wrzesień 2015
wtorek, 1 września 2015
Plac Zbawiciela!
76 rocznica wybuchu II wojny światowej, na szczęście w czasie uroczystości na Westerplatte prezydent Andrzej Duda i premier Ewa Kopacz razem, ale obchody utworzenia „Solidarności” – oddzielnie, a już myślałam, że koniec rozdziałów. Ludzie nie mogą, lub nie chcą się dogadać. Zbiorowo i indywidualnie.
Doświadczenia, bez wzglądu na pochodzenie społeczne, zamożność, miejsce zamieszkania bywają tragiczne. Kilka lat przymierzałam się do obejrzenia filmu „Plac Zbawiciela” i nie mogłam się przemóc, wczoraj zaryzykowałam. To było traumatyczne przeżycie. Jak to się dzieje, że człowiek człowiekowi może zadawać tyle bólu?!

- Małżeństwo na dorobku, z dwójką synów chce zakupić mieszkanie. Aby zaoszczędzić pieniądze, rezygnują z wynajmowanego lokalu i wprowadzają się do matki Bartka. Zaczyna się domowe piekiełko. Kochana teściowa, sama skrzywdzona przez los, dokucza synowej i synowi. Deweloper bankrutuje, Bartek romansuje, Beata popada w depresję, a w końcu decyduje się na desperacki krok, chce odebrać sobie życie. Dzieci cierpią. Dlaczego ludzie nie potrafią się z sobą dogadać?!

- Rekonstrukcja zdarzeń z 31 sierpnia 1997 roku, dokonana 10 lat po tragicznej śmierci lady Diany Spencer w wypadku samochodowym. Autorzy opowiadają, co się wtedy stało, z punktu widzenia księżnej Walii, jej egipskiego kochanka Dodiego Al Fayeda, jego ojca, miliardera, kierowcy księżnej, oraz jej synów - książąt Williama i Harry'ego. Młoda, piękna, kobieta, która kocha cynicznego księcia Karola, odrzucana i lekceważona, szuka miłości w objęciach innego.
Karola, tak serdecznie nienawidzę, że nie mogę na niego spokojnie patrzeć. Tak zmarnować komuś życie, to wprost niewyobrażalne. Nie pieniądze były tutaj przyczyną nieszczęścia.
Plac Zbawiciela, gdzie się nie obejrzysz, to Plac Zbawiciela.

środa, 2 września 2015
- Tylko nie płacz kochanie! Tak przemawiał młody tato do maleństwa w nosidełku, jednak to nie pomagało, szerokie ła, ła ła dochodziło do moich uszu. Był tak zatroskany, że aż zrobiło mi się go żal. Przywiózł swoją ”kruszynkę” do lekarza i nie radził sobie z zaistniałą sytuacją. Biedny tato. Jednak jest nadzieja, że to w przyszłości zaowocuje, i kontakty rodzinne się umocnią.
Dlaczego mężczyźni tak się boją łez?! Wystarczy, że popłyną, a oni już czują się winni, odpowiedzialni za zaistniałą sytuację i zrobią wszystko, aby tylko takich scenek uniknąć.
Ja bawiłam po południu w przychodni, realizuję zaległe wizyty i zapisuję się, rejestruję, gdzie się da, to znaczy, w jakim kierunku popychają mnie lekarze. Muszę być przewidująca, gdyż jesień to dla mnie raczej trudna pora roku, szczególnie ta dżdżysto-wietrzna. Całą noc dzisiaj lało i wiało, trochę namoczyło matkę ziemię. Idą też lepsze dni, gdyż remont ulicy dobiega końca. Już kursują autobusy. Trochę jeszcze pracują na poboczach, chodnikach, będzie u nas wielki świat, elegancki, równy i szykowny. Oj, zmęczyłam się tym hałasem, zmęczyłam.

czwartek, 3 września 2015
Mam powody do zadowolenia. Wnuczka twórcy polichromii kościoła w Miłkowicach, z mężem, odwiedzili parafię, skontaktowali się ze mną i dostałam już zdjęcia wnętrza kościoła. Mam już trochę zdjęć, ale zawsze były jakieś problemy, teraz widać wszystko, całą prawię praca malarza, jak na dłoni. Nareszcie wiadomo też w którym roku przebiegały prace malrskie w kościele, gdyż wszystkie opracowania podawały ja "na oko". Czekam jeszcze na notę biograficzną malarza i jego zdjęcie. To będzie epokowe wydarzenie, gdyż takiego opracowania w internecie jeszcze nie ma.
Zapraszam na stronę poświęconą Leonowi Zdziarskiemu
http://milkowice.pl.tl/Leon-Zdziarski-tw%F3rca-polichromii-ko%26%23347%3Bcio%26%23322%3Ba.htm

 
piątek, 4 września 2015
Czytam o genialnych matematykach, wypada więc mi też zacząć liczyć. Oczywiście dotyczy to mojej emerytury, jakoż, że koszula bliska ciału. Zaczynajmy! Waloryzacja w 2016 roku wyniesie około 11 zł. Nie ma co gardzić taką sumą, w przeliczeniu na śliwki, które lubię, to wyniosłoby 5 kg. Miały owoce być droższe, ale widocznie moje śliwki zniosły dzielnie suszę. Brawo śliweczki, jesteście ponad kataklizmy.
Wszystko inne jest już iluzoryczne, ale może się zdarzyć, tylko niech PiS zwycięży!!! Lekarstwa po 70 roku życia dla emerytów za darmo! U mnie to średnio 150 zł miesięcznie. Mamy już 161 zł. Kwota zwolniona od podatku ma być do 8 tysięcy, to jakieś 67 zł. Jest już 228 zł. Gdybym miała 75 lat, moja emerytura powiększyłaby się o 207 zł – dodatek pielęgnacyjny. To jeszcze ponad rok, ale może jakoś dotrwam. Całość to 435 zł. Gdybym miała jeszcze jakieś dzieciątko, to zyskałabym 500 zł, ale to już jest naprawdę niemożliwe. A może takie szaleńcze kwoty, jakie maja emeryci, zwolni się zupełnie od podatku? Wtedy to już hulaj dusza…
Niech PiS zacznie rządzić, skąd wezmą pieniądze, to już nie moja sprawa, ja liczę na obiecane kwoty. Co prawda pan Wałęsa obiecał kiedyś dla każdego Polaka 100 tysięcy, co poniektórzy wzięli na serio i do końca swoich dni nie mogli tego przeboleć, że pieniądze do nich nie dotarły, ale to romantycy…
Jestem w dobrym humorze, przytoczę więc aforyzmy Hugo Steinhausa, znanego matematyka. Nikt przecież ciągle nie może myśleć o liczbach. Ja z tego prostego powodu, że nic nie mogę pojąć, ale to nie tylko ja, dodam to na pocieszenie dla siebie i wszystkich nie rozróżniających rachunku różniczkowego, a teraz to nawet logarytmów i inych całek...  Wstyd się przyznać, ale tak jest. Aforyzmy jeszcze do mnie przemawiają.
Kula u nogi - Ziemia.
Ogłupiony przez kobiety - erotuman.
Taki, co się obywa bez wszystkiego – obywatel.
Taki, co się przez pomyłkę dwa razy ożenił – bigamoń.
Nałogowe chodzenie na pogrzeby – zabawa w chowanego.
Marynarz, który lgnie do kobiet – majtek.
Kobiety lubią giełdę próżności; niekoniecznie chcą się sprzedać, ale chcą znać kurs.
Kobieta nienasycona - stokrotka.
Mędrzec widzi w lustrze głupca, głupiec przeciwnie.


Najgenialniejszy z nich, Stefan Banach, stworzył „Przestrzeń Banacha”, dla mnie jednak zupełnie niedostępną, ale podobno dla przeciętniaków matematycznych, także.
Dobry matematyk potrafi dostrzegać fakty, matematyk wybitny – analogie między faktami, zaś matematyk genialny – analogie między analogiami. (Stefan Banach)

sobota, 5 września 2015
I przyszła, podstępna, zimna i złowieszcza… Dmuchnęła wiatrem w liście, goniąc je chyba na dno piekła. Nic jej nie powstrzyma, książki otwiera, wyrywa karty, dla niej nie ma świętości, to nie są już żarty.

Wzięłam udział w odsłuchaniu wybranych fragmentów „Lalki”, samej już mi się czytać nie chce. Jedna z uczennic, mała, eteryczna czarnulka, odczytała wybrany fragment pięknie. Ma dziewczynka zadatki na aktorkę, bez dwóch zdań.
Dla mnie lalką jest Izabela Łęcka, nikt mnie nie przekona, że epizod rzekomej kradzieży lalki, dał tytuł powieści Prusa. Wokulski opętany jej urokiem, ściele się u jej stóp ze swoim majątkiem włącznie, jednak w pewnym momencie budzi się ze snu, a następnie przechodzi w świat ducha. Lalka się takimi sprawami nie wzrusza!
„…Na drugi dzień około południa Wokulski pożegnał dom prezesowej. W parę godzin później był w Zasławiu. Odwiedził proboszcza i kazał Węgiełkowi zabierać się w drogę do Warszawy. Załatwiwszy to poszedł do ruin zamkowych. Na kamieniu już był wyryty czterowiersz. Wokulski przeczytał go kilka razy i zatrzymał wzrok na słowach: " Zawsze i wszędzie będę ja przy tobie..."
"A jeżeli nie?..." - szepnął.
Na myśl o tym opanowała go rozpacz. W tej chwili miał jedno tylko pragnienie: ażeby ziemia rozstąpiła się pod nim i pochłonęła go razem z tymi ruinami, z tym kamieniem i z tym napisem...”

Podstępna jesień wygoniła mnie spod biblioteki, zmarzłam na kość. Nawet to, ze zawsze bardzo emocjonalnie podchodziłam do tej lektury, nie było mnie w stanie powstrzymać. Dla mnie podmarzniecie, to początek choroby… Sandałki nie sprawdziły się. Opaliłam się, postawiłam na nogi!, ale trochę zbyt późno i nie czas już na prezentowanie brązów, teraz znowu spodnie i półbuty spełnią swoje zadanie w podgrzewaniu staruszki.
 
niedziela, 6 września 2015
Siedzę i myślę, nie ma co narzekać, jakoś wszystko się układa. Nie mówię, że bez zaderek, ale jakoś. Chyba przeziębienie zdołałam oddalić. Nie w moim interesie jest pociągać nosem. Sprawy codzienne opanowuję, ale do pracy wymagającej mojego zaangażowania, jakoś nie przykładam się. Trzeba by zacząć, później już pójdzie, ale ja nie mogę się przemóc. Przecież słowa mają swoją wagę; uczyć się to nie znaczy to samo, co nauczyć się; sprzątać, to nie to samo, co posprzątać; gotować, to nie to samo co przyrządzić potrawę, którą da się zjeść, może być co prawda ugotowana, ale niekoniecznie jadalna. Trochę mi się ostatnio nie powiodło z ciastem dyniowym, nad czym ubolewam, ale nie pozbędę się go, o nie. To że chcę, nie jest jednoznaczne z działaniem!!!
Nikt za nikogo życia nie przeżyje, ty podejmujesz decyzje i na nie odpowiadasz. Wszyscy mogą ci współczuć, ale bólu nikt ci nie odejmie; mogą cie zachęcać, ale za ciebie nie zrobią.
Cała Europa, no prawie, pochyla się nad sprawą uchodźców z Syrii, Afganistanu. Gadanie nie pomoże, potrzebne jest działanie. Papież Franciszek zaapelował - niech każda parafia w Europie przyjmie uchodźców! Niech przyjmie, przecież nie sztuką jest mówić o miłosierdziu, trzeba je czynić. Czegoś takiego od lat nie było, to istna wędrówka ludów, co z tego wyniknie, nikt nie wie. Ludzie jednak tutaj przyszli i trzeba im pomóc. Rozpoczęcie wojny na Bliskim Wschodzie nie było chyba zbyt mądrym posunięciem. Kraje te rządzą się swoimi prawami i nasze gadanie o demokracji na wiele się tam nie zada. Jak ci ludzie zasymilują się z Europą?! Trudne dni przed nami i przed uchodźcami także.
 
poniedziałek, 7 września 2015
Nieźle się zaczyna od poniedziałku. Po wypełnieniu porannych zobowiązań wobec bytu staruszki, zasiadłam do kompa. Sprawdziłam pocztę, gdzie banki zawalają mnie propozycjami pożyczek, a jedna przesyłka ugrzęzła pomiędzy stroną poczty na portalu, a Thunderbid Poczta i nie wiem co to jest, a czekam na przesyłkę. Nie otwiera się. Poczytałam widomości, obejrzałam strony mnie interesujące i w końcu zajrzałam na Facebooka. Moje oko skusiła śliczna kota, ale jak się okazało, diablica w kocim futrze. Sami popatrzcie, pogryzła człowieka na ulicy.
Napisałam co myślałam, aby odsunąć czas, jaki miałam poświęcić pracy, no i się doczekałam. Ktoś stworzył chyba durny profil i teraz używa sobie. Co tam mi na-wy-pi-sy-wali, to słów brak.  Wszystko wykasowałam, gdyż wstyd mi za tych ludzi. 
Mam dzikie szczęście do kotów, kocurów i kotowatych wszelkiej maści. Jak nawet w tle pojawi się kot, zaraz mam k-łopot. Przecież ja lubię koty, nie wiem dlaczego, tak się na mnie mszczą.  Chciało by się rzec - elegancja-Francja, dżentelmeni przykurczeni, „elyty” łachmyty i tyle.
Kot ma mózg zbliżony znacznie bardziej do naszego niż do psiego – nawet obszar odpowiedzialny za emocje u kotów znajduje się dokładnie w tej samej części mózgu, co u człowieka. Dlatego potrafią odczuwać emocje takie jak strach, radość i inne (więcej o kocich emocjach znajdziesz tutaj), a ich psychika może chorować na choroby takie jak ludzka, czyli np. nerwice lękowe i depresje.
Może kotka miała jakąś niechęć do mężczyzn? Może zemściła się w imieniu swojej pani? Z kotką dobrze nie jest, ale dlaczego ja mam za jej zachowanie obrywać od nieznanych mi przecież ludzi?! 
Co się jednak dzieje ze mną, dlaczego nie mogę się zmobilizować do pracy?! "Wiszenie" na Facebooku to przecież nic mądrego.  Może też mam jakąś deprechę.
 
środa, 9 września 2015
Wczoraj wieczorem oglądałam „Całkowite zaćmienie”. Lubię podglądać życie bohemy. : Krzysztof Globisz (Paul Verlaine), Bartosz Opania (Artur Rimbaud) spisali się wyśmienicie w tych rolach. Było już dosyć późno, ale nie dawał mi spokoju problem, jaki się pojawił w związku z przemiłym mailem przesłany, jak się okazało,  przez dalekie, ale jednak kuzynki. Postanowiłam poszukać łączących nas rodzinnych ogniw. Mam nadzieję, że trafiłam na właściwy trop, ale czas się wydłużył na godziny po północy. Od dawna już nie stosuję siadywania w tak późnych godzinach przed komputerem, gdyż adrenalina wzrasta, szczególnie, gdy mam jakiś problem do rozwiązania. Nie mogłam zasnąć, gdyż przekroczyłam swój czas spania i w rezultacie spałam do dziesiątej rano. Miałam iść na badania, ale na szczęście termin mam niezobowiązujący, pójdę więc jutro. Nic się nie stało złego.
Niestety, ze zdrowiem wkraczam w nową kwadrę zdrowotną. Pojawił się konflikt rzepkowo -udowy. Coś mi tam powyrastało, ścięgna nie funkcjonują jak należy i boli w czasie chodzenia po schodach. Schodów nie muszę pokonywać zbyt wiele, ale to zawsze jakiś problem, a jak już się zaczął, to będzie narastał, tak to już jest.




Przeczytałam o podobnym schorzeniu, już bardzo rozbudowanym u aktorki, którą lubię, Zofii Czerwińskiej. Choroba jej znowu tak nie przeszkadza, ma absztyfikantów, przystojnych,  znacznie młodszych, 3 tysiące emerytury, o którą z głową się postarała, psa, i dobry humor. Oto panowie w kolejności chronologicznej z okresu chorobowego – Mariusz Szczygieł, Marian Kutiak. O innych nie piszą, ale to nie znaczy, że może ich nie być. 
Kutiak, dziennikarz, reżyser dokumentalista zapytany o panią Zofię odpowiada:
…To wspaniała, ciepła osoba...
- Jeszcze ciepła - szybko dorzuca Czerwińska, jak zawsze pełna humoru i dystansu do siebie.
Tak trzymać panie emerytki, nie płakać nad swoimi chorobami, ale brać z życia, co się da. Ponieważ do mnie się jakoś wielbiciele nie garną, zaczynam sezon przetwórczy. Dzisiaj, partiami oczywiście, pomidory i powidła. Zaraz zaczynam, już owoce i warzywa ociekają z wody, zaraz pójdą do garów.
 
czwartek, 10 września 2015
Każdy człowiek żyje według swojego rytmu. Droga życiowa jest mu dana i na to nic się nie poradzi. Czytam właśnie książkę Katarzyny Rosickiej-Jaczyńskiej „Ołówek”. Piękna, młoda kobieta, pełna energii i pomysłów na życie, matka trojga dzieci, zachorowała na SLA – stwardnienie zanikowe boczne. Poza nielicznymi przypadkami nie dotyka sfery intelektualnej człowieka, przykładem może być astrofizyk, prof. Stephen Hawking, który walczy z chorobą od ponad 50 lat. Kasia pozostała sprawnie intelektualnie, ale z dnia na dzień stawała się roślinką, niezdolną do samodzielnego życia. Zachowała jednak sprawność umysłu i wcale się nie poddała, napisała w czasie choroby książkę uświadamiającą nam, jak ważne jest to, że jesteśmy sprawni, a chorym dała nadzieję na to, że takie życie nie oznacza odsunięcia się od ludzi i życia. Ważne jest to, by swoją siłę i pomoc przekazywać potrzebującym.
Autorka jest osobą bardzo tolerancyjną, zgadzam się z nią i dlatego ten fragment chcę przytoczyć.
… Zastanawiam się, co mnie obchodzi, czy jakaś aktorka nosi majtki, czy nie, jaką orientację seksualną ma znany choreograf, czy pasują do siebie ludzie zbyt oddaleni wiekiem, a aktorka deklarująca wiarę w ingerencję boską musi mówić pod publiczkę.”
Przytoczyłam ten fragment w związku z wczorajszym wpisem. Co mnie obchodzi, kim jest Szczygieł, byłam na spotkaniu z nim, czytałam jego książki, super facet, a że chce pomóc Czerwińskiej wyprowadzając jej pieska lub spotykając się z nią, ich sprawa, co ja mam do tego. Ludzie się lubią i to wszystko. A orientacja seksualna? Och!
Albo sprawa uchodźców z terenów zajętych wojną! Przecież tego tak nie można zostawić, jasne, że niebezpieczeństwo gdzieś tam się czai, ale przecież ci ludzie potrzebują pomocy. Postawa części naszego społeczeństwa jest co najmniej dziwna. Ciekawa jestem gdyby oni znaleźli się w takiej sytuacji, co wtedy by mówili?!

11 września 2015

11 września 2001 zdarzyło się coś, co wstrząsnęło nie tylko Ameryką, ale i całym światem. Na skutek zamachów zginęły 2973 osoby. Choć od ataku na World Trade Center minęło już 14 lat, echo tej tragedii nie cichnie. Mnożą się też teorie spiskowe i wątpliwości dotyczące ataku.
Pamiętam ten dzień. Właśnie miałam wychodzić z domu. Zamykałam okna, zerknęłam na ekran telewizora, widziałam walące się wieże, głos był tak cichy, że nie słyszałam informacji o tym, co się dzieje na ekranie. Pomyślałam, jakiś film katastroficzny, chcą nas nastraszyć obrazem, tak jak kiedyś "Wojną światów" Wellsa. Doszło wtedy do zbiorowej paniki w New Jersey. Mieszkańcy byli przekonani, że Ziemia faktycznie jest atakowana przez Marsjan. Wyłączyłam telewizor i  pobiegłam na przystanek, aby złapać autobus i dopiero na miejscu, gdy już spotkałam znajomych, dowiedziałam się prawdy o wydarzeniu. Byłam przekonana, że wojna światowa jest nieuchronna. Stany nie puszczą tego płazem, myślałam. Zadzwoniłam do córki, która akurat była w Chorwacji, aby natychmiast wracali. Nie byli znowu tacy skorzy, ale strachu wszyscy się najedliśmy. To, co się stało, było nie do uwierzenia. Ale stało się, od tego momentu świat był już inny. A teorie spiskowe, były i będą.

sobota, 12 września 2015

Zdjęcie z dedykacją:
Moje łapki są czyste. Nic złego nie zrobiłem. Nie gniewaj się na mnie. Ty jesteś duży i silny, a ja malutki. Nie będę się tłumaczył, gdyż nie mam nic złego na sumieniu, ale bądź dla mnie dobry duży psie.
Wzruszające prawda!
Paulo Coelho Kiedy nie miałam już nic do stra­cenia, dos­tałam wszys­tko. Kiedy o so­bie za­pom­niałam, od­na­lazłam samą siebie. Kiedy poz­nałam upo­korze­nie i całko­witą uległość, stałam się wolna.
W lesie jest pięknie, ale bezgrzybnie. "Psiówek" też nie ma. Nic, nic, zupełnie nic. 


niedziela, 13 września 2015
Nareszcie twórca polichromii kościoła w Miłkowicach doczekał się noty biograficznej. Jestem naprawdę usatysfakcjonowana zebranym materiałem. To istotny przyczynek do poszerzenia wiedzy na temat historii kościoła. Takie chwile dają człowiekowi satysfakcję. 
milkowice.pl.tl/Leon-Zdziarski-tw%F3rca-polichromii-ko%26%23347%3Bcio%26%23322%3Ba.htm

 
wtorek, 15 września 2015
Tra-ta-tam – zaraz nastąpi wielkie wyjście na bazarek. Przetwarzanie śliwek z przyległościami w toku. Szczególnie sprawdzają się mieszanki. Zainwestowana wczoraj kwota w wysokości 5,40 dała siedem słoików marmolady. Trzeba być zapobiegliwym, ceny dżemików będą chyba wyższe, a już nie są niskie.
Wczoraj zapytano mnie jak idzie mi praca nad zarysem dziejów, no muszę uczciwie powiedzieć, że nie idzie zbyt dobrze. Prace domowe dominują nad podjętym zadaniem, ale ja się wezmę w garść, gdy już zgromadzę zapasy na zimę. Na dodatek doszedł nowy problem. Wybieram się do opery, a tak naprawdę nie mam co na siebie włożyć! Mam stroje nadające się do wyjścia na bazar, ale wielki świat mnie jakoś nie rajcuje. Ktoś mógłby powiedzieć, co za problem, idź do sklepu i kup, jak nie wchodzisz w kiecuszki sprzed przybierania ciała?! Nie jest to takie łatwe, gdyż skurczyły mi się niesamowicie finanse. Wrzesień to trudny miesiąc!
Oglądałam w niedzielę film „Piąta pora roku”, przede wszystkim dla Ewy Wiśniewskiej, aktorki, którą lubię. Fabuła oscylowała wokół zapóźnionej miłości rodzącej się w bólach podróży. Ewusia jest rok młodsza niż ja, ale problemy ma takie same, starzejąca się kobieta i tyle, tylko ten uśmiech i błysk w oku dodaje jej uroku. Prezentuje się jednak nie tak źle, a na dodatek jeszcze robi wrażenie na młodszym od siebie facecie...  Mam chyba jakąś obsesję na tym punkcie.
Patrzyłam na jej nogi, kiedyś były warte spojrzenia, a teraz trochę podpuchły… W scenie gdzie uprawia jogę, widać od tyłu wiązadła w okolicach kolan, których młodość raczej nie prezentuje. Mam szczególnie wyczulony zmysł wyławiający oznaki starzenia się kobiet. Tego się nie uniknie, ale trzeba sobie zdawać z tego sprawę, prezentując senioralne wdzięki. (Ja też mam na sumieniu krótkie spodenki nad morzem!!!) Film nawet mi się podobał. Aktorzy byli jego mocną stroną.
 
środa, 16 września 2015
Takim mądrym człowiekiem był pan, panie Tuwim, i tak łatwo dał się pan podejść… „ Mimozami jesień się zaczyna…”, naprawdę? Tak w mowie potocznej niekiedy nazywają te kwiatki, które z ogrodów przeniosły się na miedze i ugory, do lasów i na łąki, ale to naprawdę nie są to mimozy, które w Polsce nie rosną, ale to nawłoć!
reduction-image.com/mpeg-creation2/temp/7t0mdiruasla1427ehs690jdp5/indexweb.htm
Kiedy wybieram się do lasu, zatrzymujemy się na poboczu obok żółtych połaci nawłoci. Zrywam bukiet, przygotowany do umieszczenia w wazonie, bez zbędnych listków w dolnej części łodygi,  i cieszę się cały tydzień radosnym kolorem jesiennych kwiatów - darmowo!. Oto mój bukiet nawłoci, która się jesiennymi barwami złoci.
Co prawda, jeden pan mi doradził, abym skomponowała kilka takich bukietów i sprzedała na bazarze w przystępnej cenie, gdy narzekałam na braki w kasie w tym miesiącu. Jakoś jednak nie mam odwagi na takie działanie, bo tak naprawdę to do handlu nie mam zupełnie głowy.
Nawłoć w krysztale, gdyż nie mam innego wazonu tak głębokiego, inne się potłukły, a chyba już nie ma sensu kupować nowych. Przeżyję już z tymi, co mam. 
 
czwartek, 17 września 2015
To chyba już ostatni taki ciepły dzień tego roku! Zostawiłam wszystko, łącznie z kuchnią do sprzątania, i wyszłam na balkon. Wieczór był uroczy, ciepły i cichy. Wiaterek delikatnie muskał liście drzew, pachniała ziemia, nic nie zakłócało spokoju. Ptaszyny ułożyły się już do snu, żadnych kwileń i krakań, samochody osłabły w wiecznym warkocie, a ja usiadłam na balkonie zasłuchana, zapatrzona i pełna radości, że zdołałam uchwycić urok tego wieczoru. Nie wiem dlaczego, ale pomyślałam, że gdybym musiała już pożegnać z tym światem, to właśnie takich ulotnych chwil byłoby mi najbardziej żal.
 
piątek, 18 września 2015
Zastanawia mnie magia liczb w dacie urodzenia. Takie zrządzenie losu typu 11.11.11. jest wyjątkowe, ale przecież są daty, gdzie dwie liczby pojawiają się w całej dacie np. 22.02.2002. To jakiś znak losu, magiczna formuła, która niesie niespodzianki, ale nawet jak nic szczególnego  się nie zdarzy, w co nie wierzę, to i tak tkwi w takim zestawie coś wyjątkowego. Data urodzenia ma wpływ na nasze losy, tak myślę. Przysłano mi takie zestawienie, lepiejwięc  przeczytać i się upewnić, co w nas, lub w kimś, kto nas interesuje, siedzi… Przytaczam to celowo! Tutaj chodzi o maluchy, ale wiem, że charakteru nikt sobie nie zmieni. Wlecze się to za nim przez całe życie.

Urodzeni w styczniu
Twój maluszek urodzi się w styczniu? Przygotuj się na to, że będzie bardzo ambitny i uparty. Styczniowe dzieci to urodzeni liderzy, którzy wiedzą, jak ważna jest ciężka praca, aby osiągnąć sukces. Są dobrze zorganizowani i pracowici, ale też wrażliwi. Dzieci urodzone w styczniu miewają problemy z wyrażaniem swoich emocji, dlatego już w dzieciństwie ucz je okazywania uczuć i rozmawiania o nich. Dzieci z początku roku nie mają problemów z nawiązywaniem relacji z innymi ludźmi, ale bywają zazdrosne i lubią krytykować.

Urodzeni w lutym
Wolny duch – tak w dwóch słowach można określić osobowość dzieci urodzonych w lutym. Mają zmienne nastroje – w ciągu kilku minut mogą zmienić się z "temperamentnych" w bardzo nieśmiałe. Lubią zagłębiać się w świecie fantazji, snuć marzenia i robić ambitne plany. Dzieci z lutego są uparte, czasami agresywne i mają tendencję do buntu. Szybko nawiązują przyjaźnie, ale bardzo łatwo je zranić, ponieważ są bardzo wrażliwe.

Urodzeni w marcu
Marcowe dziecko ma wielkie serce – opiekuje się innymi, okazuje współczucie i jest gotowe pomagać słabszym. Typowe cechy charakteru dziecka urodzonego w marcu to szczerość, hojność, empatia i uprzejmość. Niestety, potrafią też długo żywić urazę i bywają humorzaste. Bardzo często marcowe dzieciaki mają talent muzyczny. Uwielbiają podróże i interesują się wystrojem wnętrz. W przyszłości często wybierają artystyczne zawody.

Urodzeni w kwietniu
Kwietniowe dzieci wyróżniają się silnym charakterem. Są bardzo odważne, aktywne, dynamiczne i lubią podejmować decyzje. Uwielbiają być w centrum zainteresowania. Nie boją się nowych wyzwań i są silnie zmotywowane do działania. Mają zdolności dyplomatyczne, chętnie udzielają rad i wsłuchują się w potrzeby innych. W przyszłości będą oparciem dla swoich przyjaciół i rodziny, ponieważ ludzie będą cenić ich wskazówki. Czasem działają zbyt pochopnie i łatwo wpadają w złość.

Urodzeni w maju

Osobowość dziecka kształtuje się w procesie wychowania, ale każdy rodzic wie, że maluch rodzi się z pewnymi cechami, które zostają z nim na całe życie. Dzieci urodzone w maju to dusze towarzystwa – zawsze mają duże grono znajomych, łatwo nawiązują nowe kontakty, lubią zabawę i chętnie biorą udział w imprezach. Często mają zdolności artystyczne – lubią muzykę, literaturę, sztukę i kreatywne zadania. Nie boją się ciężkiej pracy, są ambitne i mają motywację do ciągłych zmian na lepsze. Bywają jednak rozrzutne, mają problemy z punktualnością i często brakuje im współczucia wobec innych.

Urodzeni w czerwcu
Twoje dziecko urodziło się w czerwcu? Przygotuj się na wychowanie małego gaduły, który uwielbia żartować i poznawać nowych ludzi. Czerwcowe dzieci są przy tym wrażliwe i bardzo liczą się z opinią innych. Ludzie cenią w nich uprzejmość i otwartość. Jakie mają wady? Często mają problem z podejmowaniem decyzji, odkładają je na później i trudno im się zdecydować. Szybko się nudzą, są wybredne i bardzo uparte. Mają wybuchowy charakter i rzadko jako pierwsze wyciągają dłoń na zgodę.

Urodzeni w lipcu

Lipcowe dzieci to małe iskierki, które cieszą się sympatią i gromadzą wokół siebie liczne grono przyjaciół. Ludzie uwielbiają spędzać z nimi czas, ponieważ są szczere, godne zaufania i bardzo taktowne. Nie muszą szukać przyjaciół – to oni znajdują ich. Chociaż są bardzo towarzyskie, lubią też spędzać czas w samotności. Cenią ciszę i domową atmosferę. Szybko się uczą i nie mają problemów w szkole. Mają praktyczne podejście do życia – nie znoszą bezsensownych zadań i marnowania czasu. Łatwo wybaczają, ale nigdy nie zapominają. Kochają na zabój i długo leczą złamane serca.

Urodzeni w sierpniu
Jesteś mamą sierpniowego malucha? Pewnie już zauważyłaś, że twoje dziecko lubi rządzić i ma naturalne predyspozycje do kierowania innymi. Sierpniowe dzieci uwielbiają być w centrum zainteresowania i są łase na komplementy. Mają wysokie mniemanie o sobie, bywają egoistyczne i zazdrosne. Z drugiej strony cenią prawdziwą przyjaźń i szukają miłości. Mają romantyczne usposobienie i są oddanymi partnerami.

Urodzeni we wrześniu

Sport, podróże i wypoczynek to ulubione aktywności urodzonych we wrześniu. Dzieci z tego miesiąca są pewne siebie, dobrze zorganizowane i pracowite. Wyróżniają się inteligencją, dobrą pamięcią i zainteresowaniem bieżącymi wydarzeniami. Uczą się systematycznie i mają dobre wyniki w nauce. Wrześniowe bystrzaki często wytykają innym błędy i są krytyczne. Trudno je rozgryźć, ponieważ ukrywają swoje emocje i niechętnie okazują słabości. Są bardzo wybredne – zwłaszcza jeśli chodzi o partnerów.

Urodzeni w październiku
Dla dzieciaków urodzonych w październiku bardzo ważna jest przyjaźń i relacje z innymi. Cenią stosunki międzyludzkie, potrafią słuchać i są dobrymi powiernikami. Łatwo je jednak urazić, przez co szybko tracą poczucie własnej wartości i mają kompleksy. Rozmowa z dzieckiem urodzonym w październiku to sama przyjemność – lubią żarty i zabawne anegdoty. Są marzycielami i często odnajdują się w zawodach wymagających kreatywności i zdolności artystycznych. Bywają bardzo emocjonalne i łatwo można wywołać u nich gniew.

Urodzeni w listopadzie
Listopadowe dzieci mają przed sobą przyszłość jako lekarze i naukowcy, ponieważ są bardzo dociekliwe i inteligentne. Mają wiele oryginalnych pomysłów, a ich umysły pracują na najwyższych obrotach. W dążeniu do realizacji swoich celów są zdeterminowane, uparte i nie poddają się żadnym przeciwnościom. Nie są gadułami, lubią samotność i cenią niezależność. Bywają skryte, co często jest problemem w związkach. Jeśli jednak odnajdą miłość, są skłonne do romantycznych gestów.

Urodzeni w grudniu
Lojalność i hojność to główne cechy osób urodzonych w grudniu. Są szczere, miłe i godne zaufania, dzięki czemu mają wielu przyjaciół. Mają poczucie humoru i lubią dobrą zabawę. Chętnie przyjmują komplementy i lubią być w centrum zainteresowania. Bywają jednak niecierpliwe, wybuchowe i nie znoszą zakazów. Bardzo często urodzeni w grudniu zajmują kierownicze stanowiska.

sobota, 19 września 2015
Są sprawy, które mnie zadziwiają. Zacznę od najbliższego otoczenia. Jak zwykle, odbyłam „wielkie wyjście poranne” na bazarek w celu uzupełnienia zasobów żywności. Przekroczyłam, na pasach, a jakże, ulicę świeżo wyremontowaną i nie mogłam wyjść z podziwu, gdyż chodnik - piękny, równiutki, bez możliwości wpadania w dziury – jest znowu rozkuwany. Wkładają żółte płytki odgradzające, iluzorycznie, dostęp do autobusu przed wyhamowaniem. Bardzo mądra decyzja, ale dlaczego nie zrobiono tego wtedy, gdy kładziono kostkę?! Może to ma jakiś cel, gdyż prace się przedłużają, dniówki lecą, ale chyba nie o to chodzi w racjonalnej gospodarce.
Taka sama sytuacja jest na ulicy obok przystanku. Gdy spadł kilka dni temu wyczekiwany deszcz, z jednej strony woda spływała do kanału ściekowego jak należy, natomiast po drugiej stronie utworzyła się ogromna kałuża. Teraz przekopują jakiś kanalik odprowadzający wodę. Uważam, że wystarczyło zrobić odpowiedni spad jezdni i sama woda by spłynęła, gdzie należy. Cały czas mądry człowiek z planami w ręku nadzorował pracę i nie dostrzegł takiej fuszerki?!
Meandry życia, pracy, uczuć są zbyt skomplikowane aby rozgryźć to wszystko. Może to nie jest najważniejsze, ale dlaczego się zdarza coś takiego. Świat ma większe problemy. Współczuję ludziom, którzy walczą o życie, bronią życia, szukają spokojnego kąta, wędrują na skalę niespotykaną od stuleci… Nic dobrego z tego nie wyniknie.
„Cóż będzie miał człowiek z tego, że zdobędzie cały świat, a straci życie, lub co może dać człowiek w zamian za swoje życie?” Mateusza 16,26

 niedziela, 20 września 2015
„To teatr emocji, dzięki którym publiczność najpierw ociera łzy ze wzruszenia, a później ze śmiechu. Genialnie wyreżyserowana operetka z komediowymi gagami…” Niby „podkasana muza”, niech sobie bedzie, ale bawi i zaskakuje pomysłami. 

Akcja „Księżniczki czardasza” Kalmana została przeniesiona w realia polskiego międzywojnia, nadano postaciom polsko brzmiące nazwiska. Tytułowa bohaterka Sylwia piękna, wyrazista, ale książę Edwin nie przypadł mi do gustu, chodzi o wygląd, choć śpiewał doskonale. Toni - arystokrata, lekkoduch bawił wszystkich. Świetnie tańczył balet, który uwodził wszystkich. Pięknie grała orkiestra, bilety były tak drogie, że przedstawienie musiało stać na odpowiednim poziomie.
Publiczność mieszana, staruszkowie pojawiali się gęsto, choć i młodzieży nie brakowało. Stroje także mieszane, takie i siakie, a ja lubię elegancką widownię, ale przecież to nie była premiera, choć wszystkie miejsca zapełnione. Mieszkańcy grodu nad Brdą kochają muzykę, to się nie da ukryć.
Tyle o wczorajszych doznaniach, a teraz czekam na podwózkę i pójdę w las na grzyby, gdyby nawet wieczór miał mnie tam zastać, ale czy coś znajdę, nie wiem, co mnie nie odwodzi od pomysłu grzybobrania.

   
 
  Trzeba dać szansę szczęściu! Las pusty, grzybów na lekarstwo, ale jedna wilgocią nasiąknieta kotlinka i pierwszy plon zebrany.  Aluzje typu; - Jak się do lasu przychodzi z wiadereczkiem, to nie znaczy że się nazbiera grzybów, to tak, jakby  się nosiło portmonetkę i liczyło na to, że zapełni się pieniędzmi..., nie sprawdziły się.  Ja przyszłam z wiadereczkiem, aby dać szansę losowi. I co, grzyby są!!!

poniedziałek, 21 września 2015

Sama już nie wiem, co o tym myśleć. Idę główną alejką bazaru, ciągnę wózek z zakupami za sobą, no bo niby gdzie mam go umiejscowić, przed sobą pchać nie jest zbyt wygodnie. Myślę o koperku i pomidorach, raptem słyszę – „Niech pani uważa!” Oglądam się, gdyż przed sobą nie widzę żadnej kolizji, a tutaj zdenerwowana staruszka, z twarzą pooraną zmarszczkami, ale żwawa, oj żwawa, wyplątuje się z mojego wózka z zakupami… Oczywiście ja, jako staruszka, staruszkę przeprosiłam, ale zauważyłam, że wózek ciągnęłam, więc jak mam na niego uważać?! Staruszka szybko zripostowała – „Oczy trzeba mieć z każdej strony głowy!” Taaaa… Jasne, ja mam być kameleonem, a ten, kto ma widok przed sobą, może iść nie ponosząc konsekwencji. Trochę mnie to rozbawiło, ale co mam na to poradzić. Staruszka jest świętością.

Widziałam już wózki z siedziskiem przymocowanym do ramy, choć zachodzę w głowę, kiedy należy na nim przysiąść, zatrzymać się i odpocząć - niech wszyscy omijają słabą staruszkę! - czy może stojąc w kolejce obok straganu siąść wygodnie i udzielać wszystkim rad co mają kupować i w jakich ilościach?! Zwrócę się do jakiegoś pomysłowego Dobromira, aby zaprojektował wózki z lusterkami  wysunietymi na wysięgniku do przodu, wtedy będę wiedziała, kto za mną idzie i uniknę zderzeń. Wózka się nie wyrzeknę, gdyż nie mam siły dźwigać ciężarów, ale taki udoskonalony by się przdał. Na to, że staruszki będą patrzeć pod nogi, przed siebie, nie ma chyba  co liczyć. 

wtorek, 22 września 2015

Mam trudny dzień, tylko śniadanie i do wieczora mam przetrwać na samej wodzie. Jutro do południa przejdę  badanie. Mam się stawić na czczo. Źle znoszę głód! Jedyną osłodą jest lektura książki „Pola chwały. O sławnych mężach”. Jean Rouaud to świetny autor. Nie miałam okazji do tej pory zapoznać się z jego twórczością, a nawet powiem szczerze, nie wiedziałam o jego istnieniu. Mądra, wciągająca lektura, pełna humoru i co dla mnie najważniejsze, pięknie napisana. Czytając, nie wynotowywałam cytatów, a szkoda, przytoczę więc znaleziony w internecie, a pasujący do mojej obecnej sytuacji. Z chęcią już bym coś przegryzła, niekoniecznie cukierki…
„Zakupy były dla dziadka również sposobem zaopatrywania się po kryjomu w łakocie, które były dla niego niewskazane od czasu, jak wykryto u niego nadmiar cukru we krwi, nie w stopniu zmuszającym do codziennych zastrzyków insuliny – co sprawiało, że zawsze wątpiliśmy w jego rzekomą cukrzycę – ale na tyle, że musiał pogodzić się – a babka tego pilnowała – z tym, by zamiast ośmiu kostek cukru do kawy używać sacharyny, co nie dostarczało mu tej samej przyjemności. Przez całe życie pocieszał się na taki smutny sposób. Dawniej kupował cukierki na porcje, po sto gramów, i nikomu nie pozwoliłby wybierać ich dla siebie. Znał pewien adres w Nantes – gdzie miał dostawców – przy ulicy Verdun, koło katedry. Był to ciemny staromodny sklep korzenny, kolonialna osobliwość sięgająca czasów świetności miasta, wypchany towarami jak zamorski skład celny, przesiąknięty zapachem kawy, herbaty i przypraw. Szklane słoje stały w trzech rzędach na półkach przy wyjściu. Trudno było się zdecydować wobec nadzwyczajnej różnorodności karmelków, cukierków na miodzie, miętówek, pastylek na kaszel, kamyczków w czekoladzie, fistaszków, ślazówek, lukrecji, pastylek Vichy i innych. Dziadek marzył o tym, by obsługiwać się samemu, zanurzając w tych cudownościach szufelkę w kształcie trójkątnej rynienki, ale panujący właściciele o mącznej cerze, odziani w szare bluzy, nie pozwalali mu na tę przyjemność.”
Jeszcze podrzucę adresik, może sprawdzicie swoje możliwości. Jedno z pytańto dla mnie dylemat nie do rozstrzygnięcia.  
deser.gazeta.pl/deser/13,143462,5787,czy-jestes-madrzejszy-od-amerykanskiego-ucznia-sprawdz-sie.html

środa, 23 września 2015
W ostatnim dziesięcioleciu, dwa ostatnie dni, które zdołałam jednak jakoś przeżyć, były chyba najtrudniejsze! Wczoraj doświadczyłam katuszy wypijając 4 litry okropnego roztworu, który i tak polepszyłam cytryną. Łzy były dla mnie środkiem do uśmierzenia cierpień.  Dzisiaj nastąpiło dopełnienie. W końcu badanie przerwano, gdyż pacjentce pot spływał po twarzy i mimo starań z jej strony, jęczała cichutko, a nawet głośniej. Ja już nie powtórzę tego badania, niech się dzieje, co chce.
Właśnie sobie tak myślę, czy gdyby dotknął mnie Alzheimer lub inny rak, to nie lepiej by było, gdybym zamieszkała w Holandii czy Luksemburgu? To ładne kraje. Może  trzeba  gromadzić pieniądze?!  Mam jednak nadzieję, że zasłużyłam sobie na szybkie i bezbolesne odejście z ziemskiego padołu i żadne przyśpieszacze nie będą potrzebne.
Daj każdemu dniu szansę stania się najpiękniejszym w całym twoim życiu. napisał Mark Twain. Zaraz się do tego zabiorę, a na badania, co do których się zrażę, nie będę chodziła i już.

czwartek, 24 września 2015
Wczoraj pewien pan oświecił mnie, co zrobić, abym mogła oglądać „Wspaniałe stulecie” w internecie, w czasie dla mnie najdogodniejszym. Powtórka na drugi dzień w TV jest zbyt poranna. Niedawno odkryłam ten serial, ale od razu podbił moje serce. Miłość, którą Sulejman darzy wybrankę swojego serca, jest dla mnie i milionów kobiet na świecie, balsamem na zbolałą duszę, plastrem na ranę wyżłobioną kiedyś tam przez jakiegoś nieczułego drania, osłodą samotności, oddzielającą jak głaz od świata uczuć, możliwością napatrzenia się na cudne stroje, klejnoty, piękne kobiety, przystojnych mężczyzn, bogate wnętrza i nasycenia się intrygami niedostępnymi do przeciętnego zjadacza chleba. Oto adres ekinoonline.pl/
Co prawda, jest jeden dzień poślizgu, ale trudno oglądać każdy odcinek w ten sam dzień! Dla mnie jest to szczególnie skomplikowane, gdyż czas emisji zbiega się ze spożywaniem obiadu, siłą rzeczy niezbyt dopilnowanego. Działam z doskoku. Narażam się też na uwagi typu – „Jeszcze mama to ogląda!”. Obiad jemy w związku z tym w dużym pokoju, ja siedzę przodem do telewizora i moja uwaga rozbija się pomiędzy akcją filmu, a skąpą siłą rzeczy, konwersacją przy stole. Teraz to się zmieni. Będę mogła oglądać serial w czasie dla mnie najodpowiedniejszym, rzucę obraz na ekran telewizora, będę mogła powtórzyć sceny najbardziej mnie urzekające. Świat wróci do dawnego wymiaru. Jak długo z tym wytrzymam, nie wiem, ale teraz jestem w środku świata Sulejmana i Hürrem. Miłości, ty jesteś jak wiatr…
Wiersz, który odszukałam na portalu zabronionym i zakazanym dla mnie, odzwierciedla moje wewnętrzne odczucia. Dziękuję autorowi, Maćkowi.J za tak piękne wyrażenie swoich snów o miłości w imieniu kobiet 50 krajów świata oglądających serial. Każda by chciała być wybranką tak kochaną, uwielbianą. Dla Sulejmana to nie był sen, to była prawda, w Roksolanie naprawdę zakochany był do szaleństwa.

 piątek, 25 września 2015
Wypad na grzyby około 17 wieczorem nie przyniósł zbyt wielkich plonów, ale pozwolił zobaczyć las tuż przed nocą. Słońce zniżyło się nad horyzont i zza drzew przebijało krwistą czerwienią. Ptaki zamilkły, chyba już ułożyły się w gniazdach do snu. Drogę przebiegły w popłochu dwa wróble i zniknęły z zagajniku. Las zastygał w ciszy. Drzewa stały zadumane, nie drgnął żaden listek, nie skrzypnęła nawet gałązka. Nad polanę wypełzła mgła i brała we władanie leśną krainę. Na niebie zawisł srebrzysty księżyc i przypatrywał się z przyganą nam, samotnym wędrowcom. Zrobiło się tajemniczo i zagadkowo, trochę straszno. Czuliśmy, że jesteśmy tutaj intruzami. Zdążaliśmy do samochodu z niejakim pospiechem, szczególnie ja. Skrzypiał cichutko żwir pod nogami, oglądałam się tylko, czy leśne zwierzęta nie zaczynają wychodzić na żer… Podróż leśną drogą z księżycem patrolującym drogę była fascynująca i czułam, że bardziej bezpieczna. Noc bez pardonu brała we władanie las i wszystkie jego tajemnice. Byle szybciej, byle do głównej drogi, myślałam w głębi duszy. Wracać nocą z grzybów, to nie jest chyba praktykowane. I tak było lepiej niż kiedyś nocą w potężnym, świerkowym lesie, tam dopiero było mroczno, taki przedsionek krainy cieni… Brrr, nie mnie nocą chodzić do lasu.

niedziela, 27 września 2015
Violetta Ozminkowski - „Michalina Wisłocka. Sztuka kochania gorszycielki” Przeczytałam do końca wczoraj w nocy. Na zdrowie mi to nie wyszło, gdyż rankiem zaspałam, a miałam w planie poranne grzybobranie… Ale co tam, lektura była fascynująca. Odnalezione dzienniki odsłaniły prywatne życie Michaliny Wisłockiej - gorszycielki, kobiety wykształconej, przebojowej, dzięki której dokonała się rewolucja seksualna w Polsce. Jej „Sztuka kochania" pokazała jak wielką przyjemnością jest seks, jak wielką sztuką przeżywanie miłości. Kochała, uwodziła, żyła w trójkącie z mężem i przyjaciółką. Udawała, że jest matką bliźniaków. Zrujnowała sobie zdrowie, ale poznała, co to miłość, a że często bolało? Tak to już jest. „Żyję tylko wtedy, gdy kocham, reszta to tylko kalendarz.” – podsumowała wszystko. Pomagała innym, sama miała wiele problemów. Mam na ten temat miłości własne  zdanie, ale może przedstawię je innym razem.
Mówi się, że kto nie ma szczęścia w miłości, ten ma szczęście w grach, grzybobraniu... Widocznie uczucia mnie omijają, gdyż dzisiaj szczęście mnie dopadło w czasie grzybobrania, okaz półkilogramowy chyba i kilka pomniejszych. Gdzie tutaj mówić o miłości, gdy takie grzyby wpadają mi w ręce. Trudno, coś za coś.
    
    









wtorek, 29 września 2015

„Denerwować się to mścić się na własnym zdrowiu za głupotę innych."Ernest Hemingway. Popieram taki sposób myślenia. Ale co zrobić, gdy nie można z samym sobą dojść do ładu? Tak właśnie mam! Czekać, przepuszczać wszystko przez palce, robić to, na co ma się ochotę? Hola, moja droga hallas. Za dużo sobie pozwalasz. Niby jakoś ze wszystkim nadążam, pracy mam dużo, ale nie zabrałam się jeszcze od wakacji za swoje opracowanie, które przecież zrobić muszę, gdy już zaczęłam.
Denerwować się na siebie samego, to rujnować swój system nerwowy! Mieć dla siebie więcej wyrozumiałości, życzliwości… tak, i co dalej?! Nie, nie, tak nie będzie.
- Po pierwsze plan działania i trzymanie się tego, co zaplanowane. Jasne, że jakieś odchyłki zawsze się zdarzą, ale jak nie dzisiaj, to jutro będzie zrobione to, co należy. Lenistwo dobre jest dla mazgajów.
- W godzinach rannych gimnastyka, może być 10 minut, ale musi być! W czasie porannego mycia masaż ostrą myjką lub szczotką, aby pobudzić krążenie. Godzina „ostrego” spaceru. Jazda na rowerku, 2 X 15 min. Ciągle mi zimno, drętwieją mi stopy… Wyjęłam już zimową kołdrę, gdyż chce zamarznąć wieczorem. To brak aktywności wpływa na takie stany.
- Prace wymagające aktywności umysłu muszą być zrobione w ciągu dnia, a najlepiej rano. Mam kłopoty ze snem i wieczorem mój umysł nie jest już taki sprawny. Jane, że sprzątanie, gotowanie, jakieś tam szycie czy dzierganie, mogą być robione zawsze, wieczorem także. To nie są prace wymagające napięcia umysłu… Nie ma się co łudzić, jest coraz gorzej. Widzę to, kiedy rozwiązuję „joluchnę”, gdy jestem senna lub zmęczona nic mi nie wychodzi, po małej drzemce nie mam już takich problemów.
Ja się zmobilizuję, tylko choroba lub śmierć, może mnie zmusić do odstępstw. Powiedziałam i teraz nie ma już odwrotu.

Facebook "Lubię to"
 
Motto strony
 
„Pamiętaj, że każdy wiek przynosi
nowe możliwości.
Daj z siebie wszystko – inaczej oszukujesz samego siebie.”
O nic cię nie poproszę - fasti
 
Nigdy się nie ukorzę
o nic cię nie poproszę
zamknę słowa na klucz
wymyję w zimnej rosie
wierszyk jakiś napiszę
życie sobie osłodzę
ukradnę słowa sowie
wiatr pogonię w ogrodzie
nie będę już wiedziała
o wszystkich dylematach
miłości niespełnionej
uczuciach do końca świata
A kiedy czasem nocą
poszukam złudnych cieni
perliście zalśni rosa
na zimnym skrawku ziemi
i wtedy moje serce
w atramentowej toni
odszuka twoje myśli
i z bólem je dogoni
bo jesteś mym marzeniem
i będziesz do końca świata
w Różowej Księdze Uczuć
zapisanym tego lata
Bezsenność
 
w ciemnej ciszy nocy
kroczy cicho zegar
wybija wspomnienia
i czasu przestrzega

srebrny blask księżyca
o tarczę się oparł
oświetlił wskazówki
i wszystko zamotał

czyjeś smutne oczy
wpatrzone w mrok nocy
śledzą czasu przebieg
bezsenności dotyk
Sposób na samotność
 
Wymyśliłam sobie ciebie
W noc bezsenną o poranku,
Gdy uparcie w okno moje
Zerkał księżyc, bard kochanków.

Wymyśliłam sobie ciebie,
Gdyż ma dusza poraniona
Nadawała ciągle sygnał
„Skrzynka żalów przepełniona.”

Wymyśliłam ciebie sobie
Od początku, aż do końca.
Wiem, że nigdy cię nie spotkam,
Muza tylko struny trąca.
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja