luty 2015
luty 2015    luty 2015     luty 2015
niedziela, 1 lutego 2015
Oczy mam zmęczone, serce ogołocone z nadziei. Kroplami ratuję oczu blask, ale jak ratować biedne serce, które pozbywa się nadziei? Od kilku dni idę w zaparte. Szukam dojścia do Łubek, mając nadzieję, że jakoś rozszyfruję tajemnice pochodzenia Albiny Bogdańskiej z d. Dąmbskiej.
Dąmbskich wszędzie wielu. W najbliższej okolicy Miłkowic są w Goszczanowie, Zadzimiu, a obok Łubek na ziemi dobrzyńskiej w Żabieńcu, Golubiu a nawet w Kościelcu. Nigdzie nawet nikt się nie zająknie na temat Albiny. Lubelszczyznę też spenetrowałam. Łubki są zdominowane przez Dąbrowskich.
Do danych Tomasza Bogdańskiego doszłam drogą krętą i ciernistą po otrzymaniu informacji: - Zbigniew Mittelstaedt pisze o swojej rodzinie i różnych powinowatych z lat 1800-1950. Napisał też, że znał Bogdańskich: jednym z nich był pułkownik ożeniony z Dąmbską, umarł po wojnie w Warszawie.
Tomasz był oficerem WP, to już był jakiś trop, a z żoną się w końcu rozwiódł i żadne dane nie są podane. Chcę o niej coś wiedzieć, chociaż podstawowe dane. To oni wspólnie uczestniczyli w finansowaniu polichromii kościoła w Miłkowicach. Należy się kobiecie pamięć, a nie rozpłynięcie się w niepamięci ludzkiej.
Tak naprawdę nie mam pewności odnośnie pisowni jej nazwiska, tekstu nie widziałam osobiście. Przecież mógł być błąd w zapisie. Byli przecież Dąmbscy, Dąbscy, Dombscy i inne kombinacje. Co prawda matka Mittelstaedta była s domu Dąmbska, więc może wiedział co pisze. Napiszę do wszystkich Bogdańskich do których zdołam dotrzeć, przecież człowiek nie igła, ktoś musi znać, pamiętać, być spokrewniony. Tyle spraw zdołałam rozwikłać, ale na tej utknęłam. Żeby chociaż jakiś znak, miejsce, data no cokolwiek, ale nic, nic… Albo teraz sprawę rozjaśnię, albo raz na zawsze dam jej spokój. To chyba już mój ostatni zryw. Albino kim jesteś, skąd pochodzisz, tylko Ty stanowisz zagadkę. Co za tajemnicza kobieta!!!

Bogdańscy, rodzeństwo  z małżonkami- Helena Temler , Albina z d. Dąmbska, Tomasz, Włodzimierz, Janina, Ludwik Feliks Temler
 
Dzieci na zdjęciu to syn Heleny, Ludwik Stanisław Temler. Kim jest dziewczynka, nie wiem. Przypadła do kolan Anieli i Tomasza, może więc to ich córka. Janina i Włodzimierz mieli dwójkę dzieci, córki Elżbietę i Marię, ale nie widać ich na zdjęciu. Te panienki rozszyfrowałam je do końca, dzwoniąc, dociekając, analizując, kłaniając się w pas, ustaliłam daty urodzin i śmierci. O ile dziewczynka na zdjęciu jest córką Tomasza i Albiny, byłby to piękny trop, ale gdy zmieniła nazwisko wychodząc za mąż, to szukaj wiatru w polu. Przeglądając spisy zwracam uwagę na nazwisko matki, imię i te wszystkie okoliczności, które pozwalają potwierdzić tożsamość osoby. No niestety, nie mogę się dokopać do danych. To jest okres jeszcze nie ujawniony, objęty stuletnią gwarancją ukrycia przed okiem szperaczy danych.Tak sobie też myślę, że gdyby mnie ktoś miał odszukać, miałby niemały problem. Błąkam się po Polsce z miejsca na miejsce i nie ma pewności, czy to już koniec wędrówki. Może Albina też miała taki zapis na karcie losu?!
milkowice.pl.tl/Fundatorzy-ko%26%23347%3Bcio%26%23322%3Ba-w-Mi%26%23322%3Bkowicach.htm

poniedziałek, 2 lutego 2015
Dziś obchodzone jest święto Matki Boskiej Gromnicznej, święto Ofiarowania Pańskiego. Wierni w tym dniu przynoszą do kościoła świece. Zapalano je w czasie burzy, stawiano w oknie i modlono się o oddalenie piorunów. Ja nie noszę, bo nie mam takiej świecy. Mam tylko świecę komunijną dzieci.
Byłam oczywiście w kościele, dzisiaj przypadają imieniny mojej mamy. Dla mnie to dzień ważny i pamiętny. Teraz już mogę tylko się pomodlić i podziękować za to, że miałam taką mamę 
Słuchałam Ewangelii z uwagą, oto fragment, który mówi o prorokini Annie: „W świątyni była również prorokini Anna, córka Fanuela, potomka Asera. Po siedmiu latach małżeństwa została wdową, a obecnie była już w podeszłym wieku, miała bowiem osiemdziesiąt cztery lata. Przez cały czas – dniem i nocą – nie opuszczała jednak świątyni. A modląc się i powstrzymując od jedzenia, oddawała chwałę Bogu…”
Przytoczyłam go celowo. Starość to problem, który spowija mnie swoim piętnem od stóp do głów. Ciągle ktoś chce mi wyjaśnić, że postępuję źle, weprzeć mi, że starość jest piękna, ale ja wcale tak nie uważam!!!
Anna modliła się dniem i nocą. Wybrała taką drogę, to chwała jej za to. Nie ma nic złego w modlitwie, tylko problem w tym, aby modlitwa zbliżała do Boga, a nie oddalał od niego. Nie będę się w ten temat wgłębiać, niech każdy rozumie to jak chce.
Odnośnie swojej starości powiem, że mam kochające dzieci, mądrego i dobrego wnuka, dom ciepły, spokojny, zadbany, radzę sobie z problemami dnia codziennego, zdrowie mi mniej więcej dopisuje, czego jeszcze mam chcieć?! Każdemu osobnikowi, który stara się zrównać ze mną krok, odradzam to z całego serca.  Niby wszystko dobrze, ale to nie jest tak, że jestem ze wszystkim pogodzona. Starzenie się organizmu dla mnie jest trudne do zaakceptowania. Jak ktoś wygłasza do mnie przemówienie typu - jak dobrze i ładnie wyglądasz - rośmiesza mnie i raczej takich komplementów nie oczekuję. Ja dobrze wiem jak wyglądam! Mówią mi też - bądź radosna! He, he. Przecież ja nadążam jeszcze za realnym życiem, ale nie stanę na środku pokoju i nie będę się uśmiechać do fotela! Fotelowi jest wszystko jedno, a ja najwyżej śmiałabym się z siebie.
Rozbawiła mnie pewna młoda osoba, która z wielkim zaangażowaniem udowadniała mi, że starość jest ukoronowaniem życia, kiedy jednak wypłynął na powierzchnię opis biustu staruszki niezbyt zachęcający, ze zgrozą stwierdziła, że jej biust ma pozostać taki jak jest! No jasne, każdy by tak chciał.  Problem w tym, że on się starzeje najszybciej i albo schnie i obwisa, albo obrasta w tłuszcz.  Myślę, że młodzi ludzie nie bardzo rozumieją co to jest starość i póki tego nie doświadczą, lepiej niech się na ten temat nie wypowiadają. Starość jest i jak jej doczekaliśmy, musimy ją przeżyć, ale niech mi nikt nie mówi, że starość jest piękna.
wtorek, 3 lutego 2015
Telewizję zaczynam oglądać wybiórczo od 17. Przygotowałam się, zdjęłam sweter, przesiadłam się na rowerek, włączyłam telewizor i klapa, zamiast obrazu ekran w dużej rozdzielczości… Wyszłam na balkon, pokręciłam anteną i nic to nie pomogło. Włączyłam, wyłączyłam, sprawdziłam co się dało i nic, albo telewizor, albo antena – pomyślałam. Gdyby siadł telewizor byłabym ugotowana. Przełamałam ambicję samodzielności, zadzwoniłam pod awaryjny zaprzyjaźniony adres aby ustalić przyczynę. „Adres” przyjechał i ustalił – zepsuł się wzmacniacz do anteny. Telewizor odbierał jednak kilka programów bez wzmacniacza, mnie to wystarczy. Wzmacniacz się dokupi, nie taki wielki problem. Głowa przestała mnie boleć, jak ręką odjął… Nie jestem fanką telewizji, oglądam tylko wieczorem dziennik i jakiś wybrany film w celach informacyjnych, poznawczych i relaksujących. Nigdy nie żałowałam decyzji że pożegnałam się z kablówką. Wystarczy mi internet.
Chodziło także o to, że wieczorem w programie I był w Teatrze TV „Fryzjer” z Pieczyńskim. Oglądałam to już, ale lubię Pieczyńskiego i dlatego byłabym niepocieszona, gdyby mi to umknęło. Miał rolę ciekawą i budował ją z pełną maestrią. Fryzjer wżenił się w zakład fryzjerski, stabilizację, ale z żoną nie łączyło go zbyt wiele. Zakochał się w młodej dziewczynie dla wszystkich, którzy płacili. Dla niego była ucieleśnieniem pragnień, tęsknot i niespełnionych nadziei. Gdy została zamordowana, stał się głównym podejrzanym, choć uparcie twierdził, że jej nie zabił. Cała społeczność na niego rzuciła podejrzenie, a co to znaczy w małym miasteczku, nie trzeba mówić. To poetycko opowiedziana historia o potrzebie uczuć, o szczerej fascynacji młodą dziewczyną. Nosimy chyba w sobie wyobrażenie o miłości. Gdy ma się na co czekać, o kim lub o czym myśleć, to też jest szczęście, a co dopiero mówić, gdy to szczęście puka do drzwi. Główny bohater je znalazł i końcowa scena, gdy czyta kartkę, którą do niego napisała panienka jest naprawdę poruszająca.
W życiu człowiek musi mieć odwagę, aby realizować swoje pragnienia, nie tylko w miłości, w każdej dziedzinie życia. To jednak nie jest takie proste.

środa, 4 lutego 2015
Prowadzę skomasowane działania wokół-łubkowe. Rachunek za telefon może mnie zszokować, ale trudno. Coś za coś. Jednym z rozmówców był pewien starszy pan, który przyrzekł mi pomoc. Zobaczymy na ile zdołamy rozwikłać zagadkę pobytu Tomasza w Łubkach. Kończąc rozmowę podkreślił, że rozmowa z tak miłą i sympatyczną osobą sprawiła mu przyjemność. Mnie zresztą też.
Bukiecik dla sympatycznej i miłej, od sympatycznej i miłej!
Teraz tą „sympatyczną i miłą” kłuję wszystkich, szczególnie trochę mi dokuczających hm… życzliwie, w oczy, a raczej w uszy. Jedna osoba nie wytrzymała już tego mojego wychwalania i stwierdziła, że oczywiście sympatyczna i miła jestem, ale jestem taką sympatyczną siekierą!!! Wyobrażacie to sobie, tak powiedzieć mnie, staruszce?! Miałam jednak pewną satysfakcję, gdyż chyba trochę osobie zalazłam za skórę i teraz się odgryzła. Z siekierą dosyć trudno się mierzyć, ostra przecież jest, a w moim przypadku też ciężka i pokryta cienką patyną czasu.
Co ja bez takich „ananasów” będę robiła w zaświatach? Ani kłócić się z kimś, ani komu podokuczać, popodśmiewać się ze słabości ludzkich. Tam tylko pokuta, modlitwa i składanie przeźroczystych rąk do przebłagiwania żywych i umarłych za popełnione grzechy i grzeszki oraz za niepopełnione czyny, gdyż to przecież grzech zaniedbania.

 
czwartek, 5 lutego 2015
Dzisiaj jestem w stanie euforii. Nareszcie trafiłam na trop Albiny Bogdańskiej z d. Dąbskiej, a nie jak mi podano Dąmbskiej. Pochodzi z Łubek w pow. puławskim. O niczym więcej dzisiaj nie myślę, tylko o tym jak dotrzeć do akt w Łubkach, które mają historię trochę pokrętną, ale zobaczymy. Nie odpuszczę, nawet gdybym miała zainwestować w to połowę emerytury. Ja muszę to w końcu skończyć. To tylko dwa nazwiska, a szukania dwa lata!!! Trzymajcie za mnie kciuki.
http://milkowice.pl.tl/Nowo%26%23347%3Bci-.htm
Wczoraj byłam na spotkaniu z Joanną Bator, wszystko pięknie, ciekawie, ale ja siedziałam  jak na igłach, gdyż w torbie ściskałam książkę „Wąpielsk i okolice”. Czytałam do nocy głębokiej, bez rezultatu, ale w życiu nie ma przypadków. W Wi MBP złapałam dobry kontakt z panią dyżurującą i dzięki niej zobaczyłam opasły tom „Księgi Adresowej Polski”, który mnie z miejsca podniecił. Niby to znam, ale szukałam nie tak jak trzeba. W Bibliotece Cyfrowej w domu odnalazłam co należy i jest sukcesik. W czasie wyszukiwania należy zwrócić uwagę na numery stron i indeksów, to odrębne oznakowanie. Należy brać to pod uwagę, gdyż można nie trafić pod szukany adres. Teraz trudna droga mnie czeka, ale chociaż wiem, dokąd zmierzam.
piątek, 6 lutego 2015
Dzisiaj spędzam dzień przy komputerze - przerwa, komputer, zakupy, komputer, sprzątanie, komputer, obiad … Mam tego dosyć. Łubki są i ich nie ma. Rozłupały się. Taka byłam rozradowana, że trafiłam na Bogdańskiego i teraz nie wiadomo co z tym zrobić. Sprawdzam akta wszystkich okolicznych parafii, nie pojawiają się interesujące mnie nazwiska. Znowu zapaść.
Trafiłam trójkę w toto, była kumulacja i obłowiłam się na sumę 24 zł. To jest ta mała radość. Zobaczymy, co dalej będzie. We wnętrzu nosze pustkę.
Wrócę jeszcze do Joanny Bator, która bawi w naszej okolicy. Utkwiła mi w głowie jej wypowiedź dotycząca pisania. Twierdzi, że jak zaczyna pisać książkę, to wszystko jest w niej, wystarczy, że usiądzie i napisze, bez poprawek, korekty. Tak jak to jej wyjdzie w pierwszym pisaniu, tak zostaje. Taka osoba powinna pisać i pisać, jak to jej nie sprawia żadnej trudności. Blada jest i zmęczona, nosić takie bogactwo w swoim wnętrzu, to naprawdę jest męka. Musi to znaleźć ujście, gdyż inaczej człowieka by zamęczyło.


sobota, 7 lutego 2015
Czas ucieka, ale muszę dodać tutaj swoje trzy grosze, gdyż nie lubię jak coś mi zalega w duszy. Zaraz robię ciasto urodzinowe dla mojej córki, muszę być spokojna aby biszkopt nie przywarł do dna. Podobno zdenerwowanie kucharki udziela się przygotowywanym przez nią wypiekom. Wczoraj byłam tak przygnębiona niepowodzeniami, że cały wieczór jadłam, ale spałam dzięki temu głęboko i teraz wkroczę do akcji zdecydowanym krokiem, spokojna, że nikt mnie nie zaczepi, gdyż konwecja ws. przemocy w rodzinie przyjęta została przez posłów.
Nie wiem, o co walczą w sejmie, gdyż według mnie to dobra ustawa. Przemoc w rodzinie się szerzy, co prawda w Polsce jest najniższa, ale ja w to nie wierzę. Kobiety u nas godzą się na wszystko, byle tylko rodzinę utrzymać. To nie jest dobre dla nikogo, dla rodziny też. Nareszcie będzie można działać, a nie tylko mówić.

Konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej to dokument, który stwarza ramy dla prawnego działania. Chodzi o zapobieganie przemocy wobec kobiet na poziomie europejskim, a także ściganie i likwidowanie przemocy domowej. Przykładowo konwencja nakłada na państwo zapewnienie specjalistycznej pomocy ofiarom przemocy, promowanie dostępu ofiar do wymiaru sprawiedliwości czy zmianie definicji prawa tak, aby definicja przestępstwa przemocy seksualnej opierała się na braku zgody osoby pokrzywdzonej.

Mówi się tutaj tylko o kobietach, ale przecież Jaśki, Staśki, Tomki, Bronki też mają problem. Kobiety to nie zawsze anioły o szeroko rozpostartych skrzydłach i biedacy obrywają od ślubnych żon, a  nikt im nie chce pomóc. Oni są w szczególnie trudnej sytuacji, gdyż nad mężczyznami nikt się nie lituje, mają radzić sobie sami i już. Ja ich biorę w obronę.
Tu i teraz obwieszczam, że nadchodzi dobry czas dla umartwionych pożyciem domowym. Zerwijcie ciążące wam okowy, poszukajcie prawdziwej miłości, która na was czeka -  ja to widzę -  i zaznajcie szczęścia. Należy się wam.
Ludziom obojgu płci, którzy przeżywają trudne chwile, gdyż los się nad nimi pastwi, mówię z tego miejsca – nadchodzi czas szczęścia! Nie szukajcie sezonowych narzeczonych, oczy zwróćcie ku prawdziwemu uczuciu. Nie warto marnować czasu na bylejakość w tej dziedzinie.
Swoje proroctwa przekazałam, oczywiście są zakamuflowane ale przecież nie mogę mówić tutaj wprost, teraz biorę się do pieczenia, a po południu zagłębię się w prasę z dawnych lat, gdyż jak widac  legalną drogą nie odkryję prawdy, która nie wiadomo dlaczego, dla mnie jest niedostępna. Jak chcecie się przyłączyć zapraszam na stronę http://milkowice.pl.tl/Nowo%26%23347%3Bci-.htm  Do pracy rodacy, zima naciągnęła, śnieg i mróz za oknem, czas na domowe dopełnienia. 

niedziela, 8 lutego 2015
Poszłam na całość, przeglądam, szukam i znajduję, nie zawsze to, czego szukam. Czy wiecie dlaczego mówimy na mężczyznę, którego zdradza żona, rogacz? Jak nie wiecie, to przeczytajcie poniższy tekst.
Zaprowadź żonę do łoża pana, a uzyskasz przywilej
W pewnym dość krótkim okresie we Francji i Włoszech obowiązywał inny zwyczaj. Za doprowadzenie świeżo poślubionej żony do łożnicy pana danych ziem małżonek uzyskiwał przywilej upolowania łosia lub jelenia w lasach należących do pana. Zwyczaj ten szybko upadł, gdyż mąż decydujący się na taki krok stawał się pośmiewiskiem danej społeczności. Pozostałością tamtych czasów jest nadal używane miano „rogacza” na określenie męża zdradzanego przez żonę
.
A tak przy okazji, panienka, która po 16 roku życia była dziewicą nie miała powodzenia i zwyczajnie chłopcom się nie podobała, a teraz mówi się że panuje lekkość obyczajów.

poniedziałek, 9 lutego 2015
Byłam u lekarza, Teraz u nas porządek aż miło. Wyznaczona godzina, nie siedzi się w kolejkach. Tak powinno być. Terminy są trochę wydłużone, ale nie marnuje się czasu pod drzwiami. 
Czas mam wyliczony.  Zwijam się jak w ukropie, przecież to moje ostatnie podejście.  Stała się rzecz niemożliwa, pan Piotr odszukał opis dworu w Miłkowicach, teraz czekam na zdjęcie, no niechby był szkic ołówiem, ale aby był. Zapraszam na stronę Miłkowic, serce rośnie, gdy się czyta:
Bodaj tak wszyscy robili dziedzice, bodaj my wszędzie mieli Miłkowice.
I co na to powiecie? milkowice.pl.tl/Nowo%26%23347%3Bci-.htm
wtorek, 10 lutego 2015
Zdrowie mnie skręciło łopatkowo-prawostronnie. W nocy nie mogłam się poruszyć, abym nie czuła potwornego bólu. Rano, po spożyciu posiłku, gdyż na pusty żołądek byłoby to samobójstwo w biały dzień, zażyłam silny środek przeciwbólowy. Wyłączyli nam światło na 4 godziny, wykorzystałam więc ten czas na wygrzanie się i wyspanie w ciepłej pościeli. Teraz już trochę lepiej, ale to nie znaczy, że sprawność w pełni powróciła. Usiadłam jednak do komputera i biorę się do pracy.
Nadesłano mi ciekawy wycinek dotyczący dworu w Rzymsku. Miejscowość nawiedziła trąba powietrzna czyniąc wielkie spustoszenie. Interesujący i wzruszający jest wątek dotyczący bocianiej rodziny. Miłość i przywiązanie do kochanych osób to nie tylko cecha ludzi, odczuwają ją także zwierzęta. Warto naprawdę przeczytać.
 środa, 11 lutego 2015
W zaokiennym krajobrazie tylko kilka okien błyska światłem na tle czerni wieżowca. Godzina wczesna, a ja już nie śpię i moje okno teraz rozświetla przeciwległą ścianę ciemności. Wcale nie jestem wyspana, ja tylko spać nie mogę! Zrobiłam sobie gorącą herbatkę i zamierzam „pogrzebać” na stronach, które wieczorem są tak oblegane, że nie można się do nich dostać. Słucham też Jedynki. Jest taki fajny programik, gdzie można sobie ustawić wszystkie ulubione stacje. Lubię rankiem posłuchać o tym, co na świecie się dzieje.
Nie mogę powiedzieć, że jestem zadowolona z tego, czym mnie świat obdarowuje. U nas chcą obalić rząd Kopacz. Pani Premier jest dobrym człowiekiem, ale to nie wystarczy aby uporać się ze wszystkim co niesie rządzenie. Ludzie chcieliby mieć elementy socjalizmu w kapitalistycznym świecie, a tego nie da się zrobić. Chcieliśmy gospodarki rynkowej, to ją mamy. Aby dostać, trzeba wypracować, a nie dyktować warunki, gdyż mogą nas zwolnić, a nie dołożyć do pensji. Z Polakami nie jest łatwo, trzeba z nimi umieć negocjować, albo trzymać krótko, my jesteśmy „emocjonalni” i powiedzenie „kupą mości panowie” jest zawsze aktualne. Rolnicy znowu w Warszawie. Walczą o swoje. Swoje płody sprzedają za grosze. Oni walczą, inni cierpią. Ktoś jest na jakimś etapie nieudolny. Jak się nie wyruguje pośredników, będzie jak będzie.
Górnicy toczą wojnę, o co? O zmiany w ludziach zarządzających, o piętnastkę? Według mnie wszystkie przywileje powinny być w Polsce zniesione. Każdy powinien dostawać zapłatę za pracę i koniec. Swoją drogą dyrektorzy to ludzie wszechstronni, przechodzą z jednego dyrektorowania do drugiego nie zawsze mając pojęcia o dziedzinie, którą zarządzają. Tak się nie da, to, że ktoś jest operatywny, to nie znaczy, że zna się na pracy kopalni.
To, że ktoś, kto ma łatwość wymowy, nie musi się sprawdzić jako prezydent. Nam nie trzeba oratorów, potrzebujemy na ciężkie czasy człowieka mądrego, wyważonego, myślącego perspektywicznie. Ja też mam „talenta” krasnomówcze, ale to nie znaczy że zgłoszę się jako następna kandydatka, uważam, że mówić to za mało, trzeba wiedzieć co się mówi i jak to co się obiecuje, wprowadzić w czyn.
Zabieram się do szperania, mało, że mam do ustalenia konkrety, to jeszcze słyszę głosy, że powinnam przedstawić życie dworu i wsi w XIX wieku, nie tak ogólnie, ale konkretnie w Miłkowicach. Nie wiem czy sprostam temu zadaniu. Dwojąc się i trojąc wczoraj przekonałam księdza parafii, o którą mi chodzi, aby przejrzał roczniki akt początku XX wieku. Mam nadzieję, że to coś da w ustaleniu danych pani Albiny. Mam też kontakt z osobą, która „przejrzy” groby na cmentarzu owej parafii i zrobi zdjęcia, gdy odszuka co należy, ale dopiero na wiosnę, mieszka w odległej miejscowości i rodzinę odwiedza nie tak często. Może też przeprowadzi wywiady... Jak nic z tego nie wyjdzie, trzeba będzie potrząsnąć kiesą i udać się do archiwum, które stosuje kapitalistyczną zasadę, praca- płaca. Wierzę jednak w swoją szczęśliwą gwiazdę. 

czwartek, 12 lutego 2015
Kawusie - pączusie mam już za sobą. Nawet Walentynowo się wykłosiłam wczoraj na spotkaniu. Zaproponowano mi współpracę z młodzieżą odnośnie genealogii, ale ja nie mam już na to siły ani ochoty. Robienie drzewa genealogicznego rozpoczęłam z koleżanką, odpadła w połowie podejścia. Życzę jej z całego serca, aby dobrnęła do końca. Było kilka osób indywidualnych liczących na moją pomoc. Jak zmierzyłyby się z rzeczywistością, zrezygnowały. Ładnie to wygląda, jednak zbieranie materiałów  przerasta mniej odpornych. Miło jest być dostrzeganym, ale ja nie mogę być miłym człowiekiem kosztem swojej pracy. Stronę Miłkowic muszę doprowadzić do końca, a sił ubywa. Problemem też jest to, że programy które wykorzystywałam dziesięć lat temu umknęły mi już z pamięci. Nie są mi do niczego potrzebne i znowu mam szukać i do tego wracać? Są ludzie, którzy gdy raz się czegoś nauczą pamiętają to na całe życie, ja do takich nie należę. 
Dzisiaj czuje się tak, jakbym jedną nogą była juz na księżycu i zbierałabym srebrny pył z koniuszka tego romantycznego ciała niebieskiego. Jestem w trakcie zmiany leków, które lepiej się sprawdzają niż te zapisane przez lekarza specjalistę. Trzeba jednak przez pierwszy tydzień cierpliwie mierzyć ciśnienie, później dopiero zażyć odpowiednią dawkę leków, ale ja zapomniałam. Efekt był taki, że całe przedpołudnie przespałam siejąc postrach, gdyż nie odbierałam telefonów. Nie wiem jak ludzie funkcjonują przy ciśnieniu 115/70? Ja jest nie-do-życia. Wypiłam już kawę, herbatę i w dalszym ciągu się słaniam. Praca stanęła, Halusia przysnęła i usuwanie zębów rozpaczliwie mi się śni. Miłego wieczoru życzę.

sobota, 14 lutego 2015
Dzisiaj Walentynki.  Zadzwonił dzisiaj mój brat, złożył mi życzenia, tak dla draki, zaznaczając, że chyba dzisiaj nie doczekam się kwiatów. To prawda i jestem z tej racji bardzo szczęśliwa. Wszystko w życiu ma swój czas i niekiedy lepiej czegoś nie mieć, niż mieć to w niewłaściwym czasie!
Oglądałam wczoraj tak jednym okiem film Raj: Miłość. Nie było się tam nad czym zastanawiać, jedyne co przyszło mi na myśl to to, że niekiedy kobiety same wpędzają się w niestosowne sytuacje.
Bohaterką jest pięćdziesięcioletnia Teresa, która chce wyjątkowo spędzić urodziny. Jej wybór pada na nadmorski kurort w Kenii, gdzie Europejki w średnim wieku poszukują tzw. "beach boysów", czyli młodych Afrykanów, którzy za pieniądze spełniają ich fantazje seksualne. Okaże się, czy w kenijskim raju Teresa przeżyje przygodę życia.
Owszem, przygoda była, ale za pieniądze, a w końcu to nawet pieniądze nie skusiły młodych ludzi. Pozostał płacz, upokorzenie i żal, że w takie układy się wchodziło.
Ja jestem na swoim miejscu, nauczyłam się wczoraj konwertować dokumenty drukowane i mogę już teraz przenosić je do Worda. Trochę to trwało, ale jak ktoś zdecydowany jest z jakimś problemem się zmierzyć, to Los podrzuca mu rozwiązania, ludzi i spełnia oczekiwania, ale to muszą być zamierzenia stosowne do wieku.

 niedziela, 15 lutego 2015
Sympatią napawają mnie postacie, nawet fikcyjne, które mają myśli zbieżne z moimi. W sobotę rano idąc po szczypiorek i sałatę na bazarek, czyniłam rozważania na temat mojego życia. Jakże inaczej mogło wyglądać, gdybym oparła je w młodości na zasadach, które przyjęłam teraz jako staruszka?!
Oglądając  wieczorem film o artyście rzeźbiarzu zauroczonym swoją modelką, ale tylko jej pięknym ciałem, które podziwiał, odkryłam, że nie tylko ja o takich sprawach rozmyślam, on wypowiedział słowa będące odbiciem moich myśli, a wieńczące jego życie. Olśniło mnie.
„Kiedy zaczynamy mądrzeć, nadchodzi czas, aby przejść dalej."
Ukoronowaniem jego życia była przepiękna rzeźba, która zachwyca proporcjami i boskim światłem. A ja? Co ja zostawię po sobie? Kiedy zabiorę się do pracy? Przecież czas zbliża się nieuchronnie… Może mądrość jeszcze w pełni na mnie nie spłynęła, więc trochę czasu mi  dadzą?!
Rankiem w moje rozmyślania wkroczyła stara Cyganka. Normalnie nie zaczepiają mnie, gdyż we mnie nie mają oparcia, ale przy tej sama się zatrzymałam - zmęczona twarz, granatowe półkoliste sińce pod oczami, a oczy już przechodzące na drugą stronę… Stanęłyśmy naprzeciw siebie i patrzyłyśmy chyba ponad czasem.
- Daj złotówkę na chleb dla Cyganki – poprosiła.
- Dobrze, dam, ale nie proś o więcej! - powiedziałam zdjęta współczuciem.
Wyjęłam monetę, ścisnęła ją w dłoni, i tak jak Papusza, chciała odpracować to, co dostała.
- Powróżę ci.
- Nie, nie interesuje mnie to już – powiedziałam, ale zrobiło mi się jej żal, mówię więc – wróż. Normalnie to tak jest, że młodzi pracują, aby zarobić, a starzy pracują aby w ogóle coś robić, ale z Cyganką jest inaczej, nikt jej emerytury nie da, jej pracą było wróżenie i musi ciągnąć to do końca życia albo umierać z głodu.
Trzymała już karty, wyciągnęłam więc jedną i dostałam zapewnienie, że to, czego najbardziej pragnę, spełni się za 14 dni. Dobrze by było! Dalszej wróżby nie było, gdyż jazgoczący babiszon odpędził biedną, starą Cygankę. Musiałam jej bronić przed nienawiścią bliźnich dowodząc, że nikt tutaj nikogo nie wykorzystywał, ale są kobiety które wszystko wiedzą lepiej, one też chcą decydować o świecie i innych mimo, że nikt je o to nie prosi.
Co zostawi po sobie Cyganka, co napastliwa mieszkanka grodu nad Brdą, co ja zostawię, co wszyscy zostawimy światu w obliczu zbliżającej się nieuchronnie do naszych granic wojny? Czy mądrość opuściła ludzi?

wtorek, 17 lutego 2015
Światowy Dzień Kota, uczcijmy więc koty, warte są tego. Ja lubię koty, gdyż są mięciutkie, lubią się
przytulać, tak mądrze patrzą na człowieka, czasami z odrobiną litości, wiedzą kiedy coś boli i starają się pomóc, no i dlatego, że one mnie lubią.
Co prawda ostatnio przyszedł z wizytą do mnie pewien kot, miał przebywać dwa dni, ale się nie nabył. Było chyba zbyt dużo ludzi i się denerwował, oj dał nam „popalić”. Wina mogła być też po stronie ludzi. Nie każdy koci osobnik lubi być głaskany w dzień i noc. Może była to reakcja obronna?! Stał w przedpokoju i syczał. Sama czułam się niepewnie. Zdaję sobie sprawę, że im starszy kot, tym większy indywidualista. Jeden wyjątek nie przesądza o wszystkich kotach, ja i tak kocham koty, te zindywidualizowane niecnoty.
Nie mam kota, ale relaksuję się na swój sposób. Wczoraj zbyt się natrudziłam przemeblowując znowu mieszkanie i to szybko, aby się nie narazić na uwagi otoczenia.
- Siedemdziesięcioletnia staruszka sam przestawia meble! – słyszę.
- A co to, mam się pytać o pozwolenie? Póki mogę, póty przestawiam!
Siedziałam więc dzisiaj w fotelu z podnóżkiem dla wygody nóg, już lekko puchnących ze zmęczenia, czytałam o Karskim, asie wywiadu i to nawet mi się podobało. Słońce roztaczało wiosenny blask, herbatka z syropem z dzikiej róży łaskotała podniebienie, radio wspomagało mnie w odpoczynku. Gaworzyło coś o starości i sposobach pomagania seniorom. Podobno role się odwróciły. Wiedza starców nikomu się na nic już nie przydaje, to oni oczekują instrukcji do otaczającego świata, za którym już nie nadążają. Wnuk pomaga opanować komputer, córka uruchomić komórkę, a zięć ustawić telewizor. Pozostaje mądrość życiowa, jednak kiedyś świat był inny i trochę inne normy społeczne. Według mnie to nawet wyrażanie uczuć miało inną oprawę. Jak to wszystko wtłoczyć w dzisiejsze realia i być dla kogoś autorytetem?!
Tak to już jest, staruszki aby sobie osłodzić samotność, mają koty, koty mają swoje grymasy, grymasy trzeba wybaczać pupilom, bo przecież kogoś trzeba mieć do kochania i znoszenia humorków. Tak to jakoś się wszystko kręci.
środa, 18 lutego 2015
Popielec, pierwszy dzień Wielkiego Postu, dzień pokuty przypadający na 46 dni kalendarzowych (40-dniowy okres postu, bez wliczania niedziel) przed Wielkanocą. Głowę należy mieć posypaną popiołem na znak pokuty.
Wstałam rankiem o bladym świcie, aby na ósmą zdążyć do kościoła, gdyż plany miałam szerokie na dzień dzisiejszy. Wszystko zostało unicestwione przez łazienkę przypominającą tereny podmokłe, dywanik zwilgotniał podejrzanie, przeprowadziłam więc rekonesans i wypadł on niestety niepomyślnie. Po wężykach pod umywalką siąpił kropelkami drogocenny, życiowy płyn… Wpadłam w lekki popłoch.
Dzień w dzień odbywa się w moim bloku nieustające wiercenie, wymieniają w piwnicach rury. Wczoraj pracowano nad naszą klatką. Zostaliśmy wezwani do piwnicy w celu udostępnienia pomieszczeń będących w naszym posiadaniu, woda została wyłączona na cały dzień roboczy i trzeba było się męczyć z ograniczeniami. Podwyższonego ciśnienia przy ponownym włączeniu wody wężyki nie wytrzymały. Zadzwoniłam do dwóch hydraulików, żaden nie chciał podjąć się tak prostej, w ich ocenie, roboty. Kazali mi poszukać kogoś w najbliższym otoczeniu, aby wymienił to urządzenie. No gdybym sobie nie poradziła z problemem, to jutro jakoś tam wygospodarują dla mnie to parę minut. Poszukałam, ale boję się, że ten człowiek przestanie się do mnie odzywać! Kazał mi wyłączyć wodę i czekać, aż wróci z pracy. Problemem jest też typ wężyka, skąd ja mam wiedzieć, jaki on tam jest. Upiekłam ciasteczka, siedzę i czekam, aż godzina 16 wybije. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie gładko i zdążę na godzinę 20 do kościoła. Niech posypią mi głowę na znak pokuty, umartwień jak widać mi nie brakuje.

piątek, 20 lutego 2015
W lutym wiosna! Bazie srebrzą się na wierzbie, słońce poczyna sobie raźno – pranie wyschło mi na balkonie. W godzinach dopołudniowych zażyłam spaceru, nawdychałam się balsamicznego powietrza i z trudem trwam na posterunku. Spać mi się chce jak licho. Odmówiłam dzisiaj spotkania w celach reparacyjnych, nie mam siły. Wężyki i owszem są sprawne i suchutkie, ale syfon lekko siąpi. Jutro zostanie wymieniony na nowy. Nie ma co się z nim przekomarzać, jest nieposłuszny, więc do lamusa.
Do panów hydraulików mam żal. Poinformowali mnie, że to będzie taka prosta praca. Tak by chyba było, ale moje układy hydrauliczne są lekko zagmatwane. To było wezwanie, zakończone połowicznym sukcesem, w sobotę nastąpi finał. Na dodatek „naprawca” lekko się obraził! Ubolewałam nad jego poświęceniem i oddaniu się pracy roszącej czoło, a on ostro zareagował - powiedział, że jak jest za stary na takie prace, to mam sobie poszukać kogoś młodszego? Na litość Boga, po co mi młodszy?! Liczy się efekt, a nie osoba naprawiająca urządzenie.
Taka jestem po tym wszystkim humorzasta, że ciągle coś przestawiam, przesuwam i nie mogę dojść do siebie. Ja jestem wrażliwym człowiekiem, przestawiłam kanapę i teraz nie mogę spać na nowym miejscu. Szukam jakiegoś rozwiązania, ale to nie jest łatwe. Walczę także z sennością. Zasnęłam o czwartej nad ranem. Teraz muszę ciągle coś robić, gdyż boję się, że wystarczy, że usiądę i zaraz będę drzemać, a to byłaby klęska totalna. Muszę wytrwać!
Łupki też mnie łupią, nic nie mogę znaleźć. Szukam w różnych źródłach i wszędzie cicho i głucho. O właścicielach majątku nic się nie mówi. Potrzeby mi znowu cud. Aniołku, nie odpoczywaj, daj z siebie wszystko, przecież wiem, że też nie lubisz przegrywać. Musimy sprawę rozwiązać bez inwestowania w archiwa, zdajesz sobie sprawę z tego, że jeszcze syfon muszę kupić… Niech już będzie koniec miesiąca i ta zapowiadana rewaloryzacja emerytur. Są tacy, którzy uważają, że to mało, ale mnie i taka kwota zadowoli.
 
sobota, 21 lutego 2015
Mój wnuk dzisiaj ma urodziny. Rano już się nagadaliśmy. Z prezentami  nie można nadążyć zgodnie z jego oczekiwaniami, kto tam wie co teraz u takich młodych ludzi jest na topie,  dostaje więc pieniądze w prezencie. Tak jest lepiej dla wszystkich. Jak to dobrze, że taką życzliwa dusza na świecie istnieje. To moja największa radość i moja największa nadzieja.
Przygotowuję się na starość po raz drugi! Już w poprzednim miejscu „wyszykowałam” wszystko aby później nie było problemu. Przedmioty, jak to przedmioty, ulegają dekapitalizacji. Kupuję i wymieniam już drugi raz. Te, które miały trwać po wieki wieków, psują się od nowa. Trudno, będę się w dalszym ciągu przygotowywać. Starość ma przebiegać bez problemu. Nie tylko ja tak mam, moja sąsiadka, bardzo sympatyczna osoba, też się z mężem przygotowują doprowadzając kuchnię i łazienkę do obowiązujących obecnie standardów. Czuję się więc umocniona w moich staraniach.
Moda się zmienia, a my staramy się wejść w jej kanony w każdej dziedzinie. Dotyczy to wystroju mieszkań, ubrań, a nawet wyglądu ogrodów czy rodzaju kwiatów rosnących przed domem. Każdy chce wyglądać odmiennie, ale musi nadążać z modą! Ja optuję z prostotą. Osobiście noszę stroje uniwersalne, gdyż nie jestem w stanie czasowo podążać za każdym cięciem, "pufką" czy falbanką. Najgorsze jest kupowanie takich modnych ciuchów i później donaszanie ich przez lata, gdyż szkoda wyrzucić, a babci wszystko przystoi. Babunie wyglądają niekiedy jak egzotyczne ptaki, ale tak to już bywa. Najlepiej kupować mniej i „zanosić” na śmierć, dopóki inni też są w tej mierze do nas podobni. Takie wyróżnianie się też nie jest fajne.
Humorek dzisiaj mam wisielczy, wyspana jestem do nieprzytomności. Opłaciło się wczoraj przetrzymać chęć do drzemki. Rano w radiu PiK towarzyszącym mi niezmiennie o wczesnej porze, to znaczy około ósmej, puścili balladę o Wiśniewskiej Mnie też ucieszyła. Z kubkiem zielonej herbaty tańczyłam sobie po wysprzątanym pokoju, z radości, że inni też mają do niej słabość. Trochę się boję, gdyż niedługo przychodzi „młodzieniec” od syfonu i nie wiem już, co mam mu mówić, że młody jeszcze, czy już stary, ale sprawny?! Boże dopomóż, niech ten dzionek mija sprawnie.
niedziela, 22 lutego 2015
Mam już czas dla siebie, gość córkowy wybył aby zaszyć się ze swoimi przyjaciółmi w domowych pieleszach, ja oddam się swoim sprawom. Na gwałt muszę doczytać „Tajne państwo” Karskiego. Książka miała obudzić sumienie Ameryki i to się udało. Prawda, jaką zapisał Karski, zaskakuje i wciąga równie mocno w 1944 roku jak i teraz. To hołd złożony słynnemu kurierowi.
Skóra cierpnie, kiedy się czyta o tym, jaki to Niemcy brali odwet za każdą porażkę, za każde niepowodzenie. Tylko jeden przykład - gdy jednemu z kurierów udało się uciec, zastrzelili 68 osób zamieszkujących pobliskie kamienice. Ile społeczeństwo musiało mieć zaparcia i hartu ducha, aby taką walkę prowadzić…
Dzisiaj w Kijowie Marsz Godności. Obchody pierwszej rocznicy Majdanu. Dużo prawdy jest w tym, że Ukraina to strefa buforowa oddzielająca Rosję od Zachodu. Płacą krwią za to, że chcą wybrać własną drogę. A co z krajami nadbałtyckimi? Nikt nie rwie się do sprzedawania im broni, a oni chcą się zbroić. Czują co się święci. A Polska? Boję się o tym wszystkim myśleć. Czy nikt nie powstrzyma Rosji? Najgorsze jest to, że Putin ma poparcie narodu! Co tymi ludźmi kieruje? Nie wiem jak świat to rozwiąże, ale ja wojny zdecydowanie nie chcę.
poniedziałek, 23 lutego 2015
 "Ida" film,o którym się mówi. Tytułowa Ida to przyszła zakonnica z kryzysem tożsamości, która ma wybrać drogę życiową. „Ida” zdobyła Oscara. Polska jest pijana ze szczęścia, tak to określił jeden ze znawców kina. Ja jestem zupełnie trzeźwa. Cieszę się oczywiście z takiego wyróżnienia, ale myślę o tym, że ten film stawia nas Polaków w świetle niezbyt korzystnym. Czy my byliśmy antysemitami? Chyba nie. Gdy zdarzały się takie przypadki, były one odosobnione. Poruszyła mnie postać Wolińskiej, „krwawej Wandy” która dla mnie jest bardzo kontrowersyjna, ale to ona zainspirowała reżysera do stworzenia filmu, a w jej postać wcieliła się po mistrzowsku p. Kulesza.
Helena Wolińska-Brus, pierwotnie Felicja (Fajga Mindla) Danielak, ps. Lena (ur. 28 lutego 1919 w Warszawie, zm. 26 listopada 2008 w Oksfordzie – polska działaczka komunistyczna pochodzenia żydowskiego, prokurator, polityk, nauczyciel akademicki, oskarżająca w procesach politycznych okresu stalinizmu w Polsce Ludowej w tym w tzw. mordach sądowych.
Wolińska wydała m.in. nakaz aresztowania Augusta Fieldorfa „Nila” i wielu AK-owców. Jej ekstradycja z Wielkiej Brytanii okazała się niemożliwa, gdyż wspierały ją żydowskie media, wystarczyło, że w czasie wojny uciekła z getta. O Polakach wypowiadała się z pogardą, oskarżając ich o antysemityzm. Bohaterka filmu miotana beznadzieją i bezsensem życia malowniczo i szybko wyskoczyła przez okno ponosząc śmierć na miejscu, ale prawdziwa Wolińska zmarła śmiercią naturalną i jej grób znajduje w kwaterze żydowskiej w Oxfordzie.
Boli mnie to, że taka opinia o Polakach pójdzie w świat, bo przecież nie wszyscy znają naszą historię. W filmie nawet nie ma słowa o Niemcach i ich działaniach w czasie wojny, a o filmie już się pisze, że "penetruje najciemniejsze, cierniste zakątki polskiej historii, rozliczając zbrodnie Stalinizmu oraz Holocaustu". Coś jest chyba nie tak, dlatego Oscar średnio mnie cieszy, to nie zmienia sytuacji, że film może innym się podobać.
 
wtorek, 24 lutego 2015
Emerytura ma też swoje dobre strony, nie chodzisz do pracy, nie doświadczasz mobbingu, nie martwisz się co inni o tobie powiedzą. Żyjesz sobie tak jak chcesz. Może trochę samotność doskwiera, ale to jest do opanowania. Starsi ludzie nie mają już tak dużej potrzeby kontaktów międzyludzkich.
Przeraża mnie to, co można zrobić z aktywnym zawodowo człowiekiem wchodząc w jego życie z buciorami. Myślę w tej chwili o Durczoku. Wykończą go jak amen w pacierzu. Komuś przestał się podobać, stał się mało użyteczny, są już inni na jego miejsce, a jak chce się psa uderzyć, kij się znajdzie. Myślę, że każdego można wykończyć, gdy się metodycznie zabierze do sprawy. Według mnie za takimi aferami ktoś stoi, komu zależy…
Jakoś mi nie przemawia do wyobraźni, że znana dziennikarka, nie wiem niestety kto to jest, pozwoliła sobie na takie traktowanie. W końcu dziennikarze to „bogowie”, robią z ludźmi jak widać, co zechcą. Zobaczymy jak to się rozwinie, ale dla Durczoka to już sprawa przegrana. TVN oglądam bardzo rzadko, ale trochę mi chłopaka szkoda.
W pracy, takiej normalnej, też nie jest lekko z takimi sprawami. Szczególni narażeni na mobbing są ludzie wychylający się z szeregu, zagrażający komuś, lub tacy, którzy nie podporządkowują się w pełni przyjętym normom, niekoniecznie mądrym, ale zastałym i funkcjonującym w danym środowisku. Dla mnie szczególnie podłe są rozsiewane plotki i insynuacje. Dzieje się to za plecami danego człowieka, a on niekiedy nie ma o tym zielonego pojęcia. Otoczenie powoli odsuwa się od niego, jest izolowany i nie może zrozumieć, co się dzieje.
Jakoś ostatnio siedzę w tematyce wojennej, mimo że tego nie lubię. Przypomniałam sobie takie wydarzenie. To było takie działanie z zazdrości chyba o stan posiadania tej osoby. Zaczęły krążyć pogłoski o tym, że pan X zabrał poniemieckie pianino, a nie powinien, gdyż do pianina powinien mieć prawo ten, w czyim domu było. Kogoś widocznie pianino bolało. Załatwiłam sprawę tak, jak to mam w zwyczaju, mimo że przyjaciół mi to nie przysparza. W czasie nadarzającej rozmowy z tym panem zapytałam jak to naprawdę było z tym instrumentem muzycznym. Zdziwił się, że o coś takiego pytam, widocznie nie wiedział co o nim mówią, ale ponieważ nalegałam, wyjaśnił sprawę od podszewki. Wyszukał zetlały i zżółkły dokument przedstawiający dowód kupna – jaki przezorny człowiek, jakby się na tę chwilę przygotowywał! – powiedział, kiedy Niemcy zabrali pianino, gdzie i u kogo było przez czas wojny, oraz opowiedział o tym, jak to z trudem odebrał instrument od ludzi, którzy wrócili do swojej dawnej siedziby. Sprawę oczywiście upubliczniłam! Nie lubię, gdy prawda jest utajniona. Ktoś nie przewidział jednego, że człowiek ten ma dokument poświadczający, że pianino jest jego. Zawsze dobrze jest mieć dowody. Durczowi też należy przedstawić dowody winy, jak się mówi a, trzeba powiedzieć też b. 

środa, 25 lutego 2015
Zupełnie nie wiem jak to się dzieje, że z domu wychodzę uśmiechnięta, wyświeżona, wypoczęta i wydawać by się mogło, że w takim stanie powinnam wrócić. Tak jednak nie jest. Wczoraj wyruszyłam do sklepu złożyć reklamację. Stałam na przystanku, nic jakoś nie nadjeżdżało, postanowiłam przejść się pieszo. Wydało mi się, że z łatwością pokonam odległość, ale tak nie było. Im dalej, tym było mi trudniej. Wspomagałam się groszkami, które zakupiłam na wieczory smutne i nudnawe. Pochłonęłam w końcu całą torebkę aby regenerować siły. Drogę powrotną przebyłam już autobusem miejskim. Zrobiłam zakupy i wróciłam do domu jako inny człowiek, zmęczony, bezbarwny, z wyrazem znużenia na twarzy. Zrzuciłam z siebie wyjściowe szaty, wypiłam szklanicę soku marchwiowego i przespałam się snem dodającym siły. Gdyby nie ten zastrzyk energii, chyba byłoby mi trudno przetrwać dzionek.
Dzisiaj układałam się od rana z Archiwum w Płocku, może coś się tam dla mnie znajdzie. Bardzo miłe panie, może opłaty nie będą tak karkołomne jak mi się wydawało. Wszędzie są ludzie umiejący spojrzeć na człowieka z sercem. Znalazła się też dzisiaj na spotkaniu bibliotecznym pani, która ma rodzinę w Płocku. Wyraziła chęć współpracy. To naprawdę miłe z jej strony. Zobaczymy jak to się wszystko rozwiąże.
Zaczynam czytać „Księgi Jakubowe” Tokarczuk. To dopiero będzie lektura. 1000 stron do przeczytania. Trochę już weszłam w księgi owe, napisane ciekawie, więc może mnie zauroczą, a o to przecież chodzi.
 czwartek, 26 lutego 2015
Śniadanie spożywam w towarzystwie radia PiK. Coś przecież o ziemi, na której przyszło mi zamieszkać, muszę wiedzieć. Nigdy nie pokocham jej miłością pierwszą, ale darzę ją zainteresowaniem. W momencie, kiedy włączyłam radio, pan redaktor kończył dowcipnie jakiś felieton stwierdzeniem, że teraz przyszła moda na rozprostowywanie bruzd mózgu i to jest przyczyną znieczulicy. Podchodząc do tego metodycznie należy się zastanowić, kto jest bardziej szczęśliwy i użyteczny, czy ten z bardziej pofałdowaną korą mózgową, czy ten rozprasowany w tych okolicach?
Jakoś tak się dzieje, że ci najbardziej pofałdowani uzurpują sobie prawo do wydawania osądów i tworzenia prawd, z którymi nie można nawet dyskutować, gdyż uchodzisz wtedy za nieuka i człowieka bez wrażliwości. Niechby tworzyli jako elita intelektualna swoje prawidła moralne, estetyczne, artystyczne, ale innym też powinni dać przestrzeń do istnienia. Oni jednak bez względu o czym by nie prawili, muszą mieć rację… Przecież każdy człowiek ma swoją wrażliwość i przydatność życiową.
Kiedyś, na pewnym portalu, którego nazwy nie wymienię, tacy pofałdowani wbili w ramach odwetu cierń w moje serce, i odeszłam kierowana honorem, boleśnie zraniona, ale trudno. Inna sprawa, dlaczego do nich zaglądałam, kto mi kazał, przecież wiedziałam, że zaliczyli siebie do pofałdowanych i czuli się dobrze tylko w sowim gronie. Dobrze mi się tam pisało, ale dla swojego dobra teraz wiem, że takich ludzi muszę omijać. Jakoś nie mogę zrozumieć, dlaczego trzeba ranić innych przypinając im łatkę i aby nie wiem co, pokazać, że jest się górą. Może tych fałd mają zbyt wiele?!  
Gdyby jednak nie to, to strona Miłkowic nigdy by zapewne nie powstała, zajmowałabym się czymś zgoła innym. Kto więc zyskał, a kto stracił?! Nie czuję się pokonana, ale widocznie coś mnie boli, gdyż ciągle do tego i tak wracam. Zbyt pofałdowanych, ale jeszcze nie usadzonych na piedestale, lepiej omijać. Tacy ludzie dopiero się opierzają i dopóki nie osiągną szczytów, nie nabiorą skromności, a ta jest w życiu geniuszy nieodzowna, prawdziwa oczywiście, a nie pozorowana. Muszę przyznać, że na ów portal jakoś i tak trochę zaglądam, mimo, że nie zawsze jest po co, ale nie wrócę tam nigdy, nigdy! Staram się nie popełniać już takich błędów, ale niekiedy gdzieś się i tak przypadkowo zaplączę. 

piątek, 27 lutego 2015
Naród niemiecki może poszczycić się wieloma wybitnymi przedstawicielami kultury i nauki. Niemcy to naród kulturalny, czysty i dokładny. Każdy Niemiec ma poczucie własnej wartości, dla mnie aż za bardzo. Wojny położyły się cieniem na historii tego państwa i ludzi. Wtedy ujawniły się inne wartości, których już nie da się zaakceptować. Nie będę mówiła tu o środkach terroru u okupantów po obydwu stronach, były podobne, ale o postępowanie zwykłych ludzi. Odwołam się do Karskiego. Jasno i wyraźnie powiedział, że żaden wartownik rosyjski nie bił go i nie kopał, u Niemców było to normą.
Chciałabym opowiedzieć historię zasłyszaną ostatnio, która mną wstrząsnęła. Okazuje się. że Niemcy mieli nie tylko doktora Mendele, inni lekarze niemieccy też nieźle sobie poczynali. Tereny, gdzie mieszkam, zostały wcielone do Rzeszy. Polacy stanęli przed wyborem, albo podpisanie volkslisty, albo odsunięcie od wszelkich praw. Mała pięcioletnia dziewczynka dostała ostrego ataku wyrostka robaczkowego. Ponieważ była Polką, nie chciano ją przyjąć do szpitala. Matce postawiono warunek, albo podpisanie listy, albo niech dziecko umiera. Rodzina, a szczególnie babcia, nigdy nie godziła się na jakiekolwiek układy z Niemcami, ale w tej sytuacji nawet ona skapitulowała. Listę podpisano, dziecko wzięto do szpitala, ojca natychmiast powołano do niemieckiego wojska i wysłano na front. Dziewczynkę w szpitalu przetrzymano przez trzy miesiące!!! Co z tym dzieckiem robiono, trudno określić, miała kilkanaście operacji. Blizny ma na całym prawym boku, a nawet na plecach. Rany się nie goiły, ropiały, a błagania matki, aby dziecko zabrać do domu, zbywano milczeniem. W końcu zlitowała się nad dzieckiem siostra zakonna zatrudniona w szpitalu, poradziła matce potajemnie co ma mówić, jak prosić i dosłownie na klęczkach kobieta wybłagała wypisanie dziecka ze szpitala. Przez następne kilka miesięcy dziewczynka dochodziła do siebie w domu. Trauma i uszczerbek na zdrowiu pozostały na całe życie.
Co można jeszcze dodać? Nienawiść to nie jest stan na dłuższy czas, niszczy tego, kto nienawidzi. Trzeba wybaczać, aby móc żyć. Ciekawa jestem, gdyby w takiej sytuacji znalazł się ten lekarz i chodziło by o jego własne dziecko, co by powiedział o takim medyku?! Jak wytyczać granice człowieczeństwa? Kiedy ujawniają się prawdziwe instynkty ludzkie, do czego zdolny jest człowiek, gdy ma przyzwolenie na wszystko? Czy wysoki poziom kultury narodu ma wpływ na zachowanie jednostek?

sobota, 28 lutego 2015
Ostatni dzionek lutego, emerytura na koncie, zakupy jakby obfitsze, a na dodatek promocje lały się wczoraj jak z rękawa w nowym sklepie, któremu nie wróżę świetlanej przyszłości, ale póki co trochę nas nacieszy, humor lepszy, zdrowie gorsze, chyba będzie padać, czuję to w stawach dłoni.

Postanowiłam się cieszyć dzisiejszym dniem i podarowałam sobie bukiecik wspomnieniowych fiołków!!! Pomyślałam już o nich wczoraj i to niesamowite, ale czułam jak pachniały. Ustawiłam je sobie jako tapetę pulpitu i będę się nimi przekomarzać. Mam okazję ku temu, bazie za oknem pęcznieją, ptaszki flirtują, słonko poczyna sobie coraz odważniej więc i mnie przyjdzie się radować  wiosną, której zbytnio nie lubię – wszystko rwie się do życia, a ja przygasam i to mnie przygnębia. Wolę jesień z jej ferrorem złocistych barw, jedziemy wtedy na tym samym wózku, tylko ja w srebrzystych odcieniach, dlatego wielbię jesienne mgły i księżyca blask. Ach, jeszcze trochę, jeszcze chwilkę...

  
Facebook "Lubię to"
 
Motto strony
 
„Pamiętaj, że każdy wiek przynosi
nowe możliwości.
Daj z siebie wszystko – inaczej oszukujesz samego siebie.”
O nic cię nie poproszę - fasti
 
Nigdy się nie ukorzę
o nic cię nie poproszę
zamknę słowa na klucz
wymyję w zimnej rosie
wierszyk jakiś napiszę
życie sobie osłodzę
ukradnę słowa sowie
wiatr pogonię w ogrodzie
nie będę już wiedziała
o wszystkich dylematach
miłości niespełnionej
uczuciach do końca świata
A kiedy czasem nocą
poszukam złudnych cieni
perliście zalśni rosa
na zimnym skrawku ziemi
i wtedy moje serce
w atramentowej toni
odszuka twoje myśli
i z bólem je dogoni
bo jesteś mym marzeniem
i będziesz do końca świata
w Różowej Księdze Uczuć
zapisanym tego lata
Bezsenność
 
w ciemnej ciszy nocy
kroczy cicho zegar
wybija wspomnienia
i czasu przestrzega

srebrny blask księżyca
o tarczę się oparł
oświetlił wskazówki
i wszystko zamotał

czyjeś smutne oczy
wpatrzone w mrok nocy
śledzą czasu przebieg
bezsenności dotyk
Sposób na samotność
 
Wymyśliłam sobie ciebie
W noc bezsenną o poranku,
Gdy uparcie w okno moje
Zerkał księżyc, bard kochanków.

Wymyśliłam sobie ciebie,
Gdyż ma dusza poraniona
Nadawała ciągle sygnał
„Skrzynka żalów przepełniona.”

Wymyśliłam ciebie sobie
Od początku, aż do końca.
Wiem, że nigdy cię nie spotkam,
Muza tylko struny trąca.
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja