szkoda człowieka, szkoda! Może jakoś się uspokoi, rządzenie to skomplikowana sprawa, to nie jakieś tam spacery po lesie. Platon powiedział, że tylko uczciwe życie jest szczęśliwe. Jak pan, panie J. ma takie kłopoty, to może na tym polu by dojść z życiem do porozumienia?
20 listopada 2020 Godziny dla seniorów w sklepach to bardzo dobry pomysł. Seniorzy czują się w sklepie bezpiecznie. Obsługa ciągle zgłasza gotowość pomocy. Żyć nie umierać. Tak by się wydawało. Ja robię w moim sklepie zakupy raz w tygodniu. Na kartce mam wypisane produkty, które mam nabyć, abym niczego nie pominęła. Spis rzeczy do kupienia uzupełniam na bieżąco. Mam pewność, że niczego nie przeoczę.
Ostatni pobyt w sklepie trochę mnie odstręczył od godzin dla seniorów. Wchodzę do sklepu, oczywiście zabezpieczona w maseczkę i rękawiczki, a w sklepie rozgwar jak na bazarku. Panie seniorki dyskutują o wartościach produktów, przepisach i swoich sprawach. Trochę mnie to zdziwiło, jednak wyminęłam rozgadane towarzystwo i poszłam szukać tego, co mnie interesowało. Okazało się, że to jedna pani wiodła prym w pobudzaniu inicjatywy staruszek. Zabrała się też za mnie, gdzie się nie ruszyłam, ona była. Najpierw udzieliła mi informacji o jakości śmietany, tak jakbym nie wiedziała, co miałam kupić. Później donośnym głosem zdradziła mi tajemnicę, jakie lubi bułeczki. Chwyciłam z półki, co tam wpadło mi w rękę i podążyłam dalej, ale myliłam się bardzo. Była już obok mnie i była chętna do wyszukania na półce soków dla mnie. O Boże! Wszystko podane jak przez głośnik, z widoczną chęcią do dyskusji.
Ja rozumiem, wszyscy czujemy się samotni, nie mamy z kim porozmawiać, ale to nie powód, aby w sklepie nawiązywać kontakty towarzyskie. Jak będę potrzebowała pomocy, to sama o to poproszę. Przecież muszę się zastanowić, co mam kupić, wybrać produkt, chcę szybko ze sklepu wyjść i naprawdę nie mam ochoty na rozmowy towarzyskie. Pani ta miała dobre intencje, ale to było naprawdę męczące. Może warto poszukać w internecie TelefonPogadania.pl
Aby zagospodarować czas, postanowiłam sprzątać, co się da, ale już południe, a ja jeszcze nie zaczęłam. Oby nie było tak, jak z panią z obrazka. Nawet, gdy się nie zabiorę do pracy dzisiaj, to jutro też jest dzień, prawda? A może lepiej upiec ciasteczka?! W sobotę wybieram się znowu na wycieczkę do lasu, to już trzecie podejście, jak znowu nic z tego nie wyjdzie i aura nie będzie mi sprzyjała, to pogniewam się na zawiadowców pogody.
19 listopada 2020 Pisałam już kiedyś, że określenie stron świata w nowym miejscu bez kompasu nie jest łatwą sprawą. Jakoś człowiek daje sobie radę, ale trzeba się zastanowić. Ja tylko miałam pewność w tej sprawie w miejscowości, gdzie się urodziłam! Postanowiłam to sprawdzić i okazało się, że nie tylko ja tak mam. Nawet mężczyźni, którzy podobno mają lepszą orientację w terenie, też przyznają bez bicia, że zawsze szukają odnośnika pozwalającego dać orientację w terenie. Tam, gdzie się urodziliśmy, wszystko jest na swoim miejscu, wszędzie indziej należy się dostosować do warunków. Najbardziej interesują nas wydarzenia z terenów rodzinnych, losy ludzi, zmiany i zawirowania.
Ja już spłaciłam dług zagłębiając się bez miary w historię Miłkowic, coraz mi trudniej i dałam już za wygraną, ale zawsze się ktoś zgłosi z ciekawymi opracowaniami, czym, co mnie absorbuje bez granic. Wczoraj cały wieczór poświęciłam dokumentalnemu opracowaniu bitwy o Uniejów z okresu 6 -7 września 1939 roku. To pierwsze tak dokładne podanie wydarzeń z przedpola bitwy nad Bzurą. Kiedyś zbierałam już materiały odnośnie tych wydarzeń, ale były to wiadomości fragmentaryczne w porównaniu z pracą wykonaną przez pasjonatów historii, którzy zdobyli dostęp do dokumentów. Łatwo się tego nie czyta, ale warto poświęcić czas, aby zapoznać się z tym, co się tam działo. Gehenna ludności cywilnej z tych terenów, o której jest tylko wzmianka, to odrębny temat. Podaję ten link, gdyż wiem, że zaglądają także tutaj osoby interesujące się takimi sprawami. Zawsze warto zajrzeć na stronę i kliknąć w link.
18 listopada 2020 Skorzystałam z porady przyjaciół i zabrałam się do przemeblowania sypialni. Oczywiście, upewniłam się w internecie, że ich sugestie są słuszne.
„Jeśli chodzi o ustawienie łóżka według feng shui, to powinno ono wezgłowiem przylegać do ściany. Powinien być do niego swobodny dostęp z trzech stron, a z pozycji leżącej powinniśmy mieć widok zarówno na drzwi, jak i okno w sypialni. Jednocześnie łóżko nie powinno być ustawione bezpośrednio na wprost drzwi. ”
Mój pokój jest mały, a drzwi są na środku ściany, jakby więc nie ustawić łóżko, nie uniknie się drzwi na wprost. Nie mam wątpliwości, że projektanci byli mężczyznami, którzy nie mieli pojęcia ani o feng shui, ani o funkcjonalności pomieszczeń! Reszta warunków została spełniona. Sypialnia zyskała na takim ustawieniu. Wstawiłam kwiaty - zielistkę, sansewierę, geranium aby czyniły pomieszczenie przytulniejszym, nawilżały i oczyszczały powietrze z dwutlenku węgla. Zygokaktus niestety uległ prawie zniszczeniu, gdy spadł z półki na skutek przeciążenia jednej ze stron stojaka przy mojej aktywnej działalności i teraz dochodzi do siebie, ale u Kasiuni, kwitną jego rodzicielki z wielką gwałtownością, a ja nie mogę się doczekać takiego wysypu kwiatów.
Moja córka Joanna, gdy wpadła wieczorem w maseczce i rękawiczkach, stwierdziła sensowność takiego przemeblowania i umocniła mnie w postanowieniu, że tak ma pozostać.
Ułożyłam się do snu po całym dniu zmagań, bez drzemki, gdyż nie było kiedy, po kilkuminutowej lekturze w oparach muzyczki z RMF muzyka filmowa, zdecydowałam się nocny odpoczynek. Muszę zaznaczyć, że tak ustawione łóżko zachęca do snu, czułam się naprawdę zrelaksowana i zadowolona, że mogłam odpocząć. W nocy musiałam wyjść do łazienki, wstałam z łóżka nie otwierając oczu, aby się nie rozbudzać, i poszłam brzegiem łóżka, tak jak zawsze, trafiając wprost na ścianę! Zetknięcie z inną płaszczyzną niż drzwi, wywołało u mnie szok. Trochę się wybudziłam, ale po kilku minutach doszłam do siebie i spokojnie przespałam do późnego ranka. Nie wiem, co przyniosą inne noce, ale póki co, polecam takie ustawienie łóżka w sypialni. Tak mało trzeba, aby przywrócić zdrowy, mocny sen!
Wrócę jeszcze do przyzwyczajenia się do ustawienia mebli w pokoju. Wszyscy „przestawiacze” wiedzą o tym, że przestawienie szafki, załóżmy w kuchni, prowadzi do szukania przedmiotów nam potrzebnych w miejscu, gdzie znajdowały się poprzednio i dopiero kilkudniowe oswojenie się z nową sytuacją powoduje zmianę nawyków. Mam nadzieję, że taka sytuacja zaistniała także w sypialni, a nie będzie miało miejsca lunatykowanie i nie wypadnę przez balkon błądząc po mieszkaniu nocą ciemną.
17 listopada 2020 Kobieta to człowiek złożony z ciała i łez! Dla mnie wskaźnikiem wartości filmu jest ilość wylanych kropli wody z oczu z niewielką ilością soli (chlorku sodu) oraz białek, w tym substancji bakteriobójczych (lizozym, defensyny). Płaczę, film wart uwagi, oko suche, nie ma co oglądać. „Kamerdyner”, nie nasz, polski, ale amerykański, w niedzielny wieczór spowodował wylew łez u staruszki.
- Oparta na faktach produkcja "Kamerdyner" przedstawia historię czarnego mężczyzny, który w latach 1957-1986 pracował jako kamerdyner u kilku kolejnych amerykańskich prezydentów. Swojej pracy był bezgranicznie oddany i doceniony. Problemy rodzinne spędzały mu sen z powiek. Warto było obejrzeć, nie wiem czy stałam się mądrzejsza, ale na pewno wpłynęło to na poszerzenie spektrum mojego doświadczenia życiowego póki kontaktuję jeszcze i kojarzę zjawiska, nie tylko te z ekranu, z życia także.
Pytam mojego znajomego o sprawę, która mnie od dawna bulwersuje. Facet wzrost 190 cm, waga 100 kg.
- Dlaczego chodzisz takimi drobnymi kroczkami?
- A co ty sobie myślisz, dam długi krok i przewrócę się? Wolę nie ryzykować. Laska też jest mi potrzebna do utrzymania równowagi.
Znamy się dobrze, miałam więc odwagę zasięgnąć informacji w tej sprawie. Teraz już wiem o co chodzi. Czy teraz jestem mądrzejsza, czy bardziej doświadczona, a może ani jedno, ani drugie, dopóki sama nie doświadczę, nie będę wiedziała niczego z całą pewnością.
Na zakończenie jeszcze dwa obrazeczki świadczące o tym, że człowiek to istota mądra, dbająca o zwierzęta. Peruka dla psa i kask dla kury!!! Myślcie sobie o tym co chcecie, ja swoje wiem.
16 listopada 2020 Bywają w życiu człowieka takie okresy, że wszystko się wali jak domek z kart. Ledwo uporałam się z kuchnią, a już nowe wezwania. Kuchnia tez wczoraj przeszła chrzest bojowy. Najpierw zrobiłam na obiad paszteciki ze szpinakiem, i drugą partię z kapustą kiszoną i grzybami, ale że zostały białka, postanowiłam spożytkować je do ciasteczek na bazie bezy. Wykonałam je w trzech odmianach, suszyłam w piekarniku półtorej godziny, ale wydawały mi się jeszcze zbyt wilgotne. Włączyłam piekarnik jeszcze na parę minut i wyszłam z kuchni, gdyż wszystko było już zrobione. Coś mi nie wyszło z ustawieniami, gdyż po chwili swąd opanował całe mieszkanie. Bezy były zwęglone! Ile mnie to trudu kosztowało, aby kuchnię doprowadzić do ładu, nie będę już mówić lepiej.
Dzisiaj słoneczko błysnęło od rana, szybciutko włączyłam pranie, grubaśne ręczniki, aby według zaleceń przeschły na balkonie. Pranie przebiegało jednak z niespodzianką, coś huknęło w łazience, wchodzę, a pralka rozłożyła się na kilka części, pokrywa oddzielnie, osłona wejścia do pralki oddzielnie, a praleczka uwolniona od balastu, pierze sobie jakby nigdy nic. Oniemiałam, ale przecież w takim stanie nie można trwać długo, jakoś nałożyłam na pralkę górę, resztę umocowałam prowizorycznie i czekałam, jaki będzie finał. Bałam się, że prania z pralki nie wyjmę. Jakoś się udało, ale pogoda jest pod psem. Pranie nie schnie, tylko wilgotnieje. Co będzie z pralką, nie wiem. Jak już raz dokonała takiego wyczynu, to może oznaczać tylko, że będzie potrzebna wymiana na nowszy model.
Tak sobie myślę, że lepiej teraz ze mną nie wchodzić w żadne układy, nic dobrego z tego nie może wyniknąć. Zrobiłam sobie mocna kakao na mleku, aby zwiększyć dawkę magnezu w organizmie, pajdę chleba z miodem, i postaram się jakoś żyć, mimo kłód rzucanych pod nogi przez los. Jeszcze jedno się nie skończy, to już następne zaczyna, i bądź tu człowieku cierpliwy. Suszenie prania w domu jest niebezpieczne dla zdrowia
15 listopada 2020 Starość to okres cechujący się postępującymi ograniczeniami ciała umęczonego chorobami, defektami pracy mózgu i całego układu nerwowego. Tak już jest i nie ma co rozdzierać nad tymi sprawami szat. Objawy są różne, zakres ich występowania to sprawa indywidualna.
Zdarzył się chyba każdemu w wieku podeszłym, i nie tylko podeszłym, chociaż jeden z objawów?! - Gubisz klucze, a dzień później znajdujesz je… w lodówce lub w szufladzie na skarpetki.
- Nie możesz sobie przypomnieć filmu, który oglądałeś dwa tygodnie temu…
- Zapominasz o wizycie u kardiologa… i nie pamiętasz swojego numeru telefonu.
Proszę uczciwie ustosunkować się wobec powyższych stwierdzeń! Tylko kluczy nie gubię, gdyż zawsze są w tym samym miejscu.
Problemów jest oczywiście więcej. Mam chyba jakieś mikro-urazy mózgu, lub postępujące objawy dysgrafii. Nie wiem dlaczego przestawiam dwie pierwsze litery w wyrazie zmieniając ich miejsce. Piszę „frytel” zamiast fyrtel, zaczynając zdanie stawiam dwie duże litery – KOtek, POlityka. Raz mi Word to poprawia, a raz nie. Muszę wracać, zmieniać, a to opóźnia pisanie. Niektóre palce wyłączają mi się, mam zdezelowane stawy. Uderzam w dwa klawisze klawiatury zamiast w jeden i błąd gotowy. Muszę patrzeć na klawisze wpisując hasła lub pisząc wyrazy, których nie znam, obawiając się, że popełnię błąd. Nic miłego, ale wiem, że tak mam i muszę sobie z tym radzić.
Wiele w życiu czytałam, nawet, gdy nie miałam czasu, to robiłam to nocami. Lubię czytać, co nie znaczy, że zawsze pamiętam treść, autora, tytuł! W trakcie czytania obejmuję kilka linijek równocześnie, jednak, gdy pojawią się wyrazy których nie znam, obce nazwy, wymyślne nazwiska, muszę się zatrzymać aby je przeliterować, utrwalić w pamięci, co nie zawsze się przecież udaje. Ile wyrazów wypada staruszkom ze słownika, gdy nie są w mowie używane. Ubożejemy na starość z tego prostego powodu, że zakres naszych działań i zainteresowań się kurczy. Ktoś powie - na nic już mi to nie jest potrzebne. Niby tak, ale powoli stajesz się innym człowiekiem; spowolniona mowa, to już norma, kurczący się zakres słownictwa, lekko zniekształcona wymowa gdyż jakieś protezki każdy już ma, zapominanie wyrazu jakiego należało użyć - mówisz, przypomnij mi jak to się nazywa - zdarza się, prawda, albo dukanie i niemożliwość przypomnienia sobie nawet zastępczego wyrazu. Najlepiej jak się człowiek zdenerwuje, wtedy mózg pracuje lepiej!
W młodości borykaliśmy się z innymi problemami, teraz przyszedł czas walki z usterkami ciała i mózgu. Jak długo damy radę, będziemy stawiać im czoła. Nie poddamy się tak łatwo!
PS Zamieszczam przeprosiny z racji przestawienia liter w tytule książki ”Bydgoszcz – mój fyrtel” Romana Sidorkiewiczka.Fyrtel to okolica, dzielnica, nazwa używana w Bydgoszczy, to zniemczenie. Dla mnie nazwa zupełnie nieznana, stąd to przestawienie liter. Łatwiej wymawia mi się „frytel” niż fyrtel. O książce napiszę oddzielnie. Teraz biję się w piersi i przepraszam.
14 listopada 2020 Szalenie mile wspominam czasy dzieciństwa, szczególnie tego wczesnego, mojego wnuka. Byłam najszczęśliwszą babcią, kiedy mogłam się bawić z moim skarbem. Tworzyliśmy zgrany zespół. Od wczesnego niemowlęctwa czas dzielony był na zabawy, spacery, bajki, filmy…
Z moimi dziećmi bawiłam się, ale przecież nie tak zapamiętale, nie miałam tyle czasu. Nie będę wszystkiego opisywać, gdyż musiałabym napisać książkę.
>Domek, który prezentuje moja córka w filmiku reklamowym i jest teraz do kupienia, nasunął mi takie małe wspomnienie. Oglądaliśmy akurat „Przygody Lucky Lukea”, ja tylko obrazki, ale to nie przeszkadzało. Po filmiku realizowaliśmy przygody głównego bohatera w domowej scenerii. Kowbojem był oczywiście wnuk w wieku około trzech lat, ja nadawałam się do tego, aby maszerować do więzienia pod czujnym okiem rewolwerowca. Więzienie to był namiot sprezentowany przez matkę chrzestną, moją córkę, na święta. Celowo rozpięty w sypialni, posiadał okna, drzwi i oczywiście ściany. Jako czarny charakter kroczyłam wolno czując na plecach lufę rewolweru. Wchodziłam przez drzwi, a ucieczki próbowałam z powodzeniem przez okienko. Los dzieliłam z wielkim, brązowym misiem, pełniącym chyba rolę tego durnego psa z filmu. On bywał przyciągany za ucho i za „karę” siedzieliśmy wszyscy razem w więzieniu, często z kowbojem wpychającym się do nas na siłę.
Namiot bywał także sklepem, szkołą dinoazurów, chatką Baby Jagi, jak tam wypadło, ale zawsze były to zabawy pełne zaangażowania, ekspresji, dialogów stworzonych na daną okoliczność.
Domek, który teraz zrobiono dla dzieci, jest już pełen urozmaiceń i może jakaś babcia czy dziadek zechce zakosztować radości zabawy ze swoimi wnukami. Echa zabaw z wnukiem są bardzo żywe do dnia dzisiejszego i wspominam je z wielkim rozrzewnieniem.
13 listopada 2020 - Obejrzałam wczoraj film dokumentalny o kard. Dziwiszu. To się dobrze nie skończy.
- Zmarł były kustosz sanktuarium w Licheniu ks. Eugeniusz Makulski – bohater filmu "Tylko nie mów nikomu". Był on odsunięty od pełnienia działalności duszpasterskiej. Ilu takich ludzi jest w kościele?
- Mam przecież wspierać seniorów, a nie przekazywać informacje, ale jak by na to nie patrzeć, to przecież staruszkowie nie są odsunięci od życia. Prawdę powiedziawszy sami się odsuwają, nie zawsze ze swojej winy. Trzeba się wziąć w garść i przede wszystkim zadbać o swoje zdrowie. Nie jest to łatwe, gdyż zaniedbania dają o sobie znać, kręgosłup staje się oporny, bolą stawy, ale trzeba się przemóc, mówi wam to staruszka, która też siedzi w domu, jednak codziennie ćwiczy! Jak to robi, to już inna sprawa, ale jest to jakaś forma aktywności fizycznej. „Aby cieszyć się dobrym zdrowiem, musisz przez około 150 minut tygodniowo, to jest na przykład 5 razy w tygodniu po pół godziny dziennie, uprawiać aktywność fizyczną typu wysiłek aerobowy, czyli np. nordic walking, pływanie, jazda na rowerze, aerobik „
Covit odciął drogę od takiej aktywności, ale przecież jakieś zestawy ćwiczeń można znaleźć w internecie, każdy jakieś ma w swoich domowych zasobach. Siedząc przed telewizorem też można naprężać mięśnie, podnosić nogi, ręce. Ja mam kostkę drewnianą i w zamiast siedzieć, maszeruję w miejscu używając do tego podpórki. Można do tego wykorzystać grubą książkę. Każdy sam stwierdzi po takiej dawce ruchu, że czuje się lepiej. Jak przestaje się ćwiczyć, człowiek staje się usztywniony przez pozbawione ruchu stawy, kręgi, mięśnie. Brak ruchu doprowadzi do tego, że będzie coraz gorzej. Przecież mam to swoje prawie osiemdziesiąt lat, ale szczególnie teraz, kiedy już muszę w domu siedzieć, ćwiczę. Jasne, że nie będę startować w zawodach gimnastycznych, ale na swoją miarę ćwiczę i myślę, że to jest droga do utrzymania sprawności fizycznej.
12 listopada 2020 Polska to moja ojczyzna i pragnę jej dobra. Zakazuję wszelkich marszów, demonstracji, protestów!!! Czasy mamy dostatecznie ciężkie i takich atrakcji nam zdecydowanie nie potrzeba. Skupić się należy na walce z pandemią i ratowaniu gospodarki, gdyż od tego zależy nasz los.
Wczoraj mieliśmy Święto Niepodległości, takie święto, że wszyscy chyba mamy tego dosyć. W Polsce popełniono wielki błąd, wielki błąd, który może się zemścić na całej naszej przyszłości. Organizacje faszyzujące nie miały prawa funkcjonować w Polsce! Kto popierał maszerujących z zielonymi flagami narodowców? Ktoś do tego przykładał rękę i powinien ponieść za to odpowiedzialność. Teraz panoszą się, są w sejmie, oni stawiają warunki. To nic dobrego nam nie przyniesie. Ja widzę wyraźnie komu to się podoba, kto ich chce mieć po swojej stronie, ale to się źle skończy. Bosak sprawę podsumował: „Za działania policji odpowiada wicepremier ds. bezpieczeństwa Jarosław Kaczyński, szef MSWiA Mariusz Kamiński i bezpośredni przełożeni policji.” Chcieli, to mają.
Mało tego wszystkiego, to jeszcze ta kotłowanina w kościele. „McCarrick został w 2019 roku wydalony ze stanu duchownego za molestowanie małoletnich. Z raportu Watykanu wynika, że Jan Paweł II był ostrzegany o bardzo podejrzanych zachowaniach McCarricka. Uznał jednak, że to plotki. Nie bez znaczenia była przyjaźń McCarricka z Wojtyłą i Dziwiszem.” Co teraz? Są oskarżenia wobec Dziwisza, tak jakby było mało Janiaka, Gulbinowicza, Paetza… Jaki cień może paść na Jana Pawła II? To chyba jakieś podszepty diabelskie pchają tych ludzi do takiego postępowania! Osobiście mam tego wszystkiego dosyć.
11 listopada 2020 Święto Niepodległości Ojcowie naszej Niepodległości – Józef Piłsudski,
Roman Dmowski,
Ignacy Jan Paderewski,
Wincenty Witos,
Wojciech Korfanty,
Ignacy Daszyński.
Pan prof. Wacław Leszczyńki wspierający mnie przy zbieraniu materiałów do strony Miłkowic, przesłał mi piękny i trafny wiersz, którym chcę się podzielić.
Wszyscy jesteśmy żołnierzami Maria Czerkawska
Wszyscy jesteśmy żołnierzami Polski,
Białego Orła każdy w sercu ma,
Wszyscy jesteśmy stróżami jej granic -
I ty, i ja.
I taką będzie, jaką ją stworzymy
Wysiłkiem woli, rąk, myśli i dusz:
Biedną i słabą lub wielką i mocną,
Idącą śmiało w blask przyszłości zórz.
I nie los będzie winien, lecz my sami,
Jeżeli niemoc przeżre ją jak rdza,
Bo ona nami, a my nią jesteśmy -
I ty, i ja!”.
Prof. dr hab. Wacław Leszczyńskiprzekazał informacje dotyczące Ludwika Feliksa Temlera (1857-1938), które za zgodą Pana Profesora przytaczam. Postać Ludwika Feliksa jawi się nam w nowym świetle, jako konesera i mecenasa sztuki, właściciela majątku Wilczków, mieszczanina z zamiłowania, męża Heleny Bogdańskiej.
Przytaczam wybrane fragmenty.
"Ludwik Feliks Temler był bratem mojej prababki, ale niestety wszystkie pamiątki i dokumenty spaliły się w czasie Powstania Warszawskiego.
Ludwik Feliks był z urodzenia mieszczuchem i to poprzez ożenek z Heleną Bogdańską stał się właścicielem ziemskim(dop.mój - był już właścicielem majątku Kiełczew Górny), z czego po śmierci żony szybko zrezygnował. Słynne było jego powiedzenie do żony "jeżeli które z nas wcześniej umrze, to ja wracam do Warszawy" - co się sprawdziło.
Nic mi nie wiadomo, by Ludwik Feliks kiedykolwiek miałby coś wspólnego z wojskiem carskim. Jedynym w rodzinie, który został (jako kawaler) powołany do carskiego wojska (w czasie wojny z Japonią) i służył (raczej krótko), jako oficer rezerwy, był młodszy brat Ludwika, Aleksander Ferdynand junior (1868-1919).
Ludwik Feliks miał tylko dwie żony -pierwszą tą Włoszkę "Gustie" - Augustę Frizzi. Z nią miał zapewne ślub katolicki (w Mediolanie). Sam był z rodziny protestanckiej, a u protestantów rozwody były legalne. Dlatego otrzymał rozwód (Łoza) parę miesięcy przed ślubem z Heleną Bogdańską i z nią przypuszczalnie wziął wziął ślub w kościele ewangelickim (zapewne Św. Trójcy w Warszawie).
Był miłośnikiem (i kolekcjonerem) sztuki oraz zapalonym myśliwym, bardzo dobrze strzelał. Był protektorem malarzy (m.in. Chełmońskiego) i kolekcjonerem dzieł sztuki, zwłaszcza obrazów (m.in. miał „Kuropatwy” i „Niedzielę” Chełmońskiego i wiele innych).
O jego wyrzuceniu ze szkoły za mówienie po polsku w szkole oraz o nim samym pisał jego kuzyn Ferdynand Hoesick ("Powieść mojego życia" Ossolineum 1959), literat , historyk literatury, wydawca i redaktor „Kuriera Warszawskiego”. milkowice.pl.tl/Wilczk%F3w-_-Temlerowie.htm
10 listopada 2020 „Ni z tego, nie z owego” to tytuł wczorajszego spektaklu telewizyjnego Macieja Wojtyszki. Z okazji Święta Niepodległości przedstawiono dwie czołowe postacie z tym wydarzeniem związane – to Józef Piłsudski i Roman Dmowski. Każdy z nich widział inną drogę do odzyskania niepodległości, ale potrafili docenić zaangażowanie drugiej osoby. Pikanterii dodawał fakt, że obaj kochali tę samą kobietę – Marię. Najpierw Maria sprzyjała Dmowskiemu, ale później jej uczucia zdobył Piłsudski. Do czasu, do czasu, kiedy to Ziutek spotkał na swojej drodze walki Aleksandrę, oczy mu rozbłysły, porzucił Marię i w Oli zobaczył kwiatuszek wart zaangażowania uczuciowego. Maria się zawzięła, rozwodu dać nie chciała, ale w końcu Bóg powołał ją do swojego królestwa, także jej córkę, którą ojczym pokochał jak własne dziecko. Olę Ziutek też zdradzał, tego już w spektaklu nie przedstawiono, ale on miał taką naturę, kochał kobiety i władzę. Dmowski mu nigdy nie zapomniał tego, że Maria wybrała konkurenta.
Przewijał się tam ciągle wątek roli kobiety w życiu u boku mężczyzny. Żadna z nich nie była kurą domową, choć wcale nie mam zamiaru negować takiej roli, ktoś domem zajmować się musi i mądrzy mężczyźni powinni to docenić, jednak kobiety chętnie są do takiej roli spychane. Maria była kobietą światową, Ola wojowniczką przenoszącą materiały wybuchowe, ale w końcu ktoś dzieci musiał wychowywać.
Wiele się zmieniło i kobiety wywalczyły sobie prawa, jednak nie do końca, za nie i tak chcą decydować mężczyźni. Obecnie pojawiło się związane z tym tematem określenie dziaders. To pogardliwa nazwa. Dziaders to «mężczyzna, zazwyczaj wpływowy, traktujący kobiety (rzadziej: osoby młode) w sposób lekceważący, protekcjonalny, przedmiotowy, przejawiający poczucie wyższości». Pojawiają się takie męskie postawy, według mnie nielicujące z godnością mężczyzny. Kobiety nie dadzą się już spychać do roli popychadła, ich pracę trzeba szanować i każdy dziaders powinien przyjąć to do wiadomości.
9 listopada 2020
Przyczepi się do człowieka jego dola i nie pozbędziesz się jej, choćbyś chciał. Wlecze się za tobą, wspina na rozsłonecznione wzgórza życia, stąpa wśród kwiecistych łąk, bije brawa w dniach sukcesów i kuli się ze wstydu, gdy nic ci nie wychodzi. Oj dolo, dolo człowiecza! Najtrudniej jest z tobą, gdy powinnaś już zmienić kierunek i prowadzić człowieka na inne pola działania, ale ty uparcie trwasz na swoim torze i nic cię od tej drogi zmienić nie może. Popatrzcie na Donalda Trumpa. Czas dwóch i pół miesiąca od wyborów do inauguracji nowego prezydenta Amerykanie nazywają "lame duck", czyli czas "kulawego kaczora". Czas ten Trump chce wykorzystać na odwołania, złożenie protestów i rozpatrzenie ich przez sądy. Będzie mógł ułaskawiać związanych z nim biznesowo i politycznie przestępców – może nawet spróbować uniewinnić siebie! Już rodzina stara się go odwieść od walki, która jest przegrana, co widać gołym okiem. Zięć przemawia mu do rozsądku, żona próbuje go przekonać, ale na nic się to zdaje, jego dola przyzwyczaiła się do rządzenia i ani ją uproś aby zmieniła plany.
A u nas? Co robi nasz wódz? Mota się i sroży, podobno ledwo go odwiedli od pomysłu zbrojnego rozpędzenia protestu kobiet. Ale tak zupełnie serio, to dosyć już tych protestów! Ja nie mam zamiaru jeszcze umierać. Zaraza się szerzy, co do tego nikt chyba nie ma wątpliwości. Marsz Niepodległości, zmotoryzowany czy pieszy, też nie jest nam potrzebny. Bóg jedyny wie, jak ten świat będzie wyglądał za kilka lat. Nasze dole mogą się poczuć bardzo niekomfortowo, gdy będą jeszcze ziemskie, ale my, gdy przetrwamy, będziemy mieć płuca jak sita. Jak będziemy się prezentować w zaświatach, o to już nie będziemy się martwić, ale i tam nasze dole powloką się za nami, gdyż są częścią naszej duszy.
8 listopada 2020 Wstałam, wstałam, nie ukrywam. Dom i ja doprowadzeni do porządku. Sprawy kościoła załatwione, dzisiaj wybrałam Mszę Św. w Licheniu. Teraz zabiorę się za sprawy wpisu w Dniewniku. No to do dzieła. Staruszką jestem, zaawansowaną, jako tako pogodzoną ze starością, ale nie do końca. Wczoraj przyszło mi wchodzić na drabinkę, gdyż musiałam wyczyścić kratki wentylacyjne, i tutaj miałam kłopoty. Wspierałam się o krzesło, lodówkę i jakoś wdarłam się na wierzchołek drabinki, ze schodzeniem było jeszcze gorzej. Na krzesło też już nie wejdę z rozbiegu, najpierw przyklęk, uchwyt i jakoś dojdę do wyprostu, aby dostać coś z najwyższej półki. Nie mam tylko problemów z chodzeniem po równym terenie, i to wystarczy, przecież nie zajmę się wspinaczką górską na starość, ze względu na wysokie ciśnienie, a nie nieudolność ruchową, prawda? Dobrze rozumiem czarującą damę na obrazku! Joe Biden został 46. prezydentem Stanów Zjednoczonych. Jego życie
naznaczone było licznymi tragediami. Jest najstarszym prezydentem, urodził się w 1942 roku w stanie Pensylwania. Rok młodszy niż ja, on wspina się po szczeblach kariery, a ja utyskuję, że jestem staruszką. Muszę spojrzeć na to inaczej. Jest drugim katolickim prezydentem USA, zaraz po Johnie F. Kennedym. W młodości był bardzo przystojnym młodzieńcem, a teraz szarmanckim i eleganckim, dobrze ułożonym starszym panem. O poprzedniku nie będę się wypowiadać, też mam trochę ogłady. Sprawy praktyczne też są ważne. Jak sobie radzicie w sklepie z otwieraniem torebek plastikowych? Ja mam patent! Torebki z rączkami otwierać właśnie od strony rączek, gdzie łatwiej oddzielić poszczególne warstwy, a później pociągnąć i dalej idzie jak z płatka. Torebki bez rączek trudniej, ale pocierając górną warstwę da się jakoś otworzyć, najlepiej by pomoczyć, ale skąd wody wziąć, przecież nikt nie będzie ślinił! Gdy zdarza wam się przysypiać w czasie oglądania telewizji wieczorową porą, najlepiej oglądanie filmu rozpocząć od lekkich ćwiczeń ruchowych – podskoki, przysiady, marsz w miejscu czy chód wokół stołu. Jak się nieco ożywisz, to tak szybko nie zdrzemniesz się nawet w czasie najbardziej nudnego filmu. I tu nie chodzi o drzemkę, ale o to, że nie można później zasnąć w nocy.
7 listopada 2020
Co widzimy na tym obrazku? Co widzi przedstawiona osoba? Czy jej świat jest rzeczywisty? Czy czuje się lepiej, widząc to, co chce widzieć? Czy zakłamuje naturę? Czy poprawia swoje samopoczucie? Czy iluzja może być rzeczywistością? Czy dostała to, czego pragnęła? Czy czuje się pokrzywdzona przez los? Czy wyzbyła się problemu, widząc to, co widzi? Czy takie widzenie coś zmieni w jej życiu? Czy wszystko wokół jest jednym wielkim znakiem zapytania??? "Każdy ma taki świat, jaki widzą jego oczy". - Jose Saramago
6 listopada 2020 Dzisiaj dzień gospodarczo-kulinarny. Takie też miewam, ale noc odespana, a wczorajszy czwartkowy wieczór to dla mnie czas mile spędzony. „Ojciec Mateusz” pozwala podziwiać aktorów, gdyż to dla nich oglądam ten serial, mimo obaw, że w Sandomierzu nie zostanie nikt żywy. W każdym odcinku jedna osoba umiera. Mimo, że filmy kryminalne to nie moja bajka, ten mi się podoba. Lubię tytułowego bohatera Artura Żmijewskiego za jego zrozumienie bliźniego i talent do rozwiązywania zagadek kryminalnych, Kingę Preis za bezpośredniość, babcię p. Górską za niespożytą energię. Wszystkich lubię. Grupa policjantów to super chłopaki. We wczorajszym odcinku Michał Piela, potężne chłopisko, w tańcu był lekki jak piórko. Najbardziej teraz podoba mi się Piotr Polk. To urodzony komendant policji, a jaki przystojny, z obezwładniającym kobiecą część widowni uśmiechem. Nie myślcie, że gdy ktoś ma osiemdziesiątkę na karku, to nie spogląda na przystojnych mężczyzn! Czytam o nim i wydaje mi się, że trzy żony trochę go umęczyły. Może sam sobie był winien?! Ubolewa, że nie ma własnego syna, a tak by pragnął. Ma dwie pasierbice z obecnego związku i niedługo będzie dziadkiem. Jest udanym wokalistą i muzykiem, ale jakoś nie stara się o zdobycie popularności. Jego piosenki zdobyły moje uznanie. Oto jedna z nich.
5 listopada 2020 Trudno już nadążyć mi za obecnymi trendami w wielu dziedzinach życia. Może to z niewyspania? Na nocnym niebie panoszył się od 1 listopada księżyc w pełni, a to dla mnie czas morderczy - nadciśnienie, bezsenność, zmęczenie z powyższych spraw wynikające. Dzisiejsza noc była też od czuwania, a nie spania. No więc wreszcie, prawie w półśnie, muszę wyartykułować sprawy dla mnie warte uwagi. Drzemka nie wchodzi w grę, gdyż noc może znowu mieć podobny przebieg.
- Rozbawiła mnie nocą ciemną Monika Miller: Najbardziej mnie wkurza to, że katolicy kochają wszystkie nienarodzone dzieci do momentu, kiedy okaże się, że są LGBT+ - mówi wnuczka byłego premiera.
I ma rację, rodzić, a później równać z ziemią, gdy taki odrośnięty osobnik ma inne zdanie i nawet słuchać nie chce, co prawią mu autorytety! Dzieci się buntują i to jest sprawa naturalna, gorzej, gdy takiego okresu buntu nie ma, wtedy w domu coś jest nie tak jak trzeba, młody człowiek widocznie się boi.
Monika Miller to śliczna dziewczyna, mądra i warta uwagi, ale powiem szczerze, tatuaże na całym ciele mnie trochę zdumiewają. Jej ciało i może z nim zrobić, co chce, ale co będzie, gdy jej się to znudzi, albo nie zyska to w przyszłości aprobaty jej dzieci? Każda mama bardzo się liczy z uwagami swoich pociech. Co wtedy?
- Panie Premierze, przepraszam, ale ja siedzenia w domu mam dosyć! Muszę choć na trochę wyściubić nos na zewnątrz. Dzisiaj wybrałam się w godzinach wyznaczonych dla seniorów do apteki, załatwiając po drodze różne inne sprawy. Pod apteką kolejka jak za dawnych, dobrych czasów. Stoję sobie pół godziny, a może i więcej, zachowuję odległość i boję się, że zdrzemnę się na stojąco. Patrzę w niebo zasnute chmurami, aby mieć jakieś zajęcie i dochodzę do wniosku, że Islandia nie jest mi potrzebna, atrakcji związanych z krajobrazem mam wystarczająco wiele. Mkną dołem chmury ciężkie i ciemne, wyżej przesuwają się pierzaste, a w lukach pojawia się lazur nieba. Nagle, jak osławione Oko Boga, jawi się słońce wykorzystując rozstęp chmurzastych gigantów.
W myśli mam krajobrazy Islandii i nieszczęsne fiordy. Przecież widziałam prawdziwy fiord! Mój zięć dowiózł mnie do Danii i na własne oczy przekonałam się jak wygląda. W Szwecji jakoś nie utrwaliły się w mojej pamięci. Ze staruszką tak już jest. Odniosłam po drodze książki do biblioteki, zrobiłam zakupy na bazarku, a myślami i tak goniłam krajobrazy Islandii, ale tam już chyba nie odbędę wędrówki, no może jako istota duchowa? Fiordy nie dają mi jednak spokoju…
Fiord – rodzaj głębokiej zatoki, mocno wcinającej się w głąb lądu, często rozgałęzionej, z charakterystycznymi stromymi brzegami, powstałej przez zalanie żłobów i dolin polodowcowych.
4 listopada 2020 „Myślałem, że uczę się, jak żyć, a uczyłem się jak umierać.” Leonardo da Vinci
Rodząc się, człowiek się starzeje, z dnia na dzień jest bliżej końca. Wola życia jest w nim jednak tak wielka, że wcale mu perspektywa śmierci nie przeszkadza, aż przychodzi dzień, kiedy widzi ją oczami duszy, szczególnie w taki listopadowy czas, kiedy nie może oprzeć się wspomnieniom o tych, którzy odeszli.
Są jednak chwile, będące przebłyskami szczęścia, takie niespodziewane, a jednak obecne w naszym życiu. Dzień jesienny, słoneczny, przetykany kolorami żółci i brązu, nastraja radośnie. Mimo, że zamknięta w domu, zobowiązana prośbą premiera, zachwyciłam się zaokienną jesienią. W któryś wieczór, kiedy to z godziny na godzinę drzewa spowiły się w jasno-żółte liście, myślałam, że spadł śnieg, takie to było niespodziewane. Jeszcze w dzień zieleniły się, może ten kolor był trochę rozmyty, ale wieczór mnie zaskoczył. W mroku wieczoru pojaśniały. Teraz stoją nagie i tej nagości jakoś się nie wstydzą.
Może u nas nie jest jeszcze najgorzej?! Czytam właśnie o Islandii, która zawsze mnie zachwycała, chciałam tam pojechać, aby zobaczyć dzikie krajobrazy. Na wyspie występują liczne aktywne wulkany, gorące źródła oraz gejzery. Islandia to „kraju lodu” – około 11 proc. powierzchni tego wyżynno-górzystego kraju zajmują lodowce. Mało stabilny teren, ale autor Piotr Milewski wędruje po wyspie, zdany na uprzejmość kierowców, którzy podwożą go z miejsca na miejsce. Im bardziej zagłębiam się w lekturę, to coraz mniej chcę tam pojechać, o zmieszkaniu nie mówiąc, ale Polaków jest tam wielu. Zimno, ciemno, stada meszek, które mogą nawet udusić, mgły tak gęste, że człowiek nie widzi czubków swoich butów. Opis erupcji wulkanu na przestrzeni dwudziestu paru kilometrów, kiedy to skorupa ziemi po prostu pękła i wylewała się z niej gorąca lawa, trochę mnie zniechęciły. Ciągle się można spodziewać wybuchu wulkanu, powodzi. Tam naprawdę ludzie mają blisko śmierci, ale kochają swój kraj, są pomocni dla innych, lubią odosobnienie i samotność. Każdy ma swoje miejsce na ziemi i swoje szczęście, a do śmierci każdemu blisko.
3 listopada 2020 Tak wielkiego sprzeciwu kobiet chyba nikt się nie spodziewał. Sprzeciw się rozszerza i nie ma zamiaru wyhamować. Ja na takim etapie usiadłabym już do rozmów, gdyż czas jest trudny, a zwycięstwo każdej ze stron będzie połowiczne.
- Państwo, nawet, gdy zażegna protest, a zrobi to, gdy będzie mądrze postępować i argumentować, a pewnego pana nie dopuści do wypowiedzi - gdy ten się pojawi zaraz narasta agresja mas. Ktoś przecież musi rządzić, ale kto? Ten rząd musi póki co zostać, gdyż inaczej będzie chaos.
- Kościół, tutaj trzeba ekwilibrystyki dyplomatycznej, jako że młodzi ludzie, gdy ich się zrazi klątwami i upominaniem mogą nigdy do kościoła nie wrócić, a kiedy wymrze pokolenie oddane wierze, kościoły mogą zacząć świecić pustkami. W to zwiastowałoby koniec, którego nikt nie chce. Prymas wyraźne powiedział, nie chcemy parasola ochronnego od państwa. I miał rację, to więcej przynosi szkody niż pożytku.
- Protestujący, gdy będą chcieć coraz więcej i więcej, mogą przegrać. Lepiej skupić się na sprawie najważniejszej, dopiąć swego i dać spokój z dalszymi demonstracjami. Ostrzeżenie jest dla władzy wyraziste, muszą brać w przyszłości pod uwagę siłę kobiet! PiS popełnia błąd za błędem. Sasin, „unurany” w sprawie wyborów z pogrzebanymi milionami, teraz będzie budował szpitale! Niech ręka boska broni przed takim działaczem.
Ciągle tłuką mi się po głowie przygotowania do powstania listopadowego, to pewna analogia z obecnymi wydarzeniami.
Ppor. Piotr Wysocki opisuje to tak: "O godzinie szóstej dano znak jednoczesnego rozpoczęcia wszystkich działań wojennych przez zapalenie browaru na Solcu w bliskości koszar jazdy rosyjskiej. Wojska polskie ruszyły z koszar do wskazanych stanowisk. Ja pośpieszyłem do koszar podchorążych. W salonie podchorążych odbywała się wtenczas lekcja taktyki. Wbiegłszy do sali, zawołałem na dzielną młodzież: Polacy! Wybiła godzina zemsty. Dziś umrzeć lub zwyciężyć potrzeba! Idźmy, a piersi wasze niech będą Termopilami dla wrogów!. Na tę mowę i z dala grzmiący głos: Do broni! Do broni! Młodzież porwała karabiny, nabiła je i pędem błyskawicy skoczyła za dowódcą. Było nas stu sześćdziesięciu kilku!".
Wodza nie było, oficerowie nie byli pewni czy poprzeć powstanie, Chłopicki z trudem się zgodził na przewodzenie, o innych przywódcach nie opowiem, zbyt długo by to trwało. Mieli szansę, ale było potrzebne przygotowanie i zdolni przywódcy.
A to obrazek z własnego podwórka. W Miłkowicach przygotowanie do powstania zakończyło się tak: Bunt chłopów zgromadzonych we wsi Miłkowice na przegląd wojskowy 1831 rok - Rocznik Łódzki; t.4, 1958 r.
"6 kwietnia 1831 r. bataliony gwardii w liczbie 4000 zebrane na przegląd wojskowy we wsi Miłkowicach (pow. wartski) dopuściły się gwałtów. Zrabowano dwór Dłuskiego, potłuczono meble, lustra. Odpito składy wódki i żywności. W wyniku interwencji komisarza obwodu kaliskiego aresztowano 57 osób (40 włościan), wśród których znajdował się główny sprawca zajść, Brodzki",
Mieli przygotować się do obrony okolicy przed Rosjanami. Doszło do buntu, gdyż chłopi niezadowoleni byli ze zgromadzenia w dużej odległości od rodzinnych wiosek, gdzie czekały na nich pilne prace polowe".
Boże, miej w opiece moją ukochaną Ojczyznę, niech rozsądek i dobro nas wszystkich będzie motywem przewodnim rządzących i protestujących.
2 listopada 2020 Z trudem myślę już o tym, co się dzieje, ale zostawmy to. Dzisiaj Dzień Zaduszny. Kościół katolicki uczy, że istnieje konieczność modlitwy za zmarłych, by ulżyć ich cierpieniom. Starajmy się wspomóc ich modlitwami. Wierzę, mam nadzieję, ze możemy pomóc tym, którzy odeszli z tego świata nie oczyściwszy się z grzechów. Każdy potrzebuje wsparcia. Oto modlitwa św. Gertrudy.
1 listopada 2020
Nie bądź pewny, że masz czas, bo pewność niepewna… ks. Jan Twardowski
Dzień Wszystkich Świętych, Dzień Zaduszny tak inne w roku 2020, roku pandemii, ale to nie znaczy, że zapominamy o ludziach, których kochaliśmy, a których nie ma już z nami. Modlitwa, światło świecy, dotrze do tych, których wspominamy, nawet gdy nie jesteśmy na cmentarzu.
- Uważa też, że najważniejszą rzeczą jest miłość. Jesteśmy tu, żeby nabierać doświadczeń i się rozwijać. Po to przyszliśmy na świat, żeby to zrozumieć. Nie wiemy ile dni przed nami, żyjmy więc tak, jakby to był nasz dzień ostatni.
Listopad 2011
1 listopada 2011
To co we mnie, co w myśli, zakamarkach duszy, to pamięć o tych, co odeszli. Zacierają się kontury twarzy, wybielają wspomnienia, tylko dobroć, tylko miłość, minione czasy ocienia.
Póki mojego życia nie zapomnę, wasze groby pełgający płomień naznaczy, chryzantem kule złote złożę na grobie wszystkim, nawet tym, którzy kochali inaczej.
Wspomogę Wasze zmagania wypominkami, modlitwą. Mój czas kurczy się nieodwołalnie, czuję, że jestem coraz bliżej waszego świata. Spotkamy się po tej świetlistej stronie, znowu razem spędzimy dni i lata liczone w innych miarach.
Dzień pamięci, dzień trwania łańcucha pokoleń.
W ciszy znicze płoną na znak, że nie wszystko umiera…
3 listopada 2011
Wspominki i wypominki mam za sobą. Byłam w Dzień Zaduszny w kościele i przez całą mszę moja modlitwa była pasmem wspomnień. Przychodzili kolejno w myślach, sami prosili o westchnienie, o modlitwę. Widocznie im to było potrzebne.
Jestem już dzisiaj w świecie żywych. To dobry świat, ułożony i przyjazny. Mam tylko pretensję o to, że nie wiem jak jeszcze długo będę po nim stąpać. Wiele spraw przybrało by może inny kształt. Doszłam do wniosku, że nie ma sensu oszczędzanie, odkładanie na półkę rzeczy wyjściowych, gdyż los jaki je spotka, będzie smutnawy. Niech się nimi nacieszę. Będę chodziła na po domu, to będzie rozsądniejsze…
Wymyśliłam sposób jazdy na rowerku treningowym. Nie boli wtedy kręgosłup, a nogi kręcą się z lekkością i swadą – należy to rozumieć, że z zapałem!
Siadam na fotelu, pod plecy podkładam poduszkę aby uzyskać dobre położenie, rower ustawiam przed sobą i zaczynam pedałować. Piękna sprawa!!! Mogę tak sobie kręcić i kręcić nogami przez cały czas oglądania filmu. Bez zmęczenia, a skutek taki sam. Moje kolana nie lenią się…
Strona o Miłkowicach nabiera rumieńców. Pracuję nad tym usilnie. Inne sprawy trochę zaniedbuję, ale przecież jakieś priorytety muszę sobie ustawić.
4 listopada 2011
Jestem taka podekscytowana, że aż strach! Robię moją nową stronkę i szukam materiałów, jako że nikt jeszcze Miłkowicami się nie zajął, no w każdym bądź razie ja nic o tym nie wiem. Moi znajomi są biedni! Każdy już zna na wylot dzieje mojej miejscowości rodzinnej. Wczoraj przeszukiwałam strony internetowe i natrafiłam na wiadomość, że Mikołaj z Miłkowic stawił się w punkcie zbornym szlachty, której obowiązkiem była obrona ojczyzny. Według wszelkiego prawdopodobieństwa pomaszerował później pod Grunwald.
Kocham Cię Mikołaju za to, że dałeś mi możliwość dokonania wpisu na mojej stronie i jeszcze w tak pięknej i ważnej dla kraju sprawie.
Znalazłam jeszcze trochę innych wieści i umieściłam już na http://milkowice.pl.tl/ .Nie chwalę się jeszcze swoimi dokonaniami, gdyż dużo jeszcze pracy przede mną. Praca nad stroną będzie trwała nieustannie, gdyż ja nie spocznę, aż nie nabierze barw, a przecież muszę jeszcze prać, sprzątać, gotować i robić zakupy… Ale takie wdzieranie się w obszar zupełnie nierozpoznany jest fascynujące.
Może tak byłeś wyposażony i przygotowywałeś się do bitwy....
sobota, 5 listopada 2011
Postanowiłam zrobić sobie trochę oddechu od strony o Miłkowicach w czasie weekendu. Nie zajrzę tam nawet i nie będę o niej myślała. Nie mam nawet z tym kłopotu, gdyż cały dzień dzisiaj prawie przespałam. Wczorajsza dwugodzinna modlitwa w zimnym kościele nie wyszła mi na zdrowie. Wzmożona senność to pierwszy objaw choroby. Mam nadzieję, że sobie z tym jakoś poradzę.
Po południu odwiedził mnie Shoggy, to ten pies bzikowaty ze schroniska. Dostał talon do salonu psiej piękności i skorzystał z zabiegów. Ostatnio zdziebeczko pachniał swojskim zapachem niemytego futra. Przywieziono go do mnie, abym zmieniła zdanie co do jego wyglądu. Muszę stwierdzić, że sierść stała się nieco mniej szorstka i zapach gdzieś się ulotnił. Sam zainteresowany nie był zadowolony z siebie, obwąchiwał się i drapał. Szukał siebie i nie mógł odnaleźć.
Pamiętam mojego Atoska, psa wielkiej urody i mądrości, przygarniętego w czasie stanu wojennego, gdy jego właściciele pozbyli się go, wyrzucając z samochodu. Kiedy był kąpany, znosił to z cierpliwością, jak coś, co należy przeczekać, ale kiedy już znalazł się poza łazienką, nie dał się nawet wytrzeć, biegał po pokoju wytrząsając futro. Miłe to było i kochane psiątko. Zginął walcząc o swoją wybrankę serca z większymi i bardziej bojowymi psami. Nie dało się go utrzymać w domu, zawsze zdołał się wymknąć. Umrzeć z miłości, to największe poświęcenie, dla psa także.
Shoggy zjadł co było, przespał się i pojechał do schroniska. Był trochę przestraszony po pobycie w salonie piękności. Na przeżycia jednego dnia to było zbyt wiele. Shoogy, może kogoś zauroczysz, mnie musisz wybaczyć, nie dam sobie rady i zwierząt w domu też już nie chcę, umieranie i odejścia przyjaciół tak bolą….
8 listopada 2011
Dzionek minął mi na robieniu banerów!!! Tak to jest gdy działa się trochę po omacku. Banery są, można sprawdzić na stronie po prawej i przechodzić gładko z jednej na drugą stronę, z http://hallas.pl.tl/ na http://milkowice.pl.tl/. Kontakt też działa.
Trochę przesadziłam z całym dniem… Ugotowałam zupę dyniową z zacierkami z ziemniaków!!! „Grzebaniny” trochę było, ale jaka wyżerka. Taka zupa trzyma. Pamiętałam jeszcze jak babcia pastwiła się nad zacierkami. Mnie już się nie chce przygotowywać takich rarytasów. Zdarzyła się okazja, córka przyniosła do mnie cały kombajn rozdrobnieniowo- sokowo- ciastowy. Moje urządzenia tego typu już dawno wylądowały w koszu. Była okazja, były zacierki. Zrobiłam jeszcze surówkę z marchwi i buraków z cynamonem, imbirem, oliwą i cukrem. Samo zdrowie. Przecież mogłabym sobie kupić takie urządzenie, ale jak zawsze rodzi się pytanie – na jak długo? W wieku lat 70 powinno już dostać się sygnał na ile lat można jeszcze liczyć. Wniosek o skierowanie do sanatorium jednak złożyłam, może zdążę wykorzystać. Gdy zmusza mnie sytuacja, jadę w Bydgoszcz bez oporów, ale tak tylko w celach poznawczych nie mam ochoty. Najbardziej lubię swoje mieszkanie i spokój mojej dzielnicy.
9 listopada 2011
Od wczoraj płaczę nad niespełnioną miłością… książkową oczywiście. Skojarzyło mi się to jakoś z piosenką, która prześladuje mnie , a raczej wnika we mnie ...
Oczy pełne łez nie przesłaniają jednak powszedniości. Mgła za oknem, więc i tak nie widać czy one, te okna lśnią, a jednak coś z nimi przed zimą zrobić trzeba. Może tylko szyby?! Zima i tak nie pozwoli zajrzeć w zakamarki okienne. Najważniejsze aby nie wiało, a wiać, to u mnie wieje ze zdwojoną siłą. Na dodatek na moim balkonie to chyba króluje róża wiatrów. Dokupiłam uszczelki i wspomogłam plastikowe zabezpieczenia. Może jakoś zimę się przetrwa. Minusowo dzisiaj już było i kiedy rano otwierałam okna, to aż mnie cofnęło. Wronichy znowu wróciły. Rozpierają się już na bramce na boisku, a na latarni siadają dla odpoczynku co bardziej wyróżnione w stadzie sztuki. A teraz przepychają się mewy… Czy ja mieszkam nad morzem?!
Taka jestem napełniona białkiem mięsa łososia, że od niedzieli, gdzie spożyłam obiad w gronie znajomych, nie mam ochoty na żadne produkty mięsne. Ja normalnie łososia nie nabywam w sklepie ze względu na cenę, ale jak już był na stole w wielkiej obfitości świetnie przyrządzony, z koperkiem i upieczony na maśle, dlaczego miałam sobie odmawiać. No nie myślcie, że zjadłam wszystko co było na półmisku, nie o to chodzi, ale porcja którą mi zaserwowano, była naprawdę spora, a odmówić byłoby nietaktem. Teraz spożywam tylko obiady bezmięsne i biały serek. Nawet nie spoglądam na czekoladę, która zalega w lodówce, ale to dlatego, że to gorzka czekolada… Staruszki rozprawiają tylko o jedzeniu i chorobach. Tak to już jest, to jedyne przyjemności. Choroby także, gdyż jest nad czym się rozwodzić…Dzisiaj na śniadanie dokończyłam placek drożdżowy, który upiekłam w związku z wyjściem na ten uroczy obiad. Był pyszny!
Krysiu, macham ręką ku Tobie, gdyż to ten właśnie przepis.
Tutaj panuje tak amerykańska moda, gdy idziesz do kogoś w odwiedziny, to taszczysz ze sobą jakiś prezencik jedzeniowy. Nawet chętnie w to weszłam. Łatwiej mi upiec ciasto drożdżowe niż przygotować łososia…
Czas już wyjść z to mroźnie powietrze. Muszę iść do spółdzielni, monitują że mam się rozliczyć z ilości osób zamieszkujące lokum przy ulicy/ łamanej przez numer domu.
10 listopada 2011
Takie te dni pochmurne… Trzeba dużego samozaparcia aby się uśmiechać. Dzisiaj dotarłam do informacji o mieszkańcu Miłkowic zamordowanym w Miednoje – informacja na http://milkowice.pl.tl/Znani-mieszka%26%23324%3Bcy.htm
To dla mnie ważne, wiedziałam że zginął, znałam jego syna i córkę, ale teraz mam potwierdzenie. Szkoda, że już jego dzieci nie żyją, mogłabym uzyskać więcej informacji. Może jakoś uda mi się dotrzeć do wnuków?! Tylko gdzie ich szukać. Trzeba liczyć na ten przysłowiowy łut szczęścia… Tak daleko mieszkam i kiedy tam jadę, to odwiedzam przede wszystkim cmentarze. Starzy poumierali, młodzi wyjechali i obecni mieszkańcy to dla mnie już obcy ludzie.
Dzisiaj zrobiłam sobie dzień porządkowy, zmieniłam pościel, wyprałam od ręki i teraz schnie. Na balkonie nie ma co wieszać, i tak trzeba dosuszać w domu. Zrobiłam się dzisiaj tak słaba, mam zamiar upiec jeszcze ciasteczka, ale nie wiem czy nie przełożę na jutro. Produkty czekają, ale kucharka niedomaga…
Podam przepis, może się komuś będzie podobał. Ciasteczka owsiane bez cukru i mąki
Składniki:
1,5 szklanki płatków owsianych - 0,5 szklanki otrębów -2,5 szklanki bakalii (ja daje orzeszki ziemne, pestki słonecznika, rodzynki, suszona żurawina, odrobinę kokosu) -4 plastry ananasów z puszki -3 banany - skórka z pomarańczy - 1 jajko
Ciasteczka są wariacją kilku przepisów z Internetu. Nie dodajemy do nich cukru ani mąki, ale są naprawdę słodkie poprzez ananasy i bakalie. Mogą je jeść cukrzycy i osoby chcące przyspieszyć przemianę materii bo zawierają dużo błonnika. Ciasteczka są z zewnątrz chrupiące a w środku dosyć miękkie przez to że nie zawierają mąki a czynnikiem „spajającym” są banany.
Przepis jest o tyle wygodny, ze można dodawać do niego wszystko to, na co mamy ochotę.
Przygotowanie:
rozgniatamy 3 banany w misce, do uzyskania papki. Do bananów wsypujemy płatki owsiane, bakalie, otręby, ananasy pokrojone w kostkę, jajko, skórkę pomarańczowa. Aby uzyskać kleistą konsystencje (tak by móc formować ciasteczka) dolewamy soku z ananasów.
Z uzyskanej papki formować ciasteczka grubości ok. 1 cm i kłaść na blaszkę wyłożoną papierem.
Pieczemy około 20 minut w 175 stopniach. Trzeba poczekać aż wystygną, wtedy są bardziej twarde.
13 listopada 2011
Mam dzisiaj kłopoty! Zrobiłam filmik i później przez swoją dążność do rozszyfrowania wszystkiego co możliwe, zniszczyłam go. Ponieważ wszystko usunęłam, nie pozostało mi nic innego niż zrobić go od nowa. Pół dnia poszło sobie i już nie wróci. Zrobiłam, ale żaliłam się na prawo i lewo, byłam bliska łez i dlatego spotkałam się z tyloma wyrazami współczucia.
Ach, jakie to były piękne czasy, gdy miałam widownię, aby ronić łzy… Mężczyźni tak się boją kobiecych łez. Zrobią wszystko, tylko aby nie patrzeć, jak kapią.
A ja łzy mam pod samą powieką, tylko coś nie tak, już oczy mam przeszklone, jak tak, też mam! Słyszę hymn narodowy lub piosenki patriotyczne, płaczę; wnuk recytuje wierszy dla mnie, paczę; czytam książkę o wielkich uczuciach, łkam, nie tylko płaczę; płaksa jestem i już. Ale dzisiaj już nie będę płakała, filmik jest zrobiony, trochę inny, to fakt, gdyż przecież nie pamiętam każdego obrazka, jaki wkleiłam. Najważniejsze, że już kilku Miłkowiaków się odezwało. Może uda się zrobić coś fajnego wspólnymi siłami.
14 listopada 2011
Dzisiaj jestem nastawiona bardzo nostalgicznie. Mam powody, których nie chcę wyjawić. Siedzę sobie w fotelu, moja ulubiona lampa rzuca miły blask, cieplutko w pokoju - w tym oczywiście w którym przebywam, inne nieco chłodniejsze – słucham muzyki, rozwiązuję jolki, oglądam zdjęcia i wspominam. Na fotografii znajoma twarz, taka miła i uśmiechnięta. Cieszę się, że kiedyś miałam takich przyjaciół, to przecież także dar losu. Przypomniała mi się historyjka związana z moją przyjaciółką, która bardzo mnie bawi, nawet teraz.
Osoba ta miała wypadek samochodowy, niegroźny co prawda, ale zawsze. Znalazła się w szpitalu, rozbierano ją do badań, taka jak to w szpitalu. Ona nie myślała jednak o stanie swojego zdrowia, tylko o swoich rajstopach. Były w nienajlepszym stanie, szczególnie w górnych partiach, tych dla postronnego widza ukrytych. -My kobiety wiemy jak to z rajstopami bywa – wychodzisz w całych, wracasz w posnutych… Na dodatek były to czasy, kiedy o wszystko było trudno. - Pech jednak chciał, że w wyniku zaistniałych okoliczności odkryto je i przyglądano się im z ukrywanym zdziwieniem. Uczucie wstydu i zażenowania były dla niej nie do zniesienia. Przysięgła sobie, że nie wyjdzie już nigdy z domu w bieliźnie lub rajstopach drugiego sortu. I miała rację, nigdy nic nie wiadomo.
Jan Sztaudynger już dawno nawoływał - Myjcie się, dziewczyny, nie znacie dnia ani godziny.
Myślę, że odnosi się to nie tylko do dziewcząt, ale do każdego, a szczególnie staruszek. Przecież godzina, kiedy mogą zostać rozebrane z odzienia z powodu przejścia w stan spoczynku, czyha na nie w domu i na ulicy. Mogę nawet ukuć takie powiedzenie – Dbajcie o siebie staruszki, gdyż przed wami już tylko Zaduszki. Wiem co mówię, mam powody. Przychodzą mi do głowy takie makabryczne myśli, gdyż potrzebuję wątku na swoją stronę, który by ją nieco ożywił i zachęcił czytelników, ile czasu można czytać wątki historyczne, a takie opowieści z krypty, legendy lub opowieści, może byłyby na miejscu?! Może mi ktoś podsunie pomysł…
15 listopada 2011
Nerwowy dzień dzisiaj miałam. Mało, że od rana szarpałam się z oknami i firankami, a to już chyba nikomu nie sprawia przyjemności, no chyba że chodzi o końcowy efekt, to jeszcze w przerwie zasiadłam do komputera, gdyż nie przesłali mi jeszcze faktury z UPC, więc chciałam sama sprawdzić, i sprawdziłam. W co ja się wpakowałam! Mam zapłacić 180 zł. To wstrząsnęło mną do głębi. Byłam przygotowana na stówkę, ale tyle? Wszelkie opłaty za usługi stają się droższe i nikt o tym nie informuje. Kiedyś za zmianę pakietu płaciło się 50 zł a teraz już 88. Tu dodadzą 20 zł, tam 30 i suma rośnie.Chyba jutro się do nich przejdę, gdyż nic z tego wszystkiego nie rozumiem… I na dodatek wieczorem mecz, a miałam sprawy do załatwienia. W tej sytuacji to nawet się nie będę odzywała, chyba nie wypada!!!
Tylko małpki mnie cieszą, takie malutkie...
16 listopada 2011
Jestem wolna, tylko trochę inaczej… Słowo wolność zawsze mnie trochę rozbawia. Wolność ma tyle ograniczeń, że już naprawdę nie wiadomo kiedy jest się wolnym, a kiedy zniewolonym przez prawo, tradycję, miłość. Co by było, gdybym usiadła sobie na najwyższej gałęzi drzewa rosnącego pod moim oknem i patrząc w siną dal, myślała o swoim poplątanym losie?! Niechybnie sprowadzono by straż lub policję… Niejaki Szymon Słupnik mieszkał na słupie i nikt z tego nie robił problemu, a wręcz przeciwnie, czczono go za to. Dochodzi więc jeszcze czas i miejsce, gdzie pozwala się na taką albo inną formę wolności. Moja wolność jest nieco inna, gdyż godzę się na styl życia taki, jaki prowadzę z własnej i nieprzymuszonej woli, albo niewoli, na przykład finansowej, towarzyskiej, zdrowotnej czy jakiejś tam innej…
Z okazji urodzin zaproszono mnie do teatru. Miałam sobie wybrać czas i teatr. Wczoraj przypomniano mi o tym prezencie i zapytano, czy już mam propozycję spektaklu. Jakoś nie miałam, gdyż moje myśli krążą tylko ostatnio wokół Miłkowic. Tak na marginesie - nie mogę pogodzić się ze zdjęciami w odcieniu sepii - dla mnie te miejsca kipią zielenią, ciepłym złocistym piaskiem, czystą rzeczną wodą, łąkami pachnącymi macierzanką… Zdjęcie zniekształca zapamiętaną rzeczywistość. Wracając jednak do teatru, zaświtało mi gdzieś w świadomości, że do mojego miasta przyjedzie Anna Maria Jopek i pomyślałam sobie, że warto by było ją zobaczyć. Kliknęłam w przeglądarkę, chyłkiem wyszukałam koncert i znieruchomiałam. Cena biletu - koncert będzie w filharmonii - kształtuje się w granicach od 160 zł. Oniemiałam… Takiego prezentu to ja nie chcę, nikt nie śpi przecież na pieniądzach. Szybciutko się wycofałam z pomysłu i poprosiłam jeszcze o czas do namysłu…
Przecież trzeba to pomnożyć o kwotę biletu osoby towarzyszącej, a to będzie już pokaźna suma. Wolę teatr, tańszy zdecydowanie. Jopek można posłuchać w zaciszu domowym.
Dzisiaj robię przegląd szaf, segreguję, piorę, wietrzę i dzielę na odzież zimową i letnią. Czasy, gdy miałam szafy sezonowe, dawno się skończył i teraz trzeba upchnąć na półki to, w czego się aktualnie nie nosi. Miły dzionek, swetry już się dopierają, gdyż wszystko ostatnio piorę w pralce, żadnych ręcznych przepierek już nie stosuję, zaraz będę przewieszać, przekładać i dokonywać manewrów odzieżowych w ramach narzuconych sobie zadań wpisując wszystko w konwencję słowa wolność…
17 listopada 2011
Ale daliśmy czadu! Klub emerytów posiada koło „kijkowców”. Poszłam z nimi raz jeden i była bardzo zawiedziona. Grupa ledwo, ledwo się posuwała. Masz opóźniali chorzy na serce i mający kłopoty z chodzeniem. To przypadłości wieku podeszłego. Pomyślałam sobie, to nie dal mnie, szkoda czasu. Sama do lasu boję się chodzić, zbyt wielu się tam kręci spacerowiczów. Dzisiaj jednak dzień był cudny, słonko świeciło nie grzejąc, lekki przymrozek poszczypywał więc zdecydowałam, że może jednak warto pójść chociaż pochodzić po lesie. Była duża grupa więc nie było kłopotu z podziałem na szybko i wolno chodzących. To był strzał w dziesiątkę. Poszłam z tymi poruszającymi się bez kłopotów i ograniczeń. Balsamiczne powietrze, szron na sosnach rosnących w młodnikach, a nawet lekka mgiełka rozsnuta pomiędzy drzewami, gdyż w międzyczasie słoneczko się schowało za chmurami, to było piękne. Dwie godziny marszu leśnymi drogami w odpowiednim tempie nawet mnie lekko osłabił. Zaczął na dodatek powiewać chłodny wiaterek, więc zawróciliśmy. Byłam już trochę zmęczona ale kroczyłam dzielnie do końca. W drodze powrotnej wstąpiłam do sklepu aby kupić mleko. W kieszeni miałam tylko trzy złote, gdyż w tej kwocie mieścił się zakup, a portmonetki nie brałam aby mi przeszkadzała. Starczyło mi jeszcze na banana, którego pochłonęłam gdy tylko wyszłam ze sklepu. Regeneracja sił była konieczna. W domu wypiłam dwie wielkie szklanice soku marchwiowego, z malinami i bananami, gdyż taki mi najbardziej smakuje, i padłam… Musiałam się przespać. Dopiero później zjadałam obiad. Czuję się świetnie - ruch, świeże leśne powietrze dobrze mi zrobiło. Myślę, że po takim doświadczeniu na stałe wpiszę sobie termin spotkań w kalendarzu.
19 listopada 2011
Ostatnio sypiam intensywnie, ale krótko. Budzę się o piątej rano i niczym nie mogę skusić mojego ośrodkowego kładu nerwowego aby uruchomił zasoby oreksyny i przedłużył mój stan chociażby świadomego snu. Leżę i rozmyślam o mojej ostatniej pasji odkrywania źródeł historycznych dotyczących przebrzmiałych wydarzeń na mym skrawku ziemi rodzinnej. To może być przyczyną mojego przedłużającego się stanu czuwania. Zaczynam się bać o siebie, gdyż moje oczy dziwnie niedowidzą w godzinach wieczornych… To może być problemem w przyszłości. Wpatrywanie się w niekończący się tekst starych zapisków ma chyba istotny wpływ na jakość mojego widzenia. Co ja jednak mam zrobić, tak już mam. Pasja która mnie zaczyna ogarniać jest porównywalna do uczucia miłości, jestem nią do głębi ogarnięta i zniewolona nią. Kiedyś śniły mi się wiersze, teraz widzę w snach oddziały konfederatów i budzę się z obrazem tej krwawej jatki, jakiej doświadczyli chociażby w ostatnio opisywanej bitwie pod Dobrą. O konfederatach na tym terenie wiedziałam przecież od dawna, ktoś nawet pokazywał mi miejsce w lesie, tylko nie pamiętam już czy konfederatów czy powstańców z 1863 roku. Wojska wędrowały po ziemi, która była moją ziemią. Spłynęła dosłownie krwią barwiącą śniegi w promieniu kilku kilometrów. Najpierw pod Dobrą zginęło około 500 Polaków, później marszałek Gałecki zwyczajnie cofnął się ze swoim wojskiem, prawdę powiedziawszy uciekł z pola bitwy co zadecydowało o zwycięstwie Rosjan i doszło do rzezi w Rzymsku. Rosjanie mordowali pojmanych do niewoli. Zginęło około 500 żołnierzy, inne źródła podają nawet większa liczbę zamordowanych. Kto się opierał, ten ginął… Jak ja mam spokojnie sypiać czytając o takiej masakrze?!
Konfederacja barska - zryw niepodległościwy!!!
Gdzie tylu ludzi po bitwie pochowano??? Nie wiem nic o mogile na naszym cmentarzu, gdyż był tam tylko sto lat, a teraz też już go zresztą tam nie ma.
My mieszkaliśmy chyba na dawnym cmentarzu. Kiedyś wokół kościoła zawsze był cmentarz. Kiedy wybudowano nowy kościół, cmentarz przeniesiono w nowe miejsce, a dawny cmentarz zlikwidowano. Jeszcze moja mama opowiadała, że podczas budowy plebanii, kopiąc fundamenty, wykopano tyle czaszek, że ułożono z nich wielką pryzmę… Osiemset lat istnienia to jest już coś, ile tam pokoleń złożono do grobów…
Jak ja mogę spać, gdy taki obrazy mam przed oczyma. Chyba to wykorzystam na stronie Miłkowic. Takie opowieści mogą się tam pojawić. To jest chyba dobry pomysł.
20 listopada 2011
Życie jest pasmem następstw poczynionych przez nas działań. Zrobisz coś i później cała lawina wydarzeń. Wczoraj pracowita byłam! Dom lśni. Naprawdę jakaś inna energia się pojawia, gdy wszystko wypucowane. Chciałam wieczór spędzić w oparach nagrody dla siebie. Przejrzałam program TV, ale nic tam dla mnie nie było interesującego o godzinie 20. Poprosiłam, podrzucili mi film „The Invention of Ling” - w oparach absurdu mówienie prawdy, komedia romantyczna. To coś dla mnie, gdyż szczęśliwych miłości pragnę jak kania dżdżu. Jako że mało jestem wyrobiona lingwistycznie, a film zalatywał angielszczyzną, trzeba było uruchomić funkcję napisów, a te oporne były. Moja córka zaradziła jakoś ściągając program, który czytał. W tej branży nie jestem zbyt dobra, gdyż korzystam z niej sporadycznie. Napisy się pojawiły, ale po ostatnich zapętoleniach z UPC, które kosztowały mnie w trybie trzymiesięcznym 640 złotych polskich, połączenie komputera z telewizorem jakoś zniknęło?! Wezwałam posiłki, gdyż wszystko wyglądało normalnie, a nie działało. Okazało się, że było, ale ukryte za jakąś nową planszą. Plułam sobie trochę w brodę, gdyż moja dociekliwość tym razem nie zadziałała i byłam narażona na te półuśmiechy współczucia, co mnie nigdy dobrze nie nastraja. Film wyświetlił się już bez przeszkód na ekranie telewizora, ale napisy dla mnie i tak były mało czytelne. Przestawiłam zatem fotel z odległej części mieszkania na drugą stronę, obok kanapy, ale za to pod pewnym kątem. Nachyliłam więc telewizor, usiadłam wygodnie, zapaliłam świeczkę z pszczelego wosku i popijając herbatkę ziołową obficie przeplataną babką, którą też w międzyczasie upiekłam, gdyż tych pojawiających się pomagierów musiałam przecież czymś poczęstować – wybrałam babkę mojej mamy, gdyż ona zawsze się udaje, a ja nie miałam czasu na dostrajanie kulinarne w ferworze prac porządkowych. Zaczęłam nareszcie oglądać film i warto było podjęć wszystkie działania towarzyszące.
„Było sobie kłamstwo”, a właściwie to była sobie prawda, którą walono prosto w oczy. Na szczęście ten Prawdomówny nauczył się na koniec kłamać, gdy już był szczęśliwym mężem i ojcem. Miałam wszystko, co potrzebne mi było – delikatny humor, miłość wykluwającą się z każdym kadrem, romantyczne zakończenie. Wieczór był udany.
21 listopada 2011
Boli mnie głowa. Jestem zupełnie do niczego. Niby nic wielkiego, ale jednak. Zaglądam dzisiaj do folderu, w którym gromadzę od kilku lat przydatne mi programy i z przerażeniem stwierdzam, że folder jest, tylko że w środku zupełnie pusty. Wszystko zostało wykasowane. Jak to się stało, nie mam pojęcia. Gdyby zniknął folder jako taki, było by to jakoś wytłumaczalne, moze skasowany przypadkiem, ale żeby wymiotło około 50 folderów wewnętrznych, to ja już nie wiem jak to się stało. Bez tego będę żyła, ale szkoda. Program do odzyskiwania wcale nie otwiera tego co należy. Trochę odzyskałam, ale to tak mało. Kosz czyszczę specjalnym programem przy okazji jakoby, i nie widzę, co w nim mam. To trzeba zmienić, gdybym robiła to ręcznie, do tego by nie doszło.
Jest takie przysłowie – Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! I może to jest racja. Poszły z dymem pożarów wszystkie programy do robienie i obróbki filmików. Chyba najwyższy czas z tym wszystkim zerwać, gdyż moje klipy są coraz gorsze. Nie ma już we mnie wewnętrznego żaru do ich robienia.
Miałam dzisiaj penetrować Herbarz Polski, ale nie mam siły. Odłożę to na jutro. Moja córka, gdy do mnie niedawno wpadła, spytała:
- Mamo, co tam nowego mamy do strony o Miłkowicach?
Odpowiedziałam- Nic dziecko moje, matka pogrążona jest w smutku i nie ma na nic siły. Jeden opróżniony folder odebrał jej chęć do jakiejkolwiek pracy.
Obejrzałyśmy sobie za to filmik z występów mojego wnuka. To nas ucieszyło! Zabrał się niespodziewanie do gry na instrumencie i już miał występ, z czego jest niezmiernie dumny. Rodzice pracuję w branży muzycznej, ale dziecina się do grania wcale nie rwała, a teraz proszę, gra, i to jak ładnie.
Na koniec mała przestroga odnośnie wydawania reszty w sklepach. Kasjerki szalenie się mylą licząc na nieuwagę klientów. Ponieważ pan w sklepie wydał mi połowiczną resztę, upomniałam się aby otrzymać co należy. Rozmawiałam tak przy okazji ze znajomymi i niestety każdy na ten temat miał coś do powiedzenia. Wszystko jest jak należy, kasa wybija należną sumę załóżmy 25 zł do wydania, tylko że ty dostajesz 15. Jak weźmiesz i pójdziesz, no to 10 zł nie będziesz miał, ale pani kasjerka tak. W kasie wszystko się zgadza, tylko nie zgadza się w twojej portmonetce. Dlatego uczulam, uważajcie. Nie twierdzę, że to jest nagminny proceder, ale się zdarza.
Oto fragment mojego wierszyka – wszystko płynie jak fala, która ocean życia kołysze, co dałeś wróci do ciebie – dobro dobrem, zło złem, cisza uczynków ciszą…
Niech się wypełni!
22 listopada 2011
Spałam 12 godzin i to bez żadnych wspomagaczy. Wszystkie dolegliwości uleciały. Od dzisiaj mam zamiar stosować dietę przeciwko reumatyzmowi, podobno ma pomóc. Nie wiem tylko czym mam zupełnie wyeliminować chleb? To byłoby trudne, gdyż chleb lubię. Nie jest jasno powiedziane czy tylko pszenica, czy wszystkie zboża. Ale zaczynajmy, zobaczymy czy coś się zmieni. „Obecne w zbożach aminokwasy są podobne do tkanek miękkich w stawach, przez co organizm może mieć trudność z ich rozróżnieniem. Zboża zawarte są w takich produktach jak chleb, ryż, krakersy, makaron, tortille czy płatki śniadaniowe.”
Zdrowe stawy. Co jeść?
Oliwa z oliwek: zapobiega rozwinięciu się reumatoidalnego zapalenia stawów, a kwasy tłuszczowe omega-9 oraz od antyoksydanty mogą łagodzić tę przypadłość.
Alkohol: eksperci w Sheffield stwierdzili, że osoby, które regularnie wypijają kieliszeczek, są mniej podatne na to schorzenie.
Bazylia: to łatwe w hodowli zioło zawiera lotny olej zwany eugenolem. Uważa się, że bazylia ma właściwości przeciwzapalne podobne do aspiryny. Warto dodawać jej podarte listki do makaronów i sałatek.
Herbata z pokrzywy: sądzi się, że parząca pokrzywa osłabia ból i niesprawność u osób cierpiących na chorobę zwyrodnieniową stawów. Jej liście są bogate w witaminy i minerały zawierające naturalne substancje przeciwbólowe oraz mają właściwości przeciwzapalne. Opakowania tej herbaty w torebkach można kupić w sklepach ze zdrową żywnością.
Łosoś: należy koniecznie utrzymywać poziom żelaza na odpowiednim poziomie, gdyż anemia może być symptomem reumatoidalnego zapalenia stawów. Również czerwone mięso i warzywa o ciemnozielonych liściach są dobrym źródłem żelaza.
Woda: warto pić dużo płynów, aby utrzymać dobre nawodnienie i dopływ substancji odżywczych do stawów. Korzystnie działają także herbata i soki.
Awokado: owoce zawierają przeciwzapalne antyoksydanty, kluczowe kwasy tłuszczone i mogą sprzyjać odbudowie chrząstki.
Zaraz jadę do dużego Carrefoura, gdyż mały, mimo że mam go blisko, nie ma wszystkich promocji. Mają tam łososia w cenie bardziej przystępnej. Kupie też resztę produktów łącznie ze świeżą bazylią. Trudno, koniec miesiąca mnie nie odstraszy od biegu po zdrowie.
23 listopada 2011
Sen i bezsenność mogą być pożądane, mogą też sprawiać nieco kłopotu. Najlepiej aby w nocy spać a w dzień przejawiać stosowną aktywność. Problem w tym, że nie zawsze tak jest. Ja właśnie wczoraj zmagałam się ze znalezieniem równowagi między tymi stanami przypisanymi człowiekowi.
Cały dzień jakoś nie znalazłam czasu na drzemkę i wieczorem, kiedy zasiadłam do oglądania dziennika i wieczornego filmu, miałam trochę kłopotu z utrzymaniem stanu aktywności umysłu pozwalającego na odbiór przekazywanych bodźców. Wyszukałam więc włóczkę, druty i inne potrzebne akcesoria i zaczęłam zacięcie plątać oczka w celu utworzenia bamboszy domowych nikomu zbytnio niepotrzebnych, ale dający mi zajęcie. Sweter to zbyt duże przedsięwzięcie! Trudno zasnąć, gdy ręce są w nieustannym ruchu. Chciałam koniecznie obejrzeć Złote Kaczki, ale niestety nie udało się, gdyż niebacznie odłożyłam druty aby nieco odpocząć i już niestety dalszego ciągu nie było… Obejrzałam dzisiaj laureatów i powiem szczerze, nie są mi znowu tak bliscy jak stara generacja, mimo że Szapołowska też nie jest młoda, ale ją jakoś tak średnio ją lubię.
Po przebudzeniu i wyłączeniu telewizora, który przeszedł sam w stan czuwania, co dla mnie było zaskakujące, gdyż nie podejrzewam tego urządzenia, że reaguje na moją wiązkę energii przekazywaną mu w czasie oglądania.. Może ma jakiś wyłącznik, muszę to sprawdzić. Czułam się jednak już wyspana i po podstawowych ablucjach w łazience, aby nie budzić sąsiadów, gdyż było to już grubo po północy, miałam czas aktywności. Rozwiązałam kilka jolek, a sen nie nadchodził. Zastosowałam starą metodę, włączyłam e-booka , konkretnie to „Sowa, córka piekarza” Marka Hłaski. Książkę przeczytałam, ale w czasie odtwarzania z płyty słyszę tylko kilka zdań pierwszego rozdziału i kiedy główny bohater dzieli się ze mną informacją dotyczącą pisania listu do męża swojej kochanki zamkniętego za kratami, padam z wrażenia i zasypiam. Nawet po powtórnym przebudzeniu mogę włączyć od nowa i efekt murowany. Dalej nie wysłucham, gdyż zapadam w głęboki sen.
To moje sposoby na bezsenność i przywoływanie snu.
25 listopada 2011
Trochę osobistej satysfakcji to mam. Niedawno jeszcze powiedziano mi:
– Halinko, daj sobie spokój. Co ty o tych Miłkowicach napiszesz. Sama widzisz co się tam dzieje, staruszkowie wymierają, młodzi uciekają w świat, domy się walą… Teraz tylko osiedle nad zbiornikiem zaludnia się latem. A historia?! Co my tak naprawdę wiemy o minionych czasach. Tutaj nic nadzwyczajnego się nie działo…
Jakaś racja w tym jest, tylko rzecz w tym, że ja nie składam broni. Trudne wezwanie to ciekawe wyzwanie! Przysiadłam fałd, ślęczę przy komputerze całe wieczory, ale postępy widać chyba gołym okiem. Odkrywam fakty nieznane. Materiałów mam trochę więcej, ale przecież trzeba to jakoś rozszyfrować, gdyż stare dokumenty, szczególnie prawnicze, pisane są dosyć niezrozumiałym dla mnie językiem. Ludzie o niedawno przebrzmiałych czasach boją się mówić z różnych względów i muszę to przyjąć do wiadomości. Tak to jest.
Praca nad stroną nigdy się nie skończy, ale to chyba dobrze.
Zapraszam http://milkowice.pl.tl/.
Zobaczcie jak rozrosło się Kalendarium i co ciekawego jeszcze ujawniłam, o czym chyba sami Miłkowiacy nie wiedzą.
Byłam wczoraj na spacerze z kijkami, dotleniłam się, jednak chyba muszę trochę zmniejszyć tempo, gdyż moje serduszko dziwnie puka. Ratuję się dodatkowymi tabletkami, ale to chyba nie tak ma być. Wolniej, wolniej staruszko – chciałoby się przestrzec siedemdziesięcioletnią „marszówkę” przełajową.
Teraz pomknę do NFZ, gdyż skończyła mi się Europejska Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego. Szykuje się wyjazd do mojego wnuka i jak jest okazja, to pojadę, mimo, że się zarzekałam, że nigdy już, że nie dam rady… Ale może to już ostatni raz, przecież mogę naprawdę już nie mieć siły. Pojadę! No chyba że los zadecyduje inaczej. Legitymację muszę jednak mieć, no bo niech coś się stanie, to sprowadzenie prochów opłacą chociaż w stopniu podstawowym… Muszę o takich sprawach ja myśleć, gdyż chcę zdjąć ciężar z barków moich dzieci nawet w stanie pośmiertnego spoczynku. Ciekawa jestem czy ja spocznę?!
Uwaga! Jest trochę zmian. Sprowadzenie prochów osoby zmarłej wymaga odrębnej polisy ubezpieczeniowej.
To dla misiów w dniu ich święta!!!
26 listopada 2011
Lepiej nie budzić marzeń, niech śpią… Dzisiaj sprzątałam, jak zwykle w sobotę, a to wiąże się zawsze z małymi zmianami. Zamontowałam półkę wzdłuż łóżka, gdyż muszę mieć radio przy uchu, tak lepiej słyszę, a odtwarzacz musi być nastawiony cicho, przecież służy usypianiu… Wyciągnęłam płyty i włączyłam jedną z pierwszych jakie skompletowałam na początku mojej internetowej działalności. Spędziłam z nią wiele niezapomnianych wieczorów… To były czasy! Stałam i słuchałam, aż w końcu łezki zaczęły spływać mi po policzkach i w gardle ścisk uniemożliwił nawet nucenie melodyjek. Nie przytoczę tutaj żadnej z nich, aby nie budzić marzeń. Niech śpią, tak będzie lepiej.
Trochę zrobiło się ciasno w pokoju i doszłam do wniosku, że kanapę, która tam stoi i czeka na gości, a mnie do niczego nie jest potrzebna, sprzedam. W Jysku są materace nadmuchiwane pompką, więc kupię i rozkładać będę wtedy, gdy będzie to potrzebne. Są już materace, które można napełnić powietrzem po włączeniu do gniazdka, ale to chyba za drogi nabytek. Moje stare materace są już do niczego, zdezelowane i nawet nie wiem kto pożyczył w czasie wakacji i chyba nie będę się upominać, będą mi tylko zawadzać. Teraz trzeba czekać na kupca aby pozbyć się kanapy.
Oglądając zdjęcia mojego mieszkania, gdy się wprowadziłam, musze stwierdzić, że było o wiele ładniejsze, niż teraz po tych moich zmianach… No może to, że wszystko było prosto spod pędzla, też ma jakieś znaczenie.
27 listopada 2011
Człowiek działa jak zegarek, gdy wszystko dobrze, chodzi, gdy coś dolega zaczyna się opóźniać, a nawet zatrzymuje się i należy nim potrząsnąć, aby zaczął tykać. Gdy wszystko funkcjonuje sprawnie, nie wiesz nawet jakie organy wewnętrzne masz, i gdyby nie wiedza książkowa, miałbyś kłopot z ich umiejscowieniem, ale gdy już wiesz, gdzie je masz, nie jest łatwo. Dają znać o sobie z całą mocą! Nie ze mną takie numery. Nie poddam się. Muszą przejść w stan uśpienia, mnie sygnały w wnętrza ciała nie są potrzebne. Trzymam się…
29 listopada
Wczoraj oglądałam teatr, w końcu to poniedziałek! „Ich czworo” temat dobrze znany, skupiłam się na aktorach. Jakie miłe wspomnienia. Znowu siedziałam w odległym kącie pokoju i z trwogą w oczach, a może uszach, doszłam do wniosku, że szeptem wypowiadanych słów nie słyszę, raczej się ich domyślam. Może już moje zmysły nieco przytępiały… Włączyłam jeszcze późnym wieczorem komputerek, gdyż szukam zawzięcie tej nieszczęsnej piosenki, która obwarowana jak forteca, okazała się nie do zdobycia i zajrzałam do poczty… Ktoś nadesłał mi przesyłkę o głuchej babci i dialog jaki prowadziła z policjantem doprowadził mnie do nieopanowanego śmiechu. Wyobraziłam sobie jak to ja będę kontaktowała się z otoczeniem mówiąc od rzeczy… Nagranie mogę przesłać na prywatny adres...
Pozdrawiam Wszystkich i do spotkania w grudniu. :):)
Facebook "Lubię to"
Motto strony
„Pamiętaj, że każdy wiek przynosi
nowe możliwości.
Daj z siebie wszystko – inaczej oszukujesz samego siebie.”
O nic cię nie poproszę - fasti
Nigdy się nie ukorzę
o nic cię nie poproszę
zamknę słowa na klucz
wymyję w zimnej rosie
wierszyk jakiś napiszę
życie sobie osłodzę
ukradnę słowa sowie
wiatr pogonię w ogrodzie
nie będę już wiedziała
o wszystkich dylematach
miłości niespełnionej
uczuciach do końca świata
A kiedy czasem nocą
poszukam złudnych cieni
perliście zalśni rosa
na zimnym skrawku ziemi
i wtedy moje serce
w atramentowej toni
odszuka twoje myśli
i z bólem je dogoni
bo jesteś mym marzeniem
i będziesz do końca świata
w Różowej Księdze Uczuć
zapisanym tego lata
Bezsenność
w ciemnej ciszy nocy
kroczy cicho zegar
wybija wspomnienia
i czasu przestrzega
srebrny blask księżyca
o tarczę się oparł
oświetlił wskazówki
i wszystko zamotał
czyjeś smutne oczy
wpatrzone w mrok nocy
śledzą czasu przebieg
bezsenności dotyk
Sposób na samotność
Wymyśliłam sobie ciebie
W noc bezsenną o poranku,
Gdy uparcie w okno moje
Zerkał księżyc, bard kochanków.
Wymyśliłam sobie ciebie,
Gdyż ma dusza poraniona
Nadawała ciągle sygnał
„Skrzynka żalów przepełniona.”
Wymyśliłam ciebie sobie
Od początku, aż do końca.
Wiem, że nigdy cię nie spotkam,
Muza tylko struny trąca.