grudzień 2011- 2020
31 grudnia 2020
Nowy Rok niech przyniesie Wam radość i nadzieję, niech znikną troski i zdrowie już się nie chwieje. Światło niech rozgoni mrok i lepszy będzie Nowy 2021 Rok.

Pobożne życzenia, ale bądźmy dobrej myśli. Najważniejsze abyśmy byli sobą, realizowali swoje życiowe plany i nie krzywdzili innych.
Paulina Młynarska utworzyła swój dekalog, chce być szczęśliwa na swoich warunkach i ma rację. Nie dajmy się wykorzystywać, szczególnie kobiety, gdyż mężczyźni nie mają zasadniczo oporów, gdy nie czują się szczęśliwi, żyją swoim życiem, lub odchodzą. Kobiety jak zawsze; bo dzieci, bo dom, bo może kogoś skrzywdzę… Oto Młynarska!
1. Bądź dla siebie dobra.
2. Nie daj się wykorzystywać.
3. Bądź niezależna materialnie.
4. Bądź solidarna z innymi kobietami.
5. Nigdy się nie poddawaj.
6. Nigdy nie udawaj w miłości.
7. Nie myl miłości z seksem.
8. Seks to nie pseudoseksowność wykreowana przez innych, tylko twoja seksualność.
9. Nie bój się żyć na własnych warunkach.
10. Stawiaj tylko na miłe osoby, buce i szuje się nie zmieniają.

Ma odwagę powiedzieć to, co myśli. Czy stosując się do tych zasad będzie natychmiast szczęśliwa, chyba nie, ale będzie miała szacunek dla siebie.
Ja też miałam w życiu czas uległości i łez i nikomu na dobre to nie wyszło. Jestem naprawdę spokojną i łagodną osobą, ale nikomu nie dam sobie deptać po głowie, szczególnie, gdy chodzi o innych, według mnie skrzywdzonych. Mam wtedy dość siły, alby upomnieć się o ich prawa. Mobilizuje mnie też walka o słuszne cele, dążenie do realizacji postawionych sobie zadań. Czy to się wszystkim podoba? Oczywiście, że nie. Powinnam płakać, doczekałabym się wtedy aktów miłosierdzia, ocierania moich łez, albo…. złośliwości, dokuczania, poniżania i ośmieszania. Takie osoby czują się wtedy ważne! I w jednej i drugiej roli.
Zostawiam sobie Fejsa, gdyż gdzieś będę musiała poinformować o finale mojej pracy. Nic tam prawie już nie publikuję, gdyż nie mam takiej potrzeby, ale nawet to niektórych mierzi i człowiek „wielkiego ducha”, anonimowo, bo jakże by inaczej, podszył się pod moje konto i wstawił obrazek, według niego dowcipny! I co przez to osiągnął?! Nic, tylko tyle, że dowartościował się, pokazał, że niewidoczni też mają coś do powiedzenia. Zawsze za tych, którzy mnie krzywdzą, modlę się, gdyż uważam, że to ludzie nieszczęśliwi, nie ja, mimo że jestem osobą pokrzywdzoną, tylko oni. Wczoraj się też za tego nieszczęśnika pomodliłam, może Bóg ześle na niego jakąś dawkę rozumu. Spokoju i opanowania życzę Ci anonimie, błogosławieństwa Bożego. Tym kończę Stary Rok dla mnie wcale nie taki najgorszy, ale Nowy niech będzie lepszy dla wszystkich.


30 grudnia 2020
Sylwester już tuż, tuż. O czym należy pamiętać, aby szczęście nam sprzyjało w Nowym Roku. Lepiej dmuchać na zimne. Piszę o tym dzisiaj, gdyż jutro raz popełnionego błędu nie da się cofnąć. 
• Pamiętajcie, że ostatniego dnia roku nie należy sprzątać, a to dlatego, że w ten sposób pozbędziemy się szczęścia z domu.
• Niektórzy donoszą, że daniem przynoszącym szczęście w Nowym Roku jest... kapusta.
• Aby cieszyć się zdrowiem i urodą w nadchodzącym roku w sylwestrowy poranek obmyj twarz zimną wodą.
• Zależy Ci na tym, aby w przyszłym roku odnaleźć swoją drugą połówkę albo wyjść za mąż? Wystarczy, że w ostatnią noc roku założysz nową bieliznę pod ubrania. Z metką!
• W sylwestra warto zadbać o to, aby lodówka była pełna. Ma to zapewnić nam dobrobyt w nadchodzącym roku.
• Z kolei inny przesąd głosi, że szczęście zwiastuje zobaczenie tuż po północy jako pierwszego mężczyznę. Jeśli będzie to kobieta - możecie spodziewać się kłopotów.
• Przypominamy, że w sylwestra zegary nakręcić można dopiero po północy. W ten sposób zapewnicie sobie pomyślność w nowym roku i wywiniecie się pechowi.
• Chcesz być bogaty? Podczas sylwestrowej zabawy miej przy sobie pieniądze i łuski karpia z wigilijnej kolacji.
Spłać wszystkie długi. Nowy Rok powinno się rozpoczynać z czystą kartą, bez długów. Jesteś zatem winny pieniądze sąsiadowi, pamiętaj, by zwrócić je przez Sylwestrem.
• Męczą cię złe wspomnienia? Zapisz je na kartce. Koniecznie musi być ona czerwona i spal ją w noc sylwestrową. Złe chwile odejdą wraz z dymem i już nie wrócą.
• Wszystkie singielki w okolicy północy powinny być czujne, bowiem pierwsze męski imię jakie usłyszą, w Nowym Roku będzie imieniem ich przyszłego męża.


29 grudnia 2020
Jaki piękny dzionek, szara godzina od rana do 16, gdyż później to już noc ciemna, ale mimo wszystko dzisiaj obudziłam się już w lepszym humorze. Wszystkiemu winien ten świetlisty pan nocy - pełnia swoją rolę w życiu moim wypełnia, ale ja się nie dam, też mam swoją siłę oddziaływania.
Arbitralne osoby lekko wyluzowały po świętach, już mnie nie przekonują i zmuszają do przyjęcia ich punktu widzenia. Ja nie ustąpię, nie ma nawet takiej opcji. Zapytałam moją córkę, czy też mam takie skłonności, odpowiedziała tylko - Och! Dalej nie drążyłam tematu, to nie miało już sensu. Widocznie to przywara starości.  
Martwię się tylko tym, że nie wszyscy odpowiedzieli na moje życzenia świąteczne. Wysyłam je zawsze moim Współtwórcom strony doceniając ich trud i poświęcenie w zbieraniu materiałów. Szczególnie mnie martwi milczenie mojego tłumacza, zawsze odnosił się do moich poczynań z wielką życzliwością i chęcią niesienia pomocy. Nie wiem z jakiego powodu milczy. Gdy wszystko w porządku, proszę o jakiś znak dla mnie. Martwię się. Ja nie jestem zbyt szczodra w kontaktach towarzyskich, ale mam szacunek dla ludzi, którzy są tego warci.
Dzisiaj zabieram się do pracy nad opisem dziejów Miłkowic w formie przystępnej dla czytelników nielubujących się w dokumentach archiwalnych.  Zabierze mi to nieco czasu, ale może wizja jakiegoś konkretnego działania poprawia mi humor. Będzie pracy na ładnych kilka dni. Szansa stworzenie ebooka coraz bardziej realna.
Wieczory poświęcam telewizji, filmom i serialom, gdy zyskują moje zainteresowanie, natomiast noce przeznaczone są na lekturę. Agnieszka Osiecka rozkręca się trochę, ale mimo wszystko uważam, że film nie oddaje w pełni życia poetki. Te wstawki o PRL są przydługie i mimo, że reżyser filmu podkreśla tą drogą nieuniknioność wplątania się człowieka w ideologię narzucaną przez system - Agnieszka ZMP - to jest trochę nurzące. Trochę mnie zniechęca sylwetka aktorki, do jej gry nie mam specjalnych zastrzeżeń, ale ta serialowa Agnieszka to jakaś taka nie ta. Agnieszka była bardzo ładną i zgrabną kobietą, a tutaj coś nie tak, szczególnie nogi bohaterki mnie odstręczają. Każdy ma, jakie ma, ale Agnieszka miała bardzo zgrabne. Ja lubię piękno w każdej postaci i nic na to nie poradzę, ale i tak serial będę oglądała, teraz w każdą niedziele. Zenka w Sylwestra jednk nie obejrzę! Ten człowiek nic mi nie zawinił, ale ja go naprawdę nie lubię. 

 

28 grudnia 2020
Starożytna mądrość: Niech miłość i wierność cię nie opuszczą, przymocuj je sobie do szyi, na tablicy serca je wypisz, a znajdziesz uznanie i łaskę w oczach Boga i ludzi.
Nie zawsze miłość przynosi szczęście, często jest ciężarem ponad ludzkie siły, ale musisz je udźwignąć. Bywa sekretem noszonym w sercu przez lata, nieujawnianym, aby nie czynić komuś bólu. Kiedy ktoś powierzy ci taki sekret, dźwigasz go razem z tą osobą, aby jej ulżyć w cierpieniu. Nie jest łatwo, dałeś słowo i musisz go dotrzymać, ale przecież istnieje często też inne rozwiązanie, jednak nie masz prawa interweniować, doradzać, gdy o to cię nie proszą.
Nie wyobrażam sobie jak czuje się ksiądz, gdy spowiadający się powierza mu swoje grzechy, niekiedy ciężkie. „Tajemnica spowiedzi jest nienaruszalna, nawet sam papież nie może zwolnić księdza z jej zachowania. Spowiednik musi ją donosić… aż do grobowej deski. I to swojej, a nie penitenta.” Jaką siłę moralną musi mieć człowiek, który takich grzechów wysłuchuje! 
Wybaczyć, przebaczyć, to często słowa udzielane jako pomoc, ale to nie jest takie łatwe, osoba która ma się na to zdobyć, musi przepracować problem, zrozumieć sama siebie i dopiero wybaczać. O wyrzuceniu pewnych spraw z pamięci, nie ma nawet co marzyć. W psychologii istnieje coś takiego jak wyparcie z pamięci, może to i lepiej, łatwiej jest wtedy żyć. Czy ten pusty talerz stawiamy na wigilijnym stole dla tych, których kochaliśmy, czy dla tych, którzy uczynili wiele zła, a takim gestem chcemy im pomóc?


27 grudnia 2020
Najważniejsza sprawa obecnie to szczepienie! Miejmy nadzieję, że świat upora się z zarazą. Ja się szczepię, nie mam zamiaru w mękach umierać!
Pierwsza osoba w Polsce przyjęła szczepionkę przeciw koronawirusowi!!!
Dziś (27.12.) w całym kraju ruszy tak zwany "etap zero" akcji szczepień, w ramach którego wszyscy pracownicy medyczni będą mogli uodpornić się na COVID-19.
Szczepionki są rozwożone do ponad 70 szpitali węzłowych, które będą szczepić personel medyczny i pracowników służby zdrowia, czyli tak zwaną grupę zero.
https://www.radiopik.pl/3,90099,pierwsza-osoba-w-polsce-juz-zaszczepiona-przeciw?fbclid=IwAR0DpHb_YaKuTlnsooc8bs7ye31X5hPjQ0cuLy8_ywuUNxd2Hn6gBytFRIw
Kto nie powinien przyjmować szczepionki przeciw koronawirusowi? Są zalecenia
Osoby, które w przeszłości miały anafilaksję w reakcji na lekarstwa lub jedzenie, nie powinny przyjmować szczepionki przeciw COVID-19 stworzonej przez firmy Pfizer i BioNTech - ostrzegła w pierwszej połowie grudnia brytyjska agencja ds. regulacji leków (MHRA).


26 grudnia 2020
Święta obchodzę przede wszystkim kontaktując się z ludźmi przez internet. Taki nam czas nastał! Moja córka na szczęście zdrowa i dotrzymuje mi czasowo towarzystwa i wsparcia w momentach, gdy umiejętności mnie zawodzą. To, co mam utrwalone na wieki wieków, jakoś trwa, ale nowo nabyte i nieutrwalone, zanikają. Dzisiaj wiem jak to zrobić, ale za miesiąc już nie, coś ucieka i nie wraca. Znacie to kochani seniorzy? Tak już jest na starość. Staram się być samodzielna, ale nie zawsze się udaje.












Oto moje zdjęcia z córką przy choince. Wkleję je do zeszytu „wigilijnego” po wydrukowaniu, przez córkę oczywiście, gdyż ja nie mam już drukarki. Potrzebna mi raz na kilka miesięcy i nie ma sensu kupować nowej. Sama robiłam zdjęcia w Skype rodziny drugiej córki i z radością bym tutaj wstawiła, ale nie mam zgody. Mój zięć staje okoniem. Nie lubi takiej popularności, ale zięć jest ok. Nie mamy kłopotu z kontaktami, porozumiewamy się na poziomie codzienności. Może nawet dobrze, że nie mówi biegle po polsku. Gdy przyjedzie i pobędzie dłużej, jego zakres językowy się rozwija. Nosi teraz włosy związane w kucyk i wygląda bardzo stylowo, bródka i gładko zaczesane włosy! Artysta. Twierdzi, że to styl koronawirusowy, gdyż nie ma możliwości pójścia do fryzjera. Mnie się tak wystylizowany podoba, widocznie i pandemia się na coś przydaje. Szczęście, że wszyscy zdrowi. Nagrałam także kolędy w ich wykonaniu rodzinnym. W czasie ich wykonania przeniosłam na komputer, teraz szukam tego na Skype i nie mogę się nigdzie nagrań dopatrzeć. Jednak zrobiłam, i zdjęcia i nagrania. Nie można mi zarzucić, że nie dałam sobie rady. Jeszcze tam się rozejrzę, ale nie dzisiaj. Mój wnuk gra wspaniale, nie mogę się nasłuchać i napatrzeć. Rośnie nam wirtuoz. Babcię rozpiera duma, chyba wiecie, o co chodzi! 
„Sensem życia jest angażowanie się we wszystko, co nas spotyka.” To cytat, w miarę wierny, z filmu o Osieckiej. Warto obejrzeć, dzisiaj druga część, choć na pewne sprawy patrzyłam kiedyś inaczej, może teraz zmienię zdanie. Myślę, że ja się angażuję, na ile się da. Moi sympatycy strony Miłkowic podpowiadają mi, że mam swoje opracowanie wydane kiedyś w postaci książki, wydać jako ebook. Nie wiem jeszcze jak to zrobić, ale pomyślę, i mam nadzieję, że zrealizuję. To będzie jedno z moich zadań na Nowy Rok.


25 grudnia 2020
Święta to czas miłości. Taki jest ich cel i sens. Sytuacja nie sprzyja bliskości, jednak w obecnej dobie nie ma problemów, aby spotkać się z rodziną, mimo oddalenia. Wczoraj spotkaliśmy się na wideokonferencji z czterema stadłami. Było miło i sympatycznie, kolędowo i radośnie.
To są plusy, ale są też minusy. Obfitość dań na wigilię już się nie powtórzy, gdy dożyję, jako seniorka rodu. Jaki jest sens gromadzić 12, a może i więcej potraw? Kto to wszystko ma zjadać? Kiedyś, kiedy naprawdę najpierw poszczono, a później do stołu zasiadała liczna rodzina, miało to rację bytu, ale teraz? Wigilia będzie uroczysta, tego nie mam zamiaru zmieniać, ale kolacja będzie składała się z zupy grzybowej z kluskami, kapusty i ryb, kotletów grzybowych i śledzi na przystawkę. Kompot z suszu, ciasta - tak na marginesie, makowiec z jabłkami zrobił furorę, wszyscy dostali porcje do domu - i ciasteczek świątecznych. Jak tak lubią, niech tak będzie. I koniec, nic więcej, nie mam zamiaru odgrzewać wszystkiego przez święta, jak co roku.
To jedno z moich postanowień i mam zamiar wprowadzić je w życie. Objadanie się nikomu jeszcze nie wyszło na zdrowie, a tradycję można, a nawet trzeba, naginać do realiów życia.
Dzisiaj rano dokładnie obejrzałam prezenty, gdyż wczoraj było zbyt dużo zamieszania, abym mogła się im dokładnie przyjrzeć. Teraz idę odgrzewać potrawy wigilijne, przybędą posiłki, aby to wszystko jakoś zjeść.
Wesołych Świąt!



24 grudnia 2020
„Bo tylko jedna jest noc w takiej bieli
Kiedy do okien sfruwają anieli
By się nowiną radosną podzielić
Byśmy wiedzieli

Że kiedy płynie kolęda nad światem
I spada śniegu cieniutki opłatek
I dary niosą do szopy królowie
Rodzi się człowiek”

Autor Andrzej Sikorowski



Nadchodzące Święta Bożego Narodzenia
niosą ze sobą wiele radości,
ale też refleksji dotyczących minionego okresu
i planów na nadchodzący Nowy Rok.
Życzę zdrowia i błogosławieństwa Bożego

                               Halina Studzińska





23 grudnia 2020
Trochę odstąpiłam od zasady, wszystko ci pachnie intensywnie przygotowuję dzisiaj. Wystawiam kolejno na balkon, nic się nie stanie, do jutra dotrwa. Rano stałam 30 minut pod piekarnią w kolejce jak za dawnych, dobrych czasów, aby kupić chleb. Było nawet przyjemnie, ciepło, słoneczko przygrzewało, a ja myślałam o miłych sprawach.
Po powrocie do domu miałam kilka przerw w moich kucharskich zapędach, gdyż ludzie przypomnieli sobie o staruszce i spieszyli z telefonicznymi życzeniami. Dwa razy powtórzyła się sytuacja, którą dobrze znam z ubiegłych lat. W imieniu zaprzyjaźnionej rodziny dzwoni głowa rodu. Nie widzieliśmy się dawno, trochę więc pogadujemy o różnych sprawach. W tle u mnie w garach perkot … Pytam:
- Co porabia szanowna małżonka?
- Gotuje coś w kuchni, ja chwilowo jestem wolny.
Wniosek z tego sami wyciągnijcie. On jest wolny, ale nie ja, u mnie bucha para, terkoce i perkoce w garach. Staram się być miła, ale zdecydowanie zmierzam do zakończenia rozmowy. Dlaczego nie dzwonią kobiety, tylko mężczyźni dysponujący czasem? Mam propozycje, przed świętami wysyłamy SMS-y, piszemy maile, które będzie można odczytać w wolnym czasie, ale zdecydowanie dzwonienie odłóżmy na czas poświąteczny. Nie da się robić wszystkiego.
Nie piekę makowców, ale ciasto z makiem. Oto przepis, może komuś przypadnie do smaku. https://www.doradcasmaku.pl/przepis-makowiec-z-jablkami-na-kruchym-spodzie-294381



22 grudnia 2020
Są ludzie, którzy lubią kuchenne zapachy ulatniające się w kuchni podczas gotowania kapusty czy pieczenia ryb. Dla mnie to jest koszmar. Staram się je neutralizować na różne sposoby, ale nie jest to łatwe, a na dodatek, mimo wietrzenia utrzymują się zatrważająco długo. Znalazłam przepis na aromatyczny świąteczny odświeżacz powietrza. Wystarczy składniki umieścić w garnku krojąc owoce na plasterki, następnie zalać wodą i gotować przez godzinę na wolnym ogniu. Spróbuję.
Składniki
1 mandrynka
1 pomarańcza
1 cytryna
garstka goździków
cynamon
2 laski wanilii
2 gałązki świerkowe
1,5 l zimnej wody



21 grudnia 2020
Bardzo chciałam wywiązać się z zadania podjętego w ubiegłoroczną Wigilię i napisać coś dla dzieci. Tak mi doradził wnuk, gdy nie miałam pomysłu, co mogę robić dla innych. Powiedział, że w opowiadaniu bajek jestem dobra. To było miłe z jego strony, ale zupełnie inną sprawą jest opowiadać bajki, a pisać bajki. Gdy mówisz, zdajesz sobie sprawę, że słowa są ulotne, ale już pisania nie da się ulotnić. Bajka musi mieć wartką akcję, zapędy dydaktyczne, przecież musi dziecko czegoś uczyć, i mieć odpowiednią dozę humoru, dzieci lubią się śmiać. I niby gdzie te napisane bajki mam umieszczać? Postanowiłam więc, że to będzie opowiadanie dla babć i wnucząt, tylko kiedy przeczytałam wstęp, wydawał mi się trochę szmirowaty. No chyba mi nie wyszło i dlatego zamykam sprawę. Wolę już się przyznać, że nic w tym kierunku nie zrobiłam. Pisać można wtedy, gdy ma się nie tylko pomysł, ale wewnętrzną potrzebę podzielenia się z innym człowiekiem swoimi przemyśleniami.
Oto tekst, gdy już go napisałam, niech zaistnieje i będzie po problemie.

Tydzień króciusieńki u prawie że wnuczki Oleńki
Osoby: babcia Adela, wnuczka Oleńka, tata Zenobiusz Ołowiany, opiekunka Zofijka, kot Filipek, pies Fafik, kawka Wścibusia, lalka Mela,

Był smutny dzień grudniowy. Niebo szarzało za oknem, cicha muzyka płynęła z radia. Pani Adela siedziała w fotelu dziergając skarpetkę, kot Filipek ułożył się do snu na jej stopach, pani Adela o mały włos sama by się zdrzemnęła, a może już to zrobiła, gdyż robótka wypadła jej z rąk lądując na kolanach, gdy nagle rozdzwonił się telefon. Wzięła aparat do ręki i zdziwiona spojrzała na nieznany jej numer, ale odebrała. Pan o miłym głosie przedstawił się:
- Jestem Zenobiusz Ołowiany, syn pani koleżanki. Może mnie pani nie zna, ale ja o pani słyszałem wiele dobrego, podobno lubi pani małe dzieci i doskonale się z nimi dogaduje. Znalazłem się w trudnej sytuacji. Opiekunka mojej córeczki Oleńki się rozchorowała, a ja nie mam z kim zostawić córeczki. Koniec roku, nadmiar pracy, nie mogę wziąć urlopu i muszę koniecznie znaleźć kogoś miłego i odpowiedzialnego, abym nie bał się z tą osobą zostawić dziecko. Czy Pani mogła się zaopiekować małą przez ten czas?
Pani Adela opierała się z początku, broniła trochę przed takim wezwaniem, ale pan Ołowiany jakoś ją przekonał i od jutra miała zacząć się opiekować małą dziewczynką, której przecież wcale nie znała.
Dzień pierwszy.
Pani Adela zadzwoniła do furtki domu stojącego w małym, ale zadbanym ogrodzie. Furtka uchyliła się lekko, weszła więc na alejkę wiodącą do drzwi, gdzie już w progu stał pan Zenobiusz z małą dziewczynką patrzącą trochę nieufnie na obcą panią. Po prezentacji Oleńka padła na kolana i zaczęła odmawiać modlitwę – Aniele Bozy, stlózu mój… Zdumiony ojciec podniósł ją z ziemi pytając:
- Oleńko dlaczego się modlisz?
- Boję się, a pani Zofijka zawsze mi mówiła, że jak nie wiem, co zrobić, to mam się pomodlić.
Kiedy już wszyscy ochłonęli nieco, pan Zenobiusz odpowiadając najpierw na wszystkie pytania pani Adeli, poszedł do pracy, a Ola ze swoją nową opiekunką poszły do kuchni zjeść śniadanie. Polubiły się od pierwszego uśmiechu, widocznie modlitwa pomogła.
- Co byś zjadła Oleńko?
- Bułeckę i kakao.
Pani Adela uporała się z przygotowaniem tak niewyszukanego posiłku starając się dostosować do wszystkich uwag swojej małej podopiecznej – odpowiednia temperatura napoju, bułka posmarowana tak, a nie inaczej. Poszło nie najgorzej. Pozostała sprawa zwracania się do niej, jako opiekunki.
- Oleńko, możesz mówić do mnie babciu.
- Naplawdę - ucieszyła się dziewczynka, lekko sepleniąc. Opowiedziała nowej babci wszystko, co wiedziała.
Okazało się, że sprawy wcale nie mają się dobrze. Jej babcia poruszała się na wózku i nie gościła często w ich domu, mama wyjechała na stypendium i miała wrócić dopiero za rok, więc jedynym opiekunem był tato, no i pani Zofijka. Pani Adela poczuła lekkie ukłucie w sercu i postanowiła być najlepszą babcią jak tylko by się dało, przez ten tydzień opieki.
Poprosiła Oleńkę o pokazanie domu. Poszło im to nadzwyczaj sprawnie, przy okazji uwolniły psa Fafika, zamkniętego w pokoju, gdyż uparcie chciał towarzyszyć swojemu panu do pracy. Już kilka razy tam bawił i bardzo mu się podobało. Fafik obwąchał panią Adelę, przytulił się do Oleńki i poszedł przodem jako przewodnik po domu. Kiedy już dokonały obchodu, zatrzymały się w pokoju dziewczynki, przybiegł Fafik zajmując miejsce na tapczanie, a Oleńka prezentując swoje ulubione lalki i misie, postanowiła sprawdzić zakres obowiązków pani Adeli jako babci.
- Co lobią babcie? Spytała.
- Babcie bawią się z wnuczętami, przygotowują dla nich najbardziej lubiane potrawy, opowiadają bajki, chodzą na spacery.
- To opowiedz mi bajeckę.
- O czym ma być bajeczka?
- O kotku, tutaj jeden do mnie psychodzi. Nasykuj coś do jedzenia, bo gdy on psyjdzie, tseba go cęstować. Tato nie chce się zgodzić, aby wsedł do domu.
Pani Adela postanowiła opowiedzieć o swoim kotu, tak chyba będzie najłatwiej.
Opowieść o kotku Filipku

Na tym zakończę, nie ma sensu ciągnąć tego dalej. Zabieram się dzisiaj za ubieranie choinki, tak będzie najlepiej. Nie mam malutkiej wnuczki, ale choinka będzie dal nas, przecież w każdym jest coś z małego dziecka, które umie się cieszyć świętami. Prezenty też będą.




20 grudnia 2020
Sprawdź, dlaczego według feng shui, ciągle uciekają ci pieniądze! Sprawdzam i nic nie powinno zakłócać ich napływu, a jakoś nie przybywają?! Jeden problem, to zlew obok kuchni, są blisko. Gdzie ja teraz znajdę deskę, aby je oddzielić i jak to będzie wyglądać? Tak naprawdę to mogę poświęcić estetykę pomieszczenia, byle pieniędzy było więcej niż potrzebuję!
Dwie strefy pieniężne, przez które z domu potrafi uciec najwięcej pieniędzy to według feng shui - kuchnia i łazienka. zaniedbanie ważnych reguł może sprawić, że stale jesteśmy biedni.
Zadbajmy o to aby:
- klapa sedesowa była zawsze opuszczona
- kapiące krany to wydatek i wypływ kasy
- zagracona umywalka w łazience
- zlew z brudnymi naczyniami
- zlew nie był przy kuchence
- skrzypiące drzwi wejściowe
- bałagan, niesprawne urządzenia, stare rzeczy
- niezapłacone rachunki leżące w przedpokoju, będą zapraszać następne
Trochę mam bałaganu w płytach CD, to znaczy ładnie są ułożone, tylko nie zawsze wiem, co gdzie jest. Wczoraj przekopałam wszystko szukając płyty z kolędami, przepadła chyba na zawsze, a takie były piękne nagrania. Nie wszystkie wykonania kolęd zyskują moje uznanie. Jednak nie była to praca bezowocna, wpadła mi w rękę płyta zakupiona na Jarmarku Bożenarodzeniowym w czasie, gdy jeszcze spędzaliśmy u córki święta. Ukraiński zespół grał tak świetnie, że nie mogliśmy od nich odejść. Zięć przegrał mi płytę i teraz słucham, to bomba energetyczna! Dixie Bubbles – Out of Time.
Filmik to też coś w tym stylu. Za dużo pracy abym nagranie z płyty przeniosła na moją stronę. Biorę się za dynię makaronową, jeszcze nigdy nie robiłam i mam trochę tremy, ale mam nadzieję, że będzie zjadliwa. Przy takiej muzyczce wszystko musi wyjść.

19 grudnia 2020
Teoretycznie, jeżeli dysponujesz własnym mieszkaniem własnościowym... to czy możesz w nim robić niemal wszystko? O nie, nic bardziej mylnego! Jest szereg czynności, których zabronić może nie tylko wspólnota mieszkaniowa, ale także polskie prawo.
https://bydgoszcz.naszemiasto.pl/tego-nie-wolno-robic-w-bloku-przeczytaj-to-sprawdz-zakazy/ga/c1-8043383/zd/58537533
Nie wolno:
1. Palić na balkonie, gdy jest to balkon współdzielony
2. Malować okna i elewację na inne kolory
3. Otwierać okien zimą przy włączonych kaloryferach
4. Wyłączać zimą kaloryferów
5. Trzepać dywanów na balkonie, wyrzucać przez okno przedmioty, wylewać płyny
6. Grillować na balkonie
7. Naruszać ciszę nocną
8. Trzymać meble na korytarzu
9. Przeprowadzać większe prace remontowe bez zgody biura architektury
10. Trzymać zwierzęta będące utrapieniem dla sąsiadów
Trzeba się podporządkować regulaminowi, nie ma rady. Niby wszystko oczywiste, a bywa różnie. Wolność Tomku w swoim domku to iluzja.


18 grudnia 2020
Jak w nas mało empatii, nie pomyślimy nawet, że są grupy społeczne, które zostały  bez środków do życia. Nawet kraść nie można swobodnie! Obostrzenia nikomu się nie podobają, ale są konieczne. Trzeba to jakoś przetrwać. Może premier zlituje się nad nieszczęśnikami.

Ja też mam dodatkowe zmartwienie. Boję się iść do fryzjera, a wyglądam jak rojza. Słowo to zapamiętałam z dzieciństwa, gdyż używała go moja babcia określając kogoś zaniedbanego, rozczochranego, brzydkiego i niekiedy tęgiej kobiety. To chyba żydowskie imię Róża. Co nam zaszczepią w młodości, wlecze się za nami do końca życia. Zależy mi na dobrym wyglądzie, gdyż we Wigilię robimy zdjęcia, bez względu na to gdzie rodzina obchodzi święta, wklejamy do specjalnego zeszytu wpisując również zobowiązania osobiste na następny rok. Jak ja będę wyglądać?! Chyba się przyciemnię na zdjęciu, aby moja fryzura nie była widoczna.
Przeczytałam dzisiaj wpisy i najbardziej podobało mi się: przeprowadzać pogadanki wychowawcze z kotem, zbiór i zbyt runa leśnego… Przeprowadzili się do leśnej osady i tak się wymądrzają. Ciekawa jestem jak się z tego wytłumaczą… Poprosiłam o choinkę tych domorosłych właścicieli lasu, tak dla draki, naprawdę jej nie chcę, ale byli przerażeni! Wzięli to na serio, i chcieli jechać do Obi kupić dla mnie prezent świerkowy, ledwo ich odwiodłam. Prawie na klęczkach błagam wszystkich aby mnie nie obdarowywali słodyczami, ja już nie mam siły, tyję w oczach i jestem podwójną rojzą.
Mnie jakoś nie wyszły postanowienia wigilijne – pisać bajki dla dzieci, zacząć uczyć się angielskiego… Zaczęłam się uczyć, ale nic nie mogłam zapamiętać, to co będę się męczyć. Bajki to może jeszcze zacznę pisać, parę dni zostało, to nadrobię to, czego nie zaczęłam robić przez cały rok. Zabiorę się teraz za zaplanowane sprzątnie kuchni i pójdę za ciosem. Trochę muszę wykrzesać w sobie entuzjazmu do jednej i drugiej pracy. Czy ja jestem pracowita??? Kominiarczyk na szczęście, kto go sobie obejrzy, będzie miał szczęśliwy rok, a ja zwielokrotnione szczęście, które tym razem mnie nie ominie. Nie pozwolę na to.

Kominiarczyka możecie sobie ściągnąć i przesyłaś tyle razy, ile macie ochotę.


17 grudnia 2020
Lubię słuchać muzyki, jest mi jakoś tak lżej na duszy, jednak przed świętami nie daje się słuchać niektórych stacji radiowych, w tym mojego ukochanego RMF Classic. Wszędzie dudni okołoświąteczna muzyczka, do upadłego, do znudzenia. Bardzo lubię kolędy, ale w święta, zbytnie wyprzedzenie nie daje mi radości.
Z choinką, która miała być świerkiem, pachnącym i cieszącym oko, też nic nie wyjdzie, rozmyśliłam się. Do takiego przedsięwzięcia potrzebny jest w domu mężczyzna, a ja nie dysponuję takim egzemplarzem. Choinkę trzeba jechać kupić, dostarczyć do mieszkania wnosząc po schodach, następnie jakoś wstawić w stojak, dbać o to, aby opadające igły nie ścieliły się po dywanie, pomijam już strojenie, ale później jeszcze rozebrać i wynieść do śmietnika chyba, no bo gdzie by indziej, znacząc trasę opadłymi igłami, które trzeba zmieść, to oczywiste. Trochę zbyt wiele, jak dla mnie. Będzie choinka sztuczna, a w wazonie pęk gałązek świerkowych, z którymi i tak jest sporo kłopotów, ale z tym daję jeszcze radę. Przeczytałam, że do wody należy dosypać soli i cukru i włożyć miedziane monety, igły wtedy tak nie opadają, pobudza to przepływ wody w choince lub gałązkach.
Teraz krzepię się Mozartem, porzuciłam pasjansa i gram w kości, a wieczorami oglądam komedie, szczególnie „Co ludzie powiedzą”, ale dwa odcinki najwyżej, więcej też nie zdołam. Skończyłam czytać „Zabić drozda”, to fascynująca lektura. Traktuje o bardzo ważnych sprawach w życiu społeczeństwa, ale też kipi humorem. Rozbawiła mnie bardzo ostatnia scena z udziałem Jean Louise 'Scout' Finch głównej bohaterki. Ma wziąć udział w przedstawieniu szkolnym sławiącym wytwory rolniczego stanu. Przypadła jej rola szynki. Zamotano ją w stelaż obciągnięty pomalowanym płótnem. Podczas oczekiwania na występ przysiadła na drutach i zasnęła. Pojawiła się dopiero na scenie, gdy obudził ją głośno śpiewany hymn. Wtoczyła się na scenę wzbudzając powszechną wesołość gdyż nie dało się wpasować jej spóźnionego pojawienia się w powagę sytuacji. Takich przygód było wiele, czytałam książkę śmiejąc się do rozpuku, albo płacząc nad losem ludzi z miasteczka. „Nigdy naprawdę nie wiemy, co się dzieje z ludźmi. Co się dzieje w domach za zamkniętymi drzwiami…” Harper Lee
Jak tylko się uda, obejrzę sobie film na podstawie tej powieści, chyba warto.


16 grudnia 2020
Kolejna plaga spada na mój dom, moje miasto i mój kraj. Skupię się na najbliższej okolicy. Wczoraj miałam szczęście w nieszczęściu. Wybrałam się na bazarek w celu uzupełnienia braków w zaopatrzeniu, wracam z wózeczkiem, jako atrybutem przynależnym staruszce, wsiadam do windy, gdyż nie wtaszczę po schodach ciężaru, no może bym i wtaszczyła, ale dlaczego mam się męczyć, wchodzę do domu i gaśnie światło! Co by było, gdyby wyłączyli prąd w czasie, gdy przebywałam w windzie? Musiałabym czekać, aż znowu włączą prąd i przebywać w ciemnym brzuchu windy, a ja mam zanikającą klaustrofobię. Znowu wrócił strach. Z windami zawsze miałam problem, zawsze musiał ktoś ze mną jechać. Pozbyłam się tego dopiero, gdy postawiono mnie pod ścianą. Córka sprzedawała mieszkanie, trzeba było udostępnić je do oglądania, aby nie odrywać jej od pracy, chcąc nie chcąc musiałam się podjąć zadania. Pierwszy samotny wjazd na piąte piętro, to był koszmar, ale nie miałam wyjścia. Później już jakoś szło, a teraz gdzieś w głębi duszy znów pojawił się strach, a jak wyłączą znowu światło?!
W nocy wyłączyli ogrzewanie! Zimno było i spałam przykryta dodatkowym kocem. Nawet nie było to takie złe, ale uprane swetry mające wyschnąć w nocy, pozostały wilgotne. Rankiem zamotałam się w kilka swetrów, wełnianych skarpet i jakoś przetrwałam. Teraz już jest ciepło, ale znowu internet fiksuje, raz się zjawia, a raz zanika. Co jeszcze nam zafundują w ramach końca świata? Pozostaje wyłączenie wody i gazu - obym tego nie wypowiedziała w złą godzinę.
Mieszkam przecież wśród ludzi, zawsze na jakąś pomoc mogę liczyć, a gdybym tak musiała zamieszkać na islandzkiej wysepce Ellidaey? Jest maleńka, w najwyższym miejscu osiąga 114 m n.p.m. pokryta jest soczyście zieloną trawą. Tam to dopiero miałabym doznania! Sama w domu, wokół woda, niebo gwiaździste i cisza, niekiedy co prawda wypasają tam owce, ale co to za towarzystwo dla emerytki. A co robić gdy jest sztorm i morze wzburzone? To by była dopiero wojna nerwów -wszystko na mojej głowie, a głowa zamotana w nici przerażenia. Wolę już moje przypadłości, chociaż wiem jak je pokonać.
 



15 grudnia 2020
Podobają mi się wytyczne przedstawione na planszy oprócz jednego słowa, ostatnio spopularyzowanego i będącego w powszechnym użyciu. Obawiam się, że to nie jest dobry trend. Niby wszyscy brzydkie słowa znamy, zdarza się, że coś tam wymknie się nam mimochodem, ale aby na co dzień ich używać, to nie, naprawdę nie. I tutaj pojawia się słowo, którego bardzo rzadko używam, jakoś mi nie odpowiada. To słowo bynajmniej. „Słowo bynajmniej stosuje się do wzmocnienia zaprzeczenia lub jako samo zaprzeczenie.” Wolę już synonimy: broń Boże, skądże znowu, myślałby kto, niestety, co ty, gdzież tam, bynajmniej nie, w żadnym razie, wcale nie, gdzie tam, ale skąd, nijak, akurat, ani ani, ni chu chu, nie, niestety nie, dobre sobie, skądże, wcale, ani trochę, skąd, ale gdzie tam, w ogóle, ...
Słowo przynajmniej, niby podobne, ale mające inne znaczenie, "używane jest do oznaczenia w zdaniu najkrótszego, minimalnego zakresu czynności, jaki jest do zaakceptowania dla mówiącego." Kiedyś używałam go częściej wobec ludzi ze mną blisko spokrewnionych – przynajmniej zrób to, czy tamto… Teraz mogę go używać na osobisty użytek, niekiedy skutkuje, szczególnie, gdy zagłębię się w interesującą mnie lekturę, a wszystko inne w domu schodzi na plan dalszy. Wyrazy bliskoznaczne do słowa przynajmniej to: chociaż, minimalnie, minimum, bodaj, najmniej, z górą, chociażby, choć, co najmniej, więcej niż, nie mniej niż, choćby, tylko, ...
Pogadać sobie możemy, ale z poprawną polszczyzną nie jest tak dobrze i gdy zdarzy się ktoś, kto pięknie się wysławia i na dodatek ma piękną barwę głosu, z przyjemnością możemy posłuchać. Może panowie dwaj dadzą trochę wytchnienia wśród świątecznych porządków.


Dla mnie nawet herbatka jest w strefie marzeń. Och, życie!


14 grudnia 2020

Na swoje życie zapracowujemy sami, nie ma co nad sobą płakać. Bywa, że niekiedy zdecydowanie wtrąca się los, unieruchamiając człowieka ciężką chorobą lub rzucając go na ziemię niczyją, aby go obezwładnić, ale zasadniczo nasze czyny i zamysły osadzają nas w takiej, a nie innej rzeczywistości.
„Być może wielu z nas pracuje na to, żeby skończyć w samotności. I nie ma co się nad tym rozczulać, trzeba zrozumieć, że może być to cena za prawdziwą samodzielność” - wyznała Nina Andrycz wielka polska aktorka. Żyła w sławie i przepychu, realizowała się na scenie i to dawało jej szczęście. Nie każdy jest jednak Niną Andrycz.
Nasza noblistka Wisława Szymborska, kiedy zapytano ją, czy chciałaby znowu mieć 20 lat, spontanicznie, ale zdecydowanie, odpowiedziała – nie! Ja ją dobrze rozumiem. Po co komu to rzucanie się jak ryba w sieci, motanie w uczucia chciane i niechciane, rozterki i wylewanie łez, gdy coś zaczyna boleć?! Młodość wcale nie jest taka piękna, może fizycznie, ale przecież też nie u każdego się tak objawia, jednak hormony buzują i dzieją się rzeczy naprawdę dziwne. Ja powinnam startować w życie z dzisiejszym podejściem do ludzi i świata, tylko wtedy miałabym marną szansę, aby założyć rodzinę. Ktoś, kto by zechciał się podjąć ze mną wspólnej drogi, wolałby chyba ukrzyżowanie.
Samotność starości daje wolność, pozwala robić to, na co mamy ochotę, czas, i niekiedy uciułane pieniądze... Jak słyszę o staruszkach, od których wyłudzono tysiące, to zastanawiam się skąd one je wzięły? Mnie się nie trzymają  od zarania mojego życia, coś ze mną jest nie tak?! No cóż, pomijając te ograniczenia, licząc na jakie-takie zdrowie, można spać do południa, nocami czytać do utraty tchu - obecnie „Zabić drozda”, gdzie mała dziewczynka nazywana Smyk przygląda się życiu lokalnej społeczności oczami dziecka mądrze i z humorem - myśleć o kim ma się ochotę, ubierać choinkę sztuczną lub prawdziwie świerkową, słuchać ukochanej muzyczki i cieszyć się, że się żyje, albo wymyślać ile wlezie na głupie życie będąc jeleniem! Wybór zależy od naszego widzimisię. Pozdrawiam przedświątecznie.


13 grudnia 2020
Starożytna mądrość: To Pan uśmierca i ożywia, strąca do grobu i podnosi.
Wstałam cała i prawie zdrowa, drobne usterki są już w tym wieku nieuniknione. Naprawdę się cieszę. To będzie piękny dzień, sama się o to postaram, będę robiła tylko to, co sprawi mi przyjemność. Zostawiam moje łóżko i sypialenkę w spokoju. Nigdy nie wchodzę tam bez potrzeby, tam śpię i z tym ma się mi kojarzyć. Wywietrzę pościel, zaścielę łóżko i przeniosę się w inne rejony domostwa.
Przeczytałam wczoraj artykuł, który daje dużo do myślenia. Autorzy doradzają sypianie w łóżku ze swoimi pupilami, najlepiej z psem. Może to ma swoje złe strony - sierść i zachowanie pupila nie zawsze zgodne z elegancją, chociażby zagęszczanie powietrza wonią niezbyt przyjemną, ale kto by na to zwracał uwagę. Pies ma rytm snu zgodny z człowiekiem i to powoduje, że dobrze się z nim sypia, lepiej niż z mężem czy kochankiem. W takiej sytuacji męża trzeba powoli, ale stanowczo, usunąć z sypialni. Co też dobrego takie sypianie we dwójkę; donośne chrapanie, spanie w poprzek łóżka, ciągoty w najmniej dogodnej chwili, i inne przypadłości są dostatecznym powodem do wyboru psa jako towarzysza snu. Ja na szczęście nie mam takich problemów, ani psa, ani męża, ale piszę o tym wszystkich ku przestrodze tych, którzy jeszcze się z takimi problemami borykają. Jak nie masz jeszcze psa, to weź ze schroniska, albo kup, poprawisz sobie jakoś snu i zyskasz przyjaciela, z którym pogadasz, gdy mąż będzie zajęty oglądaniem meczu lub glansowaniem samochodu. Może i mąż polubi psa? Przecież to inteligentne stworzenie, nie mówię o mężu, tylko o psie.
Na zakończenie okolicznościowa maksyma z kalendarza, który otrzymałam niedawno, taki ze zrywanymi kartkami, lata takiego nie miałam, gdyż muszę wszystko zapisywać i wolę naścienny planszowy. „Kto zmienia przyzwyczajenia, zmienia swoje szczęście”. Nie powiedziano jednak, czy na lepsze, czy na gorsze.


12 grudnia 2020
„Ten dom jest mój i nie jest mój, ten, co tu przyjdzie, niech uczyni go swoim.” Dorote Hansen
Mądry i piękny cytat z książki „Ten dom jest mój”. Ironiczna i opowiedziana z humorem historia dwóch samotniczek, które niespodziewanie odnajdują coś, czego nie szukały – rodzinę. Vera ma pięć lat, kiedy w 1945 roku wraz z matką ucieka z Prus Wschodnich do Starego Kraju, w którym jest nazywana „polaczkowym dzieckiem”. Akcja dzieje się w Hamburgu i leżącym nad Łabą „zagłębiu sadowniczym.” Przeczytałam jednym tchem, takich lektur się nie zapomina.
Utożsamiam się z leitmotivem książki przy dzisiejszym myciu okien w moim domu. Zmagałam się z zawieszeniem firanki na karniszu wybranym kiedyś i będącym zmorą, której już chyba więcej nie pokonam. Trzeba stać na parapecie, aby zawiesić firankę. Inaczej się nie da. Więcej razy w życiu takiej ekwilibrystyki nie będę uprawiać. Trzeba to inaczej zorganizować. Nie wiem jak długo mój dom będzie moim domem, ale dbam o niego i niech ci, co przyjdą tutaj w przyszłości, będą się tak dobrze czuć w nim, jak teraz ja. Tylko nie będę wieszała firanki samodzielnie, koszmar. Myślałam, że zemdleję, ale przecież odmówiłam pomocy, nie mogę więc mieć do nikogo żalu. Doszłam już do siebie, może więc jakoś do świąt dotrwam.



11 grudnia 2020
- Poseł Janusz Kowalski przekonywał, że polską suwerennością się nie handluje, a weto jest jedynym i koniecznym rozwiązaniem, by uchronić Europę przed bezprawiem. Veto albo śmierć – komentował.
Na szczęście rozum zwyciężył i veta nie było, cóż więc pozostało? Strach pomyśleć!

Internauci zakpili z nieprzejednanej postawy posła Solidarnej Polski.







10 grudnia 2020

Chyba trochę wczoraj przegięłam. Jedno okno „obrobiłam” łącznie z firanką i wszystkie kaloryfery, ale nadszarpnęłam zasoby organizmu. Dzisiaj biorę wolne, poczytam w łóżku, odpocznę, jeszcze dużo czasu, dam radę do świąt. Staruszka nie może już robić tego, co chce, może robić to, na co pozwalają siły. Na firankę nie mogę się napatrzeć, nawet mi równo wszystko się ułożyło, a nie było łatwo, takie trzymanie rąk w górze, to wezwanie.
Wieczorem oglądałam obrady sejmu ze zmiennymi uczuciami. Najgorsze jest to, że obie strony miały rację. Nie ma ludzi bez skazy, Jarosław zrobił dużo dobrego i dużo złego z przewagą tego ostatniego, niestety. Podobno żyje w innym świecie niż reszta społeczeństwa, to nie jest dobrze! Stwarzanie konfliktów, choćby wyciągnięcie spraw o aborcji było głupotą. Przyniosło to wiele zamieszania. Peany wygłoszone na cześć wodza, rozśmieszały tylko. Jasne, że swoi musieli go chwalić, o złych sprawach się przy takich okazjach nie mówi, ale to trudny człowiek. Zobaczymy, co będzie teraz w Brukseli. Jak ktoś jest praworządny, to nie musi się o to bać, prawda? To mój kraj i nie będę się cieszyła z tego, gdy dzieje się coś złego, coś się nie uda. Ten rząd musi trwać, gdyż nie widać nikogo, kto by mógł te rządy przejąć, a czasy są trudne, ale nie można dopuszczać do tego, aby Ziobro realizował swoje wizje i pogrążał wszystko. Przecież każdy myślący człowiek chyba rozumie, że bez wsparcia Unii będzie ciężko. Już był w historii plan Marshalla, Europa zyskała, a my staliśmy w miejscu uwiązani u wschodu. Mam nadzieję, że Morawieckiemu szczęście i mądrość dopiszą, a Ziobrę odsunęłabym od władzy, to nie jest człowiek roztropny. To, że tyle władzy skupił w swoim ręku, to był błąd, ale dlaczego zgodzono się na to, aby sądami i prokuraturą kierował jeden człowiek??? I co właściwie oprócz bałaganu zdziałał?


9 grudnia 2020
Zrobiłam zakupy, ugotowałam zupę i już mam dość. To się nazywa kondycja staruszki! Muszę odpocząć i o szarej godzinie zabiorę się za okno i firankę. Podbudowuję kondycję ciasteczkami czekoladowymi w nowej wersji i chyba drzemką. Bez tego nie będzie wykonania wszystkich prac wymienionych w grafiku. Chciałam jeszcze kupić mandarynki, naczytałam się o nich, ale były wielkości orzechów, dałam więc spokój. To, że niższa cena, to jeszcze nie znaczy, że się opłaci kupować.
Mandarynki - jak wszystkie cytrusy - mają sporo witaminy C. Wystarczą dwie mandarynki, żeby zaspokoić dzienne zapotrzebowanie naszego organizmu na witaminę C. Jako jedyne z owoców cytrusowych zawierają składnik, który pomaga zapobiegać cukrzycy typu 2 i miażdżycy, a do tego pomaga zwalczać otyłość. To nobiletyna. Mandarynki są przede wszystkim bogate w witaminę C, która pomaga wzmocnić odporność i chroni przed infekcjami. Dodatkowo to silny przeciwutleniacz, który walczy z nadmiarem rakotwórczych wolnych rodników.
Poza witaminą C w owocu znajdziemy także witaminę A. Związek ten jest potrzebny naszym oczom, skórze, kościom i zębom. Już kilka mandarynek dostarczy nam solidną porcję witamin z grupy B,O tych owocach – nie tylko od święta – powinny pamiętać osoby, które zmagają się zaparciami oraz nawracającymi infekcje dróg moczowych. Zawarta w nich nobiletyna (flawonoidy) zapobiega odkładaniu się tłuszczów w wątrobie, przez co obniża ryzyko zachorowania na cukrzycę typu II i miażdżycę. W opinii specjalistów mandarynki niszczą komórki odpowiedzialne za niektóre nowotwory, na przykład raka wątroby. Dzieje się tak za sprawą substancji salvestrol Q40, która ma być zabójcza dla zmienionych komórek.
https://gotowanie.onet.pl/porady/czy-mandarynki-sa-zdrowe-wlasciwosci-mandarynek-czy-myc-mandarynki/yyjt9z6


8 grudnia 2020
Czy ja muszę cierpieć, czy ja mam być męczennicą? Ojciec Rydzyk doprowadził do tego, że mam tak wysokie ciśnienie, że musiałam odłożyć mycie okna i pranie firanki. Nikt nie ma prawa wyprowadzać ludzi z równowagi! Ja też mam swoje życie i muszę realizować swoje cele. Już Młynarski w swojej piosence obwieścił, że staruszki trzeba trzymać z daleka od złych wieści, po co mają się denerwować… Najbardziej mnie wyprowadza z równowagi to, że ten człowiek wygaduje głupoty, a zapatrzone w niego staruszki ślepo mu wierzą i idą ze swoimi darami serca do ojca. Resztę przemilczę. Ja też jestem staruszką, osobą wierzącą, ale jakiś własny ogląd świata mam i nikt mną nie będzie kręcił.
„Podczas sobotnich obchodów dyrektor Radia Maryja powiedział m.in.: "dostałem też wiadomość dzisiaj, w czasie mszy świętej od księdza biskupa Edwarda Janiaka, to jest współczesny męczennik mediów, media to zrobiły, media tak robią i nie dajmy się, katolicy, że na księdza jakiegoś zaczną warczeć, jakieś filmidło zrobią i wszyscy się trzęsą; udowodnij, udowodnij, a nie mam udowadniać, że nie jestem wielbłądem".”
Po pierwsze w czasie mszy świętej nie odbiera się wiadomości! Nie czas ku temu. Dalej, rząd, a szczególnie jego przedstawiciele z p. Ziobrą na czele, którzy nie wiadomo dlaczego tam poleźli, do dnia dzisiejszego milczeli jak zaklęci, dopiero dzisiaj rzecznik rządu odciął się od tych durnych słów ojca dosyć enigmatycznie, ale jednak. Jego zakon redemptorystów ogłosił odcięcie się, prymas, a rząd milczał. Wczoraj specjalnie obejrzałam dziennik w programie I, milczenie grobowe, jakby sprawa nie zaistniała. To jest właśnie pisowska prawda, jak jest niewygodnie, to się o tym nie mówi, ale psy wiesza się na innych.
Ja mam teraz takich męczenników o, Rydzyka czcić, jeszcze może do nich się modlić! Jak mówić wtedy o innych, którzy naprawdę poświęcili życie w obronie wiary? Też nie wiem dlaczego takie osoby po śmierci tnie się na kawałki i wystawia na widok publiczny jako relikwie. Nie wystarczy pamięć, a ciało zostawić w świętym spokoju? Czy nikt się za tego ojca nie weźmie, aby ustawić go na właściwym miejscu? Kościół jest od modlitwy, kierowania sprawami duchowymi, a nie mieszania się do polityki i robienia biznesu! Niech każdy będzie na swoim miejscu, rząd na swoim i kościół na swoim.


7 grudnia 2020
Rydzyk o biskupie Janiaku: Ksiądz zgrzeszył, no zgrzeszył. A kto nie ma pokus?
Nie wiem, nie wiem, do czego dojdzie. Zamiast potępienia, rozgrzeszenie, lekceważenie czynów haniebnych. Niedługo się okaże, że to ofiary były winne. Rydzyk naprawdę zrobił wiele zła kościołowi, mówiąc takie słowa.


6 grudnia 2020
Mikołajki! Człowiek się starzeje, ale młodsza generacja wchodzi w swój cykl życia i dla nich wszystko jest ważne. Starsi podążają, uśmiechają się, ale ciepła nie ma, nie ma. Specjalnie wybrałam takie wykonanie, jacy oni byli młodzi!


Dzisiaj wypada obdarować bliskich prezencikiem, ja osobiście zapowiedziałam, że prezentów nie przyjmuję, no chyba że zamówione, ale mam za to pod dostatkiem słodyczy! To jest powalające. Najczęściej w nieprzespane noce podjadam sobie i jakoś wszystko znika, oprócz kilogramów żywego ciała, oczywiście. Dzisiaj zrobiłam obiad niedzielny, bez mięsa oczywiście, gdyż córka nas odzwyczaiła, ale jest kapusta modra, sos grzybowy i kotlety ziemniaczane zapiekane w piekarniku. Właśnie dochodzą. Bułeczek nie będzie aż do świąt!!! Jakoś trzeba przetrwać.
O różnych sprawach sobie myślę, co nieco tutaj udostępniam, do siebie jeszcze zasadniczo nie przemawiam, ale niekiedy coś tam pod nosem mamroczę, najczęściej, gdy się zdenerwuję w czasie niepowodzeń życiowych. Kolega senior, który też już u siebie zauważa takie objawy, poszedł z tą sprawą do psychologa. Bał się, że jest nienormalny. Pani psycholog wysłuchała i pocieszyła go:
- Proszę mówić do siebie, gdy pan czuje taką potrzebę. Jak nie ma do kogo, to lepiej rozmawiać z sobą, niż tłamasić wszystko we wnętrzu, nic dobrego z tego nie wyniknie. Taki był mniej więcej sens jej wypowiedzi. Przychylam się do tego. Można także rozmawiać z psem, kotem, telewizorem… Och, ta starość, ta samotność! Samotnym także można być we dwoje. Małżonek zajęty krzyżówkami, meczami, polityką, a żona może sobie robić co chce, albo dołączyć do imprezy.
"Najlepiej rozmawia się samemu ze sobą. Przynajmniej nie dochodzi do nieporozumień." Olga Tokarczuk



5 grudnia 2020
Oglądając film o miejscowości Góra niedaleko Warty https://milkowice.pl.tl/Nowo%26%23347%3Bci.htm, odżyła w mojej pamięci legenda o Kryście, żonie Mściwoja z Burzenina. Niewiasta ona, piękna i powabna, została uprowadzona przez króla Bolesława Śmiałego, który zobaczywszy ją, stracił dla niej głowę. Odsunął od siebie żonę, niejaką Wyszesławę z Rusi, ale tak naprawdę nie wiadomo, jakie dokładnie nosiła imię, i zajął się nałożnicą Krystyną. Właśnie w na cmentarzu w Górze miała spocząć po śmierci. Jakże inaczej mogła się potoczyć historia Polski, gdyby nie owa Krysta. Biskup Stanisław napominał króla, aby odesłał kochankę do męża szalejącego z zazdrości, i wrócił do żony, ale Bolesław, raptus wielki, zaczął mścić się na biskupie, nie tylko za upomnienia, ale także za konszachty z sąsiadami Polski, o czym wspomina się półgębkiem, i biskup zginął śmiercią zapewniającą mu pamięć na wieki. Bolesława Śmiałego skazano na wygnanie. Wieści głoszą, że wstąpił do klasztoru, ale też, że zamordowano go na Węgrzech. Kto tam dojdzie prawdy, to XI wiek, sporo czasu minęło. Legenda o Krystynie też lotna jakaś jest, nie wiadomo nawet czy król miał kochankę, ale funkcjonuje owa legenda przez wieki uwieczniona w literaturze, malarstwie i filmie. „Jan Matejko uwiecznił na jednym ze swoich obrazów scenę napominania Bolesława i Krystyny przez św. Stanisława, a królewska kochanka trafiła też do literatury jako bohaterka powieści (J. I. Kraszewski, Boleszczyce, K. Bunsch, Imiennik), poezji (J. Słowacki, Król Duch), dramatu (A. Bełcikowski, Król Bolesław Śmiały), a wreszcie filmu (Bolesław Śmiały, reż. W. Lesiewicz).” Samą legendę znajdziecie na stronie https://astrahistoria.pl/naloznica-boleslawa-smialego/
Czytam właśnie Kraszewskiego opisującego dzieje Bolesława i Krysty w „Boleszczycach”, za co miał pewne nieprzyjemności, jako że odsłonił także bez ogródek postawę biskupa, jednak dopiero po zakończeniu lektury podzielę się wiadomościami. Mam nadzieję, że dowiem się co się stało później z Krystyną i dlaczego pochowana jest na ziemiach należących do prawowitego małżonka. Oto obraz Matejki przedstawiający biskupa Stanisława napominającego króla. Krysta jakoś mi nie wygląda na niewinną młodą dziewczynę, jak o niej mówił mąż Mściwój, ale na lubieżną kobietę bez żadnych zahamowań. Ale mężczyźni widocznie takie lubią, ach ta męska chuć!


4 grudnia 2020
Nareszcie śnieg! 
Stoję przy oknie, napawam się bielą, czerwienią kwiatów pelargonii skazanej na zagładę, gdyż w porę nie została zabrana z balkonu – do tego czasu nie miały wpływu na jej piękno przymrozki - zielenią bluszczu zmuszonego pozostać na zewnątrz z nadzieją, że przetrwa. Wszystko mnie cieszy z racji zmiany sezonowej dekoracji, jednak to, że nie wykonałam na czas prac, jakich powinnam była się podjąć, budzie we mnie pewne niezadowolenie z samej siebie. W każdym człowieku tkwi dobro i zło, pracowitość i lenistwo ze wskazaniem na to drugie, rozwaga i roztrzepanie, złośliwość i poczucie taktu, co wybierzemy, od nas zależy. Wybierzesz, a później plujesz sobie w brodę ubolewając, że postąpiłaś paskudnie. My dokonujemy wyboru.
Zaraz wyruszam do apteki zrealizować recepty robione, takie wymagają kontaktu z lekarzem i odbioru osobistego, a mój gardziołek skrzypi; do biblioteki - przynieść nowy zapas książek do czytania na czas bezsennych nocy; uzupełnić na bazarku zapasy warzyw. Załatwiam wszystko za jednym zamachem, gdyż mam tylko jedno wyjście w tygodniu w tamte rejony. Tak postanowiłam i przestrzegam narzuconych sobie zasad, także podporządkowując się zaleceniom władzy. Normy moralne są dla mnie najważniejsze. „Niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie...” to słowa Kanta albo „Postępuj zawsze według takiej zasady, co do której chciałbyś, aby stała się powszechnym prawem.”
Kant przyjął trzy założenia: ludzie są wolni, mamy nieśmiertelną duszę, przyjmujemy istnienie Boga określającego co jest dobre a co złe. Ja się z tym zgadzam.
Filozofowie różnie podchodzili do tego problemu. Do mnie najbardziej przemawia stwierdzenie Kanta „ Tym, co określa moralność jest obowiązek… moralny obowiązek jest racjonalną koniecznością: to, co jest racjonalnie chciane, jest moralnie słuszne.”
Bardzo to mądre stwierdzenia, tylko dlaczego wśród ludzi są tacy, którzy wcale nie mają zamiaru tych zasad przestrzegać, mało tego, dopuszczają się czynów karygodnych, morderstw, prześladowań, złośliwości, kłamstw. Kto za to jest odpowiedzialny?
- Czy ci ludzie tacy się rodzą i ich geny są przyczyną zła?
- Może za to ponosi odpowiedzialność społeczeństwo – sposób wychowania, nauki, wpływ grup rówieśniczych… W takim razie nie byłby to najlepszy wizerunek społeczeństwa.
- Może przychodzimy na ten świat z nakreśloną już drogą życia? O ile tak by było, to dlaczego wyznacza się dla tych ludzi drogę zła, a nie dobra?
Chyba sami musimy decydować, co dla nas jest najważniejsze. Niekiedy trzeba wiele poświęceń, aby żyć w zgodzie ze swoim sumieniem.
Oj, śnieg zaczyna topnieć, koniec radości. Wczoraj specjalnie poszłam wynieść śmieci, aby przejść się po białym puchu, nie wiadomo czy jeszcze będzie okazja.


3 grudnia 2020
A czemu widzisz źdźbło w oku brata swego, a belki w oku swoim nie dostrzegasz? ... Obłudniku, wyjmij najpierw belkę z oka swego, a wtedy przejrzysz, aby wyjąć źdźbło z oka brata swego. Cytat z Biblii (Mat. 7:3-5)
Łatwo jest oceniać kogoś, zobaczyć jego błędy. Siebie widzi się zawsze w dobrym świetle. Bywa jednak, że rozświetlanie siebie może wywoływać niechęć drugiej strony, z którą prowadzimy dyskurs. Jak by na to wszystko nie spojrzeć, prawda jest najważniejsza.
Miewam kontakty z moimi ziomkami, dawnymi lub obecnymi mieszkańcami Miłkowic, i niekiedy prawdy przez nich głoszone mnie bolą. Trochę o tej mojej rodzinnej miejscowości wiem, włożyłam dużo pracy, aby odtworzyć historię tego miejsca, ale jak ktoś stara się mnie przekonać, że nie mam racji, mimo, że mam dane wydarzenie udokumentowane, to nie wiem co mam powiedzieć. Nie będę tutaj przytaczać wszystkich punktów „spornych”, które wcale spornymi nie są, ale takie stwarzają pozory. Cieszę się, że się ludzie się tymi sprawami interesują, wspierają mnie, ale jak już jakiejś prawdy dowiodę, to polegajmy na dokumentach.
- Po raz pierwszy nazwa wsi Miłkowice pojawiła się w 1136 roku w bulli papieża Innocentego II jako własność arcybiskupów gnieźnieńskich.
Mam dokument, nie mam wątpliwości. Mój interlokutor przekonuje mnie, że on się uczył o tym w szkole i wie, że to data 1236! Chodziliśmy do tej samej szkoły, w tym samym czasie, ja o tym wtedy nie słyszałam, obawiam się, że nauczyciele też wtedy nie mieli do takich dokumentów dostępu, ale on wiedzę wyniósł ze szkoły. Przeczytał na mojej stronie i zauważył błąd! No trudno albo uwierzy w to, co napisałam, albo będzie swoje wiedział
- Kolega o rok młodszy niż ja dzwoni i z rozrzewnieniem wspomina, że rysunek dworu, jest taki sam, jak on go pamięta. Staram się wyjaśnić, że w okresie międzywojennym mój pradziadek rozebrał piętro dworu, Niemiec w czasie wojny rozebrał cały dwór i postawił na części fundamentów drewniany budynek. Mówię, że jedyną osobą, jaką ja znam, która widziała dwór jeszcze piętrowy, była moja mama, gdy jako dziecko chodziła tam w odwiedziny ze swoim ojcem. Dwór został namalowany na podstawie opisu i nie mam pewności, że dokładnie tak wyglądał. Nikt z nas w takiej postaci jak na obrazku nie miał możliwości go widzieć. Nie chciał mi uwierzyć.
- Osoba ze mną spokrewniona twierdzi, że jej ojciec rok chyba młodszy od mojego taty, skończył siedmioklasową szkołę. Jakim cudem, w 1903 roku powołano szkołę jednoklasową, nie tylko tutaj, wszędzie były wtedy takie szkoły, a w 1913 czteroklasową szkołę powszechną. Dopiero w międzywojniu była normalna szkoła. Normalna, w prywatnych mieszkaniach, ale była, tylko nie zawsze był przestrzegany obowiązek nauczania. Ile lat miałby jako uczeń? Skończył szkołę prawdopodobnie na kursach po wojnie i świadectwo miał. Sama uczyłam w takich klasach. Przecież były też zamożne rodziny w Miłkowicach ceniące już wtedy wiedzę, ale dzieci kończyły szkoły w Kaliszu, a to kosztowało.
- Najbardziej mnie boli, gdy ktoś zdziwi się, po tym wszystkim, co napisałam już o Miłkowicach, że nie słyszał o tym, że dwór nad Wartą był. A był, lata całe musiałam przekonywać, że był, to, że nie ma teraz, to nie znaczy że go nie było. Zbiornik wymył naniesioną przez lata ziemię i pomógł mi zdobyć dowody. Pomogli także moi współtwórcy strony, przeszukując archiwa, a szczególnie p. Piotr. Miłkowice leżały na pograniczu województw, raz należały do sieradzkiego, a to znowu do kaliskiego, konińskiego, wielkopolskiego. Dokumenty są rozrzucone po różnych archiwach, a przecież ja nie miałam żadnych dotacji, wszystko musiałam załatwiać sama i wspierać się na życzliwej rodzinie i zainteresowanych moją pracą ludziach. Gdybym dzisiaj pisała, podzieliłabym pracę na cześć łatwą do przeczytania dla każdego, i na dokumentalną dla zainteresowanych. Przecież nie każdy musi się interesować historią, jednak wtedy każdy znaleziony dokument było dla mnie taką radością, że nie wyobrażałam sobie, aby czytelnicy nie podzielali jej ze mną. Dobrze, że opracowanie zrobiłam, gdy jeszcze miałam na to siły. Chodziło o to, aby dokumenty nie zaginęły. Teraz czekam, kiedy będą mieli dosyć mojego milczenia na wszystkie monity i stronę zamkną. Przecież jakoś bym zapłaciła za utrzymanie strony, ale gdy z jakiegoś powodu opłata nie wpłynie, strona zostanie natychmiast zamknięta, a przecież zdarzyć może się wszystko, łącznie z moim pożegnaniem z tym światem, więc póki strona jest, niech będzie.
Jeszcze dorzucę, niech już wypłaczę się do końca, koleżanka stwierdziła, że to taka ciekawa praca przy zbieraniu materiałów i dlaczego jej nie kontynuuję! Ciekawa, to prawda, tylko dlaczego koleżanka mnie nie wspomaga?! Ma takie same możliwości jak ja.

 

2 grudnia 2020

Przez 20 sekund patrz na czerwoną kropkę na zdjęciu, po czym szybko popatrz na ścianę i zamrugaj oczami. Prawda, że fascynujące? Nasz mózg wiele potrafi, można też wmówić mu wszystko, na co mamy ochotę, przekonać go, że postępujemy słusznie, w dobrej lub złej sprawie. Mózg to tylko wykonawca, taki żywy komputer, którym kieruje nasza dusza. Dłużej nie będę rozwodzić się nad tym tematem, może lepiej skupię się na ocenie piękna.
Pierwszy obrazek jest dosyć koszmarny, jednak ten, który zobaczyliśmy na ścianie, urzeka pięknem. Samo piękno jest sprawą umowną. Bywa, że piękno duszy opromienia brzydotę ciała, inaczej brzydcy ludzie nie mieliby szans. Piękni bywają czasami bardzo nieszczęśliwi. Wszyscy jednak chcemy szczęścia, i ci ładni i brzydcy. Uroda jest ważna w młodości, im dalej w lata, tym traci na znaczeniu. Wszystko widzimy w takim lub innym świetle.


1 grudnia 2020
Grudzień zaczyna się dla mnie ciekawie. Zupełnie nad ranem miałam sen. Chcę o nim napisać, gdyż u mnie sny mają zawsze jakiś cel. Może ktoś, kto mnie odwiedził we śnie, natknie się na moją stronę i będzie pomocny. Odezwij się kobieto!
Jak to wyglądało? Obraz przyćmiony, w kolorze sepii. W moim obecnym mieszkaniu zgromadziła się cała moja rodzina, córki z przyległościami. Przybyli też zmarli już moi rodzice w wieku średnim, ubrani wizytowo, widocznie to były ważne odwiedziny. Zjawiła się pani zaproszona przez mojego tatę, blondynka, średniego wzrostu, około siedemdziesiątki. Tato ją przedstawił i obwieścił, że pani ta ma dla mnie ważne informacje.
- Moja rodzina związana była kiedyś z Jeziorskiem – powiedziała zaproszona osoba.( Jeziorsko to wieś o bogatej historii oddalona od Miłkowic o 4 km, ale już w innym województwie.) Jesteśmy w posiadaniu interesujących panią zdjęć dworu i jego mieszkańców.
Zaniemówiłam, pobladłam i nie mogłam wydobyć słowa. Kiedy już nieco ochłonęłam, zaprosiłam wszystkich do stołu. Pani, nasz gość, wzięła torebkę do ręki, wyjęła plik zdjęć i zaczęła rozkładać je na stole. Zastygliśmy w oczekiwaniu… I obudziłam się!!!
To jest straszne. To już kolejny sen z tej serii. Dzisiaj było już nieco bliżej, to był ktoś związany z Jeziorskiem, który już tam nie mieszka. I szukaj wiatru w polu. Była tam szkoła, ośrodek zdrowia, gmina, wokół kilka dworów, może nie tak okazałych jak w Miłkowicach, ale istniejących jeszcze w latach powojennych. Na cmentarzu groby znanych osób. Nie pisałam o tej miejscowości, gdyż nie jestem w stanie o wszystkich okolicznych miejscowościach pisać. 
Widocznie zmarli chcą coś mi przekazać, ale dlaczego nigdy do końca?!Jestem przekonana, że zdjęcie dworu gdzieś istnieje, ale gdzie? Przeczesałam nie tylko region, ale Polskę! Jak nie uda mi się dotrzeć do tego znaleziska teraz, to kiedy będę już w innym wymiarze, skupię się na poszukiwaniach. Kiedy zobaczycie w internecie zdjęcie dworu, a mnie już nie będzie na tym świecie, wiedzcie, że dołożyłam do tego starań. W ostatnich dniach na Fejsbuku pojawił się filmik z obrzeża zbiornika z widocznymi pozostałościami dworu, a raczej kamieniami dokumentującymi jego istnienie. Wszyscy mogą tam jechać, kiedy poziom wody w zbiorniku opada, tylko nie ja!!! Odczuwam fizyczny ból z tego powodu. Gdybym była na miejscu, może by fatamorgana?! To już mi by wystarczyło! Moja córka słysząc moje wywody, gotowa była już wyruszyć, kiedy tylko zmieni opony na zimowe, ale teraz, kiedy szaleje wirus? Nie, co to to nie, tam już też dotarł, ludzie są na kwarantannie, jak mnie uwiadomiono.

Zbiornik Jeziorsko odsłania tajemnice
www.facebook.com/halina.studzinska/
Filmik autorstwa Mirosława Rychlewskiego
Niski poziom wód zbiornika odsłonił pozostałości dworu wymyte przez wodę. 











Grudzień 

5 grudnia 2011

Wróciłam. Moje oczy i uszy pełne są ciepłych i dobrych słów i obrazów. Te kilka dni przebiegły tak szybko, że ledwo się zadomowiłam, a już musiałam wyjeżdżać. Podróż przebiegła szczęśliwie,  zdrowie w miarę dopisało i byłoby wspaniale, ale moja starość dała o sobie jak zwykle, znać. W jakiejś tam wieczornej rozmowie, poruszył ktoś sprawę grzybów, przecież już wigilia za pasem… Wtrącony wątek o przynależności tychże do oddzielnego królestwa niż rośliny i zwierzęta, wzbudził dość burzliwą wymianę zdań, gdzie ja „burzyłam” najbardziej, pewna swych racji  przynależności grzybów do roślin. Oczywiście wytknięto mi błąd powołując się na obecnie używaną systematykę.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Grzyby

Jestem już niestety człowiekiem minionej epoki, gdzie grzyby tkwiły sobie w botanice jako rośliny! Relikt przeszłości, staruszka, mająca błędne zdanie o grzybach. Przecież kapelusz i trzon mają, prawda? Rosną także i najważniejsze, że ja lubię je zbierać. A asymilacja? Co mnie tam obchodzi jak one się odżywiają, dla mnie najważniejsze, że są!

Problemem stał się także Młynek, gra którą mój wnuk ostatnio się para, a z nim wszyscy wokół, gdyż przecież grać ktoś z nim musi. Ja jakoś o ten Młynek do tej pory się nie zaczepiłam, ale zasady gdy są tak proste, że nie ma problemu z zapoznaniem się z nimi, z grą trochę już było gorzej. Rzadko udawało mi się wygrywać i to raczej przez przypadek. Postawiłam rodzinę w stan gotowości i grał każdy z każdym ze skutkiem często nieprzewidywalnym. Znalazł się jednak osobnik „ tęgogłowy”,  z którym nikomu nie udawało się wygrać. Zwarliśmy siły, moja córka jako gracz, ja jako kibic, i dałyśmy radę!!! Naraziłam się jednak, gdyż gardłowałam przeciwko tej osobie, co doprowadziło do tego, że niby żartem wypowiedziano słowa dotyczące gry za zamkniętymi drzwiami, tak jak załóżmy w brydżu, bez widzów. Nie śmiano mi powiedzieć, jako staruszce, że mam przestać gadać, no to doczekałam się pośrednie aluzji, że mam się wynosić…

Jak gram w jakąś grę wcale nie jestem taka dobra, ale gdy patrzę na wszystko z boku, myślę jakoś logiczniej i jestem w stanie przewidzieć ruchy przeciwnika, stąd ten nasz sukces. W życiu też tak mam, lepsza jestem do udzielania rad niż przeżywania  wydarzeń. Mój stopień zaangażowania emocjonalnego wyraźnie mnie zaślepia…

 

6 grudnia 2011

Wczorajszy spektakl teatru TV powiązany był z postacią wielkiego aktora i reżysera Adama Hanuszkiewicza. Odszedł król życia. Śledziłam jego poczynania, poznawałam kolejne żony, oczywiście z gazet, byłam zauroczona jego wdziękiem, a teraz wspina się już pewnie po swojej kordianowskiej drabinie do nieba… Miejmy nadzieję, że znajdzie tam miejsce, gdyż jego poczynania z kobietami obce są chyba obyczajom niebieskim. Ale talent wykorzystany maksymalnie, mimo że nie wsparty certyfikatami, przeważy szalę. Miejsce ma zapewnione.

Wczorajsze pouczenia Kaliny Jędrusik też wykorzystam, a nuż ktoś się jeszcze załapie?!

Jesteś piękny – mówię Ci to dzisiaj – dłużej już nie będę czekać. Twoje oczy, Twoje usta i nawet rozwichrzona czupryna godna jest pędzla najlepszego artysty. Niech namaluje Twój portret, uwieczni piękno Twej twarzy. Zostaniesz wtedy ze mną na wszystkie dni. Może wtedy przeniknę do Twoich myśli, oplotę Cię pajęczyną wyznań, zakleszczę Twoja słowa i zagarnę wszystkie tylko dla siebie. Taki jesteś piękny!

A co, może się ktoś jeszcze załapie na zastawioną pułapkę. To dopiero będzie prezent na Mikołajki…


7  grudnia 2011

Nadciągają nad moją głowę chmury koloru burego. Trudno. Takie też bywają, przetrzymam wszystko, a słoneczko niebawem zaświeci. Taka jest natura rzeczy. 

Lubię kwiaty i mam nadzieję, że i Wam się podobają. 
Kliknij w poniższy link.


Kwiaty na  bury dzień.

8 grudnia 2011

Dzisiaj spędziłam dzień w przychodni. Wcisnęłam się na ćwiczenia poza kolejnością dzięki uprzejmości obsługi, a później odwiedziłam okulistę. Wiedziałam, że będę miała ograniczone pole widzenia i dlatego odwróciłam kolejność. Na wizytę u okulisty czekałam chyba dwa miesiące. Obadano mnie pod różnymi kątami i na różnych aparatach. Na szczęście nie muszę zmieniać okularów, gdyż przy moich specjalnych szkłach byłby to niemały wydatek. Zakropiono mi oczy, kazano poczekać przed gabinetem, co też uczyniłam. Szczypało jak licho i na dodatek musiałam siedzieć z zamkniętymi oczami. Obok mnie usadowił się pan, który usilnie starał się wyciągnąć ode mnie jakieś informacje, ale ja nie reagowałam, gdyż nie zdawałam sobie sprawy, że przemawia do mnie. W końcu pozwolił sobie na potrząśniecie moją ręką, czym mnie przestraszył niemało… Kiedy jego unieruchomiono, doświadczył tego co ja, i razem się obśmialiśmy z naszego ograniczenia widokowego.
Ludzie, którzy nie widzą, mają naprawdę trudne życie. Przecież ja widziałam jak wszystko wygląda przed „oślepieniem”, a oni tego nie doświadczyli! Diagnoza lekarza nie była zła, ale dobra też nie. Coś już zaczyna się dziać w oku i mam przyjść na dodatkowe badania za tydzień, a w styczniu zrobić badania prywatne, gdyż kasa nie refunduje wszystkiego. Trzeba to trzeba, trudno, wolę dmuchać na zimne po doświadczeniach jakie spotkały mojego brata.
Całe popołudnie spędziłam jak królewna wylegując się w łóżku i przesypiając pozostałą część dnia, gdyż ani pisać ani czytać nie dało się. Litery zlewały się i były nie do rozszyfrowania.
U lekarza poproszono mnie o kopię dokumentacji od poprzedniego lekarza! Bardzo ciekawe postawienie sprawy. A niby skąd ja ją mam wziąć? Ostatni raz byłam u okulisty chyba z pięć lat temu, nawet nie pamiętam u kogo. Jeszcze w poprzednim miejscu zamieszkania. Czy nie czas już na komputeryzację całego systemu leczenia?! Przecież jak by to ułatwiło wszystkim życie, dało system kontroli nad moim stanem zdrowia, odciążyło od dodatkowych badań, gdyż lekarz w każdej chwili mógłby sprawdzić kto i kiedy mnie leczył … Naprawdę nie wiem dlaczego to jest takie trudne do zrobienia.
 

9 grudnia 2011

Nagromadzona we mnie energia musi znaleźć ujście. Jak tylko wróciłam z zabiegów, które naprawdę są skuteczne, zabrałam się do przemeblowywania mieszkania. Ja już siebie znam, coś idzie nie tak jak sobie życzę, znajduję wtedy rekompensatę w poprzestawianiu wszystkiego co się da. Jestem już tak wyspecjalizowana w tej dyscyplinie, że nawet zupełne rozkręcenie kanapy i nadanie jej nowego kształtu nie jest dla mnie zbyt ciężkim zadaniem.
Zrobiłam sobie przerwę w celu przygotowania obiadu. Poszłam do kuchni, włączyłam radio, nastawiłam do odgrzania zupę, jako że dzisiaj piątek i nikt się nie będzie zbytnio opychał. Nalałam na talerz pysznej ogórkowej z kluseczkami, zasiadłam do stołu i zaczęłam miły dla podniebienia proces konsumpcji, gdy radio zaczęło wyrzucać ze swojego wnętrza przemówienie generała – nie przytoczę nazwiska aby się nie narażać, gdyż zamierzam tutaj spędzić resztę życia- jako że moje miasto ma skłonności militarne.
- … czynnik ludzki stojący z prawej strony sali – oznajmił gromkim głosem generał, co mnie, przyprawiło o tak gwałtowny atak śmiechu, że o mało co bym się zakrztusiła zupą na śmierć. Dawno już nie słyszałam takiego określenia. Znałam przecież wojskowych i nikt jakoś nie mówił o człowieku jako czynniku ludzkim. To było mocne uderzenie!!!
Przybyło mi energii przy kontynuacji przestawiania mebli, które tracą stabilność po takich przesuwakach, ale nie martwię się tym zbytnio, przecież już przed nimi końcówka ich przydatności. Skończą swój żywot kiedy nie będą już mi potrzebne.
Przyczyną mojego rozżalenie jest właśnie czynnik ludzki, który składa obietnice, a później nie dotrzymuje słowa i jeszcze na dodatek kłamie. Tego nie rozumiem, nigdy w takich uników nie stosowałam, dla mnie moje słowo jest dostateczną rękojmią. Innych zastawów nie potrzeba.

 
 
10 grudnia 2011

Aniołowie, gdyż mam ich dwóch , jeden przydzielony z urzędu, drugi sam się mianował. Zwracam się do Was moi skrzydlaci opiekunowie – potrzebuję Waszej pomocy. Podobno jak się do Was nie zwróci osobiście, sami nie domyślicie się co komu potrzeba.
Wyłuszczam więc moje prośby.

Do Anioła mianowanego.

Dokumenty dostępne przeczesałam już chyba i więcej trudno będzie znaleźć. Będę jednak próbowała, nie chcę przy okazji oślepnąć, dlatego poszukiwania będą sporadyczne – jak trafię na coś, to będzie pięknie, jak nie, to świat się też nie zawali.
Mam problem z XIX wiekiem. Do dworu wcisnęło się dwóch właścicieli i to trzeba będzie wyjaśnić. Nawiązałam już kontakt z archiwum i jak nie sprowadzą mi mikrofilmów, to mam już chętnych,którzy zawiozą mnie do archiwum w Poznaniu. Ten problem  jakoś rozwiążę sama, jednak wygląd dworu jest trudny do odtworzenia. Mama pamiętała jak wyglądał, ale ja nie o wszystko zapytałam. Robię wizualizację, oglądam mapy, czytam wspomnienia ciotki, i otoczenie dworu już jakoś mi się ułożyło. Wiem gdzie aleje, drogi, sady, wiatrak, gorzelnia, ale jak wyglądał dwór – nie wiem. Po wojnie już nie istniał – niech mi się przyśni, niech go zobaczę!!! Tyle rzeczy mi się wyśniło, a dwór mi się nie może przyśnić? Zrób coś Aniele, przecież to dla Ciebie drobiazg, a dla mnie wielka sprawa.

Do Anioła samozwańczego.

Chcę napisać powieść o Miłkowicach i osadzić ją w realiach lat 1800 – 1880. Czasu obecnego trochę się boję z różnych przyczyn.
Może to być wersja dotycząca życia wsi, z siejbą i kośbą, czarami i gusłami. To może byłoby łatwiejsze dla mnie, problemem jest jednak słownictwo. Jak niby ci ludzie mielibyby mówić?! Gwary nie znam, język dnia dzisiejszego trochę by raził.
Wersja druga – dwór, egzaltowane miłości, patriotyzm, walka i takie tam. Pisać byłoby łatwiej, ale ja znowu tak biegła w szlacheckich obyczajach nie jestem.
Jak się do tego zabrać?! Anioł, Ty będziesz wiedział! Trzeba mnie jakoś ukierunkować i muszę nabrać rozpędu, później to już pójdzie.
Czekam na Wasze działania Aniołowie i proszę nie ociągajcie się, gdyż ja jestem niecierpliwa.  Jak już postanowię, to działać muszę. Materiały  już zbieram, jednkak na jakąś opcję muszę się zdecydować. 
Uśmiecham się do Was, proszę, podlizuję się nawet. Wy nie macie sprzątania ani prasowania, a ja dzisiaj cały dzień pracuję. Zajmijcie się mną. Waszym zadaniem jest otoczyć mnie opieką i pomocą. Nie zostawiajcie mnie, waszej podopiecznej, samej z problemem, gdyż ciężko mi go udźwignąć. Podziękowania spłyną, gdy doświadczę Waszej łaski...
11 grudnia 2011

Nie na próżno wczoraj prosiłam. Anioł z urzędu mi przydzielony działa. Wczoraj znalazłam dokument na to, że majątek Miłkowice został wystawiony na licytację. Wiedziałam o tym, ale teraz znalazłam dowód w Gazecie Warszawskiej.
http://milkowice.pl.tl/Kalendarium-Mi%26%23322%3Bkowic.htm
Trzeba jeszcze znaleźć akta zakupu przez nowych właścicieli, może się uda. Przed północą odezwał się także ksiądz archiwista, który przeprosił, że ociągał się z odpowiedzią, gdyż musiał wyjechać, ale już jest w stanie gotowości i mam czekać na odpowiedź. Dokona małych korekt i podeśle materiał. Super! Dzisiaj wpadli znajomi, którzy też parają się tymi sprawami i mają przesłać kilka adresów, gdzie można także szukać informacji.
Jak nie trudno się domyśleć, całą noc śniłam o mojej stronie. Sztych dworu wykonany ołówkiem mam w pamięci, lokalizacja się zgadza, ale wolałabym abym nawiązała jakiś kontakt z kimś, w czyim ręku takowy jest.
Najgorszą sprawą są spadki i działy. Jakoś to wszystko się układa, ale muszę mieć dowody w garści. Popatrzcie sami.

1779–1887 - Urodzony w Miłkowicach Telesfor Polkowski herbu Lubicz (1779–1887) uczestnik wojen napoleońskich. Dosłużył się stopnia pułkownika.
7.12. 1836 – w wieku 80 lat umiera przebywający w majątku major Wojska Polskiego Siemiątkowski
1850 – Tomasz Bogdański, dziedzic Miłkowic, funduje kościół z muru pruskiego, który szybko popada w ruinę. Nabożeństwa odbywają się we dworze na Zaspach.
1864 – atak Rosjan na dwór w Miłkowicach, ginie ktoś znaczny z rodziny, właściciele na zawsze opuszczają dwór.
1867 - Telesfor Polkowski wyjeżdża do wnuczki w Kobielanach na Wołyniu gdzie dożywa 108 lat
1880 – 1882 – budowa nowego, murowanego kościoła w stylu neogotyckim. Fundatorami kościoła są rodziny Bogdańskich i Wężyków.
1884 – 1888 –Miłkowice, Strachocice, Zaspy Miłkowskie i Młyny Strachockie, z osadami karczemnymi we wsiach Strachocice i Młyny i z młynem w Miłkowicach, ze wszelkimi przyległościami, w powiecie tureckim położone, zostały wystawione na licytację. Adres zamieszkania nieletnich właścicieli, braci Zygmunta i Antoniego Siemiątkowskich, jest nieznany.

Później dwór kupuje Adamiak, a później mój pradziadek Marliński.

Pytania: Kim był Siemiątkowski w stosunku do Polkowskiego? Kiedy stawało się pełnoletnim w XIX wieku? Czyim synem był Bogdański? Gdzie szukać dokumentów zakupu dworu przez Adamiaka i Marlińskiego?
To tylko niektóre pytania, ale i te trzeba rozwikłać. W każdym razie licytację mam obstukaną, i to, że nikt nie mieszka w tym czasie w majątku także. Bogdańscy prawdopodobnie wystawili kościół, wotum za uratowanie życia, ale splajtowali. Kościół za to robi wrażenie, piękny i ogromny!

Myślę, że wypada podziękować mojemu Aniołowi, sprawa przesunęła się lekko do przodu. Ja jednak nie kończę z prośbami, przecież jakoś muszę to wszystko udokumentować. Aniele, Aniele jeszcze proszę o współdziałanie, nie zostawiaj mnie samej.
Czekam na tego drugiego Anioła, wieczór się zbliża, jest już chyba w domu. Zadałam Ci pytanie Aniołeczku, prawda? Nie bądź gorszy niż mój Anioł z urzędu.
Na dzisiaj chyba dosyć wrażeń.

12 grudnia 2011

Zdążyłam! Spoglądam w okno, akurat na wprost mnie odbywa się codzienny spektakl wschodu słońca. Gdy zaśpię, jestem naprawdę zawiedziona. Dzisiaj niebo najpierw zaciągało się zaróżowionymi obłokami, które im wyżej, tym bardziej przechodziły w kolor wrzosowy i na koniec niebieszczały, rozkładając się wachlarzem na szarym niebie. Słońce nieśmiało przebijało się przez warstwę chmur, rozrastało się i znaczyło niebo złotawym blaskiem, ale nie przybrało kształtu kuli, tylko rozciągało się walcowato nad horyzontem, jaśniało i żarzyło się coraz wyżej na niebie biorąc w posiadanie przestrzeń pomiędzy wieżowcem a mietlistymi gałęziami wysokich topoli.
Codziennie wschód słońca wygląda inaczej. Szczególnie urzekł mnie jeden ze wschodów, kiedy słoneczko ukazywało się w szerokim pęknięciu pomiędzy chmurami, które tylko tyle pokazywały jego blasku, na ile miały ochotę, a ono potulnie błyskało w tej szarej chmurzastej szparze.
Wczoraj zarwałam noc czytając do drugiej. Powodem była książka Elizy Orzeszkowej „Dziurdziowie” . To majstersztyk! Nie zamknęłam książki, aż nie przeczytałam ostatniej strony. Rzewnymi łzami pożegnałam Pietrusię. Taka piękna miłość zniszczona przez ludzką głupotę, zawiść i niespełnione chucie. Jakie tam wyraziste, piękne postacie, ile w nich życia.
Książkę przeczytałam z dwóch powodów – ktoś mi o niej przypomniał, a po drugie szukam książek osadzonych w początkach XIX wieku, gdyż się przymierzam do odtworzenia tych czasów. Takie przesunięcie akcji na wschód nie jest mi na rękę, gdyż język jakim mówią ludzie na Białorusi tylko mąci mi w głowie, wolałabym gwarę moich Miłkowic, ale jakoś nikt dotąd nie osadził tutaj swojej powieści, a ja cienka jestem w tej dziedzinie, ale warto było…
Miałam śledzić warsztat pisarki, a ja i tak podeszłam do tego emocjonalnie. Staruszka nie wyzbyła się emocji, tęskni za wielką i piękną miłością jak każdy na tym ziemskim padole. W moim „dziele” o Miłkowicach też napiszę o wielkim uczuciu.



13 grudnia 2011

Wszystko mi dzisiaj przesłania najnowszy nabytek. Mam spis księży parafii sięgający dawnych wieków. Nadszedł w końcu i już jest na stronie. Ach, jak się cieszę. Naprawdę robi wrażenie. Piotr z Boleszczyna 1521rok – tak!

http://milkowice.pl.tl/Historia-ko%26%23347%3Bcio%26%23322%3Ba.htm


To nie wszystko! Wczoraj pogadałam sobie ze studentem prawa  z pięknego miasta Łodzi.  Wyraził gotowość sprawdzenia dokumentów zgromadzonych w Archiwum dotyczących spisu ludności Miłkowic z pierwszej połowy XIX wieku.

Istnieje coś takiego jak Spis Ludności Stałej, o którym zupełnie nie wiedziałam. Nawet jak nie dojdzie to do skutku, to mam namiar i jakąś drogą to załatwię. Stronka pęcznieje…
 

14 grudnia 2011

Dzisiaj integrowałam się ze środowiskiem emeryckim. Jestem członkiem klubu, mam zobowiązania, poczuwałam się do obowiązku uczestniczenia w kolacji przedwigilijnej. I nie żałuję. Najpierw młodzi ludzie przygotowali jasełka, stroje stosowne wdziali i poszli na całość. Było wszystko, łącznie ze żłóbeczkiem siankiem wyłożonym, śpiewaniem kolęd i wprowadzeniem nas atmosferę świąt. Już dawno nie widziałam takich występów, chwyciły mnie za serce. Dostaliśmy nawet życzenia pięknie ozdobione choinką ze światełkami. Przyniosłam je do domu i cieszę się widokiem.
Później nastała kolacja z całym przepychem wigilijnym – karp, pierogi, barszczyk, śledzie, ryby po grecku, surówki, ciasta, owoce, słodycze i napoje. Nie spodziewałam się takiego przyjęcia.
Kolędy karaoke śpiewaliśmy aż do zachrypnięcia, w każdym razie u mnie tak to się objawiło. Mam już przedsmak świąt. Filmik załączyłam aby wszyscy, którzy mają problemy z głosem albo słuchem, bez przeszkód mogli śpiewać z całą rodziną, a może samemu, gdy do tej najcichszej z nocy jeszcze dni kilka.
 

15 grudnia 2011

Stanowczo zbyt długo siedzę na sali gimnastycznej. Czytam, myślę o czym nie powinnam, co może się objawiać czkawką o osób, które przewijają się przez moje łącza mózgowe, w końcu pogaduję o tym i owym z ludźmi, ale staram się tego unikać. Pomyślałam sobie jakie katusze muszą znosić panowie podwieszający nas na linach, słuchając przez cały dzień takiej nic nikomu nie dającej paplaniny. Wolę już milczeć, przecież jestem osobą wyrozumiałą.
Panie jednak podchodzą do sprawy inaczej, gdy idę na krioterapię gadamy cały czas. Dowiedziałam się więc, że obecnie wydano zarządzenie uwzględniające dobro pacjenta. Tak być powinno, ale jak to przekłada się na realia.
Lekarz przepisuje mi średnio trzy zabiegi. Muszę się wiec zgłosić do trzech punktów terapeutycznych. Na gimnastyce mam termin najbliższy wolny, załóżmy 15 lutego, muszę się zapisać, gdyż skierowanie ważne jest miesiąc, gdy się nie zapiszę w tym terminie, zabieg przepadnie. Ani w przód ani w tył, tam gdzie trafię i koniec. Wpisano więc mnie na ten termin jaki był wolny. Następnie wkraczam do krioterapii. Tutaj termin zapisu jest załóżmy na 15 stycznia, ale na 15 lutego nie można mnie zapisać, gdyż zapisują w kolejności, a nie z wyprzedzeniem. Trzeci zabieg możliwy jest w terminie 1 maja… Będę więc chodziła w styczniu 10 dni, w lutym 10 dni i w maju 10 dni! Nieźle, prawda? Dla dobra pacjenta przeliczę wszystkie płyty chodnikowe w drodze do przychodni aby nie umrzeć z nudów.
Teraz mam wszystkie zabiegi w jeden dzień, o ustalonych godzinach, i moim obowiązkiem jest tylko ich pilnować. Tak chyba jest wygodniej dla wszystkich, raczej było wygodniej, gdyż już tak nie jest.
Trzeba będzie iść także do lekarza po nowe recepty i zrobić zapas leków, gdyż w 2012 roku może i z tym być kłopot, jako że lekarze nie chcą kontrolować moich praw do zniżkowych leków.
Mało tego, że człowiek stary, trapiony chorobami przewlekłymi, to jeszcze musi się borykać ze wszystkimi „ udogodnieniami’’ w służbie zdrowia.
 

17 grudnia 2011

Świąteczny czas się zbliża, nawet pędzi, a ja jakoś do tyłu ze wszystkim. Miałam iść do sklepów dokonać znaczących emeryckich zakupów, ale kiedy rano włączyłam radio i Trójka pastwiła się nad sobotnimi klientami, zdecydowanie odłożyłam je na poniedzielne dni.
Gimnastykę i inne zabiegi wczoraj chwalebnie zakończyłam. Nogi mam jak nowe, sprawne i elastyczne. Jest to naprawdę korzystne dla staruszki, gdyż nie muszę brać tabletek uśmierzających ból. Nawet o te dwie mniej, to już jest coś! Mogę śmiało powiedzieć, że moim chlebem powszednim są tabletki! Biorę około 10 dziennie, żołądek daje o sobie znać, a to już nie jest dobrze. Te przeciwbólowe i przeciwzapalne są szczególnie zabójcze dla tego mojego organu wewnętrznego. Wyeliminowanie ich chociaż na dwa, trzy miesiące to już jest coś. Ranek zaczynam od tabletkowego daru dla niego, żołądka lekami umęczonego.
Ponieważ multum tabletek ma za zadanie regulację mojego ciśnienia, na te sprawy zwracam szczególną uwagę. Mój lekarz zaproponował mi, aby ograniczyć ich ilość, gdyż przez długi czas wszystko było w najlepszym porządku, i obserwować jak sprawy będą się układać. Z radością się zastosowałam, gdyż oszczędności w budżecie były znaczne, ale do czasu. Ponieważ mam ciśnienie skaczące, no to sobie skoczyło do takich norm, że o mało nie wylądowałam w szpitalu, gdyż niczym nie dało się ciśnionka przywrócić na właściwe tory. Od tej pory ma ostry przykaz, muszę brać i nie ma od tego odwołań.
 Przyjęcie każdej porcji leków wiąże się z przekąskami, aby żołądkowe biedactwo się nie tarmosiło tylko z chemią, a to przekłada się niestety na kilogramy i niwelację tali, co mnie rozsierdza nieco, gdyż nie lubię być makrelą z wyglądu.
Samopoczucie jednak mam doskonałe. Dzieje się to za przyczyną ludzi, którzy garną się do wspierania staruszki w jej poczynaniach. Mam nadzieję, że weekendowe dni dadzą mi czas na uzupełnienie braków. Co prawda wczoraj się przejechałam z pewną tabelką na stronie Miłkowic, gdyż rozparła się tak bardzo, że cała strona rozjechała się w szerz i ani rusz nie mogłam jej przywrócić do właściwych rozmiarów. Zamiast więc odkrywać nowe obszary poznania historii dziejów, pracowicie przenosiłam ją krok po kroczku w nowe miejsce, aby wpasować się w realia internetowej rzeczywistości. Chyba koniecznością staje się skopiowanie każdej strony i przeniesienie do mojego komputera, to zapobiegnie w przyszłości takim niespodziankom.
Zajrzyjcie więc na
http://milkowice.pl.tl/Dw%F3r-Mi%26%23322%3Bkowice.htm
i zobaczcie kto mieszkał we dworze w 1834 roku. Biedna Benigna, w wieku 24 lat pożegnała się z tym światem. Z mężem bawili za granicami kraju, to daje do myślenia… A swoją drogą jakie wymyślne imiona – Mamerty! Jeszcze takiego nie znałam. Całej tabelki ze względów technicznych nie dało się zamieścić, gdyż stawała się nieczytelna, ale z tego nabytku jestem bardzo zadowolona.
Teraz plebejskim zwyczajem idę robić zakupy. Ktoś musi pożywienie ściągnąć do domu, gdyż służba jakoś nie kręci się po moim mieszkaniu. I dobrze. Nie muszę się z nikim użerać
.

Mamy kota, który prawie że mówi  - Gadacz 
 
18 grudnia 2011

O świętach, prezentach, porządkach, a najmniej o sprawach ducha! Jednak dzisiejsza msza św. to było przeżycie mistyczne. Dawny proboszcz był jedynym kapłanem przy ołtarzu, gdyż inni tkwili w konfesjonałach. Oczyszczenie dusz parafian z grzechów było widocznie sprawą najistotniejszą. Nie spóźniłam się! Zostało to wynagrodzone miejscem siedzącym w pierwszym rzędzie ław wyłożonych teraz miękką podściółką, ponieważ te  twarde  były trudne do zniesienia przez kobiety szczególnie, przeziębienie dolnych partii ciała zdarzały się, oj zdarzały. Siedzę więc sobie na tym honorowym miejscu, popatruję na przepiękną postać Matki Boskiej, który szczególnie mi się podoba. Piękna i dorodna musiała być kobieta pozująca do obrazu. Wszystko przebiega normalnie. Pieśni adwentowe, które budzą we mnie zawsze lekką grozę, wybrzmiewają dostojnie, aż przychodzi czas na Słowo i kazanie. Kazający ksiądz już na emeryturze, może dlatego jego wrażliwość jest mi tak bliska, zaczął kazanie stosowne do adwentowych rozmyślań, ale później przeszedł na sprawy ziemskie i mówił o dziecinie w łonie matki. Troski i obawy maleństwa przedstawił tak plastycznie i czule, że łzy płynęły mi z oczu, a kiedy zakończył wątek o dzieciątku przedstawiając jego matkę jako anioła opiekuńczego – byłam tak wzruszona, tak wzruszona, że nie mam słów aby to wypowiedzieć…
Myślę, że moje dzieci kocham miłością najpełniejszą, taką co to przyjmuje wszystko i wszystko wybacza. To była największa moja radość w życiu. Nic nie było dla mnie zbyt trudne, aby to zrobić to dla dziecka. Przeżyłam dzięki temu, że mam moje córki, tyle pięknych chwil, że nawet gdyby teraz stało się coś, co by je odsunęło ode mnie - nie daj Boże! - ale gdyby wybrały drogę życia usuwającą mnie zupełnie w cień, to i tak zostałyby mi w sercu tylko dobre słowa… Mam też wnuczka, ale to inny rodzaj miłości, jeszcze bardziej przepastnej, bo już ostatniej w życiu. Żadne uczucie tak naprawdę nie umiera, szczególnie to najgłębsze i najszczersze. Jak ja nie mam być szczęśliwa, gdy tak chojnie zostałam obdarowana przez los…
Upiekłam placuszek drożdżowy, zaraz dziecku zaniosę, gdyż jeszcze podnosi swoje kwalifikacje i na dzisiaj wybyła z domu. Jak wróci, to będzie miała co przegryźć. Niekiedy się zastanawiam jak dzieci odbierają te wyrazy matczynej troski?! Czy są z tego zadowolone, czy je to zwyczajnie męczy. Jakoś się o to jeszcze wprost nie spytałam.
Niekiedy słyszę:
- Mamo,to  ty masz dbać o siebie, chcemy abyś była szczęśliwa.
No w porządku,  jestem szczęśliwa, ale co to za szczęście, gdy nie ma o kogo dbać, o kim myśleć, dla kogoś coś zrobić. No może jestem nadopiekuńcza, ale w końcu jestem matką i ten, kto w tym tkwi, zrozumiemie, prawda.

20 grudnia 2011

W jakim sklepie się nie pojawię, to wszędzie czekają na mnie bonusy! Przyniosłam już do domu darmową musztardę, odplamiacz, torebki proszku i inne drobiazgi. Co się dzieje?! Może tylko tak obdarowują staruszki?
Dzisiaj zjeździłam pół miasta. Nie znaczy to, że wszystko załatwiłam, co to, to nie. Włączyłam komputer, choć wcale nie mam na to dzisiaj czasu, gdyż bezpośrednio z producentem bubli muszę się skontaktować, jako że części zamiennych nie uświadczysz człowieku.
Wczoraj zamówiłam komputerowy odtwarzacz CD przez Internet, gdyż nie ma kto za tym przed świętami gonić po sklepach. Ciekawa jestem czy do świąt dostarczą? Potwierdzili przyjęcie zgłoszenia, ale co dalej będzie, nie napisano.
Pucowanie i pranie, przestawianie i odnawianie trwa. Zawsze musi być coś inaczej skomponowane. Święta to święta. Zielone gałęzie łapią oddech na balkonie. Niech odpoczną przed pełnieniem honorów namiastki drzewka bożenarodzeniowego, gdyż choinka będzie sztuczna. Bardziej taką lubię. Zapach jedliny lub świerku przypomina mi bardziej wieńce pogrzebowe, niż święta… Na dodatek bez śniegu, ale podobmo gdzieś pada! Czy jednak mediom można wierzyć???



Zamknęli powołany obok mnie do życia, zakład pogrzebowy! Nie miał klienteli. A, co się odwlecze, to nie uciecze.
Najtrudniejsze, gdyż nieprzewidywalne, będzie zmierzenie się z piernikiem i ciastami. Będzie, co Bóg da! Byle do Świąt!
 
21 grudnia 2011

Szron dzisiaj wtulił się w źdźbła traw, scałowuje każdą wilgocią nasiąkniętą drobinkę. Otula je czule, przylega do nich ściśle. Tworzą jedność srebrzyście-zieloną. Szczęśliwi, że są razem. Śnieżynki ukryte wśród chmur spoglądają z góry, zazdrośnie śledzą każdy czuły gest szczęśliwych kochanków i nie są w stanie już dłużej znosić nabrzmiewającego bielą spełnienia. One też przecież są białe, w koronki odziane, delikatne i tak pragną bliskości kogoś, kto by je mógł przytulić, dać im trochę miłości. Skaczą na oślep w dół, byle szybciej, byle bliżej szczęścia. Może je też ktoś tak pokocha…
Osiadają na dachach, trawnikach, drzewach. Tulą się do siebie i płaczą rzewnymi łzami nad swoją sierocą dolą. Nie spełniły się ich marzenia. Pozostają po nich tylko czarne plamy…

U nas zaczyna padać coś na kształt śniegu! We mnie, jak widać, budzi się poetycka dusza, gdyż czeka na mnie czarna robota, a wtedy zawsze widzę świat innymi oczami. Jakaś równowaga przecież musi być.
Pozdrawiam wszystkie wyrobnice przedświąteczne. Trzymajcie się.

22 grudnia 2011
Uważam, że przenoszenie się w czasie po wykryciu najmniejszych drobin materii to już tylko kwestia czasu! Ja co prawda potrzebuję tego już teraz, ale co mam zrobić, czekać trzeba. Dostałam nową mapę od pana Bartka i wyjaśniła się sprawa lokalizacji dworów i folwarków, ale zupełnie zagmatwała się sprawa cmentarza, który funkcjonował chyba jako cmentarz stary i nowy, co jest najbardziej prawdopodobne, gdyż w przeciwnym razie daty się lekko plączą. Jestem dobrej myśli, że jeszcze wiele spraw nabierze wiarygodności i wszystko zostanie należycie udokumentowane.

http://milkowice.pl.tl/_-Formowanie-si%26%23281%3B-wsi.htm

Zająć się też trzeba dokładniej Bogdańskimi, nie ma rady. Fundatorką kościoła była Maria Bogdańska, męża nazwisko już nie figuruje. Polkowski z majątku Miłkowice się wyniósł, więc kto zginął we dworze w czasie powstania 1863-64?

Zawieszę na kołu wszystkie sprawy związane ze stroną, gdyż nie da się mieć głowę zawróconą stroną i przygotowaniami do Świąt. Stawiam na to drugie. Swetry wyprane tracą właśnie wilgoć na suszarce, rozciągnięte i uformowane. Mnie wilgoci ciągle brak i muszę płacić za to aby moja twarz nie wyschła jak śliweczka! Prasowanie za to trzeba nawilżyć, gdyż leżało od wczoraj czekając na kolegów, którzy schli zawzięcie w nocy. Dzisiaj po południu piekę ciasteczka, takie jak były na spotkaniu w bibliotece. Cieszyły się wzięciem, więc mam nadzieję że i w Święta też pójdą, tym bardziej że będą obsypane słonecznikiem, anżykiem i innymi ziarenkami. Żadnych lukrów! No więc do działania staruszko, mimo że nie wiem czy mogę się tak nazywać porównując się do sentencji „Komu przystoi miano starca? Temu, kto osiągnął mądrość!” Z tym mogą być pewne trudności….

24 grudnia 2011
Święta przesuwają się dzień po dniu z licznymi atrakcjami. W noc poprzedzającą Wigilię moje serce trzepotało jak spłoszony ptak w klatce… Już myślałam, że żegnam się ze światem, ale jakoś przetrwałam! Rano wezwałam odwody cócine, gdyż chleba nie miałam, a w ten dzień zapachem igieł świerku znaczony, trudno nabyć ten artykuł spożywczy w późniejszych godzinach. Trzeba było też odkurzyć, gdyż moje zmagania w godzinach wieczornych z drzewkiem sztucznym, ale tak pięknie przystrojonym, że robi wrażenie na największych estetach, pozostawiło ślady na dywanie, a sama z odkurzaniem nie chciałam się mierzyć. Nie należy struny naciągać do końca, gdyż może pęknąć, a ja wieczerzę wigilijną chciałam spożyć za wszelką cenę w domu, a nie w szpitalu.
Dziecię przyfrunęło na skrzydłach wiatru przestraszone brzmieniem mojego głosu, gdyż każdy stan chorobowy czyni go kryptowym. Objechała sklepy i jakoś nabyła to dobro podstawowe, jakim jest chleb, a następnie zabrała się za odkurzanie przy dokładnej mojej instrukcji. Mój odkurzacz pamięta dawne, dobre czasy i powinien być już wymieniony, ale to było niemożliwe, gdyż były inne ważniejsze sprawy, a tylko jego wielofunkcyjna rura, będąca częścią składową, kosztuje 170 zł. Połatałam więc wszystko i jakoś ciągnie, ale użycie jej wymaga wprawy. Dziecinka trochę się zżymała, jednak bohatersko zakończyła zadanie. Potrawy w garnkach wchodziły już w fazę końcową, ryby się dopiekały, wysłałam więc córkę do domu, gdyż jedyne czego potrzebowałam, był sen stawiający mnie na nogi. Serce ukojone tabletkami biło już w miarę równo. Wspomogła je także czekolada, której roli nie sposób nie docenić, gdyż magnez w niej zawarty bardzo pomaga. Niech pamiętają o tym sercowcy, a także mudra wspomagająca pracę serca.
mudry
Zadzwoniła jeszcze druga latorośl, gdyż one już tak mają, że wywęszą z największej odległości, że coś jest nie tak. Na wstępie zapytała dlaczego mam taki matowy głos, ale ja już przygotowana na wszystko, odpowiedziałam bez zająknienia, że to skutkiem wzruszenia dniem dzisiejszym. Ułożyłam się w łożu przy muzyczce kojącej serce i umysł i wracałam powoli do równowagi. Przykazałam także dziecku, aby nikomu ani mru-mru, bo i po co psuć ludziom wigilię.
Wszystko przebiegało spokojnie w blasku świec i przy chrzęście łamania opłatkiem, tylko na zdjęciach wyszłam tak, że światu ich nie pokażę. Tak już ze mną jest, że każde zachwianie zdrowotne odbija się na mojej twarzy bólem i skurczem wewnętrznym. Starość bierze mnie wtedy w swoje panowanie.

W bladym świetle choinkowych lampek złożono prezenty, które gdy udostępnione zostały moim oczom, wzbudziły moje lekkie zdumienie. Widziałam co być miało, gdyż jestem zdecydowanie za praktycznością tychże. Poprosiłam Mikołaja o odtwarzacz komputerowy CD i takowy dostałam, ale umowy nie zostały dotrzymane. Podrzucono mi , uwaga! - odkurzacz!!! Moja córka tak się zdenerwowała ekwilibrystyką przy odkurzaniu, że matce dołożyła urządzenie nowe, sprawne i ułatwiające życie. Na dodatek dołożyła jeszcze śliczną bluzkę, o której ciągle myślałam, ale ona, ta bluzka, była dla mnie niedostępna. Gdyby nie Wigilia, to chyba było by trzęsienie słów oburzenia, ale zamknięto mi buzię miłością przepełniającą ludzi w ten święty dzień. Takie to ja mam córki. Co ja mam zrobić?! Boje się mówić, że coś mi się podoba, albo że czegoś pragnę…Och, dzieci, dzieci!

25 grudnia 2011
Święta przebiegają pod wezwaniem mojego komputera. Zwariował zupełnie. Najpierw zamówiony odtwarzacz, który miał być Ata, przysłany został jako Sata i nie można było go podłączyć. Szukanie kabelka i czynności z tym związane w ten święty wigilijny wieczór stały się centralnym punktem programu. Jakoś to zostało szczęśliwie uruchomione, ale wysiadł głos i nie dało się zupełnie porozumieć przez Skype z moją córką i wnukiem, i oczywiście ze wszystkimi zebranymi przy wigilijnym stole w dalekim Hamburgu. Dzisiaj mój komputer nawiedza domy Bydgoszczy w celu sprawdzenia jego funkcjonalności. Wszędzie działa, ale nie u mnie. Wygląda na to, że wejście kabla mam „rozlirotane”! Prace trwają na coraz wyższym szczeblu, ale ja nie mogę rozmawiać, niema jestem. Odtwarzacz płyt nareszcie działa i słucham sobie teraz moich ulubionych płyt. To jest piękne!!!
W czasie Wigilii, jak już wspominałam, podjęliśmy nasze zobowiązania w sferze marzeń do spełnienia i ja oczywiście też, przecież dotrwałam szczęśliwie do tej wieczornej godziny. Rozliczenie za ubiegły rok wypadło w moim wypadku doskonale, zrealizowałam więcej niż zamierzałam. Na rok 2012 zastosowałam na skutek zaistniałych okoliczności, formę oszczędną. Skupiłam się na zdrowiu swoim i najbliższych. Oczywiście mam zamiar pociągnąć stronę Miłkowic i zacząć opowieść w oparciu o scenerię tej najpiękniejszej na świecie strony świata, do której chyba nigdy nie wrócę, ale ją chociaż uwiecznię. Dorzuciłam wakacje nad morzem z wnukiem. Zaznaczyłam jednak wyraźnie – żadnych nowych inwestycji i ekscesów w odkrywaniu bycia kimś, kim naprawdę nie jestem!!!
Jaki ten wieczór piękny. Muzyczka w tle, światło lamp pełzające po ścianach – w żadnym wypadku górne światło – choinka rozświetlona ukrytym blaskiem lampek krasnoludkowo- bałwankowych… Zakupione zostały dla wnuka, gdy był malutki, aby się ucieszył. Spojrzał, pochwalił i poszedł do swoich spraw, ale fikuśne lampeczki zostały. Święta przebiegają.
Wigilijne potrawy spożywaliśmy jeszcze dzisiaj na obiad, gdyż przygotowane zasoby nie dały się skonsumować w jednym dniu.
 
26 grudnia 2011
Rola maku w świątecznym menu!
Narzuciłam sobie temat, abym zbytnio nie brodziła w dygresjach. Zerwałam się dzisiaj rankiem ciemnym, aby dopaść mojego internetowego rozmówcę. Potrafi on zaradzić wielu internetowym sprawom. Nie było to łatwe, gdyż mak działanie szczególne, usypia. W świątecznym jadłospisie jest w wielkiej obfitości, jako że makiełki i makowiec. Potrawy te lubię i nie stronię od nich. Wczoraj po południu, gdy już czas zwolnił nieco, ułożyłam się na mojej kanapie narożnikowej pamiętającej czasy perelu , którą lubię i jej nie wyrzucę ani nie zamienię, w zagłębieniu obłożonym poduszkami, nakryta kocykiem i chciałam koniecznie zgłębić prawdy związane z Jezusem, które serwował National Geographic. Mam dosyć mieszane uczucia w stosunku podawanych informacji, ale wysłuchać chciałam. Wszystko przebiegało sprawnie, tylko jedna litera nie dała się odczytać i prawdy nie zostały odkryte, jednak dowiedziałam się, że kilku było już poprzedników Jezusa, no ale szlaki ktoś przecierać musi, Szymona przypomniano i Izydę utożsamiono z Matką Boską… Nie mam wiadomości uporządkowanych, gdyż co chwilę popadałam w drzemkę, a w końcu zasnęłam snem tak głębokim, że nawet głos dzwonka u drzwi mnie nie obudził i dopiero wezwanie telefoniczne postawiło mnie na nogi. Komputer wracał z obchodów zaprzyjaźnionych domów bydgoskich i wpuścić go do domu trzeba było. Niema jednak jestem w dalszym ciągu i stąd to uwieszenie się u boku mojego internetowego pomocnika. Zobaczymy co się da zrobić.
Wracając jednak do maku. Miałam już kilka przygód z nim związanych. Kiedyś na święta zrobiliśmy tort makowy. Uśpił nas poświątecznie tak głęboko, że dopiero płacz dziecka, które obudziło się na skutek ponagleń mojej teściowej pukającej do okna, która czuwała nad snem swojego syna, poderwał mnie na nogi. A przecież sen miałam zajęczy, gdy dzieci były małe. Słyszałam każde poruszenie dziecięcia w łóżeczku, nawet przez ścianę pokoju. Mak pozbawiał mnie instynktu macierzyńskiego, a przecież matką jestem czułą. Teraz ktoś pogrywa na moich uczuciach wyższego rzędu i chce mnie skłonić do przygarnięcia zwierzątka do mojego domu, na to się jednak nie zgodzę, o nie. Dosyć miałam już rozstań i odejść, gdy już się przywiązałam. Zwierzęta umierają i ich życie bywa krótsze niż nasze i to jest główna przyczyna braku chęci do przygarniania sierotek. Kiedy umierał mój kot, najpiękniejszy i najmądrzejszy z kotów, któremu jeszcze poświęcę wiele słów i myśli, wyczołgał się z legowiska i przyszedł ułożyć się u moich stóp patrząc na mnie wzrokiem, którego w życiu nie zapomnę. Wiedział, że odchodzi! Moja córka włożyła go do koszyka i pomknęła do weterynarza któryś tam już raz z rzędu, ale nikt już mu pomóc nie mógł. Gdy zobaczyłam go martwego, coś we mnie pękło. Płakałam tak strasznie, że tylko wsparcie drugiej osoby dało mi trochę ulgi. Tak już mam, że noszę w sobie żal długo, ale gdy już szala goryczy się przepełni, wypłakuję ból.
Miało być o maku, ale czułam, że na maku się nie skończy. Lawiną słów was teraz mogę zasypać, gdyż w słuchawkach słyszę ulubione tony piosenek i mogłabym tak sobie pisać i pisać. Tego mi było trzeba, moich płyt i to słuchanych tutaj… A swoją drogą mój komputer, który niedawno był szczytem nowości, robi się starym gratem. Razem się starzejemy i trzeba będzie nas wymienić na nowszy model albo uśpić makiem.

 28 grudnia 2011
Od wczoraj siedzę murem nad stroną Miłkowic. Zrobiłam nową podstronę, gdzie mam nadzieję uhonorowałam godnie wszystkich, którzy ze mną współpracują.
Współtwórcy strony Miłkowice
Zaspy Miłkowskie
Mam też zebrane wstępnie materiały odnośnie Zasp Miłkowskich, ale dalsze poszukiwania będę już kontynuowała w bibliotece. Dzisiaj nie mogłam wyjść, gdyż do południa czatowałam na kuriera, który miał przynieść mi część do kabiny prysznicowej, która zdezelowała się zupełnie i wymaga wymiany, a po południu będę oczekiwać księdza, który przyjdzie z kolędą. Dzień unieruchomiony i dlatego wykorzystałam go na uzupełnienie strony. Wieczorem zrobię jeszcze Młyny, ale już nie teraz, gdyż mam dosyć tego klikania i wodzenia myszką po monitorze.
Pada i pada, taka pogoda też może człowieka wpędzić w depresję.
29 grudnia 2011
Zaczęłam poranek od uprzątania jemioły, która przebywała w wazonie wspomagając jodłę. Dzisiaj opadała płatami, co mnie lekko przeraziło, gdyż nie wiedziałam co to tak co chwilę klapie i klapie. Wstałam i odszukałam winowajcę. Zagarnęłam zawartość wazonu, łącznie z jodłą i schowałam ostrożnie, na ile się dało do plastikowej przepastnej torby. Koniec zielenienia się u mnie w domu jakichś akcesoriów świątecznych. A swoją drogą jeszcze nie widziałam, aby ten pasożyt tak pękał rozpaczliwie, druzgocąc całą strukturę pracowicie zbudowaną kosztem innego drzewa. Pożegnanie było nerwowe, jako że trzeba było wspomagać się szczotką i śmietniczką. O całowaniu pod taką wybrakowaną  jemiołą nawet w tym stresie nie myślałam!!!
Zapasy świąteczne powędrowały do zamrażalnika, gdyż niemożliwą sprawą była ich całościowa konsumpcja. Po czekoladkach natomiast pozostało tylko bardzo eleganckie pudło, puste, więc do pojemnika na papier rano powędruje. Zabiorę wszystko, gdy rankiem, albo koło południa, będę schodziła na dół z przepaścistości mojego pierwszego piętra. Muszę kupić mikrofon, gdyż jadę na pożyczonym… Dzisiaj miałam jechać do WIMBP, ale ją ominęłam. Przeszukałam księgozbiór w Internecie i pozycji mnie interesujących nie znalazłam. Zwróciłam się do muzeum, może oni coś zaradzą. Do Centrum jednak pojechałam. W ZUS podwyższyłam składkę ubezpieczeniową, może dzieci dostaną ciut więcej z racji pogrzebu. Trzeba będzie już tego pilnować. W przelocie, mimo że nie po drodze, zahaczyłam o ulice Długą, gdyż teraz w sklepach istny szał przecen. Nie miałam zamiaru nic kupować, ale przecież zerknąć można, prawda?! Zerknęłam i kupiłam kozaki, choć nie powinnam! Stare już lekko zniszczone i nie zawsze się dobrze czuję w takim wieloletnim obuwiu. Przeceny są naprawdę szalone, buty nabyłam za 64 zł. Mnie tam nie zależy na najnowszych trendach, a szczerze powiedziawszy, gdyby takie „cudeńko” dawali mi za darmo, to też bym nie wzięła!!! Co mówić o płaceniu za nie kilkaset złotych. Moje są porządne, ciepłe, na średnim stabilnym obcasie, naprawdę super. 50% ceny zapłaciłam… Jakoś może deficyt wyrówna się podwyżką emerytury, tylko dokładnie nie wiem, czy ten bonus już w styczniu czy dopiero w marcu? Lekarstwa na styczeń mam, a resztę powierzę opiece niebieskiej. Zupełnie dobrze na tym wychodzę.:):):)


30 grudnia 2011

Muszę się podzielić informacjami, które właśnie mi podesłano. Może kogoś uratują od nieszczęścia w nowym roku. Niektóre wydają mi się sensowne - posprzątane mieszkanie, likwidacja długów... Ja mam pożyczony mikrofon, nie kupiłam nowego, gdyż mnie zniosło w zupełnie inną stronę. Przyniosłam do domu różne sprawunki, ale mikrofon pozostał w sferze marzeń. Zobaczymy co z tego będzie, może jeszcze jutro dokupię!

Jaki Sylwester, taki Nowy Rok!

Mówi się, że "jaki Sylwester, taki Nowy Rok". Z tą wyjątkową nocą związanych jest wiele zwyczajów i przesądów. Zabiegi te mają zapewnić nam pomyślność w Nowym Roku i z pewnością warto z nich skorzystać, bo przecież - szczęścia nigdy za wiele!

Aby w żadnym z nadchodzących miesięcy nie zabrakło nam pieniędzy, należy zaszyć w maleńkiej torebce czy woreczku z naturalnego materiału 12 ziarenek ryżu, po jednym na każdy miesiąc. Woreczek chowamy i przechowujemy do końca przyszłego roku.

Przed końcem starego roku wszystkie długi powinny zostać spłacone, wszystkie pożyczone rzeczy - oddane, żeby nie wchodzić w Nowy Rok z długami i w najbliższej przyszłości nie stać się ofiarami niesłownych dłużników.

Dobrze jest pozbyć się starych problemów, aby nie wchodzić z nimi w Nowy Rok. Jeśli chcemy się uwolnić od przykrych wspomnień, w sylwestrową noc warto spisać zmartwienia na czerwonym papierze (lub na białym papierze, lecz czerwonym mazakiem) i spalić je w płomieniu czerwonej świecy. Ten rytuał dobrze jest powtarzać również w ciągu roku, aby oczyszczał nas z wszystkiego, co nam przeszkadza czy szkodzi.

Przed Nowym Rokiem cały dom powinnien być wysprzątany, odkurzony, a śmieci wyniesione. Porządek w domu zapewnia na przyszły rok porządek w życiu osobistym. W sam Nowy Rok nie powinno się odkurzać i zamiatać mieszkania, aby nie wymieść z domu szczęścia i pomyślności.

Pełna lodówka na Nowy Rok zagwarantuje, że w przyszłym roku nie zabraknie nam jedzenia. W noc sylwestrową należy mieć też pieniądze w potfelu, gdyż wówczas nie zabraknie nam ich w przyszłości.

O północy wszystkie drzwi i okna powinny zostać otwarte na oścież, żeby Stary Rok wyszedł z domu. Na jego miejsce w ten sposób zaproszamy do siebie Nowy Rok, z całą jego obfitością!

W Sylwestra możemy powróżyć z unoszących się pęcherzyków gazu w swoim kieliszku szampana. Duże, tańczące w kieliszku bąbelki zapowiadają rok przemian, niespodziewanych wypadków i romansów. Bąbelki drobniutkie i unoszące się równymi liniami do góry oznaczają zdrowie oraz szczęście w życiu rodzinnym.

Jeśli zależy Ci na pomyślności w miłości, załóż w Sylwestra nową bieliznę, która zapewni powodzenie u płci przeciwnej.
Samotne panie, które chcą dowiedzieć się, jakie będzie imię ich przyszłego wybranka, po północy powinny pilnie nasłuchiwać prowadzonych dookoła rozmów. Pierwsze męskie imię, które usłyszą, ma być imieniem przyszłego męża.

W Nowy Rok wstając wcześnie z łóżka zapewnisz sobie pracowity i dochodowy rok. A jeśli obudzi Cię promienne słońce, a za oknem będzie bezchmurne niebo, możesz przyjąć, że Nowy Rok będzie bardzo pomyślny.


Jutro robię podsumowanie roku.


31 grudnia 2011
Rok 2011 uważam za udany. Wydarzyły się rzeczy, o których nawet bym nie pomyślała, a jednak się wydarzyły. Ile w tym moich zasług, a ile łomotu anielskich skrzydeł, nie wiem! W każdym razie rok był pomyślny.

Moi Mili, ja, wiekowa dama, mogę pisać tylko mową wiązaną, wiekowi mojemu przypisaną. Żadnych ekscesów, wierszowych nowości! Pod patyną słów ukryłam swoje siedemdziesięcioletnie radości.
DO SIEGO ROKU!



Facebook "Lubię to"
 
Motto strony
 
„Pamiętaj, że każdy wiek przynosi
nowe możliwości.
Daj z siebie wszystko – inaczej oszukujesz samego siebie.”
O nic cię nie poproszę - fasti
 
Nigdy się nie ukorzę
o nic cię nie poproszę
zamknę słowa na klucz
wymyję w zimnej rosie
wierszyk jakiś napiszę
życie sobie osłodzę
ukradnę słowa sowie
wiatr pogonię w ogrodzie
nie będę już wiedziała
o wszystkich dylematach
miłości niespełnionej
uczuciach do końca świata
A kiedy czasem nocą
poszukam złudnych cieni
perliście zalśni rosa
na zimnym skrawku ziemi
i wtedy moje serce
w atramentowej toni
odszuka twoje myśli
i z bólem je dogoni
bo jesteś mym marzeniem
i będziesz do końca świata
w Różowej Księdze Uczuć
zapisanym tego lata
Bezsenność
 
w ciemnej ciszy nocy
kroczy cicho zegar
wybija wspomnienia
i czasu przestrzega

srebrny blask księżyca
o tarczę się oparł
oświetlił wskazówki
i wszystko zamotał

czyjeś smutne oczy
wpatrzone w mrok nocy
śledzą czasu przebieg
bezsenności dotyk
Sposób na samotność
 
Wymyśliłam sobie ciebie
W noc bezsenną o poranku,
Gdy uparcie w okno moje
Zerkał księżyc, bard kochanków.

Wymyśliłam sobie ciebie,
Gdyż ma dusza poraniona
Nadawała ciągle sygnał
„Skrzynka żalów przepełniona.”

Wymyśliłam ciebie sobie
Od początku, aż do końca.
Wiem, że nigdy cię nie spotkam,
Muza tylko struny trąca.
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja